Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Potrzebuje Was bo trudna decyzja przede mną
Autor Wiadomość
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 20:47   Potrzebuje Was bo trudna decyzja przede mną

Przyszło mi ponownie zaistnieć na forum. Jakiś czas temu opisywałem sytuacje w swoim małżeństwie. Nasz kryzys zaczął się na początku roku, żona zmieniła prace, która pochłonęła ją na dobre. Nic w tym nie byłoby złego gdyby nie jej przełożony, który nagle bardzo zaczął interesować się moją małżonką. Starałem się tłumaczyć i ostrzegać żone żeby zrobiła z tym porządek. Prosiłem o wytyczenie granic, których przekraczać nie można bo to zmierza w złym kierunku. Żona ciągle zapewniała, że to tylko praca, wspólne sprawy, załatwianie różnych rzeczy z szefem to tylko służbowe obowiązki. Stała się jego prawą ręką i wspólnie ciągnęli świetnie rozwijający się biznes. Tyle, że mnie bardzo to wszystko zaczynało niepokoić. Z jednej strony widziałem jak wiele satysfakcji daje żonie ta praca ale jej relacje z szefem były przyczyną naszych wiecznych sporów. Kryzys trwał ...
Trzy tygodnie temu przeczytałem SMS od szefa do mojej małżonki, "kocham Cie, jestem cały Twój" ... świat runął. Wybuchła straszna awantura. Żona zapewniała mnie, że nic jej nie łączy z tym człowiekiem, że to tylko on zaczął wysyłać jej takie wiadomości a ona z obawy przed moją reakcją nie powiedziała mi o tym. Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Postawiłem sprawe jasno, zmiana pracy albo nasze małżeństwo jest skończone. Strasznie było trudno bo mamy super fajnego 4 letniego synka ale inaczej nie mogłem postąpić. Żona prosiła, że ta praca tak wiele dla niej znaczy, że udało jej się osiągnąć tak wiele i nie zrobiła niczego żeby miała to stracić. Biłem się z myślami. Z jednej strony chciałem jej wierzyć ale z drugiej jak miałbym pozwolić na dalszą prace po czymś takim, gdzie aż roi się od niedomówień i podejrzeń. No i dzisiaj się wyprowadziłem. Siedze sam, w innym mieście, daleko od syna mimo, że nic złego w życiu nie zrobiłem. Kochałem żone i synka najmocniej na świecie, dalej tak jest. Postawiłem jednak sprawe jasno i żona powiedziała, że z pracy nie zrezygnuje bo nie czuje się winna, nie zdradziła mnie i nie ma sobie nic do zarzucenia. Tyle, że te pare miesięcy kryzysu to były jej wahania, mówiła mi wprost, że nie wie czy mnie kocha, że nie wie czy mamy być dalej rodziną. Trudno mi uwierzyć, że to nie miało związku z jej relacjami z szefem. Strasznie mi z tym ciężko. Tak ciężko po tym wszystkim dopuścić myśli, że ma dalej pracować z tym człowiekem. Spędzają ze sobą cały dzień praktycznie, bardzo wniknął do naszego życia, rozmawiają o bardzo wielu sprawach związanych choćby z naszym synkiem. Mają wspólną pasje, która bardzo ich do siebie zbliża. No i mam dylemat, co dalej ? Teraz to małżeństwo już naprawde zawisło na włosku. Żona mówi, że nie chce żebyśmy się rozeszli, ja też tego nie chce ale tak ciężko zgodzić się na dalszą taką jej prace ... bardzo się wszystko skomplikowało. Jestem zupełnie sam i staram się zebrać w garść choć lekko nie jest.
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 21:17   

Witam Cię Pawle

Kochasz Swoją żonę i synka więc walcz, wyprowadzając się z domu i to w dodatku do innego miasta dałeś jej wolą rękę by robiła to co chce, wiesz mąż jest głową rodziny tak jak Chrystus Głową Kościoła. Ty musisz okazac się mądrzejszy, kobiety często nie wiedzą co robią bo kierują nami emocje.
może to głupie ale ja bym pogadała z tym jej szefem i to najlepiej w jej obecności, jeżeli nic ich nie łączy to będą się normalnie zachowywac, a jeśli maja romans to nawet nie będzie chciał z Tobą roznawiac,
nie wyobrażam sobie że kobieta która kocha swojego męża nie jest w stanie zrezygnowac z pracy która niszczy wasz związek.
wracaj puki czas bo jutro może się okazac że żona wymieniła zamki.
pozdrawiam
m.z.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 21:41   

