Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
na rozdróżu, pogubiona, poraniona
Autor Wiadomość
Marianna
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-16, 21:58   na rozdróżu, pogubiona, poraniona

Witam wszystkich, od wielu lat czytam i obserwuję forum. Rzopozczęło się wiele tam temu. Wtedy kiedy zaczęły sie u nas pierwsze kryzysy. Zadne z nas nie miało wtedy nikogo, nasze małżeństwo nie radziło sobie z problemami, proleblemami dnia powszedniego, ktore urosły do mega problemów po narodzinkach naszego synusia. Waliczyliśmy ze sobą, jak małe dzieci - ciągłe kłotnie, brak porozumienia, czasem szacunku - skorzystalismy kilka lat temu z rekolekcji i terapii małżeńskiej w poradnii katolickiej. Potraktowaliśmy to jako ostatnia sznsę dla naszej rodziny. Chcieliśmy zrobić to głównie dla dziecka. Było dobrze.. Do czasu. Pojawił się w życiu mojego męża ktos, kto okazał się bardzo ważny. Nie doszło do zdrady fizycznej, ale niewiele brakowało. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Bez kłotni, chociaż z wilekim bólem poprosiłam o zerwanie tej znajomości.Miał dokoać wyboru, wybrał nas. Wybaczyłam, zapomniała. Zrobił to,zakończył to, ja wybaczyłam, ale przestałam czuć się pewnie. Mijają kolejne lata, znowu nie potrafimy się porozumieć. Czuję, ze on mnie nie kocha. Nie okazuje uczuć. Jest mega zimny. Moje uczucia też wygasają. Ale chciałbym walczyć, dla nas, dla naszego syna. I nigdy nie wyobrażałam sobie, że ja kiedyś znajdę się w takiej sytuacji jak on. Zarzekałam się zawsze, że ngdy nie zdradze męża, nidgy nie interesowali mnie inni mężczyźni. Przypadkiem poznałam człowieka. Zaprzyjaźniliśmy się. On też ma rodzinę. I wiem, że nie powinnismy, wiem, ze to grzech, że ranimy swoje rodziny, chociaz to tylko telefony, kilka spotkań. Nie zdradziłam i nie zdradzę go fizycznie. Ale boję się, że ta więź emocjonalna, która powstała między nami też jest zdradą. Musze od tego uciec, bo wiem, że błądzę. Musze ratować naszą rodzinę. Ale jak? Nie potępiajcie mnie. Zakochałam się w tym mężczyźnie, ale zamierzam to skończyć, jeszcze dziś, bo to nie doprowadzi do niczego dobrego. Takie emocjonalne związki są bardziej krzywdzące dla nas i pewnie z czasem dla naszych rodzin. A tego nie chcę. Pomózcie proszę, bo jest mi strasznie ciężko. Chce za wszelką cenę ratować związek a z drugiej strony nie umiem poradzic sobie z ta przyjaźnią. Skończę ja i będe bardzo cierpiała, a to też odbije sie na moim małżeństwie> Boję się, ze mąż się zorientuję..
Co robić, jak postępować?
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 22:15   

Marianno
to co zobaczyłaś w tym drugim , to jest to co kiedyś miałaś od męża, a teraz tego zabrakło -To tęsknota za tym co już mieliśmy , a utraciliśmy ślepo gna nas w ramiona innych. Nie widzimy , że nasz małżonek, ma to nadal , pod warstwą lodu , okrył serce które dawniej mogliśmy dotykac i cieszyć sie jego ciepłem i autentycznym uczuciem .
to działa w obie strony. ON też w tej drugiej szukał CIEBIE. Oni i MY z powodu ram dzieciństwa i wzajemnych ran i niezrozumienia zamrażamy serca , zamykamy je.
POWRÓT DO SERCA , POWRÓT DO JEZUSA
lektura obowiązkowa do odmrożenia serc J. Eldredge "dzikie serce" " urzekająca"

rada : radykalne cięcie. 0 - nul kontaktów i staniecie w prawdzie serca .
czytaj , słuchaj , módl się , pisz . Kto szuka ten znajduje. Kto prosi otrzyma.
Z Panem Bogiem, pozostaje w Modlitwie
 
