Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Potrzebuje Was bo trudna decyzja przede mną
Autor Wiadomość
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 20:47   Potrzebuje Was bo trudna decyzja przede mną

Przyszło mi ponownie zaistnieć na forum. Jakiś czas temu opisywałem sytuacje w swoim małżeństwie. Nasz kryzys zaczął się na początku roku, żona zmieniła prace, która pochłonęła ją na dobre. Nic w tym nie byłoby złego gdyby nie jej przełożony, który nagle bardzo zaczął interesować się moją małżonką. Starałem się tłumaczyć i ostrzegać żone żeby zrobiła z tym porządek. Prosiłem o wytyczenie granic, których przekraczać nie można bo to zmierza w złym kierunku. Żona ciągle zapewniała, że to tylko praca, wspólne sprawy, załatwianie różnych rzeczy z szefem to tylko służbowe obowiązki. Stała się jego prawą ręką i wspólnie ciągnęli świetnie rozwijający się biznes. Tyle, że mnie bardzo to wszystko zaczynało niepokoić. Z jednej strony widziałem jak wiele satysfakcji daje żonie ta praca ale jej relacje z szefem były przyczyną naszych wiecznych sporów. Kryzys trwał ...
Trzy tygodnie temu przeczytałem SMS od szefa do mojej małżonki, "kocham Cie, jestem cały Twój" ... świat runął. Wybuchła straszna awantura. Żona zapewniała mnie, że nic jej nie łączy z tym człowiekiem, że to tylko on zaczął wysyłać jej takie wiadomości a ona z obawy przed moją reakcją nie powiedziała mi o tym. Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Postawiłem sprawe jasno, zmiana pracy albo nasze małżeństwo jest skończone. Strasznie było trudno bo mamy super fajnego 4 letniego synka ale inaczej nie mogłem postąpić. Żona prosiła, że ta praca tak wiele dla niej znaczy, że udało jej się osiągnąć tak wiele i nie zrobiła niczego żeby miała to stracić. Biłem się z myślami. Z jednej strony chciałem jej wierzyć ale z drugiej jak miałbym pozwolić na dalszą prace po czymś takim, gdzie aż roi się od niedomówień i podejrzeń. No i dzisiaj się wyprowadziłem. Siedze sam, w innym mieście, daleko od syna mimo, że nic złego w życiu nie zrobiłem. Kochałem żone i synka najmocniej na świecie, dalej tak jest. Postawiłem jednak sprawe jasno i żona powiedziała, że z pracy nie zrezygnuje bo nie czuje się winna, nie zdradziła mnie i nie ma sobie nic do zarzucenia. Tyle, że te pare miesięcy kryzysu to były jej wahania, mówiła mi wprost, że nie wie czy mnie kocha, że nie wie czy mamy być dalej rodziną. Trudno mi uwierzyć, że to nie miało związku z jej relacjami z szefem. Strasznie mi z tym ciężko. Tak ciężko po tym wszystkim dopuścić myśli, że ma dalej pracować z tym człowiekem. Spędzają ze sobą cały dzień praktycznie, bardzo wniknął do naszego życia, rozmawiają o bardzo wielu sprawach związanych choćby z naszym synkiem. Mają wspólną pasje, która bardzo ich do siebie zbliża. No i mam dylemat, co dalej ? Teraz to małżeństwo już naprawde zawisło na włosku. Żona mówi, że nie chce żebyśmy się rozeszli, ja też tego nie chce ale tak ciężko zgodzić się na dalszą taką jej prace ... bardzo się wszystko skomplikowało. Jestem zupełnie sam i staram się zebrać w garść choć lekko nie jest.
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 21:17   

Witam Cię Pawle

Kochasz Swoją żonę i synka więc walcz, wyprowadzając się z domu i to w dodatku do innego miasta dałeś jej wolą rękę by robiła to co chce, wiesz mąż jest głową rodziny tak jak Chrystus Głową Kościoła. Ty musisz okazac się mądrzejszy, kobiety często nie wiedzą co robią bo kierują nami emocje.
może to głupie ale ja bym pogadała z tym jej szefem i to najlepiej w jej obecności, jeżeli nic ich nie łączy to będą się normalnie zachowywac, a jeśli maja romans to nawet nie będzie chciał z Tobą roznawiac,
nie wyobrażam sobie że kobieta która kocha swojego męża nie jest w stanie zrezygnowac z pracy która niszczy wasz związek.
wracaj puki czas bo jutro może się okazac że żona wymieniła zamki.
pozdrawiam
m.z.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 21:41   

