Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Brakuje mi już siły...
Autor Wiadomość
lukzlo22
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 17:49   Brakuje mi już siły...

Witam wszystkich
Długo czytałem Wasze forum, zanim się zdecydowałem opisać swój problem. A w między czasie przechodzę koszmar mojego życia.... Moja żona oznajmiła mi 4 m-ce temu że, chce rozwodu... poczułem jak lód zarwał mi się pod nogami. Stało się to tuż po moim tygodniowym urlopie w Polsce... Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a znamy się przeszło 5 lat. Już będąc w Polsce po kilku wymianach sms-ów, czułem że będzie źle po moim powrocie. Faktem jest to że moje smsy nie były też miłe, choć pierwszą wiadomość wysłałem miłą, ale potem się zaczeło.... Ona prosiła mnie o rozmowę wieczorem, dzień przed moim wyjazdem do Polski, ale ja odmówiłem, powiedziałem że porozmawiamy gdy wrócę bo nie chcę psuć sobie nastroju, choć i tak już nie był miły gdy wymieniliśmy kilka niedobrych słów....
Wtedy 4 m-ce temu tj. w maju, gdy wracałem do Anglii, miałem dobre intencje, chciałem porozmawiać i przeprosić(choć wiele razy przepraszałem), ale Ona zaczeła rozmowę na temat rozwodu.... to było jak zderzenie z ciężarówką, może nawet coś gorszego.....pomyślałem: Boże pomóż!!
W ciągu tych 4 m-cy ja byłem 2 tygodnie w Polsce na urlopie, i jak wróciłem to Ona pojechała też na 2 tygodnie( a mieliśmy jechać razem :( ). W całym tym czasie zachowywaliśmy się w miarę normalnie, z tym że żona nie sypia ze mną od tamtego dnia.... Do pracy chodziliśmy razem, ona zrobiła pewien podział, wszystko kupujemy osobno, gotujemy, konta itd po za rzeczami wspólnego użytku.... Jakoś przyjąłem tą sytuację, myśląc że cos może się poprawi, czasem ja zaczynałem rozmowę na temat jej decyzji, zdarzyły się oczywiście "wzniosłe" sytuacje podczas rozmowy, ja staralem się kontrolować siebie, co do tej pory mi się nie udawało, zawsze coś za dużo powiedziałem. A teraz wiem jak przykre i raniące potrafią być słowa.... W czasie naszych rozmów przyznaję moje błędy, gdzie je popełniałem, co robiłem nie tak.... ile bym dał żeby cofnąć ten czas...
W poniedziałek żona wrociła z urlopu, i miałem nadzieję że, samotny pobyt może coś zmieni w jej nastawieniu do tej decyzji...że może mama, znajomi jej troszkę przetłumaczą, ale to nie pomogło.... Ona słucha swojego rozumu (to bardzo dobra cecha), ale dla mnie w tej sytuacji to porażka życiowa.
Przez te 2 tygodnie nie pisałem do niej, chciałem jej dać spokój(choć nie raz wyciągałem telefon żeby napisać co u niej słychać...ale nie, nie napisałem), tak strasznie za nią tęskniłem... Gdy zbliżał się dzień Jej powrotu, nie mogłem się doczekać, ale równocześnie bałem się coraz bardziej tego co nieuniknione w jej słowach :(
Od tygodnia nie mogę spać po nocach, nie jem, nigdzie nie wychodzę prócz pracy. Łzy przelewają moje oczy niczym rwący potok po ulewie....
Nie jestem Aniołem bez skazy(bo nikt nie jest), wiem że popełniałem dużo błędów w życiu, że obiecywałem dużo i nie zawsze dotrzymywałem słowa. Nie chcę mówić, że zmienię się z dnia na dzień w 100%, ale teraz zrozumiałem to czego wtedy nie potrafiłem dostrzec... Kocham Ją, bardziej niż kiedykolwiek... Ona twierdzi, jak można kochać teraz skoro wcześniej tego nie było widać... Nie wiem, może ma rację, nie okazywałem Jej tego zbyt często... czasem byłem złośliwy.
Ciągle przypominają mi się słowa przysięgi małżeńskiej.... nie chcę się poddawać, ale już nie mam siły. Ona zaczyna powoli wierzyć że mam obsesję, że boję się samotności, ma rację boję się... musiałbym mieć serce z kamienia żeby tak nie czuć, choć czasem żałuję że nie mam takiego kamiennego serca...
Powoli, zaczynam się zastanawiać czy dać Jej ten rozwód... czuję jak mnie przyciskają gruzy tego wszystkiego co się wali, i nie wiem czy się będę umiał z nich wygrzebać...
Pozdrawiam wszystkich cierpiących i szczęśliwych...
Ostatnio zmieniony przez lukzlo22 2010-09-06, 19:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 18:16   