     
Marianna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 22:44   

Mirakulum, bardzo dziekuję Ci za te słowa. Bardzo mądre słowa. Tylko stąd wziął się ten lód? Dlaczego? Przecież bardzo sie kochalismy, a teraz taka obojętnośc. Bywają takie dni, ze patrzeć na siebie nie możemy. Krzywdzimy sie słowami. Często pada nieprzemyslane słowo rozwód. Ale tak w głebi duszy ani ja, ani mam nadzieję mój mąż tego nie chcę. Chciałabym tak bardzo chciała, żebysmy znowu się kochali jak kiedyś...Chciałabym, aby nie trafiali sie tacy męzczyźni i kobiety, które będą unicestwiały nasz związek. Ale to wszytsko nie wynika z niczego. Jesli jest cos nie tak w małżeństwie - jestesmy bardziej podatni na takie bodźce z zewnatrz... Tylko co nam po nich. Człowiek sie w cos angazuje, wyrzucjac sobie jednocześnie, że popełnia błąd, a jednak brnie dalej. Mam nadzieję, ze przy Waszej pomocy wyjde na prostą...
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 23:31   

to nasze odejście od Boga , to nowe Bożki - dla jednych to mąż lub żona , dla innych alkochol , przemoc, wiara we wlasne siły , to ten zły :evil: ze wszsstkimi pokusami

lektur , czytaj tu co tylko możesz , sluchaj kazań , z rekolekcji i innych ktore wytropisz. Pan cie poprowadz powiedz tylko chcę.-
i znajdz odp. na to pytania
JAKIE JEST NAJWIĘKSZE PRAGNIENIE TWOJEGO SERCA ?
może to być trudne na początek , podpowiedz , która mi osobiście otworzyła oczy.

http://nearlyangel.wrzuta...s._pawlukiewicz

SZUKAJ , A ZNAJDZIESZ . poczytaj nasze historie , przesłuchaj różne rekolekcje i nauki,
w linku "Słowo Boże " znajdziesz ciekawe tematy do przemyśleń np ,DARY BOŻE

Z BOgiem , z drodze do swojego prawdziwego serca
 
     
ojerzysj
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 00:34   

Marianno, Pani od wielu lat czyta forum. Też musiała być jakaś przyczyna, że Pani interesowało takie właśnie forum. W atmosferze czytanych opisów kryzysowych sytuacji rodzinnych mijały lata waszego życia rodzinnego. Nie wiem, czy jest gdzieś na internecie nie-kryzysowe forum małżeńskie. Ale zasadnicza rzecz, którą chcę podsunąć do zastanowienia, to ta, że przynależność do jakiejś wspólnoty może być mocnym podparciem dla małżonków i dla całej rodziny. Mam na myśli jakąś wspólnotę małżeńską. Rozumie się, tam potrzebny jest wysiłek, i systematyczna praca - praca nad sobą przede wszystkim. Kiedyś przed laty znałem trochę rodzinę rodzin czy potem kościół domowy. Teraz nie wiem, jakie wspólnoty w Polsce mają powodzenie wśród małżonków. Słyszałem, że rodziny nazaretańskie przeżywają kryzys. Osobiście najbliżej jestem Equipe Notre Dame. Wiele lat odchodzenia i wątpliwości będzie wymagało tyleż przynajmniej lat dla powrotów, a może i więcej. Wspólnota może mocno wesprzeć wasz wysiłek, bo o waszych staraniach na odbudowę wspólnoty rodzinnej wcale nie wątpię.
z modlitwą, by wasze wysiłki pozwoliły obróciły się szybko w smaczne owoce
ojerzysj
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 08:58   

Marianno , doskonale Cię rozumiem ....Jeżeli podejmiesz decyzję o zaprzestaniu tych kontaktów to Jezus pomoże Ci wytrwać , Będzie bolało , ale im więcej czasu będzie mijało od zakończenia tych kontaktów ból będzie się zmniejszał....Wiem jak to jest przejrzeć się w czyichś oczach i nareszcie zobaczyć ciepło, podziw i docenioną kobiecość ...Tylko wszystko w naszym życiu ma konsekwencje ...początek i koniec .....Jest początek , fajnie , zrozumienie , pokrewieństwo dusz ,,,,ale jaki będzie koniec ,,,,cudzołóstwo ?? Ból , wyrzuty sumienia i riozbite dwie rodziny? Jesteś żona swojego męża , a Twój mąż jest mężem swojej żony czyli Ciebie .

