Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać
Autor Wiadomość
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-13, 12:27   

Dziekuje..
Dziś idę do psychologa..zobaczymy co powie..
Ten tydzień był dobry, byłam spokojniesza dużo, wyciszona, nie zdenerwowana. Brakuje mi bardzo bliskości i fizycznej i duchowej, emocjonalnej , ale jakoś daję sobie z tym radę.
Natomiast nie daję sobie rady z bólem mojego męża. Wiem,że wciąż piszecie że on sam musi sobie poukładac, sam zrozumiec i sam rozwiązac swoje problemy...ale ja go przecież kocham..kocham go jak nikogo innego na świecie i nie mogę spokojnie patrzec na jego ból..czy naprawde w żaden sposób nie mogę mu pomóc?
Np. taki fragment rozmowy na gadu, zaczelo sie, ze powiedzial, ze go brzuch bolal i czemu go bolal:


a może ze strachu myśląc o przyszłości
a może dlatego , że nie wiem kim już jestem
raz jest lepiej raz gorzej
radzę sobie
potraffię być niebywale szczęśliwy ....
coś czego nigdy nie czułem
potrafię żyć
przestałem się bać
a z drugiej strony czasem mam dość
ale głównie dlatego, że nie jestem takim chcę być,... taki jakim chciałem być
już nigdy sobie z pewnymi rzeczami nie poradzę
o wielu nigdy nie zapomnę
i nigdy nie będzie tak samo
co bym nie zrobił będę się męczył
nie ma dobrych rozwiązań decyzji
Ja napisalam mu, ze chce zeby mial spokojna dusze, a On.
nigdy nie będzie spokojna
może będzie , ale są w niej rany które zawsze będą się odnawiać
rzeczy które będą wracać
bez względu na wszystko
Napisalam mu, ze rany da sie wyleczyc, ze tzreba wlozyc w to duzo pracy,ale sie da- to napisal, ze go nie znam, ze go nie rozumiem..
i : kinguś , Ty nie rozumiesz , że to że ranię Ciebie to też będzie raną na całe życie
nie chcę Cie źle traktować
chce być daleko w ciszy
tęsknie za spokojem w duszy
tęsknie za bogiem
za normalnością
nie wiem ile mi starczy sił

Widzicie, jaki to straszny zamęt i ból..ja tak chcę mu ulżyc i pomóc..co mogę zrobic, jak go ratowac?

Ja sobie daje radę z moim osamotnieniem, mam Boga- ale jak pomóc mojemu mężowi, przecież nie można pozwlic ukochanej osobie unicestwic siebie, pogrążyc..nie mogę patzrec na Jego ból i cierpienie..
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-13, 12:54   

Dlaczego Twój mąż ma niepokój w duszy ??
Może tu jest problem...co takiego się stało, że taki zament w Jego duszy ?
Myślę, że niewiele możesz Mu pomóc...On sam ze sobą musi załatwić tę sprawę...i myślę, żę On o tym dobrze wie !
Zostaw to, na co nie mam wpływu !
Zjmij się sobą ! Mniej newrów, więcej radości....a to właśnie będzie promieniowało dalej ! Pozdro!! EL.
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-22, 01:29   

Kochana. Nie jesteś osamotniona w swoich przeżyciach. Ja tez cierpię z powodu braku miłości męża. Żeby nie płakać całą noc, modlę się. Kilka dni temu odkryłam to forum i to najbardziej mi pomogło. Pomoc zaczęła się już trochę wcześniej, odkąd zaczęłam chodzić na spotkania grupy wsparcia dla żon alkoholików ( mąż nie pije od marca). Spotkania te są raz w tygodniu, a na to forum możesz wejść codziennie i to jest cudowne! Nagle poczułam, że nie jestem sama!

[ Dodano: 2009-08-25, 21:27 ]
Długo się przed tym broniłam. Jak to? Nie pytać jak się mąż czuje? Chodziłam i myślałam, co by tu zrobić, żeby jemu pomóc. No bo przecież on cierpi - trzeźwiejący alkoholik. W końcu dotarło do mnie - On się nie pyta jak ty się czujesz, jak ci pomóc, co zrobić, żeby dzieci były zadowolone? Chodzi i kopie krzesła, a na dzieci wrzeszczy. Tobie mówi, że czuje do ciebie wstręt i nie obchodzi go jak bardzo to rani.
No i wreszcie udało mi się - odstawiłam go! Nie jest już całym moim światem. Zrobiłam to, co tu wszyscy radzą - zajęłam się sobą. Jezus dał ukojenie moim myślom, a Najświętsza Panienka pogłaskała lęki. Zawierzyłam Bogu - jak dziecko.
Kocham go nadal, ale nie mówię już o tym, nie zgadzam się też, aby na mnie krzyczał, nie zgadzam się na krzyki w stosunku do dzieci.
Zabieram je z domu i wychodzimy. Spędziliśmy fantastyczne popołudnie w niedzielę. jeszcze dał się uprosić na Mszę, ale w kościele się wiercił, męczyło go wszystko. A kazanie było wszak o miłowaniu.
Obrażony siedział przy obiedzie, więc zostawiliśmy go samemu sobie.
Teraz jest spokojniej.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 18:27   

