Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać
Autor Wiadomość
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 10:42   Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać

Witam wszystkich, jakiś czas temu trawiłam na to forum...może w skrócie opiszę Wam moją historię:
Cała sytuacja wybuchła z wielką mocą ponad dwa miesiące temu, przed tym wybuchem atmosfera w domu stawała się coraz bardziej napięta- dużo kłótni, wyrzutów , byłam zazdrosna o koleżankę mężą z pracy, z którą zaczął mieć coraz większy kontakt i nagle pewnego wieczoru mąż zaczął ze mną rozmawiać- powiedział, że nie wie już czy mnie kocha, że nie może dalej tego w sobie tłumić, że zależy mu na tej koleżance, że czuje z nią dobry kontakt, że ze mna nie może już rozmawiać, że bardzo się od siebie oddaliliśmy...
Potem nastąpił straszny tydzień rozpaczy, odrzucenia..mąż kontaktował się często z tą koleżanką, rozmawiał na gadu, wysyłali sobie smsy itd.- doszło do tego że powiedział, że nie czuje już zupełnie nic pozytywnego gdy na mnie patrzy...gdy ja byłam już na skraju wytrzymania, powiedziałam co się dzieje jego siostrze i od razu zareagowali- mąż tak bardzo się tym zdenerwował, że aż puściły w nim emocje , pewne blokady pękły- zrozumiał, ze od środka zaślepiała go straszna, skumulowana złość na mnie i że w pewnym sensie mnie kocha. To był taki moment przełomowy, że zaczęliśmy rozmawiać.. opowiedział mi o swoich uczuciach, niestety niektórych tłumionych w sobie od dawna..o uczuciach bardzo bolesnych dla mnie i dla niego też nie łatwych.Powiedział, że już od dłuższego czasu nie jest pewny, czy to ja jestem tą osobą mu przeznaczoną....Przeprosił, że tak mnie odtrącił i że chce spróbować, że on chce mnie kochać...
Zerwał bliski kontakt z tą koleżanką, bo nie chce żeby cokolwiek płynęło na jego decyzję dotyczącą naszego związku, pojechaliśmy na spotkania małżeńskie, tam napisał mi piękne listy przedstawiające wiele ciepłych uczuć do mnie, ja nie jestem mu obojętna, on czuje że już na zawsze będę częścią jego serca, docenia wiele pięknych chwil które wspólnie przeżyliśmy, kocha nasze dziecko, ale.....no właśnie, ale mój mąż jest bardzo wrażliwą osobą , myślę, że o bardzo czułej duszy , wiele smutku w nim jest i przy mnie odczuwa wiele braków, przede wszystkim nie czuje bliskości mojej duszy, mówi, że osoba, która powinna być mu najbliższa, czyli ja , taka nie jest, że jest niespełniony, że zamiast cieszyć się z bycia przy mnie, on ucieka ode mnie...oj, to tyle bólu sprawia, takie słowa, ale jeszcze bardziej boli mnie to, że on cierpi, że ja, która kiedyś dawałam mu szczęście, teraz tego nie robię...a ja tak go kocham i przez tą całą sytuację jeszcze dogłębniej zrozumiałam jak bardzo....
Dodam,że wzięliśmy ślub w młodym wieku..mięliśmy po 20 lat, ja byłam w ciąży( wcześniej byliśmy ze sobą od 2,5 roku ) ale myśleliśmy o ślubie i wspólnym życiu już wcześniej, to było naprawdę wielkie uczucie).Teraz jesteśmy prawie 6 lat po ślubie.

Już nie wiem, co mogę zrobić, jak wyjść z tej sytuacji, z tego kryzysu...staram się zmieniać siebie, nie denerwować, działać z miłością, dawać mu możliwości do pobycia samemu.. on mówi, że potrzebuje dużo samotności..

