Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Historia jakich wiele
Autor Wiadomość
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 02:22   

Wiem że ciężko zrozumieć czyjąś sytuacje tylko ma podstawie opisu, tak nie ma możliwości przekazania wszystkiego, całej złożoności i zawiłości sytuacji.
Ja obcuje z wiarą na swój sposób Żona niestety nie traktuje wiary jako ważnej.
Chodzę w ciężkich chwilach na cmentarz do babci i to w jakiś sposób mi pomaga, wracam zawsze spokojniejszy, wczoraj też byłem.
Słuchałem co mówiła i nie było żadnej obserwacji, poprostu coraz bardziej brneła w długi i niechciała się do tego przyznać, w końcu ja powiedziałem stop a że Ona jest osobą bardzo zawziętą (córka górala choć z niskich gór ale zawsze) to zaparła się i tak się to skończyło na obecną chwile.
Wiem że trzeba dużej pracy nad sobą nad związkiem i starałem się nie dawać żadnych powodów do powiększenia naszych problemów, starałem się by sie otworzyła ale wolała sama i dusiła to w sobie. Niestety nie każdy problem można rozwaiązać samemu.
Cytat:
ludzie nie pomogli

raz prosiłem o pomoc ale daremnie więc nigdy tego już od nikogo nie wymagałem
A skierować Ją w strone wiary niestety nie jest w mojej mocy a w swoim otoczeniu nie ma nikogo kto mógłby tak postąpić.
Wiesz wyznaje zasade "nie chcesz pomóc to przynajmniej nie przeszkadzaj" a wydaje mi się doświadczanie krzywdą, bólem nie jest zbyt miłosierne, choć może teraz napiszesz nie zbadane są wyroki pańskie i nie nam je sądzić. Dlatego nie poddaję w wątpliwość poglądów innych i nie psiocze że jest tak a nie inaczej. Nawet nie twierdze że życia takie jest, nie, to my, to ludzie tacy są, ze widząc łatwą i podatną zdobycz nie pomagają tylko biorą dla siebie. Jestem uczynnym człowiekiem staram się pomagać innym w miarę mozliwości, nie wysmiewam się, z każdym mogę zawsze porozmawiać. Rozumiem że mnie nie znasz i ciężko kogoś zrozumieć dlatego od nikogo nie wymagam niestworzonych rzeczy.
Uwierzysz że ani razu nie przyszło mi do głowy aby się odegrać w jakikolwiek sposób. Potrzebuje rady co robić bo jak napisałem i intuicja mi mówi coraz mniej czasu i boję się by nie stało się coś co może wszystko przekreślić.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 09:11   

Cytat:
A Bóg ?
Wtedy go przy nas chyba brakło. Nie każdy ma potrzebę by uzewnętrzniać swoje poglądy religijne, nie trzeba kościoła żeby wierzyć.
Każdy z nas ma swój sposób by przeżywać obcowanie z Wiarą, Bogiem i nigdy nie sygerowałem nikomu czy tak a tak ma być.


