Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
czas na zmiany!
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 11:26   

To nie prawda, że w związku kobieta ma być ta głupiutka uległą osoba...
A facet, ma być tym, który zarabia na życie, panem domu i od niego zależy wszystko.
Dziś kobiety mogą się realizowac w taki sposób jaki daje im zadowolenie, ku radości drugiej strony…
prawda jest taka, że podział ról w związku zależy od nich samych,
możemy być ulegea czy też władne ale to musi wynikać z samego charakteru związku na co godzą się dwie strony...bo tak im dobrze i na to się godza!

Inaczej właśnie tak to wygląda jak wygląda…
Po latach bycia uległą, pod władzą męża, bez pracy bo mąz tak chciał…a ja przyjęłam. Ze tak będzie dla innych lepiej… czy dla mnie, tego już nie dociekałam, godziłam się na układ zaproponowany… jak i na odwrót
po latach bycia silną chce się być uległą, bo obowiązki przerosły i nie dają już takiego poczucia spełnianie i nie odgrywają już tej roli co na początku.. bardziej ciążą niż dają satysfakcje.. bo nie ma dla kogo, bo dzieci odeszły z domu, bo mąz już nie potrzebuje takiej pomocy jak na początku ode mnie, potrafi sam sobie radzic, oddalił się, gdy ja nie miałam czasu dla niego, kiedy padałam ze zmęczenia po całym dniu pracy… znalazł swoje miejsce w życiu, zainteresowania, do których ja dzis nie mam dostepu
ta druga strona po latach zniewolenia w końcu dorasta do zmian… chce coś w zwiazku znaczyć, czuć się szanowana i mieć zdanie z którym wszyscy się licza..chce czuć, że żyje, bo bilans jaki robi w drugiej połowie zycia nie jest satysfakcjonujący i to ostatni moment na zmiany, by czuc, że w zyciu czegoś sie dokonało…
inaczej gnuśnieje w fotelu, bo nie ma takich możliwości, obowiązki względem schorowanych rodziców są kotwicza jeszcze mocniej do foleta, sprawiając jeszcze większa bezradność… co mogę? Musze żyć jak zyje, bez ikry…

i nikt już nie pamieta, że każdy gra nie swoją role, za którą jest odpowiedzialny, bo taką wziął na siebie…
i wtedy zaczyna się jazdą w związku, szczególnie jak druga strona nie chce zmian, przyjęła ta lepszą pozycję, w której jej dziś dobrze i wygodnie...
a zmian dokonuje ta, której zaczyna ciążyc nadmiar obowiązków, lub czuje się odrzucona, niedoceniona, lub zaczyna zmiany zmuszona porzuceniem przez partnera…

Gogol pisałaś nie wiesz dlaczego przytrafił ci się taki mąż...bo zawsze pragnęłaś męskiego oparcia…a trafił mi się taki….

to proste,
kiedy w dzieciństwie za szybko musimy być samodzielni, być odpowiedzialni to poczucie bezpieczeństwa dziecka jest zagrożone' radzi sobie ale z poważnym obciążeniem wchodzi/w dorosłość z obawą, że sobie nie poradzi z obowiązkami szuka stabilnej osoby, która zaspokoi te poczucie bezpieczeństwa i miłości w dorosłym życiu ... Bo już wie jak trudno podołać obowiązkom doświadczyło tego jako dziecko. Dlatego partner jakiego taka osoba szuka, jest zupełnie inny od rówieśników pełnych życia, troche szalonych, ale nie dających tego poczucia co stabilny chłopak, dający gwarancję że przy jego boku poczuje się wolna od trosk, samotnego dźwigania obowiązków ponad siły...
ale jak na złość osoba tak nie potrafi inaczej się zachowywac jak tylko zaborczo. Kontrolująco sytuacje, tak by nie dopuścić do tego by problemy sprawiły, iż nie dam sobie z nimi rade, dlatego robi wszystko sama, by mieć kontrole nad zyciem, by czasem cośnie wymkło się spod kontrolii, wszystko zrobi lepiej, szybciej zapominając, że przed tym właśnie uciekła kiedyś… inaczej nie potrafi

a wybrała męża włąśnie po to by jej pomagał… paradoks sama sobie taka osoba odebrała możliwość pomocy…

dlaczego mąż nie oponował… ano dlatego tez, że on tez wybrał pewien schemat kobiety znajomy dla siebie… wybrał kobiete silną, zaradna, która za niego będzie podejmowac decyzje… czytaj życ….

