Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
pytania po wizycie w rodk
Autor Wiadomość
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-16, 15:26   pytania po wizycie w rodk

witam Was,mam pytanko-
czy mieszkając z dziećmi w domu-żona mieszka od początku roku z kochankiem-mam obowiązek informować ją o wyjściu na noc moich synów (15 i 17 lat)do domu kolegi(w wakacje)-pod opieką jego rodziców
-albo na przykład na noc do mojej mamy czy mojej rodziny

-nie jak ona mnie zapyta(bo wtedy odpowiadam)-tylko gdy mnie o to nie pyta

-czy mam obowiązek o tym meldować
jestem po 4 -ej rozprawie rozwodowej-teraz będzie następna
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-16, 19:15   

Ciekaw jestem co stało się przyczyną Twojego pytania. Synowie nie są już w wieku wczesnodziecięcym i nie jest niczym dziwnym takie spędzanie przez nich czasu jak napisałeś. Gdyby synowie mieli np. wyjechać na miesiąc za granicę bez wiedzy czy zgody matki, to rzeczywiście nie byłoby to w porządku. Ale - nocleg u kolegi z zapewnioną opieką? Jeżeli Twoje pytanie wynika z zarzutów usłyszanych na rozprawie rozwodowej, to ująłbym kwestię następująco. Skoro żona wyprowadziła się - nie tylko od Ciebie, ale i od synów, to oczywiste jest, że sama zdecydowała się na taki sposób wychowywania synów - na odległość. Czy taki sposób wychowania lub kontroli synów jest skuteczny - niech żona sama odpowie sobie na to pytanie.
 
     
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-16, 20:39   

dzięki Jarek za odpowiedź-w sumie odgadłeś-tylko nie na sali sądowej padły te zarzuty,a w rodzinnym ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym,o co mnie wypytywali psychologowie -ja zapytałem potem żonę i tak mi to wyjaśniła,że mam taki obowiązek
kontakt z synami ma telefoniczny,ale sama nie chciała zadzwonić do nich w tym dniu i spytać gdzie są-właśnie dzisiaj jej to wyjaśniłem i ...zamilkła

zresztą może to szczegół,ale ciekawe były wyjaśnienia p.psycholog-jak moje usilne trwanie w niechęci udzielenia żonie rozwodu wpływają na...utrzymywanie naszego małżeństwa w trójkącie
-gdybym tylko wyraził zgodę na rozwód -trójkąta by nie było :roll:
-narysowała także model rodziny(ja trójkąt,żona kółko :-D ) oraz synowie(dwa trójkąciki) i udowadniała,że udzielenie zgody na rozwód w małżeństwie pozwoli skupić się bardziej na związkach między synami-nie będzie już toksycznych tarć między małżonkami tylko harmonia w podejmowaniu decyzji na temat wychowania dzieci
-rodzina na tym absolutnie nie ucierpi a raczej się wzmocni bo małżeństwo nie stanowi rodziny(hmmm-przecież wchodzi w jej skład)-a rodzina to relacje między rodzicami a dziećmi

jak ja próbowałem z nią polemizować,to ona lekko poważniała i dawała do zrozumienia kto tu w poglądach rządzi-mówiła:widzę,że pan nie uznaje tego co mówię,zapiszę to w opinii-więc niecierpliwie czekam

na koniec rozmowa z lekarz psychiatrą-ja,żona i synowie-każdy z osobna-siedzieliśmy równo 6 godzin w pokoju i chłopcy się posnęli-spali na podłodze -kanapy nie było-weszła do nas ,zobaczyła ich śpiących i mówi-a co to za spanie,w domu się nie wyspali
-ja mówię,że już 6 godzin tu siedzimy,a ona
-normalnie funkcjonujący człowiek śpi w nocy a w dzień jest aktywny

jak mnie to ruszyło-przeszedłem się po pokojach,chciałem z kimś porozmawiać na temat takich uwag urzędasów kierowanych do niczego winnych dzieci,ale była prawie 15-ta i psychologowie skończyli pracę,była tylko sekretarka,
zresztą pomyślałem-to ta kobieta ma problem
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-16, 21:12   

Na pewno pani psycholog zapytała albo zapyta o zdanie na temat tej sytuacji synów - i wówczas wypowiedzą się, co sądzą o całej sytuacji.