Pawle to dobrze ze jestes chwile sam-jest mozliwośc spokojnej oceny.
Bez patrzenia na zonę,bez tego dodatkowego zastrzyku patrząc w jej stronę bo uczucie,miłość.
Paweł ZAUFANIE-to najważniejsze co może byc(choc w takich okolicznościach trudne).
Dlatego w spokoju oceń-ile w tym prawdy,ile domysłu,ile własnej projekcji.
Nie wszystko jest odrazu złe,nie wszystko odrazu jest knowaniem.
Większośc podpowiada nam niestety fantazja.
EMOCJA I PORYWCZOŚĆ-jest najczęściej naszym wrogiem niz przyjacielem.

p.s Pawle taka moja mała sugestja -piekna zona buduje męża ,a nie osłabia.
Czy to istotne co pisze jakis tam szef.Wazne jest co czuje zona,jeżeli czuje miłośc do swego
wybranego mężczyzny.
Winieneś czuc się silny-a słowa jakie wypisuje szef-jedynie podkreslają że masz
piekna kobietę.
A to duma czy ujma dla mężą???-nad tym sie zastanów
pozdrawiam
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 22:57   

MOŻE POWINIENEŚ ZADAĆ SOBIE PYTANIE - CZY PRZED ZMIANA PRACY WSZYSTKO BYŁO OK. ?????

oJ , OJ CO Z CIEBIE ZA "OCHRONIARZ - RYCERZ - TWOJA PIĘKNA W NIBEZPIECZEŃSTWIE A TY UCIEKASZ" , CZEMU ?

NATYCHMIAST PRZECZYTAJ "DZIKIE SERCE" J. ELDREDGE

WŁAŚNIE JEJ SŁUCZAM W WERSJI CD. fragmenty są na wrzuta.pl

POSŁUCHAŁEŚ GŁOSU SZATANA :evil: I POZOSTAWIŁEŚ JĄ BEZBRONNĄ.

NAWET JEŻELI COŚ JEJ SIĘ PODOBA W SZEFIE - TO TYLKO TO CO ZABRAKŁO JEJ OD CIEBIE. TO TYLKO LUSTRO . - DOBRZE SIĘ W NIM PRZEJRZYJ

TO TY POWINIENEŚ COŚ ZROBIĆ - ZAWALCZYĆ O "PIĘKNĄ "- A NIE JEJ MÓWIĆ CO MA ROBIĆ.

WRACAJ I POWIEDZ JEJ CO CZUJESZ.
- ŻE GŁUPIO ZAREAGOWAŁEHŚ . BO JA KOCHASZ I BOISZ SIĘ ŻE JA STRACISZ, ( czy to prawda?)
Nie stawiaj ultimatum - to nie działa -.

WIEM , ŻE TO DLA PANÓW TRUDNE. ALE CZY ONA NIE JEST TEGO WARTA.?

[ Dodano: 2009-09-20, 23:05 ]
teraz przeczytałam wszystkie twoje posty

I podtrzymuje wszystko co powyżej

Nic nie piszesz o swoich relacjach z Bogiem. czuję , że sam się miotasz.
JAK to JEST ???
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 23:39   

pawelwkryzysie,
Witaj,
to co napiszę zadziwi Cię pewnie, bo i mnie zadziwia, że Bóg przewidział już dawno wszelkie ludzkie problemy.
Aby dobrze zrozumieć te teksty najlepiej przedyskutuj je z kapłanem.
Wszystkie słowa pochodzą z Biblii, a więc są mądrością ponad naszą mądrość, ale jak je zastosować w dzisiejszym świecie to już Twoje zadanie uzyskać odpowiedź.

:!:
cyt.:"(17) Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. (18) Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. (19) Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. (20) Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.

