Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
A jako pewne wytyczne przeczytaj i podejmij próbę zastosowania tego co kiedyś Ola2 opublikowała na tym forum:
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA/NIECHCENIA – DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Przepis na wyjście z domu
1. Wziąć swój zmaltretowany zewłok z wersalki lub fotela i zanieść do łazienki.
2. Jeżeli będzie się opierać, złapać za czuprynę lub uszy.
3. W łazience napuścić wodę do wanny i nie pomylić gorącej z zimną - lepiej wymieszać i łokciem sprawdzić, czy się nadaje.
4. Do wody wsypać olejków wonnych tudzież soli kąpielnych.
5. Leżeć w tym minimum 20 min.
6. Nie zapomnieć ruszać rękami, bo wprawdzie się ciało namoczy, lecz samo nie umyje.
7. Wyjść z wanny i szorstkim ręcznikiem potrzeć wszędzie. Wszędzie napisałam, a więc tam tyż.
8. Natrzeć ciało, co by się nie łuszyło, a ujędrniło - nie mylić tej czynności z zabalsamowaniem.
9. Ułożyć szał fryzurę i nałożyć makijaż - na twarz, nie na włosy.
10. Iść do szafy i pogrzebać. Wyjąć ciuchy, który trzymało się na najlepsze okazje, w tym bieliznę.
11. Założyć to wszystko stosownie do pogody i pory dnia (nie polecam ulubionego bikini+jesiennego płaszcza+klapek=strój powodujący, że cię zamkną w wariatkowie albo za coś inszego zaraz po wyjściu z domu).
12. Usiądź przy telefonie z adresami rodziny i przyjaciół.
13. Zacznij dzwonić od nazwiska zaczynającego się na A.
14. Umów się z kimkolwiek, pamiętając, żeby wykluczyć mężów swych koleżanek i przyjaciółek, bo może być groźnie, a ty masz i tak dużo adrealiny we krwi, więcej ci nie trza, bo padniesz, nim wyjdziesz. A więc nie z kimkolwiek, ale tylko i wyłącznie z kobietą, którą lubisz, a która jest pogodna i niebiańsko cierpliwa, spolegliwa.
15. Wyjdź z domu (oczywiście ubrana) i nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz (acha, woda z wanny wypuszczona?!).
16. Dalej samo się zrobi, bo jak dotrzesz do tego punktu, to oznacza, żeś w 90% ogarnięta.
17. Pamiętaj, tylko wróć do domu późno.
18. Jak coś fajnego, fajniejszego jak powyżej wymienione, do głowy nagle wpadnie, natychmiast rzucać wszystko ( prócz bąbelków) i rozpocząć realizację tego czegoś, co wpadło.
P.S. Uwaga! Instrukcja nie nadaje się do bezpośredniego użytku dla facetów - oni se muszą kilka rzeczy zmodyfikować.
P.P.S.S. Uwaga! Jeśli masz dzieci, to musisz wcześniej zadbać o ich opiekę.
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA cz. II jest przeznaczona dla tych, którzy pierwszą instrukcję stosują bez posługiwania się ściągą, znaczy się realizują ją z pamięci.
Inspiracją do powstania tej instrukcji były własne doświadczenia oraz poglądy bardzo pozytywnie nastawionego do życia prof. Marcela Messinga, holenderskiego antropologa, filozofa i mistyka, który mówi: "Przestańcie się bać, nadchodzą naprawdę wspaniałe czasy". Wprawdzie ma na myśli czasy, które mają nadejść globalnie dla ludzkości, to zanim dojdzie do tych przemian, to każdy powinien już teraz zadbać o szczęście swoje i bliskich. Wprawdzie prochu facet nie wymyślił, ale fajnie brzmi.
INSTRUKCJA OBSŁUGI WŁASNEGO CHCENIA CZ. II - DLA ZAAWANSOWANYCH
1. Wyjdź do ludzi, ale nie rzucaj się na nich łapczywie, bo wprawdzie czasami samotność bywa fajna, ale przebywanie non stop "sam ze sobą", może doprowadzić Cię do tego, że już nie będziesz mogła patrzeć na siebie. A od tego do depresji czy nałogów króciutka droga.
