Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Satine,Zdaje sobie z tego sprawę ale jest to dla mnie bardzo trudne.
Wujt napisał/a:
Atrakcyjny jako całokształt, nie chodzi mi wyłącznie o atrakcyjność fizyczną. To trzymając się tych porównań ,,alkoholowych''. Jak może być atrakcyjny alkoholik? Jak może być atrakcyjny ktoś kto nas zdradza, krzywdzi, postępuje źle?
chyba nie rozumiem .Znaczy to, że mam przestać go kochać bo się pogubił?
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-24, 22:49
Satine bardzo fajnie napisała.
Nie wiem Marzena co masz zrobić. Ja nie wiem sam za bardzo co mam zrobić, a co dopiero komuś radzić.
Chyba nie chodzi o to żeby przestać kochać męża. Nie to miałem na myśli. Może należy go kochać trochę inaczej. Może jakbyś dostrzegła, że on nie jest już tak atrakcyjny, to byłby Ci łatwiej.
A najtrafniej ujęła to Satine, że to Ty jesteś najważniejsza i że mąż nie może Cię paraliżować. Myślę, że nie można przyjąć takiej wyczekującej postawy na zasadzie nic ze sobą nie robię i tylko czekam aż on/ona wróci, a wtedy zacznę żyć pełnią życia. Niewykluczone, że nigdy nie wróci albo jak będzie chciał wrócić, to Ty już nie będziesz chciała go przyjąć.
Ja miałem trudne ostatnie kilka lat, żona zresztą też. Teraz powoli odżywam. Robię to na co nigdy nie miałem czasu. Poznaję trochę nowych ludzi. Odświeżam stare znajomości. Jak pomyślę, że mógłbym robić to wszystko z żoną, to jest mi trochę smutno, ale może nie udało by mi się tego robić i tkwiłbym w kieracie codzienności.
Trzeba czerpać radość przede wszystkim z tego co się ma, a nie rozpaczać, że czegoś się nie ma.
Marzena co zrobiłaś w ostatnim czasie dla siebie?
Ja zapisał się na kurs językowy, byłem na dwóch wycieczkach, przeczytałem kilka książek, chodzę co pewien czas do kina, byłem na strzelnicy, to z takich rzeczy, których dawno lub nigdy nie robiłem.
Tak przy okazji: Marzena napisz mi proszę, czy jesteś przekonana, że chciałabyś z nim jeszcze być? Że jakby przyszedł to byś go przyjęła ot tak bez żadnych warunków, bez żadnych oczekiwań?
Mi się wydaje, że jeżeliby żona przyszła, wyznała swoje grzechy, prosiła o przebaczenie, posypała głowę popiołem, zadośćuczyniła za to co zrobiła, to bym ją przyjął.
Co jeżeli jednak moja żona albo Twój mąż wróci na zasadzie: ,,skoro chcesz być ze mną, to ok, możemy spróbować, ale niczego ode mnie nie oczekuj, za nic cię nie przeproszę, stało się co się stało i albo to przełkniesz albo nie, twoja sprawa.''?
Dobrej nocy!
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 12:35
Wujt napisał/a:
Tak przy okazji: Marzena napisz mi proszę, czy jesteś przekonana, że chciałabyś z nim jeszcze być? Że jakby przyszedł to byś go przyjęła ot tak bez żadnych warunków, bez żadnych oczekiwań?
Tak jestem pewna.Przyjęła bym go.
Nie wiem co by było gdyby..
W życiu mojego męża musiało by się coś zdarzyć by zechciał wrócić i tu chcę zaufać Bogu.
Wujt napisał/a:
Trzeba czerpać radość przede wszystkim z tego co się ma, a nie rozpaczać, że czegoś się nie ma.
Marzena co zrobiłaś w ostatnim czasie dla siebie?
.
w ciągu tego roku 8 miesięcy byłam za granicą w pracy.Kiedy jestem w domu chcę jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi zwłaszcza z synem.Córka studiuje i w domu jest tylko w dni wolne.
Spotykam się z przyjaciółką ,kiedyś zaniedbałam te kontakty. Właściwie nie mam wielu znajomych.
Jestem domatorem, mąż mi to często zarzucał ale chciał bym wychodziła sama bo on zajęty był chodzeniem 2 razy w tygodniu do AA a w pozostałe dni do klubu.Dzięki temu nie pił ale poznał tam swoja kochankę.Ustaliliśmy na terapii,że nie będzie chodził przez jakiś czas do klubu ale ta kobieta nie chciała odpuścić.Ani on nie umiał sobie z tym poradzić ani ja.
Tak szczerze to nie wiem co mogła bym zrobić dla siebie skoro na nic nie mam ochoty
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 13:31
Dla mnie to by było bardzo przykre gdyby żona przyszła i mi robiła łaskę, że wraca.
Nie wiem jak wzbudzić ochotę do robienia czegokolwiek. Może masz depresję?
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 13:46
Wujt napisał/a:
Dla mnie to by było bardzo przykre gdyby żona przyszła i mi robiła łaskę, że wraca.
Nikt nie chce powrotu z łaski ,ja też.Dlatego W Bogu nadzieja a ja biorę się za siebie.
