Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
nałóg - wydaje mi się, że czasem to DNO nie przychodzi nigdy.
Nie wiem czy i co odpowie na to nałóg, ale ja widzę jeszcze i taką możliwość, w której dno przyszło już dawno, a człowiek wie o tym i akceptuje tę sytuację. Tę sytuację nazywa się rozpaczą: im jest gorzej, tym jest "lepiej", bo potwierdza to "logiczność" czy też "słuszność" decyzji podjętych przez człowieka w rozpaczy.
Myślę też, że pozytywną stroną powyższej sytuacji jest to, że osoba w rozpaczy jest świadoma tego, że nie jest bezwolna - nadal ma możliwość wyboru: albo rozpacz albo życie. I niezależnie od tego, jakby czuła się "biedna", "pokrzywdzona", płakała, ściemniała, to zawsze może wybrać - do końca swoich dni: albo rozpacz albo życie. Ludzie dobrej woli wokół powinni to osobie uzależnionej uświadamiać: że to, że wybiera rozpacz jest odpowiedzialna tylko i wyłącznie ona, a nie cokolwiek czy ktokolwiek wokół.
Uważam, że poza osobistymi wysiłkami ludzi wokół, ostatecznie wpływ na rozeznanie uzależnionej osoby w tym zakresie czy ma wybrać rozpacz czy życie, ma ogromny wpływ także zły. Wobec tego należy prosić Jezusa o to, by osoba uzależniona właściwie wybrała. Poza 100%-wymi wysiłkami z naszej, ludzkiej strony, w przypadkach "granicznych", bez pomocy Jezusa możemy niewiele uczynić. Najlepiej wszakże nie czekać do ostateczności i prosić Jezusa o pomoc od razu.
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-25, 15:11
j23 napisał/a:
ktoś powiedział mu "gościu - jesteś nic nie wart, jesteś zerem, pijakiem"
to kłamstwo, owszem pijakiem czy alkoholikiem, ale reszta to kłamstwo
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-25, 18:25
j23 napisał/a:
Wtedy ktoś powiedział mu "gościu - jesteś nic nie wart, jesteś zerem, pijakiem". jest samotny - chociaż nie przez wszystkich opuszczony.
j23 a Ja zadam pytanie........
co sobą reprezentuje ten GOŚCIU.....co wypowiedział te słowa??????
smutni są tacy ludzie gardzący innymi.......
hmmm -a przecież los jest nieraz taki przewrotny....dziś opływasz w bogactwa....jutro zwiedzasz kanały....
ważna zasada......
miej zrozumienie dla błądzącego....bo może byc czas kiedy sam będziesz go oczekiwał....
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-26, 00:23
NORBERT napisał/a:
co sobą reprezentuje ten GOŚCIU.....co wypowiedział te słowa??????
smutni są tacy ludzie gardzący innymi.......
wiesz NORBERT trudno mi jest oceniać ich obu. Posłużę się przeczytanymi przed chwilą słowami kard. Nycza:
"Głoszenie prawdy, nawet najważniejszej, ale bez miłości, może być nie do zniesienia, zwłaszcza gdy towarzyszy mu język pełen pogardy dla innych, niechęci, a czasem niestety nienawiści"
Jarek321 napisał/a:
Myślę też, że pozytywną stroną powyższej sytuacji jest to, że osoba w rozpaczy jest świadoma tego, że nie jest bezwolna - nadal ma możliwość wyboru: albo rozpacz albo życie. I niezależnie od tego, jakby czuła się "biedna", "pokrzywdzona", płakała, ściemniała, to zawsze może wybrać - do końca swoich dni: albo rozpacz albo życie.
nie wiem Jarek, myślę, że może być też tak jak pisał nałóg. Tą osobą rządzi już alkohol, chęć picia. I nawet jak ma momenty świadomości - to "głód" jest silniejszy. Nie wiem. Skłaniał bym się jednak do tego, że ta osoba jest już w jakimś sensie bezwolna. Być może trzeba jakiejś tragedii, wstrząsu, impulsu, może choroby, która zatrzyma jego galop do samozagłady.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-26, 15:01
J23............ każdy przestaje pić..............tylko nie każdy za tego życia.