Pawle to dobrze ze jestes chwile sam-jest mozliwośc spokojnej oceny.
Bez patrzenia na zonę,bez tego dodatkowego zastrzyku patrząc w jej stronę bo uczucie,miłość.
Paweł ZAUFANIE-to najważniejsze co może byc(choc w takich okolicznościach trudne).
Dlatego w spokoju oceń-ile w tym prawdy,ile domysłu,ile własnej projekcji.
Nie wszystko jest odrazu złe,nie wszystko odrazu jest knowaniem.
Większośc podpowiada nam niestety fantazja.
EMOCJA I PORYWCZOŚĆ-jest najczęściej naszym wrogiem niz przyjacielem.

p.s Pawle taka moja mała sugestja -piekna zona buduje męża ,a nie osłabia.
Czy to istotne co pisze jakis tam szef.Wazne jest co czuje zona,jeżeli czuje miłośc do swego
wybranego mężczyzny.
Winieneś czuc się silny-a słowa jakie wypisuje szef-jedynie podkreslają że masz
piekna kobietę.
A to duma czy ujma dla mężą???-nad tym sie zastanów
pozdrawiam
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 22:57   

MOŻE POWINIENEŚ ZADAĆ SOBIE PYTANIE - CZY PRZED ZMIANA PRACY WSZYSTKO BYŁO OK. ?????

oJ , OJ CO Z CIEBIE ZA "OCHRONIARZ - RYCERZ - TWOJA PIĘKNA W NIBEZPIECZEŃSTWIE A TY UCIEKASZ" , CZEMU ?

NATYCHMIAST PRZECZYTAJ "DZIKIE SERCE" J. ELDREDGE

WŁAŚNIE JEJ SŁUCZAM W WERSJI CD. fragmenty są na wrzuta.pl

POSŁUCHAŁEŚ GŁOSU SZATANA :evil: I POZOSTAWIŁEŚ JĄ BEZBRONNĄ.

NAWET JEŻELI COŚ JEJ SIĘ PODOBA W SZEFIE - TO TYLKO TO CO ZABRAKŁO JEJ OD CIEBIE. TO TYLKO LUSTRO . - DOBRZE SIĘ W NIM PRZEJRZYJ

TO TY POWINIENEŚ COŚ ZROBIĆ - ZAWALCZYĆ O "PIĘKNĄ "- A NIE JEJ MÓWIĆ CO MA ROBIĆ.

WRACAJ I POWIEDZ JEJ CO CZUJESZ.
- ŻE GŁUPIO ZAREAGOWAŁEHŚ . BO JA KOCHASZ I BOISZ SIĘ ŻE JA STRACISZ, ( czy to prawda?)
Nie stawiaj ultimatum - to nie działa -.

WIEM , ŻE TO DLA PANÓW TRUDNE. ALE CZY ONA NIE JEST TEGO WARTA.?

[ Dodano: 2009-09-20, 23:05 ]
teraz przeczytałam wszystkie twoje posty

I podtrzymuje wszystko co powyżej

Nic nie piszesz o swoich relacjach z Bogiem. czuję , że sam się miotasz.
JAK to JEST ???
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 23:39   

pawelwkryzysie,
Witaj,
to co napiszę zadziwi Cię pewnie, bo i mnie zadziwia, że Bóg przewidział już dawno wszelkie ludzkie problemy.
Aby dobrze zrozumieć te teksty najlepiej przedyskutuj je z kapłanem.
Wszystkie słowa pochodzą z Biblii, a więc są mądrością ponad naszą mądrość, ale jak je zastosować w dzisiejszym świecie to już Twoje zadanie uzyskać odpowiedź.

:!:
cyt.:"(17) Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. (18) Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. (19) Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. (20) Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.

