Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Historia jakich wiele
Autor Wiadomość
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 02:51   Historia jakich wiele

Witam
Zdecydowałem się napisać ponieważ brak mi już jakiejkolwiek alternatywy. :-(
Ale może od początku
Mamy dwie córki 20 i 19 lat.
Wszystko zaczeło się w okresie gdy nasza znajoma rozeszła się z mężem grudzień 2007. Od tamtej pory coś się zaczeło psuć oddalenie, brak rozmów, brak czasu dla mnie itp. I stało się po 18 latach pierwszy poważny kryzys. Do tej pory wydaje mi się że duża zasługa w tym jest właśnie tej znajomej, ciągłe opowieści jak to jest jej teraz lepiej i fajnie, w końcu w naszym związku po takiej dawce opowieści sztycznych zachwytów coś się zaczeło zmieniać. Jestem bardzo wrażliwym człowiekiem nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo, emocje rozgoryczenie dały upust i wyniosłem się z domu. Nie na długo, żona zadzwoniła spotkaliśmy się porozmawialiśmy, wróciłem było prawie dobrze ale jednak już inaczej niż kiedyś. Coraz więcej kłótni, kłopoty w porozumieniu, finansowe i znów poza domem. To było straszne miałem dość wszystkiego załamałem się. Po prawie miesiącu dzieci wyjechały na kolonie, odwoziliśmy je razem więc gdy wracaliśmy pomyslałem że to dobry czas by spróbować porozmawiać, usłyszałem żę jest zmęczona i może jutro. To była tylko wymówka na następny dzień wyjechała nie wiadomo gdzie, dzwoniłem powiedziała że musi odpocząc od wszystkiego i jest u koleżanki, niestety jak później się okazało to nie była prawda.
Po paru dniach zadzwoniłem lecz telefon milczał, wpadłem w panike nie wiedziałem co się stało gdzie jest. Zacząłem szukać, ilu Jej znajomych pytałem tyle różnych informacji dostałem. Okazało się że jej matka wzięła Jej kredyt niby na spłate długów i częsciowo to prawda a za resztę wyjechała a była to dość duża kasa zresztą spłaca to do dziś. Udało mi się namierzyć telefon gdy go raz właczyła i szok jest nad morzem niedaleko Szczecina więc nie na wsi u znajomej. Bałem się i wariowałem, tyle emocji uczuć. Czekałem gdy wracała ale nie chciała rozmawiać odpychała mnie. Po dwóch dniach poszedłem z myslą że teraz albo nigdy, była rozmowa żale, doszliśmy do porozumienia tzn. tak naciskałem że w końcu uległa ale czyłem że coś jest nie tak. Po dwóch dniach coś pękło i przyznała się że była tam z facetem i spali ze sobą. Swiat zawalił się ścieło mnie to było straszne ale wybaczyłem i chiałem byśmy byli razem. Następne parę miesięcy było tak cudownych i pełnych miłości że nawet powracające wizje kogoś obcego z nią w końcu dały mi spokój choć nie do końca. Dzieci wróciły, wyjechaliśmy na wakacje wszyscy razem i było cudownie. Te pare miesięcy były jednymi z najpiękniejszych chwil w moim życiu i straciłem czujność niestety. Okazało się że narobiła dużo długów. Zadłużone znów mieszkanie, kredyt do spłacenia i w końcu odkryłem jeszcze jeden kredyt z Providenta. Jakoś powoli dawaliśmy rade ale coś znów zaczeło się psuć. Znów czeła sie odsuwać ode mnie, chciałem jakoś to ratować, tak każdy ruch w tym kierunku zawsze wychodził ode mnie. Wyjechalismy parę razy sami w maju potem w wakacje takie parodniowe wyjazdy. Było nawet dobrze ale po powrocie znów coraz dalej i dalej. Zdecydowałem się pojść do szkoły, to Jej też nie odpowiadało usłyszałem pare gorzkich słów. Było coraz gorzej. Doszło do tego że całą swoją wypłatą spłacała długi. Próbowałem rozmów wszystkiego była coraz zimniejsza dla mnie, potrafiła sie śmiać ze znajomymi a dla mnie nie było nic nawet nie chciało jej się cześc powiedzieć po powrocie z pracy. W dniu urodzin wiadomej znajomej okazało się że idzie sama i we mnie coś pękło doszło do kłótni pierwszej takiej od czasu zanim wyjechała rok wcześniej. Chciała wziąść kase na prezent, powiedziałem dość albo robimy coś razem albo wcale i zaczeło się. Przez dwa miesiące gotowałem dla nas ale tak się uparła że nic nie chciała ode mnie, na początku grudnia powiedziała żebym się wyniósł, bo to jest Jej mieszkanie i już. Pewnego dnia po powrocie z pracy zastałem spakowane swoje rzeczy i wyprowadziłem się do rodziców. To samo osiedle tylko dwa bloki dalej. W grudniu pisałem do niej przy każdej okazji a było ich sporo rocznica slubu, jej urodziny, święta, sylwester ale zero żadnego odzewu. Raz Ją widziałem przez ten cały czas. W lutym walentynki i też nic teraz dzień kobiet i Jej imieniny i nie dałem rady samemy dać kwiatów, podałem przez córke wysłałem życzenia i nic. wczoraj napisałem do Niej maila i sms i nic. Mam dość już zaczynam wariować i dłużej nie wytrzymam. Kocham Ją i chciałbym bysmy byli kompletną rodziną. Nie mam już sił i wiara że coś się zmieni już znikła, nie chcę tak dłużej zyć oddałem jej wszystko miłość zaufanie wybaczyłem Jej wyskok starałem się robiłem wszystko co możliwe i nie możliwe i nie mam już nic. Nie wiem co robi nie wiem nic. Kocham Ją nad życie ale cóż warte takie zycie bez szans na na wspólne chwile nie chce już żyć bez Niej
Mineły już trzy miesiące ...
 