Proszę o jakieś rady...co mogę zrobić, jak pomóc mojemu mężowi, jak pomóc naszemu małżeństwu?
Ja tak bardzo go kocham.....
 
     
gosia26
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 10:49   

witaj
Jestem w podobnej sytuacji ( opisałam ją na tym forum ). Wiesz co zrobiłam ? Poszłam do spowiedzi, zawierzyłam Panu Bogu i modlę się za męża. Raz jest lepiej , raz gorzej... czasem mnie sam z siebie przytuli a za chwilę mówi,że nie wie,czy mnie kocha... a jestem w 6 m-cu ciąży.
Musisz mieć nadzieję i wiarę za Was dwoje... to bardzo ciężkie zadanie, czasami brakuje mi już siły,ale muszę iść dalej.
pozdrawiam Cię gorąco
 
     
ehhh
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 11:24   

Odpiszę bo staż mam podobny obecnie burze uczuć i myśli na różne tematy:
Jak widac tragicznie nie jest, twoj mąż mowi ze chce się postarać by się wszystko ułożyło.
Porozmawiaj z nim o tym czego mu brakuje, jak widzi przyszłość z osobą która go kocha, jaki jest jego ideał kobiety, w końcu co jest w waszej relacji takiego co go odpycha, np moja żona twierdzi że ugotowanie obiadu zrobienie mi kanapek do pracy czy posprzatanie mieszkania zalatwia sprawe i czuję wtedy że mnie kocha- w naszym wypadku często wizja pojmowania wspólnej bliskości jest totalnie rozbieżna, facet oczekuje po powrocie kobiety ekspresyjnej zainteresowanej nim jako tym najważniejszym lubi czuć że jego kobieta jest dumna z jego codziennych osiągnięć nawet z tych rzeczy drobnych typu naprawa samochodu.
Często jest jednak tak że wraca do domu żona porównuje liste zakupów z tym co przyniósł (wylicza czego znow zapomniał) podaje obiad wypytuje rutynowo co slychac w pracy jednak bez zadnego dynamizmu zainteresowania, pozniej przechodzi do codziennych obowiazkow innych spraw jesli istnieje kontakt to czesto na zasadzie informacyjnej. Taka rutyna zabije po latach wszelkie uczucie. Brak zainteresowania mysle ze dla faceta jest podstawowym problemem jego związku, mężczyzna uwielbia być doceniany czuć że jest ważny, że jest dla Ciebie najważniejszy, i bynajmniej nie powinno się tego wyrażać słowami, a raczej gestami realcją werbalną, facet musi to czuć a nie słyszeć, mężczyźni są w 99% wzrokowcami pamiętaj o tym.
Mój wniosrek jest taki - jeśli nie poszedł w tango z tamtą inną wcale nie jest u was źle, wystarczy troche dołożyć do pieca, porozmawiać itp. chodzenie do kościola modlitwa owszem naucz sie jednak tego że Bóg owszem wiele pomoże ale wiele zależy od was samych, musicie mimo dzieci poświęcać sobie czas organizować jakieś niespodzianki odskocznie od normalnego dnia typu wyjscia nawet do kina bez dzieci, organizować jakoś tak czas by był tylko dla was, jasne dzieci są ważne ale jeśli między wami nie będzie dobrze one szybko też szczęśliwe nie będą, lepiej je zostawić raz na tydzień u babci i wyskoczyć w tą piękną pogode za miasto odbudować to co zniszczyło szare życie...
To ze jest przy Tobie to znaczy ze pamieta cie jako swoją kochaną kobietę też tak mam zawsze bedę przy zonie tylko dla tego ze będe liczył że moze wykrzesa cos z siebie tego jaka była niegdyś, moge stanac na uszach i zrobić wszystko byle by po prostu stała się w jakims malym choć stopniu tą zoną co dawniej.. Moze u was jest podobnie przypomnij sobie jak kiedys wasze relacje wygladaly wroc do zrodla, odkryj na nowo to co go kreci podoba mu sie w Tobie...
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 11:34   