Lukzlo, a jak u Ciebie relacja z Panem Bogiem? No bo aniołem nie jesteś, ale z Bożą pomocą - możesz i powinieneś dążyć ;-) I skoro nie masz siły - to właśnie od Boga powinieneś ja brać. Wszak On w Sakramencie Małżeństwa obiecał, że z Wami będzie, że będzie Wam błogosławił. I nie ma to tamto - do roboty się brać, i za siebie się brać :-)
A żonie na razie odpuść. Nie gadaj, tylko przemawiaj postawą swoją. Silną i stabilną
Powodzenia!
 
     
lukzlo22
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 18:28   

Nirwanna, dziękuję za odpowiedź... Z Panem Bogiem, u mnie jest różnie... wiem że nie można wątpić, jestem wierzący, choć może nie tak głęboko jak inni, ostatnimi czasy chodzę częściej do kościoła...
Jutro mamy iść wspólnie do psychologa, co udało mi się Ją namówić po długim czasie. Bardzo cieszy mnie to że odważyła się tam pójść, ale tak czy siak swoją decyzję podtrzymuje nadal... zobaczymy jak to będzie.
Była też rozmowa u nas o mojej wyprowadzce(Ona twierdzi: co z oczu to z serca), nie wiem czy to będzie dobry pomysł, może i ma rację...ja jestem sparaliżowany tym wszystkim. Najgorsze jest to, że ja przyjmuję taką decyzję, ale proponowałem aby nie podejmować kroku ku rozwodowi. Ona, twierdzi że tak nie może być, że trzeba przeciąć tą nić bo to jednak jeszcze łączy i ogranicza w innych działaniach w życiu.... :-(
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 19:02   

Lukzlo - szczerze powiedziawszy... strasznie ogólnie piszesz. Wywnioskowałam, że była przemoc słowna z Twojej strony. I tyle. O co chodzi? I jaką Ty decyzję podejmujesz?
 
     
lukzlo22
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 19:15   

Nirwanna, - tak zdarzało mi się wypowiedzieć wiele przykrych słów, ktorych dziś bardzo żałuję. Ona podaje powód do rozwodu taki że się nie dogadujemy, różnica charakterów, to główna przyczyna i ja chcę to zmienić...
W naszym małżeństwie było sporo niepotrzebnych sporów, o to kto ma rację, często o pierdoły i tutaj były swego rodzaju przepychanki słowne, jedno i drugie było uparte... Dziś wiem, że nie warto być upartym, nie w małżeństwie.
Co do decyzji to tak naprawdę nie wiem, utknąłem w miejscu.... chcę się wyprowadzić, dać Jej czas na zajęcie się samą sobą,na pozbieranie swoich marzeń itd., ale nie chcę rozwodu...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 19:44   

