Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Stał się cud, Bóg uzdrowił Was oboje i wasze małżeństwo. Jesteście znowu razem, znowu razem wychowujecie dzieci, razem jecie, razem budzicie się każdego ranka.
Powtarzasz sobie - teraz już będzie długo i szczęśliwie, tym razem zdudowaliśmy na skale.
Pierwsze zgrzyty pojawiają się po kilku dniach - spóźnienie, głuchy telefon, zamyślenie - w Twojej głowie budzą się demony. Piszesz czarne scenariusze, masz pewność, że zło wróciło do Waszej rodziny. Czasami padają gorzkie słowa, znajdujesz jakieś zdjęcie, zapomniany prezent - to bardzo boli.
Pragniesz tylko jednego - by było jak dawniej przed kryzysem. Prawda jest brutalna - nie będzie już nigdy tak samo, ale może być lepiej. Zapatrzeni w krzyż Chrystusa możecie uczynić Wasze małżeństwo jeszcze piękniejszym niż kiedyś.
Lekarstwem na demony w głowie jest modlitwa, często pomaga wypisanie się, podzielenie przeżyciami z innymi w podobnej sytuacji. Tu jest na to miejsce. Jeśli już zażegnaliście kryzys nie uciekajcie z forum, dzielcie się Waszymi przeżyciami z innymi, wspierajmy się wzajemnie w procesie odbudowy z Chrystusem
Beata [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-14, 19:57 Życie po separacji - odbudowa związku.
Z pomocą Chrystusa z osoby zagubionej stałam się - odnaleziona. Odnalazłam właściwą drogę , przez którą Pan Bóg cały czas mnie prowadzi.
W moim małżeństwie po 4 m-ach - jedynej w trakcie trwania związku i bardzo bolesnej separacji - doszło do POJEDNANIA - UZDROWIENIA. Ale to dopiero początek nowej drogi. Moje małżeństwo wymaga obecnie opieki specjalistycznej - podjęliśmy terapię.
Padło tu kiedyś stwierdzenie ,że Ci którzy mają kryzys za sobą odchodzą z tego forum . Ja nie zamierzam i myślę ,że w dalszym ciągu będziemy wymieniać cenne uwagi i spostrzeżenia , za które Wszystkim serdecznie dziękuję. Zostaję na forum- by dawać Wam wsparcie i nadzieję. Do Was też zaświeci słoneczko.
Jesteśmy tu razem po to , aby budować i nie powielać wcześniejszych błędów . Będziemy się wspólnie uczyć - jak żyć na nowo , nie tracąc nadziei ,że tym razem będzie lepiej. Cały czas trwam w modlitwie, dziękuję Panu Bogu i proszę go o dalsze prowadzenie w tej trudnej też obecnie sytuacji.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 08:11
Kochani ,
Przygotowuję się psychicznie do powrotu mojego męża do domu . Podjął decyzję , że w maju pozamyka swoje sprawy i w czerwcu wróci do domu . Bardzo tego pragnęłam , modliłam się o to i moje marzenie zaczyna nabierac kształtów realiów . Pomimo iż on nie jest jeszcze z nami powoli przygotowuję się na to nasze wspólne mieszkanie . Bardzo się boję tego . Nie wiem czego się spodziewać z jego strony . Jakich zachowań oczekiwać i nie zrażać się nimi . Jak go wdrażać w codzienne obowiązki tak by go nie przymuszać , żeby nie wystarszyć , nie spłoszyć ? Wiem, że proces odbudowy jest ogromnie trudny i powolny .Nie chciałabym swoją niecierpliwością czegoś zniszczyć . proszę podzielcie się wswoimi doświadczeniami w tym temacie . Majka wspominała, ze na samym początku jest czas na pewne ustalenia i żadania . To wiem . Ale co dalej ?
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 09:03
Anula jak pisałam wcześniej,trzeba ustalić nowe zasady funkcjonowania waszego związku a potem tego przestrzegać.I być konsekwentynym.Myślę ,że na tym etapie Dobson jest na miejscu.Bądż stanowcza i nie przytłaczaj go.Miej swoje życie towarzyskie, koleżanki, swoje zainteresowania i itp. Musisz mu pokazać,że życie nie kręci się tylko wokół niego(chociaż on jest bardzo ważny),ale są jeszcze inni ludzie i sprawy ,na których CI zależy.Ja zaczęłam np.dużo jeżdzić samochodem( a wcześniej się bałam i liczyłam tylko na łaskę męża), sama załatwiać sprawy urzędowe, i pokazałam ,że sama mogę wszystko zrobić. Pokaż mu efekty ciężkiej pracy nad sobą i swoją przemianę .