Czyli tak naprawdę nie chodzi o porozumienie rodziców odnośnie wychowania i opieki nad dziećmi a raczej o to, byś zgodził się na rozwód, co ma w "cudowny" sposób rozwiązać trudną sytuację rodzinną... To bardzo ciekawe... "Gdybyś wyraził zgodę na rozwód, trójkąta by nie było" - ten trójkąt zawsze będzie, można co najwyżej udawać, że go nie ma i robić dobrą minę do złej gry. Trochę na forum pisze się o spójności - szczególnie a propos programu 12 kroków. Czy według pani psycholog prawidłowe, spójne i w ogóle korzystne dla psychiki synów jest aprobata i akceptacja czegoś, co uważają za nieprawidłowe lub niemoralne? Czy można kogoś, tj. Ciebie i synów musić do zaakceptowania sytuacji, której nie akceptujesz? Czy pani psycholog widzi, że próbuje skłonić trzy osoby - tj. Ciebie i synów do podjęcia decyzji wbrew własnej woli/uczuciom/przekonaniom? Dlaczego pani psycholog nie może "odwrócić" akcentów? Skoro synowie i Ty nie akceptujecie postępowania żony, to może niech ona sama źle się czuje z własną decyzją (wyprowadzka z domu, opuszczenie rodziny), w ten sposób źle będzie się czuła tylko jedna osoba (na własne życzenie), a nie trzy osoby, które zmuszane są do aprobowania (a może nawet i kibicowania) samodzielnej decyzji żony...

Każdy podejmuje własne decyzje i każdy za nie odpowiada. Według pani psycholog decyzja Twojej żony o wyprowadzce i nowym związku jest właściwa, jedyną przeszkodą jesteś Ty i synowie oraz wasz brak akceptacji dla tej decyzji. Tym samym rozumiem, że zachowanie żony nie jest problemem; problemem jest jedynie brak akceptacji z Twojej strony.... Prawo rodzinne ma na względzie przede wszystkim dobro dziecka i ochronę rodziny. Czy brak lojalności i wierności ze strony żony (a chyba każdy zgodzi się, że te cechy są podstawą małżeństwa) nie mają negatywnego wpływu na wspólne dzieci?
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-16, 23:58   

w kwestii prawnej masz obowiązek informowania, zona najprawdopodobniej nie ma odebranej władzy rodzicielskiej więc ma pełne prawo do uczestniczenia w wychowaniu jak informawania jej o jakichkolwiek sprawach zwiazanych z dziećmi - to oczywiście prawnie, moralny wydźwięk to już zupełnie inna sprawa, dlaczego to robi, i co sprawiłoby, że takich zachowań by zaniechała

ze strony psychologicznej twój brak zgody na rozwód jest dla niej powodem do takich dokopywań tobie - wszystko w majestacie prawa-
więc to robi, próba manipulacji dla złamania ciebie.
Jak to wpływa na ciebie, to już wiadomo, na twoje emocje i odczucia, w kolejności dalej
potem na dzieci tez łatwo się domyśleć, czy w takiej sytuacji, wiecznej walki, można ze spokojem oddać sie wychowaniu...
i o to chodziło..."-rodzina na tym absolutnie nie ucierpi a raczej się wzmocni bo małżeństwo nie stanowi rodziny(hmmm-przecież wchodzi w jej skład)-a rodzina to relacje między rodzicami a dziećmi"

JOHAN napisał/a:
na koniec rozmowa z lekarz psychiatrą-ja,żona i synowie-każdy z osobna-siedzieliśmy równo 6 godzin w pokoju i chłopcy się posnęli-spali na podłodze -kanapy nie było-weszła do nas ,zobaczyła ich śpiących i mówi-a co to za spanie,w domu się nie wyspali
-ja mówię,że już 6 godzin tu siedzimy,a ona
-normalnie funkcjonujący człowiek śpi w nocy a w dzień jest aktywny



tu też ma w całości racje,
problemy mocno zaburzają świadomość racjonalnego patrzenia na całość
więc umyka ci, iż cała ta sytuacja mocno wpływa na dzieci.
W tym wieku chłopcy powinni być pełni energii, a że to ich wykończyły psychicznie, wszystkie te badania, opiniowanie świadczy tylko w jak mocnym stresie żyją, i jak mocno są uwikłani w sytuacje waszą.
Wy macie problem, niestety poprzez wasze problemy i brak dojścia do porozumienia sprawia, iż oni mają ogromne problemy emocjonalne, odreagowują jak każe im organizm.
Stąd stwierdzenie -rodzina na tym absolutnie nie ucierpi a raczej się wzmocni ..

