Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Ślubuję ci na zawsze
Autor Wiadomość
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 301
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-01-24, 14:47   Ślubuję ci na zawsze

Błogosławiona Elżbieta Canori Mora
(1774 - 1825)

Nasza kultura, będąc zdominowana przez wszechobecny konsumizm, nie rozumie w pełni wyrażenia "na zawsze" także w przymierzu małżeńskim (foedus matrimoniale). Próbuje się udowadniać niemożliwość wytrwania aż do śmierci i stawia się tezę o "miłości czasowej". Społeczność akceptująca rozwody jest wspierana działaniami prawnymi skierowanymi do ułatwienia polityki rozwodowej państw. Kościół jest chyba jedyną instytucją, która ciągle naucza o miłości nierozerwalnej, wiernej w małżeństwie na wzór miłości Chrystusowej. Stąd rodzi się aktualność prezentacji takich osób, które pozostają wierne nawet, gdyby między nimi była prawna lub faktyczna separacja albo, gdyby miłość jednej osoby trwającej w związku małżeńskim nie była odwzajemniana. Taką wierną w miłości małżeńskiej jest bł. Elżbieta Canori Mora, która przez swoją nieodwzajemnioną miłość do małżonka, doprowadziła go do zmiany swego życia. Oddając się wychowaniu swych dzieci przyjmowała najcięższe prace i służbę ubogim. Łącznie z bł. Joanną Berettą Mollą. stanowi dla naszych czasów przesłanie Chrystusowe na temat wierności i życiodajnej siły małżeństwa.

Elżbieta urodziła się w Rzymie 21 listopada 1774 r. w rodzinie arystokratycznej. Otrzymała staranne wychowanie domowe oraz wykształcenie w Kolegium Sióstr św. Augustyna w Casci (1785-1788). Okres dzieciństwa i młodości nacechowany był niezwykłym spokojem duszy, który płynął z pierwszej miłości do Chrystusa zaszczepionej w Kolegium sióstr. Tam już się zaczęło jej "całkowite oddanie Panu" (wł. tutta al Signore). Choroba płuc przerwała jej pobyt w Kolegium, nastąpiło "duchowe oziębienie" i w wieku 19 lat przyszła ziemska miłość do Krzysztofa Mora, syna jednego z najsłynniejszych lekarzy Rzymu. Do sakramentu przygotowała się duchowo i 10 stycznia 1796 r. wypowiadając słowa "przyrzekam ci wierność aż do końca życia" dobrze rozumiała, co te słowa oznaczają. Miłość męża była jednak bardzo zazdrosna i powodowała odsunięcie tej szczęśliwej pary od wszystkich przyjaciół. Taka "miłość" już w ciągu roku pchnęła Krzysztofa do innej kobiety. To spowodowało w rodzinie nie tylko szkody materialne, ale przede wszystkim duchowe. Mimo tej sytuacji Elżbieta urodziła 4 córki, z których dwie zmarły po urodzeniu, a Marianna i Lucyna były do końca życia prawdziwymi towarzyszkami ciężkiego życia matki. Choroba Elżbiety w 1801 r. doprowadziła do nowego nawrócenia i powrotu ku pierwotnej więzi z Chrystusem. Obudziła się z "moralnego letargu", zarzuciła stroje i próżne zabawy, chciała dokonać w swojej duszy prawdziwego nawrócenia. "Zwyciężyłaś moja Święta Miłości, zwyciężyłaś twardość mego serca - napisała o tym okresie. Opuszczona w ziemskiej miłości znalazła Miłość Największą - Jezusa Chrystusa - Ukrzyżowanego. Wyrzucona z domu męża, wynajęła mieszkanie i pozostawała z dziećmi niemal w nędzy. Mąż zaś uwikłał się w życie niemoralne. Ta sytuacja pogłębiła życie duchowe Elżbiety i postanowiła ofiarować resztę swoich dni za nawrócenie męża. Mąż, prowadzący życie rozpustne, wyrzucał Elżbiecie częste przebywanie w kościele. Powiedziała mu kiedyś w takiej sytuacji: "Wrócisz i ty pewnego dnia do Pana". Wobec niego zachowała zawsze postawę miłości, wierności, otwartości, dyspozycyjności i wybaczenia. Miłości wobec ojca uczyła także swoje dzieci. Nie uległa presjom środowiska, a nawet perswazjom swego spowiednika, i nie zgodziła się na separację. Sprzedała wszystkie swoje majętności, jakie jeszcze posiadała, aby leczyć swego męża w ciężkiej chorobie i spłacić długi, za które groziło mu więzienie. W sytuacji materialnej niemal graniczącej z nędzą podjęła się pracy w charakterze krawcowej. Jak się dowiadujemy z listów pisanych do męża nieobecnego z racji podjęcia pracy w oddalonym miejscu, sprzedała nawet kury i sprzęty domowe, aby utrzymać dzieci. Obie córki, wychowane w atmosferze prawdziwie religijnej, stanowiły dla Elżbiety umocnienie duchowe. Jedna z nich wstąpiła do klasztoru (tam zmarła w opinii świętości), a druga wstąpiła w związek małżeński i zmarła młodo, zostawiając córeczkę. Elżbieta pod wpływem swego kierownika duchowego w 1807 r. złożyła śluby w III Zakonie Trynitarzy. Natchniona charyzmatem tego zakonu, oddała się służbie chorym, biednym przyjmując i goszcząc ich w swoim domu. W ten sposób "poszerzyła swoją rodzinę". W 1816 r. Krzysztof powrócił z odległego miejsca pracy. Elżbieta przyjęła męża z nadzieją, że dystans tylu dni zmienił jego serce. Okazało się to jednak złudzeniem. Oddała się więc całkowicie Chrystusowi i Jemu powierzyła troskę o swoje dzieci. Dom jej coraz bardziej stawał się jakby małym "sanktuarium", gdzie znajdowali schronienie biedni, chorzy i potrzebujący pomocy. Wtedy zaprzyjaźniła się z inną świętą tego czasu i podobnej duchowości - Anną Marią Taigi.