lukzlo22,
Witaj na forum,
jak wszystkim można i Tobie od razu napisać, że ratować małżeństwo to zmieniać siebie. Siebie dla Boga i ludzi, siebie dla siebie .
Nie zmienisz świata pod siebie, ale siebie możesz zmienić tak, aby świat odczuł to i zmienił sie wobec Ciebie.
Skoro Twój świat to Bóg i małżeństwo to dla nich się zmieniaj.
Bóg pomoże tylko musisz stanąć w prawdzie i uznać swoje słabości i winy, nie patrz jak zareaguje żona tylko zacznij pracę nad sobą dla Waszego wspólnego dobra.
Nie trzeba robić wszystkiego na siłę.
Zacznij od wycieczki do konfesjonał, uporządkuj swoje sprawy z Bogiem, a zobaczysz jak poprowadzi CIę w świecie doczesnym poprzez różne ludzkie terapie, abyś stał się taki jakim chce widzieć Cię Bóg. Kiedy On będzie zadowolony to od ludzi nie będziesz się mógł opędzić. :-D
Postaraj się oprócz wizyty u psychologa co jest dobrym posunięciem ( tylko chrześcijański! ) zainteresować się rekolekcjami dla małżonków w swojej okolicy. Nie podaję polskich skoro jesteś w UK, ale mamy też tu jakiś kontakt do polskiego kościoła . ( jest na forum )
Ponadto czytaj forum , zwłaszcza te części informacyjno-formacyjne, wiele tam porad i tłumaczenia jak powinno być poprawnie, aby było dobrze. :-D
Przede wszystkim postaraj się opisać nieco szczegółowiej swoje problemy, bo z ogólników ciężko jest wysnuć wnioski i podpowiedzieć sposoby działania.

Na początek zacznij od tego jaki wzięliście ślub, sakramentalny czy kontraktowy i czy przed ślubem zachowaliście czystość, to bardzo ważne w procesie uzdrawiania małżeństwa, by czystość w związku była zachowana lub gdy trzeba odzyskana. :->
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 19:48   

A zatem - różnica charakterów to główna przyczyna podawana podczas rozwodów. Na papierze. Ale realnie - to bzdura. Z tej przyczyny żadne małżeństwo by się nie utrzymało, bo WSZYSCY mamy różne charaktery.
Dalej - doświadczenie mówi, że wyprowadzka w takiej sytuacji raczej bardziej podzieli, niż tęsknotę i poukładanie myśli spowoduje. Jeśli nie ma w Waszym związku osoby trzeciej, ja bym sugerowała jednak wstrzymać się z wyprowadzką.
I najważniejsze - Twoja decyzja. Nie chcesz rozwodu. Słusznie. I teraz temu podporządkuj resztę. Bo zakładam, że samo nierozwiedzenie się nie satysfakcjonuje Cię? Chodzi też o naprawę Waszej relacji? Więc zacznij od początku - czyli od siebie. To co wyżej - siła, stabilność i spokój. Plus relacja z Panem Bogiem. Od tego zacznij, i w to zainwestuj. Cała reszta będzie pochodną. W tym uniknięcie rozwodu - miejmy nadzieję.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 20:26   

Koniecznie to obejrzyj, dużo Ci się wyjaśni:

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4764
 
     
lukzlo22
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 21:32   

Kochani, bardzo się cieszę za tak liczne odpowiedzi i jestem Wam wdzięczny za takowe wsparcie..

kinga2 napisał/a:
Na początek zacznij od tego jaki wzięliście ślub, sakramentalny czy kontraktowy i czy przed ślubem zachowaliście czystość, to bardzo ważne w procesie uzdrawiania małżeństwa, by czystość w związku była zachowana lub gdy trzeba odzyskana. :->