Przeciez twoja rodzina już cierpi, to znaczy najwięcej dzieci, bo nie potrafią sie w tej sytuacji odnaleźć, nie mają wpływu na brak porozumienia jakiegokolwiek,
To rodzice są odpowiedzialni, za dzieci w rodzinie, nawet jak jedna ze stron robi źle, nie może wpływac na dziecko, dziecko sobie poradzi w tej sytuacji, jak tylko rodzic sobie radzi z tym.
W tym wypadku, więcej dbasz o dobro zwiazku, a chłopcy niestety w tej sytuacji nie mogą sie rozwijac prawidłowo

To pewnie paradoks, bo jak to wszystko połączyć do kupy, zona nie chce trwać w małżeństwie, ty usilnie dążysz do pojedniania i w tym wszystkim dzieci nie mogące sie odnaleźć w tej sytuacji.
Więcej tracisz czasu i energii na scalenie małżeństwa niż na dzieci, nieświadom tego umyka ci stan w jakim dziś poprzez wasz konflikt są chłopcy.
Pewnie się nie zgodzisz, mówiąc jestem przy nich, dbam o nie, ale niestety w tej sytuacji kiedy na plan pierwszy wysuwa sie przede wszystkim walka o małżeństwo, emocje z tym związane, brak zgody na realia, bo zona nie chce trudno o spokój w twoim życiu, trudno w takiej sytuacji dawac dzieciom spokój, jak niestety sam go w sobie nie posiadasz.
A one to odczuwaja, i pewnie mają mnóstwo problemów emocjonalnych ze soba, w szkole, i pewnie dużo zdrowotnych.
Przerzucasz to na żone, bo przecież gdyby wróciła, wszystko by sie unormowała, co w jakimś stopniu jest prawdą...
ale ona nie chce wrócić, więc los chłopców i ich rozwoju emocjonalnego będzie sie pogłębiał.
W końcu dorosną i z takim bagażem wejdą w swój świat dorosły...
Co dają swoim zonom, rodzinom jaki obraż, jak sie odnajdą i będą umiały rozwiązywać swoje problemy - taki jaki same doświadczyły.

Trudno w takiej sytuacji trwać, z jednej strony pogodzić dobro rodziny, dzieci z drugiej być i trwać w zgodzie z przekonaniami, wiara.
Z jednej strony
- zgoda na rozwód, który i tak w końcu kiedyś sąd orzeknie jesli żona nadal będzie go chciała,
- z drugiej strony dobro dzieci, odpuszczenia, jakieś porozumienie wasze.
Ja mam zawsze mocne obiekcje w patrzeniu na takie ratowanie małżeństwa, za wszelką cenę, bo trudno mi wiedziec w takiej walce o małżeństwo dobro.
bo twierdze, że tam gdzie dzieje się krzywda dzieciom, komus nie może to być miłe Bogu.
Gdzieś popełniasz błąd w komunikacji, porozumiewaniu się, w tej walce o małżeństwo co prowadzi do wrogości waszej obopólnej, o po przez to do braku porozumienia a cierpią na tym wasze dzieci.
Chyba nie o takie ratowanie chodzi i trwania w małżeństwie. Jestem przeciwna zawsze ratowaniu czegokolwiek kosztem dobra innych. Mysle, że Bóg uczy miłości, dobra, które ma owocować na przyszłość, dziś już wiadomo, iż dzieci w tej rodzinie nie są ani szczęsliwe, ani w swojej przyszłości jak nie przerobią tego bagażu jaki im dorośli zafundowali niczego dobrego w swoje nie wniosą, bo i też nie będą potrafić.
W tej rodzinie nie ma miłości, jest walka.
patrząc na takie ratowanie można mówić iż to dobre ratowanie miłe Bogu?

pewnie ten post będzie mocno przez forum napiętnowany, ale niestety przekaz międzypokoleniowy nie bierze sie z nikąd...
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 00:50   

bywalec, nie wiem czy JOHAN "usilnie walczy" lub "traci czas i energię", "umyka mu stan w jakim są chłopcy", bo z jego postów to nie wynika (mam zresztą wrażenie, że wynika coś kompletnie przeciwnego), być może sam się na ten temat wypowie. Nie zauważyłaś jednak całego kontekstu: czy brak zgody na rozwód jest Twoim zdaniem złośliwym rzucaniem kłód pod nogi współmałżonkowi? W każdej sprawie rozwodowej decyzja jest prosta: zgoda na rozwód lub nie. Skoro pozostawiono tę możliwość pozwanemu małżonkowi, to czy Twoim zdaniem - co do zasady - sam brak zgody świadczy o jakiejś "walce"? Bo moim zdaniem o "walce" świadczą konkretne zachowania. Sam brak zgody na rozwód może po prostu sprowadzać się jedynie do pokazania współmałżonkowi postawy "nie chcę pomagać Ci w rozbijaniu małżeństwa, bo jest ono dla mnie wartością; jeżeli chcesz je rozbić, to bez mojej pomocy". Czy taka postawa to "usilna walka", w której dodatkowo "chłopcy nie mogą się rozwijać?". Dlaczego brak zgody na rozwód utożsamiasz z rzekomo oczywistą według Ciebie w takiej sytuacji "walką"?