W lutym 1825 r. ciężko zachorowała i czując, że zbliża się śmierć, utwierdziła swe córki w wierze i poleciła im pamiętać, iż Krzysztof Mora "jest ciągle ich ojcem". Zmarła w opinii świętości 9 lutego 1825 r. Została pochowana w kościele San Carlino w Rzymie.

Pod wpływem śmierci Elżbiety (potraktowanej przez Krzysztofa jako ofiara w intencji jego nawrócenia) i listów córki Marianny, która w 1833 roku zmarła w klasztorze, także on pomyślał o swym nawróceniu. Wstąpił do Franciszkanów Konwentualnych i z czasem został wyświęcony na kapłana. Zmarł jako zakonnik 8 września 1845 r.

W kontekście rozumienia małżeństwa chrześcijańskiego jako "przymierza" postawy bł. Elżbiety Mora mogą stanowić dla rodzin dotkniętych podobnymi problemami niewierności małżeńskiej wspaniały przykład i umocnienie w przymierzu małżeńskim.

Żyjemy zanużeni w realnościach socjalno-kulturalne deprecjonujących takie wartości jak: wierność, nierozerwalność, duch poświęcenia i wyrzeczenia, miłość bezinteresowna i przebaczenie. Dlatego rodzą się trudności porozumienia między małżonkami wzajemnie oraz między rodzicami i dziećmi. Konsumizm, brak solidarności, proponowane przez niektóre środki masowej komunikacji zasady "miłości eksperymentalnej" lub sugerowanie życia wspólnego bez zobowiązań - stanowią "plagi" dzisiejszej cywilizacji. W Roku Rodziny (1994) bł. Elżbieta Canori Mora została ukazana światu jako "znak sprzeciwu" i wzór do naśladowania.

Źródło:
"Ślubuję ci na zawsze - Elżbieta Canori Mora" - jeden z rozdziałów książki Ks. Henryka
Misztala - Geniusz Kobiety. Aspekt etyczno-społeczny, Częstochowa, 2005. Str. 218-222

Inne artykuły i opracowania:
Błogosławiona Elżbieta Canori Mora i Krzysztof Mora - rozdział w książce: Ferdynand Holböck. "Święci Małżonkowie. Zwyczajne pary małżeńskie wszystkich wieków nadzwyczajnymi wzorami cnót".
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 15:28   

Niesamowita prawda płynie z tych słów, które przeczytałam wyżej. Pobudziły mnie one do refleksji nad tym jak trudne jest życie. Atak na rodzine widoczny w filmach , gazetach jest obrzydliwy. Jak chronić w tak trudnych czasach swoje małżeństwo? Jak wskazywać swojej połówce tą właściwą drogę kiedy ona jest w patrzona w ten zły świat w swoje ego i nie słyszy ciebie nie rozumie istoty małżeństwa, robi jak jej wygodnie? Przeraża mnie to zło , które obserwuje dookoła jak ludzie żyją bez Boga,jak wybieraja to co w danej chwili im wygodne nie licząc się z innymi. Boże Ty miej nas i cały świat w swej opiece.
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:24   