(Ew. Mateusza 5:17-20, Biblia Tysiąclecia)

:!:

(12) Tak mów do Izraelitów: Gdy mąż ma żonę rozpustną i ta go zdradzi (13) przez to, że inny mężczyzna z nią obcuje cieleśnie wylewając nasienie, a nie spostrzegł tego jej mąż, i dopuściła się nieczystości w ukryciu, gdyż nie było świadka, który by ją pochwycił na gorącym uczynku - (14) gdy więc duch podejrzenia ogarnie męża i zacznie podejrzewać żonę swoją,w wypadku gdy rzeczywiście się splamiła, lub będzie ją posądzał, choć się nie splamiła , - (15) wówczas winien mąż przyprowadzić żonę swoją do kapłana i przynieść jako dar ofiarny za nią dziesiątą część efy mąki jęczmiennej. Nie wyleje jednak na to oliwy ani też nie położy kadzidła, gdyż jest to ofiara posądzenia, ofiara wyjawienia, która ma wykazać winę.

(16) Wówczas rozkaże kapłan zbliżyć się kobiecie i stawi ją przed Panem. (17) Następnie naleje kapłan wody świętej do naczynia glinianego, weźmie nieco pyłu znajdującego się na podłodze przybytku i rzuci go do wody. (18) Teraz postawi kapłan kobietę przed Panem, odkryje jej włosy i położy na jej ręce ofiarę wyjawienia, czyli posądzenia; wodę zaś gorzką, niosącą klątwę, kapłan będzie trzymał w swym ręku. (19) Wtedy zaprzysięgnie kobietę i powie do niej: Jeśli rzeczywiście żaden inny mężczyzna z tobą nie obcował i jeśliś się z innym nie splamiła nieczystością względem swego męża, wówczas woda goryczy i przekleństwa nie przyniesie ci szkody.

(20) Jeśli jednak byłaś niewierna swemu mężowi i stałaś się przez to nieczystą, ponieważ inny mężczyzna, a nie twój mąż, obcował z tobą, wylewając [nasienie] - (21) wówczas przeklnie kapłan kobietę przysięgą przekleństwa i powie do niej: Niechże cię Pan uczyni poprzysiężonym przekleństwem pośród ludu twego, niech zwiotczeją twoje biodra, a łono niech spuchnie. (22) Woda niosąca przekleństwo niech wniknie do twego wnętrza i niech sprawi, że spuchnie twoje łono, a biodra zwiotczeją. Odpowie na to kobieta: Amen, Amen.

(23) Teraz wypisze kapłan na zwoju słowa przekleństwa, a następnie zmyje je wodą goryczy. (24) Wreszcie da wypić kobiecie wodę gorzką, niosącą klątwę, aby wody przekleństwa weszły w nią sprawiając gorzki ból. (25) Następnie weźmie kapłan z rąk kobiety ofiarę posądzenia, wykona gest kołysania przed Panem i złoży na ołtarzu. (26) Potem weźmie z niej pełną dłonią część jako pamiątkę i spali na ołtarzu. (27) Teraz da kobiecie do picia wodę przeklętą: jeśli naprawdę stała się nieczystą i swojemu mężowi niewierną, woda wniknie w nią, sprawiając gorzki ból. Łono jej spuchnie, a biodra zwiotczeją, i będzie owa kobieta przedmiotem przekleństwa pośród swego narodu.

(28) Jeśli jednak ta kobieta nie stała się nieczystą, lecz przeciwnie - jest czysta - pozostanie bez szkody i znów będzie rodzić dzieci. (29) Takie jest prawo odnoszące się do posądzenia, gdy żona nie dochowa wierności swojemu mężowi i stanie się przez to nieczystą, (30) lub gdy mąż zacznie ją posądzać, wtedy stawi ją przed Panem, a kapłan spełni względem niej wszystko według tego prawa. (31) Mąż będzie wtedy bez winy, a żona poniesie zasłużoną karę.

(Ks. Liczb 5:12-31, Biblia Tysiąclecia)

:!:
(12) Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. (13) Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. (14) Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. (15) Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu.

