Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Młoda mamo.......mjie tam nie razi "SZEF",nie razi mnie Siła Wyższa.I nie widz etu u Ciebie ani pychy ani buty w tym poście.Widże szeroko otwarte oczy i uszy.Widzę zmiany.............a to bardzo,bardzop cieszy.
Ciekawi mnie za jak długo napiszesz świadectwo o tym jak Wasze małżństwo zostało uratowane.
Pogody Ducha Młoda Mamo
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-29, 20:12
Kochana Tato CiE kocha . mocno . Chodziłas na oazę , znów sie upomniał o swoja owieczkę
młoda mama [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-29, 20:16
Dziękuję za dobre słowo.
Cieszę się takimi radośniejszymi, spokojniejszymi godzinami, kiedy czuję, że kierunek jest dobry. Cieszę się, że Mąż odbiera moje telefony, że ma dla mnie uśmiech w głosie.
Zapamiętuję takie momenty, bo liczę się z zasadzkami, ze smutkiem, z głupimi tęsknotami, które pewnie jeszcze przede mną.. dlatego robię zapasy siły.
Dziękuję Ci za modlitwę, którą wkleiłeś do wątku, w którym się rozpisuję. Zapisałam na karteczce. Noszę w torebce... Chociaż już właściwie umiem na pamięć.
Do świadectwa jeszcze mi daleko... Pewnie ile czasu odchodziłam, tyle będę musiała wracać. Nie wiem, gdzie z tego wszystkiego Męża zostawiłam i gdzie Jemu przyszło pospacerować. Mam mnóstwo pracy. Teraz muszę najpierw siebie potem Jego przekonać, że się naprawiam.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 12:47
I mnie nie razi słowo Szef w stronę do Pana Boga , sama czasem tak mówię i nie czuję, żeby Bóg się na to zrzymał.
Młoda Mamo.....tak , też czuję jak wracasz na pastwisko pańskie . Czuję też Twoja bliskość...powiedziałabym , jesteś już bardziej na naszej stronie, niż na tej drugiej ! Co wcale nie zmieniałoby nadal postaci rzeczy, że każdy może byc na tym forum, kto potrzebuje takiej wasnie pomocy i ma ochotę tu być.
Nie chcę wyskakiwać przed szereg tak jak to zrobił Nałóg pisząc, ze czeka już na odrodzenie Waszego małżeństwa. i świadectwo.....ale myślę o tym już od jakiegoś czasu i naprawdę - MOCNO W TO WIERZĘ !! Niech Bóg Was prowadzi, da siłę i wytrwanie !! EL.
cierpliwy [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 16:55
masz ostry charakter jesteś młoda i dlatego tak trudno o dystans.
Proszę o zastanowienie i nazywanie Pana tak jak na to zasługuje, sformułowanie przez Ciebie użyte zazgrzytało.
W Twoim wpisie widzę jeszcze bardzo wiele buty czy pychy.
Jarek
Jarku a jak u ciebie z wyrażaniem zdania przez drugą osobę ?????
Mozliwe jest by ktos mógł wyrazic własne uczucia w relacji z tobą?????
Czy opamiętanie i ukazanie drogi jaka doprowadziła mnie do opamietana jest pychą????
Zatem ja czekam na twój opis -drogi opamiętania!
Młoda mamo tak jak poprzednicy nie istotne jak nazwiesz Pana-to nie obraza.
Bóg sie cieszy z tego ze jestes,że sie odnajdujesz,że zawróciłaś.
Przeczytałem twój post-duzo w nim prywaty, uczucia,dużo refleksji-pierwszy krok wykonany,,,,,,,,,,teraz idz dalej.
Bije z twego postu szczerość-a to według mnie znaczy otwartośc serca.
A serce otwieramy przed Bogiem
pozdrawiam
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 17:52
Młoda Mamo........... tak mówi slogan"ile psułeś ,tyle naprawiaj".
Ale to nie jest tak ........... Zło kończy się w momencie jego wyznania.A w tym momencie zaczyna sie dobro.
Grzech kończy sie na spowiedzi i mocnym postanowieniu naprawy,popray i zadośćuczunienia.
Od momentu rozgrzeszenia zaczyna sie nawracanie i dobro.
Ty (mam wrażenie) ,że zaczełaś te droge ku dobru.
A że może być cieżko czasami?????? A czy ktoś Ci powiedział ze będzie łatwo??????
Życie to trud,a trud to życie.