A w tamtych czasach nie było ataku na rodziny?
Elżbietcie Canori Mora nie udało się "nawrócić męża", ale dzięki swojej postawie stała się błogosławiona.
Znaczy się muszę podarować mężowi miszkanie, z dziećmi sobie jakiś pokoik wynająć i cichutko żyć do końca swoich dni - cicha i pokorna.
Amen
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:27   

[quote="Małgorzta"]Niesamowita prawda płynie z tych słów, które przeczytałam wyżej. Pobudziły mnie one do refleksji nad tym jak trudne jest życie. Atak na rodzine widoczny w filmach , gazetach jest obrzydliwy.

Małgosiu,

Przecież to proste- sama zdefiniowałaś:
Przestań kupować gazety i oglądać tv- zwiększysz szanse.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:29   

Muszę chyba jeszcze zrezygnować z alimentów na dzieci.
Na suchy chleb mi starczy własnej kasy.

[ Dodano: 2008-03-28, 21:32 ]
To nie żarty ani złośliwość czy ironia, pora o zadbanie o swoje życie wieczne.
 
     
krysia555
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:44   

Jak wskazywać swojej połówce tą właściwą drogę kiedy ona jest w patrzona w ten zły świat w swoje ego i nie słyszy ciebie nie rozumie istoty małżeństwa, robi jak jej wygodnie? [/quote]

Od dwóch dni mam w domu zepsuty telewizor-ulga dla uszu, dużo czasu dla siebie, dzieci, czas na książkę, mąż nareszcie mnie słyszy. ale boję się z nim rozmawiać. jak rozmawiać, skoro wiem , że nie zrezygnował ze swojej "nowej" miłości? Boję się, że zacznę krzyczeć.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:49   

Ja nie rozumiem po co ta ironia. Przecież każda z nas, na miarę własnych możliwości robi dokładnie to samo: nadal w jakiś sposób, może nie walczy o nawrócenie męża i powrót na uczciwą drogę, ale mówi, przekazuje swoim zachowaniem, życiem bez nowego partnera, wychowaniem dzieci bez nienawiści do ojca.
Czyż Elżbieta nie robiła właśnie tego?
Fakt, wtedy były inne czasy, inne obyczaje. Ale zawsze były kochanki, kochankowie, ludzie zawsze zdradzali i odchodzili od rodzin. Wtedy to było na mniejszą skalę, bo i większa presja otoczenia, czasem wygodniej było żonie udawać, że nie wie o podwójnym życiu męża, chyba w ogóle w niektórych środowiskach to było na porządku dziennym. Rodziny niby trwały, niby nie były rozbite. Bo wtedy rozwody były rzadkością. Już raczej "zgon z przyczyn naturalnych".
Ostatnio zmieniony przez elzd1 2008-03-28, 22:03, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:54   

Elu, dlaczego dla mnie droga taka, jak błogosławionej, jest zamknięta.
Dlaczego mnie nie wolno? Bo zaraz jestem pomawiana o ironię. Nie życzę sobie takich insynuacji!!!! Możesz dołączyć do mnie i dążyć do świętości.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:55   

Porównanie- a za takie przedstawiono- nietrafne.
W 1800 którymś tam- inaczej wyglądało życie ludzkie- więc może tak bardziej akutalnie pokazywać co?
Bo niedługo do czasów Mieszka I się cofniemy- jeśli jest to jednak temat historyczny- a nie zaradczy to jak najbardziej.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:58   

Historia, historią, ale ja od dziś postanowiłam iść drogą taką jak błogosławiona. Wolno mi? Wolno!
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 21:59   

Szerokiej drogi Olu2- i gumowych słupów po drodze.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 22:00   

Chooooooodź ze mną!!!! Nie lękaj się wkroczyć na drogę cnoty!!!!
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 22:02   

he he he- no przesadziłaś- to jest głos wołającego na puszczy .
Ty sama idż- a ja zostanę na swoim stanowisku.

[ Dodano: 2008-03-28, 22:03 ]
wszystkich uspokajam- nadaj jestem przeciwniczką rozwodów- ale latać to się jeszcze nie nauczyłam.
Idź Olka2 z Bogiem- będzie ci rażniej.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-03-28, 22:04   

Nie, Zuza, nie zostawię Cię!!!! Pociągnę za sobą!!! Nie dam Ci zginąć!!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9