I jeszcze może argument z innej beczki. Skoro dla wszystkich dzisiaj tak ważna jest wolność: małżonek z niej korzysta składając pozew o rozwód, to czy współmałżonek nie może w imię własnej wolności powiedzieć "ja nie zgadzam się na rozwód"?

Argument
Cytat:
zgoda na rozwód, który i tak w końcu kiedyś sąd orzeknie jesli żona nadal będzie go chciała
przepraszam za wyrażenie, ale powalił mnie na kolana... Co ma piernik do wiatraka? Powiem trochę przewrotnie - skoro sąd i tak orzeknie rozwód, to dlaczego mam się na niego zgadzać... Skoro moja postawa jest bez znaczenia dla sądu i orzeczenia lub nie rozwodu, to przynajmniej będę w zgodzie z własnym sumieniem.

Dopowiem jeszcze o podstawowym myleniu przyczyn ze skutkami:

Cytat:
Przerzucasz to na żone, bo przecież gdyby wróciła, wszystko by sie unormowała, co w jakimś stopniu jest prawdą...
ale ona nie chce wrócić, więc los chłopców i ich rozwoju emocjonalnego będzie sie pogłębiał.


Czy brak ułatwienia żonie rozwodu jest "przerzucaniem" - chyba winy czy odpowiedzialności na nią? A może dla rozwoju emocjonalnego chłopców będzie korzystna nauka, w której widzą oni, że jedno z rodziców chce porzucić rodzinę, a drugie nie i tym samym zobaczą, że jest alternatywne rozwiązanie, tj. pozostawanie wiernym małżeństwu co do zasady.

Przepraszam za porównanie, ale zgoda na rozwód mając na uwadze wszystkie argumenty podane przez bywalca kojarzy mi się z chowaniem g... do koronkowej pończochy. Zawartość pończochy nie zmienia się, tylko próbujemy udawać, że jest inaczej...

W końcówce piszesz o błędzie w komunikacji... Znowu powiem - nie wiem jak to jest u Johana, ale myślę, że skoro on nie robi - jak twierdzi - żadnych przeszkód żonie w zakresie informowania na temat synów (odpowiada na pytania), a ona próbuje go zmusić do "meldowania", to raczej sama popełnia błąd w komunikacji. Czego oczekiwałabyś w takiej sytuacji: porzucony małżonek narzuca się meldunkami z informacjami na temat dzieci?
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 10:52   

bywalec napisał/a:


Wy macie problem, niestety poprzez wasze problemy i brak dojścia do porozumienia [...]
Stąd stwierdzenie - rodzina na tym absolutnie nie ucierpi a raczej się wzmocni

W tym wypadku, więcej dbasz o dobro zwiazku, a chłopcy niestety w tej sytuacji nie mogą sie rozwijac prawidłowo

Ja mam zawsze mocne obiekcje w patrzeniu na takie ratowanie małżeństwa, za wszelką cenę, bo trudno mi wiedziec w takiej walce o małżeństwo dobro.

Chyba nie o takie ratowanie chodzi i trwania w małżeństwie.

Jestem przeciwna zawsze ratowaniu czegokolwiek kosztem dobra innych.

W tej rodzinie nie ma miłości, jest walka
patrząc na takie ratowanie można mówić iż to dobre ratowanie miłe Bogu?



Ciężko odnieść się do tych słów. Nawet trudno komentować.
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 11:13   

Czy brak ułatwienia żonie rozwodu jest "przerzucaniem" - chyba winy czy odpowiedzialności na nią? A może dla rozwoju emocjonalnego chłopców będzie korzystna nauka, w której widzą oni, że jedno z rodziców chce porzucić rodzinę, a drugie nie i tym samym zobaczą, że jest alternatywne rozwiązanie, tj. pozostawanie wiernym małżeństwu co do zasady.

dla rozwoju psychicznego dzieci będzie lepiej jak będą widziały zgodnych umiejących dojść do porozumienia rodziców, których moga kochać, do których moga przychodzić bez poczucia winy z lojalności do drugiego, od których uczą się jak sobie radzić z problemami, bo widza, że rodzice sami to potrafią.
Od kogo mają się uczyć, od rodziców, którzy sami nie potrafią sie porozumieć? dowalają sobie? Myslisz, że to tylko po jednej stronie jest dowalanie, że druga strona nie podtrzymuje takiej komunikacji? By była dowalanka potrzebne są dwie osoby by to prowadzić, tylko każda może sie zachowywać inaczej, biernie lub agresywnie na przemian.
Inaczej nie ma dowalanki, bo jedna ze stron ucina taką relacje, kontakt, nie przejmuje do siebie zachowań drugiej, i radzi sobie tez z emocjami jakie w zwiazku z tym w niej wywołuje.