Ale człowiek się zmienia… pragnie więcej… a i doświadcza tego, iż rola jaką sobie sam zaczyna być dla niego męcząca… wtedy właśnie zaczyna odczuwać dyskomfort i chęc zmioan…
Dlatego nie tylko ty Gogol czujesz się źle w związku ale i mąż… i masz to szczęście, że mąż to jednak człowiek z charakterem… nie ucieka choć siedzi bezwolnie w fotelu… ale pragnie zmian swoich… dlatego nie oponuje w chęci zmiany waszej sytuacji, chętnie dołącza do ciebie jako osoby inicjującej zmiany… do terapii, do spotkań małżeńskich…
A że nie jest ich inicjatorem…. Cóż Gogol, każdy jest inny, i jak mówie, można zmienić zachowania człowieka ale nie samego człowieka… nie zrobisz z niego salonowego lwa… gdy to człowiek spokojny, domator… bo takiego człowieka kochasz, i taki daje ci poczucie bezpieczeństwa


I on takim jest ciepły, ofiarnym ale ty trochę swoim wkładem zmieniałaś to...
By znów odczuć i zobaczyć męża tym kim wtedy go widziałas…
Przypomnij sobie, był inny od chłopców, których znałaś… mąż dawał ci poczucie bezpieczeństwa właśnie dzięki temu, że był taki spokojny i opanowany…
Myśle, że terapia wiele ci pomoże… wam…

Co więcej miłość może „odżyć” i znów rozpocząć się na nowo. Małżeństwa z dużym stażem łączy przywiązanie, wtedy dopiero chyba zaczyna się prawdziwa miłość, kiedy spędzimy z partnerem już 30-50 lat ale by do tego doszło trzeba nad związkiem pracować… i kryzysy rozwiązywac, tak by cieszyły każdego… stąd potrzeba zmian pewnych zachowań obojga partnerów, które wpłynęły na siebie nisząco…
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 11:31   

nałóg napisał/a:
Ale i matka tworzy obraz męża-ojca-mężczyzny w oczach dzieci.


Nałóg ja nigdy nie krytykowałam męża przy dzieciach,bo wiem jak to działa.On tez nigdy nie powiedział do nich "mama taka czy siaka",ale ja przeciwieństwie do niego reaguje i to ostro kiedy dzieci pozwalają sobie na nieodpowiednie uwagi wobec ojca.a on niestety nigdy nie podejmuje tematu i nie reaguje,to chyba coś nie tak ,prawda.? :shock:
nałóg napisał/a:

I to nie jest atak na belfrów.Podobnie mają prawnicy........... księża........... lekarze....... zawody tzw,zaufania publiczego.
A jak sądziesz??dlaczego tak mają???




Nie wiem dlaczego tak mają?zdaję sobie sprawę ,że ta półka profesji to ,specjalna płółka,lecz nie można tego generalizować.we wszystkich zawodach znajdziemy tego kto pracuje dobrze i tego ,kto jest niemiły i arogancki.
ja mówiłam tylko o sobie ,że ja nie mam problemów z moimi wychowankami i dobrze wiem co pisze a Ty znowu poddajesz to pod wątpliwość/trochę to przykre i czasami odbieram Ciebie jak wyrocznie!

nałóg napisał/a:
No właśnie........kochać mądrze.....a Ty kochasz mądrze?? czy kochasz przez pryzmat swojego "MNIE"?



Może Nałóg jaśniej ,ja kocham tak jak potrafię,każdy uczy sie całe życie ,ja tez nie jestem wyjątkiem ,zdaje sobie z tego sprawę ale nie można przewrócić wszystkiego do góry nogami.
Dla mnie kochać mądrze to wychować tak dziecko "aby jemu było z innymi dobrze i innym aby było dobrze z nim",wiem ,że to trudne ale na pewno nie osiągnie się tego przez akceptacje wszystkiego co nasze dzieci wyprawiają ,nie chce kochać małpią miłością ale miłością ,która coś wymaga i uczy.


nałóg napisał/a:
Gogol.............. mam dzieci jeszcze w gimnazjum.............. znam dużo nauczycieli........... ale tak naprawde pedagogów to znam bardzo mało.



Wiesz Nałóg prawda jest taki ,że nauczyciel,nie zawsze jest pedagogiem a pedagog nauczyciele tak tez bywa.
mimo ,że jestem nauczycielem zdaje sobie sprawę ,że pedagog w pewnych sytuacjach wie więcej ode mnie.nauczyciel tak naprawdę skupia sie na przekazie wiedzy i skutecznych metodach nauczania a sprawy wychowawcze powierzono mu dodatkowo ,dlatego bywa ,że nie daje sobie rady,My tez jesteśmy tylko ludźmi


ja tez znam wielu lekarzy a tak naprawdę nieliczni ,potrafią nas leczyć i nasze zdrowie leży im na sercu.

nałóg może i dna nie osiągnęłam ,wcale w to nie wątpię ale tak naprawdę to nie chciałabym osiągnąć nda ,kiedy ma jeszcze gorzej niż jest.



nałóg napisał/a:
Bo Ty chcesz rządzić,po Twojemu ma być.Co mi tu będą gadać bzdury.......ja wiem lepiej....