A małżeństwo to też trud,ale wcale nie musi ten trud być ciężarem
Pogody Ducha Młoda Mamo..............i nie bój sie stawać w prawdzie ze sobą i o sobie.
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 19:03
cierpliwy napisał/a:
Jarku a jak u ciebie z wyrażaniem zdania przez drugą osobę ?????
Mozliwe jest by ktos mógł wyrazic własne uczucia w relacji z tobą?????
Cierpliwy tak wczoraj usłyszałem takie wyrażenie uczuć, że wstyd mi było za żonę przed synem.
On otwarcie mówi że jej nie kocha, żona do mnie że niedługo od niej odpocznę (rozprawa 7 XII)
Ja dalej swoje, że nie dam rozwodu po własnej woli gdyż przysięga przed ołtarzem wiąże dozgonnie.
No to będziemy się sądzić odpowiada i posyła sms-y do lubego.
malek [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 19:08
Dajecie kochani tak dużo nadziei w tych swoich postach...po ludzku moje małżeństwo nie jest juz do uratowania- mąż mnie nienawidzi, mieszka z kochanką, chce rozwodu...ale ja nadal mam nadzieje,że amok minie i wróci do nas pogodzony z Bogiem...wszyscy na niego czekamy.
Niestety u mnie rozmowy nie wchodzą w grę, tylko łaska Boga może go uratować.
Młoda mamo chciałabym, żeby mój mąż też kiedys tak przejrzał na oczy jak ty
pozdrawiam
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 19:33
Malek u mnie żona też otwarcie mówi, że ma przyjaciela i że to powie w sądzie na rozprawie.
Weekendy spędzają razem, ale my musimy "walczyć".
cierpliwy [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-30, 19:51
Jarosław napisał/a:
Cierpliwy tak wczoraj usłyszałem takie wyrażenie uczuć, że wstyd mi było za żonę przed synem.
No widzisz Jarku tak sobie myslałem-jak to mówia koszula bliska ciału.
Ale czy to że nie umiem obronic własnych racji,to że nie mam mozliwości na więcej niz mogę-daje nam uzasadnienie na działanie przezucania flustracji na innych????
Ty dostałes-oddałes młodej zonie-tylko dlatego że ona juz widzi,że ma skruche,że szuka uleczenia.
Jarek to smutne co napisze.
Ale młoda zona dostała za to że jej sie zechciało,a ktoś o kim ty myslisz nie chce......
prawda???
Jarek pisało ci sie duzo na forum-
-zacznij pracowac nad akceptacją
-zacznij rozumiec pogodzenie się
Przerobienie tego w parze ze spokojem,wyciszeniem.
Da mozliwości-dzisiaj nie umiem,dzisiaj nie mogę,dzisiaj nie dam rady.
Ale mam przeciez czas-dużooooooo czasu-zatem może jutro dam rade,jutro będę mógł,jutro będe umiał.
p.s malek-po ludzku to ono było juz na pochylni od pierwszego dnia krachu.....
po ludzku to jest jak jest...... bo
-brak zrozumienia
-brak porozumienia
-wywalaja emocje
-bo w nerwach robimy błędy
-zbyt dużo gadamy
-zbyt mało słuchamy
Ale jak zaprosimy do naszego problemu Boga-i tak od serca poprosimy o pomoc.
Nadejdzie malek ta pomoc.
moje pierwsze odczucie gdy zaprosiłem Boga do pomocy.
.... nie jestem sam Ktos mi pomaga w problemach-a w sercu taka jakas ulga.
pozdrawiam
malek [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-31, 08:15
Tylko jak żyć spokojnie, gdy mąż stara się znaleźć haka, zeby nie przegrac w sądzie...wczoraj znowu wypytywał dzieci o najdrobniejsze szczegóły- co było na kolację, kto ją robił, co mama im kupiła...czy ja jestem ubezwłasnowolniona i ma prawo mnie rozliczać, bo daje alimenty?
Walczyłam o naszą rodzinę jak lwica, popełniając błędy..., ale on pogrzebał małżeństwo już dawno...bo jak stwierdził, kochanka jest wyluzowana, ze mną czeka go każdy dzień taki sam, monotonia (kurcze z 3 dzieci i pracy na wiele wolnego czasu liczyć nie można, a życie musi mieć okreslony rytm). Najsmutniejsze dla mnie jest to, że to on siedział na kanapie i nic nie robił, zero zainteresowań, nie chciał nigdzie wyjść, pojechać, ale teraz twierdzi, że znajomych stracił przeze mnie. Potańczyć nie, bo ludzie są smieszni jak tańczą, na besen nie, bo nie potrafi pływać, do moich znajomych nie, bo są walnięci, a jego znajomi nie zapraszali.
cierpliwy [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-31, 08:58
malek napisał/a:
Tylko jak żyć spokojnie, gdy mąż stara się znaleźć haka, zeby nie przegrac w sądzie
Ano malek własnie życ spokojnie-by nie dac tych haków.
