Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zgoda na rozwód
Autor Wiadomość
qjpus
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 20:59   Zgoda na rozwód

Witam,

Od pół roku stoję w obliczu poinformowanie mnie przez żonę o jej postanowieniu o rozstaniu ze mną. Pół roku żyjemy obok siebie. Mamy syna. Z mojej strony jest pełna gotowość i otwartość na pracę nad odbudowaniem związku, niestety jest to gotowość jednostronna.
Ale nie o łzy przyszedłem to żebrać, bo na nie nie zasługuję. Mam pełną świadomość, że do katastrofy się przyczyniłem i to w stopniu większym, niż żona.
Ale co, jak, dlaczego - to może kiedyś. Za dużo spraw na raz zagmatwa sedno, które chciałbym poruszyć.
Otóż porady co do bezwzględnego niezgadzania się na rozwód trąca mi trochę nadmiernym uproszczeniem.
Otóż czasem mam wrażenie, iż powinno się postąpić podobnie do zachowania Ojca Syna Marnotawnego - trzeba pozwolić synowi przetracić majątek, bo dopiero owo przetracenie pozwoli synowi uzmysłowić sobie miłość Ojca.

Znam trochę żonę, poznałem jej charakter, nieustępliwość, upór (taki osiołkowy), pozostawanie przy raz powziętej decyzji i wydaje mi się, że to właśnie przyzwolenie jej na postępek syna marnotrawnego daje cień szansy na to, iż kiedyś może zapragnie do mnie powrócić, natomiast przeszkadzanie przynosi efekt przeciwny - nie zniechęca, tylko skutkuje płytko rozumianym odwetem i powoduje 'zwarcie szeregów' w trwaniu przy podjętej decyzji.

Nie sądzę, że zawsze najwłaściwszą metodą jest utrudnianie komuś popełnienia grzechu. *) Sądzę, że odczytujemy powszechnie przypowieść o Synu Marnotrawnym nazbyt płytko - jako gloryfikację cierpliwości i bezwględnej miłości Ojca. Przypowieść ta także zawiera - wydaje mi się - i inne przesłania. Jedno, że Ojciec nie działa na siłę, że respektuje wolną wolę syna, aż do umożliwienia mu zatracenia się, i drugie iż to czasem chyba jest jedyna droga. Przy dostatecznie silnej determinacji ku pójściu taką, a nie inną drogą, nie pozostaje nic innego, niż nadzieja, że gdzieś w przyszłości - podobnie jak w przypadku Syna Marnotrawnego - nastąpi otrzeźwienie i powrót do domu, w którym drzwi pozostaną otwarte.

*) ... bo i nie sądzę też, że o samo księgowo rozumiane popełnienie grzechu chodzi, a o to, by wytworzyło się w grzeszniku wewnętrzne przekonanie o niewłaściwości grzechu i płynąca z wnętrza niechęć do popełniania go, a nie zaledwie niepopełnianie grzechu z powodu zewnętrznych trudności w popełnianiu go. Chodzi bardziej o to, by nie chcieć grzeszyć, aniżeli o to, by nie grzeszyć przy wewnętrznej chęci popełnienia grzechu i braku przekonania o jego grzesznym ładunku. 'Lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło' w dość lapidarny sposób ujmuje właściwe podejście do zagadnienia relacji człowieka do grzechu.

Szczęść Boże
Q
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 22:46   

Qjpus - widzisz, z tą niezgodą na rozwód to nie jest do końca tak, że bezwzględną niezgodą nie pozwalamy współmałżonkowi zgrzeszyć. On ma wolną wolę, i jak zechce, to zgrzeszy. Nawet sam, bez Twej zgody przeprowadzając rozwód.
Tu chodzi o to, że Twoja zgoda na rozwód jest grzechem. Rozumiesz? Tu chodzi o Twoją duszę! Najpierw. Duszą współmałżonka zajmij się później, najpierw zajmij się swoją.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 22:55   

qjpus-troche zagmatwałes to,ale dałem radę-może juz pózno??? i dlatego kiepsko mi szło..

