Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
[ Dodano: 2010-11-30, 01:03 ]
Co mam począć. Szósty tydzień bez żony. Chce rozwodu.... Tylko rok małżeństwa.... Teraz mówi nie o rozwodzie a o separacji.... Przed chwilą dzwoniłem do niej... Powiedziałem ze pragnę tylko by mnie przytuliła i powiedziała ze kocha......
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 08:51
Buquiet, trzymaj się ! Mnie w takich chwilach pomaga modlitwa i rozmowa z Bogiem. Polecam ! EL.
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 20:09
A o co poszło? Może napiszesz coś więcej? Może czas zabrać się za siebie, przestac płakać i pomyśleć co można w tej sytuacji zrobić. Oglądałeś " Ognioodpornego", czytałeś " Miłość wymaga stanowczosci" Dobsona? No i modlitwa, żeby Bóg zmobilizował Cię do działania i pokazał różne możliwości. Chyba nie przez błagania i płacze wiedzie droga do serca żony, to może nawet odstręczać. Mąż to ma być głowa rodziny i jej ochroniarz, ktoś twardy, mocny i zdecydowany, na kim można się bezpiecznie oprzeć. Twoje cierpienie powierz Bogu i działaj, jeszcze wszystko można naprawić.
Mufinka [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 20:41 Re: Płaczę....
buquiet napisał/a:
Po prostu leżę na łóżku i płaczę......
Powiedziałem ze pragnę tylko by mnie przytuliła i powiedziała ze kocha......
Tak mi smutno razem z Tobą :(
Sama mówię to mężowi, że już mam dość - separacja -jak mnie wnerwi.
Ale tak naprawdę togo nie chę, chćę go kochać.
Buquiet -my przytulamy Cię ,a Bóg mówi : tylko ja mogę Ciebie naprawdę kochać -nie sam człowiek lecz ze mną!
Ja modlę się co dzień o moje małżeństwo: trochę się ruszyło więcej rozmawiamy, dialog jest bardzo trudny, prawie zawsze burzliwy, ale lepsze to niż obojętność. Widzę ,że każdy chce dobrze ale trudno budować jedność.
Wołaj do Boga: Modlitwą o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – moją żonę ..... i mnie. Dziękuję, że nas
połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z Twoja radą: „zło dobrem zwyciężaj”),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu mojego męża (mojej żony) i moim, błogosławię Cię w naszym życiu.
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 23:30
Witam Wszystkich !
Dziękuje wszystkim za wsparcie i wspólna modlitwę. Bóg zapłać.
Padło pytanie "o co poszło". O drobnostki, których się trochę nazbierało :(
Wiele złego z mojej strony spotkało żonę. Wiem o tym i wszystkiego szczerze żałuję.
Do pierwszej sprzeczki doszło 2 miesiące po ślubie. Żona powiedziała mi ze nie czuje się dla mnie ważna że moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Chodziło o to że w niedzielne przedpołudnie gdy żona usiadła do ksiażek by przygotować się do egzaminu, zapytałem czy się bedzie uczyć odpowiedziała ze tak, ja powiedziałem że w takim razie pojadę do rodziców zobaczę co u nich i za godzinę jestem z powrotem, zgodziła się. Po powrocie usłyszałem głupie i złośliwe docinki ze co ze mnie za mąz jak ja żone zostawiam samą w domu bo muszę jechac do mamusi. Doszło do ostrej wymiany zdań, w której powiedziałem do żony "a spieprzaj" :( Wtedy ona pobiegła po walizkę i zaczęła mi pakować rzeczy. Próbowałem ją powstrzymać była w nerwach i uderzyła mnie w twarz i wtedy się stało, nie powstrzymałem się i również uderzyłem :( Żona wybiegła z płaczem. Zadwoniła po moich rodziców że maja mnie sobie zabrac. Rodzice przyjechali i wspólna rozmowa rozładowali atmosferę pogodzili nas tłumaczą jak dziecią, również moja tesciowa.
Żona ciągle zarzucała mi że nie jestem jej oddany, ze nie jest dla mnie najwazniejsza, ze jej nie szanuje, ze nie jestem z nią jeden na jeden.
Zawsze chodziło o moja rodzinę i moje kontakty z nią. CHoć nie były one częste, ograniczały sie do jakiegoś jednego telefonu na tydzień do rodziców, czy ich do nas.
Starałem się jak mogłem, chciałem żeby żona była ze mnie dumna bym był dla niej najlepszym mężem na świecie. Bałem sie o swoje emocje wiec poszedłem do psychologa porozmawiac o nas o tym ze wybuchnąłem.