Przepraszam za porównanie, ale zgoda na rozwód mając na uwadze wszystkie argumenty podane przez bywalca kojarzy mi się z chowaniem g... do koronkowej pończochy. Zawartość pończochy nie zmienia się, tylko próbujemy udawać, że jest inaczej...

w którym momencie odczytałeś, iż zalecam zgode na rozwód... czy raczej naciskam na znalezienie dróg porozumienia, porozumienie nie musi oznaczać zgody na rozwód,
chyba, że ktoś zakłada, ze tylko w ten sposób moge sie z tobą dogadac jak wycofasz pozew na rozwód.
Jak ktoś chce budowania pozytywnych relacji jak nie ma podstawowej zachowanej, poprawnego porozumiewania sie.


W końcówce piszesz o błędzie w komunikacji... Znowu powiem - nie wiem jak to jest u Johana, ale myślę, że skoro on nie robi - jak twierdzi - żadnych przeszkód żonie w zakresie informowania na temat synów (odpowiada na pytania), a ona próbuje go zmusić do "meldowania", to raczej sama popełnia błąd w komunikacji. Czego oczekiwałabyś w takiej sytuacji: porzucony małżonek narzuca się meldunkami z informacjami na temat dzieci?


Za mało danych, by cokolwiek wnioskowac na podstawie tego co napisał... ale szczęśliwe małżeństwa sie nie rozchodzą, szukają dróg pojednania, nie ma pojednania bez zgody i porozumienia, czyli komunikacji.
Czyli na pewnym etapie małżeństwa zaczęła kuleć, a potem przybrała takiego tempa że dziś są gdzie są.
Rozwód to nie przyczyna to skutek braku widzenia chęci dalszego bycia ze sobą.
Dlaczego? to mogą powiedzieć tylko oni, dlaczego tak sie stało, i dlaczego, któraś ze stron wolała uciec niż ratować dla dobra rodziny, dla dobra sakramentu


piszesz czego oczekiwałabym w takiej sytuacji, niczego, rozumiałabym, iż ktoś w ten sposób chce mnie prowokować, więc najzwyczajniej w świecie nie przyjałabym sie tym,
w kwestii prawnej uregulowałabym to, by nie musiało dochodzić do takich przepychanek.
A z emocjami, manipulacjami drugiej strony musiałabym sobie w takim przypadku radzić, jak i ze swoimi w odpowiedzi na takie zachowania małżonka nauczyć się nie zarażać nimi, umieć je rozładować, bo to strasznie trudne gdy w gre wchodza jeszcze uczucia, poczucie odrzucenia.


I jeszcze może argument z innej beczki. Skoro dla wszystkich dzisiaj tak ważna jest wolność: małżonek z niej korzysta składając pozew o rozwód, to czy współmałżonek nie może w imię własnej wolności powiedzieć "ja nie zgadzam się na rozwód"?

Argument
Cytat:
zgoda na rozwód, który i tak w końcu kiedyś sąd orzeknie jesli żona nadal będzie go chciała

przepraszam za wyrażenie, ale powalił mnie na kolana... Co ma piernik do wiatraka? Powiem trochę przewrotnie - skoro sąd i tak orzeknie rozwód, to dlaczego mam się na niego zgadzać... Skoro moja postawa jest bez znaczenia dla sądu i orzeczenia lub nie rozwodu, to przynajmniej będę w zgodzie z własnym sumieniem.


a kto komu zabrania nie zgadzać sie na rozwód, każdy ma prowo do swojego zdania i obrony swojego małżeństwa.
Problem tylko w tym jak to robi, ile trupów ścieli w takiej postawie... zazwyczaj to niewinne dzieci, na kórych brak porozumienia w dojściu do jakiegoś rozwiązania szczególnie mocno sie odbija.
Zastanawiąjące dlaczego sędziowe orzekają rozwód, są głupi, bezduszni, czy może nie widzą w tym miłości a jedynie walke dwojga ludzi, a może uzaleznienie.
Może gdyby zobaczyli inną postawe ludzi pragnących utrzymac małżeństwo było by to dla nich czymś na dowód, iż ta miłosć w tym związku jest a nie tylko jakiś sprzeciw.
Że ta osoba pragnie by ten zwiażek trwał, doszłoby do wnioskowania o mediacje, ale jak tu prowadzić mediacje, jak nie ma nici porozumienia, chęci ustępienia, są tylko waśnie, skrywane krzydy, swoje racje.