Anula 1 pozdrawiam Cię serdecznie..
Wróciłam z urlopu, opalona, wypoczęta, "nacieszona" córcią...starałam się nie myśleć o mężu i dni upływały mi naprawdę miło.. tylko wieczorami, gdy córka już spała, a ja czytałam książkę o bliskości kobiety i mężczyzny ogarniała mnie ogromna tęsknota za tym uczuciem...
Teraz znowu codzienne obowiązki, codzienne przebywanie razem- w mężu nic nadal nie drgnęło..jakoś po powrocie tak w przypływie uczuć chciałam go pocałować w usta, to odsunął się i zaśmiał się dziwnie, co robię... takie różne sytuacje bolą mnie bardzo..czasem mam ochotę zakończyć to wszystko, powiedzieć mu żeby wybrał i był albo "normalnym" mężem dla mnie, albo poszedł sobie....przy nim jest mi ciężko mieć dystans, bo jego obcość bardzo boli.
Ale mimo tego, że nadal czasem nie umiem pohamować smutku, to jest trochę lepiej..Staram się stosować do tego co El napisała, mniej nerwów, więcej radości.

Jeśli chodzi o ulepszanie siebie- to stare nawyki niestety nie dają się łatwo wyplenić..zdarza mi się zdenerwować, wybuchnąć,skrytykować..bardzo źle się wtedy czuję, mam żal do siebie, że nie umiem się zmienić..może macie jakieś rady jak skutecznie pracować nad sobą?
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:20   

wizyty regularne w konfesjonale i u psychologa.
Sciskam powakacyjnie!
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:50   

Pisałam już przy innym wątku, ale powtarzam - mi to pomogło! Patrząc na męża - odrzucona i zraniona mówiłam w duchu:"Zdrowaś Mario..." I Matka Boża litościwie zesłała mi spokój. Bo jest Dobrą Matką i kocha nas!!!
A do męża się nie zbliżam - nie przytulam, nie głaszczę, chociaż w sobotę jak wychodziłam z dziećmi (jechaliśmy na nocne, ostatnie wakacyjne ognisko - BEZ MĘŻA) jakoś tak odruchowo cmoknęłam go w policzek, a on się nie odsunął. Nie wiem, może to przez to zaskoczenie. Ale wiesz co, Niezapominajko? Nie dręczę się już zastanawianiem jakie miał motywy. I brak tych szarpiących myśli daje takie ukojenie, że hej! Nie było nas całą noc , klatka była otwarta. No i same plusy - egoistycznie mówię:
1. Dzieci szczęśliwe, bo mogą patrzeć w ogień, dopóki nie padną.
2. Dzieci nie marudzą i dają wytchnienie mamie.
3. Wreszcie mogłam się nagadać z koleżanką.
4. Mogłam tańczyć, nie myśląc o tym jak się czuje mąż.
5. Po powrocie - pierwsze co usłyszałam, to:"Chcesz kawy?"
Mało?
Nie śmiem marzyć, że osiągnęłam ten stan - "czekać, nie czekając", bo to może za wcześnie. Codziennie dziękuję Mateńce, Jezusowi, św. Judzie, Panu Bogu za ten spokój.
Pozdrawiam Was serdecxznie.
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 20:55   

Anula,
ale to mądrze wykombinowałaś.
Ale żeby tak postapic trzeba miec charakter i siłę.
Żadnych białych flag!
gratuluję.


Powiem jeszcze , że szkoda że los nas rzucił po całej Polsce ( a nawet poza).
Ale bysmy impreze zrobiły!!
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 21:03   

margolcia napisał/a:
Anula,
ale to mądrze wykombinowałaś.


margolcia, chodzi o to, żeby nie kombinować, a w całości oddać siebie i wszystkie sprawy Bogu. On działa i to w taki sposób, że najmądrzejsi ludzie by tak sami nie potrafili.
 
     
margolcia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 21:10   

kasiu,
można niekombinawać.
Ale trzeba mieć siłe i charakter.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 22:35   

margolcia napisał/a:
kasiu,
można niekombinawać.
Ale trzeba mieć siłe i charakter.