Nie można też przy każdej konfliktowej sytuacji wracać do tego co było i wymawiać mężowi jego winy( to,że jest winny to Ty i on doskonale o tym wiecie).Bo każda taka kłótnia znowu będzie Was oddalać.On i tak cały czas żyje ze świadomością swojej winy i zdaje sobie sprawę ,że Was skrzywdził. Ale zaznaczaj ,że jesteś kobietaą wartościową ,mądrą i wymagaj szacunku. Dobrze ,że już teraz o tym myślisz i starasz się przygotować do powrotu męża z "dalekiej i niebezpiecznej podrózy".Często związki po takim wielkim kryzysie zaczynają doceniać siebie i są szczęśliwymi małżeństwami.Życzę WAM tylko sukcesów w odbudowie miłości.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 09:17
Tak z tego wszystkiego zdaję sobie sprawę . Zastanawia mnie tylko powściagliwość mojego męża w okazywaniu swoich uczuć . Nie wiem czy jest to wynikiem świadomości jaką krzywdę nam wyrządził i wstydu czy tez po prostu on nic już do mnie nie czuje . Chciałabym wiedzieć czy to normalne w takich przypadkach ? czy on boi się okazać trochę uczucia , czy się wstydzi , czy przewiduję iż ja i tak mu nie uwierze bo przecież jeszcze niedawno mówił, że jemu jest z Nią dobrze . Mam setki mysli na minute i z trudem to wszystko powstrzymuję bo zdaję sobie sparwę również z tego że złe duchy mogą teraz atakować w szczególny sposób by podważyć to co tak cieżko wypracowaliśmy . Majko, jak to jest na początku ? Poza wytyczonymi granicami , poza tym wszystkim ? Jak Twój mąż zachowywał się na początku ?
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 09:21
I wstydzi się, i zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. To zupełnie normale. To nam kobietom się wydaje, że aby naprawić to co się zepsuło, trzeba okazywac uczucia. Myślę , że dla mężczyzn jest to oznaka słabości. Im więcej zepsuł, tym bardziej będzie chował się w sobie. A gdyby Cię nie kochał , to by do Ciebie nie wracał. Takie jest moje zdanie.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 09:33
Dzięki Agnieszko . W sumie to ja też tak myślę . Tak jak odnajdywałam w nim w calym tym procesie zagubione dziecko, któremu trzeba podać rekę i pokazac że to jeszcze nie musi być koniec tak teraz też "przyłapuję" go na tym że chyba jednak kocha . Nam kobietom tak bardzo zależy by okazywano nam uczucie , niekoniecznie o nim trzeba mówić . Musze jeszcze nad tym popracowac .
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 10:04
Anula mój mąż na poczatku zaczął chętniej mówić o uczuciach ,ja natomiast przestałam się narzucać.( kiedyś nie często mówił o tym).Czekałam na jego incjatywę, jak usłyszałam wiele miłych słów i zapewnień, to odwzajemniałam to.Nie raz chciałam mu tyle powiedzieć,co czuję i jak kocham,ale powstrzymywałam się.Nie chwaliłam go jaki jest wspaniały,mądry,przystojny (wcześniej takie komplementy mówiłam codziennie ,same zachwyty nad nim).Owszem zdarza się ,że niekiedy z własnej incjatywy powiem mu co czuję albo wyślę miłego smsa ale zawsze dostaję bardzo miłą i ciepłą odpowiedż.