A to, że napisałam, iż sąd orzeknie rozwód, to niestety wynik tego iż sąd zobaczył, iż mimo usilnych starań ci dwoje ludzi na gruncie prawnym przestali nimi być, i nie ma w tym małżeństwie wspólnoty.
Ale to nie wina sędziów to wina tych ludzi, że piękne uczucie jakie było między nimi zniszczyli, bo wina była ich wspólna, że do tego doprowadzili
Co do kwestii wiary, brak zgody na rozwód jest postawą katolika, jak i obowiązkiem żyć tak, by nie krzywdzić innych, żyć w miłości i pokoju, skoro tu na ziemi instancja prawna tak orzekła, to i tak przeciez katolika nie zwalania z obietnicy danej w kościele, prawo Boskie przeciez rządzi sie innymi granicami.
Po co mieszać i w ten sposób mówić. Wielu tu rozwodników, którzy musieli sie zgodzić z opinią świecką, sąd orzeczono mimo sprzeciwu,
wielu z nich jednak nadal żyje w świętości sakramentu, jakby nadal trwał bo oni nadal są z nim związani mimo, iż sad orzekł rozwód.
To postawa tych ludzi, rozwód nie sprawia iż katolik może sie czuć wolnym, też i w prawie kościelnym.
To pewnie i jego wielkie rozdarcia związane z taką postawą bycia wiernym do końca.

Nie zauważyłaś jednak całego kontekstu: czy brak zgody na rozwód jest Twoim zdaniem złośliwym rzucaniem kłód pod nogi współmałżonkowi? W każdej sprawie rozwodowej decyzja jest prosta: zgoda na rozwód lub nie.


w każdej sprawie decyzja rozwodowa nie jest prosta, w gre wchodzą ludzkie uczucia, majątki, dobro, krzyda dzieci to nie są proste sprawy!!
To nie brak zgody jest rzucaniem kłód pod nogi,
a to w jaki sposób wyrażamy swój brak zgody, jak sami sie zachowujemy, jaką sami postawe wobec tego reprezentujemy,
A jak zdążyłam zauważyć ludzkie emocje potrafią wiele zniszczyc i nie ma to nic wspólnego z Bogiem, czy świętością małżeństwa,
wielu takich jawnie deklarującyh świętość małżeństwa, nie dających zgode na rozwód, bardzo szybko związało się z inną osobą, choć to nie reguła ale w takich wypadkach ten brak zgody wcale nie był oznaką wiary tylko skrywanymi własnymi lękami, poczuciem odrzucenia.
Ci, którzy naprawde są wierzący potrafią wyrażać brak zgody w taki sposób, by był spójny z ich wiarą i chęcia dalszego trwania w małżeństwie nawet po rozwodzie.

co to za argument rozwód daje prawo innej osobie do rozwiązłości,
nikt nie da takiego prawa drugiej osobie jak ona sama sobie tego prawa nie da sobie. Potrafisz komuś to prawo odebrać lub kogoś zmusić do wierności, masz taką moc sprawczą?
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 12:01   

bywalec

Obowiązkiem Johana jest oprócz troski o cudzołożną żonę, pomimo jej grzechu, zaszczepić w synach postawę, że rodzina i małżeństwo to wartości najważniejsze. Wydaje mi się, ze synowie takiej właśnie postawy oczekują. Ojciec ma być niezłomny - choćby hufce psychologów, setki urzędasów z RODK oraz tłumy składów sędziowskich mówiły co innego.

Zgadzanie się na ewidente zło jest współprzyczynianiem się do zła.

Twoje wypowiedzi wydają mi się rozcieńczaniem prawdy, i wpisują się we współczesną logikę ładowania do jednego worka wszekich "związków" myląc je z małżeństwem sakramentalnym.

To nie liceum, gdzie dziewczyna zrywa z chłopakiem i ten nie może się z tym pogodzić. Sytuacja dotyczy rodziny od kilkunastu lat żyjącej razem, w której na oczach dorastających synów matka wyprowadza sie i mieszka z kochankiem.