Nałóg nie sądzę abym tak komuś powiedziała,gdybym tak myślała to już by mnie na tym forum nie było a jestem i chce wysłuchać wszystkich przez pryzmat moich problemów ,ale czasami swoje zdanie chyba tez mogę mieć. :lol: :lol: :lol:

[ Dodano: 2010-01-20, 12:55 ]
EL. napisał/a:
Gogol...popatrz, już sam nick męski ! dlaczego tak ??



EL!,jeżeli chodzi Ci o mój Nick to zupełny przypadek ,bo wszystko co wymyślałam było juz zajęte ,więc wymyśliłam taki i wcale nie myślałam nad tym czy on męski czy nie.


EL. napisał/a:
A mąż wtedy zaczął się jeszcze bardziej oddalać....odchodzić.
widzisz EL i tu może jest Jeszce u mnie dużo do zrobienia bo nie rozumie facetów w ogóle , jak można odchodzić przez własne lenistwo ,nie dość ,że żonie nie pomagam to się jeszcze oddalam.

EL. napisał/a:
Dlatego osoba świadoma w małżeństwie ( tu - Ty i ja ) mamy stać sie piękne !! I zrobić tak, żeby mąż poczuł sie potrzebny !!


Z tym ma niestety jeszcze problem i to duży ,czasami chciałabym byc ta nieświadoma,ale w moim przypadku wtedy ,rozwód na bank.

EL. napisał/a:
Bo mąz nie chce mieć w domu kopciuszka ani służącej, chce mieć piękną i urzekająca kobietę !! I nie w szarych i rozciągniętych dresach, kiedy on wraca z pracy, ale pachnącą, piekną żonę !!
A ta zona, kiedy będzie piękna, to sama poczuje radośc w sobie ( bo to takie kobiece) i będzie radosna, uśmiechnięta, zadowolona i dobra.
Żona ma się przeglądac w oczach męża i widziec w nich zachwyt.....ale mąż ( jak to tyle razy pisał Nałóg) jest wzrokowcem....on musi zobaczyć !!
A żeby on zobaczył, to nam sie musi chcieć itp itd.............



Kochana El teraz aż wykrzyczę Ci to ,zabrzmi to może strasznie ale musze się bronić.Ja jestem pachnąca i zadabana na co dzień,lubie i ładnie sie ubieram,nigdy nie chodzę w wyciągniętych dresach bo takowych nawet nie mam . i tu powiem Ci ,że mojemu mężowi to przeszkadza ,chyba wolałby mieć taką Dulską w domu,niż mnie.
Jemu jest wszystko równo,co ja ubiorę i jaki kolor mi pasuje,nie mogę się przeglądać w jego oczach bo on na mnie nie patrzy a mój wygląd to tak jakby go nie było.
EL nie wszyscy mężczyźni są pod tym względem podobni.
Dla mojego męża zadbana kobieta to nic szczególnego ,ciuchy to zbędny wydatek we wszystkim widzi tylko pieniądze,kosmetyczka,solarium i te inne bajery świata to sodoma i gomora

Widzisz EL to nie jest tak łatwo jak by się chciało,na kryzys pracujemy razem i jesteśmy już w takim momencie ,że nie wiemy tak naprawdę od czego się zaczął tylko brniemy brniemy i czas to skończyć.
Problem nr.1 w naszym małżeństwie to brak komunikacji ,jakiekolwiek zawsze tak było i wiem ,że to wbrew radom Nałoga to powiem ,że mój MĄŻ w tym względzie to trudny zawodnik.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:09   

gogol napisał/a:
mój MĄŻ w tym względzie to trudny zawodnik.

No dobra Gabi to już wiemy trzecia strona mija, a teraz wróć do tytułu i zabieraj się do roboty, 12 kroków czeka.
Powodzenia i Pogody ducha... tam jest taki wers dla Ciebie, dla nas wszystkich popaprańców.
Pozdrawiam
Jarek
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:23   

mami napisał/a:
Przypomnij sobie, był inny od chłopców, których znałaś… mąż dawał ci poczucie bezpieczeństwa właśnie dzięki temu, że był taki spokojny i opanowany…
Myśle, że terapia wiele ci pomoże… wam…


Tak mami wtedy był inny,poważniejszy niż wszyscy ,nie pił ,nie palił taka spokojna dusza.
Wiesz to by nie było problemu do dziś ,myślę ,że z tym byśmy dali radę.
najgorsze było to ,że tę więź do matki odebrałam jako dobrą monetę,bo kiedyś się tak mówiło 'Popatrz jak traktuję matkę tak będzie traktował Ciebie", jednak to nie prawda.jego więź z matką była i jest chora on jest od niej uzależniony i zatracił dla niej wszystko ,rodzinę żonę i nawet dzieci.To wymaga interwencji.


mami napisał/a:
Co więcej miłość może „odżyć” i znów rozpocząć się na nowo. Małżeństwa z dużym stażem łączy przywiązanie, wtedy dopiero chyba zaczyna się prawdziwa miłość, kiedy spędzimy z partnerem już 30-50 lat ale by do tego doszło trzeba nad związkiem pracować…



Mam Mami nadzieję,że można jeszcze to ratować dlatego coś chcę robić.
Często też zadawałam sobie pytanie czy to jest miłość czy przywiązanie?
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:25   

Cytat:
Problem nr.1 w naszym małżeństwie to brak komunikacji ,jakiekolwiek zawsze tak było i wiem ,że to wbrew radom Nałoga to powiem ,że mój MĄŻ w tym względzie to trudny zawodnik.