Ślub mamy jak najbardziej sakramentalny(pamiętam taka szczęśliwa panna młoda była w dniu ślubu),czystości przedmałżeńskiej niestety nie było u nas... ale to rzadko się zdarzało.
Problem może leżeć z mojej strony, bardzo często ją zawiodłem w wielu sprawach np. zdarzało mi się siedzieć przed komputerem do późna w nocy,a Ona prosiła kilka razy żebym wyłaczył bo nie może zasnąć spokojnie. Czasem jakaś gra lub cos innego tak mnie pochłaniało że nie zwrocilem na to uwagi(a to był wielki błąd). Nie robiłem Jej tego na złość, tak jak Ona myśli...to było nieświadome konsekwencji.Nie wiem czy to ważne, ale u niej w domu występował problem alkoholizmu z jej ojcem, który istnieje do dziś :-( , bardzo podziwiam teściową za tą wytrwałość, kobieta poświęciła się Bogu i mimo tego mieszka z mężem pod jednym dachem...
Często zdarzało się że wychodziliśmy na jakąś imprezę do znajomych, ale były momenty że ja naprawdę nie miałem ochoty, jeszcze jakąś w gronie znajomych w domu akceptowałem. Ale dyskotek nie trawiłem, wiedziała o tym, i informowałem ją często ze moj limit sie wyczerpal na latanie po dyskotekach. Gdy potrzebowała iść, to ja jej nie zabraniałem z koleżankami. Zdarzyło się często że, nie zgodziłem się na coś co chciała kupić, wiem to była głupota bo sam bez jej wiedzy i uzgodnienia z nią coś kupiłem, ale nigdy nie zataiłem...
Jest jeszcze jedna rzecz którą też bardzo żałuję że Jej nie posluchałem, a mianowicie : staraliśmy się o dzidziusia i przez około 3 m-ce nic. W końcu Ona stwierdziła, że coś z jednym z nas jest nie tak. W lutym wybierała się do Polski więc postanowiła zrobić badania, okazało się że miała niski poziom prolaktyny itd. więc dostała leki. Zaproponowała żebym i ja się zbadał, no i tu się zaczeło- ja stwierdziłem że, dopiero to zrobię jak po jej kuracji nadal będą negatywne skutki. A tego bardzo żałuję, że nie posłuchałem Jej :cry:
Ostatnio doszliśmy do wniosku razem, że mało rozmawialiśmy o problemach, każdy zamykał się w pokoju i robił coś na komputerze lub inne czynności.... Nigdy nie miałem jej za złe, że nie gotuje(ale też coś upichciła) bo ja to lubię robić. Na zakupy też jeździłem tylko ja co czasem mnie denerwowało, chyba niepotrzebnie...

Nirwanna napisał/a:
A zatem - różnica charakterów to główna przyczyna podawana podczas rozwodów. Na papierze. Ale realnie - to bzdura. Z tej przyczyny żadne małżeństwo by się nie utrzymało, bo WSZYSCY mamy różne charaktery.


dokładnie tak samo stwierdziłem fakt, w jednej z rozmów z nią, to nie powód aby biegnąć do sądu lub iść na ugodę. Gdybym zgodził się na rozwód, jakbym się czuł... do końca życia miałbym poczucie winy że nie próbowałem nic naprawić, pokazał bym jednogłośnie że mi nie zależy na tym małżeństwie...

Nirwanna napisał/a:
Dalej - doświadczenie mówi, że wyprowadzka w takiej sytuacji raczej bardziej podzieli, niż tęsknotę i poukładanie myśli spowoduje. Jeśli nie ma w Waszym związku osoby trzeciej, ja bym sugerowała jednak wstrzymać się z wyprowadzką.


i po raz kolejny, tak samo pomyślałem, że to odsunie nas bardziej od siebie. Nie sądzę że, jest osoba trzecia choć wiem że są adoratorzy,czasem wymienia z nimi zdania wirtualnie(wiem to nic złego, ale może nie teraz w tym kryzysie) i to mnie smuci, bo o zazdrości już nie chce mówić, poniewaz to tez jedna z moich wad :-(

[ Dodano: 2010-09-01, 20:35 ]
w.z. napisał/a:
Koniecznie to obejrzyj, dużo Ci się wyjaśni


taak dziekuję, już widziałem ognioodpornego, świetny film...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 21:41   

Hm - szczerze? Masz co robić. Kinga już parę sugestii wysunęła. W.Z. podsunął link, od niego zacznij. Przejrzyj dział na forum dotyczący Sakramentu Małżeństwa, Męski Kącik, o różnicach między kobietą a mężczyzną... I wiesz co? Poczytaj, pójdź do psychologa, może rekolekcje... A na koniec - wypnij klatę, i powiedz ZROBIĘ TO! Choćby nie wiem co się działo - ZROBIĘ TO, zawalczę o siebie, a potem o małżeństwo! Z podniesioną głową, jak na faceta przystało :-)
Pozowdzenia!
 
     
lukzlo22
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-01, 22:05   

Nirwanna, tak masz rację, muszę się wziąć za siebie, nie wiem ile sił na to mi wystarczy, ile da mi Bóg tyle wykorzystam. Do psychologa już jesteśmy umówieni razem na jutro, ale chciałbym jeszcze sam z księdzem porozmawiać, jest taki jeden tutaj fajny ksiądz - dawał nam nauki przedmałżeńskie...
pozdrawiam i niebawem mam nadzieję uronię znowu swoje myśli tutaj...