2. Otocz troską dzieci (tylko nie bądź do cholery nadopiekuńcza). Poświęcaj im czas, i nie chodzi tu o ilość, jaką poświęcasz, ale jakość tych kontaktów. Nie masz własnych dzieci? Nie szkodzi! Mogą być cudze, z dalszej rodziny, siostrzenice/siostrzeńcy, bratanice/bratankowie.
3. Idź do lasu, parku, w pole, kiedy tylko zaświeci słoneczko, kiedy tylko możesz. Zamykaj oczy i słuchaj, wdychaj. I tylko nie gadaj, że mieszkasz w centrum miasta. Wtedy rusz tyłek trochę dalej.
4. Kiedy chwycą Cię nerwy, złap się za jakąkolwiek pracę fizyczną. Piszę jakąkolwiek, bo już dom możesz mieć, z racji częstych nerwów, wylizany do czysta. Zawsze jeszcze możesz popracować na rzecz otoczenia.
5. Rozwijaj i podlewaj w sobie współczucie i miłość do innych ludzi. Wiem, że do niektórych, tych jeszcze krzywdzących Cię, jest trudno. No to zacznij od innych. Jak się wprawisz, przeniesiesz to na krzywdzicieli. Myśl o zaletach ludzi, a nie koncentruj się na ich wadach. Nikt nie jest doskonały! Pomyśl, że ta sfrustrowana dziś pani w kolejce, odreagowuje być może... właśnie zdradę męża.
6. Bądź czasem krową lub żółwiem. Staraj się być cierpliwa i unikaj gwałtownych reakcji. To, co Cię dzisiaj wyprowadza z równowagi, jutro może nie mieć znaczenia. Niestety w naszym przypadku, to najtrudniejszy punkt do zrealizowania.
7. Masz prawo do "nicnierobienia". No bo jak realizujesz te wszystkie punkty, to i tak robisz wiele. Bóg przez sześć dni ciężko pracował, a siódmego dnia wreszcie mógł odpocząć. Dlatego ten siódmy punkt dopisałam, taki tylko dla Ciebie, człowieku, będący w czasie kryzysu lub po kryzysie.
Pozdrawiam optymistycznie
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 14:24
kinga2,
Ja już nie zniosę dłużej tego.Upokorzyłam się strasznie przed mężem.Rano odmówiłam różaniec, potem nowennę a na koniec zaczęłam pisać głupie beznadziejne esm.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 14:24
To tak po ludzku........jako dopalacz do tego co sugeruja Panie wyżej(modlitwy)
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 15:03
Można wyjść z domu, wystroić się i pokazać ludziom ale przebywanie z ludźmi chyba nie sprawia mi przyjemności, męczy mnie to i marzę o powrocie na wersalkę
Znalazłam was tutaj o 1.5 roku za późno
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 15:09
Ni epeleć bzdur....wyłaż do ludzi
Aleksandra1001 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 16:45
To wyjdź do ludzi wbrew własnemu chceniu
A jeżeli nie możesz się przełamać, to idź na spacer sama. Mnie w najgorszym okresie pomogło odkurzenie roweru. Teraz też, jak mam "dołek", chwytam różaniec i na rower wokół jeziora - tak z 1,5 godz. To bardzo pomaga, naprawdę
Nigdy nie jest za późno. Nie wiesz, co przyniesie dzień następny.
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-06, 21:48
[quote="Aleksandra1001"]Nie wiesz, co przyniesie dzień następny.[/quote
To świeta prawda,nie wolno nam tak rozpaczać,jeżeli jest Ci cięzko ,pewnie jak każdemu z nas w takich chwilach,przytul sie mocno do Pana,on na Ciebie czeka i wypłacz sie mu do rekawa.