Może jakimś pocieszeniem dla Ciebie będzie, że nie tylko Twój... Przeczytałam tony poradników, ale mój nie poddaje się żadnej z tych reguł. Brak komunikacji jest rzeczywiście bardzo frustrującą sprawą w małżeństwie, zwłaszcza kiedy z jednej strony jest naprawdę determinacja wielka...
Czujesz się, jakbyś przez całe życie próbował wspiąć się na szczyt górski, i nic... I od nowa... Przychodzi pora, by uznać, że szczyt jest nie do do zdobycia,... że nie musi być zdobyty.
Moim zdaniem, za taka niemoznością porozumienia się - cos się kryje, jakiś głęboko skrywany kompleks.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:30   

gogol napisał/a:
Często też zadawałam sobie pytanie czy to jest miłość czy przywiązanie?


podeśle artykuł na temat małżeństwa, faz w zwiazku..co przeczy medialnej, literackiej, filmowej wersji z jaka utożsamiamy zwiazki, miłość i do czego dążymy w swoim życiu ...
a jak nie odczuwamy tego czujemy sie poprzez to winni, niespełnieni czy tez oszukani....

........."Małżeństwa dzielą się na kilka etapów przez, które każdy związek musi przejść. Autor wyróżnia trzy składniki miłości, które cementują związek, a następnie opisuje etapy rozwoju małżeństwa. W niniejszym artykule przedstawię krótko obie wymienione kwestie, gdyż aby mówić o etapach rozwoju małżeństwa należy zacząć od uczuć, które odgrywają niebagatelną rolę w późniejszym związku. Kiedy poznaje się dwoje ludzi i zakochują się w sobie, główną rolę odgrywają trzy składniki miłości: intymność, namiętność i zaangażowanie. Według autora to te składniki decydują o tym czy dany związek to miłość, czy też inne uczucie. W rozwoju związku miłosnego Wojciszke wyróżnia: zakochanie, romantyczne początki, związek kompletny, związek przyjacielski, związek pusty i jego rozpad. Są to etapy, które musi przejść większość związków. Oczywiście, może być tak, że po zakochaniu nastąpi od razu rozpad (w szczególnych przypadkach) jest to możliwe, kiedy partnerzy od początku nie czuli do siebie miłości. Zwykle jednak jeśli małżonkom nic nie przerwie związku np. zdrada żony czy męża, albo tragiczny wypadek, małżeństwa przechodzą wszystkie etapy. W pierwszej części pracy omówię składniki miłości, a później przejdę do zasadniczej części i opisze rozwój związku miłosnego.