A te słowa co ten "gościu" wypowiedział były obrażliwe......mimo wszystko
j23 napisał/a:
Skłaniał bym się jednak do tego, że ta osoba jest już w jakimś sensie bezwolna.
Człowiek uzależniony jest ubezwłasnowolniony przez nałog.
Trzeba dna..............trzeba impulsu by wyrwać sie z otmentów
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-26, 22:29
j23 napisał/a:
ale bez miłości, może być nie do zniesienia, zwłaszcza gdy towarzyszy mu język pełen pogardy dla innych, niechęci, a czasem niestety nienawiści"
No właśnie j23 w zasadzie sam odpowiedziałeś słowami kardynała....
A jak dla mnie .....ten gościu mówiący w pogardzie.....nie ma nic wspólnego z głoszoną prawdą
by pomóc bliżniemu.....
nałóg napisał/a:
Skłaniał bym się jednak do tego, że ta osoba jest już w jakimś sensie bezwolna
j23 szufladkowanie człowieka to najgorsze co może byc.....
chcę byś zrozumiał jedną sprawę że każdy z nas....tych jacy upadli ma szanśe opamiętania i powstania ze swego bagna......jak i każdy stojący może kiedyś zaliczyc to bagno.....
niczego nie da się przewidziec......
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 10:36
j23 napisał/a:
Znam jego życie, znam kolejne supły które zawiązywały się w jego życiu. Kolejne ciosy, które do pewnego momentu był w stanie przyjąć. Kolejne błędy, które popełniał
J23............ napisze tak troche parafrazując te '"supły" anegdotka o klęsce na polu bitwy pewnej armi.A zaczeła się ta klęska od tak zwanego "supła" czyli...........zaniechania ,lenistwa,czy zlekceważenia małego wydawało by się problemu jakim był gwóżdż w podkowie u konia.
A było to tak:
Stajenny przygotwoując konia do jazdy widział, że w podkowie na prawym przednim kopycie nie ma 1 gwożdzia............. eeeee co tam......1 gwóżdż(supeł).
Na tego konia wsiadł adiutant generała z rozkazem dla dużego oddziału wojska.
Koń podczas galopu zgubił podkowę(supeł).
W wyniku zgubienia(supła) podkowy koń okulał.....
W wyniku tego, że koń kulawy to podczas skoku przez wykrot koń upadł(supeł)
W wyniku upadku konia(supeł) adiutant spadł z konia(supeł)
W wyniku upadku(supeł) adiutant stracił przytomność
W wyniku utraty przytomności (supeł) rozkaz nie dotarł na czas do oddziału wojska
W wyniku braku rozkazu armia poniosła klęskę w tej bitwie....................
A wszystko zaczało sie od "gwożdzia-supła" i stajennego...................... taki to był "supeł".
Bo w życiu jest często tak................... chcemy dokonywać rzeczy wielkich,wzniosłych,pięknych............a pomijamy tzw drobiazgi.
Człowiek 'popaprany", nałóg, a nawet i ten uważający się za całkiem "normalnego" często ucieka od siebie do przodu pozostawiając za sobą wydawało by sie błache,nie załatwione sprawy..........bo prawda o nas jest często nie za miła............ więc lepiej uciec od niej do przodu..........zminimalizować...... obwinić innych ....zamienić winę/obowiązek na krzywdę....
Zamiast szukać szcześcia w sobie to szukamy szczęcia poza sobą....w używkach...w innych ludziach...... w innym łóżku..... w ramionach innej/innego...... obwiniamy innych za to co sami wypieramy.
I to służy nam na usprawiedliwianie siebie.
A prawda o nas,widzenie tej prawdy zaczyna się od bólu najczęściej.............
Pogody Ducha
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 11:39
Witam poświatecznie
A Panowie znowu maja swój ulubiony klub dyskusyjny....??
a Mufinka została gdzies z boku tej dyskusji...bo skoro jest j23 to mozna juz sobie pofolgowac?
a ja wam powiem tak - kazdy patrzy na świat przez pryzmat samego siebie...
Nałog ma wszędzie nałogi, zniewolenie i dysfunkcje...