Witam dziewczyny,
dokładnie wiem o czym piszecie... Ja takie wachania sytyacji w domu przeżywałam przez kilka lat, raz lepiej raz gorzej... Często zdarzało się że raniłam mojego męża bardzo mocno i robiłam to nieświadomie... Czasem powiedziałam coś co zostało zupełnie ineczej zrozumiane niź moje intencje. Wszystko się zmieniało powoli... Ale i tak cały czas było coś nie tak... W sierpniu mąż się wyprowadził ode mnie definitywnie... To rozstanie było bardzo bolesne, dla nas obojga -oboje płakaliśmy:(
We wrześniu po milczeniu i moim i męża - nagle coś się zmieniło. Złapaliśmy kontakt. Mój mąż chciał i ja chciałam i wszystko się ułożyło... Zaszliśmy w ciąże. Jestem teraz w 7 miesiącu. Bardzo pragne naszego dziecka... Pragnełam go przez te wszystkie lata kiedy było źle i kiedy było lepiej... i bardzo pragnę mojego męża...
Jednak na dzień dzisiejszy znów zawirowanie... Coś się posypało, znów powiedziałam coś co go zraniło, on zaczał mówić rzeczy które bardzo zraniły mnie... Już od kilku dni nie mamy ze sobą kontaktu...
Nie spodziewałam się że miezy nami jest jeszcze tak niestabilnie, że nie jest jeszcze tak jak trzeba... byłam pewna i przekonana że jest już ok, że możemy spokojnie o każdej rzeczy rozmawiać... Ale chyba oboje jesteśmy bardzo bardzo uczuciowi i delikatni w tych sprawach... Oboje bardzo cierpimy, bardzo przeżywamy...
Chciałabym wam dziewczyny doradzić jak się zachowywać, ale sama jestem jeszcze taka niedoskonała. Wydaje mi się że najleprzym rozwiązaniem i największą wartością jest słuchanie naszych mężów... Ale takie bardzo wnikliwe słuchanie tego co maja nam do zakomunkikowania. Piszę zakomunikowania, bo często nie sa to słowa, a gesty...
Trzeba ich słuchac bo oni są bardzo mądrzy... mądrzy życiowo, zauważają to czego my czasem nie widzimy, nie dostrzegają...
Trzeba też nauczyć się spokoju i cierpliwości... nauczyć się pokory... bo czasem nie idzie po naszej myśli i wtedy nic nie daje tupanie nogą...
Chyba bardzo ważne jest aby ich nie zamęczać "poważnymi" rozmowami co kawałek - wierzcie na takie rozmowy i tak przyjdzie czas, przyjdzie moment że one się odbedą i nie trzba na siłe rozmawiać. Ja zaczełam w niedziele rozmowę na siłe i nic to nie dało - tylko pogorszyłam sytuację...
Czasem lepiej pomilczeć i pomodlić się niż gadać i gadać... to nic nowego nie wnosi...
To takie moje spostrzeżenia... Pozdrawiam Was. Trzymajcie się ciepło

[ Dodano: 2009-06-04, 11:38 ]
ehhh napisał/a:
To ze jest przy Tobie to znaczy ze pamieta cie jako swoją kochaną kobietę też tak mam zawsze bedę przy zonie tylko dla tego ze będe liczył że moze wykrzesa cos z siebie tego jaka była niegdyś, moge stanac na uszach i zrobić wszystko byle by po prostu stała się w jakims malym choć stopniu tą zoną co dawniej.. Moze u was jest podobnie przypomnij sobie jak kiedys wasze relacje wygladaly wroc do zrodla, odkryj na nowo to co go kreci podoba mu sie w Tobie...