W marcu trafiłem do szpitala gdzie przeszedłem powarzną operacje. Zona bła przy mnie cały czas, jak tylko sie budziłem szukałem jej obok mnie i w agonii wyciągałem rękę. Byli przy mnie tez moi rodzice. Po powrocie usłyszałem ze rodzice skakali wkoło mnie jak wokół małego dziecka i nianczyli a ona ma tego dosyc, nianczeniem było to ze ojciec przyjezdzał do mnie rano i w południe przyworząc mi posiłki żona przyjezdzała po pracy i była ze mną do wieczora. I znowu te ciągłe zarzuty... bo ty to bo ty tamto.... Ja ograniczyłem a nawet chwilowo zerwałem kontakty z rodziną. Przed wielkanocą żona zrobiła mi awanture że robie cos za jej plecami ze ustalam z ojcem tematy budowy naszego domu. Co było nieprawda bo wszystkie rzeczy ustalalismy razem. A z ojcem jako ze starym budowlańcem radziłem sie w kwestiach technicznych o czym żona wiedziała. Kiedy żona wpadła w kolejny szał chwyciłem ją i wyprowadziłem do drugiego pokoju i powiedziałem ze jak sie uspokoi to porozmawiamy na sokojnie. Wtedy ona po raz kolejny zadzwoniła do mojego ojca i kazała mu przyjechac zeby mnie zabrał sobie. Usłyszałem wynoś sie nie chce cie znać zejdz mi z oczu. Zostałem spakowany i musiałem sie wyniesć to trwało tydzień każdego dnia jeżdziłem do Kamili prosząc o mozliwosc powrotu. Zgodziła sie duzo zesmy rozmawiali w tym czasie i zdecydowalismy sie na wizytę u terapeuty. Coś to wszystko dało. Dogadaliśmy sie wiele rzeczy uporządkowali, wiele wytłumaczyli. Tak mijały tygodnie w zgodzie i szczesciu w lipcu bylismy na urlopie. Po powrocie z urlopu rozpoczęła się budowa naszego domu. W pierwszym dniu prac kiedy po całym dniu pracy wróciułem do domu żona potraktowała mnie oschle. Było mi przykro ze zona w takim momencie nie pojawiła sie tam na moment. Po kolacji powiedziałem jej ze jest mi przykro ze nawet sie nie pojawiła i nawet nie zapytała.... W odpowiedzi usłyszłem "że pewnie widziałem sie z siostrunią i nastawiła cie przciwko mnie". Wtedy nie wytrzymałem i trącnąłem żonę w ramie. Wtedy znowu spakowała mi walizki i kazała sie wynosic nie szcędząc słów. Trwało to znowu trzy tygodnie. Po trzech tygodniach moich przyjazdów codziennych wizyt setek rozmów wróciliśmy do siebie. Żona miała do mnie pretencje i mówiła wtedy ze na wczasach ja okłamałem. Chodziło o smsa którego wysłałem siostrze z pozdrowieniami w odpowiedzi na jej zyczenia z wakacji. Nie powiedziałem o tym zonie. dowiedział sie gdy przeglądała mój telefon. Fakt dla niej był jeden. Jestem z nia nie szczery i robie cos za jej plecami.
Byliśmy razem ja szczesliwy pełen zapału i wiary wszystko robiłem zeby zona była szcześliwa i zadowolona ze mnie. Żona jednak cały czas powtarzała ze wczesniej czy póżniej to sie rozwali. Bardzo mnie to bolało i gryzło ze brak jej wiary. Uwazałem na kazdym kroku. W pażdzirniku wyjezdzałem w delegacje na pozegnanie usłyszłem "nic". Kiedy byłem w samochodzie dostałem sms od zony "jedz ostrożnie, i nappisz tacie jak bedziesz na miejscu mnie to nie obchodzi". Było mi przykro jechałem 700 km z tą myslą, próby dzwonienia do zony konczyły sie niepowodzeniem nie odbierała. Tak było przez dwa dni tylko jakies lakoniczne "nie mogłam odebrac, miqalam duzo pracy, ide spac". Wróciłem na jej urodziny z kwiatami jadac 8 godzin bez przerwy by byc juz z nia. Po powrocie padłem ze zmęczenia, zona traktowała mnie jak powietrze. Obudziła mnie na przyjscie gosci. Kładą się spać chciałem jescze porozmawiac jednak usłyszłem ze mam jej nie dotykac ni mówic nic do niej dac swiety spokój. Powiedziałem jej czy sie cieszy bo chciałem zaczac normalnie i dojsc do zgody i zakonczyc ta sytuacje i czy sie cieszy ze 25 urodziny ma spiepszone i tak je zapamieta do konca zycia wtedy usłyszałem ze mam sie spakowac i wyprowadzic. nazajutrz pracowałem od rana na budowie, zobaczylismy sie dopiero po południu. Kolejny raz próbowałem rozmawiac bez skutku. Ponowna próbę podjąłem wieczorem wtedy usłyszałem ze nasze małrzenstwo to fikcja jest obłudne i nieszczere i ze ma gdzies to czy ja z nia bede czy nie czy bede teraz z nia wieczorem czy mnie nie bedzie, ze juz jej na tym kompletnie nie zalezy. Wtedy wstałem i wyszedłem poszedłem do kolegi który był sam w domu bo jego zona opiekowała sie dzieckiem przyjaciółki. I po męsku utopiłem smutki w alkoholu :( wróciłem rankiem do domu. Wtedy żona z teściową wyrzuciły mnie z domu. Przepraszałem bo wiem ze zachowałem sie nie odpowiedziałnie. Lecz nic to nie dało. Nastepnego dnia jechaem na konferencje. Prosiem zone zeby ochłonac i nic nagle. Pozwoliła mi zostac. Spalismy razem całą noc przytulona do mnie.... Wrócuiłem z konferencji dzien wczesniej powiedziałem żonie ze nie wysiedze tu bo sytuacja jest wazniejsza ona i nasze malrzenstwo i ze wracam. Wróciłem, lecz tylko po swoje rzeczy.... I od szesciu tygodni tak jest....
[ Dodano: 2010-11-30, 23:36 ]
A wydazenia ostatnich tygodni to juz inna rzecz...