     
katblo
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 07:18   rada

Nie jestem mądra żeby dawać Ci jakiekolwiek rady, co masz robić.
Każdy musi nieść swój krzyż sam.
Jesteś wspaniałym człowiekiem - dałeś piekne świadectwo miłości małżeńskiej.
Żeby uratować małżeństwo - do tego trzeba dobrej woli obojga.

Obiecuję modlitwę i z serca radzę uczestniczyć jak najczęściej we Mszy świętej, przystępować do sakramentów - modlić się za żonę za Wasze małżeństwo za Wasze dzieci.
To nie jest nic - to bardzo wiele.
W sytuacji gdy zawodzi człowiek - tylko Bóg może pomóc.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 12:51   

Krzysiek............ ja czasami porównuję zdradzającą kobietę do małpy na bananowcu.
Małpa to takie stworzenie,które kieruje się instynktami.Jest w tym instynkt zaspokojenia jej "mnie" czyli aby jej(małpie) było miło i wygodnie...... jest też i instynkt głodu .
I ta małpa siedzi na bananowcu do czasu gdy ma na nim dość bananów... gdy liście bananowca dają chłód,dają schronienie przed deszczem............gdy jest jej poprostu dobrze.
Jak zaczyna brakować któregoś ze składników,to ta że małpa zaczyne rozglądać się za innym bananowcem.
I jak już jest pewna ,że na innym jest więcej bananów to poprostu skacze na niego i tam żyje.