Ja się rozpisałam a całe sedno na tym właśnie polega :mrgreen:
 
     
doro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 11:42   

rożne są etapy miłości...miłość to nie uczucie ale wybór woli...do mnie najbardziej przemawia ta definicja miłości: "Amor -ego wolo Tibi bene" - chcę aby tobie było dobrze. czasem wbrew swoim uczuciom..konsekwencja wyboru...w moim kryzysie tylko to pozwoliło mi trwać..nie było juz dobrych uczuć...jedynie wola...
Niezapominajko, poczytajcie dobre ksążki polecane tu na forum, spróbujcie odnowic więź między wami, jeśli twojemu mężowi brakuje "porozumienia duszy" spróbujcie spotkac się na tym polu, róbcie razem to co "duchowe" - sztuka, literatura, modlitwa, pielęgnujcie przyjaźń-sami postanówcie co was może zbliżać. Powodzenia!
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 11:47   

Ja się zmieniłam i to bardzo... A w zasadzie tak jak pisze ehhh stałam sie znów tą żoną z początku małżeństwa... I najważniejsze że ja się z tym czuje lepiej, czuje się dużo lepiej... To był taki przełom... Po prostu zrozumiałam w omonecie że musze się stać ta dawną dziewczyną która stała przy ołtażu, ta dziewczyną której zakładał obrączkę na palec i ta dziewczyną którą prosił o rękę... znów miec to samo spojrzejnie, ten sam uśmiech... znów być sobą... I zapragnełam tego przedewszystkim dla siebie i postanowiłam to osiągnąc dla siebie przede wszystkim. I myślę ze się udało. Mąż mi powiedział, ze się zmieniłam... I to była największa nagroda za tę całą prace która musiałam wykonać aby to osiągnać
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 22:41   

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi...za Ciebie Gosiu26 i Lodziu będę się modliła..
Jeśli chodzi o błędy nasze, a zwłaszcza moje to dostrzegam je oczywiście i zmieniam się -mąż to zauważył, wiele rzeczy we mnie go zaskoczyło pozytywnie, mówi też że już od dawna nie zdawał sobie sprawy, że tak go kocham.. książek dużo czytam, chłonę je, ale mąż nie bardzo chce...bo tak naprawdę porozumienie między nami jest teraz bardzo dobre, umiemy spokojnie rozmawiać ze sobą, ja wciąż próbuje stawać się lepsza, czasem oczywiście znów zawodzę, ale nie poddaję się i wciąż chcę się zmieniać.
Jeśli chodzi o budowanie więzi duchowej to staramy się znajdować czas dla siebie, ale...mój mąż często chce być sam, woli być sam...
doro napisała, o tym, że miłość to wybór woli, ja słyszałam też , że to postawa- myślę, że to prawda, ale czy to wystarczy...czy mój mąż może być szczęśliwy przy mnie nie czując, że mnie kocha?..czy ja będę szczęśliwa wiedząc, że jest ze mną tylko dlatego, że kiedyś mi to obiecał?
ehhh na pewno masz rację, że codzienność , obowiązki zniszczyły wiele między nami, ale czy to tylko o to chodzi.....czasem jak mąż mówi mi o tym, że nie czuje mojej duszy- tak jak czuje niektórych osób- to tracę nadzieję, bo wiele mogę zmienić w sobie, ale nie swoją duszą.......
powiedział mi też kiedyś, że wtedy jak mnie poznał dałam mu tak wiele, nie był już samotny, był szczęśliwy, ja dawałam mu wiele ciepła itd.. ale że był tak młody, że teraz się zmienił, że ma inne potrzeby, że może potrzebuje kogoś kto będzie czuł tak jak on- kto będzie miał w sobie taki smutek, takie poczucie uwięzienia duszy w ciele i że wtedy będzie mógł razem z tą osobą uciekać i że może będzie mu łatwiej....
Wiecie, myślę , że to tych problemów w komunikacji związanych z codziennym życiem u nas dochodzi ta specyficzna natura mojego męża.. i boję się, że on zamknie się w tym swoim smutku i nie będzie w stanie otworzyć się znowu na mnie...