[ Dodano: 2010-12-01, 01:03 ]
wiem ze ja żyłem ogółem..... żona szczegółem..... :( i dokąd nas to doprowadziło....
Kocham Ją i nie potrafię odejść.... poddac sie.... powiedziec tak podpisze co chcesz.... powiem w sądzie ze cie nie kocham zgodze sie na rozwód.... i nie wybaczę sobie tego do końca życia :(
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-01, 11:55
Wiesz, bardzo dużo pracy przed Tobą. A zacznij od porządnej spowiedzi i komunii św. Przemoc i alkohol, problemy z rodzicami, problemy z komunikacją tak od razu po ślubie to spory balast. Przeczytaj to co sam napisałeś jeszcze raz, wczytaj się w to co żona Ci zarzuca, przeanalizuj. Wydaje mi się, że trzebaby zacząć wszystko od nowa pod okiem fachowca. Kontynuuj rozmowy z psychologiem, może namówisz żonę, żeby tez poszła, może rozmowy w poradni rodzinnej (katolickiej), może wspólny wyjazd na weekend na " spotkania małżeńskie" i czytaj forum , słuchaj konferencji, zdobądź proponowane tu książki, bo trzeba to wszystko od początku poukładać, nauczyć się siebie na nowo, nauczyć sie nowych relacji z rodzicami i teściami, z siostrą ( może rzeczywiście nie odciąłeś pępowiny i nie masz poczucie jedności z żoną, może rodzice nie potrafią się w porę wycofywać, może traktują Cię jak małego chłopca, a Ty tego nie dostrzegasz, bo jesteś przyzwyczajony). W kazdym razie żaden rozwód i zadna separacja, tylko praca nad sobą i nad wami. Ale pamiętaj, że o przemocy i alkoholu nie może być mowy, to trudno jest zapomnieć i żona (choć też bez winy nie jest)może zwyczajnie mieć lęk, że to sie powtórzy.
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-01, 13:48
Absolutnie nie ma tu mowy o alkoholu, czy problemie alkoholowym. I nie jestem alkoholikiem który nie widzi problemu. Ja porpostu nie pije. Lub inaczej piję okazjonalnie dla towarzystwa jak wielu z nas. Obce sa mi libacje pijanstwo czy nawet codzienne picie "piwka", wyjscia z kolegami do knajpy itp.
Jeśli chodzi o alkohol najczęściej była to lapka wina z żona wieczorem.
Przemoc tak można to podciągnąć jednak były to incydenty i pod tym względem zostałem juz przebadany przez psychologa bo chciałem poznac sam siebie i nie jestem agresywny a ani nie mam problemów z emocjami.
[ Dodano: 2010-12-01, 13:51 ]
Jeśli chodzi o poczucie więzi z żoną to jest ono bardzo silne, i jestem bardzo mocno zaangarzowany.
Nieprzecięta pepowina mysle ze nie istnieje, ale tutaj trzeba by było opowiedzieć o konkretnych zarzutach żony popartych przykładami.
[ Dodano: 2010-12-01, 14:01 ]
Rozmowy z psychologiem kontynuowałem, r razy w tygodniu jednak w ubiegłym tygodniu terapeutka powiedziała ze nie ma juz powodów do dalszych spotkań. Namawiałem żonę na wspólne wizyty jednak słyszałem tylko zdecydowane "nie". Nawet list napisany do zony przez psycholog i przekazany przeze mnie zonie w kopercie miał tylko taki skutek ze zona zadzwoniła do terapeutki i powiedziała że nie zamierza nic robic bo ona niczego zlego nie robiła i że to ja mam problem a nie ona.
[ Dodano: 2010-12-01, 14:07 ]
Kontakty z rodzicami, według mnie normalne. Wyszedłem z domu. I rodzice nie mieli juz do mnie nic do gadki, w nic nie ingerowali nie wtrancali sie do nas.
Jako przykład moge tylko dodac ze nikomu nie mówiłem o naszych rozmowach z terapeutą natomist moja zona wszystko opowiedziała swojej matce, o czym dowiedziałem sie od tesciowej :/ Relacje z domownikami były bardzo dobre zarówno z dziadkami żony których bardzo szanuję i lubie, tak i z tesciową, która jako wdowa i matka zawsze mogła na mnie liczyc i na moja pomoc także. Nigdy nie odmówiłem. Mielismy dobry kontakt moglismy siedzie rozmawiac napic sie kawy....
[ Dodano: 2010-12-01, 14:10 ]
Co mogę zrobić? Skoro zona jest tak zdecydowana na rozwód czy formalną separację.... Próbowałem juz wszystkiego... Nic... Słyszę tylko "ja swojej decyzji nie zmienie" "ja już nie chce".
Chociaż dzwonimy rozmawiamy normalnie co u ciebie jak sie czujesz co słychac, to sytuacja bez zmian, trwa w martwym punkcie
[ Dodano: 2010-12-01, 15:03 ]
Co robic jak dotrzeć do żony?
Usłyszałem tyle przykrych słów od niej, nawet to ze jum mnie nie kocha i chce dalej żyć ze mną.
Jak mam sie zachowac. Ona była juz u prawnika. Który powiedział jej ze jezeli ja sie nie zgodze to po tak krótkim okresie czasu nie ma szans na rozwód. I dlatego chce złożyć pozew o separację....
Juz nie wiem co mógłbym zrobić. Walczę o nas od początku rozstania, proponowałem juz wszystko. Jednak zona tkwi w przekonaniu ze rozwód...