Norbert szuka punktu zaczepienia dla siebie...
j23 - filozoficzno - ideologiczne debaty toczy...
a co z Mufinką i jej problemem?
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 12:19
Mgło, to post Mufinki.....................................
Mufinka napisał/a:
Zdążyłam już poznać to moje JA -bardzo często jest czarne jak mroki nocy
nie pozwala mi wyjść z miłością do moich najbliższych
przychodzi doświadczenie dnia codziennego - krzyż - jest bunt w postaci jakiejś głupiej samoobrony przed niewidzialnym wrogiem i klops już leżę
Boże Miłosierny daj mi pamiętać zawsze ,że stoisz tuż obok :)
Mufinka nie dostanie tu gotowca,tabletki na jej problemy.
Mufinka może tylko(albo:aż) czerpać z doświadczeń innych analizując swoją sytuację i czerpać z doświadczeń innych a także swoich.
PO CO??? by unikać popełniania błędów,by dostrzegać te błędy.
Mgło........czy Ty oczekujesz gotowca dla Mufinki?????
Jak go masz.........to go daj.
mgła napisał/a:
a ja wam powiem tak - kazdy patrzy na świat przez pryzmat samego siebie...
Tak,masz rację...............a dzieląc się swoim doświadczeniem,siłą i nadzieją daje szansę by ktos inny mógł wziąć z tego to co mu może sie przydać.
Czy to mało?????
[ Dodano: 2010-12-27, 12:29 ]
mgła napisał/a:
Nałog ma wszędzie nałogi, zniewolenie i dysfunkcje...
Mufinka napisała w swoim 1 poście ,że jej mąż leży pijany,że pije,że popadł w kłopoty z firmą.
Czyli gdzieś tam zapomniał o "gwożdziu"(jak ten stajenny) a teraz nie radzi sobie z konsekwencjami i ucieka w net,w romans i alkohol.
Mufinka też-jak pisze- chce i poznaje mroki swojej duszy................. a czym są te mroki????? nie są dysfunkcją?????zniewoleniem???
Gdyby Mufinka nie tęskniła za tym czego nie ma,gdyby nie szukała szczęcia w oczach i ramionach swojego męża,to przeżywała by szczęście czerpane z siebie,z tego że jest dzieckiem Bożym i przeżywała by stan pogody ducha ......mimo wszystko.
A tej pogody ducha nie ma w niej.....................
Mgła..............i pytanie bezpośrednio do Ciebie:drażni Cię moje pisanie o nałogach...dysfunkcjach.........zniewoleniach????? o konieczności zaczynania poprawy swojej jakości życia od siebie???? o tym, że to od człowieka zależy w znacznym stopniu poziom jego odczuwania szczęścia???
Odpowiesz?????
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 13:17
Odpowiem Ci Nałóg....cytatem z Ciebie
to Twoje słowa z innego wątku, z niedawna...
"...A co tego sarkastycznego Twojego stwierdzenia że widzę wszędzie dysfunkcje........... wiesz.....juz sporo lat żyję na tym świecie i jak mawiał mój przyjaciel lekarz:nie ma zdrowych,są tylko nie zdiagnozowani.
Tylko u jednych te dysfuncje są bardziej wyraziste a u innych mniej. "
lepiej nie mogłam tego ująć...
taki wadliwy i niedoskonały świat stworzył Bóg, ze nie ma na nim ani jednego normalnego człowieka...sami chorzy na wszelkie sposoby, tylko cześć jeszcze nie jest zdiagnozowana... ???? tak ????
a co jest w takim razie normą? bo o ile sie nie myle, norma bierze sie z normalności i do niej odnosi sie nienormatywne przypadki...myle sie?
chcesz mi powiedziec, ze normalnosc jest tylko w słowniku?
tak jak sprawiedliwość, prawda...i kilka innych pojęć?
to własnie jest nienormalne - uwazac tak jak Ty, ze wszyscy na świecie są chorzy
i z tym nie umiem sie pogodzic Nałóg...nie z Tobą, a tylko z tym jednym poglądem
no to pogody ducha
[ Dodano: 2010-12-27, 13:28 ]
Ach...jeszcze jedno
nie...nie mam gotowca na wszelkie zło tego swiata i nigdy nie mówiłam, ze mam...
ja tylko chciałam zwrócić uwagę, ze Panowie znowu zakładaja klub dyskusyjny - to juz tu miało miejsce ostatnio kilka razy
poza tym ...zamieniam sie w słuch
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 14:35
mgła napisał/a:
taki wadliwy i niedoskonały świat stworzył Bóg, ze nie ma na nim ani jednego normalnego człowieka...sami chorzy na wszelkie sposoby, tylko cześć jeszcze nie jest zdiagnozowana... ???? tak ????