(Ew. Mateusza 5:17-20, Biblia Tysiąclecia)

:!:

(12) Tak mów do Izraelitów: Gdy mąż ma żonę rozpustną i ta go zdradzi (13) przez to, że inny mężczyzna z nią obcuje cieleśnie wylewając nasienie, a nie spostrzegł tego jej mąż, i dopuściła się nieczystości w ukryciu, gdyż nie było świadka, który by ją pochwycił na gorącym uczynku - (14) gdy więc duch podejrzenia ogarnie męża i zacznie podejrzewać żonę swoją,w wypadku gdy rzeczywiście się splamiła, lub będzie ją posądzał, choć się nie splamiła , - (15) wówczas winien mąż przyprowadzić żonę swoją do kapłana i przynieść jako dar ofiarny za nią dziesiątą część efy mąki jęczmiennej. Nie wyleje jednak na to oliwy ani też nie położy kadzidła, gdyż jest to ofiara posądzenia, ofiara wyjawienia, która ma wykazać winę.

(16) Wówczas rozkaże kapłan zbliżyć się kobiecie i stawi ją przed Panem. (17) Następnie naleje kapłan wody świętej do naczynia glinianego, weźmie nieco pyłu znajdującego się na podłodze przybytku i rzuci go do wody. (18) Teraz postawi kapłan kobietę przed Panem, odkryje jej włosy i położy na jej ręce ofiarę wyjawienia, czyli posądzenia; wodę zaś gorzką, niosącą klątwę, kapłan będzie trzymał w swym ręku. (19) Wtedy zaprzysięgnie kobietę i powie do niej: Jeśli rzeczywiście żaden inny mężczyzna z tobą nie obcował i jeśliś się z innym nie splamiła nieczystością względem swego męża, wówczas woda goryczy i przekleństwa nie przyniesie ci szkody.

(20) Jeśli jednak byłaś niewierna swemu mężowi i stałaś się przez to nieczystą, ponieważ inny mężczyzna, a nie twój mąż, obcował z tobą, wylewając [nasienie] - (21) wówczas przeklnie kapłan kobietę przysięgą przekleństwa i powie do niej: Niechże cię Pan uczyni poprzysiężonym przekleństwem pośród ludu twego, niech zwiotczeją twoje biodra, a łono niech spuchnie. (22) Woda niosąca przekleństwo niech wniknie do twego wnętrza i niech sprawi, że spuchnie twoje łono, a biodra zwiotczeją. Odpowie na to kobieta: Amen, Amen.

(23) Teraz wypisze kapłan na zwoju słowa przekleństwa, a następnie zmyje je wodą goryczy. (24) Wreszcie da wypić kobiecie wodę gorzką, niosącą klątwę, aby wody przekleństwa weszły w nią sprawiając gorzki ból. (25) Następnie weźmie kapłan z rąk kobiety ofiarę posądzenia, wykona gest kołysania przed Panem i złoży na ołtarzu. (26) Potem weźmie z niej pełną dłonią część jako pamiątkę i spali na ołtarzu. (27) Teraz da kobiecie do picia wodę przeklętą: jeśli naprawdę stała się nieczystą i swojemu mężowi niewierną, woda wniknie w nią, sprawiając gorzki ból. Łono jej spuchnie, a biodra zwiotczeją, i będzie owa kobieta przedmiotem przekleństwa pośród swego narodu.

(28) Jeśli jednak ta kobieta nie stała się nieczystą, lecz przeciwnie - jest czysta - pozostanie bez szkody i znów będzie rodzić dzieci. (29) Takie jest prawo odnoszące się do posądzenia, gdy żona nie dochowa wierności swojemu mężowi i stanie się przez to nieczystą, (30) lub gdy mąż zacznie ją posądzać, wtedy stawi ją przed Panem, a kapłan spełni względem niej wszystko według tego prawa. (31) Mąż będzie wtedy bez winy, a żona poniesie zasłużoną karę.

(Ks. Liczb 5:12-31, Biblia Tysiąclecia)

:!:
(12) Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. (13) Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek. (14) Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. (15) Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu.

(List do Hebrajczyków 4:12-15, Biblia Tysiąclecia)

Ja rozumiem to w ten sposób,że swoją sprawę powinienieś przedstawić Jezusowi, a On pomoże Ci odkryć prawdę. Nie tylko o zachowaniach i motywacjach żony, ale i o Twoich.
A Ty jakie masz przemyślenia po lekturze?

Z Panem Bogiem
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-21, 07:27   

pawelwkryzysie napisał/a:
Postawiłem sprawe jasno, zmiana pracy albo nasze małżeństwo jest skończone.


Witaj. Takie pytania są niebezpieczne. Niektóre z osób na forum postawiły podobne pytania współmałżonkom i ci przyparci do muru nie zawsze decydowali się pozostac w małżeństwie. Zastanawiam się jak w Twoim przypadku powinna wyglądac "stanowcza miłośc"?