Charakter należy mieć a siły pochodzą od Tego, Który nas umacnia(patrz: Dawid i Goliat)
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-08-31, 23:20   

Dziewczyny! Niczego nie kombinowałam. Samo wyszło. Po prostu - zamiast patrzeć na skrzywioną czyjąś minę ,lepiej popatrzeć na jezioro i ogień. A swoją drogą - coś w tym jest, że jak już się kobieta nie czepia kurczowo "swojego" mężczyzny, przypomina sobie jak fajnie może być z koleżanką... Nie trzeba zaciskać ust z obawy, że coś ci się wyrwie, że go czymś tam urazisz. Nie znaczy to, że nie kocham męża. Kocham go, ale jakoś tak inaczej. Nie wiem, sama tego nie rozumiem do końca.
Czuję, że coś się we mnie zmienia i przyznam - jestem tym nieco zdezorientowana. Od tygodnia śpię w nocy. Przedtem - szkoda gadać - bywało,że spałam co drugą noc. Możecie sobie wyobrazić jaka wtedy byłam "interesująca". :roll: Z drugiej strony - moja bezsenność przyniosła mi wiele dobra - odkryłam to forum!!! Poza tym mogłam wybrać się na Mszę o 7.00 i wtedy usłyszałam po raz pierwszy psalm Kochanowskiego:"Czego chcesz od nas, Panie..." w wersji śpiewanej.
Same widzicie - łzy i cierpienie przyniosły radosne przeżycia. Oddycham.
 
     
Gabi
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 05:37   

Niezapominajko,

mój kryzys trwa juz 7 miesięcy: bez dotyku, z deklaracjami braku miłosci ze strony męża, z jego romansem w tle. ratuje nasze małżenstwo sama, bez jego chęci, od niedawna z pomocą wspaniałych ludzi z tego forum zmieniam siebie i nie trace nadziei.
Z tego co czytam, męzowie uwikłani w kryzys zachowuja sie schematycznie, czytajac o Twoim widze zachowanie mojego.
Jak radza inni, podstawa to nie skupiac sie tylko na mężu, na małżeństwie,wzmacniać siebie. Przede wszystkim: nie gledzić, nie gadac ciągle o tym samym,nie planować, nie pytac co będzie dalej, to przynosi odwrotny skutek - sprawdziłam.
Jest bardzo trudno, bo my kobiety jestesmy z natury gadatliwe. ja miałam w zwyczaju pytac męża co robić żeby dał nam szansę. Odpowiedź zawsze była jedna:przestań gledzić i nic na siłę. Miało nie być na siłę:chwytania za rękę, przytulania, szukania jakiegokolwiek dotyku...dla kochającej kobiety próg niemalze nie do pokonania...
jak mi napisał Nałóg: " mezczyzna to zdobywca..." może lepiej wycofać sie , dac spokój, zacisnąc zęby i poczekać az on sam zainicjuje powrót...może on właśnie na to czeka.
Czuje ze to słuszne, ale sama wycofac sie do końca nie potrafię, czasem wymknie mi sie jakieś pytanie , komentarz, muśnięcie, szybki całus, potem załuję i zmieniam sie dalej - to takie zakazane ciastka podczas scisłej diety...
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 08:23   

Gabi, sęk w tym, że chodzi o taką zmianę nas samych, aby NIE CHCIAŁO SIĘ muskać, żebrać o pieszczotę, całować kogoś, kto jeszcze przed chwilą nas obrażał. Bo to nie tak powinno być!

I nie chodzi tu o fochy, czy chowanie urazy, demonstrowanie niechęci pod tytułem: mam ochotę wielką przytulić się do męża, ale nie przytulę - niech ma za swoje/niech zrozumie/niech zobaczy, jak to jest. Nie o to chodzi.

Po prostu - skoro mąż jest dla mnie niemiły, obraża mnie, poniża, to ja NIE POWINNAM MIEĆ OCHOTY się do niego przytulać, całować. Jeśli mam taką ochotę, to znaczy, że niestety ze mną jest coś nie tak....


Często tutaj czytam wyznania innych kobiet (i nie tylko kobiet) - "mąż mówił okropne rzeczy, wyzywał, podniósł rękę, poniżył i w dodatku nie chce mnie nawet dotknąć, odsuwa się, robi unik, kiedy chcę go pocałować".

Zobaczcie, jak to okropnie brzmi!