[ Dodano: 2010-09-02, 14:33 ]
Drodzy przyjaciele, po wczorajszej dyskusji na forum mogłem spokojnie zasnąć, nawet wieczorem moja rozmowa z żoną była spokojniejsza, tylko ta myśl która kłębi mi się w głowie że Ona chce rozwodu, mnie przytłacza. Od wczoraj staram się tego nie okazywać.... choć bardzo ciężko...modliłem się o siły w ciszy sam w pokoju. mimo tego że nie spimy razem, nie mam do Niej żalu, tak bardzo tylko mi jej brakuje, chciałbym Ją przytulić wesprzeć w tym smutku i cierpieniu jakiego też na pewno doznaje...
Dziś rano wstałem z lekkim optymizmem na twarzy, z pewnymi założeniami, ale gdy ujrzałem Ją z takim smutkiem na twarzy, moje siły milkną...ale nie poddaję się. Zapytałem czy wszystko ok, nie wiem czy dobrze robię... nie wiem czy dobrze robię gdy zapytam czy potrzebuje czegoś bo wybieram się do sklepu, nie chcę żeby to wyglądało jak nadskakiwanie czy nagła troska której aż tyle nie okazywałem. Ale nie umiem przejść obojętny... Nawet wspomniałem głośno i przytoczyłem sytuację z czasów kiedy dopiero co się poznaliśmy, miała na sobie spodnie które rzadko zakłada...
Dziś idziemy do psychologa, cieszę się że tam idziemy....ale czuję jakiś wewnętrzny niepokój, nigdy tam nie byłem...nie wiem jak się zachowywać, na pewno chciałbym jak najbardziej naturalnie...
Jak patrzę do przodu to nie wiem jak się zachowywać gdy będziemy wracać od psychologa, boję się ciszy... czy to złe? nie wiem...

[ Dodano: 2010-09-06, 17:11 ]
Witajcie, nawet nie wiem od czego zacząć pisać a tego właśnie potrzebuję....
Mam dziś okropnego doła, ale staram się nie okazywać tego żonie... nie wiem jak mam się zachowywać w stosunku do niej, nie umiem przechodzić obojętnie. Kilka dni temu, w ubiegły piątek, odczułem z Jej strony ziarenko nadziei.... Idąc do pracy, obróciła się do mnie na schodach i zaczekała na mnie, czego dawno nie robiła.... poczułem się naprawdę szczęśliwy choć na jedną chwilę. Nie wiem czy to z zapomnienia zrobiła, czy może malutkimi kroczkami wyzwoli swoją chęć naprawy małżeństwa.
Dziś za to jest okropnie, powiedziała żebym się zastanowił co dalej, bo stoimy w miejscu, co z wyprowadzką?...ja oczywiście nie jestem za tym i nie chcę. Ona mówi że nie zmieni zdania, a ja nawet Ją o to nie prosiłem i nie pytałem, nie chcę Jej męczyć takimi rozmowami już. Powiedziała również, że chce mieć spokój, chce być sama, a ja ciągle do niej przychodzę i o czymś mówię.... Mam się do niej nic nie odzywać? mam traktować Ją jak powietrze?.... nic już nie rozumiem.
Byłem u spowiedzi, umówiłem się z księdzem który sam zaproponował że może nam pomóc uczestniczyć w tej ciężkiej wędrówce. Ja odpowiedziałem, że na początku będę chyba sam, bo wątpię żeby udało mi się żonę na to namówić...
Pani psycholog po spotkaniu odmówiła nam dalszej współpracy z tego względu że, ja nie chcę rozwodu a żona chce. Może jedynie pracować indywidualnie z jednym z nas... Nie sądziłem nigdy w życiu że taki stan mnie dopadnie, że tak słaby psychicznie na to jestem...
 