Dobra Ja nie bede ani interpretował Pisma Świetego,ani odnosił sie do tego co napisałes we własnej interpretacji.

A zejde do poziomu ludzkiego........
wiedząc że ktos bliski popełnił przestepstwo,izgadzają sie na to-masz współudział w tym przestępstwie..

Tak przynajmniej interpretuje to zwykła litera prawa....teraz to odnies sobie do tego co napisałeś..

I już będziesz wiedział czemu nie zgadzac sie na rozwód.

pozdrawiam
  
 
     
qjpus
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 23:40   

Wprowadziłem chyba trochę zamieszania pisząc o 'zgodzie na rozwód', choć miałem nadzieję, że reszta wyjaśnień uczytelni aspekt zagadnienia, który miałem na myśli.

... więc może tak.

Rozwód brzmi tak ... nieodwracalnie. Zgoda na rozwód brzmi tak jakoś jak właśnie przyzwolenie partnerowi, wręcz może jako zaaprobowanie jego decyzji i przejęcie jego punktu widzenia - że rozwód jest najlepszym/jedynym wyjściem. 'Zgoda ma rozwód' brzmi tak jakoś, jakby się punkt widzenia, iż żegnamy się i rozpoczynamy nowe, osobne życia - jakby się takie postrzeganie z partnerem prącym do rozwodu zaczęło podzielać.

Z reszty zaś moich wyjaśnień (miałem nadzieję), iż czyelnie wynikało, że nie o taką 'zgodę' mi chodzi. Przypowieść o Synu Marnotrawnym jest też przypowieścią o Wolnej Woli syna i o tym, że Ojciec nie naruszy jej siłą, którą zapewne dysponuje., bo nie o to chodzi, by synowi przeszkodzić 'za wszelką cenę' w zejściu na niewłaściwą drogę, a o to by syn z własnej woli zechciał z niej zejść.

... i w sumie także wprowadziłem trochę zamieszania, bo też niekoniecznie o formalny rozwód chodziło, a o przeszkadzanie partnerowi w odejściu.

Co do mnie, to pierwszy zmasowany atak prorozwodowy przetrwałem. Żona napierała na mnie, żebyśmy zwyczajnie oboje nakłamali, że żyjemy w faktycznej separacji, aby dostać rozwód. Żyjemy w UK, a tu jest odrobinę inna praktyka w tych sprawach. Rozwód cywilony może być orzeczony w kilku sytuacjach, z których w naszym przypadku w grę wchodziłyby 3:
-) zdrada, bo żona żyje z kimś 'na weekendy', ale ten przypadek byłby uzyteczny tylko w sytuacji gdyby to zdradzany, czyli ja chciał rozwodu, a ja go nie chcę, pozostają więc 2 kolejne;
-) zanik pożycia przez okres co najmniej lat 2 i obustronna wola rozwodu,
-) zanik pozycia przez okres co najmniej lat 5 i jednostronna wola rozwodu.

Na razie więc żona jest 'zdana na moją łaskę', bądź własną cierpliwość.

Z uwagi na zakochanie w innym rozkład sił jest taki, że mój opór tylko romansowi żony służy (bo miłość jest niespełniona), natomiast sądzę, iż wspólne ich zamieszkanie przbliżyłoby u nich obojgu opadnięcie różowych okularów, przez które siebie nawzajem postrzegają, zwanych zakochaniem. Acz może się i okazać tak, że ich uczucie okaże się stabilniejsze.

... no i w sumie mając taki dylemat w głowie - czy lepiej utrudniać im ich wspólne życie, czego efektem ubocznym jest pozostawanie ich w stanie zakochania, czy lepiej jednak wybrać wariant bardziej ryzykowny, acz z potencjałem zakończenia sprawy szybszego przez umożliwienie im skonsumowania zakochania przez codzienną rutynę.

