Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Znalazłam coś ciekawego i chcę się z Wami podzielić:
Czy twoja rodzina rani twoje małżeństwo?
Większość małżonków zmaga się z problemami zachowania lojalności względem małżeństwa i lojalności względem własnej rodziny, nie mówiąc o rywalizacji w kwestii priorytetów.
Rodzice i inni członkowie rodziny ranią nasze małżeństwa tylko wtedy, gdy im na to pozwalamy. Oto kilka pytań mających na celu pomoc w ustaleniu tego, czy ma to miejsce w twoim przypadku. Odpowiedź „tak" na więcej niż dwa pytania może oznaczać, że istnieje jakiś problem. Odpowiedź „tak" na więcej niż cztery pytania sugeruje, że należałoby poważnie przyjrzeć się temu, co jest dla mnie - jako człowieka dorosłego-najważniejsze. Odpowiedź „tak" na osiem lub więcej pytań sugeruje, że trzeba by sprawdzić, czy w domu twoich rodziców twój dawny pokój jest jeszcze wolny, albo czy pokój twojego współmałżonka w jego rodzinnym domu jest nadal do dyspozycji.
♥Czy tematem wielu waszych sporów bądź najtrudniejszych kłótni jest sposób, w jaki traktują was teściowie, lub wymagania, jakie wam w życiu stawiają?
♥Czy zdarza ci się ukrywać przed współmałżonkiem rozmowy prowadzone ze swoją rodziną?
♥Czy zdarza ci się drobne wady współmałżonka przypisywać złym praktykom wychowawczym swoich teściów?
♥Czy któreś z was narzeka na nierówną ilość czasu poświęcaną krewnym z jednej lub drugiej strony?
♥Czy zdarza ci się próbować uprzedzać zaproszenia od swoich teściów, umawiając się z własnymi rodzicami naróżne święta bez konsultacji w tej sprawie ze współmałżonkiem?
♥Czy odczuwasz ze strony swojej rodziny naciski w kwestii wyrażania zgody na planowanie różnych spotkań bez konsultowania się ze współmałżonkiem?
♥Czy trudno ci jest odmawiać prośbom swoich rodziców?
♥Czy łatwo ci odmawiać prośbom swoich teściów?
♥Czy wszystkie święta i uroczystości rodzinne obchodzicie u jednych rodziców?
♥Czy wydaje ci się, że twój współmałżonek nigdy nie wyznacza granic wymogom i żądaniom ze strony swoich rodziców, nawet wtedy, gdy są one całkowicie nieuzasadnione i nierozsądne?
Jeżeli niepokoją cię ewentualne odpowiedzi współmałżonka na niektóre z tych pytań, oto kilka rzeczy, które możesz zrobić, aby chronić swoje małżeństwo, jednocześnie zachowując serdeczne relacje z obiema rodzinami.
•Jeśli spieracie się ze sobą na temat rodziny jednego z was, unikaj odwetów polegających na atakowaniu rodziny współmałżonka.
•Staraj się nie wypowiadać krytycznych uwag na temat charakteru bądź rodzinnych cech teściów, jeżeli twój współmałżonek nigdy wcześniej ich nie wymienił. Unikaj krytykowania swoich teściów, w przeciwnym bowiem razie wzbudzisz u swojego współmałżonka chęć obrony rodziców i zwiększoną lojalność względem nich.
•Zasady w relacjach pomiędzy rodzinami każdy współmałżonek powinien ustalać ze swoją własną rodziną. Nie dopuszczaj do sytuacji, w której twój współmałżonek zostałby czarnym charakterem w twojej rodzinie, a ty w jego.
•Jeżeli narzekasz na to, że czujesz się kontrolowany przez swoich teściów, istnieje duże prawdopodobieństwo, że twój współmałżonek jest zbyt uległy w relacjach ze swoimi rodzicami. Okaż zdecydowanie w stosunku do współmałżonka i zażądaj, aby zrobił to samo w stosunku do twoich teściów.