Szczerze mówiąc sam z tym miałem problem i od podobnych sytuacji zaczął się rozpad mojego małżeństwa.

Zgadzam się z jednym, Twoja żona powinna przestac tam pracowac. Tylko jak do tego ją przekonac? Koniecznie podrzuc Twoją intencję modlitewną na forum. Potrzeba dużo modlitwy.

A czy próbowałeś rozmawiac z tamtym facetem?
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-21, 09:17   

Tak to prawda, miotam się okrutnie bo nie bardzo wiem co powinienem zrobić w takiej sytuacji. Wiem, że dalsza praca w tym środowisku nie przyniesie nam nic dobrego bo ciężko będzie mieć pełne zaufanie, pozostaną niedomówienia i zapewne nieraz wynikną z tego sprzeczki.

Czuje, że wyprowadzka chyba nic nie da bo żona jakoś tak lekko jest skłonna wszystko przekreślić dla tej pracy, tylko o co tak naprawde chodzi ? To zastanawia bo wydaje się oczywiste, przynajmniej dla mnie jak w takich sytuacjach należałoby zareagować mając na uwadze uczucia drugiej osoby i szczęście swojej rodziny, dziecka. Tyle, że to chyba tylko mój punkt widzenia.

Nie wiem jak powinna wyglądać stanowcza miłość w tym przypadku. Zupełne odcięcie się od pracy żony i nie wnikanie co tam się dzieje? Jakoś trudno po tym wszystkim. Spokojne rozmowy i próba pokazania jak ta praca źle wpływa na nasz związek niewiele wnoszą. Troche stanęło to wszystko w martwym punkcie. Nie znam sposobu żeby zachęcić żone do zmiany pracy. Tak się zastanawiam czy osoba, która naprawde kocha swoją drugą połowe po czymś takim nie powinna zareagować inaczej?

Z tamtym facetem rozmawiać nie próbowałem bo nie ma chyba o czym. Gość ma swoją żone i dziecko, z którymi wogóle się nie liczy i teraz próbuje z buciorami pchać się w nasze życie. Na dzień dzisiejszy chyba zbyt wiele emocji by było i rozmowa mogłaby się źle skończyć :evil:

Dzięki za wszystkie posty, dają dużo do myślenia, zastanawiam się bardzo mocno co dalej.

Trzeba dać się poprowadzić Bogu za ręke.

[ Dodano: 2009-09-24, 11:08 ]
Wróciłem do domu bo bez syna moje życie nie ma sensu. Porozmawialiśmy z żoną spokojnie, ustaliliśmy pewne sprawy choć mam wrażenie, że to wszystko było bardzo służbowe i formalne.

W tej sytuacji gdybym nie ustąpił naszej rodziny by nie było. Przyznam, że troche to dziwne. Bardzo mnie to niepokoi i nie bardzo wiem jakie z tej sytuacji wyciągnąć wnioski.

Przez wiele lat naszego małżeństwa ja pracowałem, żona miała chyba jakieś niespełnione ambicje i było jej z tym źle. Teraz jej się udało, dobra praca, niezależność. Tyle, że relacje z szefem zaprowadziły nas nad przepaść w naszym związku. Trudno mi to pojąć, słowa "wiem, że Cie ranie, że trudno Ci się z tym pogodzić ale ja inaczej nie moge. Nie zrobiłam nic złego i nie czuje się winna, z pracy nigdy nie zrezygnuje." Bądź tu człowieku mądry.

Między nami nie jest dobrze bo te ostatnie pare miesięcy bardzo nas od siebie oddaliło. Powiem szczerze, że mam wrażenie, że obecnie żona mnie nie kocha. Może to dziwne ale człowiek takie rzeczy czuje, coś jest inaczej, chłodniej, dalej od siebie. Praca ją pochłonęła i dla niej gotowa jest skreślić wszystko. Gdyby mieć pewność, że jedynie o prace tutaj chodzi ...

Nie dostałem z jej strony sygnału "tak, zależy mi, jak się uda poszukam czegoś innego i może będzie nam łatwiej wszystko odbudować". Jej przekaz to raczej "zostajesz ze mną i z synem a jak nie to możemy się rozejść". Gdybym się zaparł to tej rodziny by już nie było.