Trzy składniki miłości jakie wyróżnia Wojciszke mają różne krzywe. Pierwszym składnikiem jest intymność, która w początkowej fazie związku jest jest na bardzo niskim poziomie i dość wolno wzrasta, a po osiągnięciu swojej górnej granicy równie wolno opada. Dlaczego tak się dzieje? Otóż pozytywne emocje składające się na intymność wynikają w dużej mierze z umiejętności komunikowania się, która jak łatwo się domyśleć w początkowej fazie znajomości jest słaba. Na intymność składa się komunikowanie się partnerów, wzajemne zrozumienie, udzielanie sobie wsparcia i pomocy a takie umiejętności wykształcają się u partnerów dopiero w trakcie wzajemnego poznawania się. W początkowym stadium znajomości partnerzy nie potrafią sobie pomagać, bo np. boją się zaszkodzić, lub zawieść zaufanie drogiej osoby, z czasem jednak staje się to bardziej naturalne i prostsze. Dlaczego z czasem intymność spada? Otóż w związku zaczyna męczyć partnerów rutyna. Te same schematyczne pozy i problemy partnera męczą, nie będzie nam się w nieskończoność chciało wyręczać czy pocieszać partnera w każdym aspekcie życia. Intymność więc w związku spada ale bardzo powoli i nie osiąga bardzo niskiego poziomu, utrzymuje się zawsze dość wysoko. Drugi składnik miłości to namiętność, jest on szczególnie istotny na początku związku i rośnie bardzo gwałtownie w przeciwieństwie do intymności, napędzając tym samym związek. Krzywa idzie bardzo szybko w górę osiąga pułap szczytowy i drastycznie spada w dół. Na namiętność wpływają: bardzo częste kontakty, bliskość fizyczna, długotrwałe patrzenie sobie w oczy – te czynniki zwiększają wielkość przeżyć. Uwielbienie dla partnera jest więc czynnikiem tymczasowym. Co nie oznacza, że przestaje nam się on podobać (chociaż tak też może być), jest to przeważnie silne osłabienie namiętności. Ostatnim składnikiem jest zaangażowanie, które przedstawia specyficzna krzywa, inna od dwóch pozostałych. Podczas gdy namiętność i intymność w niewielkim stopniu poddają się „rozumowi” zaangażowanie jest wysoce podatne na świadomą kontrolę ze strony kochających się ludzi. Z jednej strony silne zaangażowanie w związek partnerów albo nawet jednego z nich może być rezultatem świadomej decyzji umacniającej związek, z drugiej ta świadoma decyzja może przerwać związek w jednym momencie. W udanym związku zaangażowanie jest jednak, najbardziej stabilnym składnikiem. Wysiłek wkładany w utrzymanie związku automatycznie zapoczątkowuje proces jego samopodtrzymywania się. Czynnikami podtrzymującymi zaangażowanie są m. in.: dodatni bilans zysków i strat uzyskiwany przez partnerów, mała atrakcyjność innych (alternatywnych) partnerów, a także bariery przeszkadzające w zerwaniu związku takie jak, rodzina, wspólny kredyt, dzieci jak i formalne przyczyny (związek został już zalegalizowany jako małżeństwo. Krzywa przyjmuje na początku kształt litery „S” później systematycznie rośnie. Jest to inna krzywa niż dwie poprzednie, które zawsze spadały po pewnym czasie. Ta z początku jest bardzo niska, a z czasem rośnie. Obrazuje to oczywiście relacje w związku. We wczesnej fazie parę łączy niewiele, z czasem związek staje się coraz bliższy, wspólne problemy, dom, cele... itd., wzmacniają relacje między małżonkami.

„Oto w miarę trwania związku miłosnego nie tylko mogą pojawić się ważne zmiany w jego treści i intensywności, ale zmiany takie są wręcz nieuchronne jako następstwo zróżnicowanej dynamiki trzech podstawowych składników miłości. Zmiany postaci, w jakiej miłość tych samych partnerów istnieje i się przejawia, zasadniczo wynikają nie z nacisków i okoliczności zewnętrznych, lecz z samej istoty miłości. Okoliczności decydują raczej o tempie czy nasileniu zmian, natomiast sam fakt ich występowania jest po prostu nieuchronną konsekwencją rozwoju związku.”

Dzięki powyższej charakterystyce trzech składników miłości możemy teraz przejść do faz związku, czyli najistotniejszej części tej pracy. Wojciszke wymienia pięć takich faz:

1. Zakochanie (tylko namiętność)

2. Romantyczne początki (namiętność i intymność)

3. Związek kompletny (namiętność, intymność i zaangażowanie)

4. Związek przyjacielski (intymność i zaangażowanie, namiętność już przeminęła)

5. Związek pusty (zaangażowanie, ale już bez intymności)

6. Rozpad związku (koniec zaangażowania).

Oczywiście nie wszystkie fazy muszą wystąpić w każdym związku, a jedynie mogą - „nauka w ogólnie nie mówi o tym, co być powinno, lecz jedynie o tym, co jest, a przynajmniej – co jest prawdopodobne”. Fazy charakteryzują się pewnymi cechami. Im wcześniejsza faza tym krócej trwa i tym większa szansa, że przejdzie w kolejną fazę. Prawie wszystkie związki małżeńskie przechodzą za 3 fazę i każda kolejna jest już dłuższa z wyjątkiem ostatniej najkrótszej.