Jak wygląda teraz Wasza relacja z Bogiem , Wasza jako małżeństwa , i wasza z osobna ? i Twoja ?

Jeżeli możesz poproś męża o to byście codziennnie na GŁOS czytali Hymn o miłości z 1 listu do Koryntian r.13 . NA GŁOS bo "wiara rodzi się ze słyszenia " a poza tym tam gdzie głośno wypowiada się słowo Pana tam zmienia się rzeczywistość "ono jest jak miecz obosieczny " I właśnie Hymn o miłości bo to jest prawdziwy obraz miłości małżeńskiej .
Codziennie wieczorem , może najpierw 2 tygodnie ? Dacie radę ?

A tamta znajomośc złóz na ołtarzu , na Krzyżu , ofiaruj ja Panu , On Ci pomoże :->
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 09:03   

I lektura obowiązkowa " Miłość i szacunek " Emmerson Eggerich
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 09:27   

Marianna..... jak czytasz to forum od dawna to zapewne wiesz ,że jeśli chodzi o mnie to raczej jestem z tych co to "leją" zimną wodą.
A więc ................. czytałas to forum,od wielu lat............... i co???????
czytałaś ze zrozumieniem? czy czytałas jak Hareqina??? komentując w myślach............ot ,popaprańcy..........
Marianna,mam wrażenie ,że TY/Wy jako małżeństwo jesteście na krawędzi swojego dna.Ale czy musicie zaliczyć takie totalne dno by sie otrząsnąć???
Czy musisz wskoczyc do łóżka innemu facetowi by jednak to dno zaliczyć?
Czy musisz doprowadzić do zdrady w dwóch małżeństwach?
Czy musisz zafundować "jazdy" swojemu dziecku tylko dlatego że opadły uniesienia ?
Że mylisz zakochanie z miłością?
Że ważniejsze są żądze?
Że jako dorosła kobieta nie potrafisz zadbać o poprawną komunikację małżeńską?
Że ważniejsze są wszystkie inne rzeczy i sprawy jak zrobienie wysiłku ku nauczenia sie jak mówić by być słuchaną i jak słuchać by ktoś(mąż) chciał do Ciebie mówić?
Że warto słuchać ze zrozumieniem tego co mówi mąż?dziecko?
Czy nie warto postawić na pierwszym miejscu swojego "JA" przed "MNIE"?
"JA"- co ja mogę dać z siebie,
-co ja mogę zmienić w sobie
-co ja zrobię by być otwarta na męża
-co ja zrobie by poprawić komunikację
-co ja przeczytam aby poszerzyć swoja wiedze z zakresu komiumnikacji międzyludzkiej

A nie :
-mnie się nie chce
-mnie się należy
-mnie on uraził
-mnie on skrzywdził gadaniem
-mnie się wydawało że...........

Tych "mnie" dopisz sobie tyle ile zdołasz ich znaleść u siebie....... im dokładniej i więcej ich(tych MNIE) poszukasz tym Twój rozrachunek moralny będzie krótszy w czasie.Zaboli raz ale dobrze a potem praca,praca nad swoimi wadami charakteru.

A miłość małżeńska,rodzicielska to nie uczucie,nie motylki,nie fascynacja(choć też ale jako emocje towarzyszące) ale POSTAWA.
Nie można być żoną i kochanką męża ,a jednocześnie kochanką innego faceta.
Ludzie z natury są poligamistami.
Nawet małpy siedzą na jednym bananowcu.

Marianno...............ale najważneijsze jest to ,że Ty chcesz się zmienić,że widzisz dysfunkcje u siebie ,że nie wypierasz całkowicie sumienia.
Że to opisujesz,że tu jesteś.................... sztuką nei jest tkwienie w dysfunkcji.......... sztuką jest umiejscowienie siebie w tej dysfunkcji i przyznanie się przed sobą,Bogiem i innym człowiekiem do wdepnięcia w bagno.
Mimo zachaczenia o bagno(takie mam wrażenie) to jednak nie chcesz tego bagna zaliczyć.
Marianno............. dobrze że piszesz,dobrze że stajesz,usiłujesz staną cw prawdzie.
Bo sama raczej sobie nie poradzisz z tym..................... człowiek sam za swoim pogrzebem nie pójdzie..........potrzbni są inni ludzie...lustra............a forum może być lustrem do pewnego czasu.
Potem trzeba stanąć w prawdzie wobec Boga i siebie ale u kratek konfesjonału.