No właśnie ale jak postąpić dalej w tej sytuacji, wycofać się i niech zupełnie rzuci się w wir pracy? Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie nakłonić jej do niczego. Kocham naszego dzieciaka bardzo. Uwielbiam spędzać z nim czas, grać w piłke na dworze, jeździć na rowerze. Jednak życie z obcą i nieobecną osobą w domu jest trudne.

Pomimo tego, że naprawde w pracy bardzo dobrze mi się układa, świetnie zarabiam, mam bardzo elastyczny dzień dzięki czemu wiele moge z siebie dać pomagając w prowadzeniu domu i zajmując się synem to gdzieś moje poczucie własnej wartości prysło zupełnie.

Myśle, że to wynika głównie z tego, że od paru już lat mam jakieś dziwne i jak dotąd niezdiagnozowane do końca problemy ze zdrowiem. Pojawił się jakiś kłopot z tarczycą ale każdy lekarz twierdzi, że wszystko jest wyrównane i to ciągłe zmęczenie, osłabienie i jakieś dziwne bóle mięśni nie mają z tym nic wspólnego. Człowiek troche żyje jak w zawieszeniu czekając co z tego wyjdzie. Gdy dochodzą jeszcze problemy w domu i traci się oparcie w drugiej osobie jest potwornie ciężko. Już nawet żonie nie wspominam, że czasami jest mi źle, nie w tej sytuacji, przecież nie moge pokazać oznak jakiejś swojej słabości w kontekście tego co się dzieje. Troche "gram" i czasami na przekór sobie walcze ale lekko nie jest. Trudno o dobry nastrój i pogode ducha gdy oprócz sfery emocjonalnej cierpi także fizyczna. No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie lekko ...
 
     
jaro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-24, 22:12   

Przykre, że tak wiele musimy czasami cierpieć.

Trzymaj się i walcz o siebie, trudno mi coś radzić w tej sytuacji.

Pogody ducha.
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-24, 23:41   

Wszystko jest po coś. Kryzys udręka czy szansa? Na pewno udręka. Ale może również olbrzymia szansa. Pokazać, Wyprostować, pokonać niemoc. Cóż nas zniewieściałych facetów zmusi do działania – tylko kop. No to P. Bóg pozwala…… I co? Uciec…, można, przecież Ona taka.. i w ogóle wszystko……
Ktoś pisał - Pan Jezus jest głową Kościoła – Ty głową rodziny. On na górę wtargał Krzyż i dał się do niego gwoździami przybić – za Miłość – za Ciebie, za mnie. A ja co zrobiłem dla swojej rodziny???, a co Ty?
” No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie lekko ...”
pozdro marek
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 11:00   

Wiadomo, że każdy chce powalczyć o rodzine, przynajmniej wtedy kiedy mu zależy. Tyle, że często nie bardzo wiadomo jak do tego podejść. Dlatego pojawiają się różne decyzje, czasami pod wpływem emocji. Ultimatum, wyprowadzka, już widze, że tak nic nie osiągne. Żona teraz żyje pracą, może fascynacją innym facetem, nie wiem.

Ja szukam tylko wskazówek jak można w tej sytuacji się zachować. Jest tutaj wiele ludzi mądrzejszych ode mnie i "bogatszych" o taką lekcje życia i warto czytać i czerpać z ich doświadczeń.

Ja swoje błędy widze, nie zamierzam się sam oszukiwać. Chce to zmienić i będe próbował. Bardziej chodzi mi o to jak powinny wyglądać nasze relacje w domu. Zupełne odcięcie się od żony ? "Otwieram klatke" i niech się dzieje co chce a ja żyje swoim życiem ? Teraz targają mną emocje, nie ufam, są nerwy niepotrzebne a jakoś trzeba z tego wybrnąć.

Jak w takiej sytuacji powinna wyglądać "stanowcza miłość"? Nie chodzi chyba o to żebym nagle stał się milutkim facetem, który będzie obojętnie patrzył na to co się dzieje. Zakazy, kontrolowanie, to nic nie da, o tym doskonale wiem. Zatem jak próbować nakierowywać drugą osobe na nasze "wspólne tory", co przyciąga drugą strone w takich sytuacjach, co może spowodować, że zacznie się zastanawiać nad swoją rodziną i związkiem. Wciąganie się w takie gierki, jak Ty mnie traktujesz tak ja i Ciebie, unikanie się, wychodzenie z domu choćby i przyszło samemu czasem pójść do kina?