Zapytasz jak w tym analogia.............. do Waszego życia......
Otóż,Ty,i to co robiłeś do tej pory dla Twojej rodziny to taki swoisty bananowiec........... a żona??no (sory miłe Panie) to taka małpka............. cos jej brakowało.......więc???usiłuje przeskoczyć na inny bananowiec..............czego jej brakuje???? nie wiem................
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 12:51   

Nieść krzyż... ja czuje jakby po tym wszystkim wbiła mi go w plecy. Nic nie rozumiem czemu, dlaczego. Wiem że nie jestem ideałem mam swoje przypadłości, wady przez te dwa lata starałem się wszystko poukładać sam bez niczyjej pomocy. I wydawało się że dałem rade a teraz, teraz już nie wiem nic.
"Żeby uratować małżeństwo - do tego trzeba dobrej woli obojga."
Tak trzeba dwojga, tylko co teraz.
Wiem jaka jest moja żona, ona nie potrafi sama z siebie wyjść na przeciw, w tym całym okresie to ode mnie wychodziły rozmowy, propozycje to ja Ją przekonałem aby spróbować jeszcze raz choć nie było to łatwe. A teraz wiem że choć ja chciałbym rozmowy to nie jestem w stanie z Nią porozmawiać, może z obawy przed odrzuceniem. Brak jakielkowwiek odpowiedzi, znaku od niej. Zewnętrznie jakoś się trzymam, staram się dbać o siebie ale wewnętrznie już brak sił, motywacji, wszystkiego.
Powroty z pracy gdy nikt nie czeka, zostały mi tylko zdjęcia ...
Nie potrafię do Niej dotrzeć samemu czy przez kogoś.
Czuje się coraz gorzej i wiem że z każdym dniem jest coraz mniej szans, jeśli jeszcze wogóle jakieś są.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 12:58   

Krzysiek.......... a gdzie szukasz pomocy? ksiązki??poradnia???
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 13:08   

Krzysiek K napisał/a:
Wiem jaka jest moja żona, ona nie potrafi sama z siebie wyjść na przeciw, w tym całym okresie to ode mnie wychodziły rozmowy, propozycje to ja Ją przekonałem aby spróbować jeszcze raz choć nie było to łatwe

Krzysiek jak wynika z waszej sytuacji to jednak nie wiedziałeś do końca jaka jest twoja zona.
Bo nikt tego nie wie,ja tez tak mówiłam,tu nauczyłam sięnie mówić tak,bo mój mąż bo on.To trudne bo jak w moim przypadku tylu wspólnych lat,też myślałam ,że znam męża,że nic już mnie nie zaskoczy a zaskoczył i to bardzo z tej złej strony i przegrałam bo tak myślałam jak Ty ,że go znam??????
jak wiele tu ludzkich tragedii wszyscy tu trafiamy,a czasami jest już za późno,fajnie jak sie walczy o siebie ale wszyscy zapominamy i nikt z nas tu na forum nie jest bez winy.Nie były pielęgnowane uczucia traktowało się to jak raz dane na zawsze.


Nałóg- porównanie kobiety do małpy a fe,dla mnie to przykre doświadczenie bo słysze je jeszcze czasami w uszach"ty małpo" a nawet jeżeli małpa to wie czego chce i pokazuje nam ,że nie dane jest nam nic na zawsze i za darmo
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 13:17   

Ten Jej wybryk zdarzył się tylko raz wtedy a dopóki byłem w domu nie było nikogo i wiem to na pewno a teraz,
teraz nie wiem nic, co robi itp.
Książki, fora, publikacje, rozmowa z jedynym prawdziwym przyjacielem.
A poradnie, nigdy tam nie dotarlismy, zawsze potrafiliśmy się w końcu dogadać. Położyłem na szale wszystko, miłość, zaufanie nawet swoją godność bo wiem jej część w tym wszystkim utraciłem ale nie żałuje niczego bo jednak udało się i byliśmy razem. Nigdy nie przejmowałem się tym co ktoś powie bo tylko My razem bylismy dla mnie ważni jako cała Rodzina Dom, byłem blisko i starałem się. Wiem że się przed naszym rozstaniem bardzo pogubiła ale odrzucała pomoc i tak się to skończyło.
Możliwe że jednak nie znam Jej do końca.
Starałem się jak umiałem i ja NIE CHCE ZAPOMNIEĆ dalej zależy mi byśmy jednak byli kompletną rodziną, tylko już nie wiem jak...

