Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Coś we mnie pękło już
Autor Wiadomość
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 15:29   

Cytat:
Nie bardzo widzę związek między nazwaniem kogoś głupcem, a wybaczeniem mu.


Moim zdaniem związek jest: nie wybaczyłeś komuś, o kim sądzisz, że jest głupi.
Ostatnio zmieniony przez Jarek321 2010-12-06, 17:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 15:48   

Okreśłenie kogoś :głupi (czyli :gorszy,pośledniejszy,nie umiejący myśleć logicznie)jest zaszufladkowaniem osoby,oceną osoby a nie czynu.
Gdybys napisał że ten ktos zrobił cos głupiego.............a to wtedy jest ocena czynu a nie osoby.
Widzisz różnicę????
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 15:53   

Cytat:
Nie bardzo widzę związek między nazwaniem kogoś głupcem, a wybaczeniem mu. Chciałem wyrazić to, że moim zdaniem takie postępowanie to nie jest sprawa tego czy ktoś jest dobry czy zły, tylko właśnie czy używa rozumu.

wybaczenie zaczyna sie od zrozumienia jakiegoś postępowania, co nie musi oznaczać, iż to aprobuje czy zgadzam sie z tym...
a nie nazwania kogoś głupcem
nazywanie kogos głupcem to krytyka a jak każda krytyka niewiele wnosi i niczego nie uczy.
Każda krytyka spina,buduje napięcie wręcz szkodzi, i nie ważne czy krytykujesz czy jesteś krytykowany już masz takie odczucia.
a reakcja emocjonalna na krytyke jest szybsza od logiki,
nasze odczucia i reakcje po krytyce zatracają sens informacji jaka ktos chciał przez to przekazac
dlatego nie ma sensu w taki sposób kogos pouczac, jak i oznacza że samemu mamy problem.
 
     
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 16:17   

nałóg napisał/a:
Okreśłenie kogoś :głupi (czyli :gorszy,pośledniejszy,nie umiejący myśleć logicznie)jest zaszufladkowaniem osoby,oceną osoby a nie czynu.
Gdybys napisał że ten ktos zrobił cos głupiego.............a to wtedy jest ocena czynu a nie osoby.
Widzisz różnicę????


Różnica tak naprawdę jest semantyczna.

Ok, oderwijmy się od osoby. Nazwijmy czyn głupim.

Sens mojej wypowiedzi pozostaje ten sam. Ludzie głupio postępują.

[ Dodano: 2010-12-06, 16:24 ]
Cytat:
wybaczenie zaczyna sie od zrozumienia jakiegoś postępowania, co nie musi oznaczać, iż to aprobuje czy zgadzam sie z tym...

Pomóż mi proszę zrozumieć takie postępowanie.

Ja nie jestem w stanie zrozumieć jak można zmierzać ku zatraceniu, czasem mieć nawet tego świadomość i nie próbować się zatrzymać.

Mi są chyba obce takie stany emocjonalne, w których liczy się tylko jedno (np. narkotyk, zadurzenie miłosne, alkohol itp.) i nic nie jest w stanie przemówić do rozsądku.

Ja w życiu robiłem przeróżne mniej lub bardziej głupie rzeczy, czasem w pełni świadomie. Wiem jedno nigdy mi się nie zdarzyło brnąć w idiotyzmy. Nie będę tu opisywał moich różnych przygód, ale wiem jedno jak zrobiłem źle i się sparzyłem, to potrafiłem powiedzieć sobie stop, a nie robić kolejnej głupoty.



Cytat:
dlatego nie ma sensu w taki sposób kogos pouczac, jak i oznacza że samemu mamy problem.

Ja nikogo nie pouczam. Oceniam zachowania jako głupie. Jakby tu pisał mąż autorki wątku albo jego kochanka, to nie nazywałbym ich głupcami, choćby dlatego, że to mało kulturalne.
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 18:58   

Cytat:
Ja w życiu robiłem przeróżne mniej lub bardziej głupie rzeczy, czasem w pełni świadomie. Wiem jedno nigdy mi się nie zdarzyło brnąć w idiotyzmy.