Marianno??? a jaką lekturę z zakresu komunikacji małżeńskiej przeczytałaś?
Może Faber i Menzlis z ich poradnikami?Moze "Kobiety są z Wenus a mążczyżni z Marsa?Może "Miłość wymaga stanowczości"?
Jaką lekturę podarowałas meżowi?

Może Dobson?może Pulikowski?Może Eldrige?

To sa ważne pytania na które Ty powinnaś sobie odpowiedzieć................... co JA zrobiłam aby nie zapychać kanałów komuniakcji małżeńskiej ,rodzinnej.......... co JA mogę zrobić by udrożnić komunikację...................

Pogody Ducha
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 10:23   

Marianna napisał/a:
Takie emocjonalne związki są bardziej krzywdzące dla nas i pewnie z czasem dla naszych rodzin



tak, bo to tylko iluzja poczucia szczęścia, wraz z nadejściem prozy zycia czar pryska i zostajemy z szarą rzeczywistością wtedy...
bo świat przestaje nam sie jawić na różowo, a partner dziś ten uroczy, miły, w którym upatrujemy dziś same pozytywy z czasem jak go bliżej poznajemy zaczyna sie jawić jako ktoś normalny, a nie książe z bajki, który w mig odgaduje nasze życzenia, potrzeby, czaruje i mami... mami dobrymi słowami, pięknymi gestami... cóż poza tą otoczką pustych gestów, które tak wspaniale nas dowartościowuja, nie ma nic więcej, nie ma tego najważniejszego poparcia w czynach,,,
człowiek tak naprawdę sprawdza sie dopiero w szarym życiu, w momencie gdy jest źle... gdy nie ucieka, gdy nie poszukuje zamiennika, gdy uparcie trwa i dązy do tego, by rozwiązać problem...
można uciekać długo od problemów, ale one niestety i tak nas dopadają, wraz z całą ta lawiną złego jaką po drodze uzbieraliśmy...
problemy wtedy są jeszcze większe do rozwiazania, już nie ma tylko problemów małżeńskich, dochodza do tego jeszcze problemy z tym, tą trzecią...

Marianno walczysz o poczucie bycia kochana, akceptowaną... ale jak nie potrafisz sama doceniac tych wartości w drugiej stronie, widziec w niej tego co sama chcesz brać... niestety tego nie otrzymasz, by otrzymywac od kogoś dobro najpierw samemu musi sie to dobro dawac...
ale to wymaga pokory, pokory bycia kimś nieuległym, poddawającym sie ale kimś kto w dawaniu dobra nie widzi uległości, dla kogo poczucie bycia ważniejszym, tym kto ma racje, ostatnie dominujące zdanie nie jest najważniejsze...
tak naprawde kobieta potrafi dotrzeć do serca partnera, bez walki, i jak mówi przysłowie
"być szyja "
u was jest walka, o pozycje w zwiazku, każdy czuje sie krytykowany i zmuszany do uległości, jak ulega czuje sie skrzywdzony, jak zwycięża też nie ma poczucia wygranej...
warto zastanowić sie po co mi takie uczucia bycia ważną a nie pomijaną w związku, czym kieruje sie chcąc byc zauważona....

myśle, że oboje macie silne charaktery i ktoś "mądrzejszy" musi dostrzec, że bycie w związku to nie próba manifestacji tego kto ważniejszy, a kto bardziej roztropny...wtedy można w poczuciu dawania czerpac radość, a jeśli jedna strona jest szczęśliwa, zadowolona wtedy jakimś cudownym trafem okazuje sie, że i ta druga strona przestaje walczyc, zaczyna także dawać, okazywać szacunek i miłość... kończy sie gra o zwycięstwo i dominacje w związku... a jak chcesz walczyc z mężczyzną niestety nikt w takiej grze nie zwycięży...
dla mężczyzn rywalizacja, walka to ich druga natura, niedługo jak podrośnie maluch czasami takie zachowania będą cie smieszyć... dwoje mężczyzn a jak dochodzi nawet w zabawie do rywalizacji każdy chce wygrac... i to zabawne ale uczy tez małego chłopca by sie nie poddawac, że to nie matka, która ustąpi, z ojcem jest trudniej wygrać bo stoi na strazy obrony rodziny, pokazywania siły charakteru...