Gdy jestem u biej rozmawiamy, smieje mi sie prosto w twarz a mnie łzy lecą. Żartuje sobie ze jest umówiona na randke...
Mówi mi przyjedź o 16 a o 15.30 pisze ze zmieniły jej sie plany na popołudnie....
[ Dodano: 2010-12-01, 15:07 ]
Swojej przyjaciółce powiedziała ze jest zmęczona psychicznie małrzeństwem. Ze chce skupić sie na sobie rozwijac sie inwestowac w siebie.
Ze nie chce mnie z powrotem. Jej również powiedziała to samo co mnie ze jest zdecydowna sie rozstac. Ale teraz rozwodu nie dostaniemy wiec złoży o separacje.
[ Dodano: 2010-12-01, 15:12 ]
Siłą nie zatrzymam żony w małżeństwie.... nie zmuszę jej... :(
[ Dodano: 2010-12-01, 15:14 ]
Nie zabrałem zadnych rzeczy z mieszkania tylko te najpotrzebniejsze. Dzisiaj miałem jechac po zimowe rzeczy ale w ostatnim momencie powiedziała mi ze znowu zmieniła plany i ma zajete popołudnie a na wieczór ma plany....
[ Dodano: 2010-12-01, 15:28 ]
Wiem że takie trwanie niczego nie zmieni. A powrót bedzie trudniejszy im dłuższa rozłąka....
Mam się zgodzić na jej warunki? Niepotrafie bo kocham ja i byłem szczesliwy przy zonie brakujemi jej w kazdej minucie. Gdy do niej to mówie odwraca to przeciwko mnie, mówiąc ze mam mame tate siostre wiec nie jestem sam.... to jeszcze bardziej wtedy boli.... Ja szczerze mówię o mojej miłości bólu cierpieniu a ona sie smieje prosto w twarz. Powiedziała mi ze jest twarda dziewczyna i nawet jak bedzie jej zle to i tak wytrzyma. Mówi ze oboje zasługujemy na szczescie ale juz nie razem. Ze ona z pozycji żony sie wypisuje. "Ja juz w małżeństwie nie jestem, nie znaczysz już dla mnie kompletnie nic" "ja słowa nie wycofam dla mnie małzeństwa juz nie ma" "musisz sie odkochac wiec powodzenia"
[ Dodano: 2010-12-01, 15:30 ]
Jerzeli chodzi o przemoc i to co zrobiłem. To w sierpniu zabrałem żone w niedziele na apel jasnogórski do częstochowy i w tym miejscu uklęknąłem pred najświętszym obrazem i przed zoną i biorą matkę boska na świadka przyzekłem żonie że nigdy przenigdy nie podniose na nia reki. :( Że kocham i chce byc dla niej najlepszym mężem.
[ Dodano: 2010-12-01, 15:33 ]
Było to moje postanowienie i świadomość tego co zrobiłem i tego jak złe to było:(
Ostatni zapytałem żone czy nie widzi tych zmian....
Odpowiedziała ze tak widziała. I dodała ze tylko wyhamowałem z tym co było złe, jestem miły i nic wiecej i staram sie.
[ Dodano: 2010-12-01, 15:39 ]
Cały czas powtaża:
jestes nieszczery, nie dbałeś o mnie, nie szanowałeś, nie dorosłeś do małzeństwa....
Na pytania gdzie czuła sie zaniedbana nie potrafi odpowiedziec, jak pytam dl;aczego mówi ze jej nie szanowałem, mówi ze byłem w stanie powiedziec jej takie rzeczy których mąż nie powinien mówć do żony.
Ze byłem nieszczery, odpowiada ze nie dzieliłem sie wszystkim z nia a to nie prawda, i popiera to tym ze nie powiedziałem jej o smsie do siostry....
Takie utarte gadanie..... Z banalnymi sytuacjami których ja nawet nie pamiętam i nie raz podobne rzeczy zdarzyły sie w przeciwnym kierunku tez usłyszałem przykre słowa, tez nie raz zostałem zignorowany.... ja tego nie pamietam, pomijałem to bo czasami w nerwach emocjach człowiek gotów jest powiedziec różne rzeczy.....
Zawsze tylko mówiłem do żony cytatem z wieczcza "diabeł dopowiedział"....
[ Dodano: 2010-12-01, 22:43 ]
Proszę o wsparcie modlitwą, radą...