Faza pierwsza to zakochanie, które pojawia się w momencie poznania nowej osoby. Wszystkie trzy składniki zaczynają się rozwijać, ale najszybciej rozwija się namiętność i to ona odpowiada za rozwój pierwszej fazy czyli tzw. zakochania (chociaż nie zawsze zakochanie musi być pierwszą fazą, są od tej reguły wyjątki). Zakochanie nazywane jest często „miłością od pierwszego wejrzenia” i nie jest to stereotyp około 50% badanych stwierdza, że przeżyło ją co najmniej raz w życiu. Zakochaniu towarzyszy silny popęd seksualny i częste spotkania, zakochani nie widzą po za sobą świata i dążą do jak najczęstszych spotkań, bez których nie mogą się obyć. W rezultacie mężczyzna i kobieta stają się parą. Zaczynają się spotykać i tu zwykle zaczyna się druga faza romantycznych początków. Zakochanie spotyka się z wzajemnością, a więc kontakty się rozwijają, a wraz z nimi zwiększa się intymność. Jest to faza także, krótkotrwała bo szybko pojawia się decyzja o utrwaleniu związku, który przestaje być romantyczny, staje się w pełni dojrzałą miłością, czyli tzn. związkiem kompletnym. Co ciekawe to właśnie faza miłości romantycznej jest najczęściej wybierana przez poetów, pisarzy i innych twórców kultury. Nawet telewizyjne seriale i „harlequiny” (których do kultury nie zaliczę) koncentrują się na tym wątku. Czemu akurat dwie pierwsze fazy miłości są dla nich najistotniejsze mimo, że dla nas są w zasadzie najmniej ważne bo trwają krótko? Otóż mamy tu najpotężniejszą dawkę napędzającej związek namiętności. Początkowe zakochanie musi być szybko przerwane jakimś przykrym wydarzeniem np. porwaniem wybranki, albo rozdzieleniem kochanków, później pokazuje się bezgraniczną tęsknotę za utraconą połówką i próbę odzyskania jej, która kończy się sukcesem w końcowej fazie książki, czy serialu. Autorzy celowo wskazują tu na dwie początkowe fazy, w których namiętność napędza związek, nie przechodzą już do trzeciej fazy, gdyż nie ma tam już nic ciekawego, natężenie namiętności spada i tego już nie opłaca się pokazywać. Dlatego też, kochankowie giną, bądź odchodzą w nieznane. W miłości jaką próbuje się nam przemycić przez telewizję, ona ukazana jest jako gotująco-sprzątająco-prasująco-pracująca-piękna-zadbana gospodyni domowa, on jako silny i delikatny, mądry i głupiutki, błyskotliwy i naiwny a w o oczach „koloru tropikalnej zatoki” same stosy pieniędzy. To oczywiście daleko posunięty obraz romantycznych początków, a w rzeczywistości mamy zwykłych ludzi z wadami, którzy początkowo ich u siebie nie widzą, dopiero w związku kompletnym zaczynają się problemy. Okazuje się, że partner ma wiele wad i zaczynają się zgrzyty. Jest to najbardziej zadowalająca faza związku. Najsilniej nasycona emocjami – pozytywnymi i negatywnymi. Końcem tej fazy jest realny zanik namiętności, niekoniecznie całkowity ale spada poniżej poziomu dominacji. Na tym etapie zaczyna się współzależność partnerów. Zwykle są już połączeni węzłem małżeńskim i zaczyna się prawdziwe życie. Żona nie chce sprzątać, za to zaczyna gotować i to jest straszna rzeczywistość, staje się zrzędliwa i marudna, mężczyzna też ma naturalnie swoje wady. Wraz ze spadkiem namiętności zaczyna pojawiać się w związku zazdrość, która jest tym silniejsza im słabsza jest namiętność (zwłaszcza jeśli partnerzy nie tracą jej w tym samym tempie). Małżonkowie zaczynają odczuwać coraz silniejsze zaangażowanie. Łączy ich już coś więcej odpowiedzialność za siebie, za rodzinę, dom... itd. Kolejna faza to związek przyjacielski. Ta faza ma już swoje cele przede wszystkim powstrzymanie spadku intymności, a więc wzajemnego przywiązania, lubienia się, zaufania, chęci pomagania i otrzymywania pomocy. Paradoksalnie większość niebezpieczeństw jakie czyhają na małżeństwo na tym etapie wynika z ich miłości, z tego że czują się ze sobą dobrze, zależy im na sobie i chcą dalej ze sobą być. Związek może uwikłać się w szereg pułapek m. in. pułapka dobroczynności, bezkonfliktowości, obowiązku i sprawiedliwości.

Ostatni etap to związek pusty i jego rozpad. Całkowity zanik intymności może doprowadzić do rozpadu związku jeśli nie będzie się dbało o podtrzymywanie uczucia. Związek bez intymności podtrzymują jeszcze motywacja i przyzwyczajenie. Szczególnie niebezpieczne dla związku pustego są momenty kiedy jedno z partnerów poznaje nową osobę i ma możliwość zbudowania nowego związku z tą poznaną osobą. Związek pusty jest bardzo nieatrakcyjny i wtedy często zdarzają się rozstania. Tak więc ta ostatnia faza nosi ze sobą bardzo negatywne konsekwencje, nie musi jednak wystąpić. Szczególnie istotne jest niedopuszczanie do „stagnacji” w związku. Można do tego nie dopuścić i bardzo wielu małżeństwom się to udaje. Optymistycznym wydaje się fakt, że można nie dać się „wbić w rutynę”, a nawet jeśli nasz związek w nią wpadnie można się z niej podźwignąć wymaga to jednak wiele pracy i wysiłku partnerów.