Oj jeszcze sie miotam ...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 11:22   

pawelwkryzysie napisał/a:
Zatem jak próbować nakierowywać drugą osobe na nasze "wspólne tory", co przyciąga drugą strone w takich sytuacjach, co może spowodować, że zacznie się zastanawiać nad swoją rodziną i związkiem. Wciąganie się w takie gierki, jak Ty mnie traktujesz tak ja i Ciebie, unikanie się, wychodzenie z domu choćby i przyszło samemu czasem pójść do kina?

Oj jeszcze sie miotam ...


to nie zmiany siebie a inne gierki po to by odzyskac żone...
manipulacje, by sie wystraszyła i wróciła..albo by pod wpływem pochwał poczuła sie doceniona i wróciłą...
to działa tylko wtedy jak jest trwałe, wypływające z wewnątrz siebie, bo dzis rzeczywiście tak postrzegam partnera...
inaczej szybko powracają stare zachowania i krytyka, i manipulowanie a partner jeszcze szybciej niz my wychwytuje nasze gierki i przestaje w nie grać....

partner wraca świadomie sam...tylko wtedy jak sam dochodzi do wniosku, że nikt nim nie manipuluje, nie zastrasza, nie ogranicza...
najprawdopodobniej, żona nie lubi jakiś twoich zachowan, a nie Ciebie!!!
sprawdz i zmieniaj jakich zachowań nie lubi... czy ma racje...
zachowanie da sie zmieniać... należy tylko uświadomić sobie, co w tym zachowaniu jest , lub może być szkodliwego dla Was i sprawiać kryzys...

a jak zmieniamy owo zachowanie, to często partner zaczną nas lubić, szanować i powraca...
bez manipulacji, a z ufnością....
i zaczyna sie nowy dojrzały związek, oparty na zrozumieniu a nie na manipulowaniu partnerem pod własną osobe i własne potrzeby...

zazwyczaj to jest tak... Im bardziej naciskasz, tym człowiek bardziej się broni. ucieka jesteś jak huragan, a druga osoba chowa się przed tobą ....

warto dac sobie i partnerowi wytchnienie zaprzestac gierek...a czas poświęcić tylko sobie, bez patrzenia co robi teraz druga strona...da sie!
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 16:42   

piszesz:"wiem, że Cie ranie, że trudno Ci się z tym pogodzić ale ja inaczej nie moge. Nie zrobiłam nic złego i nie czuje się winna, z pracy nigdy nie zrezygnuje." Bądź tu człowieku mądry."
Pawle ja takie teksty pisałam do męża gdy miałam w głowie wielki zamęt, siedząc na dyskotece z "Kolegami" i koleżankami a mąż w domu z dwójką dzieci, COŚ TU NIE TAK!
wiesz gdybym sama nie robiła takich podłości to bym teraz nie pisała że twoja żona najzupełniej się zagubiła, wiesz tam świat który ją pochłania, jest doceniana przez szefa, on sypie jej komplementy a w domu nie zawsze mąż ma dobry humor by przyjśc do domu z kwiatkiem i powiedziec "dziękuję Ci kochanie za to że jesteś, za to że zawsze na mnie czekasz gdy wracam po pracy, dziękuję że tak dobrze opiekujesz się naszym synkiem itd". ale pociesze Cię że Bóg wysłuchuje naszych modlitw, i tak jak kiedyś wysłuchał mojego męża bym wróciła tak głęboko wierze że będzie z Tobą, Módl się za Swoją żonę, niestety rogaty chce by małżeństwa się rozchodziły ale siła miłości jest większa niż jego rogi.
pozdrawiam
m.z.
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 08:59   

Żona na razie jakby nieobecna w domu a w człowieku aż się wszystko gotuje, ale staram się nad tym panować. Jak czuje, że zbliża się jakiś kiepski dzień to wole wieczór spędzić gdzieś na mieście, pogadać z kimś ze znajomych albo po prostu wyjść do kina. Potem na pare dni jest we mnie błogi spokój ;-)

Tyle, że trudno o rozmowe w takim stanie. "Trudnych" tematów o nas to nawet już nie próbuje, chyba nie ma sensu. Staram się maksymalnie wyłączyć z tego co dzieje się w życiu żony, w jej pracy i relacjach z szefem. Nie pytam, nie dociekam, staram się to wyrzucić zupełnie ze swojego życia. Tyle, że przez takie codzienne mijanie oddalamy się od siebie zupełnie. Mam wrażenie, że żonie to odpowiada bo ma wreszcie spokój a mi chyba też tak jest lepiej bo moge zająć się swoimi sprawami.