[ Dodano: 2010-12-01, 23:53 ]
Widziałem się dzisiaj z żoną. Byłem u niej po zimowe rzeczy. Spotkałem ja na podwórku gdy wsiadała do samochodu. Zatrzymałem ja chwile. Chciałem chwile z nią pobyć. Zobaczyłem grymas na jej twarzy znany mi i wiedziałem ze zrobiło jej sie przykro. Od razu cos ścisnęło za serce i gardło. Chciałem ja tylko przytulić spróbowałem i zostałem odrzucony. Porozmawialiśmy chwilę w samochodzie. Powiedziałem żonie jak cierpie i ona jedna jest mnie w stanie zrozumiec i ona jedna wie co czuje. Jednak po raz kolejny raz usłyszałem ze ona juz tyle razy mi to powtarzała ze nie zmieni zdania. Zapytałem co w takim razie zamierza, ostatnio mówiła ze bedzie wnioskowac o separacje, bo tak jej doradziła pani mecenas bo na rozwód nie ma szans, bo ja sie nie zgodze. Powiedziałem prosiłem zeby tego nie robic a i tak jestesmy w faktycznej separacji. Usłyszałem ze robi to po to bym przestał z nią rozmawiac widywac sie przekonywac. Zgodziła sie ze nie złozy pozwu o separacje ale powiedziała mi ze za 3 miesiące złozy o rozwód bez ozekania i ma nadzieje ze nie bede utrudniał i zalatwimy to szybko, i ze powiem ze jej nie kocham i nie widze szans powrotu :(
Powiedziałem ze nie bede mógł tak powiedziec.... powiedziała mi ze pozew jest szlifowany przez prawnika. I na nic to wszystko. Cały czss mówiłem ze łzami w oczach. Powiedziała mi ze powinienem zaczac sie umaweiac na randki :( i ze zawsze moge na nia liczyc gdybym potrzebował porady co do wyboru partnerki :( Powiedziałem ze to niemozliwe i zapytałem czy ona by potrafiła odpowiedziała ze tak, a ze jestem fajna dziewczyna to pewnie szybko znajda sie chetni:(
Powiedziałem ze nie chce naprawiac małzenstawa ze chce je budowac od nowa.... Powiedziała zebym zrozumiał ze nie chce i ze odbiera rozpad malzenstwa jako swoja zyciowa porazke.... Ale nie chce juz nic.
Ca ly czass tylko rozwód i rozwód nie chce słyszec o niczym innynm....
Powiedziała ze ja ja cały czas okłamywałem i kilka razy to potwierdziła, zapytałem w czym ja okłamywałem odpowiedziała ze we wszystkim. Coć były to dwie rzeczy wymieniony sms do siostry i zatajenie wysokiego rachunku za telefon, co zrobiłem nie w złej wierze jednak okłamałem.
Nie mam juz siły czuje sie przegraany choc nie trace wiary, ale teraz to juz tylko chyba w cud...
Prosiłem zeby ta rozłąke wykorzystac jako czas na przemyslenia, race nad soba nad nami dialog szukanie porozumienia i zgody. Ja jestem gotów na wszystko. Usłyszłem ze nie chce tego. Nie chce juz mnie.
Powiedziała mi ze wie ze znajdzie merzczyzne byc moze który nie bedzie jej kochał tak jak ja nie bedzie w stanie zapewnic tego wszystkiego co ja ale napewno ja doceni....
Gdybym tylko mógł jej odsłonić moje serce jak ja ja cenie sznuje kocham.... Choć były sytuacje które mogły dac jej odmienne odczucie. Ale tegodobrego było postokroc wiecej, lecz nie zostało z tego nic, widzi i pamieta tylko złe...
Wie doskonale i wiele razy powtarzałem ze jest dla mnie uosobieniem wszysttkich cech które cenie....
Kiedys leżałem obok swojej żony, wtedy jeszcze narzeczonej i łzy leciały mi po policzkach ze szczescia i z miłosci :)
Dlaczego dlaczego...
[ Dodano: 2010-12-02, 11:52 ]
Chiałem zacytowć "oszukanego" tematu Andzeliki.
To co On czuje, ja czuję się podobinie...:(
"Zułem się w małżeństwie upokorzony, obdarty z godności, oszukany itd... Nie widzą w sobie żadnej winy- ona i jej rodzina, moja żona chroni swoją rodzinę i nie widzi żadnej przyczyny w sobie. Ja swoje znam doskonale i zawsze jestem swiadomy swoich błędów i onich mówię. Wiesz co nawet wbrew sobie przepraszałem za moje zachowanie (w dobrej wierze tak postępowałem) I wszystko w imię mojego małżeństwa. Namieszali mojej żonie w głowie nawet moja walka, rozmowy z nią że kocham itd nie dają rezultatu. Sprzedałbym swoich rodziców żeby było jak dawniej. Nigdy o mnie nie walczyła, nawet nie okazuje uczuć, wsparcia które kiedyś potrzebowałem od niej. Wazna była relacja z jej rodziną niż nasza małżeńska.
Po co zabieracie nas pod ołtarz?, po co przysięgacie? jeżeli dla niektórych kobiet i mężczyzn ważniejsza jest mamuśka i rodzina pochodzenia. Gdzie dojrzałość psychiczna i emocjnalna. Wolałbym mieszkać w małej klitce ale będąc szczęsliwy niż mieć wielką chatę i mamuśkę przy boku... No ale to moja wina, mój niedojrzały krok, moja decyzja, więc tego pożałowałem (słowa teściowej podczas mojej wyprowadzki - pożłujesz tego zobaczysz, stracisz nas wszystkich..) Więc żałuję, że nie mieszkam dalej w horrorze, w dysfunkcyjnej rodzinie i zamkniętej w sobie, żałuję że nie powalczę z jej rodziną o nią, żałuję że znowu nie przegram z jej rodziną, żałuję że żona nie stanie znowu za mną.
Moja żona nie widzi w sobie żadnej winy, błędów a to jaka jest jej rodzina to najlepsza na świecie, przecież wszystko mi dali nic mi nie zrobili. SZOK...
Kocham ją, opadła mi złość na nią ból, cierpienie, żal. Byłem lekcewazony, ignorowany, nie słuchany przestałem walczyć. Obróciło to się przeciwko mnie.