Jaki jest sens w czynieniu porównań czyje błędy są mniejsze, a czyje większe? Oceniając, że błędy współmałżonka są większe (i mniejsza o semantykę: "głupie rzeczy", "zidiocenia" itd.), automatycznie stawiamy samego/samą siebie w lepszym świetle od niego/niej.

Dziś weszłam w gorzkość męki Pana Jezusa; cierpiałam czysto duchowo, poznałam jak straszny jest grzech. Dał mi [Pan] poznać całą odrazę do grzechu. Wewnętrznie, w głębi mej duszy, poznałam, jak straszny jest grzech, chociażby najmniejszy, jak bardzo dręczył duszę Jezusa. Wolałabym tysiąc piekieł cierpieć, niż popełnić chociażby najmniejszy grzech powszedni. - Dzienniczek św. Faustyny, 1016: www.faustyna.pl

Cytat:
Nie będę tu opisywał moich różnych przygód, ale wiem jedno jak zrobiłem źle i się sparzyłem, to potrafiłem powiedzieć sobie stop, a nie robić kolejnej głupoty.


A skąd się dowiedziałeś, że zrobiłeś źle? Sparzyłeś się, czyli zyskałeś doświadczenie? A jeżeli współmałżonek myśli, że robi dobrze, ponieważ np. ma "prawo do szczęścia"? Czyli jego/jej doświadczenie podpowiada, że "najlepsze jest to, co najlepsze dla mnie".

Cytat:
Pomóż mi proszę zrozumieć takie postępowanie.


Mając perspektywę własnej niedoskonałości (i niedoskonałości współmałżonka) przed Bogiem, łatwiej można przyjąć do wiadomości zachowanie współmałżonka, łatwiej zrezygnować z ocen, które mogą być odbierane jako krytykanctwo, szufladkowanie, brak wiary w poprawę.

Pytanie zasadnicze sprowadza się do tego, czy zależy nam na rozwoju drugiej osoby i czy zachowania jakie podejmujemy i słowa jakie wypowiadamy mogą poskutkować takim rozwojem czy nie.
 
     
aniagkoszalin
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 21:40   

Dziś byłam u psychologa u którego mój mąż się leczył. Zamiast ja się się leczyć to okazało się że nawet z lekarzem swoim nie był szczery . A Ona w takie zdumienie wpadła,że ją omamił, że płakać przestało mi się chcieć.

Zobaczyłam że to niesamowite jak dużo ludzi oszukał i to mu się udawało. .
Jak wiele czasu i mnie oszukiwał. Powtarzałam sobie często ,że nic nie muszę robić bo Bóg jak przyjdzie czas to ujawni wszystko.
Ta psycholog powiedziała i ma rację że to ja robiłam wszystko żeby to małżeństwo było.Teraz mam żal i pustkę,że nic nie muszę już. Pragnę uwolnić się emocjonalnie i to wiem. Teściowa Powiedziała mi wczoraj ,że ja sobą w pewien sposób doprowadziłam męża że zdradzał. Że byłam za bardzo samodzielna. Ale ktoś do tego mnie zmusił.

Tylko ja nadal nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jak żyć?????
Dzieci jeszcze nic nie wiedzą. On do mnie nie dzwoni nie pisze. Czy mam ja znów się starać żeby chciał się dogadać i porozmawiać ale razem z dziećmi?
 
     
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 21:44   

Cytat:
Jaki jest sens w czynieniu porównań czyje błędy są mniejsze, a czyje większe? Oceniając, że błędy współmałżonka są większe (i mniejsza o semantykę: "głupie rzeczy", "zidiocenia" itd.), automatycznie stawiamy samego/samą siebie w lepszym świetle od niego/niej.

Nie porównuje rozmiarów błędów. Zastanawiam się nad mechanizmem brnięcia w bagno przy pełnej tego świadomości.

Krótka przypowieść o dwóch kolegach, którzy postanowili zrobić nielegalny biznes. Biznes się nie udał. Jeden kolega stwierdził, to jest bagno i nie wchodzi w to bo to droga do przepaści. Drugi stwierdził tym razem się nie udało, trafiłem na większych cwaniaków, ale czegoś się nauczyłem w tej branży, odkuję się. Rzeczywiście odkuł się. Koniec jest taki, że pierwszy kolega pilnuje drugiego w więzieniu.