[ Dodano: 2010-03-15, 13:21 ]
Potrafiłem i raz nam się udało ale teraz już nie wiem jak a nie chcę rezygnować tylko już sam nie wiem....
Idę teraz do pracy a wcale nie mam ochoty na cokolwiek
Dziękuje za odzew, to pomaga choć troche.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 14:16   

Krzysiek K napisał/a:
Potrafiłem i raz nam się udało ale teraz już nie wiem jak a nie chcę rezygnować tylko już sam nie wiem....


No właśnie udało sie raz to chcesz znowu, ale gdzie tu jest Bóg?
Znowu Zosia samosia wychodzi z Pana?
Nie napisałeś jak w Waszym pożyciu układały sie relacje z Bogiem.
To ,że wychodziło dawniej nie znaczy, że wyjdzie teraz. Ludzka miłość się wyczerpuje, a Boska nie.
Rozumiem,że cierpisz, ale czy naprawdę przyjżałeś się życiu, które wspólnie prowadziliście? Może było w nim dobrze tylko Tobie i dlatego pojawiła się zdrada.
U kobiet to krzyk rozpaczy wołanie o pomoc, u mężczyzn też. Inaczej kiedy zamiast kobiety w domu ma się dziewczynkę lub chłopca, wtedy zdrada może mieć zupełnie inne barwy.
Kryzys w którym teraz uczestniczysz może stać się szansą na prawdziwe życie we dwoje. Potrzeba do tego jednak odwagi w patrzeniu na siebie i rzeczywistej chęci zmiany na lepsze, a nie tylko na wygodne dla mnie...
Dużo napisałeś o tym co zrobiła żona i o okolicznościach, w których się to zdarzyło, ale nic o tym jakim Ty jesteś/ byłeś mężem. ( nie jakim wydaje Ci się ,że jesteś/ byłeś )
Ten post to nie krytyka tylko drogowskaz jaki sam zauważysz, gdy pozostaniesz z nami, aby pokonać kryzys do końca.
Myślę,że dobry Bóg skierował Cię tu abyś Go dostrzegł i Jego miejsce w Waszym życiu, bo najwyraźniej coś Ci umyka.
Co to jest na ten moment nie wiem, ale to nie ja mam to wiedzieć tylko Ty. Kiedy to dostrzeżesz wtedy praca nad konstruktywnym pokonaniem kryzysu ruszy z kopyta, czego z serca Ci życzę. :-)

Na początek polecam Ognioodpornego- kultowa pozycja na forum:

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4764
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 14:38   

Kingo
Tak własnie jak napisałaś,nie zawsze jest dobrze jak nam jest dobrze.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 18:47   

Gogol................. kobiety -jak już idą na zdradę-to idą na całość........kobiety podobno musz anaprwdę być przekonane ,ż eten drugi jest zdecydowanie lepszy od prawowitego męża.
Faceci w zasadzie oddzielają doznania od uczucia............. i dlatego zdradzaja ,mimo tego że twierdzą iż kochają.
Ale Ty to wszystko wiesz............

I dalej napisze:za zdradę żony w znacznym stopniu odpowiedzialny jest mąż
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 19:49   

nałóg napisał/a:
I
dalej napisze:za zdradę żony w znacznym stopniu odpowiedzialny jest mąż


Wiesz nie mogę w to uwierzyć,że to napisałeś?

nałóg napisał/a:
Ale Ty to wszystko wiesz............

Krzysztof tego nie rozumię?
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-15, 19:51   

Krzysiek K napisał/a:
Ten Jej wybryk zdarzył się tylko raz

Krzysztofie, opisałeś straszną historię!
Ty, mąż idealny, ona przez wiele lat super żona, dwójka dzieci.
I nagle trach - ta przyjaciółka... właściwie gdyby nie ona to nic by się nie stało??? Jakoś taki wniosek się nasuwa...

