Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
a patrzenie na to co mąż...hm jest zwyczajnym odwracaniem sie od wlasnej pracy....modlitwy
tu wlasnie kusy ma pole do popisu
co bedziesz sie silic, przeciez maz powiedzial.....
Jest mi ciężko , bo właściwie my jesteśmy cały czas w separacji i jedna wielka niewiadoma co dalej z nami będzie.
Także każdy malutki miły gest ze strony męża cieszy .
To fakt , że często nie mogę się pogodzić z tym co jest ogólnie ... a jest bardzo żle niestety.
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-14, 19:40
Moniu sciskam, u mnie tez trudniejszy czas, nie gódż sie z tym co jes,t zmieniaj :)
przede wszystkim siebie
mi latwiej przetrwac trudny czas gdy mam swiadomosc ze robie wszystko co do mnie nalezy, by sie zmieniac, by ratowac nas i ciagnac meza do góry
polecam ostatnie kazania ks Piotra Pawlukiewicza
wiesz, kiedy przestanie sie wygladac tych "cukiereczkow" od drugiej osoby
dostajemy duzy prezent od Pana Boga..on numer jednen jest!
a i z czasem moze i maz zacznie dawac mile gesty w prezencie
( zreszta o tym juz było duzo pisane ;))
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-14, 20:04
Monika36,
Do Anioła Stróża męża
Pozdrawiam Cię, Aniele Stróżu mojego męża,
błogosławię Boga obecnego w Tobie i proszę,
abyś udzielał mi potrzebnych pouczeń i rad,
jak powinnam postępować wobec mojego męża,
ponieważ Ty go lepiej znasz ode mnie.
Niech jego miłość do mnie wzrasta i nas łączy,
abyśmy wspólnie dochowali sobie wierności
tak jak przysięgaliśmy to sobie wobec Boga,
i osiągnęli szczęście wieczne.
Pomóż mu w życiu usuwać wszystko,
co może zagrozić trwałości i wierności
naszego małżeństwa.
Uwielbiam Boga obecnego w Tobie i
dziękuje za wszystkie otrzymane za
Twoim pośrednictwem łaski Boże.
Amen.
Monika36 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-14, 20:32
Dzięki .
Kochane jesteście
Przepłakałam , bardzo przepłakałam całe dwa dni.Uffff.............Cały czas płakałam i płaczę.
Dzisiaj 15 dzień - jak odmawiam modlitwę pompejańską.
A tak mi się palić chce . A to już 9 miesięcy...szkoda by mi było .A tak myślę sobie ,że jak zapalę to przestanę tak mocno płakać.
Nerwy mi wysiadły chyba .
Będę teraz często modlić się do Ducha św. mojego męża.
Po tej modlitwie przestałam w końcu płakać.
Och Monia , Monia
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-14, 20:40
Monika36 napisał/a:
A tak mi się palić chce . A to już 9 miesięcy...szkoda by mi było .A tak myślę sobie ,że jak zapalę to przestanę tak mocno płakać.
To tylko pokusa. Nie daj się, przejdzie. Poproś o pomoc Maryję, Ona Cię wesprze i odeprze pokusę....
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-14, 22:05
Moniko trudne to jak dla każdego z nas- u mnie tez żle ale staram sie nie narzekac bo to nic nie daje.Dni wolne mineły jakoś-troche trudnych sytuacji,czas do pracy tam tez trudno ale rano zawsze modlitwa o pogode ducha i do Anioła stróza mojej szefowej i fru do pracy bo Bóg daje kolejny dzień życia po coś?
Monika36 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-15, 15:54
Ale mój mąż prawdopodobnie wyprowadzi się ( bo ode mnie to już odszedł ) i zbuduje sobie nowy dom .
Serce pęka mi z żalu.
Jest 4 miesiące jak jesteśmy całkiem osobno...a do mnie to nie dociera.
Jak odzyskać miłość męża ? O to jest dobre pytanie . Czy w ogóle jest to możliwe.
Dlaczego każdy łącznie z psychologiem mówi , że nie wolno mi pokazać nawet jednej łzy mężowi ?