Przekładając na nasze forumowe historie, to obejmuję pojęciem, że można się wpakować w romans, bo każdy jest tylko słabym człowiekiem, ale już jest poza moją zdolnością pojmowania, że brnie się w to bagno dalej choć wszyscy wokół mówią jak to się skończy.


Cytat:
Cytat:
Nie będę tu opisywał moich różnych przygód, ale wiem jedno jak zrobiłem źle i się sparzyłem, to potrafiłem powiedzieć sobie stop, a nie robić kolejnej głupoty.


A skąd się dowiedziałeś, że zrobiłeś źle? Sparzyłeś się, czyli zyskałeś doświadczenie


Wiedziałem, że źle robię. Jasne, że miałem swoje usprawiedliwienie. Nikogo zresztą nie krzywdziłem. Na marginesie: łatwiej popełnić zło jak nikogo nie krzywdzisz (np. mało jest złodziei, ale cała masa ludzi oszukuje na podatkach).

Jak ja chcę coś zrobić i jestem przekonany, że mam rację, ale wszyscy wokół mi mówią, że się mylę, to choćby mnie nie przekonali to ich posłucham.

Rozumiem, że ludzie są różni, słabsi i silniejsi, mniej uparci i bardziej, ale mimo wszystko trudno mi się pogodzić, że po prostu ludzie robią głupstwa zwłaszcza ci mi najbliżsi. Nie potrafię zrozumieć, że ktoś się parzy, a mimo to dalej wkłada rękę do ognia. Ja to przyjmuję, że tak się dzieje, ale z mojej perspektywy to jest zupełnie niezrozumiałe.


Cytat:
A jeżeli współmałżonek myśli, że robi dobrze, ponieważ np. ma "prawo do szczęścia"? Czyli jego/jej doświadczenie podpowiada, że "najlepsze jest to, co najlepsze dla mnie".

Widzę, że znasz te teksty doskonale :-) ,,Prawo do szczęścia'' to moje ulubione sformułowanie. Gdyby nie to, że nie dręczę żony i jej nie dokuczam, to zapytałbym się, czy jest szczęśliwa.


Cytat:
Pytanie zasadnicze sprowadza się do tego, czy zależy nam na rozwoju drugiej osoby i czy zachowania jakie podejmujemy i słowa jakie wypowiadamy mogą poskutkować takim rozwojem czy nie.

Widzisz i z tym mam problem. Na poziomie tego co powinienem, to zależy mi na rozwoju żony i mam nadzieję, że moja postawa pełna spokoju i życzliwości (znalazła podrzucony wczoraj prezent mikołajkowy i uśmiechnęła się pogodnie do mnie).

Jednocześnie na poziomie uczuć, to zdarza się, że zwłaszcza gdy spotka mnie przykrość, to moja życzliwość jest już tylko przejawem sadomasochizmu (pluje na mnie, a ja mimo wszystko będę dla niej dobry, po to żeby w końcu przyszła skruszona, a ja będę mógł powiedzieć: nie chcę już nic od ciebie). Brzydkie, ale niestety powraca i trudno się tego pozbyć. Najczęściej to jednak mam tak, że czuję się tym uszlachetniony, że jestem taki w porządku mimo wszystko . To niestety jest podszyte trochę pychą.

I co z tym zrobić?
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 21:55   

Cytat:
I co z tym zrobić?


Ostatecznie sam sobie zadaję ciągle to pytanie :-D bo kiedy myślę, że już więcej nie mogę zrobić, powiedzieć, uczynić, to życie mi pokazuje, że tak naprawdę to nic lub niewiele zrobiłem.

Aż w końcu wpadam na pomysł, by zadawać je Jezusowi. Wierzę, że tylko On ciągnie mnie do góry i nie pozwala ustawać i gapić się w ziemię.
 
     
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 21:59   

Cytat:
Dziś byłam u psychologa u którego mój mąż się leczył. Zamiast ja się się leczyć to okazało się że nawet z lekarzem swoim nie był szczery . A Ona w takie zdumienie wpadła,że ją omamił, że płakać przestało mi się chcieć.