Wg mnie Bóg stworzył świat całkiem normalny tylko człowiek zrobił /robi go (ten świat) wg swojego widzimisię.............a więc to co dla jednego jest normą,to dla drugiego juz nie.
Przykład: młodzi ludzie mieszkają przed ślubem razem,podając na uzasadneinie że chcą sie "wyprubować".
To jest normą?dla nich tak.............dla mnie nie........Wg nich to ja ze swoimi poglądami jestem "'nienormalny".......bo wszyscy tak robią(uzasadnienie) a wg mnie to co oni robią jest nienormalne.
Bo człowieka nei można traktowac jak rzeczy.
mgła napisał/a:
chcesz mi powiedziec, ze normalnosc jest tylko w słowniku?
tak jak sprawiedliwość, prawda...i kilka innych pojęć?
Ooooo to bardzo trafne określenie.Bo ta normalność jest różna w różnych kulturach i społeczeństwach np.w Dani są normą dopuszczoną prawnie tzw."małżeństwa" jednopłciowe.Tak jakby małżeństwo mogło być jednpłciowe.
mgła napisał/a:
to własnie jest nienormalne - uwazac tak jak Ty, ze wszyscy na świecie są chorzy
i z tym nie umiem sie pogodzic Nałóg...nie z Tobą, a tylko z tym jednym poglądem
Jak jesteś osobą wierzącą to poprzez analogię grzechu pierworodnego możana powiedzieć że wszyscy sa jakoś tam skrzywieni.
Popatrz..tak świety po ludzku człowiek jakim był JPII spowiadał sie co dwa tygodnie......regularnie.
A czym jest grzech jak nie chorobą?dysfunkcją???
Oczywiście,że nie każda dysfunkcja i choroba w jednakowym stopniu odziaływuje na na stan życia i relacji człowieka z innymi.
To tylko sprawa przyjętych kryteriów czym jest "normalność".
Pogody Ducha
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 15:54
Zechciej mi dać duszę
której obca jest nuda,
która nie zna szmerania,wzdychań i uzależnień,
i nie pozwól ,ażebym kłopotał się zbyt wiele
wokół tego panoszącego się czegoś,
które nazywa się;Ja:.
Nałóg i J23 może wydzielić Wam własny wątek?
Mufinko, pozdrawiam, też odreagowuję w stadninie, hipoterapia jest dobra dla każdego.
Mnie jeden ksiądz powiedział o alkoholiźmie coś, co moim zdaniem jest bardzo trafne - alkoholicy są zwykle nadwrażliwcami - to wcale nie znaczy że są słabi psychicznie, ale problemy z którymi inni sobie radzą, ich przytłaczają...
Dostrzegają znaki, gesty, słowa, na które przeciętny człowiek nie zwraca uwagi. Przeżywają stany wielkiego uniesienia albo absolutnej rozpaczy. I jak mało kto rozumieją świat.- myślałam kiedyś że to ja jestem dziwna że tak mam - dziś wiem jak to jest nazwane i że istnieje choć u niektórych jedynie.
Ci co żyją z nadwrażliwością bądź mają kogoś z swym otoczeniu zadają sobie często pytanie czy to wada czy zaleta? czy to dar czy przekleństwo? nie ma jednoznacznej odpowiedzi czasem jest z tym łatwiej ale ze swojego przykładu wieloletnich doświadczeń uznaję że jest znaaaaacznie trudniej niz innym w każdej sferze życia ja tą cechę wrzuciłam do worka ze słowem "zaklęta" i chyba dziś rozumiem pytanie które kiedyś zadałam zaklęta czy przeklęta (niektórzy skojarzą)- to w sumie przez tą nadwrażliwość. Bo wrażliwość jest dobra i pomaga i sie przydaje i pomaga nam stawać sie lepszmi lecz nadwrażliwość już niekoniecznie prześledziłam wiele artykułów na ten temat, czytałam fora internetowe i felietony - widzę że nie tylko ja zadaję sobie pytania: dlaczego ja i po co mi to, a pozbyć się tego nie da...
