Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Juz nie mam siły...
Autor Wiadomość
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 08:45   

Anula1 rety... nieźle miałaś ;-)
To ja mam spox przy Tobie... mój "ospowaty" młodszy ma 6 lat, więc zdecydowanie łatwiej mu wytłumaczyć, dlaczego ma się nie drapać i co to jest "wiatrówka".
Silna kobieta z Ciebie Anula... przetrwałaś sama święta z dwójką maluchów - Opatrzność nad Wami czuwała, to pewne.
mari napisał/a:
Do męża polecam tak, jak serce tej konkretnej żony do tego konkretnego męża MÓWI.
Kobiety, zaufajcie swojemu sercu.

To znaczy co, mari? Jak moje serce do tego męża już zupełnie nie przemawia? Ono milczy, wręcz wzdraga sie przed jakąkolwiek komunikacją, przed otwarciem siebie, bo powoduje to kolejne zranienie? Bo "brak czasu, nie takie słowa, zły moment, wymyślam, on taki wspaniały, że inne na niego lecą, a ja sie czepiam, itp.". Moje serce MILCZY.
mari napisał/a:
Pokora należy się Panu Bogu !

I z tym się zgadzam bezdyskusyjnie.
Malgoos... przemówiło mi do wyobraźni Twoje porównanie. Choć jednak nie do końca mnie wszyscy zrozumieliście, tak samo niestety też mógł zrozumieć mnie mąż - ja naprawdę mówiłam dokładnie to, co chciałabym dostać na Gwiazdkę! Ten odłamek szkła - jak z bajki o Królowej Śniegu i nieszczęsnym Kaju - który tkwi w sercu mojego męża zatruwa go od środka i zatruwa nasz związek, naszą rodzinę. Ja nawet wiem jak on sie nazywa, ale chciałam być na tyle delikatna w sformułowaniach, aby go nie wkurzyć. Mój mąż go pielęgnuje, dba o niego i nie chce sie go pozbyć. Moje słowa, słowa innych mądrych ludzi, które mu od czasu do czasu podsyłam, nie robia na nim wrażenia, on ich nie przyjmuje. Pozostała modlitwa o Pogodę Ducha i za niego, aby nie obudził sie za późno.
Wracając do meritum, czyli do porównania Malgoos: mam dozować swoje frustracje. Codziennie szczypta soli, a nie szklanka raz na miesiąc... hmmm... Ja nie wbijam mu szpilek, staram się przemyśleć swoją wypowiedź (na zasadzie "bodziec-pauza-reakcja" a nie "bodziec-reakcja" jak to zazwyczaj robiłam kiedyś - widzisz nałóg coś jednak przepracowałam ;-) ), ta wypowiedź nie ma go boleć, ranić, tylko dac mu do myślenia. Ale widać nie potrafię, więc może jednak lepiej - jak radzi nałóg - zamrozić całkowicie komunikację. Tylko co, jeśli mój głód komunikacji zacznie zaspokajać ktoś inny?...
Małgoos napisał/a:
Może on też wiele razy "próbował" coś zmienić (choć w Twoim mniemaniu być może za mało, za rzadko, nie tak jak byś tego oczekiwała ), ale może w którymś momencie poczuł bezradność...

Malgoos... ja też jestem bezradna!! Ja też czasem sama siebie strasznie nie lubię (w zasadzie często tak jest), wkurzam sie na swoje zachowanie i to co mówię - zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. Ale chcę o tym mówić!! Bo trzymanie tego w sobie nie zmieni nic, bo druga strona nie jest często świadoma swoich błędów, moze nawet nie błędów tylko tego jak jej słowa i - czasem dobre - intencje, są odbierane przez partnera.
KOMUNIKACJA - to klucz do wszystkiego. Bez niej "nie razbieriosz", jak mówią za wschodnią granicą. Można zrobic wiele rzeczy, ale nie w pojedynkę. Bo małżeństwo to związek DWOJGA ludzi, w którym ma być obecny Chrystus. A w moim związku nie ma ani męża ani Chrystusa jestem sama...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 10:22   

Ja a propos pokory, bo tez dla mnie wazny temat
Ak pisze


Cytat:
pokora... pokora... czasem wydaje mi się, że zbyt długo byłam pokorna... nic nie mówiłam, robiłam co mi kazano, nie odzywałam sie nie pytana, przytakiwałam kiedy tego oczekiwano i zaprzeczałam kiedy było trzeba... no i przelało się.


mari
Cytat:
TAK, POKORA, ZAWSZE,
ALE PRZED BOGIEM OJCEM.