Nie znam się do końca na zasadach etyki psychologów, ale wydaje mi się, że po pierwsze to jak zajmowała się Twoim mężem, to już nie powinna Tobą, a po drugie to nie powinna Ci mówić co jej opowiadał Twój mąż.


Cytat:
Teściowa Powiedziała mi wczoraj ,że ja sobą w pewien sposób doprowadziłam męża że zdradzał. Że byłam za bardzo samodzielna. Ale ktoś do tego mnie zmusił.

Że zapytam z ciekawości: teściowa to mówi w formie wyrzutu wobec Ciebie, czy w formie takiego współczucia, że byłaś za dobra?

Cytat:
On do mnie nie dzwoni nie pisze. Czy mam ja znów się starać żeby chciał się dogadać i porozmawiać ale razem z dziećmi?

Jak masz siłę to spróbuj, ale chyba nie możesz się zadręczać.

Ja się próbowałem jakoś dogadać ze swoimi teściami, przychodzić do nich czasem z dzieckiem itp., ale chyba się nie da. Szukają tylko czegoś żeby się mnie przyczepić. Chyba też sobie dam spokój, bo mnie to za dużo nerwów kosztuje.
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-06, 23:50   

Cytat:
Pomóż mi proszę zrozumieć takie postępowanie.

Ja nie jestem w stanie zrozumieć jak można zmierzać ku zatraceniu, czasem mieć nawet tego świadomość i nie próbować się zatrzymać.


- a jednak ludzie tak maja, i raczej rzadko słuchaja i uczą sie na błedach innych, dopiero jak sami czegoś doświadcza potrafią z tego wyciągnąc właściwe wnioski.
To tez i zasługa rodziców, którzy nie pozwalaja swoim dzieciom podejmowac decyzji, zawsze wiedzą lepiej od nich co im potrzeba i co dla nich najlepsze. A przy takiej nauce rzadko kiedy takie dziecko wyrasta na dorosłego potrafiącego przewidywac i brac na siebie konsekwencje swoich kroków.
To jak z tym co piszesz
Wujt napisał/a:
Jak ja chcę coś zrobić i jestem przekonany, że mam rację, ale wszyscy wokół mi mówią, że się mylę, to choćby mnie nie przekonali to ich posłucham.

brak wiary w siebie i słuszność swoich decyzji rodzi człowieka małej wiary, woli ustapić niż postawić na swoim, z lęku przed może i czasem porażka jak sie nie miało racji, ale tylko w taki sposób można czegoś doświadczac, i w przyszłości nie popełniać tych samych błedów.
Przypowieść kolegów może tak samo świadczyć tylko o tym, iż kolega nie do końca wyciągnął słuszne wnioski z lekcji jaka dostał z nieuczciwymi cwaniakami, choć może wydawało mu się, iż tak jest.

piszesz
Wujt napisał/a:
Wiedziałem, że źle robię. Jasne, że miałem swoje usprawiedliwienie. Nikogo zresztą nie krzywdziłem. Na marginesie: łatwiej popełnić zło jak nikogo nie krzywdzisz (np. mało jest złodziei, ale cała masa ludzi oszukuje na podatkach).

a można czynic zło nie krzywdząc nikogo?
a zracjonalizować można wszystko, jak i zagłuszyć poczucie winy, przerzucając ją na kogo innego, na slepy los czy zrządzenie losu.
Nawet jak mamy wyrzuty sumienia to one i tak szybko zanikaja, jak sie nie jest w kontakcie z samym soba.
Dlatego nie ma innej drogi jak pozwolic drugiej osobie czynic swoje, jeśli podjęło sie próbe wyciągnięcia ręki i ktoś ją odrzucił, jedyna sensowną rzeczą w tym momencie jest zajęcie sie soba, by walka o druga osobe nie pociągnęła nas w pułapke bezsensownej walki.
by nie było potem stwierdzenia
Wujt napisał/a:
Jednocześnie na poziomie uczuć, to zdarza się, że zwłaszcza gdy spotka mnie przykrość, to moja życzliwość jest już tylko przejawem sadomasochizmu (pluje na mnie, a ja mimo wszystko będę dla niej dobry, po to żeby w końcu przyszła skruszona, a ja będę mógł powiedzieć: nie chcę już nic od ciebie). Brzydkie, ale niestety powraca i trudno się tego pozbyć. Najczęściej to jednak mam tak, że czuję się tym uszlachetniony, że jestem taki w porządku mimo wszystko . To niestety jest podszyte trochę pychą.