Mam dość, nieodcięta pępowina jest za silna. Próbowałem wszystkiego nawet terapii (nie udała się) Żona chciała wykazać problem konfliktowości we mnie, ale na szczęście terapeuta zauważał problem w żonie. A oddałbym JEJ WSZYSTKOOOO..... pytanie DLACZEGO tak się dzieje? Ale teraz wiem że zrobiłem wszystko co mogłem jako człowiek, mąż. Jest mi ciężko żyć, bez niej, mojej kochanej córki. Ale nie zarzucę w przyszłości sobie że nic nie zrobiłem. "
Tak wiele tu analogii....
[ Dodano: 2010-12-02, 12:10 ]
Chciałem podzielić się korespondencją z żoną z dzisiejszego ranka:
zona:
Ja nie wiem jak ty możesz w kółko o jednym. Nie myśl o tym ze nie masz wpływu na moje decyzje ani ze nie da sie juz nic zrobić. Myśl o tym ze zycie pisze zaskakujące scenariusze i ze kazde zdarzenie czegoś nas uczy. Nie zastanawiaj sie nad miłością. Ja nie potrzebuje na nic czasu. Nie zmieni się nic. Sam jestes sobie winien, ja nic złego nie zrobiłam. Ja juz nie wymagam, jestesmy wolni i niezalezni i badzmy szczesliwi w innych związkach. Miłego dnia!
Ja:
Ja nie jestem wolny i napewno nie moge byc szczesliwy. Ja moje szczęscie straciłem
zona:
Nie, szczęście dopiero dostaniesz :), gdybym, to ja nim była to bylibyśmy razem. Skoro nie czujesz sie wolny złóz wniosek o separacje, to da ci pewność o braku zobowiązań wobec mnie. Chce ci tylko przypomniec ze prosiłam cie o zgode na rozwód i ze ja juz nie chce, ale ty tak liczysz sie z moim zdaniem.
Ja:
Moje szczęście to ty. Żadne formalności tego nie zakończą i nie sprawią ze wszystko zginie. Bo cie kocham i jestes moja miłościa
zona:
Szkoda ze ja. Beznadziejnie kochac bez wzajemnosci. Ze swoją miłością bedziesz musiał radzić sobie sam!
zona:
zadzwon do siostry i powiedz jej jaka droga do krakowa moze to tez ja zainteresuje skoro pisała jak nam sie podoba na wczasach to i to tez ja pewnie zaciekawi. Albo do taty pogadaj sobie z nim, do nich sie spowiadałeś ich radziłes
Ja
Ale co ty opowiadasz z czego ja sie spowiadałaem, w jakich kwestaich radziłem.
Normalne życie, to zadne spowiedzi jak w rozmowie ojciec pytał co u nas jakie plany jak w pracy... Dla ciebie takie rzeczy były spowiedzią...
Zona
tak własnie takie, bo ty wszystkim mosiałes o wszystkim gadac dookoła
ja
to nie moja wina ze jestem otwrty, tak samo rozmawiałem z twoimi dziadkami czy twoja mama, naturalnie jak tos pytał interesował sie odpowiadałem, opowiadałem
zona
Jak zwykle ty wiesz najlepiej :)
Ja:
dzwonie pisze do ciebie bo tylko ty jestes w stanie do konca mnie zrozumiec moje cierpienie mój ból, bo ty jestes w moim sercu ty jestes mi najblirzsza
zona
Uwielbiam te twoje teksty. Ktos ci tak kazał mówić czy są wyczytane z mądrych książek
Ja:
ranisz mnie coraz bardziej....
[ Dodano: 2010-12-02, 12:11 ]
Proszę pomóżcie co ja mam począć jak działać, co robić.... Nie chce tracic wiary ale z kazdym dniem jest ciezej :(
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 17:04
podbijam
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 19:37
Piszę z punktu widzenia kobiety...
płacząc
błagając
narzucając się
lekceważąc prośby o nieporuszanie tematu miłości, małżeństwa
wyznając miłość ze łzami w oczach
poniżając się
tłumacząc się i przepraszając wciąż
podkreślając, że jest dla Ciebie wszystkim, a Ty bez niej nikim
robisz wszystko, by
straciła do Ciebie szacunek
czuła coraz większą niechęć
utwierdzała się w przekonaniu, że ma rację - skoro prosi Cię o coś, a Ty masz to gdzieś w tej chwili, bo Twoje cierpienie jest ważniejsze
Nie tędy droga, nie tak zdobywa się na nowo żonę, która z jakichś powodów (bliżej nam nieznanych) postanowiła od Ciebie odejść.
Jesteś totalnie uzależniony emocjonalnie od żony. Jeśli postawiłeś ją na ołtarzyku (powtarzasz, że jest jedyna osobą, która jest w stanie Cię zrozumieć) - nie dziw się, że wszystko stoi na głowie. To nie jest miłość - albo przynajmniej dziwna miłość, która objawia się chceniem bycia z daną osobą, nawet wbrew jej samej.
Słuchaj żony i usłysz ją i to, co mówi, to, co Ci zarzuca.
Przeproś ją raz, obiecaj, że popracujesz nad sobą, zapewnij, że ją kochasz i DAJ JEJ TERAZ SPOKÓJ.
To, że mówi, że nie kocha, że nie kochała, że masz znaleźć kogoś innego to typowe teksty, jakie słyszało wielu tu z nas. Nie zawsze są one odzwierciedleniem stanu faktycznego, zazwyczaj są krzykiem...o miłość właśnie. O uwagę, ale taką prawdziwą, nieudawaną.