Taki mam plan na dziś
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 14:53
Tak jest
Michaił [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 15:37
marzena0711 napisał/a:
Tak jestem pewna.Przyjęła bym go.
ale jesteś pewna na 100%? bo ja też myślałem że jak żona "wróci" (w "" bo moja żona się nie wyprowadziła, mieszkaliśmy i mieszkamy razem) to będzie cud, miód i orzeszki i wszystkie problemy się skończą.
a rzeczywistość okazała się inna. owszem pani żona to ta z którą brałem ślub, dane z dowodu się zgadzają ale wewnątrz to już zupełnie inna osoba i na nowo muszę się jej uczyć (i vice versa). i nie zawsze ta nowa żona mi pasi, bo brałem ślub z inną...
bądź gotowa że jak mąż wróci to najpierw będziecie ze sobą chodzić, potem okres narzeczeństwa a potem dopiero ślub. gdzieś pośrodku pewnie będzie też wasz drugi "pierwszy raz"
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 16:08
Michaił napisał/a:
ale jesteś pewna na 100%? bo ja też myślałem że jak żona "wróci" (w "" bo moja żona się nie wyprowadziła, mieszkaliśmy i mieszkamy razem) to będzie cud, miód i orzeszki i wszystkie problemy się skończą.
Nie spodziewam się miodu , wiem że to trudne ale chciała bym mieć szanse spróbować .
Na razie mąż ani myśli wracać a ja muszę żyć więc muszę skupić się trochę na sobie.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-25, 16:09
Michaił napisz proszę coś więcej. Rozumiem, że żona Cię zdradziła i postanowiła wrócić. Na jakich zasadach się to odbyło? Przeprosiła/nie przeprosiła? Co to znaczy, że jest zupełnie inna? Jakaś rozbita?
Pytam w sumie z czystej ciekawości, bo myślę, że nie stanę przed takim problemem. Mimo wszystko zastanawiam się jak się z nim zmierzyć, bo mam jakieś wyobrażenie w jaki sposób chciałbym żeby wróciła, a ja jej w cudowny sposób wybaczam, ale myślę, że rzeczywistość jest znacznie trudniejsza.
Jestem ciekawa jak radzicie sobie z sytuacją kiedy spotykacie swoich mężów czy żony ze swoimi miłościami.
Dziś syn spotkał męża. Jego ojciec robił zakupy ze swoja Anią i jej synem.
[ Dodano: 2010-11-30, 14:46 ]
Im więcej się modlę ,czytam te posty tym bardziej czuje się winna.Odkrywam w sobie same wady.Widzę jak bardzo przyczyniłam się do rozpadu naszego małżeństwa.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 20:10
Ja nie mam takiego problemu, bo żona faktycznie to nie jest z kochankiem tzn. nie mieszka z nim, nie wiem czy się spotykają, jak często i na jakich zasadach. Nie wnikam, nie pytam, bo po co?
Jakbym ich razem zobaczył objętych i uśmiechniętych, to pewnie bardzo by zabolało.
Co do poczucia winy za to co się stało. To ciężko mi w sobie jakieś znaleźć. Tzn. dręczy mnie, że coś musiałem zawalić, że gdyby coś zrobił to wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednocześnie jednak nie potrafię znaleźć niczego konkretnego, może poza tym, że należało więcej prosić, a mniej żądać, żeby być bardziej koncyliacyjnym, a mniej kłótliwym.
Wszędzie piszą, że odpowiedzialnymi za kryzys są oboje małżonkowie, ale mi tak trudno w sobie znaleźć jakąś winę. Jak czytam tu wątki na forum, że ktoś pił, ktoś bił, ktoś zaniedbywał rodzinę, pochłaniała go praca, chodził na imprezy, wyzywał żonę, to ja się czuję aniołem. Nawet teściowa, z którą przecież mieszkaliśmy więc widziała jak funkcjonujemy i która próbuje mnie obciążać za to co się stało, to mało co mi potrafi wytknąć, a jak już to np. to, że dwa lata temu przed świętami jak żona stroiła mieszkanie i się tym cieszyła, to ja jej nie pomagałem tylko siedziałem naburmuszony na kanapie.
Czy zawsze obie strony muszą być winne?
Trochę więcej w moim wątku. Napiszcie coś. Potrzebuję zwłaszcza jakieś dobrej rady jak wzbudzić w sercu taką autentyczną życzliwość dla żony. Tzn. na poziomie słów i czynów to ja jestem wobec niej życzliwy, ale z myślami już bywa gorzej.
to doskonałe pytanie! sam bym chciał znać odpowiedź. osobiście myślę że nie, ale nie potrafię uzasadnić na tyle żeby nie dało się tego obalić.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 00:17
Wujt napisał/a:
Czy zawsze obie strony muszą być winne?
Michaił napisał/a:
to doskonałe pytanie! sam bym chciał znać odpowiedź. osobiście myślę że nie, ale nie potrafię uzasadnić na tyle żeby nie dało się tego obalić.
Witajcie,
oczywiście że nie zawsze obie strony winne są kryzysu, ale to są chlubne wyjątki. Aby nie być gołosłowna to przykładem może być np.
św. Rita-polecam do przeczytania o jej małżeństwie-
http://webcache.googleuse...l&ct=clnk&gl=pl św. Monika- http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=3061
No i niezawiniony absolutnie przez nikogo kryzys w małżeństwie Maryi i Józefa rozwiązany osobiście przez Boga u samego zalążka.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.