•Jeżeli czujesz, że tkwisz pomiędzy współmałżonkiem a swoją rodziną, wyrwij się z tego położenia, starając się znaleźć zrozumienie u współmałżonka, a następnie tworząc z nim wspólny front. Pozostanie w środku będzie oznaką braku lojalności w stosunku do niego.
Załatw tę sprawę najpierw z nim i znajdźcie rozwiązanie, które zadowoli was obojga.
•Wyznaczając pewne ograniczenia w stosunku do rodziców, którzy wymagają zbyt wiele lub postępują nieuczciwie, skoncentrujcie się na wielokrotnym, jeśli będzie to konieczne, wyrażaniu swoich oczekiwań. Unikajcie również roztrząsania tego, dlaczego ich podejście jest „złe".
Fragment książki: Jak trzymać się razem w świecie, który chce nas rozdzielić - William J. Doherty
Pamiętajcie,że ten tekst ma nam uświadomić czy naprawdę w życiu małżeńskim postepujemy jak dorośli i odpowiedzialni ludzie, czy może nadal łączy nas z rodzicami niewidzialna pępowina. To zachęta do pracy nad soba i swoim małżeństwem, jesli w nimcoś szwankuje na lini rodzice małżonkowie.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-07-15, 11:57
Rodzina, jej radości i smutki
Maria Kucaj - psycholog
Wobec tak jednoznacznego stanowiska Pana Jezusa moralna ocena stanu osób żyjących w tzw. „małżeństwach niesakramentalnych” może być tylko jedna – „znajdują się w sytuacji, która obiektywnie wykracza przeciw prawu Bożemu” (KKK 1650). To nie jest jednorazowy grzech, upadek słabego człowieka, ale trwały stan grzechu wybrany dobrowolnie i świadomie. A jednak praktyka duszpasterska w stosunku do nich wydaje się podważać tę naukę i wywołuje poważne zgorszenie.
Czasami spotykam się ze zdziwieniem z powodu istnienia duszpasterstw „par niesakramentalnych” i pytaniem czy Kościół zmienił swoje stanowisko w sprawie nierozerwalności małżeństwa. Nie – nic takiego nie miało miejsca i mieć nie może! Osoby, będące w związkach jakbymałżeńskich, gdy żyją ich legalni i faktyczni małżonkowie, znajdują się w stanie grzechu ciężkiego i dopóty nie porzucą pożycia seksualnego, nie mogą otrzymać rozgrzeszenie (trwanie w grzechu i brak gotowości do nawrócenia – por. Kan 987). Osoby grzeszące w sposób ciężki przeciw VI przykazaniu same wyłączają się z możliwości korzystania ze strumienia łaski uświęcającej. Niemniej jednak za grzech cudzołóstwa nie jest przewidziana kara ekskomuniki i żaden grzesznik nie może znaleźć się poza wołaniem Kościoła o nawrócenie. Tej sprawie został poświecony nr 94 Adhortacji Apostolskiej Jana Pawła II „Familiaris Consortio”. Wspomina również o tym Katechizm Kościoła Katolickiego w nr 1650-1651.
Dokumenty te dają jednak tylko ogólne wskazania. Niestety praktyka duszpasterska często pozostaje na bakier z wieloma zasadami moralnymi Kościoła.
Podstawową wadą tych duszpasterstw jest brak wezwania do radykalnego i natychmiastowego nawrócenia, a jest tylko czekanie aż obumrą namiętności i dopiero wtedy będzie można uczynić zadość normom Kościoła. Taka postawa to nieliczenie się z kruchością życia ludzkiego i grozą wiecznego potępienia dla tych, co umarli w grzechu ciężkim. A może właśnie kluczem do zrozumienia tej lekkomyślności duszpasterskiej jest zanik przekonania o wieczności kar piekielnych? Jest to również niewiara w skuteczność Bożej łaski, że można wytrwać w życiu bez grzechu ciężkiego.