Podsumowując należy zwrócić uwagę na dwa fakty. Prawdziwy związek ma niewiele wspólnego z brazylijskimi serialami, czy też amerykańskimi „tasiemcami” gdzie każdy był już z każdym i wszyscy się kochają „tak naprawdę”. Prawda jest inna, związki dzielą się na fazy, których zwykle bywa pięć, dwie pierwsze to najbardziej radosne momenty w życiu pary, trzeci pieczętuje związek i zbliża do siebie partnerów, ostatni to już zwykłe przywiązanie i stagnacja. Wybrałem ten podział do opisania, ale zupełnie się z nim nie zgadzam. Krzywe są według mnie źle skonstruowane, nie zakładają bowiem możliwych zawirowań. Co więcej miłość w ostatnim okresie potrafi „odżyć” i znów rozpocząć się na nowo. Małżeństwa z bardzo dużym stażem zwykle łączy coś więcej niż przyjaźń, wtedy dopiero chyba zaczyna się prawdziwa miłość, kiedy spędzimy z partnerem już 30-50 lat. Pierwsze fazy wydają się być trafnie ujęte mimo, że uważam, iż każdy związek jest tak indywidualną sprawą, że nie da się określać go w tak prozaiczny sposób. Jednakże wymienione fazy, a zwłaszcza składniki miłości są bardzo istotne w związkach i poznanie ich może być bardzo korzystne. Jakkolwiek w wypadku faz, nie uważam ich za słusznie określone, tak składniki miłości są zupełnie przekonujące i zdecydowanie trafne. ..."
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:43   

róża napisał/a:
Moim zdaniem, za taka niemoznością porozumienia się - cos się kryje, jakiś głęboko skrywany kompleks.


Różo też tak myślę ale mój mąż to taki eksponat ,że nie pozwala sobie pomóc,ja już nie wiem jak,naprawdę czuję sie wobec jego postawy bezsilna


Najgorsze jest to ,że jak piszesz czuję się jak Syzyf ,który nie widzi rezultatów swojej pracy!
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:50   

gogol napisał/a:

Najgorsze jest to ,że jak piszesz czuję się jak Syzyf ,który nie widzi rezultatów swojej pracy!

Bo ten Syzyf nie pracuje dla siebie, efekty chce widzieć u innych, a kamlot nieustannie spada na jego własne nogi, a nie małżonka.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 12:51   

MAMI

Mam co czytać ,na pewno,przeczytam teraz jestem w pracy i wykorzystuje wolną chwilę aby zerkać na wpisy.
pozdrawiam. :lol: :lol: :lol:
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 13:06   

Gogol, tak zapytam....nie jesteś już zmęczona tym nagadywaniem na swojego męża? ;)

Czemu dajesz sobie prawo do naprawiania innego człowieka....................
Czyżbyś uważała się za wzór żony? Nie bardzo to rozumiem....
Co ze słowami Chrystusa: nie sądźcie.....
Może powiesz coś pozytywnego o mężu, będzie to jakiś przełom....Oj, pewnie napiszesz: "ale nie mam co powiedzieć, bo mój mąż nie ma nic takiego."
Zapewne ma, ale TY tego nie chcesz zobaczyć, bo lepiej Ci ponarzekać, podnieść swoją wartość kosztem męża.....ale wiesz, to wątpliwa wartość......tak myślę.....
I czekam, aż zaczniesz rozumieć, że od Ciebie zależy, jakim go będziesz widziała i przestała się zastanawiać, JAKI ten mąż jest. Jest taki, jakim go widzisz.....To kto ma za Ciebie patrzeć?
Mąż nie pozwala sobie pomóc, a Ty pozwalasz sobie pomóc? Docierają do Ciebie słowa ludzi, którzy piszą? Nałoga, Mami, El.... Wiesz......jak komuś za każdym razem przypala się sernik, to ja od niego wskazówki co do tego, jak trzeba piec serniki włożę między bajki i poszukam kogoś, komu serniki wychodzą......Widocznie w mniemaniu męża nie jesteś tą osobą, która może mu mówić, jak ma żyć......to zwrot dla Ciebie.....Dlaczego tak uważa....
Jak żeś się uczepiła męża słownie, tak ciągniesz ten temat, mąż taki, mąż owaki, mąż eksponat, mąż despota....nakręcasz się sama, tylko co Ci to daje?

Ech...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 13:21   

mami,
Witaj,
piękny cytat. Proszę podaj źródło, aby zasadom forum stało się zadość.
:-D
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 13:31   

Satine
Odbieraj sobie mnie jak chcesz!

Nie będę mówiła ,że białe to czarne.
Nie jestem święta i nigdy nia nie byłam znam swoje wady i słabości.jeżeli ktos chce zmienić w życiu to źle ,już całkiem miesza mi się w głowie.
Satine napisał/a:
Może powiesz coś pozytywnego o mężu, będzie to jakiś przełom....Oj, pewnie napiszesz: "ale nie mam co powiedzieć, bo mój mąż nie ma nic takiego."