(List do Hebrajczyków 4:12-15, Biblia Tysiąclecia)

Ja rozumiem to w ten sposób,że swoją sprawę powinienieś przedstawić Jezusowi, a On pomoże Ci odkryć prawdę. Nie tylko o zachowaniach i motywacjach żony, ale i o Twoich.
A Ty jakie masz przemyślenia po lekturze?

Z Panem Bogiem
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-21, 07:27   

pawelwkryzysie napisał/a:
Postawiłem sprawe jasno, zmiana pracy albo nasze małżeństwo jest skończone.


Witaj. Takie pytania są niebezpieczne. Niektóre z osób na forum postawiły podobne pytania współmałżonkom i ci przyparci do muru nie zawsze decydowali się pozostac w małżeństwie. Zastanawiam się jak w Twoim przypadku powinna wyglądac "stanowcza miłośc"?

Szczerze mówiąc sam z tym miałem problem i od podobnych sytuacji zaczął się rozpad mojego małżeństwa.

Zgadzam się z jednym, Twoja żona powinna przestac tam pracowac. Tylko jak do tego ją przekonac? Koniecznie podrzuc Twoją intencję modlitewną na forum. Potrzeba dużo modlitwy.

A czy próbowałeś rozmawiac z tamtym facetem?
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-21, 09:17   

Tak to prawda, miotam się okrutnie bo nie bardzo wiem co powinienem zrobić w takiej sytuacji. Wiem, że dalsza praca w tym środowisku nie przyniesie nam nic dobrego bo ciężko będzie mieć pełne zaufanie, pozostaną niedomówienia i zapewne nieraz wynikną z tego sprzeczki.

Czuje, że wyprowadzka chyba nic nie da bo żona jakoś tak lekko jest skłonna wszystko przekreślić dla tej pracy, tylko o co tak naprawde chodzi ? To zastanawia bo wydaje się oczywiste, przynajmniej dla mnie jak w takich sytuacjach należałoby zareagować mając na uwadze uczucia drugiej osoby i szczęście swojej rodziny, dziecka. Tyle, że to chyba tylko mój punkt widzenia.

Nie wiem jak powinna wyglądać stanowcza miłość w tym przypadku. Zupełne odcięcie się od pracy żony i nie wnikanie co tam się dzieje? Jakoś trudno po tym wszystkim. Spokojne rozmowy i próba pokazania jak ta praca źle wpływa na nasz związek niewiele wnoszą. Troche stanęło to wszystko w martwym punkcie. Nie znam sposobu żeby zachęcić żone do zmiany pracy. Tak się zastanawiam czy osoba, która naprawde kocha swoją drugą połowe po czymś takim nie powinna zareagować inaczej?

Z tamtym facetem rozmawiać nie próbowałem bo nie ma chyba o czym. Gość ma swoją żone i dziecko, z którymi wogóle się nie liczy i teraz próbuje z buciorami pchać się w nasze życie. Na dzień dzisiejszy chyba zbyt wiele emocji by było i rozmowa mogłaby się źle skończyć :evil:

Dzięki za wszystkie posty, dają dużo do myślenia, zastanawiam się bardzo mocno co dalej.

Trzeba dać się poprowadzić Bogu za ręke.

[ Dodano: 2009-09-24, 11:08 ]
Wróciłem do domu bo bez syna moje życie nie ma sensu. Porozmawialiśmy z żoną spokojnie, ustaliliśmy pewne sprawy choć mam wrażenie, że to wszystko było bardzo służbowe i formalne.

W tej sytuacji gdybym nie ustąpił naszej rodziny by nie było. Przyznam, że troche to dziwne. Bardzo mnie to niepokoi i nie bardzo wiem jakie z tej sytuacji wyciągnąć wnioski.

Przez wiele lat naszego małżeństwa ja pracowałem, żona miała chyba jakieś niespełnione ambicje i było jej z tym źle. Teraz jej się udało, dobra praca, niezależność. Tyle, że relacje z szefem zaprowadziły nas nad przepaść w naszym związku. Trudno mi to pojąć, słowa "wiem, że Cie ranie, że trudno Ci się z tym pogodzić ale ja inaczej nie moge. Nie zrobiłam nic złego i nie czuje się winna, z pracy nigdy nie zrezygnuje." Bądź tu człowieku mądry.