Zgorszenie, które się pojawia w związku z istnieniem takich duszpasterstw, jest w znacznej mierze uzasadnione i nie ma w sobie nic z niemiłosiernego odrzucenia grzesznika. Powstaje z przeświadczenia o podważaniu nauczania Kościoła o nierozerwalności małżeństwa. Można mieć wrażenie, że nie jest już czymś złym (Kościół się „dostosował”) być w drugim związku za życia małżonka i że kiedyś Kościół dopuści ich do sakramentów. Również trudno oprzeć się wrażeniu, że aby być „oczkiem w głowie” modnych duszpasterzy trzeba porzucić małżonka i związać się z kimś innym… To powoduje zgorszenie. Trzeba tak przekształcić działanie w tym zakresie, aby było jasne, że ci ludzie nie są nowym, eksponowanym stanem w Kościele, że to tylko PRÓBA nawrócenia publicznego grzesznika. Zresztą zwrot „pary niesakramentalne” to tylko eufemizm ukrywający stan publicznego życie w grzechu. Konieczność troski o grzeszników i wezwanie do nawrócenia (tj. porzucenie partnera tu i teraz) nie może przybierać formy grupowej tak jak duszpasterstwa różnych grup, bo to, co ich wyróżnia, ten klucz doboru, to zło, grzech. Co innego, gdyby powołać grupy pomocy i wsparcia dla osób zrywających grzeszne więzy – tak, jak to ma często miejsce w przypadku duszpasterstw prostytutek, które ułatwiają porzucenie tego procederu i wspierają w zorganizowaniu życia na nowo. Istnienie takich wspólnot duszpasterskich jest tak samo absurdalne jak pojawiające się na Zachodzie „duszpasterstwa” homoseksualistów. Czy ktoś planuje tworzenie duszpasterstw złodziei samochodów? Ostentacyjność, z jaką prowadzi się te duszpasterstwa, często służy głównie zaspokojeniu próżności duszpasterzy.
Uważam, że błędnie wykorzystuje się autentyczną „tęsknotę i głód” wiary tylko do podtrzymywania słabnącej więzi z Kościołem (niby główny owoc i zasługa tych duszpasterstw) w nadziei, że może kiedyś osoby żyjące w związkach niesakramentalnych będą w stanie uzyskać rozgrzeszenie. Myślę, że te pragnienia powinny stać się oparciem do wezwania do porzucenia grzechu. Dla hipotetycznego dobra przyszłego wyrządza się namacalne i konkretne zło zgorszenia.
Te duszpasterstwa są również forpocztą ruchu zmierzającego do wprowadzenia udzielania Komunii Świętej rozwiedzionym, bo oni przecież zostali porzuceni, nie są niczemu winni! Nie zawsze jest to początkowo uświadomione, ale wiedzie z żelazną logiką: skoro jesteśmy w Kościele, to mamy prawo do wszystkiego, co Kościół rozdziela. Powstają bardzo namacalne i konkretne środowiska (sami zainteresowani i ich duszpasterze oraz sympatycy), zdolne do wywierania realnego nacisku, wywołującego niepotrzebne zamieszanie, na hierarchię kościelną by zgodziła się na udzielanie Komunii Świętej dla nich. Uważam, że zawczasu należy to zagrożenia zlikwidować.
Opieka religijna ze strony Kościoła nad „parami niesakramentalnymi” które żyją ze sobą ze względu na dzieci stanowi pewien newralgiczny punkt tego zjawiska. Dla pewności i spokoju sumień przydałoby się jakieś dodatkowe wyjaśnienie i precyzacja ze strony Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Nie sądzę, aby papieżowi w „Familiaris Consortio” chodziło o usprawiedliwienie trwania w grzechu racją wychowania dzieci, bo nawet najwyższa wartość doczesna stoi niżej od dobra duszy nieśmiertelnej (zob. Mt 26, 16). Myślę, że Jan Paweł II apelował o wytrwałość pasterską, aby nawet osoby tak głęboko uwikłane w grzech (często grzeszące tym samym przeciw Duchowi Św.) również znalazły się w obszarze głoszenia Bożego Miłosierdzia. Warto też nadmienić, że powoływanie się przez te pary na dobro dzieci jest często zwykłym wykrętem dla usprawiedliwienia siebie, a duszpasterze powinni wykazywać się większą stanowczością i zdecydowanie wzywać do porzucenia partnera w grzechu.