Gabi, stań obok siebie i spójrz na siebie tak, jakbyś na swoją siostrę patrzyła. Z miłością, troską. Chroń siebie i nie poniżaj siebie sama.

Bądź kochająca kobietą, ale kochaj też siebie i dbaj o swoją godność.

Spójrz też na siebie oczami swojego męża.

Co może pomyśleć? "No tak, wyzywam ją, poniżam, a ona jeszcze się do całowania wyrywa".

Postaraj się możliwie jak najchłodniej spojrzeć na swoją sytuację.


Uwierz, że zasługujesz na to, aby mąż sam szukał Twojej bliskości, a to, że nie będziesz odczuwała potrzeby przytulenia się po wyzwiskach czy kłótniach - to jest właściwa reakcja i nie oznacza, że nie kochasz męża. Oznacza, że kochasz też siebie i stawiasz niewidzialne granice mężowi, nie pozwalając się ranić. Bo on nie rani Cię odmową przytulenia się. Sama się ranisz, chcąc przytulać się do męża, chociaż przed chwilą jeszcze Cię obrażał - albo też nie przeprosił za swoje poprzednie zachowanie wobec Ciebie.

Te głośne hasła "zmieniaj siebie, walcz o siebie" nie polegają na powierzchownym zaciskaniu zębów i postępowaniu wbrew uczuciom. Polegają na zmianie nastawienia swojego na wiele spraw, na budowaniu szacunku do siebie samej, na budowaniu miłości do siebie, co często wiąże się z jednoczesnym strąceniem małżonka z domowego ołtarzyka.

Rachunek - jeśli to w ogóle można policzyć - zawsze wychodzi na plus.

Bo poprzednio bolało nas dwa razy, tak?

Raz, że mąż obraził, sponiewierał, a drugi - że odsunął się, kiedy chciałam go przytulić lub też jest obojętny wobec mnie.

Praca nad sobą sprawi, że zmniejszymy ten ból przynajmniej o połowę.

Bo owszem - wyzwał, sponiewierał - ale! To nic, że nie chce się przytulić - bardzo dobrze - bo ja nie mam na to teraz ochoty.

I za ciosem - dalej.

Jak może mąż mnie sponiewierać, poniżyć? Nie ma szans - mówi, że jestem taka i owaka? No cóż. Smutne, że się myli - może kiedyś zmieni zdanie. Ja wiem, jaka jest prawda, więc cóż - mogę najwyżej poczekać na to, aż zmądrzeje, otrząśnie się, znajdzie drogę.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-01, 09:19   

Gabi...utorzsamiam się z tym co napisała Katarzyna(Katarzyna-gratuluję zmian i dojrzewania) w całości.Ze swojej-męskiej strony-dodam tylko to ,że jest sztuką odzielić czyn od człowieka,szanowac ,kochac człowieka ale nie godzić sie na jego dysfunkcję,na zło,na poniżanie.Jest pewnego rodzju sztuką wypracowac w sobie postawę szacunku do siebie samego(mej) i nie dać sie krzywdzić,nie dawać sie wpędzić w złe reakcje na czyjeś stany emocjonalne.Jest sztuką ,ale jest to możliwe.Pisze o tym Katarzyna.
Bo najbardziej ranią słowa osób z którymi jesteśmy związani więzami emocjonalnymi,więzami krwi.
Bo czy długo 'trzyma" brak zgody na to gdy ktoś obcy powie:jesteś głupi......??? ale jak powie to mąz/żona,czy jak powiemy tak dziecku to boli długo.U dzieci takie powtarzanei może je wpędzić w przyjęcie takiej postawy,wejście w rolę tego "głupiego".Dorosli tez tak czasami reagują.
Ale można powiedzieć trochę inaczej to samo........ tylko będzie to sie odnosić do czynu,a nie do osoby.Można powiedzieć:to co zrobiłeś było głupie.Wtedy odnosimy sie do czynu ,a nie do człowieka,oceniamy czyn a nie osobę.

Gabi....niestety schematy dysfunkcji są podobne,czy to uzależnie nie od substancji ,od zachowań czy od czynnosci to zawsze jest to dysfunkcyjne regulowanie uczuć,chorobliwe regulowanie uczuć.Swego rodzaju amok,zauroczenie,przymus okersłonych zachowań,zniewolenie czy ubezwłasnowolnienie.

[ Dodano: 2009-09-01, 09:21 ]
Anuka1? czy Ty jesteś na programie Al-anon?czy to jakaś inna grupa wsparcia dla bliskich alkoholików?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8