I co z tym zrobić?

bo to zwykła ludzka chęc sprawiedliwości za doznane krzywdy nie mająca nic wspólnego z uczuciem miłości, jedynie ma znaczenie dla osób, którzy nie przerobili swojego wybaczenia, oczekuja, iż nadejdzie taki dzień, w którym osoba krzydząca poniesie słuszną karę i im będzie dane to zobaczyć.
Tak naprawde, człowiek wolny od skrzywdzenia nie patrzy juz na zadośćuczynienie swoim krzywdom, bo juz nie czuje krzywdy.
Zyje swoim życiem i cieszy sie nim,
Jak sie człowiek odseparowuje od walki z wiatrakami, i zaczyna zyć swoim zyciem, wtedy nie ma poczucie cierpiętnictwa.
Dlatego tak ważne jest wybaczenie i wyjście z poczucie skrzywdzenia.
Nie ma innej drogi
pozdrawiam
 
     
aniagkoszalin
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-07, 07:37   

Psycholog nie opowiadała co mówił mąż ,tylko była zaskoczona gdy się dowiedziała, że mąż ma kobietę i dziecko. Bo Wysłała go do szpitala na diagnostykę , a on po tyg wypisał się ,, miał się dalej niby leczyć. Chyba była zaskoczona.

A teściowa mówiła to mi w formie nawrócenia. Że jej się to nie podobało ,że my tak żyjemy. że mamy 2 konta(jedno założyłam jak mnie zostawił na pół roku i podjęłam pracę wtedy) Ale nie wie ile ja się natrudziłam żeby mąż był w jedności ze mną. Teraz wiem ,że jak miał 2 domy to jak mi miał dać dostęp do swoich finansów.
Święta też nie jestem, ale ona ma większe miłosierdzie nad synem niż nad wnukami i synową. Nie płaci alimentyów mąż i chce żebym kredyt opłaciła , a ja naprawdę też nie mam. Zresztą on się tym nie interesuje. Gdy poskarżyłam się teściowej to , powiedziała że powinnam pożyczyć może, bo on naprawdę chyba też nie ma.
To jaj syn , i chyba nie mam co szukać pocieszenia.
Ode mnie dowiedziała się o kochance i dziecku. To zażartowała ,że rodzina się powiększyła. :-?
 
     
Wujt
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-07, 09:39   

Cytat:
a zracjonalizować można wszystko, jak i zagłuszyć poczucie winy, przerzucając ją na kogo innego, na slepy los czy zrządzenie losu.
Nawet jak mamy wyrzuty sumienia to one i tak szybko zanikaja, jak sie nie jest w kontakcie z samym soba.

To drażni, że ludzie potrafią sobie zawsze wszystko usprawiedliwić.

Cytat:
Dlatego nie ma innej drogi jak pozwolic drugiej osobie czynic swoje, jeśli podjęło sie próbe wyciągnięcia ręki i ktoś ją odrzucił, jedyna sensowną rzeczą w tym momencie jest zajęcie sie soba, by walka o druga osobe nie pociągnęła nas w pułapke bezsensownej walki.

Trudnym jest balansowanie pomiędzy byciem życzliwym, a pułapką bezsensownej walki.

Mam fatalne ostatnie kilka dni. Tak w ogóle, a na dodatek jeszcze się pożarłem z teściami. Chciałem z nimi jakoś w miarę życzliwie żyć, ale oni jakby tylko szukali okazji żeby mi pokazać jaki to jestem fatalny.