Uważam, że nie da się uniknąć zgorszenia, gdy troska o nawrócenie tej kategorii grzeszników będzie grupowa - zawsze będzie to „zgromadzeniem grzeszników”, których spoiwem i wyróżnikiem jest trwanie w ciężkim i publicznym grzechu. To wywołuje wrażenie, że Kościół popiera ich stan (czyli akceptuje ten sposób życia). Trzeba otoczyć tych ludzi troską duszpasterską, ale indywidualne. Nie chodzi mi o dodatkowe potępianie ludzi uwikłanych w ten grzech (głęboko mi ich szkoda), ale uważam, że zachęta dana przez „Familiaris Consortio” nie upoważnia do łamania zasad moralnych i wywoływania zgorszenia.
Bardzo mądry tekst, i niestety wiele w nim prawdy niestety o duszpasterstwach.
Nie pisałam o tym na forum chyba, w mojej parafii jeden z ojców przy homilii o drzewie figowym wyraził "marzenie, że kiedyś kościół w kwestii ekskomuniki żyjących w tzw. grzechu zmieni prawo". Zaraz potem się zreflektował i mówił że mało czasu na nawrócenie, że nie wiemy kiedy Pan przyłoży do bezowocnego pnia figowca siekierę....Ale...To było raczej jak dedykacja dla niesakramentalnych: "słuchajcie kazania mówię takie jak muszę, ale to zdanie specjalnie dla Was, bo jestem z Wami"
W Polsce istnieje pewien bolesny paradoks - szanujemy prawa innowierców do "ortodoksji", ale sami siebie z odstępstw od naszej wiary rozgrzeszamy... Bo "nieżyciowe", "niedzisiejsze"... Zazwyczaj mówią to Ci, którzy ostatni kontakt z Katechizmem mieli w podstawówce, gorzej, jak prawdę "Kościół sobie, zycie sobie" głosi się z ambony...
Mój proboszcz ilekroć rozmawiamy patrzy i słucha z politowaniem, ale chwała Panu inny ojciec, opiekun Żywego Różańca włączył intencje kryzysowych małżeństw i rodzin zagrożonych rozpadem do modlitwy wspólnotowej.
Uważam, że adhortacja "Familirias consortio" jest najlepszym jak dotąd dokumentem Kościoła poruszającym ważne problemy zagrożenia małżeństwa, plus "List do rodzin"...
Osobiście jestem zdania, że rekolekcje dla niesakramentalnych TAK (rekolekcje dla więźniów nie oznaczają akceptacji przestępstw)
ALE wspólnoty duszpasterskie to najczęściej wspólnoty wzajemnej adoracji.
Może jestem w błędzie, sory, jestem tylko czlowiekiem
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-07-30, 22:33
Wg mnie test stawia sprawy na właściwe miejsce. Bez rozmydlania, bez relatywizowania. Bo też jest to tak naprawdę najtrudniejsza kwestia - pokazać miłość do człowieka, ale bez akceptacji zła. Zarówno w małżeństwie, jak i w Kościele. Trudne. Ale da się.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-08-29, 23:01
Rodzina i społeczeństwo
ks. Tomasz Jelonek
Problematyka dotycząca rodziny, a także nauka o społeczeństwie pozostają niezmiennie w orbicie szczególnego zainteresowania. Małżeństwo jest rzeczywistością wieloaspektową i dlatego w obrębie wielu nauk wypracowano teorie na jego temat. Swoje miejsce ma tu także teologia, która jest nauką o Bogu i tym wszystkim, co wiąże się z Bogiem. Małżeństwo i życie rodzinne bardzo ściśle związane jest z Bogiem. On bowiem zaplanował małżeństwo dla ludzi, On daje je ludziom jako zadanie życiowe do wykonania.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.