Wiesz Satine właśnie jestem na takim etapie zranienia ,że nie widzę w nim nic dobrago to fakt i tu sobie mnie krytykuj ale ja tak czuję ,no i cóz
.No nie jest w nim ostatnio cos dobrego bo widze ,że jemu samemu jest z tym wszystkim źle i jak o coś go pytam to odpowiada ludzkim głosem!
Satine napisał/a:
Ty pozwalasz sobie pomóc? Docierają do Ciebie słowa ludzi, którzy piszą? Nałoga, Mami, El....

Myślę ,że tak ,nie jest tak ,że nie biore sobie tego do serca to tylko twoje odczucia a nie moje ,widzisz Ty teraz wiesz lepiej niż ja ,to taka ludzka przypadłość.
Krytykować łatwo sie krytykuje ale doradzac to trudniej,ale cóż ja nie przejmuje sie atakami ,po to tu jestem aby czytać różne wersje wydarzeń.
propozycje EL,Nałoga ,mami i innych szanuję i są dla mnie cenne mimo,że Ty uważasz inaczej :-(
Pozdrawiam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 13:32   

Gabrielo............... a świstak siedzi i....zawija........i zawija.........i zawija.

Odp[owiem Ci na pytanie dlaczego niektórzy ludzie z określonych profesji(nauczyciele,księża,prawnicy,lekarze,wyżsi wojskowi,spece ze służb specjalnych) są zdecydowanie trudniejsi w tzw."reformowaniu" ,zdecydownie mniej otwarci na sugestie innych............... bo sami dawali,dają,stawiają diagnozy,nauczają,pouczają innych.
I to nie jest tylko moje zdanie.............. to zdanie terapeutów,psychologów.
Dlaczego spora część psychologów ma rozwalone życie rodzinne??????a potrafią stawiać diagnozy,potrafią pomagać innym.................... bo tu działa i ma spore znaczenie PYCHA.
Czesto nieuświadomiona pycha.......jak to mnie ma ktoś pouczać???? mnie który/a naucza/wydaje rozkazy/stawia diagnozy/udziela rozgrzeszenia?????

To otoczenie powinno się dostosować do mnie(tego wymienionego).
Dlatego tak trudno,dlatego tak długo potrafią walczyć ze sobą i ze swoim widzeniem rzeczywistości.
Jest tu,na forum jedna dziewczyna.Prawnik,kobieta sukcesu w korporacji......... ileż ona nawalczyła się ze mną.......z innymi............ ileż musiała sama sprawdzić by przyjąć za oczywistość przedstawiane fakty...................... przyjęła w końcu...............małżenstwo uratowała

Ty też Gabrielo przyjmiesz................. a jak nie, to na stare lata zostaniesz samotną,zgorzkniałą beleferką................... masz wybór.
Pogody Ducha
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-20, 13:39   

gogol napisał/a:
róża napisał/a:
Moim zdaniem, za taka niemoznością porozumienia się - cos się kryje, jakiś głęboko skrywany kompleks.


Różo też tak myślę ale mój mąż to taki eksponat ,że nie pozwala sobie pomóc,ja już nie wiem jak,naprawdę czuję sie wobec jego postawy bezsilna


Najgorsze jest to ,że jak piszesz czuję się jak Syzyf ,który nie widzi rezultatów swojej pracy!

Moim zdaniem, nie należy pomagać komuś, kto tego nie chce, nie czuje w sobie takiej potrzeby. Oszczędzisz temu komuś stresu, ale przede wszystkim sobie - rozczarowania... Faceci nie lubia natarczywości, odbieraja ją jako atak. Ja nie raz przekonałam się o tym, kiedy próbując nawiązać z mężem rozmowę, wydawałoby się - bardzo potrzebną , stawałam się świadkiem jego ucieczki przede mną (nawet fizycznej), czy też dostawałam w zamian raniące słowa. To był sygnał "nie, nie wdzieraj się siłą do mojego świata, on jest tylko mój". Nie da się zawrócić Wisły kijem, kiedy już to wiem, nie próbuję jej zawracać... Niech ona sobie płynie...
Szukam tych dziedzin życia, ktore są na pewno takie nasze - wspólne, czyli temat dzieci, praca i ogólnie wszystko to, do czego mąż daje dostęp... zadaje sobie najpierw pytanie "o czym on mógłby chcieć rozmawiać ..." Najczęściej wcale nie o tym, co ja...
Nie próbuję rozmawiać, kiedy widzę, że nie ma na to najmniejszej ochoty. To byłoby to zawracanie kijem Wisły. Wiem natomiast z doświadczenia, że jeden komplement w stronę męża może sprawić, że nabiera chęci do rozmowy, że uśmiecha się. Może spróbuj tego, szukaj w nim tego co dobre i powiedz mu o tym czasami. Czy praktykowałaś już to? I jeszcze temat gadulstwa... Gdyby tak nagrać rozmowę, którą prowadzisz z mężem, posłuchać siebie samego - tonu głosu, ilości wypowiadanych słów...Powodzenia :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8