Między nami nie jest dobrze bo te ostatnie pare miesięcy bardzo nas od siebie oddaliło. Powiem szczerze, że mam wrażenie, że obecnie żona mnie nie kocha. Może to dziwne ale człowiek takie rzeczy czuje, coś jest inaczej, chłodniej, dalej od siebie. Praca ją pochłonęła i dla niej gotowa jest skreślić wszystko. Gdyby mieć pewność, że jedynie o prace tutaj chodzi ...

Nie dostałem z jej strony sygnału "tak, zależy mi, jak się uda poszukam czegoś innego i może będzie nam łatwiej wszystko odbudować". Jej przekaz to raczej "zostajesz ze mną i z synem a jak nie to możemy się rozejść". Gdybym się zaparł to tej rodziny by już nie było.

No właśnie ale jak postąpić dalej w tej sytuacji, wycofać się i niech zupełnie rzuci się w wir pracy? Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie nakłonić jej do niczego. Kocham naszego dzieciaka bardzo. Uwielbiam spędzać z nim czas, grać w piłke na dworze, jeździć na rowerze. Jednak życie z obcą i nieobecną osobą w domu jest trudne.

Pomimo tego, że naprawde w pracy bardzo dobrze mi się układa, świetnie zarabiam, mam bardzo elastyczny dzień dzięki czemu wiele moge z siebie dać pomagając w prowadzeniu domu i zajmując się synem to gdzieś moje poczucie własnej wartości prysło zupełnie.

Myśle, że to wynika głównie z tego, że od paru już lat mam jakieś dziwne i jak dotąd niezdiagnozowane do końca problemy ze zdrowiem. Pojawił się jakiś kłopot z tarczycą ale każdy lekarz twierdzi, że wszystko jest wyrównane i to ciągłe zmęczenie, osłabienie i jakieś dziwne bóle mięśni nie mają z tym nic wspólnego. Człowiek troche żyje jak w zawieszeniu czekając co z tego wyjdzie. Gdy dochodzą jeszcze problemy w domu i traci się oparcie w drugiej osobie jest potwornie ciężko. Już nawet żonie nie wspominam, że czasami jest mi źle, nie w tej sytuacji, przecież nie moge pokazać oznak jakiejś swojej słabości w kontekście tego co się dzieje. Troche "gram" i czasami na przekór sobie walcze ale lekko nie jest. Trudno o dobry nastrój i pogode ducha gdy oprócz sfery emocjonalnej cierpi także fizyczna. No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie lekko ...
 
     
jaro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-24, 22:12   

Przykre, że tak wiele musimy czasami cierpieć.

Trzymaj się i walcz o siebie, trudno mi coś radzić w tej sytuacji.

Pogody ducha.
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-24, 23:41   

Wszystko jest po coś. Kryzys udręka czy szansa? Na pewno udręka. Ale może również olbrzymia szansa. Pokazać, Wyprostować, pokonać niemoc. Cóż nas zniewieściałych facetów zmusi do działania – tylko kop. No to P. Bóg pozwala…… I co? Uciec…, można, przecież Ona taka.. i w ogóle wszystko……
Ktoś pisał - Pan Jezus jest głową Kościoła – Ty głową rodziny. On na górę wtargał Krzyż i dał się do niego gwoździami przybić – za Miłość – za Ciebie, za mnie. A ja co zrobiłem dla swojej rodziny???, a co Ty?
” No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie lekko ...”
pozdro marek
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 11:00   

Wiadomo, że każdy chce powalczyć o rodzine, przynajmniej wtedy kiedy mu zależy. Tyle, że często nie bardzo wiadomo jak do tego podejść. Dlatego pojawiają się różne decyzje, czasami pod wpływem emocji. Ultimatum, wyprowadzka, już widze, że tak nic nie osiągne. Żona teraz żyje pracą, może fascynacją innym facetem, nie wiem.