Bo jak.........
-jestem pewna co robie i że robie to dobrze-to czy ktos inny ma rcję???
-jezeli w spokoju wszystko dobrze oceniam,a słowa i czyny mnie nie dotykają-to ktos jest w stanie mnie zaburzyć????
Zatem proste słucham kogoś co do mnie mówi-ale wiem ze to w konfrontacji ze soba jak ja to widzę jest nieprawdą.
malek napisał/a:
Walczyłam o naszą rodzinę jak lwica, popełniając błędy...,
Nie walcz -bo walka to desperacja(czasem niekontrolowane zachowania).
Lepiej malek staraj sie o odbudowania-bo samo staranie to spokój i rozwaga.
Skoro znasz błedy ,zajmij sie nimi-by naprawić.
malek napisał/a:
ze mną czeka go każdy dzień taki sam, monotonia
A to malek jest juz jego problem,zreszta jak większości którzy nie widza tego ze problemem nie jest ktoś,ani otoczenie-tylko problem jest we mnie.
Jak to pisze nałog-dzisiaj to ,jutro zupa za słona,kolor ścian nie taki i inne tam problemy.
malek napisał/a:
kurcze z 3 dzieci i pracy na wiele wolnego czasu liczyć nie można, a życie musi mieć okreslony rytm).
Tak malek masz rację-rodzina to okreslony rytm,rodzina to pewne obowiązki,rodzina to codzienne zadania.
Trudno gospodarowac czas -czas dla siebie,dla zachcianek,dla tego powiewu wiatru-co czesto widzi sie u innych.
Powstaje zazdrość i pytanie w środku-oni tak maja ja nie.
Ale to nie jest problem oni maja to,ja nie mam -bo oni napewno nie maja tego co ja.
Kazda rozdina,każdy człowiek zyje inaczej-to co widac na zewnątrz ,nie zawsze w środku jest takie samo.
To tak jak sie mówi na zewnątrz piekny samochód-ale co jest pod maską???
Jak byłem nastolatkiem -było takie powiedzenie .........
wyszalej sie za młodu-a nie bedzie ci żal jak założysz rodzinę.
Takie to proste okreslenie-ale to zdanie może było własnie sednem do dorośnięcia do małżeństwa
malek napisał/a:
Potańczyć nie, bo ludzie są smieszni jak tańczą, na besen nie, bo nie potrafi pływać, do moich znajomych nie, bo są walnięci, a jego znajomi nie zapraszali.
Widzisz malek człowiek pomaga sobie prawdziwie -jak pomaga naprawde sobie.
Nie czynnikami zewnętrznymi,zmianą otoczenia,partnera,zmianą życia dotychczasowego-tylko zmianą w sobie.
-bo przeciez prościej jest-tańczyc fajnie i sie dobrze bawic
-bo prościej jest nauczyc sie pływac i miło spedzic czas
-bo prościej jest bawic sie fajnie ze znajomymi żony i uznać ich za swoich.
Ale większośc robi niestety skróty-i mysli że tak coś zmieni.
Zmieni zaradczo na chwile-a potem jak bumerang-wróci stare.
Bo nie rozpoznany problem,bo nie przerobione we mnie,bo zycie znowu wyda sie szare.
pozdrawiam........
mari [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-31, 10:02
malek napisał/a:
Tylko jak żyć spokojnie, gdy mąż stara się znaleźć haka, zeby nie przegrac w sądzie...wczoraj znowu wypytywał dzieci o najdrobniejsze szczegóły- co było na kolację, kto ją robił, co mama im kupiła...czy ja jestem ubezwłasnowolniona i ma prawo mnie rozliczać, bo daje alimenty?
