Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
ok,dzieki za skarcenie.rzeczywiscie syndrom DDa. tak mam od zawsze.zapisałam sie na terapie.ide w czwartek na grupową dla współuzaleznionych."urzekającą" dostalam miesiac temu od mojej tesciowej na urodziny.czytam sobie. Nałogu,dla mężczyzn jest "dzikie serce".super. myślę,ze powinna być to obowiązkowa lektura dla narzeczonych.
mąż wpada znienacka.dzis nie zaczynalam z nim rozmowy.poszlam do pokoju a on zostal z corka.sam zaczal zagadywac.
i tak jest wciaz-jak ja jestem miła to on ucieka,jak jestem obojetna to zaczepia. szału mnozna dostac.
ale zaczynam budowac siebie.
i macie racje z ta kochanka. nie bede uprawiac masochizmu. ale modlic sie bede.tak postanowilam.
milo,ze piszecie. dzieki:)
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-04, 18:59
Kobieto......... a co o tym powiesz?
Poczucie winy
-czuję się winna za odczuwanie jakichkolwiek własnych potrzeb
-często czuje się winna za bycie ciężarem dla innych
-ciągle za wszystko przepraszam
-przepraszam za rzeczy, które nie wymagają przeprosin
-w mojej rodzinie ktoś zawsze był obwiniany
-w mojej rodzinie to właśnie mnie obciążano odpowiedzialnością za rzeczy, za które
nie powininnam odpowiadać
-w mojej rodzinie brałam na siebie winę za to, czego nie popełniłem, po to jedynie, by
zakończyć kłótnię
Kobieta74 [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-04, 19:03
Kobieto......... a co o tym powiesz?
Poczucie winy
-czuję się winna za odczuwanie jakichkolwiek własnych potrzeb
*nie mam potrzeb - uświadomiłam to sobie niedawno.albo sa minimalne.ucze sie dawac sobie prawo do odpoczynku
-często czuje się winna za bycie ciężarem dla innych
*tak - matka plus mąż
-ciągle za wszystko przepraszam
*tak,bo czuje sie winna
-przepraszam za rzeczy, które nie wymagają przeprosin
*coraz rzadziej,ale tak
-w mojej rodzinie ktoś zawsze był obwiniany
czesc wszystkim,
to znowu ja.modle sie za kochanke męża. mijamy sie na miescie i jest dziwnie.emocje dalej są. pracuje nad tym.
przed chwila zadzwonila do mnie nasza wspolna znajoma. rozmawialysmy pol godziny. jest jakby posrednikiem miedzy mna a mezem.
maz czeka,az ja uloze swoje zycie.jakjestem sama to mu jest niewygodnie. czuje sie z tym zle.ma wyrzuty sumienia i nie umie byc do konca szczesliwyl.postanowil zamieszkac ze swoja partnerka i ich dzieckiem na stale.a ja mam wyciagnac reke do niej,bo ona jest niesmiala,ale chcialaby miec ze mna dobre uklady,chociaz jest o mnie i nasze dziecko bardzo zazdrosna.
i maz sie czuje zle w naszym miescie,taki osaczony.
wiec ta nasza znajoma apeluje do mnie,zebym to swoje zycie jak najszybciej ulozyla. i dla wlasnego dobra zaprzyjaznila sie z kochanka meza.
bo ja sie do niczego nie nadaje i on ze mna i tak nie bedzie.
wiec niech ja nie czekam na niego tylko zyje do przodu.
ja chyba wariuje albo swiat staje na glowie.
co troszke sie uspokoje to z ktorejs strony uderzenie.
[ Dodano: 2009-05-25, 18:24 ]
a ja zwyczajnie tej kobiety nie lubie i nie zamierzam polubic. nawet nie jest mi jej szkoda,ze w tygodniu tak sama z tym wozkiem chodzi.
bo w weekendy sa razem.
bozka [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-25, 21:08
Kobieto74!
I Ty nie rzucilas sluchawką? Ty rozmawiałaś aż pół godziny z poplątaną znajomą!
Zastanów się, czy nie masz problemu z asertywnością, ze stawianiem granic?