Cytat:
bo to zwykła ludzka chęc sprawiedliwości za doznane krzywdy nie mająca nic wspólnego z uczuciem miłości, jedynie ma znaczenie dla osób, którzy nie przerobili swojego wybaczenia, oczekuja, iż nadejdzie taki dzień, w którym osoba krzydząca poniesie słuszną karę i im będzie dane to zobaczyć.
Tak naprawde, człowiek wolny od skrzywdzenia nie patrzy juz na zadośćuczynienie swoim krzywdom, bo juz nie czuje krzywdy.
Zyje swoim życiem i cieszy sie nim,
Jak sie człowiek odseparowuje od walki z wiatrakami, i zaczyna zyć swoim zyciem, wtedy nie ma poczucie cierpiętnictwa.
Dlatego tak ważne jest wybaczenie i wyjście z poczucie skrzywdzenia.
Nie ma innej drogi

Wiem. Pracuję nad swoim przebaczeniem. Żyję swoim życiem, choć wciąż jest jednak we mnie sporo cierpiętnictwa.

Żyję w lęku. Przede wszystkim boję się o swoje dziecko, że wyrośnie na pokaleczonego człowieka.

Nie potrafię pogodzić dwóch rzeczy tak naprawdę. ,,Męczy'' mnie sakrament małżeństwa. Czuję się zobowiązany żeby dochować żonie wierności, jednocześnie mam taką ogromne pragnienie bycia z kimś blisko. Śmieszne, że jak ja sobie z kimś ułożę życie, a żona zostanie ostatecznie sama nie z wyboru tylko z tego powodu, że kochanek ją zleje, to ja będę żył w grzechu, a ona będzie cnotliwą katoliczką przystępującą ponownie do komunii.

Wiem, że jeżeli z kimś bym był, to odpadłoby ryzyko bezsensownej walki. Podsumowując nie potrafię się pogodzić z samotnością. To jest mój podstawowy problem. Cała reszta jest tylko konsekwencją.

[ Dodano: 2010-12-07, 09:43 ]
Cytat:
To jaj syn , i chyba nie mam co szukać pocieszenia.
Ode mnie dowiedziała się o kochance i dziecku. To zażartowała ,że rodzina się powiększyła. :-?


Przynajmniej nie jestem sam w swoich problemach z teściową. Ja usłyszałem, że mogłem mieć wspaniałą żonę, a wszystko zepsułem, bo dwa lata temu jak żona stroiła dom przed świętami i się tym cieszyła, to ja siedziałem naburmuszony na kanapie. Eh... Jednocześnie jednak jej dziadkowie są wobec mnie bardzo życzliwi, dla żony zresztą też. Dobrzy, starzy ludzie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-07, 17:41   

Wujt napisał/a:
Różnica tak naprawdę jest semantyczna

Różnica jest tak naprawdę podstawowa.
Wyobraz sobie że szef w pracy mówi :Wujt ..aleś pan głupi.Tylko głupek mógł tak spaprać tę robotę!!!!!!!!!!!

Miło????? jak bys się czuł???? poniżony??? stłamszony????

A o tym samym można powiedzieć tak:Panie Wujt,coś głupio wyszło panu z ta pana robotą.Chyba nie najmądrzejsze te założenia projektowe pan przyjął.


Różnica semantyczna??????
Wujt napisał/a:
To drażni, że ludzie potrafią sobie zawsze wszystko usprawiedliwić.

Tak ,masz rację.Można nazywać kogoś "głupkiem" i zracjonalizować to jako semantykę,usprawiedliwić siebie przerzucaneim winy .

Pogody Ducha i.............emapti Wujt
 
     
bywalec
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-07, 21:55   

Wujt napisał/a:
Trudnym jest balansowanie pomiędzy byciem życzliwym, a pułapką bezsensownej walki.

A kto ci każe być życzliwym gdy tak naprawdę masz zupełnie inne odczucia?
Cóż, znów ludzie tak mają, większość, bo od małego zamiast uczyć ich wyrażania tego co czują mowiona im i uczono tak nie należy się zachowywać, nie wolno się złościć gniewać, nic dziwnego, że potem jako dorosły wstydzi się tego dalej i ukrywa prawdziwe uczucia jakie ma ... Cóż rzeczywiście trudne to być życzliwym jak tak naprawde miotają mną zupełnie sprzeczne odczucia niż te na jakie moge sobie pozwolić.