Ja szukam tylko wskazówek jak można w tej sytuacji się zachować. Jest tutaj wiele ludzi mądrzejszych ode mnie i "bogatszych" o taką lekcje życia i warto czytać i czerpać z ich doświadczeń.

Ja swoje błędy widze, nie zamierzam się sam oszukiwać. Chce to zmienić i będe próbował. Bardziej chodzi mi o to jak powinny wyglądać nasze relacje w domu. Zupełne odcięcie się od żony ? "Otwieram klatke" i niech się dzieje co chce a ja żyje swoim życiem ? Teraz targają mną emocje, nie ufam, są nerwy niepotrzebne a jakoś trzeba z tego wybrnąć.

Jak w takiej sytuacji powinna wyglądać "stanowcza miłość"? Nie chodzi chyba o to żebym nagle stał się milutkim facetem, który będzie obojętnie patrzył na to co się dzieje. Zakazy, kontrolowanie, to nic nie da, o tym doskonale wiem. Zatem jak próbować nakierowywać drugą osobe na nasze "wspólne tory", co przyciąga drugą strone w takich sytuacjach, co może spowodować, że zacznie się zastanawiać nad swoją rodziną i związkiem. Wciąganie się w takie gierki, jak Ty mnie traktujesz tak ja i Ciebie, unikanie się, wychodzenie z domu choćby i przyszło samemu czasem pójść do kina?

Oj jeszcze sie miotam ...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 11:22   

pawelwkryzysie napisał/a:
Zatem jak próbować nakierowywać drugą osobe na nasze "wspólne tory", co przyciąga drugą strone w takich sytuacjach, co może spowodować, że zacznie się zastanawiać nad swoją rodziną i związkiem. Wciąganie się w takie gierki, jak Ty mnie traktujesz tak ja i Ciebie, unikanie się, wychodzenie z domu choćby i przyszło samemu czasem pójść do kina?

Oj jeszcze sie miotam ...


to nie zmiany siebie a inne gierki po to by odzyskac żone...
manipulacje, by sie wystraszyła i wróciła..albo by pod wpływem pochwał poczuła sie doceniona i wróciłą...
to działa tylko wtedy jak jest trwałe, wypływające z wewnątrz siebie, bo dzis rzeczywiście tak postrzegam partnera...
inaczej szybko powracają stare zachowania i krytyka, i manipulowanie a partner jeszcze szybciej niz my wychwytuje nasze gierki i przestaje w nie grać....

partner wraca świadomie sam...tylko wtedy jak sam dochodzi do wniosku, że nikt nim nie manipuluje, nie zastrasza, nie ogranicza...
najprawdopodobniej, żona nie lubi jakiś twoich zachowan, a nie Ciebie!!!
sprawdz i zmieniaj jakich zachowań nie lubi... czy ma racje...
zachowanie da sie zmieniać... należy tylko uświadomić sobie, co w tym zachowaniu jest , lub może być szkodliwego dla Was i sprawiać kryzys...

a jak zmieniamy owo zachowanie, to często partner zaczną nas lubić, szanować i powraca...
bez manipulacji, a z ufnością....
i zaczyna sie nowy dojrzały związek, oparty na zrozumieniu a nie na manipulowaniu partnerem pod własną osobe i własne potrzeby...

zazwyczaj to jest tak... Im bardziej naciskasz, tym człowiek bardziej się broni. ucieka jesteś jak huragan, a druga osoba chowa się przed tobą ....

warto dac sobie i partnerowi wytchnienie zaprzestac gierek...a czas poświęcić tylko sobie, bez patrzenia co robi teraz druga strona...da sie!
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 16:42   