Pomijając fakt, ze małżeństwo jest nierozerwalne
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 12:24   

to prawda zadaniem rodzica jest przekazać mu jak najlepszy system wartości, by potem mógł sie nimi kierować, by potem w życiu sam był prawym człowiekiem, a poprzez to miał jaknajmniej problemów w swoim życiu.
Tylko, że życie to nie bajka, otaczają nas ludzie z różnymi systemami wartości, nie uniknione jest kontakotowanie sie z ludźmi którzy mają rózne morale i wartości, ale fajny rodzic uczy dziecko właściwej postawy wobec takich zachowań uczy je jak sie przed tym bronic, a uczy go tylko poprzez to jak sam sie zachowuje, jak sam rozwiązuje swoje problemy, jak potrafi sie porozumieć i jak umie postawić granice, czy je nie rozmywa, czy ich nie przesuwa.
Dziecko widzące złą moralnie postawe jednego z rodziców jak i stanowczą postawe na to drugiego rodzica na pewno nie bedzie akceptował tez tego. Johan gdzieś w swoich wątkach napisał, iż synowie są juz dorośli na tylke, że sami widzą złe zachowania matki, więc jej zachowania nie jest dla nich wzorcem do naśladowania a jedynie traumą z jaką muszą sie borykać jako dzieci takiej matki.
Mając mądrego rodzica, umiejącego im dać przykład właściwego zachowania sami tez będą sie przyzwoicie odnosić do swoich żon, to że dziecko widzi rozwiązłość jednego z nich nie sprawia, że sami tacy będa, jak fajny rodzic swoją mądrą postawą pokaże im jak właściwie i mądrze.
Jak w wypadku gdy ktoś nami chce manipulować by coś uzyskać, musze sie nauczyć tak rozwiązywac problem, by był z korzyscią dla mnie i dla moich dzieci. Pokazać im słuszność swoich racji właściwą postawą, nie zarażaniem sie emocjami jakie z tym są nieuniknione, kierować własnymi odczuciami tak by nie pogarszać sytuacji, a szukać sposobów na jej uniknięcie, rozwiązanie.
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 12:48   

bywalec,

Czytając Twoje wypowiedzi w tym wątku zastanawiam się jaki naprawdę jest Twój pogląd na sprawę. Bo po tym jak szeroko uzasadniłem, że brak zgody na rozwód nie oznacza automatycznie "walki", to zaczęłaś rozpisywać się szeroko na zupełnie inny temat: jakie to skomplikowane relacje są w czasie rozwodu: "uczucia, majątki, dobro, krzywda dzieci". Nikt tego nie neguje, ale zgoda na rozwód, czyli aprobata zła sama przez się nie uzdrowi wymienionych relacji.

Co więcej, zaraz potem piszesz, że "zadaniem rodzica jest przekazać mu jak najlepszy system wartości". Podstawowe wartości właśnie dlatego są podstawowe, bo są niezmienne, a z Twoich postów wyłania się taki obraz: powinno być ładnie, pięknie i zgodnie, a skoro przydarzył się rozwód, to zgódźmy się z rozwodem, żeby było nadal ładnie, pięknie i zgodnie i ... pomogę Ci zdradzający współmałżonku schować to g... do koronkowej pończochy (myślałem, że przesadziłem z porównaniem, ale chyba jednak nie), co by ładnie wyglądało i tak się wszyscy "pięknie" zgodzimy i pokażemy całemu światu jak my to ładnie umiemy załatwiać takie sprawy...

Jezus powiedział: niech wasza mowa będzie prosta: tak tak, nie nie. Nie mówił: tak, ale..., nie, ale...

bywalec,
z czym właściwie polemizujesz? Jeżeli chcesz powiedzieć, że na skutek zgody na rozwód życie będzie wygodniejsze, to ja ten punkt widzenia rozumiem. To jest właśnie ta szeroka droga z Ewangelii, którą większość ludzi idzie...
Ostatnio zmieniony przez Jarek321 2010-09-17, 15:08, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 12:48   

bywalec napisał/a:
a kto komu zabrania nie zgadzać sie na rozwód, każdy ma prowo do swojego zdania i obrony swojego małżeństwa.
Problem tylko w tym jak to robi, ile trupów ścieli w takiej postawie... zazwyczaj to niewinne dzieci, na kórych brak porozumienia w dojściu do jakiegoś rozwiązania szczególnie mocno sie odbija.
Zastanawiąjące dlaczego sędziowe orzekają rozwód, są głupi, bezduszni, czy może nie widzą w tym miłości a jedynie walke dwojga ludzi, a może uzaleznienie.
Może gdyby zobaczyli inną postawe ludzi pragnących utrzymac małżeństwo było by to dla nich czymś na dowód, iż ta miłosć w tym związku jest a nie tylko jakiś sprzeciw.