Czy to jest złe , aby mąż zobaczył rozpacz ? To żle na niego zadziała ?
Mam okazywać tylko przed nim zadowolenie , radość .......że mnie zostawił ? To nie logiczne.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-15, 16:36
Monika robisz coś poza modleniem się i płakaniem?
Naprawdę nie ma lepszego lekarstwa niż coś ze sobą zrobić: iść na basen, umówić się z przyjaciółką, iść do kina.
Monika36 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-17, 10:38
Wujt napisał/a:
Monika robisz coś poza modleniem się i płakaniem?
Pracuję 8 godz dziennie - praca rozwijająca umysł , wychowuję dziecko na wózku inwalidzkim- usypia bardzo póżno , oglądam seriale i inne filmy, dbam o siebie (zawsze wymalowane oczy i paznokcie, zadbana fryzura i strój , ) .......nie mam jak wyjść do kina, bo jestem zajęta dzieckiem.
Za to gram na pianinie w wolnych chwilach.
A za mężem tęsknię tak czy owak. Nie mogę przeżyć tych wspólnie przeżytych 28 lat...tak sobie zwyczajnie mnie wyrzucił z życia swojego mój mąż . Trudno się przyzwyczaić i oswoić po tylu latach.
Na 25 lecie ślubu była: komunia i msza św., huczna impreza , pierścionek zaręczynowy na następne 25 lat ,wakacje poślubne . Wtedy miał zamiar być ze mną do śmierci mój mąż.
A tu nagle nowa praca i nowe życie.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-17, 12:06
28 lat! Długo. Chyba się zupełnie inaczej patrzy na życie niż z mojej perspektywy.
Ja mam staż raptem 8 lat znajomości i 4 lata małżeństwa, a i tak czasem czuję się jakby to był koniec świata, ale akurat nie dziś.
Teraz staram się przede wszystkim przebaczyć mojej żonie i jej kochankowi również. Nie chcę żyć z zadrą w sercu.
Wierzę, że coś miłego mnie jeszcze spotka w tym życiu. Obawiam się jednak, że będzie się to wiązało z życiem w grzechu. Nie wytrwam do końca życia w celibacie. Nie potrafię sobie powiedzieć, że tak też może być ,,cool''.
Zerknijcie proszę do mojego wątku, bo piszę tam sam ze sobą, a czasem chciałbym coś przeczytać, choćby po to żeby nie czuć, że jestem sam ze swoim problemem.
izabela1115 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-17, 21:19
Moniko ciesz się tym co masz ja zostałam ,zdradzona po 30 latach ,jesteśmy po rozwodzie wychowuję dwójkę dzieci,też rozpaczałam ,ale z czasem zrozumiałam że Pan Bóg dał mi
ten kryzys ,ten rozwód żebym zajeła się sobą,Dzięki temu poznałam tak wspaniałych ludzi,z którymi spędziłam wspaniałe wakacje nie mówiąc o rekolekcjach.Gdybym była nadal w związku trafiłabym na Sychar na pewno nie ,bo po co .Moniko mój mąż budzi się, ze snu ,przyznał, że skrzywdził strasznie dzieci, że popełnił błąd i twój mąż też obudzi się ,ale daj mu czas Po burzy zawsze wychodzi słoneczko
Monika36 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-18, 12:32
Widzisz Izu , a ja nie mogę zrozumieć po co mi jeszcze ten kryzys. Dlatego mi bardzo ciężko.
Myślałam , że wystarczy mi już chore dziecko , a tu jeszcze opuszczenie przez męża i samotność.
Boże dlaczego ? Po co ?
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-18, 13:00
Wiesz Moniko, dzięki kryzysowi rzuciłaś palenie, będziesz zdrowsza i będziesz mogła dłużej opiekować się dzieckiem. Chwała Panu.
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-19, 19:55
Moniu sciskam i zachecam do lektur polecanych na forum Dobson, Pulikowski, Pawlukiewicz ( sa swietne homilie w necie), odwiedzenie ogniska blisko Twojego miasta
przelamanie obawy, wstydu....
to czesto pierwszy krok do wyzdrowienia...
pamietam w modlitwie....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.