Marianna możesz scalić zwiazek jak przerobisz sama ze soba chęc przejęcia włądzy i dominacji w zwiazku... jak zacznie cie cieszyć bycie w zwiazku bez poczucia iz kontrolowania kto mną manipuluje, chce bym zrobiłą jak każe... masz prawo do swojego zdania, ale bez narzucania go drugiej osobie, bez manipulowania, by druga strona miałą takie jak ty, bez obrażania sie, że ktoś ma inne zdanie, z poczuciem otwierania sie na drugą strone, że inne zdanie niż moje nie musi być złe i doprowadzać do emocji jakie w tobie wtedy zachodza,

pewnie z dzieciństwa zaczerpnięta próba okazania swojego zdania... jak kiedyś mówiono dzieci nie maja głosu i prawa do własnego zdania... czuło sie bezsilność i złość, że ktoś mnie nie słucha i nie liczy sie z moją osobą...
dziś na przekrój zdrowemu rozsądkowi najważniejsze jest mieć to własne zdanie...
to nasze własne odczucie do jakiego dążymy za wszelką siłe, oznacza dla mnie, ze ktoś sie ze mną liczy.. że kocha i szanuje...
a tak nie jest... można kochać, szanować i mieć inne zdanie..
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 10:24   

Cytat:
Ludzie z natury są poligamistami. Nawet małpy siedzą na jednym bananowcu.

eee - chyba monogamistami, nałogu? ;-) (sorki za moje zawodowe czepialstwo kropkologa ;-) )
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 10:29   

nie Nirwano w naturze człowieka jest poligamia, jednak jego dobru służy monogamia.. paradoks...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 10:49   

Nirwano ......sory............monogamistami
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 11:15   

Zamysłem Boga od początku był monogamiczny związek kobiety i mężczyzny , z którego zostają zrodzone dzieci. A w dzisiejszym super hiper wyzwolonym świecie widzimy różne dziwne twory - mężczyzna plus mężczyzna , kobieta plus kobieta , przedziwne trójkąty i inne wymysły....a pózniej wszystko na Pana Boga - co to za Bóg co pozwala na tyle zła...ech człowieku....
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 11:53   

współczesny człowiek zauważył, iż monogamia słuzy jego dobru i poczuciu bezpieczeństwa,
pierwotnie żył w grupie, a poligamia służyła rozwojowi człowieka, kobieta była potrzebna do utrzymania gatunku i jak tylko jej funkcja w grupie przestawała byc wazna celowi nadrzędnemu zostawała zamieniana na inna bardziej ku temu potrzebna...
to historia, która kobiete matke zamykała w błednym niesprawiedliwym znaczeniu jej istnienia na świecie, wraz ze wzrostem świadomości jej funkcja w rodzinie uległa zmianie, dlatego dziś dla dobra nie tylko kobiety ale i mężczyzny zwiazek monogamistyczny daje więcej dobrego, daje poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji i poczucia wychowywania własnych dzieci w zwiazku bez zagrożeń i pozostawienia na łasce losu...
i tak jest dobrze, prawidłowo i szczęsliwie dla kazdego, który wiąże sie w jakiś związek,
poparte to jest normami nie tylko etycznymi, ale tez i ustawowo zapisane w prawa człowieka... dlatego rozwód cywilny nie jest łatwą formalnością a że do niego dochodzi, poparte musi być niestety twardymi uzasadnieniami, nie tylko, samym bo chce, bo mam dosyc, bo mi sie odwidziało... jeśli któraś ze stron twardo stoi na straży obrony swojego zwiazku i jego nierozerwalności, druga strona musi włozyc więcej "energii" by takowy podważyc i rozwiażac... co oczywiście na gruncie prawa cywilnego jest możliwe.... ale kosztuje więcej zachodu i starań do jego rozwiazania, bo prawo gwarantuje każdej ze stron mozliwość życia w poczuciu bezpieczeństwa swojego i dzieci w takiej rodzinie...