Zbieram się do tego żeby na spokojnie i bez patrzenia w kierunku swojej drugiej połówki zrobic rachunek własnego sumienia. Chciałbym popracować nad tym co we mnie mogło być nie w porządku ale chyba jeszcze potrzebuje troche czasu na "trzeźwą" ocene.
 
     
marny
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 20:07   

Pawle, mogę Ci poradzić tylko na podstawie własnego doświadczenia. Mieszkałem z żoną, będąc w podobnej sytuacji pod jednym dachem przez 9 miesięcy. Byliśmy w separacji fizycznej. Słyszałem, że mnie nie kocha i co jakiś czas pojawiały się sugestie, abym się wyprowadził z domu. Robiłem wszystko, żeby naprawić nasze relacje. Nadskakiwałem jej, zapraszałem do kina, na wycieczki, sprzątałem co tydzień, gotowałem, spędzałem samotnie czas z dziećmi. Później następował czas wewnętrznego wzburzenia, zniechęcenia, kłótnia i od początku naprawianie. Żona przez cały czas traktowała mnie jak powietrze. Tak było przez 7 miesięcy. Przez ostatnie dwa postanowiłem się nie kłócić, żyć spokojnie bez żadnych oczekiwań. Było lepiej. Ale wytrzymałem tak tylko przez dwa miesiące. Później wyprowadziłem się z domu. A rok później był rozwód.

Jeśli naprawdę zależy Ci na ratowaniu związku, to przede wszystkim przestań robić wszystko żeby żonę zatrzymać, żeby na siłę coś naprawić. Słusznie Ci radzą, że to gierki i manipulacja. Być może Twojego małżeństwa nie da się uratować. Nie wiesz tego. Małżeństwo polega przecież na też i na zaufaniu.

Twoja sytuacja z pewnością jest inna, ale przypomina mi moją. Gdybym cofnął się trzy lata wstecz prawie, starałbym się być cierpliwy, nie nadskakiwać, nie narzucać się, być miłym, ale bez przesady, mówić żonie prawdę, ale bez obwiniania, żyć swoimi zainteresowaniami, pracą, dziećmi. Gdyby zdarzyły się miłe chwile z żoną, cieszyć się z tych małych radości. Ale cierpliwości i konsekwencji trzeba tu dużo.
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-20, 11:42   

Próbowałem wczoraj porozmawiać z żoną i chyba sytuacja jest dla mnie już beznadziejna. Nie bardzo wierze już, że cokolwiek da się tutaj jeszcze zmienić i uratować. Rozmawiałem wczoraj z żoną, usłyszałem, że z jej strony między nami nie ma nic.

Pytałem wprost co znaczy dla niej relacja z jej szefem. Nie chciała odpowiedzieć wprost "kocham go" ale jak rozumieć, że nie jest jej obojętny, bardzo go lubi, dobrze się czuje w jego towarzystwie, mają ogrom wspólnych spraw i tematów ze wzgledu na swoją prace, wspólne zainteresowania, pasje i swój mały świat zwiazany z funkcjonowaniem firmy.

W domu jest źle, są kłótnie, wyrzuty z mojej strony, aluzje - tak wiem to wszystko należałoby naprawić ale chyba stoje na straconej pozycji. W pracy sielanka, same sukcesy, wspólne imprezy i lepszy świat a w domu ponuro bo mąż niezadowolony, atakuje, ma żal. Żona już teraz większość swojego dnia spędza z tamtym facetem, w domu tylko się mijamy.

Oczywiście o sferze seksualnej zapomnieliśmy gdzieś z początkiem roku, żona nie ma ochoty się zmuszać jak to określa co dla mnie jest też bardzo jasnym sygnałem, że nie ma chyba faktycznie niczego między nami z jej strony.

Nie oceniam jej, przecież kocham mimo wszystko najmocniej na świecie. Wiem, że z mojej strony byłoby wiele do naprawienia ale w tej sytuacji to już chyba nie ma znaczenia. Mam wrażenie, że to małżeństwo chyli się ku upadkowi. Powiem szczerze, że teraz nie chce mi się żyć ... nie mam po co
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9