piszesz:"wiem, że Cie ranie, że trudno Ci się z tym pogodzić ale ja inaczej nie moge. Nie zrobiłam nic złego i nie czuje się winna, z pracy nigdy nie zrezygnuje." Bądź tu człowieku mądry."
Pawle ja takie teksty pisałam do męża gdy miałam w głowie wielki zamęt, siedząc na dyskotece z "Kolegami" i koleżankami a mąż w domu z dwójką dzieci, COŚ TU NIE TAK!
wiesz gdybym sama nie robiła takich podłości to bym teraz nie pisała że twoja żona najzupełniej się zagubiła, wiesz tam świat który ją pochłania, jest doceniana przez szefa, on sypie jej komplementy a w domu nie zawsze mąż ma dobry humor by przyjśc do domu z kwiatkiem i powiedziec "dziękuję Ci kochanie za to że jesteś, za to że zawsze na mnie czekasz gdy wracam po pracy, dziękuję że tak dobrze opiekujesz się naszym synkiem itd". ale pociesze Cię że Bóg wysłuchuje naszych modlitw, i tak jak kiedyś wysłuchał mojego męża bym wróciła tak głęboko wierze że będzie z Tobą, Módl się za Swoją żonę, niestety rogaty chce by małżeństwa się rozchodziły ale siła miłości jest większa niż jego rogi.
pozdrawiam
m.z.
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 08:59   

Żona na razie jakby nieobecna w domu a w człowieku aż się wszystko gotuje, ale staram się nad tym panować. Jak czuje, że zbliża się jakiś kiepski dzień to wole wieczór spędzić gdzieś na mieście, pogadać z kimś ze znajomych albo po prostu wyjść do kina. Potem na pare dni jest we mnie błogi spokój ;-)

Tyle, że trudno o rozmowe w takim stanie. "Trudnych" tematów o nas to nawet już nie próbuje, chyba nie ma sensu. Staram się maksymalnie wyłączyć z tego co dzieje się w życiu żony, w jej pracy i relacjach z szefem. Nie pytam, nie dociekam, staram się to wyrzucić zupełnie ze swojego życia. Tyle, że przez takie codzienne mijanie oddalamy się od siebie zupełnie. Mam wrażenie, że żonie to odpowiada bo ma wreszcie spokój a mi chyba też tak jest lepiej bo moge zająć się swoimi sprawami.

Zbieram się do tego żeby na spokojnie i bez patrzenia w kierunku swojej drugiej połówki zrobic rachunek własnego sumienia. Chciałbym popracować nad tym co we mnie mogło być nie w porządku ale chyba jeszcze potrzebuje troche czasu na "trzeźwą" ocene.
 
     
marny
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 20:07   

Pawle, mogę Ci poradzić tylko na podstawie własnego doświadczenia. Mieszkałem z żoną, będąc w podobnej sytuacji pod jednym dachem przez 9 miesięcy. Byliśmy w separacji fizycznej. Słyszałem, że mnie nie kocha i co jakiś czas pojawiały się sugestie, abym się wyprowadził z domu. Robiłem wszystko, żeby naprawić nasze relacje. Nadskakiwałem jej, zapraszałem do kina, na wycieczki, sprzątałem co tydzień, gotowałem, spędzałem samotnie czas z dziećmi. Później następował czas wewnętrznego wzburzenia, zniechęcenia, kłótnia i od początku naprawianie. Żona przez cały czas traktowała mnie jak powietrze. Tak było przez 7 miesięcy. Przez ostatnie dwa postanowiłem się nie kłócić, żyć spokojnie bez żadnych oczekiwań. Było lepiej. Ale wytrzymałem tak tylko przez dwa miesiące. Później wyprowadziłem się z domu. A rok później był rozwód.

Jeśli naprawdę zależy Ci na ratowaniu związku, to przede wszystkim przestań robić wszystko żeby żonę zatrzymać, żeby na siłę coś naprawić. Słusznie Ci radzą, że to gierki i manipulacja. Być może Twojego małżeństwa nie da się uratować. Nie wiesz tego. Małżeństwo polega przecież na też i na zaufaniu.

Twoja sytuacja z pewnością jest inna, ale przypomina mi moją. Gdybym cofnął się trzy lata wstecz prawie, starałbym się być cierpliwy, nie nadskakiwać, nie narzucać się, być miłym, ale bez przesady, mówić żonie prawdę, ale bez obwiniania, żyć swoimi zainteresowaniami, pracą, dziećmi. Gdyby zdarzyły się miłe chwile z żoną, cieszyć się z tych małych radości. Ale cierpliwości i konsekwencji trzeba tu dużo.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9