Od niedawna mój mąż zaczął mnie pytać ,czy wiem ,że jestem najlepszą i najkochańszą żoną.Odpowiadam ,że tak właśnie jest.Pokazuję mu ,że jestem wartościową kobietą i zasługuję na szczerą milość.Poprzez moją powściągliwość doprowadziłam do samowolnego wyrażania uczuć mego męża, bez wywierania presji.I nie mówię mu już ,że jest najwsanialszym facetem pod słońcem, bo tak nie jest.Owszem kiedy trzeba go pochwalić ,to nie żałuję miłych słów, ale z umiarem i pod kontrolą.Nie jestem księżniczką ,która teraz tylko czeka aby noszono ją na rękach i zachwycano się jej urodą ,mądrością, ale nie NARZUCAM SIĘ.Niech sam dojrzeje do tego co chce CI powiedzieć.TO wiele mnie kosztowało, aby trzymać język za zębami, ale teraz są efekty.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 10:40
A ja właśnie otrzymałam esa że się wahai że chyba nie da rady wrócic . Próbuje zapomnieć o tym że go wygoniłam ale nie umie . Majko , ja już nic więcej nie umiem zrobić by go przekomnać . Prosze módlcie sioę za nas ...
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 11:18
Anula nie poddawaj się.Już jesteście tak blisko.Jeszcze nie raz Ty i Twój mąż będziecie mieli wątpliwości,czy dobrze zrobiliście.U nas też tak jest.Każdy ma lepsze i gorsze dni.Pomyśl,że mąż dziś ma ten gorszy a jutro będzie już inaczej.Pomódl się do Św.Judy Tadeusza. Może uczestnictwo w Nabożeństwie Majowym da Ci siłę i pozytywne spojrzenie na całą sprawę.Ja dziś chętnie się wybierę aby w spokoju się pomodlić za Nas wszystkich.Modlitwa w czasie Nabożeństwa tak optymistycznie mnie nastraja do życia.Uśmiechnij się i myśl tylko pozytywnie.
MajkaB [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 11:19
Anula nie poddawaj się.Już jesteście tak blisko.Jeszcze nie raz Ty i Twój mąż będziecie mieli wątpliwości,czy dobrze zrobiliście.U nas też tak jest.Każdy ma lepsze i gorsze dni.Pomyśl,że mąż dziś ma ten gorszy a jutro będzie już inaczej.Pomódl się do Św.Judy Tadeusza. Może uczestnictwo w Nabożeństwie Majowym da Ci siłę i pozytywne spojrzenie na całą sprawę.Ja dziś chętnie się wybierę aby w spokoju się pomodlić za Nas wszystkich.Modlitwa w czasie Nabożeństwa tak optymistycznie mnie nastraja do życia.Uśmiechnij się i myśl tylko pozytywnie.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 11:36
Anula,
Wytrzymałaś tyle to wytrzymaj jeszcze trochę. On nie może ci wybaczyć żeś go wywaliła z domu. To tak jakby próbował przesunąć część winy za swoją zdradę w twoją stonę. No boi się i szuka ułatwienia. Albo czekaj albo powiedz że tobie też trudno wybaczyć że cię zdradzil ale się starasz. I to bardzo. To jak ty możesz próbować to on też.
Albo może powiedz że razem będzie wam łatwiej. Ale tego to ja też nie wiem czy to juz pora na takie teksty..
Ale trzymać się masz bo przyjadę i sporę na kwaśne jabłko za załamywanie rąk.
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 11:50
Nie poddaje się . Walczę . Ale to jego decyzja . Bardzo boli ale pewnie to próba . Nie sądzę by Pan Bóg zawiesił mi przed nosem marchewkę a potem nia pomachał i zabrał . Diabeł próbuje swoich sił , ale mu to nie wyjdzie . Modlitwa i wstawiennictwo Matki Bozej , ukochanej Maryji nam pomoże . Wierzę i powtarzam to sobie . Właśnie mi napisal " czekaj ile mozesz albo skończ to " . Ja tego nie skończę bo moja decyzja jest inna . On jeszcze jej nie podjął . Albo bardzo się zawahał .
weronika [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-22, 12:12
Anula,Anula,bądż cierpliwa,widzisz mój mąż też w piątek spędził ze mną cztery godziny,zjadł moje ,przygotowane przezemnie pyszne śniadanie,a tu całą sobotę i niedzielę nawet się nie odezwał,a wracając wczoraj z pracy i widząc nas jadących na rowerach nawet się nie zatrzymał.Poprostu pokazał,jak bardzo jesteśmy obcy dla niego,bardzo i to bardzo mi było przykro,nawet się popłakałam,gdy przyjechał obok nas,nie potrafiłam zatrzymać tych łez......
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.