Ależ sie wkurzyłam! Jak kobieta kobiecie - w trudnej zyciowej sytuacji może mówić takie rzeczy... szybciej układaj sobie zycie, bo on jest nieszczęśliwy.... z inną.
Zwyczajnie mnie to z lekka wkurzyło. Z lekka tylko dlatego, że dziś ma wyjątkowo mocny dzień.
Zacznij się bronić! Bo uderzenia zaczna przyciagać uderzenia!
I ty masz wyrzuty, że nie jest Ci szkoda kochanki męża? Sory, ale to chore....
Pomysl o terapii...
Kobieta74 [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-25, 22:19
bozka,ja od kilku tygodni chodze na terapie. ale,jak mi powiedziala pani terapeutka,na to,aby sie wyzwolic ze wspoluzalezniena, potrzeba okolo 3 lat.bardzo pomaga mi nasz nałóg.dzielnie mi pisze naprawde madre rzeczy.czytam je sobie wiele razy dziennie. pomaga.
wokol mnie sa ludzie,ktorym moj maz sie zali,jaki to on skrzywdzony przeze mnie najpierw,a potem ona byla na tapecie. potem ona mu obiecala,ze nie bedzie miec dzieci i nagle sie okazalo,ze jest w ciazy.wiec on ja wyzwal i sie nie widywali.potem rozni dobrzy ludzie,widzac jej krzywde (porzucona w ciazy - zapomnieli,ze rozbila malzenstwo), zaczeli go atakowac,zeby sie nia zajal.wiec on,dzielny rycerz, zaopiekowal sie nia i dzieckiem i sa niby razem.
ale na tym nie koniec,jak widac.
ale przyszedl do mnie kiedys izaczal sie zalic,ze wraca do siebie,bo ma "dosyc tego burdelu".
a teraz domek jakis wynajmuje i ja sciaga do siebie.
ale nie ma sensu o nim pisac.
zajmuje sie soba.
to trudne,kazdej chwili koncentrowac sie tylko na tym,co sie teraz robi.i nie krecic filmow. to jest najtrudniejsze.
i zaakceptowac. to jeszcze trudniejsze.mam nadzieje,ze terapia mnie ustawi i odnajde siebie. prawdziwa,jakiej pewnie sie nie spodziewam.
ja mam problemy z wyznaczaniem granic,jestem tego swiadoma.
ale wierze,ze z kazdym tygodniem terapii bedzie coraz lepiej.
dzieki za komentarz.pomaga.
dobrej nocki!
i Pogody Ducha
[ Dodano: 2009-05-25, 23:23 ]
aha, i maz powiedzial jeszcze,zebym jej nie winila za rozpad naszego malzenstwa,bo gdyby nie ona to jakas inna by byla.
i ze jak ja sobie uloze zycie to on bedzie mial spokoj w duszy i chociaz jedno dziecko nie bedzie pokrzywdzone w tym wszystkim.
oddam go Panu Bogu.
niech działa w naszym zyciu.
bozka [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-25, 22:48
Kobieto74! Tory rozumowania twojego męża to klasyka zdradzacza i popaprańca. Aby być z tobą i tworzyć zdrową rodzinę musiałby sie odnaleźć i uporzędkować....
Życzę Ci owocnego zajmowania się sobą!
I asertywności i obrony przed psychomanipulacją! Bo tak trrzeba nazwać to, co robi Twój mąż!
Nie słuchaj tych głupot i nie koduj ich w sobie! Stwarzaj siebie lepszą, gtaką, któara potrafi być ponad tym!
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-26, 08:05
Kobieto , jak tak czytuję co piszesz to mam wrażenie , że idziesz do przodu, robisz postępy . Ten wysiłek , który teraz wkładasz w pracę nad soba zaprocentuje ." co zasiejemy to zbierzemy"
A w ramach ćwiczeń nad wyznaczaniem granic, popracowałabym teraz nad ucinaniem rozmów
na tematy , które są trudne . Ty nie masz obowiązku dyskutować na takie tematy z nikim .A rady najlepiej przyjmować od terapeutki , kierownika duchowego , a nie od pseudoprzyjaciół , którzy radzą zaprzyjaznianie się z kochanką męża. Zbuduj siebie silną , żebyc w przyszłości mogła budować zdrowe relacje . I wogóle nie przywiązuj wagi do tego co mówi Twój mąż . Jeszcze jakis czas temu chciał uciec od obowiązków, teraz buduje "nową rodzinę" , bo został do tego nakłoniony ...hmm , to nie rokuje dobrze...tych zwrotów akcji może byc jeszcze dużo , więc teraz TY , Twoje życie, Twój rozwój, Twoje emocje są najważniejsze. Zyczę Ci z całego serca , aby wszelkie deficyty uczuć zostały wypelnione przez Bożą miłość , jedyną doskonałą , niekończącą się , wierną , bezwarunkową . Abyś doświadczyła tego uczucia zalania miłością przez Jezusa.