Ale po coś ona tej twojej żonie była potrzebna, coś może nie grało między wami tak dobrze, jak tobie się wydawało? Może to trwało dużo dłużej, tylko tego nie widziałeś?

Bo inaczej, to co można powiedzieć?
Żeby ktoś "naprawił" twoją żonę i wtedy znów będzie dobrze??? Pewnie o to warto się modlić, ale może to wszystko jest tez po to, żebyś ty coś zobaczył i zmienił? Nie wiem, tak się zastanawiam, bo z tego co piszesz to niczego takiego nie ma, a ja tez nie chciałbym cię wpędzać w szukanie winy po swojej stronie, bo zdrada to sama w sobie musi być strasznie raniąca i trudna.

A jak twoje kontakty z dziećmi? Skoro nic nie wiesz o niej ["raz ją widziałeś'], czy to znaczy że z córkami się też nie widujesz???
 
     
Krzysiek K
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 00:01   

Witam
Starałem się opisać to co się stało bez emocji jakby same konkrety bo myślałem czytając różne posty tutaj że częśc rzeczy jest zrozumiała ale ok dopisze reszte.

Cytat:
Ty, mąż idealny, ona przez wiele lat super żona, dwójka dzieci.
I nagle trach - ta przyjaciółka... właściwie gdyby nie ona to nic by się nie stało???

Macius-
Mieliśmy problemy chyba jak większość nie byłem i nie jestem ideałem ale zrozumiałem swoje błędy, doszło do zmian akurat zbiegło się to z tą sytuacją u znajomej (która może bezwiednie ale jakby chciała znaleźć kogoś w podobnej sytuacji nie wiem z żalu zazdrości) stała się może nie głównym powodem ale tą przysłowiową kroplą. Zbiegło się to może jak to bywa w nieodpowiedniej chwili. Reszte już znacie. Razem z Żoną doszliśmy do porozumienia i były duże zmiany moje jak i Jej. Było dobrze nie tylko mnie ale razem NAM.
Jeśli o wine chodzi to mówi się że leży zawsze pośrodku i jest w tym cząstka prawdy ale jest małe ale ta osoba która dopuściła się zdrady to zrobiła nie kto inny.
Jeśli codzi o moje kontakty z dziećmi to były bardzo dobre, potrafiły przyjść do mnie z jakąś sprawą i wiedziały ze mną załatwią więcej niż z Mamą. Niestety obecnie już rzadko się widzimy, mają swoje towarzystwo nauka studia ale zawsze mogą na mnie liczyć, jest też druga strona medalu One nie wiedzą o tym co się stało w tamte wakacje ustaliliśmy że się nie dowiedzą więc nie znają całej prawdy a że mieszkają z Mamą to normalne że ma obecnie większy wpływ na nie niż ja. A o tym co się dzieje w domu nic nie mówią a ja nie mam sumienia ich wypytywać, widziały i też napewo przeżyły swoje, choć faktyczne nasze kontakty sały się mniejsze i już inne. Kocham je wszystkie i bardzo boli mnie że nie mogę być razem z nimi.

Kinga
Cytat:
Znowu Zosia samosia wychodzi z Pana?