Wiem, że to nie jest profil tej strony, ale chyba można i o takich askpektach głośno pomyśleć?

Szczęść Boże
Q
Ostatnio zmieniony przez qjpus 2009-12-30, 13:44, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 08:34   

Qjpus, może Twój dylemat trochę rozwiąże ten tekst o. Jacka Salija:

"....Pan Jezus dopuszcza, nawet zaleca rozejście się mężczyzny i kobiety, jeśli żyją oni na sposób małżeństwa, ale małżeństwem nie są. Chodziłoby tu o taki związek, o którym Chrystus wspomniał w rozmowie z Samarytanką: „Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem” (J 4,18). Po wtóre, w słowach tych Kościół dopatruje się obowiązku bezwzględnej niezgody na cudzołóstwo współmałżonka. Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa...."

Więcej...

A - no i oczywiście - "Miłość potrzebuje stanowczości"
http://www.opoka.org.pl/b...rzebuje_01.html
  
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 20:04   

qjpus napisał/a:
Z uwagi na zakochanie w innym rozkład sił jest taki, że mój opór tylko romansowi żony służy (bo miłość jest niespełniona), natomiast sądzę, iż wspólne ich zamieszkanie przbliżyłoby u nich obojgu opadnięcie różowych okularów, przez które siebie nawzajem postrzegają, zwanych zakochaniem. Acz może się i okazać tak, że ich uczucie okaże się stabilniejsze.

Witaj,
człowiekowi świadomemu boskich przykazań pod żadnym pozorem nie wolno sprzyjać, nawet pozornie, popełnianiu grzechu lub trwania w nim przez innych.

Nirwanna napisał/a:
Qjpus - widzisz, z tą niezgodą na rozwód to nie jest do końca tak, że bezwzględną niezgodą nie pozwalamy współmałżonkowi zgrzeszyć.


Nirwanna ma rację. Nie tylko o to chodzi.
Niezgoda na rozwód to także ochrona osób trzecich, wplątywanych w takie rozwiązania prawne, przed popełnianiem i trwaniem w grzechu śmiertelnym.
( sędziowie, adwokaci, fałszywi świadkowie..)
Pamiętasz? Kto do grzechu namawia, na grzech przystaje, grzechowi sprzyja...
...ten bierze go na siebie!!!

A co do syna marnotrawnego to zauważ, że najpierw utracił środki , które sprzyjały popełnianiu grzechu, potem doświadczył trudności życiowych, wreszcie dramatycznych niedostatków dla przeżycia ciała ( instynkt przetrwania łamie totalnie pychę bogacza) i dopiero wtedy syn zauważa, że powrót do Ojca może uratować mu życie.
Bo tam nawet zwierzęta są traktowane lepiej niż on w chwili obecnej. ( doświadcza realnie, że nikt nie będzie go tak kochał i dbał o niego jak Rodzic)
Dopiero ten moment wyzwala w nim poczucie winy i żal, że jego uczynki zmartwiły Ojca.
Ta decyzja- uświadomienie grzechu-oraz chęć ukorzenia się przed Ojcem, przeproszenie go- ratuje mu życie wieczne.
Czy zatem mamy wysnuć wniosek , że głód ratuje życie wieczne?
Chcę Ci przez to pokazać,że interpretacja postępowania musi być dogłębnie przemyślana. Człowiek ma myślenie jednotorowe i tendencje do zawężania pola widzenia, dlatego w trudnych sytuacjach konsultujemy się z innymi. Sprawdzamy inne spojrzenie zanim podejmiemy decyzje.

Ludzie głęboko wierzący zwykle nie mają żadnych dylematów. Dla nich wszystko jest proste.Opierając się na dekalogu i Biblii rozwiązują swoje problemy, a czego nie mogą zrozumieć powierzają Bogu. On widzi całość, a nie wyrywki jak my.