Do męża polecam tak, jak serce tej konkretnej żony do tego konkretnego męża MÓWI.
Kobiety, zaufajcie swojemu sercu.


to co pisze nałog o pokorze jest dla mnie OK.
Przeciez nie chodzi o płaszczenie sie przed mezem.
Nie przytakiwanie na wszystko i usmiech do zlej gry.
To trzeba rozroznic...pokornym ale i roztropnym...nie uzaleznienie czy przymykanie oczu na zło
Pokora wobec Boga, męza, inych ludzi dla mnie rowna sie milosc i do siebie i do Boga i do innych ludzi.
I nie ma nic wspolnego z poniżeniem.
Czesem swoje ego można uniżyć przed jakas decyzja męza, ale tylko wtedy gdy Pan Bog mowi nam ze to jest dobre.
Mari zgadzam sie na pierwszym miescu Pan Bog...to jest jasne dla nas wszystkich tutaj :-)

Pokora wobec innych ludzi to tez dla mnie zgoda, akceptacja ich odmiennsci, wspolczucie gdy bładzą i stanowcze nie pozwalanie im na to.
Pokora to gdy godzimy sie na to ze ktos ma inna prawde od naszej i dla niego ta prawda jest jedyna i najlepsza...szukanie kompromisow. Dla naszego i ich dobra.

jesli jest zgoda na zlo...jestesmy wspolodpowiedzialni za to...to grzech
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 10:43   

......trzymanie tego w sobie nie zmieni nic, bo druga strona nie jest często świadoma swoich błędów, moze nawet nie błędów tylko tego jak jej słowa i - czasem dobre - intencje, są odbierane przez partnera......

staram się przemyśleć swoją wypowiedź (na zasadzie "bodziec-pauza-reakcja" a nie "bodziec-reakcja" jak to zazwyczaj robiłam kiedyś..........


Ak problem w patrzeniu, spostrzeganiu sytuacji, mysleniu iż jestem ofiarą, ktoś mnie krzywdzi...
bo mąz nie tak jak pragne sie zachowuje i tym mnie krzywdzi,
bo ja chciałabym by zachowywał sie inaczej, ale on sie nie domysla, on nawet jak mówie czego chce i jak chce, robi inaczej,
co znów sprawia, iż ja czuje, mam przekonanie
- robi to w złej mierze, i nie ma w tym dobrych zamiarów...
jest tylko ciągłe postrzeganie on nie ok...ten co mu sie nigdy nic nie chce, jest niedouczony i wygodny...

co daje zaś potem prawo mi do myślenia i zachowywania sie bycia ofiara....
bo on robi to bo nie kocha, bo nie zalezy, ma rodzine gdzieś...
trudno w takiej atmosferze braku zrozumienia każego w tej sytuacji o prawidłowe relacje...
i dlatego tak ważnym waszej sytuacji jest mediator, osoba, która w profesjonalny sposób nauczy was prawidłowej komunikacji, rozmów, by słowa mówione docierały do drugiej osoby w taki sposób, w jaki ja chce, i jaki ma wydźwięk...

problem z poczuciem bycia ofiara jest taki, że by była ofiara musi być kat...
a tym nikt nie chce byc, to postac negatywna i nikt nie chce być tak odbieranym przez innych, nic dziwnego, iż jak komuś sie taką łate przylepi będzie sie bronic przed tym....
bo..
do gry potrzeba dwóch graczy, kat i ofiara, każdy woli czuć sie ofiarą, bo to postac mniej negatywna dla społeczeństwa, dla niektórych nawet pozytywna, bo tyle cierpi i tak bardzo jest krzywdzona...
wszyscy jej współczują jaka ta osoba biedna, pokrzywdzona...
dlatego ofiara czerpie z tego pewne korzyści... dowartościowania, pewnych dobrodziejstw inni widza w niej tą ok, tą bez winy, ta pokrzywdzoną, ta która nie musi poprzez to wziąć odpowiedzialność za swoje życie... swoje zachowanie i myśłenie...

cóż zwykły dzień, może gorszy bo choroba, bo świąta, bo zwiazane z tym problemy finansowe, porządki, zakupy by wszystko ogarnąć nalezy sie troche nawyginać...a tu wszystko pod górke, gdzie wylewamy flustracje? na bliskich, bo w naszych odczuciach nie tak zachowują sie jak my sobie życzymy czy mamy wyobrazenie...
wylewamy żale, zamiast prosic o pomoc, nawet jak ją dostajemy... i tak nie doceniamy, bo nie taką albo nie w taki sposób w jaki my byśmy chcieli...
znów wylawamy żale...
jak w takiej atmosferze znów mają tworzyć sie dobre prawidłowe relacje?
są tylko niedomówienia, poczucie skrzywdzenia... wykorzystania przez kogoś... i to poczucie bycia ofiara!
gdy tak naprawde to tylko nasze odczucie, bo gdybysmy zamiast odczucia bycia wykorzystana, a z drugiej strony poczucia nic go nie obchodzi zamienili na inne myślenie wtedy zupełnie inaczej by wszystko sie od razu potoczyło a i druga strona o wiele chętniej by pomogła...
tak ucieka, nie chce czuć sie katem, tym który zawsze wszystko robi źle, lub nic nie robi... uciekając chroni siebie przed emocjonalnym atakiem siebie....

i nawet w myślach nam nie przyjdzie patrzeć iż w takiej sytuacji JA też jestem katem dla tej drugiej strony...
bo robie krzywde nieswiadomie tak jak ta strona robi mnie swoim zachowaniem role sie tylko zmieniają... raz ja jestem ofara raz katem...
choć jest tłumaczenie
-to druga strona sprowokowała, ja tylko reaguję, ta przemoc to nie przemoc! to próba obrony, reakcji
a to nie prawda... w ten sposób nakręca sie tylko spirala braku prawidłowych relacji i dobrej komunikacji...
moja przemoc to nie przemoc, to obrona, moje zachowanie w stosunku do partnera to nie przemoc to emocjonalne odreagowanie na zachowanie partnera, to wyraz mojego poczucia skrzywdzenia...

W takiej atmosferze rodzinnej rodzi sie dziennie przemoc, jednego dnia słabsza innego silniejsza w zależności jeszcze od trudności dnia codziennego, które jest także dla nas usprawiedliwieniem, bo choroba, bo nawał roboty i porządków, czy inne problemy, które odreagowujemy na bliskich,
ale nie wszyscy mają odczucie iż sami stosują tą przemoc...
bo ja jestem ok, ja ofiara, ta krzywdzona - prawda jest taka, że często nieświadomie właśnie naszym zachowaniem a przedtem najpierw mysleniu, że jestem tą krzywdzonona, sami zachowujemy sie przemocowo, agresywnie i atakujemy partnera, dzieci
człowiekiem stosującym przemoc mogw byc także ja!
ci wszyscy zwykli ludzie, normalnie sie zachowujący, którzy mają złudzenie bycia ofiara...
cokolwiek robie musze pamiętać, iż swoim zachowaniem tez moge krzywdzić,
a powinnam pamiętać, by swoim zachowaniem ograniczyć skutki przemocy i powstrzymać akty przemocy.
by wszystkim zyło sie spokojnie... dlaczego ja?

bo dziś ja jutro druga strona,
innej drogi nie ma by zatrzymac niekończący sie kryzys i konflikt w zwiazku, by powstrzymac skutki przemocy i ciągłych ataków i obrany przed nimi...
tak napędza sie tylko skala przemocy w zwiazku, odczucia skrzywdzenie...
i jesli partnerzy nie potrafią temu zaradzić należy mieć w świadomości szukanie pomocy,
i odgrodzenie sie od niej jeśli pomoc nie wystarcza,
wszystko po to by sie chronić przed eskalacją zła i skutków jakie takie relacje wpływają na wszystkich w rodzinie... a jakie potem znów są powielane w innym domu...

walcząc trudno o pokój...
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 12:06   

Ak-to o zamrożeniu było przewrotne,było parafrazą.
Ty mówisz mężowi o szkle..............on odbiera to ttak jak odbiera........... Ty dochodzisz do wniosku że lepiej nic nie mówić(to zamrożenie),sama perfekcyjnie zrobić(nadopiekuńczość) i dalej jest tak jak było.
Ak70...............paktów o nieagresji, paktów pokojowych nie zawierają przyjaciele............. zawierają je dotychczasowi wrogowie( a przynajmniej nie-przyjacielsko nastawieni).
Ty "mrożąc" ten słaby, bo słaby ale jednak odruch męża szkłem, jakby uciekłaś od podjęcia próby zawarcia ,albo rozpoczęcia rozmów wstępnych do zawarcia pokoju.
Najpierw było słowo...................... ale słowo może ranić jak nóż...............

Mari .....piszesz: o zaufaniu sercu kobiecemu……………. Nie sądzę że Ak70 nie ufała do tej pory swojemu sercu………..i do czego to doprowadziło????? Do kryzysu…………. Bo jej serce jest raczej trochę jeszcze wadliwe, trochę nie za dobrze pracuje( przynajmniej w dziedzinie komunikacji małżeńskiej).

Dalej Mari piszesz:” Nałogu, mieszasz, mieszasz... boś chłopina, a nie kobiecina....
Co Ty wiesz o cudzej (obcej) kobiecie? Kobietę najlepiej zna Pan Bóg,
Pan Jezus- mężczyzna Oblubieniec.”

Tiaaaaa Mari……..i tego oblubieńca, tego Boga nie ma w drugim człowieku????????
Takie pojmowanie pokory, taka wiara -wg mnie- jest ułomna i z założenia dysfunkcyjna, kryzysogenna.
Pan Bóg dał drugiego człowieka aby wobec tego drugiego-w którym jest pierwiastek Boski- ćwiczyć pokorę.
Można pisać: konfesjonał, spowiedź, Msza Św. A bez pokory i otwarcia się na drugiego człowieka ta co wyżej jest martwe.
Niedawno ,mimochodem byłem świadkiem spowiedzi………… długo ,długo trwała………w końcu słyszę głos księdza: NO DOBRZĘ ,A TERAZ MOŻE TAK SIOSTRO O SOBIE COŚ…………………

A ta penitentka cała swoja postawą dawała wyraz pokory wobec Boga…………………..

Bóg,spowiedź,modlitwa…..tak…………. konieczna…ale to wcale nie zwalnia z działania ,z wysiłku.
Jezus był i jest Bogiem czynu, pracy i takiej uczył i uczy w swoim ponadczasowym przekazie.

Pan Bóg pomaga zwykle tym co sobie chcą pomóc………………
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 13:45   

Zły zrobi wszystko, abyśmy uważali jak wiele jeszcze trzeba zrobić,
by się Bogu przypodobać... albo, że ciągle czegoś brakuje...
Będzie namawiał do coraz większych wyzwań.
Lecz czasem trzeba odpuścić, żeby zobaczyć, że nie trzeba już....
Mozna odpocząć.
Tego odpoczynku życzę Wszystkim bez wyjątku.

Dziękuję Panie Boże, że mogę odpocząć... że już nie muszę nic więcej robić.

Pozdrawiam.
Kobiety Piękne, nie dajcie się zwieść ZŁEMU ! Piękno jest w Was cały czas. Dziś czas spowiedzi ! www.spowiedz.pl Łaska Boża jest do pracy nad sobą KONIECZNIE POTRZEBNA.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8