Kobieta74 [Usunięty]
Wysłany: 2009-06-13, 13:45
cześc,
to znowu ja.
pracuje nad soba.chodze na terapie,chytam madre ksiazki.i wszystko zdaje sie uspokajac,dopoki nie zobacze męża.
taraz zabral nasza corke na impreze rodzinna do swojego miasta (kochanka nie dostala zaproszenia-nie jest tam akceptowana).mam czas dla siebie i na spokojne przemyslenia.
oto one:
-za duzo mysli poswiecam przeszlosci i mezowi i jego nowej sytuacji a za malo sobie;
-zmienilam swoj stosunek do corki - jestem bardziej stanowcza i konsekwentna - nie bardzo jej sie to podoba,dotychczas na wiecej pozwalalam;
-nie umiem zyc tylko sama dla siebie. funkcjonuje na zasadzie trybikow, wiem,co mam zrobic o okreslonej godzienie,cdokad pojsc,zawiezc dziecko itd. nie umiem poswiecac czasu sobie.
-kochanka na miescie wciaz mnie rusza.to jest monotematyczne i bardzo mnie meczy.nie umiem z tym skonczyc.
czytam taka ksiazke "koniec współuzależnienia" i "kobiety,ktore kochaja za bardzo". madre i prawdziwe.tylko trudne do zrealizowania.
a to uczucie do meza i kochanki wciaz trwa.
co z tym zrobic?
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2009-06-16, 13:56
Dać sobie czas.
Stwierdzisz kiedyś, ze za bardzo sie "spalałaś" na niepotrzebnych emocjach.
Kobieta74 [Usunięty]
Wysłany: 2009-06-16, 15:10
to teoria,o której czytałam.szkoda tylko,ze tak trudno to przełożyc na praktykę.
moja teściowa powiedziała mi,ze kochanka sie modli o to,aby Bóg tak rozwiązał wszystko,aby on mogła przystepowac do Komunii bedac z moim mezem.
modli sie w tej intencji.
podobno chce zlozyc wniosek w sadzie Biskupim o stwierdzenie niewaznosci. kochanka.
rozmawialam o tym z mezem i on powiedzial,ze mu wcale na tym nie zalezy. i ze zone to on juz ma.a swojej matce,ktora moglaby swiadczyc w Sądzie Biskupim powiedzial,ze ma sie nie wtracac. bo on zadnego uniewaznienia nie chce.
i ze slubu tez bral nie bedzie.
bo po co.
chce sie odciac od tego wszystkiego.
takie mysli zabijaja radosc i spontanicznosc.
i ona wciaz chodzi po miescie z uniesiona glowa.
wiem,ze to nie ma sensu.ale sie ciagnie.
modle sie za nia. codziennie Zdrowaska w jej intencji.
a z mezem przestalam rozmawiac.tylko bierze dziecko i oddaje.
za miekka bylam:obiadki (bo on taki glodny),kawusie,bycie miłą. nie w te strone.
teraz totalna obojetnosc.
sam wybral.
nie wiemczy to dobre rozwiazanie.czas pokaze.
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-06-19, 18:33
Taki mi werset chodzi po głowie " Bóg się pysznym przeciwstawia a pokornym łaskę daje"
Kobieta74 [Usunięty]
Wysłany: 2009-06-19, 20:26
no tak,święte słowa.tylko co jest w tym wypadku pokorą? obojętność? bo wszystko inne nic nie dało,wręcz przeciwnie.czyli zostawic Bogu i życ własnym życiem?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.