Dlatego jeśli przeanalizujesz swoją postawę wobec rozwodu ( który dziś nie jest jedyną formą-jest separacja)przez perspektywę Słowa Bożego zobaczysz to nieco inaczej.
 
     
izabela1115
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-31, 23:14   

Witam.,dawno nie pisałam nic o swojej sytuacji ,ale czytalam niektóre posty,Dzięki temu forum niepopełniłam najgorszego błędu życiowego,to El kazała mi się zastanowic,co chcę dlaczego chcę rozwodu a nie seperacjiPo głebszym zastanowieniu stwierdziłam że,rozwód mi jest niepotrzebny,że jestem chrześćjanką,że to Pan Bóg nas połaczył i to Pan Bóg nas rozdzieli tak powiedziałam w sądzie na sprawie o sepercje.która odbyła się 7 grudnia ,a kolejna sprawa 1 lutego na okolicznosc dzieci.Ja też w pierwszych emocjach wystąpiłam o rozwód, a gdy emocje opadły i poprosiłam o radę przemyślałam ,że dopóki [w naszym przypadku są małoletnie dzieci] to na rozwód się nie zgodze,co bardzo zezłościło to mojego męża ,ale to jest jego problem ,dziś mu napisałam że od prawdy się odwróciłeś,a do kłamstwa się zwróciłeś .Modlę się za niego ,tylko tyle mogę w tej chwili zrobić ,Ufam BOGU i wierzę że przyjdzie taki dzień, że moj maż opamięta sięi wróci jak ten Syn Marnotrawny. Wszystkim którzy przegadali mi do rozsądku, serdecznie dziękuję za wsparcie i modlitwę.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 19:28   

izabela: Chwała Panu Bogu :-D :!:
 
     
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 19:41   

izabela1115
Mnie rozwód też nie był nigdy potrzebny a jednak nie miałam w sobie tyle siły w tamtym czasie.Ogromnie tego żałuję.Pozdrawiam i będę pamiętała w modlitwie.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 23:24   

Marzenka, nie było może człowieka, który by jakoś mocniej wsparł, podtrzymał, w danej chwili jakoś "oświecił". Żal może odczuwasz, ale pamiętaj, że Pan Bóg w sakramencie pojednania wybaczył i Ty sobie także wybacz - tak, dla "zdrowotności" Pan Jezus chce, żebyś to czuła. On Ci wybaczył i na dzień dzisiejszy zaprasza Cię do współpracy z Jego Łaską ku Uzdrowieniu Waszych relacji, ku Jedności.
Szczęścia i pełnej Radości życzę!
 
     
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-02, 10:01   

kasia napisał/a:

Marzenka, nie było może człowieka, który by jakoś mocniej wsparł, podtrzymał, w danej chwili jakoś "oświecił". Żal może odczuwasz, ale pamiętaj, że Pan Bóg w sakramencie pojednania wybaczył i Ty sobie także wybacz - tak, dla "zdrowotności" Pan Jezus chce, żebyś to czuła. On Ci wybaczył i na dzień dzisiejszy zaprasza Cię do współpracy z Jego Łaską ku Uzdrowieniu Waszych relacji, ku Jedności.
Szczęścia i pełnej Radości życzę


Nie było nikogo kto by mi powiedział nie rób tego ale też nikt nie mówił zrób.
To wszystko było w biegu.
Na pierwszej rozprawie mnie nie było(byłam za granicą) a na drugiej,mąż zgodził sie na wszystko byle było już po wszystkim.
Teraz ma mi za złe że się niczemu nie nie przeciwstawiłam.
Pojednałam się z Bogiem.Modle się za swoja rodzinę i za Was kochani.
Nie chce już żyć z dala od Boga.Wiem że wiara pomoże przetrwać wszystko.Niech się stanie Jego wola.
Powierzam swoją rodzinę Jezusowi.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9