Pozdrawiam wszystkich !
 
     
ehhh
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-04, 23:49   

Ja tez tak mam ze lubie sie zamknac w swojej piaskownicy troche pobawić się swoimi klckami, chyba każdy troche tak ma, ze mimo rodziny chce mieć chwile dla siebie swoich przyjemności, mało dziś jest czasu w tym zagonionym świecie, i nie zawsze na wszystko co by się chciało go wystarcza. Cała sztuka polega na tym by dojść do jakiegoś konsensusu co często proste nie jest. Z tą duszą nie rozumiem - uwięzienie? Hm faceci są raczej wg mnie wile prostsi we wszystkim co myślą, robią, tak mi się wydaje, jeśli są nieszczęśliwi z reguły nie realizują siebie tak jak by chcieli, badź nie czują, że żona jest spełniona i szczęśliwa... Szereg spraw codziennych powoduje że czują się jak na uwięzi dodatkowo nie widząc żeby cokolwiek z ich starań, zabiegów znaczyło coś dla ukochanej osoby, mnie osobiście to zawsze dołowało, świadomość że nie wiem co bym robił jak się starał zawsze będzie to po prostu zwykłe, może to też wynika z rodziny, której pochodzę gdzie wszystko było zwyczajne, każdy mężczyzna robi wiele by jego życie było niezwykłe i do tego dąży, jeśli mu nie wychodzi, albo wychodzi i nikt tego nie widzi, pojawia się problem z jego szczęściem, spełnieniem. Wiekrzej filozofi w naszej naturze nie ma. Jesli jest smutny musisz dotrzec do tego źrodla nie przez ciągłe rozmowy, bo jeśli nie lubi czytać takiej literatury o której mowa to wnioskuję że jest podobny troche do mnie, pewnie bawi go pogrzebanie w samochodzie czy interesuje się jakimiś sprawami techniki, ty wiesz najlepiej, czasem lepsze od ciągłych poważnych rozmow, które mnie czasem aż męczyły jest zainteresowanie się jego hobby, posklejanie jakiegoś modelu wspolnie kupienie mu zabawki do jego piaskownicy porozmawianie chwile o jego zainteresowaniach, tego nam troche czasem brakuje, nie każdy lubi czytać fachową litereture nt związków, ale za to wszystko co jest potrzebne byśmy nawzajem byli szczęśliwi mamy w środku nas, wystarczy to nawzajem codziennie odkrywać i jest to moim zdaniem nadwyraz budujące.
Nie wiem ile ktoś by się nie doktoryzował w najmądrzejszych księgach nad istotą małżeństwa to każde jest inne dla mnie lepiej wspolnie pojechać na jakieś rekolekcje czy inne zajęcia w parach/grupach niż czytać każde osobno swoją książeczkę, ale to jest również bardzo indywidualne każdy stara się jak woli, lubi. Ja mam problem bo żona ani rekolekcji ani książek, też jakoś staram się do niej dotrzeć jak myślę że trochę ją juz poznałem nagle znów okazuje się że lipa :/ ... Cóż przynajmniej się nie nudzimy ze sobą :). smieje sie obecnie tez mam kryzys ...
Jesli chodzi o sprawe przysięgi ja podchodzę do tych spraw minimalnie liberalnie z przechyłem w stronę radykalną. Po męsku wytłumaczę nie potrafił bym drugiej kobiecie nic przyżec skoro pierwszej przysięgi nie potrafiłem dochować chyba w tym momencie logika się sypie co nie? Niestety nie każdy tak do tego podchodzi i raczej nie należy spocząć ani na moment w swoim związku by nie obudzić się pewnego dnia z ręką w nocniku. Wiele obecnie na ten temat myślę przysięga pomaga motywować starać się jak dla mnie wyznaczać cel miłość to jednak jak by nie patrzeć nie kajdan a wzajemna droga i ja na to tak patrzę... Droga którą obrałem i którą podążam i nie wbrew swojej woli uczuciom na siłę a z pogodą ducha i optymizmem mimo wszelkich trudnych podejść głazów itp. Zawsze dzięki tej przysiędze będę pamiętał czego chcę w życiu jeśli to zatracę to tak jak bym z niej zboczył, małżeństwo się i tak wtedy skończy prędzej czy później wtedy tylko się można modlić ale jeśli się nie czuje związku z drugą osobą i myśli tylko o tym że tak trzeba sam nie wiem o co się można modlić chyba tylko o rychłą śmierć ...
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-08, 18:26   

Witam znowu....

czy ktoś z Was pokonał brak miłości męża? radzicie robić wspólne rzeczy, żeby zbliżyć się do siebie- próbujemy, chociaż niezbyt wiele bo mąż nie ma ochoty na wyjścia do kina, teatru, wspólną lekturę- jedyne w sumie co mogę robić to razem z nim oddawać się jego pasji do muzyki...ale to nie pomaga wcale- już ponad dwa miesiące mąż nie jest mnie w stanie pocałowac...czy jest w ogóle jeszcze jakaś nadzieja, że on mnie znowu pokocha? że poczuje to uczucie do mnie? nie wiem co mogę zrobić....
Mąż co jakiś czas wspomina o rozłące, że może to pomoże mu poczuć co traci, poczuć, że mu na mnie zależy i że chce ze mną być..nie wiem , czy to ma sens...
 
     
gosia26
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-09, 09:48   

Niezapominajko, wiem co czujesz... mój mąż nie okazuje mi czułości, nie pamiętam kiedy tak z serca mnie pocałował... traktuje mnie " dobrze", bo jestem w ciąży.
Próbujemy różnych rzeczy by zbliżyć się do siebie,raz jest lepiej ,raz gorzej... trzeba walczyć - DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ !
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-09, 18:31   

NIezapominajko, witaj!

Nic nowego Ci nie napiszę, sporo juz tutaj na forum o tym było pisania...

Zajmij sie sobą, rozwijaj zainteresowania, staraj sie nie ogniskować na męzu

niech nie bedzie calym Twoim swiatem

gdzie jest Bóg w Twoim zyciu?
Moze on upomina się o Ciebie ?

MOze jakis wyjazd rekolekcje, ja baardzo polecam ignacjanskie!
Moze jakis spotkania w kosciele, grupa modlitewna

moza taka nowa TY bedziesz bardziej inspirujaca dla męza?
To jakby skutek uboczny ;) takich dzialan dla siebie

moze czas odnowic swoje znajomosci, przyjaźnie?
Pozwolic mu pobyc w jaskini i nie czekac az wyjdzie...

Co Ty na to? BYloby to pomocne?
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-09, 22:01   

Witam,

Danka 9 napisał/a:


Zajmij sie sobą, rozwijaj zainteresowania, staraj sie nie ogniskować na męzu

niech nie bedzie calym Twoim swiatem



właśnie uczę się tego pomału, pomalutku zaczynam rozumieć, że owszem kocham mojego męża bardzo i że chcę z nim żyć, ale.... ale wiem już że sama też jestem w stanie żyć, choć nie będzie to życie w pełni.
Myślę, że Danka ma też rację w kwestii zajęcia się sobą- zaczęłam tak robić i załatwiam niedokończoną sprawę sprzed lat, nie mam czasu na wszystko na raz niestety- ale o rozwinięciu zainteresowań też myślę :-)

Kryzys ten zbliżył mnie do Boga, chcę być blisko Niego i rozwijać się w mojej wierze, może faktycznie spróbuję tych rekolekcji ignacjańskich..
Naprawdę wiara, miłość Boża pomaga mi w tych chwilach bardzo---daje mi siłę.

Pozwolic mu pobyc w jaskini i nie czekac az wyjdzie...

ah... myślę, że to co piszesz naprawdę ma sens, tylko żeby zwalczyć w sobie tą chęć tego wyciągnięcia go z tej jaskini :-P ale spróbuję, spróbuję nie czekać aż wyjdzie...
Dzięki :-)

A Ty Gosiu trzymaj się :-) i też zajmij się sobą...
 