     
kasia1
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-07, 09:29   

lukzlo22 napisał/a:
Byłem u spowiedzi, umówiłem się z księdzem który sam zaproponował że może nam pomóc uczestniczyć w tej ciężkiej wędrówce. Ja odpowiedziałem, że na początku będę chyba sam, bo wątpię żeby udało mi się żonę na to namówić...

lukzlo22 każda wędrówka zaczyna się od pierwszego kroku...
Ty swoje pierwsze kroki już postawiłeś :-)
Nie zrażaj się tym, że jest ciężko... idź dalej :-)
Powodzenia :-)
 
     
rafcik
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-07, 09:59   

lukzlo22 napisał/a:

powiedziała żebym się zastanowił co dalej, bo stoimy w miejscu, co z wyprowadzką?(...)

Powiedziała również, że chce mieć spokój, chce być sama, a ja ciągle do niej przychodzę i o czymś mówię.... Mam się do niej nic nie odzywać? mam traktować Ją jak powietrze?.... nic już nie rozumiem.


Nie wiem czy pomoge, ale napiszę kilka słow...

Jeszcze 1,5 tygodnia temu sam zadałem żonie pytanie co z wyprowadzką, a konkretnie, zeby cos poszukała albo ja poszukam.

1,5 tygodnia - niby niedawno, a jak wiele sie zmienio, poukładało w miare.
Moja zona tez mówiła że chce być sama, że mnie nie potrzebuje. I wiesz co zrobiłem...pozwoiliłem (jak to durnie brzmi) pojechac samej na weekend do kolezanki, a ja w tym czasie pobyłem troche sam, poczytałem sporo tematów na forum Sychar, wyszedłem do kościoła, pomodliłem sie, obejrzałem "Ogniodpornego", miałem dużo czasu na przemyślenia i.... po przyjeździe nie traktowałem jej jak powietrze, tylko delikatnie się odsunąłem, dałem trochę WOLNOŚĆ, nie pytałem co chwila co dalej, co z nami. Normalnie rozmawiamy, zajmuję sie swoimi sprawami, domem.

Moja rada... odsuun sie delikatnie w cień. Nie zadręczaj żony pytaniami, obecnością, chodzeniem za nią. Weź ksiązę, poczytaj (sporo propozycji jest na forum), nie myśl o niej. Daj wyjść z domu.... wiem, że to trudne i różne myśli chodzą po głowie, ale pomaga na nie modlitwa
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-07, 10:20   

..
rafcik napisał/a:
Moja rada... odsuun sie delikatnie w cień. Nie zadręczaj żony pytaniami, obecnością, chodzeniem za nią. Weź ksiązę, poczytaj (sporo propozycji jest na forum), nie myśl o niej. Daj wyjść z domu.... wiem, że to trudne i różne myśli chodzą po głowie, ale pomaga na nie modlitwa

Bardzo dobra rada......tak to jest faktem-nie ztrzymasz tego co zaczeło sie kręcić....
a co mozna???
spokojnie wyczekać aż przestanie sie to kręcic samoistnie.......
hmmmmm były kiedys takie zabaki nazywały sie bączek..jak bączek został wprawiony w ruch...co się działo jak ktos próbował go zatrzymać wcześniej???
obtarte palce,nieraz mogło byc skaleczenie,albo wkoncu bączek był wybity ze swego toru(orbity kręcenia).Ale pozostawiony swojemu ruchowi - sam sie wykręcił -i wkoncu sam sie zatrzymał

Zreszta jest takie powiedzenie co ma wisiec nie utonie.....a jednym słowem na to co jest i będzie nie mamy sami wpływu...a wchodząc włąśnie z własnymi wpływami nieraz bardziej pogarszamy..niz polepszymy...

pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4