Jeśli uważasz, że ma rację, zarzucając Ci nadmierne przebywanie z rodzicami i rodziną lub też nieodciętą pępowinę - to staraj się w ciszy własnego sumienia przemyśleć - co możesz zmienić, jak to zmienić, jak nad tym popracować.
Jeśli uważasz, że nie ma racji - to czemu się dajesz poniżać, tym samym utwierdzając ja w przekonaniu, że ma rację?
Nie męcz teraz żony swoją osobą, daj jej od siebie i swoich płomiennych czy płaczliwych wyznań odpocząć, daj jej za Tobą zatęsknić, daj jej szansę na to, by sama miała ten dystans do sprawy, Ciebie, małżeństwa, by sama zechciała przemyśleć swoje życie.
A Ty w tym czasie naprawiaj swoje - punkt pierwszy - odwyk emocjonalny od żony. Drugi człowiek nie może być motorem naszego życia.
Drugi człowiek jest ułomny (jak i my sami), popełnia błędy, zmienia zdanie, ulega wpływom, zmienia się, starzeje itd. Jeśli na kimś tak niestabilnym ustawimy swoje wartości, życie, nastrój - to nie dziwmy się, że wszystko się załamuje.
Kto inny powinien tu być na pierwszym miejscu, On jest tą Osobą, która zawsze Cię wysłucha, a już tysiące lat temu znała odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania, wystarczy się na nią otworzyć.
Tam gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu. Na to jest gwarancja!
Podsumowując - to co robisz, to jest najgorsze, co może robić odrzucony mężczyzna. Taka jest natura kobiet (zresztą chyba w ogóle ludzi), że im bardziej naciskamy, narzucamy się - tym bardziej ktoś nam umyka. Zmień "taktykę" na taką, która nie będzie Cię stawiała w roli petenta. Masz siebie kochać i szanować, a dopiero potem możesz mówić, że potrafisz kochać i szanować innych....
Wierzę, że uda Ci się przezwyciężyć kryzys, byle byś tylko zechciał odpowiednio się do tego zabrać.
Z Panem Bogiem....
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 19:57
dziękuje cieplo za podpowiedz. staram się wprowadzać w życie wszystkie mądre rady dane mi tutaj
jeszcze raz stokrotne Bóg Zapłać
[ Dodano: 2010-12-02, 22:41 ]
Martwi mnie to że trwa to juz tak długo i nie drgnęło z miejsca....
Chodziłem do psychologa, by sie również odnaleźć...
I odnalazłem, znam swoje błedy i grzechy. Wyznałem je nie raz wprost żonie.
Chce pracowac nad sobą w imię małżeństwa i naszej miłości.
Juz raz powieżyłem się na Jasnej Górze w sobotę chcę jechac tam ponownie by tam wyznac swoje grzech i pojednac się z Bogiem i samym sobą.
Szukam mieszkania żeby nie czuc sie zaleznym od rodziny. Niestety teraz mieszkam z nimi bo nie miałem sie gdzie podzaiac jak zona kazała mi sie wyprowadzic.
Jaki mam zachowac teraz stosunek do żony czy nie kontaktowac się wcale czy nie przypominac.... Zerwac całkowicie kontakt....?
[ Dodano: 2010-12-03, 01:07 ]
Wiecie co.... Najgorsze w tym wszystkim jest to że to nie zona krzyczała na mnie w ostatnim dniu a tesciowa. Zona nie zareagowła tylko wyszła do drugiego pokoju i płakała, poszedłem do niej przytuliłem... A tesciowa dalej krzyczała....
"Co z ciebie za mąż, taka dziewczynę dostałeś, zadnego wsparcia w tobie, nic...."
"Powinniscie sie rozwieść a nie szarpać się ze sobą.... "
Młodsza 19 - letnia siostra przyszła do pokoju i dodała "to małżeństwo nie ma racji bytu, i niech kazdy idzie w swoją stronę"
Strasznie mnie to ubodło ale nie powiedziłem nic .....
Wyrzucono mi takie rzeczy gdzie nikt nigdy mi ich nie powiedział, zostałem sponiewieraany do lenia, drania, nie liczącego sie z nikim.... A wszystkie te osoby mogły zawsze na mnie liczyc. Było mi strasznie przykro....
Lenistwo- pracuje niezadko po 12 godzin, do tego praca na budowie naszego domu :(
Lecząc się po operacji w domu jak tylko byłem w stanie cos robic byłem pomocny, cieszyło mnie to, gotowałem prałem sprzątałem.... Ehhh.... Nic teraz sie nie liczy...
Usłyszłem od tesciowej ze wogóle nie mozna na mnie polegac i liczyc :(
Przykre to wszystko tym bardziej ze kilka dni wczesniej teściowa przyszła do mnie Łukasz jechał byś mi zrobic zakupy bo mam prace w domu - tak mamo, nie ma sprawy. Często wracaja z pracy podjężdżałem po tesciową do pracy i zabierałem do domu, nie prosiła poprostu dzwoniłem mamo jestem w poblizu podjade po ciebie.... I miliony innych takich sytuacjii spraw drobnych i tych wiekszych... Nic mi sie nie pamieta, oprócz złego...:( wszystko zostało sprowadzone do jednego mianownika....