dlatego monogamia partnerów jest podstawą prawidłowo funkcjonującej rodziny,
nie doprowadza do zła a dzieci wychowane w zdrowo funkcjonującej rodzinie moga powielac w swoich nowych rodzinach te same wartości jakie wyniosą z własnego domu, poczucie własnej wartości, brak zagrozeń, wysoką samoocene i akceptacje siebie samego, brak lęków przed porzuceniem, które niestety same w swoim zyciu dorosłym jako nieprzezyte traumy wnoszą w swoje rodziny, nie potrafiac w zdrowy sposób utrzymywac relacje i bliskość z drugim człowiekiem...stwarzając kolejne dysfunkcyjne rodziny...
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 12:06   Re: na rozdróżu, pogubiona, poraniona

Marianna napisał/a:
Witam wszystkich, od wielu lat czytam i obserwuję forum. Rzopozczęło się wiele tam temu. Wtedy kiedy zaczęły sie u nas pierwsze kryzysy. Zadne z nas nie miało wtedy nikogo, nasze małżeństwo nie radziło sobie z problemami, proleblemami dnia powszedniego, ktore urosły do mega problemów po narodzinkach naszego synusia. Waliczyliśmy ze sobą, jak małe dzieci - ciągłe kłotnie, brak porozumienia, czasem szacunku - skorzystalismy kilka lat temu z rekolekcji i terapii małżeńskiej w poradnii katolickiej. Potraktowaliśmy to jako ostatnia sznsę dla naszej rodziny. Chcieliśmy zrobić to głównie dla dziecka. Było dobrze.. Do czasu. Pojawił się w życiu mojego męża ktos, kto okazał się bardzo ważny. Nie doszło do zdrady fizycznej, ale niewiele brakowało. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Bez kłotni, chociaż z wilekim bólem poprosiłam o zerwanie tej znajomości.Miał dokoać wyboru, wybrał nas. Wybaczyłam, zapomniała. Zrobił to,zakończył to, ja wybaczyłam, ale przestałam czuć się pewnie. Mijają kolejne lata, znowu nie potrafimy się porozumieć. Czuję, ze on mnie nie kocha. Nie okazuje uczuć. Jest mega zimny. Moje uczucia też wygasają. Ale chciałbym walczyć, dla nas, dla naszego syna. I nigdy nie wyobrażałam sobie, że ja kiedyś znajdę się w takiej sytuacji jak on. Zarzekałam się zawsze, że ngdy nie zdradze męża, nidgy nie interesowali mnie inni mężczyźni. Przypadkiem poznałam człowieka. Zaprzyjaźniliśmy się. On też ma rodzinę. I wiem, że nie powinnismy, wiem, ze to grzech, że ranimy swoje rodziny, chociaz to tylko telefony, kilka spotkań. Nie zdradziłam i nie zdradzę go fizycznie. Ale boję się, że ta więź emocjonalna, która powstała między nami też jest zdradą. Musze od tego uciec, bo wiem, że błądzę. Musze ratować naszą rodzinę. Ale jak? Nie potępiajcie mnie. Zakochałam się w tym mężczyźnie, ale zamierzam to skończyć, jeszcze dziś, bo to nie doprowadzi do niczego dobrego. Takie emocjonalne związki są bardziej krzywdzące dla nas i pewnie z czasem dla naszych rodzin. A tego nie chcę. Pomózcie proszę, bo jest mi strasznie ciężko. Chce za wszelką cenę ratować związek a z drugiej strony nie umiem poradzic sobie z ta przyjaźnią. Skończę ja i będe bardzo cierpiała, a to też odbije sie na moim małżeństwie> Boję się, ze mąż się zorientuję..
Co robić, jak postępować?


Jesteś 7 lat po ślubie i piszesz Marianno, że od wielu lat czytujesz to forum. Później dodajesz, że kilka lat skorzystaliście z rekolekcji, potem przyjaźń męża, teraz znowu Twoja historia.
Wygląda na to, że wcześnie się to wszystko u Was zaczęło sypać.
Boisz się, że mąż się zorientuje, a Pana się nie boisz?
Dziewczyno przewartościuj pewne pojęcia bo panuje w nich chaos.
Albo Pan, albo przyjaciel, męża w tej chwili zostaw na boku. Mąż na dzień dzisiejszy to chyba za mało by wyrwać Cię z tego grzechu.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4