To, co napisałeś o Bogu, odniosę do Twojej sytuacji w małżeństwie - nie potrzeba mieszkać razem z żoną, aby kochać. Skoro wiara nie wymaga osobistego spotkania z Jezusem (sakramenty), uzewnętrzniania jej - miłość też tego nie wymaga, wystarczy, że wiem, że żona żyje, istnieje... Nie zgodzisz się z tym, prawda? A przecież wiara, Bóg, to Miłość i jak bardzo trudno jest kochać żonę - nie rozmawiając z nią, nie spotykając się z nią, tak bardzo trudno jest kochać Boga bez Kościoła, bo On tam jest żywy, prawdziwy - z Ciałem i Krwią... Pomyśl sobie, że może właśnie tak, jak Ty czekasz i tęsknisz za żoną, tak Pan Bóg tęskni za Tobą, bo nie wystarcza Mu tylko świadomość, że istniejesz... On czeka w Kościele.
Jeśli uregulujesz swoje sprawy z Nim - z pewnością Twoje układy z żoną też ulegną zmianie na lepsze, a jeśli nawet nie, to choć sam - będziesz żył z pokojem w sercu, a to już bardzo dużo.
Żona zdradziła, może od tego zaczął się poważny problem, niby zaraz wszystko było OK, ale kto przeżył zdradę ten wie, że tych spraw nie da się tak szybciutko załatwić, może pozornie, ale wtedy i tak wyjdą przy najbliższej niewielkiej sprzeczce, albo też w sposób ukryty bedą wpływać na postawę zdradzonego. Ten temat trzeba przerobić głębiej. Owszem, można oszukiwać siebie samego, że nie, że to zamknięty rozdział, ale ja w to nie wierzę, bo żeby zamknąć taką ranę trzeba ją dokładnie oczyścić, uzdrowić, a to jest możliwe tylko będąc w bliskiej, poprawnej relacji z Jezusem. Inaczej - będzie ona jątrzyć się, nawet po latach...
Być może sam chętnie wziąłeś spakowaną walizkę i odszedłeś, bo było po prostu ciężko... Krzyśku, uznaj fakt, że jesteś człowiekiem mocno zranionym i potrzebujesz uzdrowienia... To prawdziwe uzdrowienie daje tylko Jezus... Potem możesz próbować naprawiać zepsute relacje pomiędzy Wami, będzie wtedy łatwiej. Póki co zadbaj o siebie, o swoje serce...
Pozdrawiam z modlitwą za Was.

[ Dodano: 2010-03-16, 09:35 ]
Poczytaj, proszę:

http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 09:55   

Różo Dzieki za miłe słowa.
Masz racje że tego nie można ot tak zamknąć, zresztą opisałem że to właśnie nie do końca wyjaśnione tematy spowodowały narastające problemy, cieszylismy się tym że jestesmy razem a część problemów pozostała nie rozwiązana wiem że to właśnie było przyczyną sytuacji która powstała.
Po części masz racje ale sprawy duchowe zawsze będą właśnie takimi, nienamacalnymi duchowymi dającymi doznania wewnętrze a relacje między ludzmi są rzeczywiste fizyczne (choć można kochać na odległość) nawet po jakimś wyjeździe rozstaniu, to po powrocie bardzo liczy się kontakt taki zwykły prosty dotyk który jakże wiele daje.

Cytat:
Ale widzisz sam, że Twoje ludzkie metody zawiodły, ludzie nie pomogli, może więc teraz zrozumiesz ,że "ludzki sposób na Twoje małżeństwo" już się skończył.
Może tak Bóg pokazuje Ci,że nie jest tylko Istotą stojącą z boku, ale chce uczestniczyć żywo w Waszym życiu? Może czas pogłębić osobistą i małżeńską relację ze Stwórcą? I wiesz co? Nasz Bóg jest Bogiem zazdrosnym o swoje dzieci i Bogiem ofiarnym. Wykorzysta wszystkie możliwości,aby Wam o sobie przypomnieć. Wasze szczęście jest w Nim, a droga do Niego to Wasz Sakrament Małżeństwa.


Cytat:
Jeśli uregulujesz swoje sprawy z Nim - z pewnością Twoje układy z żoną też ulegną zmianie na lepsze


Cytat:
Pomyśl sobie, że może właśnie tak, jak Ty czekasz i tęsknisz za żoną, tak Pan Bóg tęskni za Tobą, bo nie wystarcza Mu tylko świadomość, że istniejesz... On czeka w Kościele.

Niechce nikogo urazić ale czy przypominanie o sobie w ten sposób nie jest miłe, wyrządzanie krzywdy po to by zwrócić kogoś w swoją strone ?
Zazdrosny czy zazdrość nie jest grzechem ?
Sugestia pójścia do kościoła jak handel ?
Jezus chyba rozgonił już raz sprzedających pod świątynią...
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?
Pisałem że z każdym rozmawiam z księżmi na kolędzie również zawsze zamieniałem pare słów, i nie odwracam się do nikogo, niczego plecami.
Jest to forum poświęcone małżeństwu, jest pod patronatem kościoła.
Napewno relacje duchowe pomagają odzyskać spokój, wiare lecz trafiłem tu z bardziej przyziemnych powodów oczekując porady. Te parę rozmów które tu odbyłem wiele dla mnie znaczą i dziękuje za nie, wiem też że wszystkiego naraz jednocześnie nie sposób ogarnąć zrobić i wszystko w życiu ma swoje miejsce i czas.
Poprostu musze coś zrobić inaczej nie będe mógł tak życ...
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 11:48   

Cytat:
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?

Jesli odebrałeś moje słowa jako najkazywanie to przepraszam Cię, Krzyśku. Nie o to mi chodziło... Jesteś wolnym człowiekiem, masz prawo żyć tak, jak uważasz za słuszne. Wejście na droge głębszej przyjaźni z Jezusem to łaska, żaden handel i naprawdę tą drogą idzie się łatwiej (takie jest moje doświadczenie i dzielę się nim z Tobą), zwłaszcza kiedy dopadaja nas sprawy bardzo trudne, po ludzku niemożliwe do rozwiązania, kiedy trudno o skuteczną pomoc ze strony ludzi...
Wzruszyła mnie Twoja samotność i cierpienie, zasugerowałam więc szukanie pomocy u Boga, ale to była tylko sugestia...
Krzyśku, nie widujesz sie ze swoją żoną, tymczasem trzeba takie spotkanie odbyć, bo trzeba odbyć poważną rozmowę, żeby wiedziec co ona myśli o dalszej Waszej przyszłości, żeby dowiedziała się, co myślisz o niej Ty, czyli co dalej z Wami. Takie trwanie w niewiedzy, jak to ma miejsce dzisiaj jest bardzo męczące i to na pewno dla obydwu stron... Wiedzieć, w którym miejscu jesteś, aby móc ruszyć w dalszą drogę... Im więcej będziecie ze sobą rozmawiać, uważnie siebie słuchać, tym większa szansa na zmiany - na lepsze. A tak zwyczajnie po ludzku, dobrze jest mieć kogoś (przyjaciela), z którym można wygadać się, poradzić się. Rozumiem, że między innymi z tego powodu weszłeś na to forum, i dobrze, bo tu naprawdę nikt nie chce Twojej krzywdy, tutaj ludzie wiedzą, co to znaczy - cierpienie. Nie obrażaj się jednak, kiedy przez porady przewija się słowo Bóg, bo to forum katolickie.
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 12:20   

Krzysiek,
Krzysiek napisał/a:
Poprostu musze coś zrobić inaczej nie będe mógł tak życ...

Jak masz takie myśli - a piszesz o tym w każdym poście - to idź do lekarza OD RAZU, bo masz ogromnego doła, poczucie jakiejś pustki / straty, a jesteś w wieku kiedy facetom zdarza się mieć wszystkiego dosyć.
Może nie chodź tyle do babci na ten cmentarz, albo chodź ale pamiętaj że tam zawsze zdążysz.
Masz wchodzące w dorosłość córki, za parę lat będą wnuki, Krzysiek nie przekreślaj tego wszystkiego!!!

Ja mam taki obraz po przeczytaniu twoich postów, że między wami coś może się działo od dłuższego czasu czego ty nie potrafisz zrozumieć czy dostrzec, że coś twoją zonę odepchnęło od bycia razem.
Wyprowadzka z domu - ja też tyle razy to chciałem zrobić i wiesz co? przychodziła taka może perfidna i egoistyczna myśl - a co jeśli jej będzie lepiej??? po co dawać taką okazję i po co tak ostentacyjnie przekreślać wspólne życie? Przecież to było zanim doszlo do tej zdrady...

Krzysiek napisał/a:
Jestem bardzo wrażliwym człowiekiem nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo, emocje rozgoryczenie dały upust i wyniosłem się z domu

Nie wiem czy to wrażliwość, mi się wydaje że bardziej niedojrzałość, że się nie potrafiłeś pogodzić z tym, że ona ma inaczej, że ma prawo do swojego kawałka życia, znajomych, własnych spraw. W tym trzeba znaleźć jakąś rozsądną równowagę, i to pewnie trudne (dla mnie - cholernie trudne). Ale uciekać? Może na chwilę, wtedy powiedzieć że chcesz pobyć sam przez moment.. nie wiem jak to wyglądało, może nie ma już teraz znaczenia. Ale sam jej pokazałeś że tak można i że to jakieś rozwiązanie.

Krzysiek K napisał/a:
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?

Jednemu Bóg pokaże - o zobacz, tam, daleko... a on już biegnie, a innego w głowę trzeba walnąć żeby się obudził.
Zasady są jasno wyłożone w dekalogu i przekazywane w KK przez nauczanie, Słowo Boże, tradycję.

Krzysiek, pytasz o rady, dużo ich tu padło, ja bym powiedział - módl się jak wariat, jak chodzisz do tej babci to za nią odmawiaj litanię za zmarłych, chodź do Kościoła, spowiadaj się i nie trać wiary. Tu sobie poczytaj może nt modlitwy:
http://www.opoka.org.pl/b...-2009-help.html
u mnie tak było właśnie - jak trwoga to do Boga - ale zadziałało i mnie to nie obchodzi czy to ktoś powie na to handel czy co.
Może próbuj jakoś się do żony zbliżać, szukaj jak do niej dotrzeć (ale to może też sam Bóg cię jakoś poprowadzić).
Nastaw się, że to jest może na lata bardziej niż na miesiące.
I zajmij się sobą, zrób tak, żebyś ty był dla niej atrakcyjnym facetem, poprzez spokój, pewność, kontakt z córkami i jakąś może taką opiekę z dystansu, jeśli ona tego nie odrzuci.
Jest takie stowarzyszenie psychologów czy terapuetów chrześcijańskich - możesz tam poszukać pomocy, dla siebie w tej chwili bo ze sobą dobrze żebyś do ładu doszedł.
Tu na Sychar są małżeństwa które się rozpadały i potem wracały do siebie, ja sam miałem w sądzie sprawę rozwodową założoną i się z niej żona wycofała - więc da się dużo zrobić, tylko trzeba czasu, cierpliwości., modlitwy... no i gwarancji też nie ma że się uda, niestety, do to w końcu zależy też od tej drugiej osoby.
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 12:54   

Ja się nie chciałem wynieść i nigdy sam bym tego nie zrobił. Tak w skrócie-Poprostu zastałem spakowane swoje rzeczy i usłyszałem że mam wyjść a że mieszkanie jest na nią (to inne już kwestie niemające związku z tym) więc co miałem zrobic...
Może to też jest niedojrzałość ale jestem wrażliwym facetem taki przykładowy rak i o tym każdy wie kto mnie zna.
Mam obok siebie parę osób które udzielają mi wsparcia też radzą żeby zacząć robić coś dla siebie, tak też robie i z zewnątrz jest ok ale od środka...
Niektórzy mówią daj sobie z Nią spokój, ale ja nie mogę nie chce i tylko mam jeszcze nikłą nadzieje że może coś kiedyś i tylko to mnie jeszcze trzyma...
Dzięki za każde słowo to dla mnie bardzo ważne.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 13:48   

Krzysiek, masz dorosłe dzieci... Kontaktujesz się z nimi? A może wraz z wyprowadzką od żony "wyprowadziłeś się " od własnych dzieci. Jeśli tak, pomyśl czym prędzej jak na nowo nawiązać z nimi poprawne relacje, kiedyś boleśnie moga Ci to przypomnieć, ten czas poza domem... A może trzeba porozmawiac z dziewczynami, tak, jak z dorosłymi ludźmi, wyjasnić, co wydarzyło się w domu, bo one pewnie tej strony medalu nie znają... I nie chodzi mi o to, aby uświadomić dzieciom, że oto mama "be", zrobiła wszystko, co najgorsze, ale pokazać sytuację w miarę w prawdziwym świetle. Może zmieni się ich podejście do Ciebie, może zechcą odwiedzić, być dla Ciebie również pocieszeniem, dodadzą siły do życia... Co one wiedzą na dziś o Was, w jakim świetle Cię widza, czy w prawdziwym? A może też potrzebują Ciebie, Twojej większej obecności w ich życiu... Dzieci powinny wiedzieć, dlaczego rodzice nie są razem, kiedy są dorosłe - maja prawo znać prawdę. Kiedy mowiłeś im o tym, że tęsknisz za nimi, że cierpisz z powodu samotności...?
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 18:37   

Krzysiek, posłuchaj sobie może takich kazań X. Pawlukiewicza, np. tu jest trochę może do ciebie własnie:
http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3

Bardzo ciekawie mówi, a tu całość:
http://www.kazaniaksiedzapiotra.pl/

Ja słucham czasami, w samochodzie głównie i dużo z tego zostaje gdzieś w głowie i pomaga.
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 01:38   

Tak można powiedzieć że dorosłe ale czy dorosłość to cyfra.
Wiedzą o kłopotach finansowych ale Żona zawsze im że jakoś się to załatwi i one to zostawiały a o wybryku Mamy wie tylko starsza córka ale ogólnikowo. Obecnie niewiem ile wiedzą i co ale raczej nie przejawiały zainteresowaniami takimi sprawami jak finanse. Raz z ust starszej córki padło coś czego nie rozumiem do dziś "że ją nie obchodzi czy my będziemy razem czy nie" powiedziała to do mojej mamy i to było bardzo przykre z uwagi że mieliśmy jak już wyżej pisałem dobry kontakt ze sobą i chyba mamy nadal choć rzadszy o czym też pisałem. Wczoraj była u nas u ich dziadków gdzie mieszkam młodsza córka a jutro ma być starsza - ma urodziny i umówiliśmy się na sobotę na wspólne wyjście na pizze.
One też napewno swoje przeszły a ja nie mam sumienia ich męczyć poruszając te tematy.
A o tym co w domu same nic nie wspominają. Mieszkają ze swoją mamą więc napewno ma na nie większy wpływ niż ja, ale moje stosunki z nimi są nawet dobre. Więdzą że tęsknie za nimi i wspominałem że mogłybu częściej wpadać do mnie ale rozumiem ich brak czasu i nie naciskam, starsza córka studia, młodsza matura i oczywiście jej chłopak (bardzo fajny-nawet ministrant) to je bardzo pochłania.
Naprawdę bardzo dziękuję za słowa, rady, zainteresowanie to pozwala się troche uspokoić.:)
Czytając różne tematy na forum natrafiłem na "Pierwszy post - Piotrek" i z duzym zdziwieniem zauważyłem że ja też byłem może po części jeszcze jestem ja On, odnalazłem jakby swoje odbicie może nie identyczne ale jednak, też byłem taki jak siebie opisuje i wiem żę od tego się chyba wszystko zaczeło.
Nie wiem czy to dobry pomysł bo aktualnie nie jestem gotowy na rozmowe z Żoną ale może mógłbym zacząć od listu, co o tym sadzicie?

[ Dodano: 2010-03-17, 10:53 ]
Cytat:
Krzysiek, posłuchaj sobie może takich kazań X. Pawlukiewicza, np. tu jest trochę może do ciebie własnie:
http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3

Słuchałem parę razy aż do trzeciej w nocy i masz racje jest tu coś dla mnie, może nie do końca zrozumiałe ale jest.
Ciężko złapać dystans bo przecież to moje życie i mnie bezpośrednio dotyczy to moja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość więc jak patrzeć na nie z odległości skoro jest tu i teraz teraz. Ludzie są zmienni i nieraz zapominają to co kiedyś było co widzieli, doznali, tak było ze mna z Nią... Może sięć się zerwała, poplątała jak nasze życia. Zagubiłem się zagubiła się Ona, jak mamy się odnaleźć czy to jeszcze mozliwe...

[ Dodano: 2010-03-17, 12:28 ]
Pogubiłem się, nie umiem dostrzec przed sobą żadnej drogi...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 12:59   

Krzysiek K napisał/a:
Pogubiłem się, nie umiem dostrzec przed sobą żadnej drogi...


Mnie wtedy pomaga Adoracja, szybko Pan wskazuje nastepny krok. Nie trzeba widzieć całej drogi by dojść celu zwłaszcza,że często pokonujemy odcinki we mgle... :mrgreen:
Trzeba natomiast zawsze mieć przewodnika wtedy jest bezpiecznie.
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 13:05   

Właśnie brak mi czegoś znaku, drogowskazu, przewodnika.
Nie potrafie... i coraz bardziej się boje...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 13:24   

Krzysiek K napisał/a:
Właśnie brak mi czegoś znaku, drogowskazu, przewodnika.
Nie potrafie... i coraz bardziej się boje...


A więc poproś o przewodnictwo Jezusa lub Maryję, albo innego świętego, który jest Ci bliski. Nie dopuszczaj jednak do siebie lęku, bo on zawsze przychodzi od Złego. Potrafi skutecznie odciąć nas od trzeźwego spojrzenia na problemy i rani nasze serca.
W takich chwilach gdy wszystko Ci umyka przeżegnaj się z Wiarą to najprostrzy egzorcyzm i niezwykle skuteczny. A Adorację polecam szczególnie obok Mszy Świętej i różańca .
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 14:25   

Krzysiek??? a czy Ty może mieszkasz gdzieś w okolicach W-wy????

Jak tak to jutro,na Rakowieckiej u Św.Boboli o godz.19.00 w sali Betlejem jest spotkanie mityngowe męskiej grupy wsparcia .
Tylko dla facetów.....bo chłopaki nie płaczą ....znalazł byś bratnie dusze facetów w kryzysie..

A na początek polecam Ci Jacka Pulikowskiego "Warto być ojcem"
oraz M.Artymiak "Pomiędzy kobieta a mężczyzną"..........no i lekturę forum.........
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-17, 16:46   

Krzysiek K napisał/a:
może mógłbym zacząć od listu, co o tym sadzicie?

U mnie pisanie listów zadziałało, ale mieszkaliśmy cały czas razem, pisałem codziennie przez 1-2 miesiące i te listy znikały ze stołu i nie było ich w śmietniku... czyli czytała. Ja pisałem o tym co czułem jak mi mijał dzień etc, takie proste rzeczy, żeby się przebić z kontaktem.

U ciebie to by może było inaczej... weź pod uwagę że ona może nie chcieć nawet czytać takiego listu... albo że się może coś z niego pojawić na sprawie rozwodowej jeśli w tą stronę pójdzie cała sytuacja.
Ale jeśli napiszesz coś sensownie i ona będzie chciała to przeczytać, to może warto, bo to początki jakiejś komunikacji by były?
Tylko nie pisz jej, że życie bez niej traci sens etc! Takie pośrednie choćby sugestie to forma przemocy psychicznej - tak mnie uczyli na terapii dla przemocowców...

Nie wiem czy w ogóle masz tę sytuację ogarniętą jakoś? Mi się wydaje że musisz sam stanąć na nogi, a przynajmniej zacząć, i wtedy dopiero będzie moment żeby coś robić. Bo teraz co zrobisz? A jak zapytasz wprost i usłyszysz 'nie chcę cię' - to co? Czy dasz radę to wytrzymać i wytłumaczyć sobie, że to sprawa na lata, gdyby tak było?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8