"...Marieta Żukowska, aktorka, słuchała ostatnio piosenek Kasi Nosowskiej. Gdy usłyszała słowa: „Nadwrażliwość to mój wróg, przerost duszy nad rozumem”, pomyślała, że jeszcze kilka lat temu całkowicie zgodziłaby się z tym zdaniem. Dziś już nie do końca. – Nadwrażliwość stała się moim przyjacielem. Bo dzięki niej jestem aktorką – mówi. – Przed naszym spotkaniem zastanawiałam się, czym tak naprawdę jest nadwrażliwość. Pomyślałam, że to wieczny dygot tutaj – pokazuje na serce. – Nie znam stanów pośrednich. Albo szaleję ze szczęścia, albo spadam na dno rozpaczy. Jakby mój świat składał się tylko z emocji..."
więcej tutaj
Szukanie wszędzie dysfunkcji też jest pewnym nadużyciem.
Czasem tzw. dysfunkcja jest po prostu grzechem.
Rozmowa nie powinna polegać na słownym ping-pongu na zasadzie 1:0 dla mnie bo mam więcej argumentów...
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 17:32
katblo napisał/a:
Nałóg i J23 może wydzielić Wam własny wątek?
Jak musisz............. ale jeszcze nie zapomnij o temacie
katblo napisał/a:
Szukanie wszędzie dysfunkcji też jest pewnym nadużyciem.
Oczywiście......tak jak i szukanie we wszystkim działania "szatana"albo jak tkwienie np.w kolejnej nowennie,w kolejnej modlitwie,litanii czy robieniu z domu kościoła zamiast kościoła domowego
katblo napisał/a:
Czasem tzw. dysfunkcja jest po prostu grzechem.
Tak....czasami tak jest.
Dlaczego czasami??????Bo jak ta dysfunkcja jest zadana,wdrukowana przez np.rodziców i nie ma świadomości przy jej wchodzeniu że to jest dysfunkcja np.w picie,w palenie,w zdradzanie,w szukanie nowego szczęścia jak się stare znudzi w kradzierz .
katblo napisał/a:
Rozmowa nie powinna polegać na słownym ping-pongu na zasadzie 1:0 dla mnie bo mam więcej argumentów...
Katblo????? a czym jest dyskusja?rozmowa? jak nie wymianą argumentów?poglądów??
Pogody Ducha
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-28, 00:04
Juz myślałam, ze dostne miedzy oczy dekalogiem Nałog ... jako normą swego rodzaju, a w kazdym razie jej wyznacznikiem...przynajmniej tutaj tak byc chyba powinno?
A tymczasem pełen relatywizm...no, jestem zaskoczona
to juz masz temat do watku Nałóg - relatywizm w pojęciach ważnych
a dla katolika, to chyba nie jest to, co powinno?
A nade wszystko słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy
Jedyność przywrócić i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość - sprawiedliwość.
a normy sa potrzebne
I pojęcie normalności - tez
i nie ma tu miejsca na relatywizm
bo jezeli ich nie ma, to moze własnie zachowanie współmałzonków, raniących i sprawiających tak ogromny swoim zachowaniem ból, jest normalne...?
bo jezeli nie wiemy gdzie jest normalność, to moze byc nią wszystko...?
czyż nie?
czy oczekiwanie, ze wasza mowa ma byc
tak-tak
nie-nie
nie jest oczekiwaniem, wręcz żądaniem, normalności?
kiedy Nałóg będziesz wiedział, ze jest juz tak jak powinno, skoro nie znasz "przymiaru" normalności?
bo ratowanie małżenstwa, to chyba - a moze sie mylę???- przywracanie normalnosci tam gdzie ona poszła sobie w... diabły...?
nieee....zapewne jestem w błedzie...
to taka babska filozofia
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.