Dalej,
Wujt napisał/a:
Mam fatalne ostatnie kilka dni. Tak w ogóle, a na dodatek jeszcze się pożarłem z teściami. Chciałem z nimi jakoś w miarę życzliwie żyć, ale oni jakby tylko szukali okazji żeby mi pokazać jaki to jestem fatalny.

masz rację jakby chcieli... skąd wiesz co myślą, chcą?
ale swoimi przekonaniami, że właśnie tak o tobie myślą sam budujesz atmosferę między wami, w której o konflikt naprawdę nie jest już trudno,
nawet jak ci się zdaje, że jesteś życzliwy całą masa twoich niewrbalnych zachowań przeczy temu... Podświadomie zachowujemy się tak jak czujemy, słowa mogą kłamać ciało nie..

Wujt napisał/a:
Wiem. Pracuję nad swoim przebaczeniem. Żyję swoim życiem, choć wciąż jest jednak we mnie sporo cierpiętnictwa.

Piszesz żyje w cierpiętnictwie, a ktoś cię obezwładnil umyslowo że nie masz wpływu?
czy może sam dałeś sobie takie przyzwolenie, sam podjołeś nieświadomie taką decyzje o trwaniu w cierpieniu?
Czy może znów myślenie pt. jak będę cierpiał to w końcu zostanie to nagrodzone...
Nie, nie i nie znów ludzie tak nie mają
szanują tych co sami dają komunikat taki o sobie, jeśli sam się nie szanujesz, pozwalasz się źle traktować to nie dziw się, że i inni tak cię traktują, postaw granicę przyzwolenia szybko nabiorą respektu..ale w grę mogą wchodzić nieprzyjemne odczucia złość gniew, na kogoś jak i koniec z wizerunkiem bycia wiecznie życzliwym.

Podsumowując fajnie się z tobą pisze...
Wujt napisał/a:
Wiem, że jeżeli z kimś bym był, to odpadłoby ryzyko bezsensownej walki. Podsumowując nie potrafię się pogodzić z samotnością. To jest mój podstawowy problem. Cała reszta jest tylko konsekwencją.

ale znów nic bardziej mylnego
problem to nie samotność to konsekwencją czego? Jakiś zaniedbań w waszym małżeństwie. Złej komunikacji i na pewno
Wujt napisał/a:
usłyszałem, że mogłem mieć wspaniałą żonę, a wszystko zepsułem, bo dwa lata temu jak żona stroiła dom przed świętami i się tym cieszyła, to ja siedziałem naburmuszony na kanapie. Eh..

dwa lata temu twoje naburmuszenie nie spowodowalo końca było tylko przysłowiowy gwoździem ... Na dlugo przed było już między wami źle i brak było umiejętnego rozwiązywania problemów...

a samotność...
by docenić związek i bycie z kimś najpierw tak naprawdę trzeba umieć być ze sobą, lubić się takim jakim jestem, czuć się samemu że sobą dobrze, by potem docenić bycie we dwoje
dlaczego?
bo nie ma lęku przed byciem samym jak i nie ma presji na kogoś by miał za zadanie kochać mnie tak jak tego potrzebuje, bym wciąż czuł się kochanym bp bez tej osoby nie mam odczucia bycia kimś ważnym, drogim......
trzymaj się cieplo, idą swieta więc to normalne stany pustki z powodu braku wokoło rodziny.
Choć ta informacja nie sprawi, że ją będziesz miał jednak będziesz świadom swoich odczuć i reakcji i możesz w tych chwilach pozwolić sobie na bycie smutnym, złym, gniewać i złościć
pozdrawiam życzę wiele dobrego

Aniu,
i bardzo dobrze, że twoje granice w końcu pękły inaczej wylądawałabyś w psychiatryku... juz dosyć zrobiłas dla ratowania małżeństwa, na ten czas zajmij sie sobą, a ratowanie waszego małżeństwa zostaw na czas jak obywoje bedziecie gotowi na to, ratować można tylko we dwoje nie w pojedynkę.
Miłość do drugiej osoby, obietnica małżeńska nikogo nie zmusza do cierpienia, krzywdzenia, dzis czas ten poświęć na kochanie siebie i dbanie o dzieci.
Zadbaj o swoje zdrowie, psychike, wylecz skrzywdzenie byś mogła sie pozbierać po tym czego doświadczyłaś.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9