Ja cały czas powtarzam wiem co zrobiłedm źle wiem ze zachowałem sie jak najgorszy śmieć i wstyd mi jest tak okropnie za siebie nawet gdy o tym pomysle. Wiele zamin wprowadziłem i wprowdzałem dalej, nawet żona to przyznała ze widzi duża prace i zminy ze chce i zmieniam....:(
Bo ja chciałem dla nas dla niej.... By wreszcie patrzyła na mnie z dumą i ze szczesciem i miłością w oczach....:(
Panie oświeć mnie.... Wyprowadź z błedu jesli w nim tkwie.... Przepełnij wiara i siłą...
Mej żonie Kamili dodaj otuchy i wsparcia... wiary i nadziei... W Tobie siła w Tobie wiara w Tobie miłość i nadzieja
[ Dodano: 2010-12-03, 16:21 ]
Miałem jechać jutro, ale jadę już dzisiaj... Czuje to potrzebę głęboko w sercu, jadę Na Jasną Górę do spowiedzi.....
[ Dodano: 2010-12-24, 20:42 ]
....smutna Wigilia, smutne Święta, już wiem słowa wypowiadane przez żonę były prawdziwe...
....jestem sam
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-30, 00:12
podbijam i pozdrawiam
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-30, 00:42
Witam Wszystkich ponownie....
Od ostatniego wpisu niewiele sie zmienło. Kazdy dzień byl taki sam. Był kontakt smsowy z żoną czy telefoniczny nic więcej.
Żona nadal nie złożyła pozwu nawet go jeszcze nie napisała.
Wigilię i Święta spędziłem w domu rodzinnym bez żony, rozmawialismy w ten dzień Wigili niestety tylko telefonicznie.
Ja nie wytrzymałem przy kolacji ból był silniejszy ode mnie, nie byłem w stanie wydusic z siebie słowa i połamać się opłatkiem i złożyć życzenia. Prosiłem żone o spotkanie niestety nic z tego... Całe święta mieliśmy jakis tam kontakt tylko sms nie chciała się spotkać....
W wigilię sam pojechałem na jasną Górę na pasterkę, było to bardzo smutne, by ponownie prosić tam o łaski dla nas....
Dzień po Świętach zona napisała zadzwoniła by porozmawiac. Zadzwoniła z bzdurą jakąś ale zaczeła mówic o nas i tłumaczys mi siebie jej decyzje.....
Spotkaliśmy się następnego dnia, spotkaliśmy się w kafejce gdzie byliśmy na pierwszej randce :(
Żona była w dobrym nastroju ja również.
Powiedziała mi że kochała mnie ogromnie i nie tego dka mnie chciała ze pewnie nikogo juz tak nie pokocha jak mnie. Ale na ten moment nie czuje zeby kochała....
Cały czas mówiła ze łzami w oczach. Powioedziała ze ja ja zawiodłem okłamałem i ze nigdy juz nie zaufa. Potem zaczeła mówić jak nam było dobrze razem jacy byliśmy szczesliwi. Jak szczere uczucie było miedzy nami.... jak wielkie... łzy w oczach były po obu stronach.... Cały czas trzymalismy sie za rece i mocno sciskali za nie. Powiedziała ze bylismy sobie przeznaczeni i gdyby nie slub pewnie dalej bylibysmy tak szczesliwi. Bo bylismy swietna para do tańca i do różańca.... a tu nam nie wyszło.
Ale najdziwniejsze co powiedziała to to ze chciała by to odbydowac ale nie potrafi. I że potrzebuje rozwodu by sie odciązyc psychicvznie bo jest umęczona, a kto wie moze po tym zejdziemy sie znowu... Powiedziała ze chce miec ze mnna kontakt prosiła o pomoc w kilku sprawach, proponowała wspolny wypasd na narty ale jednoczesnie prosi o rozwód bo jak to stwierdziła to ją dobija psychicznie i jest dużym ciężarem. Powiedziała ze byc moze go potrzebuje by wszystko odbudowac i zaczac od nowa. Że moze na rozprawie wszystko sie skonczy i wszystko wycofa.... Ale teraz chce sie rozwiesc bo czuje ogromna presje. Powiedziała ze jest jej strasznie cięzko ze mam meza mysli o nim a nie ma go z nią ....
Wszystko to jest zawiłe i niezrozumiałe dla mnie. Widze ze cierpi czuje ze w głebi duszy i serca chciała by a cos ja powstrzymuje i mówi o rozwodzie.....
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-30, 09:22
buquiet napisał/a:
Wszystko to jest zawiłe i niezrozumiałe dla mnie. Widze ze cierpi czuje ze w głebi duszy i serca chciała by a cos ja powstrzymuje i mówi o rozwodzie.....
No bo to jest niezrozumiałe i dziwne.
Wspieraj się modlitwą, staraj się o ciszę w sercu , zachowuj spokój....i w każdej trudnej chwili modlitwa, Różaniec, modlitwa do Ducha świętego o pogodę Ducha......i cisza.....zachowaj ciszę i spokój.
Członkowie tego forum i tego Stowarzyszenia Sychar w czasie sprawy rozwodowej mówią głośne NIE....to nasza postawa wobec przysięgi złożonej współmałzonkowi w obecności Boga.....na dobre i na złe nigdy Cię nie opuszczę. A Bóg nigdy nie zgodzi się na atak na sakrament . Przyjmij postawę w ciszy i pokorze i z Bogiem trwaj, proś Go o pomoc i wsparcie . EL.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-30, 20:48
buquiet napisał/a:
proponowała wspolny wypasd na narty
Jedż na narty............... wykorzystaj to co proponuje.
Daje Ci argument..szansę............ wykorzystaj tę szansę.
Bądż jej ochroniarzem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.