Czy uważasz, że możliwe jest, aby maksymalnie czytelna, nieatakująca, dążąca do porozumienia postawa małżonka chcącego naprawić małżeństwo była skuteczną przeciwwagą w sądzie przeciwko małżonkowi reprezentującemu postawę "rozwód albo nic"? Czy sąd, nasz, polski, dowolnie wybrany sąd w takim układzie tego rozwodu nie orzecze?
I dalej - czy uważasz, że taka postawa jak opisałam wyżej - małżonka ratującego małżeństwo - wystarczy aby to małżeństwo uratować? Oraz, nawet jeśli nie da się uratować małżeństwa, aby nie było krzywdy dzieci z tego małżeństwa się wywodzących? Proszę Cię o odpowiedź - tak lub nie. Aby nie można było zarzucić, jak ketram to zrobił, rozcieńczania prawdy.
 
     
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 13:16   

Dziękuję Wam za żywe zainteresowanie tematem-na pewno po 20-ej wypowiem się na forum,zadam Wam jeszcze parę pytań wynikających z wizyty w rodk,które to pytanka mnie dręczą
na razie jestem w pracy
pzdr
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-17, 14:05   

Jarek321 napisał/a:
bywalec,
z czym właściwie polemizujesz? Jeżeli chcesz powiedzieć, że na skutek zgody na rozwód życie będzie wygodniejsze, to ja ten punkt widzenia rozumiem. To jest właśnie ta szeroka droga z Ewangelii, którą większość ludzi idzie...


no i włożyłeś w moją wypowiedzi swoje przekonanie, jako punkt mojego widzenia.
Niestety nie przekonasz mnie, iż nie mam racji, tak samo jak nie mam parcia ciebie przekonywać, dosyć jasno napisałam.
Dalej nie ma sensu jak sie nie rozumiemy, masz przekonanie, iż uważam, że rozwód jest dobry.

Nirwanna napisał/a:
Czy uważasz, że możliwe jest, aby maksymalnie czytelna, nieatakująca, dążąca do porozumienia postawa małżonka chcącego naprawić małżeństwo była skuteczną przeciwwagą w sądzie przeciwko małżonkowi reprezentującemu postawę "rozwód albo nic"? Czy sąd, nasz, polski, dowolnie wybrany sąd w takim układzie tego rozwodu nie orzecze?
I dalej - czy uważasz, że taka postawa jak opisałam wyżej - małżonka ratującego małżeństwo - wystarczy aby to małżeństwo uratować? Oraz, nawet jeśli nie da się uratować małżeństwa, aby nie było krzywdy dzieci z tego małżeństwa się wywodzących? Proszę Cię o odpowiedź - tak lub nie. Aby nie można było zarzucić, jak ketram to zrobił, rozcieńczania prawdy.


Nirwano oczywiście, że nie da sie uratować, jesteś wystarczająco mądrą dziewczyną by to już wiedzieć, bo spora cześć ludzi niestety jest niezdolna do trwania w zwiazku i zakładania rodziny.
Co do pytania dotyczącego dzieci i ich krzywdy, tu mogę powiedzieć Tak, można w pore przeciwdziałać krzywdzie dzieci z takiego małżeństwa odpowiednio prędzej zaradzając problemom w sposób mądry.
Że tego nie robimy, i dzieci cierpią, wychowując sie w niezdrowych warunkach dla nich to tylko dlatego, że w pore nie zrobiliśmy tego, bo własne lęki nas przed tym zamykały.
A mówienie, hufce psychologów, setki urzędasów z RODK nic nie pomoga ludziom, jest tylko uciekaniem od zmiany jaka jest konieczna by uzdrowić chore ralacje, nawyki i zachowania.
Bo i owszem wymaga od nas to dużo, lepiej przerzucać wine zawsze i odpowiedzialność za rozwód na małżonka, ja mam pytanie jaki był mój wkład w to? czy dziś tylko mówieniem nie zgadzam sie na rozwód to tylko właściwa postawa, czy może powinnam przerobić swoje braki,
w końcu z jakiś powodów sama wybrałam takiego a nie innego człowieka.
Ten człowiek sie nie zmienił on był taki od zawsze, tylko ja tego nie widziałam, skoro nie widziałam, kogoś kto dziś mnie zdradza, dla kogo to jest moralne, kogoś kto mnie krzywdzi, bije, pije jest "nieodpępowiony ' i ma chore relacje z matką to chyba sama powinnam sie zastanowić nad soba, i powiedzieć sobie, coś ze mną tez nie tak, i powinnam coś ze soba zrobić,
Zamiat wciąz skupiac sie na braku zgody na rozwód wole zając sie sobą, a wtedy o dziwo w jakiś cudowny sposób jednak dochodzi do porozumienia, często nawet do odstąpienia od pozwu.
Ale najpierw trzeba poznać siebie i zacząc zmiany od siebie, a nie wciąż na forum głosić swoją postawe a swoim zachowaniem przeczyc wszystkiemu i niszczyć wszystko, co jeszcze można uratować, lub poprawić.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4