     
żona Artura
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-17, 11:48   

Witam
Przeczytałam chyba wszystkie posty...jestem w podobnej sytuacji.Zaczęło się dokładnie rok temu jak zachorowałam na nowotwór.Mój mąż bardzo się przejął moją chorobą,walczyliśmy o moje zdrowie i zycie,pomocna również była jego kolezanka z pracy,która bardzo go pocieszała oferowała swoją pomoc...Po moim wyjściu ze szpitala dowiedziałam się,że mąż spotyka się z tą kobietą,piszą sms-y,prowadzą rozmowy telefoniczne,dodam jeszcze,ze ONA też ma męża i dzieci.Kiedy powiedziałam mężowi,ze wiem o tym zdenerwował się powiedział,ze mnie nie kocha a to uczucie co ma do niej to jest silne.Walczyła o nasz związek bo kocham męża,on twierdzi,że tez sie starał,Poprosiłam go zebyśmy poszli do poradni małżeńskiej nie chciał ale poszliśmy powiedział,że robi to dla mnie,ubłagałam żebyśmy jeszcze poszli do spowiedzi razem też się ociągał,ale udało sie byliśmy i po wyjściu ze spowiedzi do której musielismy się przygotować powiedział,że bardzo mnie kocha,ale mozemy sie rozstać z innego powodu...i tak się stało zostawił mnie z problemami-pewnego pięknego dnia nie wrócił po pracy do domu pojechał do rodziców i tak zostało.Prosiłam błagałam zeby wrócił nie dałam rady uparł się i koniec powiedział,ze to koniec jemu się wydawało ze mnie kocha,ze przez te 8 miesięcy przechodziłam katorge i on też nie chce juz tak żyć on woli być sam niż ze mną z dziecka nie zrezygnował kontaktuje się tylko jest problem bo dziecko nie chce kontaktów z tatusiem jest złe na niego że nas zostawił i to dla innej kobiety.Wiem ze ona go o to poprosiła żeby byli w związku takim jakim są czyli ona ma męża dzieci - rodzine i mojego męża bo sam mi o tym powiedział,a on jest w stanie dla niej zrobić wszystko i zrobił zostawił nas.Jest mi bardzo ciężko ponieważ borykam się z problemami zdrowotnymi,dnia codziennego.Nie wiem co mam robić?czekać naiwnie,ze wróci?Zrobił sobie tylko urlop w małżeństwie?Ale zostawił mnie w takiej sytuacji,a przyzekał przed Bogiem,ze mnie nie opuści aż do śmierci :-( .Nie chce rozwodu bo papierek jest mu nie potrzebny,wrócić już nie wróci bo jestem dla niego obojętna .Co mam robic?
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-06-17, 15:19   

Niezapominajko - to, że mąż "nie czuje" to nic nie znaczy - uczucia sie pojawiają i znikają, raz się kocha, raz nienawidzi. Nie można sie kierowac uczuciami.
Najważniejsza jest decyzja - a mąż jest z Tobą
On chce porozumienia duchowego - powiedz mu, że małżeństwo jest drogą, czasem bardzo długą droga (są małżeństwa, które trwają 60 lat :shock: ), na której rozwijaja się dwie osoby (oddzielnie), ale też rozwijacie się razem jako para.
Jeszcze wszystko przed wami!
Nic nie przychodzi samo - nie jest tak, że można zmienić osobę na inną - i wszystkie problemy sie rozwiązują.
Problemy sie rozwiązują, kiedy małżonkowie pracują nad tym...
Kiedy przynajmniej jedna osoba pracuje i chce zmiany
Wystarczy jedna osoba i - jak mówi El - druga, którą jest Bóg - ta współpraca człowieka z Bogiem przynosi niespodziewanie dobre owoce :-)

Porzucona - Ty trwaj, Ty wierz w wasze małżeństwo, zmieniaj siebie, powierzaj wszystkie troski Bogu, UFAJ MU!
I dawaj miłość twojemu dziecku - tylko od ciebie teraz zależy :-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8