Spróbuj spojrzec na siebie jako kogoś kto jest tyle wart ,że aż Jezus nósł dla Ciebie krzyż.Jesteś aż człowiekiem ,który czasami musi oddychac samotnie.Życie niesie nam dużo niespodzianek i niekoniecznie przyjemnych trzeba wszystkie przyjąć.Pozdrawiam w modlitwie na ustach.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-07, 13:45
marzena0711,
Witaj,
twoje zachowania to konsekwencje stanów depresyjnych. Nie powinnaś dodatkowo się nimi zamartwiać. Skoro są tak silne ,że czujesz każdą aktywność jak męczący wysiłek to koniecznie porozmawiaj ze specjalistą od takich problemów. Nie musisz koniecznie przyjmować leków, gdyby Ci tak sugerował, ale musisz nauczyć się z tymi stanami radzić , inaczej domorosłymi metodami tylko sobie zaszkodzisz.
To co radzą Sycharki jest pomocne tylko w fazie light, ale ty opisujesz już coś poważniejszego. Proszę Cię bardzo zadbaj o siebie, bo zaniedbania w tej sferze przynoszą opłakane skutki.
Modlitwę oczywiście kontynuuj, a jeśli Ci tuż po niej gwałtownie spada nastrój lub robisz rzeczy irracjonalne to porozmawiaj z kapłanem. Najlepiej znajdź takiego, który posługuje w Odnowie w Duchu Świętym lub Kościele Domowym.
Nie wszystkie depresje mają podłoże fizyczne, gorsze w przeżywaniu i trudniejsze w leczeniu są te o podłożu duchowym. Jeśli taka Cię gnębi będzie potrzebna pomoc zarówno świecka jak i duchowna. Nie zwlekaj ze szczerą rozmową z księdzem- nie skupiaj sie tylko na skutkach, ale raczej na historii życia własnej i rodziny.
Koniecznie rozeznaj jakie jest podłoże, parę Twoich stwierdzeń sugeruje, że być może to ten drugi rodzaj.
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-10, 11:31
Jak by tego wszystkiego było mało to w sobotę syn przyznał się ,że palił trawę.
Chciała bym przespać kilka lat.
Co jeszcze się zdarzy?
Zaraz idę do szkoły i pewnie się dowiem ,że nie ma postępów w nauce.
Czuję się bardzo samotna.
Pragnę by mąż wrócił, by mnie przytulił i powiedział,że wszystko będzie dobrze tak jak dawniej.
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-10, 12:52
Jezus mówi do duszy : Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze
sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt
prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje
pożądany
przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie
oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania
do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to
jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne
zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie
tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij.
Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o
konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego
przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy
tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i
kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie
oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od
pokusy.
Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na
moją
miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: "Ty się tym zajmij", Ja
w
pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę.
A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy
widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam,
że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was
niepokoi i powoduje ogromne cierpienie to wasze rozumowanie, wasze
myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu
zaradzić temu, co was trapi.
Czegóż nie dokonuję, gdy dusza, tak w potrzebach duchowych jak i
materialnych, zwraca się do mnie mówiąc: "Ty się tym zajmij", zamyka
oczy i uspokaja się! Dostajecie niewiele łask, kiedy męczycie się i
dręczycie się, aby je otrzymać; otrzymujecie ich bardzo dużo, kiedy
modlitwa jest pełnym zawierzeniem Mnie. W cierpieniu prosicie, żebym
działał, ale tak jak wy pragniecie... Zwracacie się do Mnie, ale
chcecie, bym to ja dostosował się do was. Nie bądźcie jak chorzy,
którzy
proszą lekarza o kurację, ale sami mu ją podpowiadają. Nie postępujcie
tak, lecz módlcie się, jak was nauczyłem w modlitwie "Ojcze nasz":
Święć
się Imię Twoje, to znaczy bądź uwielbiony w tej mojej potrzebie;
Przyjdź
Królestwo Twoje, to znaczy niech wszystko przyczynia się do chwały
Królestwa Twego w nas i w świecie; Bądź wola Twoja jako w niebie tak i
na ziemi, to znaczy Ty decyduj w tej potrzebie, uczyń to, co Tobie
wydaje się lepsze dla naszego życia doczesnego i wiecznego.
Jeżeli naprawdę powiecie Mi: "Bądź wola Twoja", co jest równoznaczne z
powiedzeniem: "Ty się tym zajmij", Ja wkroczę z całą moją wszechmocą i
rozwiąże najtrudniejsze sytuacje. Gdy zobaczysz, że twoja dolegliwość
zwiększa się zamiast się zmniejszać, nie martw się, zamknij oczy i z
ufnością powiedz Mi: "Bądź wola Twoja, Ty się tym zajmij!". Mówię ci,
że
zajmę się tym, że wdam się w tę sprawę jak lekarz, a nawet, jeśli
będzie
trzeba, uczynię cud. Widzisz, że sprawa ulega pogorszeniu? Nie trać
ducha! Zamknij oczy i mów: Ty się tym zajmij!". Mówię ci, że zajmę
się
tym i że nie ma skuteczniejszego lekarstwa nad moją interwencją
miłości.
Zajmę się tym jedynie wtedy, kiedy zamkniesz oczy.
Nie możecie spać, wszystko chcecie oceniać, wszystkiego dociec, o
wszystkim myśleć i w ten sposób zawierzacie siłom ludzkim albo gorzej
ufacie tylko interwencji człowieka. A to właśnie stoi na przeszkodzie
moim słowom i memu przybyciu. Och! Jakże pragnę tego waszego
zawierzenia, by móc wam wyświadczyć dobrodziejstwa i jakże smucę się
widząc was wzburzonymi.
Szatan właśnie do tego zmierza: aby was podburzyć, by ukryć was przed
moim działaniem i rzucić na pastwę tylko ludzkich poczynań. Przeto
ufajcie tylko Mnie, oprzyjcie się na mnie, zawierzcie Mnie we wszystkim.
Czynię cuda proporcjonalnie do waszego zawierzenia Mnie, a nie
proporcjonalnie do waszych trosk.
Kiedy znajdujecie się w całkowitym ubóstwie, wylewam na was skarby moich
łask. Jeżeli macie swoje zasoby, nawet niewielkie lub staracie się je
posiąść, pozostajecie w naturalnym obszarze, a zatem podążacie za
naturalnym biegiem rzeczy, któremu często przeszkadza szatan. Żaden
człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz
na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami
duszy: Jezu, Ty się tym zajmij! Postępuj tak we wszystkich twoich
potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i
ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość.
To jest Marzenko dla Ciebie.Oddaj to wszystko Jezusowi niech On zajmie sie tym wszystkim co boli w sercu Twoim. Tekst jest wzięty z Dzienniczka Siostry Faustyny, a ja dostałam go dziś od naszej forumowej izzabelli 07.Pozdrawiam w Jezusie .
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-10, 14:34
laura_33_31 napisał/a:
Tekst jest wzięty z Dzienniczka Siostry Faustyny
Sprostowanie tekst pochodzi z pism sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo, źródło: katolicki portal:
Marzena- powinnaś pójść na terapię -ale do jakiegoś dobrego psychologa , dla osób współuzależnionych.
[ Dodano: 2010-05-10, 20:11 ]
Wtedy będziesz potrafiła zapanować nad sobą i nie pisać sms, które Cię poniżają .
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-10, 20:31
czerwona,
Korzystałam z takiej terapii wiele razy .Niestety ostatnio kiedy chodziłam na taką terapie w mojej okolicy pomogło mi to tylko w rozwodzie. Tak wyszło...
O nie kocha wiec jeśli chce rozwodu ,daj mu go i ułóż sobie życie...zajmij się sobą i zobaczysz jeszcze będziesz szczęśliwa z kimś innym -słyszałam.Były tam też panie które przyklaskiwały.Więcej tam nie pójdę.
Chciała bym skorzystać z pomocy ale z terapeuty katolickiego ,tutaj niestety to zn.w mojej okolicy nie słyszałam o takim.
Jest jeszcze problem taki że za parę dni wyjeżdżam na 3 miesiące .
Nawet do kościoła będę mogła chodzić tylko co 2 tygodnie.
Pozostaje mi modlitwa .
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-10, 21:14
marzena0711,
tam gdzie bedziesz zapytaj w Kościele o terapeutę, albo zdradź gdzie jedziesz może ktoś z Sycharków zna w tamtej okolicy kogoś kto Ci pomoże. A może się uda....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.