Walczyłam o naszą rodzinę jak lwica, popełniając błędy..., ale on pogrzebał małżeństwo już dawno...bo jak stwierdził, kochanka jest wyluzowana, ze mną czeka go każdy dzień taki sam, monotonia (kurcze z 3 dzieci i pracy na wiele wolnego czasu liczyć nie można, a życie musi mieć okreslony rytm). Najsmutniejsze dla mnie jest to, że to on siedział na kanapie i nic nie robił, zero zainteresowań, nie chciał nigdzie wyjść, pojechać, ale teraz twierdzi, że znajomych stracił przeze mnie. Potańczyć nie, bo ludzie są smieszni jak tańczą, na besen nie, bo nie potrafi pływać, do moich znajomych nie, bo są walnięci, a jego znajomi nie zapraszali.
Pomodlę się za Was.
"Szczęśliwy jest człowiek, który kocha Ciebie, a przyjaciela w Tobie, nieprzyjaciela zaś ze względu na Ciebie. Tylko taki człowiek bowiem niczego, co jest mu drogie, nie traci, bo wszyscy są mu drodzy w Tym, którego utracić nie można. A tym, jest któż inny, jeśli nie nasz Bóg, (...)"
- św. Augustyn (Aureliusz Augustyn z Hippony)
.. ależ przyszła z pracy podminowana do syna:
Nie pyskuj bo zaraz dostaniesz w ryj, myślałem, że nie wytrzymam, byłem w łazience i odmówiłem akt strzelisty:
Jezu ufam Tobie
Jak mi żal tego chłopca, co to za kobieta w te słowy odzywać się do dziecka.
Wszystko we mnie się zagotowało, jeszcze nie mogę się uspokoić, pewnie coś z gachem nie wyszło, ale to jej sprawa....
A co zrobił ojciec "ukrył" sie w łazience i pozwolił, by zona całą złość wywaliła na syna... Nie stanąłeś w obronie syna dlaczego?
ja, zainterweniowałabym od razu w obronie dziecka... problemy dorośli rozwiązuja między soba...
nie ma wytłumaczenia czy zakrywania sie dzieckiem... to nie sa działania kochającego rodzica...
przyjmuje na siebie gniew, złość partnera i chronie przed nim swoje dziecko, by jak najmniej był uczestnikiem sporu....tym bardziej czynnie w nim brał udział...
ty zachowałeś sie biernie...może w twoim odczuciu "pokornie",
bo odmówiłem akt strzelisty:
Jezu ufam Tobie
ale to nie pokora...
a...może działania nieświadome w kierunku, by syn mial takie a nie inne zdanie o matce,
by ja nienawidził i pozostał przy tobie po waszym rozstaniu... utwierdził sie w przekonaniu jaka to zła kobieta, matka...
to prawda, zona matka sama to sprowokowała, ale nalezy do minimum złagodzic skutki takich zajść i w pore interweniowac jak sie dzieją, by dziecko nie było uczestnikiem...
to przemoc psychiczna na dziecku, jakiej nikomu nie wolno tolerować, wybaczać, zapominac, przeinaczac....
Nie prawda jest tez, że dziecko zapomni....
tylko zepchnie uczucia braku akceptacji ze strony matki, krytyke swojej osoby do podswiadomosci i potem w zyciu doroslym bedzie nienawidziec kobiety tak samo, jak dzis matke...
i nawet nie będzie zdawac sobie sprawy z nieswiadomego postępowania, działania... w stosunku do swojej żony...
na niej będą sie skupiac wszystkie żale, krzywdy jakie doznał w dzieciństwie od matki...
Tak to dziala...oprocz całej masy złych wzorcow jakie wyniesie z domu i wniesie do swojego...
bedzie nowa 'krzywda i cierpienie domownikow, i kazdy w inny sposob bedzie ponosił konsekwencje dzisiejszego braku porozumienia, gry o to, kto lepszy pomiędzy toba a zona...
Nie usprawiedliwiam tu postawy zony, bo jest gleboko naganna zastanawiam sie jak mocno wypatrzone sa relacje w waszym domu, ze matka wyparła się nawet uczuć do syna...
bo tak sie nie zachowuje matka... chyba, że od początku tak było i nie było akceptacji dziecka... ale już wtedy powinna byc reakcja na takie zachowania, w celu nauki jak kochac własciwie...
matka kocha swoje dzieci bezgranicznie, bezwarunkowo, jesli ma normalne podłoze do kochania swojego dziecka, i czuje sie akceptowana przez innych jako matka...
w waszym domu doszło do licznych wykrzywień portretu rodzica, jaki powinień być..
dziś dziecko przybrało taki obraz rodzica, każdego z osobna, jaki mu został przez te lata wpojony, przekazany...
nie tylko werbalnie ale tez i niewerbalnie...
po raz kolejny Jarku jesli zalezy ci na rodzinie, domie... zonie... musisz nauczyc sie byc mężczyzna tego domu, umieć chronic jego domowników...
inaczej każdy mimo twojej jakiejś miłości będzie uciekać od ciebie, będzie nieszczęśliwy z ogromnym poczuciem krzywdy...
tak jak dzis, zona po latach z toba, pragnie rozwodu, nawet syna, swego dziecka pragnie sie wyrzec...
byle uciec przed toba, twoimi zachowaniami, krytyka zapewne, jak wciąż odczytuje z twoich postów... w stosunku do niej...