Nie Zosia tylko takie są fakty z tych osób które mogły NIKT nam w tym momencie nie pomógł a były takie osoby np. Jej brat który sam przeżył coś podobnego ale nikogo nie winięi nic od nikogo nie oczekiwałem, tylko i wyłącznie dzięki swojej determinacji zawdzięczam że udało się wszystko naprawić tak jest prawda.
A Bóg ?
Wtedy go przy nas chyba brakło. Nie każdy ma potrzebę by uzewnętrzniać swoje poglądy religijne, nie trzeba kościoła żeby wierzyć.
Każdy z nas ma swój sposób by przeżywać obcowanie z Wiarą, Bogiem i nigdy nie sygerowałem nikomu czy tak a tak ma być.
Odnośnie naszego życia pisałem powyżej i naprawde było dużo i dużych zmian, przez rok dawaliśmy sobie rade, nie idealnie ale rozmawialiśmy i było dobrze, potem doszły kłopoty finansowe tzn były ale Ona nie powiedziała mi o tym odrazu chciała sama wszystko wyprostować lecz nie wyszło, wiem że nie chciała mnie tym obarczać denerwować choć powinna odrazu powiedzieć a tak dowiedziałem się przypadkiem.Dla nas to były duże problemy i narastały i brneła coraz bardziej, nie umiem tego tak opisać.
Dzięki za wskazówki a Ognioodpornego już oglądałem i to nie raz.

Chodzi o to że wiem iż czum jestem dłużej poza domem to coraz mniejsze szanse i boję się aby nie było za późno, pod pewnymi względami Ją dobrze znam.
Jest jeszcze coś znam siebie i boję się bo az stałem już na krawędzi ale wtedy trzymała mnie nadzieja a teraz pędze drogą która jest coraz węższa i wiem że muszę coś zrobić lecz nie wiem już co a nadzieja odlatyje niczym ptak....
Kocham nad życie Żonę, nasze córki a czuję że czasu coraz mniej...

[ Dodano: 2010-03-16, 00:13 ]
http://www.youtube.com/watch?v=hKnkLrVbzYg
http://www.youtube.com/watch?v=3WWwuA6twKI
Będe walczył dopóki mogę...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-16, 01:31   

Krzysiek K napisał/a:
Wtedy go przy nas chyba brakło. Nie każdy ma potrzebę by uzewnętrzniać swoje poglądy religijne, nie trzeba kościoła żeby wierzyć.


Tak nie trzeba Kościoła aby wierzyć, ale trzeba go żeby się nie pogubić w drodze do Boga, no i poza Kościołem nie ma Zbawienia. ( dla osób ochrzczonych )
Ale widzisz sam, że Twoje ludzkie metody zawiodły, ludzie nie pomogli, może więc teraz zrozumiesz ,że "ludzki sposób na Twoje małżeństwo" już się skończył.
Może tak Bóg pokazuje Ci,że nie jest tylko Istotą stojącą z boku, ale chce uczestniczyć żywo w Waszym życiu? Może czas pogłębić osobistą i małżeńską relację ze Stwórcą? I wiesz co? Nasz Bóg jest Bogiem zazdrosnym o swoje dzieci i Bogiem ofiarnym. Wykorzysta wszystkie możliwości,aby Wam o sobie przypomnieć. Wasze szczęście jest w Nim, a droga do Niego to Wasz Sakrament Małżeństwa.

Twój sposób postrzegania Boga to Twój sposób postrzegania świata i bliźniego. Pomyśl o tym czy na pewno nie jest skrzywiony w żaden sposób? A może zwyczajnie tego nie widzisz.

Skoro wcześniej potrafiłeś się dogadać z żoną, a teraz nie to albo nie słuchałeś uważnie wcześniej tego co mówiła i czas spokoju to był tylko czas, który dała sobie na obserwację czy coś z Waszych rozmów do Ciebie dotarło.
Albo nie zauważyłeś jakiegoś zdarzenia, które wpłynęło na zmianę psychiki żony w sposób dla Was istotny.
A może to Ty zmieniłeś się z jakiegoś powodu i tego nie dostrzegasz.

Czasem z wiekiem różne czynniki zmieniają ludzi i tylko ogromna praca nad sobą pozwala nam zachować umiejętność życia ze współmałżonkiem. Nie musi w tym być złej woli, ale gdy przegapimy moment, w którym zaczynamy się oddalać od drugiej połówki to wejście ponownie na wspólną drogę może być bardzo bolesne dla obojga.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8