żona tak sie zapędziła w swojej krzywdzie, że zatraciła realia co właściwe, co dobre... przede wszystkim dla niej...
bo przeciez ucieka, bierze wine na siebie, byle tylko sie od ciebie uwolnic... smutne tylko, że w taki sposób nie osiągnie tego czego pragnie...
i na koniec jeśli jej z gachem nie wyszło... to tylko sie cieszyć... i upatrywać w tym szanse dla siebie... stawać sie tym kim jest dziś gach dla niej... stać cie byc takim dla zony!!! jakim jest dzis gach dla niej...
piszesz poszkodowani... znaczy lepsi, niewinni... czyżby?
prawie każdy post jest krytyka jej osoby... nie tak sie modli jak ty, nie tak wychowuje jak ty, nie takie ma zdanie jak ty, wciąż ty jesteś lepszy...
Jarek nikt nie zniesie wiecznej krytyki, w końcu woli odejść tak jak zona ci sugeruje...
-w końcu będziesz miał ode mnie spokój...ja taka nieidealna, zła jak wciąż mówisz..a gdy chce odejść to na siłe chcesz mnie zatrzymać...by znów było na twoim...
może być i tak, że zona zerwie kontakt z gachem... a i tak nie wróci do ciebie... będzie wolała być sama, byle nie z toba... czy nic nie mówi ci to...
dla niej ten ktoś wydaje sie wybawieniem... pewnie i na pewno nie bedzie... ale by to zrozumiała musi chcieć widzieć, że ty ją akceptujesz taką jaka jest, nie taką jaką chcesz widziec by była... ma do kogo wrócic, bo ten ktoś przyjmie ją i pokocha taka jaka jest...
ona jest kim jest tak jak i ty... każdy z was ma jakąś przeszłość, rodzine własną... która dla niego jest najlepsza...
nie może sie stac toba, czy tez wiernym odbiciem twojego wyobrażenia o kobiecie, matce... to nierealne i chore....
Kalinka [Usunięty]
Wysłany: 2009-10-31, 15:24
Dlaczego na tym forum zawsze wszystkiemu winni są porzuceni, Jarek już jest nawet winny, że żona wyładowuje swoją złość na synku, a moim zdaniem dziecko może w niej po prostu powodować wzrost wyrzutów sumienia i przy dziecku nerwy nie wytrzymują... Jak ktoś się broni, bo niesłusznie mu się coś przypisuje, to znaczy, żę właśnie broni się przed prawdą, bo jak ktoś ma proste nogi, to nie martwi się, że ktoś powie, że ma krzywe, a to mim zdaniem nie tak, jeśli ktoś podważa nasze motywacje, nasze uczucia, to ich nie widać i nie ma tak, że ktoś powie manipulujesz dzieckiem, to jeśli to nieprawda, to wszyscy od razu widzą, żę to nieprawda. Wiem po sobie, że czasami można chcieć zakończyć związek przez tylko swoje głupie zwidy i wyobrażenia romantycznej miłości, a nie dlatego, że mąż jest niedobry, zły i coś zaniedbuje. Ja na szczęście sama zrozumiałam jaki skarb mam w domu, i że miłość męża nie musi być taka jak w moich marzeniach, ale wiele lat myślałam, że zgubiłam życie i będę zawsze nieszczęśliwa.Zzawsze druga strona ma wady, bo każy ma i nigdy nie jest idealnie, ale jakoś małżeństwa trwają, ludzie popełniają większe błędy niż wy kochani porzuceni i nikt ich nie zostawia... Niestety tylko wola dwóch ston, wiara w małżeństwo i miłość trzyma wszystko razem. Nie można się obwiniać i nie można też myśleć, że jak się zmienię to mąż, żona wróci, bo czasami tak jest, ale czasmi, to on, ona muszą zmienić woje myślenie o miłości, małżeństwie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum