Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Juz nie mam siły...
Autor Wiadomość
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-16, 16:19   

AK.
Piszesz, że Twój mąż do tej pory nie zdaje sobie sprawy z tego, co Ci zrobił, że przerzuca odpowiedzialność na Ciebie. I tak to rzeczywiście wygląda na podstawie tego, co opisujesz o Waszym życiu. To znaczy ja myślę, że on zdaje sobie sprawę z tego co zrobił - zdradził Cię, ale ucieka przed swoją odpowiedzialnością obwiniając o wszystko Ciebie. Być może też uważa, że zdrada to wina obu stron i jest mu z takim nastawieniem dobrze.
AK
Ty przebaczyłaś mężowi i pojednałaś się z nim, choć on nie uznał swojej winy i tu pewnie jest Twój błąd. Przeczytałam na stronie księdza Pierzchalskiego takie słowa, które Ci zacytuję:

".... Przebaczenie i pojednanie to droga, którą człowiekowi podpowiada Chrystus i Jego Kościół w obliczu każdego grzechu i każdej formy krzywdy między ludźmi. Droga ta nie może mieć jednak nic wspólnego z naiwnością, z tolerowaniem zła czy ze zgodą na kolejną krzywdę. Z tego względu przebaczenie i pojednanie - także w kontekście zdrad małżeńskich - jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, jednoznacznie uznaje swoją winę, gdy nawraca się i gdy wprowadza konkretne zmiany w swoim życiu i postępowaniu. Jeśli warunek ten zostaje spełniony, to między małżonkami może dojść do przebaczenia i pojednania. W takiej sytuacji pojawia się pełna szansa na przezwyciężenie bolesnej przeszłości oraz na budowanie lepszej teraźniejszości. Potrzebne jest wtedy zadośćuczynienie wyrządzonej krzywdy i zadanego bólu. Najdojrzalszym sposobem wynagrodzenia zdrad małżeńskich nie jest nieustanne wypominanie samemu sobie bolesnej przeszłości, lecz uczenie się dojrzałej, ofiarnej i wiernej miłości w obecnym życiu małżeńskim i rodzinnym..."

Dobrze by było AK, żeby Twój mąż to zrozumiał. I Ty też musisz to pojąć, żeby nie dać się krzywdzić.
Myślę, AK, że powinnaś koniecznie porozmawiać o tej sprawie z doświadczonym księdzem-spowiednikiem, który by Cię dobrze pokierował jak postępować w swoim małżeństwie po zdradzie.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-16, 18:03   

Ak...piszesz:"Bo to właśnie on powinien byc przy mnie najbliżej, to on jest ze mną na codzień i ma na mnie niebagatelny wpływ"

Ak70...wybacz,ale piszesz jak czynny nałóg.
Nałóg najczęsciej (mechanizm podobny) pije,ćpa,zdradza,gra,robi zakupy,obżera się,kompulsywnie "uprawia" seks dlatego ...że żona/mąż.rodzina,za mało kasy/za dużo kasy,za słabo zarabia,ma złego szefa,żona/mąż za gruba/za chuda,za mało dba o delikwenta/kę,pogoda do bani,itp,itp.
Bo.bo.bo.bo ktoś coś powinien,ktoś coś jest winien,.................

Jest to samomanipulacja soba oraz otoczeniem.Usprawiedliwianiem własnego egocentryzmu,chciejstwa,mylenia potrzeb z pragnieniami.
Bo tak łatwiej ............... łatwiej narzekać,płakać jak pójść np.na mityng i zacząć pracować nad sobą.
Jesteś osobą dysfunkcyjną,współuzależnioną.
Przeszłaś terapię grupową(chyba z marnym efektem końcowym) i co dalej?????
Zaczełaś -za nmowa - chodzić na mityngi................... chodzisz???
Jak nie chodzisz to dlaczego? czujesz sie tak mocna by sobie odpuszczać grupę samopomocową?

Ak70, Twoje pisanie i narzekanie na męża,jego zachowania,postawę ma coś z zachowań biernoagresywnych.
Żyjąc na codzień z takim poczuciem krzywdy -może nawet nieświadomie- dajesz sygnały werbalne i niewerbalne mężowi jak czujesz sie skrzywdzona i pokrzywdzona.
Jednocześnie taka postawa wyraża bierną agresję wobec męża.
Można zrozumieć ...............jesteś zmęczona,mąż siedzi pod kompem,nie udziela sie a w Tobie wywołuje frustrację...................
I cała swoją postawą wyrażasz tę frustrację w sposób nie jawnie argresywny.Nie wyrażasz agresji wprost,głośno,wyrażnie,nie atakujesz,nie egzekwujesz swoich praw i męza obowiązków otwarcie, ale w sposób bierny.Takie zachowania są zachowaniami biernoagresywnymi.Te zachowania w konsekwencji zawsze uderzaja najmocniej w tego kto je stosuje.
Czyli w Ciebie.
Antidotum??????
Tę bierną agresję zamienić na otwarte mówienie o tym co boli np.na mityngu grupy wsparcia,czy na grupie teraputycznej.
Bardzo ważnym ,niemal że podstawowym elementem jest rozwój duchowy,poprzez modlitwę ,medytację,codzienny obrachunek moralny(rano i wieczorem-trzy pytania:co mio sie udało?co mi nie wyszło?jak się czuję fizycznie i psychicznie?).
A maż????
No niestety....masz bardzo ograniczony wpływ -jak widać-na niego.Więc???? zaimij sie sobą................
Pogody Ducha
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-22, 15:44   

Napisałam dużo... i mi zeżarło... ech! Nawet komputer przeciwko mnie.. ;-)

Krótko mówiąc: Małgosiu masz rację. Potem słowa Twoje potwierdził jeszcze nałóg:
nałóg napisał/a:
I cała swoją postawą wyrażasz tę frustrację w sposób nie jawnie argresywny.Nie wyrażasz agresji wprost,głośno,wyrażnie,nie atakujesz,nie egzekwujesz swoich praw i męza obowiązków otwarcie, ale w sposób bierny.Takie zachowania są zachowaniami biernoagresywnymi.Te zachowania w konsekwencji zawsze uderzaja najmocniej w tego kto je stosuje.
Czyli w Ciebie.

Musze to przemyśleć.
nałóg napisał/a:
Przeszłaś terapię grupową(chyba z marnym efektem końcowym) i co dalej?????
Zaczełaś -za nmowa - chodzić na mityngi................... chodzisz???
Jak nie chodzisz to dlaczego? czujesz sie tak mocna by sobie odpuszczać grupę samopomocową?
Nie, nie czuję sie mocna. Tyle tylko, że grupa, na która chodziłam rozpadła się, a ja teraz nie bardzo mam czas szukac innej.

Ostatnio mąż napisał mi smsa: "Poszłaś na terapię, aby uwolnić sie od koszmaru dzieciństwa, ale nie wyszło, bo Twoi rodzice nie widzieli problemu, więc musiałaś kogos rozliczyć za swoje krzywdy, więc najłatwiej męża, bo mniejsza strata i tak juz jest do niczego. Nie służy, bo sie zbuntował i na dodatek zdradził, więc jest łatwym celem. Tylko teraz zadaj sobie pytanie czy warto było ze mna walczyć. Mam nadzieję, że kiedys znajdziesz na to odpowiedź" - to pełny cytat. On nie rozumie, że poszłam na terapię, aby pomóc sobie, a nie rozliczać kogokolwiek. Ani jego, ani rodziców. Mówiłam mu to parę razy. Mówiłam też, że przez to, co spotkało mnie w dzieciństwie jestem wrażliwa na jego zachowanie i słowa w pewnych tematach. Tyle tylko, że do niego to nie dociera...
Zachowuje sie dokładnie tak, jak to napisał Pulikowski w swoich książkach: wymyślił sobie jakąś teorię, taką, która pasuje do jego zachowania i uznał ja za prawdziwą (słynny przykład państwa Kowalskich, który Pulikowski powtarza w kilku książkach). I choćby 10 osób powiedziało mu, że czarne jest czarne, on i tak powie, że jest białe...

Artuano... dziękuję Ci za ten cytat. To może być klucz do tego czemu nie potrafie zaufać mojemu mężowi i - choć sama o to prosiłam - tak naprawdę dać mu/nam II szansy. Bo on nie yadođucyzni, ba! on nawet nie uznał swojej winy! Za to ciągle dowieduje się, że to JA pchnęłam go w ramiona innej kobiety (i do jej łóżka), bo byłam taka zła... napisał mi, że "ja sex zawsze robiłem z miłości"... a ja odpisałam, że ma pojemne serce, skoro w tym samym czasie kochał się z dwoma kobietami. Od kilku dni trwa takie przerzucanie sie smsami... początek wziął się z mojej odmowy, kiedy po raz kolejny w łóżku zaczął sie do mnie dobierać, a ja powiedziałam "nie". To była moja pierwsza, zdecydowana odmowa, choć ochote na sex miałam ogromną, ale wiedziałam, że potem będe ryczec w poduszkę, bo znowu stane sie dla niego niewidzialna..
Powiedziałam, że to juz mi nie wystarczy... chcę wszystko, albo nic. I żeby sie zastanowił czy jest mi w stanie dac to wszystko, czego potrzebuję... no i zaczęło się. Wreszcie ucięłam te smsy, bo w pracy nie mogłam sie skupić... powiedziałam, że jeśli ma ochotrę na rozmowę to ja czekam wieczorem, jak dzieci usną... no i - czekam...

Pogody Ducha
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-23, 13:04   

ak70 napisał/a:
"Poszłaś na terapię, aby uwolnić sie od koszmaru dzieciństwa, ale nie wyszło, bo Twoi rodzice nie widzieli problemu, więc musiałaś kogos rozliczyć za swoje krzywdy, więc najłatwiej męża, bo mniejsza strata i tak juz jest do niczego. Nie służy, bo sie zbuntował i na dodatek zdradził, więc jest łatwym celem. Tylko teraz zadaj sobie pytanie czy warto było ze mna walczyć. Mam nadzieję, że kiedys znajdziesz na to odpowiedź"


AK deptaj po pomoc, bo od męża pragniesz ją otrzymać a nie otrzymując winisz go za to...
twój mąż jest dziś człowiekiem tak samo jak ty pogubionym, i nie jest w stanie ci pomóc...
pisze jednoznacznie iż nie radzi sobie z obciążaniem go za winy innych... czuje sie ogromnie winny że cie skrzywdził, ma poczucie bycia nikim...dla faceta to straszne uczucie

a resztki uczuc jakie pragnie od ciebie, ty mu tego zabraniasz,
Ak odrzucanie przez sex jest perfidna forma przemocy psychicznej...w stylu kobiet przeważnie..by ukarać kogoś...

czy taka postawa wobec męża ma czemuś słuzyc...
Tak oddalaniu sie, braku więzi, komunikacji, graniu na uczuciach mężą...Ak, powiem tyle, jesli mąż by cie nie kochał nie pisał by sms, nie pragnął bliskości z tobą... ale resztki uczuc możliwości dotarcia do ciebie jak portafi poprzez sex... by cieszyć sie twoją osobą, szukac w tym aprobaty siebie robi...cóż AK on tez tylko tak potrafi...
smutne, że dwoje ludzi dorosłych kochających sie żyje nieszczęśliwie...
gdyby tylko zaznał uczuc pozytywnych, trwale pozytywnych myśle, że wasz związek na pewno by na tym skorzystał...
Ak jak pisze nałóg wysyłasz sprzeczne uczucia do męża, które mąz odczytuje jako atak na siebie, dlatego sie broni...

dlaczego nie chcesz skorzystac z pomocy psychologa, terapii...dla ciebie duchowe wsparcie to za mało..nie masz podstaw do prawidłowych zachowań, musi ktoś toba pokierować byś odnalazła droge do prawidłowych zachowan...

ale Ak woli myśleć wszystko przeciwko mnie...jedyną osoba sabotująca twoje zmiany jest twoja psychika. która niszczy każde pozytywne działania, by trwac w schemacie dawnych znajomych krzywd...
Ak wyzwól sie z niemocy i zła
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-23, 19:35   

ak podpisuje sie obiema rękami pod tym co pisze mami powyżej
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 15:19   

mami... dzisiaj przeczytałam jeszcze raz co napisałaś...
mami napisał/a:
Ak odrzucanie przez sex jest perfidna forma przemocy psychicznej...w stylu kobiet przeważnie..by ukarać kogoś...
czy taka postawa wobec męża ma czemuś słuzyc...
Tak oddalaniu sie, braku więzi, komunikacji, graniu na uczuciach mężą...Ak, powiem tyle, jesli mąż by cie nie kochał nie pisał by sms, nie pragnął bliskości z tobą... ale resztki uczuc możliwości dotarcia do ciebie jak portafi poprzez sex... by cieszyć sie twoją osobą, szukac w tym aprobaty siebie robi...cóż AK on tez tylko tak potrafi...

z tego co napisałaś wynika, że ja karzę go brakiem sexu... ale tak nie jest! Ja po prostu boję się kolejnych zranień, bo juz to przerabiałam. Już były takie sytuacje, kiedy dłuższy czas nie było miedzy nami sexu... a jak potem dochodziło do zbliżenia (czyli mąż dostawał to, czego chciał i potrzebował) ja lądowałam z przysłowiową "ręką w nocniku", bo moje potrzeby nadal nie były zaspokojone... i nie pomagały podejmowane przeze mnie próby rozmowy, słyszałam "znowu cos wymyślasz, tobie ciagle źle". I tak sie to kończyło, że mąż znowu sie odsuwał, uciekał w pornografię, odpychał mnie i dzieci... a mój kac wracał.
Dlatego nie chcę więcej tego przeżywać, powiedziałam sobie teraz "wszystko albo nic". Albo wróci do mnie na dobre, na stałe, będziemy wspólnie budować nasz związek, wspólnie pokonywać trudności, albo nie będzie między nami nic. Powiedziałam mu to.. i on najwyraźniej wybrał NIC :-(

A ostatnio jak weszłam do pokoju to siedział w internecie na potralu randkowo-erotycznym... czyli wracamy do punktu wyjścia sprzed 4 lat.

Dziwi mnie tylko jedno: jak facet, który ma o sobie tak wysokie mniemanie może być takim wygodnickim tchórzem? Skoro szuka sobie kogoś to niech postawi sprawę jasno (zwłaszcza, że juz raz to przerabialiśmy i powiedziałam mu, że wole najgorszą prawdę niż słodkie kłamstwo), niech powie: słuchaj, próbowaliśmy, mam dość, chce sex rano, w południe i wieczorem, z Toba sie nie da, nie chcę juz czekać na cud, masz chore wymagania i oczekiwania, szukam kogoś, jak znajdę to sie rozstaniemy. Kropka!

I to ma być mój ochroniarz? Przewodnik? Pan i władca?!! Żarty...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 16:39   

racja Ak, co do spraw seksu, trochę juz tez tym pisałam w swoim wątku
mami piszesz o hm perfidnej formie manipulacji...mocne słowa, jak zazwyczaj sie z Toba zgadzam tak tu się nie zgodzę..
Wszystkim mona manipulować, seksem tez.
Ale nie zarzucałabym tutaj Ak manipulowania, czy swiadomego odsuwania bliskosci.

Mamy tu konflikt interesw. Maz tylko TAK umie sie komunikowac z ak i okazywac uczucia...Cóz wieczorny seks zaczyna sie od porannej kawy.
Jak byc blisko z facetem co od rana jest np. burkliwy dla nas.

Czemu to ak ma sie nagiąć w kwestii seksu? Jesli ona nie ma melodii? To gdziez tu manipulacja.
Słucha swojego serca i ciała, ktore mowi, nie czuję sie kochana, kochanie nie okazujesz mi czułości i dobroci, to ja dziękuję dzisiaj.
Cialo kobiety jest tak skonstruowane ze nie da sie go oszukać.
Znam to dobrze, dlatego zabieram głos w tej kwestii.

To nie jest tak, ze zle kobiety odrzucaja dobrych mężczyn.Przeciez kobietom tez zalezy na seksie, jesli czasem nie bardziej ;-) Wiemy, ze to kwestia zwiazku i komunikacji wzajemnej.

Ak, jak Cie czytam to sobie myslę, ze moze maz jest dotkniety tym, ze nie spelnia Twoich wymagań, moze uderza mu to w poczucie wartosci?
Moze trzeba malymi kroczkami docenic i prosic o jeszcze?
Ale satysfakcja w tej dziedzinie to odbicie calej relacji od tej porannej kawy...

Cytat:
dlaczego nie chcesz skorzystac z pomocy psychologa, terapii...dla ciebie duchowe wsparcie to za mało..nie masz podstaw do prawidłowych zachowań, musi ktoś toba pokierować byś odnalazła droge do prawidłowych zachowan...

ale Ak woli myśleć wszystko przeciwko mnie...jedyną osoba sabotująca twoje zmiany jest twoja psychika. która niszczy każde pozytywne działania, by trwac w schemacie dawnych znajomych krzywd...
Ak wyzwól sie z niemocy i zła
mami

Ak zaznaczylam ten fragment, bo wydaje mi sie bardzo istotny, ak pomoz sobie! Pozdrawiam Cie :-)
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 22:59   

wycinek z posta mojego
Ak odrzucanie przez sex jest perfidna forma przemocy psychicznej...w stylu kobiet przeważnie..by ukarać kogoś...

był odpowiedzią na wycinek posta AK

To była moja pierwsza, zdecydowana odmowa, choć ochote na sex miałam ogromną, ale wiedziałam, że potem będe ryczec w poduszkę, bo znowu stane sie dla niego niewidzialna..

to był odzew Ak na swoje poczucie odrzucenia jakie czuła do męża a forme jaką przyjęłą czyli brak sexu mimo chęci obojga była forma karania, w tym wypadku bardziej siebie, niz męża... choć nieświadoma...
czemu miała służyc, przecież nie scaleniu, spędzeniu miłych chwil, a utwierdzaniu sie w tym co sama wciąż sądzi o męzu, o tym po co jest mu potrzebna...
ta forma nieświadomych zachowań sprzyja powielaniu dalszego kryzysu,
nie okaże ci czułości mimo chęci do niej, bo nie zasługujesz na to, bo nie jesteś taki jak pragne byś był dla mnie...
w odzewie, na to mąż pewnie jak zawsze poczuł się tez odrzucony, machnął ręką na dalsze próby okazania czułości, jakie mogłyby byc udziałem tej chwili w efekcie dalsze jeszcze większe pogłebienie u każdego niezrozumienia, i braku czułości...
błedne koło...

piszesz Ak boisz sie zranień, bo tak naprawde nie pozwalasz sobie nawet na te zranienia, zanim do nich dochodzi sama ucinasz miłe chwile, po czym mąż sie oddala, a ty utwierdzasz po tym
- no tak miałam racje, znów by mnie wykorzystał a potem zostawił

piszesz twoje potrzeby? jakie? czy ty mówisz lub uczysz męża jak ma do ciebie mówić, co robić byś była zadowolona?
jeśli mówisz to w jaki sposób to okazujesz? może jest to odbierane jako forma dalszego pokazywania mu, że jest nie ok... ż☺e jesteś niezadowolona,

dalej Ak
Dlatego nie chcę więcej tego przeżywać, powiedziałam sobie teraz "wszystko albo nic". Albo wróci do mnie na dobre, na stałe, będziemy wspólnie budować nasz związek, wspólnie pokonywać trudności, albo nie będzie między nami nic. Powiedziałam mu to.. i on najwyraźniej wybrał NIC

może wybrał ta samą forme wyjścia z kryzysu co ty, wszystko albo nic...

potem jak już sobie okazaliście brak zrozumienia piszesz ,
ze mąz sie nie ukrywa ze swoim zachowaniem, co oczywiście cie rani i dziwi cie, że jest tchórzem...
ze skoro szuka to powinien powiedzieć... niekoniecznie musi mówić, po prostu robi to bez skrywania... działa, bo nie widzi sensu rozmowy
bo
nic nie daje, kazdy uważa swoją racje za słuszną
bo
może, choc to wie tylko ON! że może to jest też forma obrony siebie, przed poczuciem jestem nikim, ale dla innej jestem interesujący bo ze mną piszą....forma dowartościowania kim innym
bo
może w ten sposób nie skrywając sie przed toba chce byś widziała, iż to robi i chce cie w taki sam sposób karac tak samo jak ty słowami składam pozew o separacje, bo inaczej nie potrafi sie obronić, czy okazać, że nie chce tak naprawde rozstania, ale skoro ty o tym mówisz, ze chcesz to on czując sie atakowany i bezradny tez atakuje w inny sposób ...
bo
może tez i już jest na etapie szukania bo nie widzi juz mozliwosci wyjscia z sytuacji
trudno mówić jaka jest prawda, bo nikt nie słyszy zdania męża, jest twoje, pełne cierpienia, bo niewątpliwie tak jest, cierpisz, ale sądze, że mężowi też nie jest w tym zwiazku dobrze...
oboje cierpicie, z wami dzieci

głownie przez twoje posty wciąż jednak przeplata sie wykorzystanie przez sex,
czyżby mąż rzeczywiście był aż takim potworem i dewiantem sexualnym,
czy to twoja prawda o nim po to, by utwierdzac sie w zdaniu na jego temat...
jesli pierwsze oczywiście nie ma tematu,
jesli drugie niestety to twoja działka z którą najpierw sama musisz sie uporac, by dalej coś razem naprawiać, problem z przeszłoscią...

Ak nie znam twojego mężą, ty znasz, pisałaś o separacji, co zrobiłaś do tej pory? złozyłaś pozew?...
czy czekasz bo z lęku przed samotnym wychowaniem, z lęku przed konsekwencjami nadal stoisz w miejscu a męża winisz za to, że w tym czasie nie zmienił sie w takiego jakim chcesz go widzieć...
on sie nie zmieni, tak od siebie, jak rozmawia z toba, lub raczej stara sie to robić to ty i tak uwazasz, ze jest to przeciwko tobie, on zas uważa, że go nie rozumiesz,
w końcu pasujecie oboje bo nikt niczego nie zrozumiał
ty znów czujesz, że to nie ma sensu, on pewnie też...
ostatnio czytałam bardzo mądry tekst może ty mówisz, i chcesz mówić z mężem, ale nie rozmawiać,
bo to polega na słuchaniu ze zrozumieniem tego, co ktos nam mówi, jak nie rozumie, to dopytuje sie czy dobrze zrozumiałam, jak i pytam czy druga strona zrozumiała co chciałam swoimi słowami powiedziec ....
my często mówimy, a jak nie słyszymy tego co chcemy w odpowiedzi uważamy, ze to bez sensu... lub interpretujemy słowa drugiej strony pod własną prawde o drugiej osobie...
i prawda rozmowa oparta na usłyszeniu tego co chce słyszec, nie ma sensu, bo on ma inną prawde o waszym związku...

pomóc może wam tylko terapeuta, który dotrze do Was
pytanie, co cie powstrzymuje przed terapia...
i czego oczekujesz od separacji, co ma ci dac, czy raczej patrzysz co da mężowi, i jak ją przyjmie...

na koniec, jesli jestes pewna swojej decyzji, bo innej drogi nie ma, działań, daj odpowiedni sygnał mężowi, co chcesz zrobić, czy widzi jakies inne rozwiązania, potem juz nie mów, nie oczekuj na jego krok, bo to ty go podjęłaś i nikt za ciebie go nie zrobi...
problem w tym, że są te okropne lęki... jak sobie dam rade, czy to słuszne,
by sie z tymi lekami uporac musisz zamiast uciekac w złość na siebie za tchórzostwo i brak kroków w tym kierunku...uciekac przed sama soba, musisz
przerobić temat na sobie... stwarzac najgorsze scenariusze jakie będa po tym, szukac rozwiążań by sobie z nimi radzić tak jakby juz dzis to sie dzialo,
jak pokonasz jeden lek związany z podejmowaną decyzja szukaj drugiego, trzeciego coraz gorszych możliwych wariantów, które cie czekają po separacji i szukaj rozwiązań... jak przerobisz wszystkie lęki, przestaniesz sie bac stawic im czoła bo bedziesz na tyle silna, by wiedziec, iż możesz je pokonać, radzic sobie z nimi, ze są możliwości by je pokonywac...
inaczej jak mówie lęki cie pokonaja, a ty bedziesz zła na siebie, miala coraz nizsza samoocene i złość przelejesz na bliskich...

ale uważam, iż właściwszą decyzja pierwszą dla ciebie jest najpierw terapia indywidualna, zaraz potem wspólna i dopiero jak mimo to nadal nie bedzie porozumienia dopiero decyzja o separacji....
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 11:20   

Dzięki Danusiu za zrozumienie... :-)

mami napisał/a:
ostatnio czytałam bardzo mądry tekst może ty mówisz, i chcesz mówić z mężem, ale nie rozmawiać,
bo to polega na słuchaniu ze zrozumieniem tego, co ktos nam mówi, jak nie rozumie, to dopytuje sie czy dobrze zrozumiałam, jak i pytam czy druga strona zrozumiała co chciałam swoimi słowami powiedziec ....

mami... ja mu tłumaczę (choć może jednak powinnam to wszystko pisać w czasie przeszłym, bo byłoby bardziej zgodne z rzeczywistością, gdyż obecnie "rozmawiamy" jedynie o tym kto odbierze dzieci, zrobi zakupy lub kto i kiedy gdzieś wychodzi :-( ) i pytam jeśli nie jestem pewna czy dobrze sie zrozumieliśmy. Wiesz, to trudne oddzielić emocje od rozmowy, ale ostatnio chyba nawet nieźle mi sie to udawało, bo przy każdej rozmowie mówiłam sobie "popatrz na to jak na zaprzyjaźnione małżeństwo" - to pozwalało mi zachować jaki taki dystans... Ale nawet w smsach, które czasem do siebie pisujemy zauważyłam u niego pewną tendencję: uciekania od tematu, w którym mam ewidentna rację i musiałby mi ja przyznać! Zaraz wyciągał coś innego, zaczynał atakować i krzyczeć lub wychodził trzaskając drzwiami ze stwierdzeniem "no jaaasne, ty masz zawsze rację!". To nie są warunki do dialogu, o porozumieniu w ogóle nie ma co marzyć...
mami napisał/a:
ale uważam, iż właściwszą decyzja pierwszą dla ciebie jest najpierw terapia indywidualna, zaraz potem wspólna i dopiero jak mimo to nadal nie bedzie porozumienia dopiero decyzja o separacji....

wiesz co mami? słuchałam ostatnio świetnego kazania ks. Pawlukiewicza, który powiedział, że to mężczyzna jest ochroniarzem, opiekunem i przewodnikiem rodziny... ale mężczyzna pokorny przed Bogiem, który kocha żone tak, aby oddać za nią życie (powoływał sie na przykład św. Józefa, który oddalił Maryję kiedy dowiedział się, że jest brzemienna... za cudzołóstwo groziło wtedy ukamienowanie, więc Józef ją oddalił przez co naraził się na odsunięcie na margines życia, wziął to brzemie na siebie), mężczyzna, który kieruje mądrze i stanowczo swoim "statkiem" rodzinnym - wtedy żaden psycholog nie będzie potrzebny, ani żadna terapia! A jeśli mężczyzna nie radzi sobie z emocjami to ucieka, ucieka od kontaktów i odpowiedzialności, wymyśla sobie chory i pokrętny system wytłumaczeń, w który po jakimś czasie święcie wierzy, odrzuca bez zastanowienia to co mówię - przepraszam, ale co JA (poza modlitwą i powierzeniem męża Bogu) mogę z tym zrobić??!! Musi ON, bo to siedzi, jest w NIM. Ja wiele razy mówiłam mu, że jestem obok i czekam, że jak będzie gotowy do rozmowy to zawsze może na mnie liczyć - czy to nic nie znaczy?!
mami napisał/a:
Ak nie znam twojego mężą, ty znasz, pisałaś o separacji, co zrobiłaś do tej pory? złozyłaś pozew?...
czy czekasz bo z lęku przed samotnym wychowaniem, z lęku przed konsekwencjami nadal stoisz w miejscu a męża winisz za to, że w tym czasie nie zmienił sie w takiego jakim chcesz go widzieć...

napisanie pozwu to nie taka prosta sprawa - przynajmniej dla mnie. Jest mi żal tych wszystkich lat, ciągle jeszcze czekam na cud, ale tłumaczę sobie, że podczas separacji też może on nastąpić... i piszę.. mozolnie, ale codziennie po trochu. Na adwokata mnie nie stać, na sądzenie się mówiąc szczerze też nie, ale wiem juz, że jest opcja wniosku o zwolnienie z kosztów sądowych - codziennie szukam i dowiaduję się czegoś nowego. I - mami naprawdę - rozważam WSZYSTKIE możliwe scenariusze, które przychodzą mi do głowy. A życie pewnie napisze swój...
:-( :-(
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 20:30   

AK piszesz
...mężczyzna jest ochroniarzem, opiekunem i przewodnikiem rodziny...

bierzesz pod uwage, że mąz dziś nie potrafi być tą osoba, i potrzebna jest mu pomoc z zewnątrz by to zrozumiał,

nie wiadomo z jakich powodów ucieka od tej roli, bo bardzo sie w związku i w rolach rozmineliście, każdy gra i pełni nie swoja...
ty Ak pragniesz by ktoś wziął odpowiedzialność za ciebie i twoje decyzje, bo są trudne, bo wymagają pewności i słuszności, której nie masz, boisz sie ich konsekwencji oraz złej opinii jaką usłyszysz jak wystąpisz z nią. to wszystko sprawia, że dzis jesteś na tak , jutro na nie,. zwykła huśtawka emocji własnej bezradności...
uważasz, że osobą odpowiedzialna za ciebie, za was
... ma byc mąż,
jak on nie chce, czujesz złość na niego...bo on nie chce, ale on ma dziś problemy takie same jak ty, dlatego potrzebna jest mu pomoc specjalisty, tyle, że nie ma jeszcze świadomości, iż jej potrzebuje, bądź nie wie, że może ktoś mu pomoc w rozwiązaniu waszych problemów...

ty Ak uważasz, że jest złym mężem i ojcem...
a jednak trwasz, dziennie czekasz, by twoje leki i wyobrażenia o męzu sprawdzały się, co pewnie jeszcze mocniej utwierdza męża o braku swojej wartości,
ty jednak postrzegasz go jako tego silnego i mocnego... co jest oczywiście nie prawdą...

dlaczego nie robisz nic w kierunku separacji, ...
bo wymaga podjęcia decyzji, przed którą uciekasz, chowasz sie za mężem, i na niego przerzucasz wine, bo gdyby sie zmienił nie potrzebna by była
sepracja, ale on sie nie zmienia a ty wciąż stoisz w miejscu...
potem zasłaniasz sie kolejnymi przeciwnościami, byle tylko nie stawić czoła decyzjom...
jakim? że jak mąż otrzyma pozew to się opamięta, ale boisz sie, że twój plan nie wypali, i będziesz żałować...
bo tak naprawde separacja potrzebna jest przede wszystkim tym, którzy muszą chronić sie przed przemocą fizyczna, złymi skutkami materialnymi jakie niepoczytalnym zachowaniem moga nas narazic,
bądź są jedyna forma jakiejś niezależności finansowej, którą jedynie przez sąd możemy uzyskac
inne powody są już natury emocjonalnej, iż para nie może dalej za soba mieszkać bo wpływają na siebie destrukcyjnie, złowrogo i nie potrafią swoich zachowań wobec drugiej strony bez patrzenia na asiebie inaczej rozwiązac

u ciebie AK zachodzi ta ostatnia, a brak przerobienia z mężem dziś problemów nie rozwiąże ich nawet jak bedziecie osobno, nadal bedziecie sie kontaktować w sprawach dzieci, nadal bedzie ból i cierpienie i brak porozumienia choćby w sprawach wychowania, nadal ten sam co dzis potem juz po separacji ten sam problem...
i niestety sama separacja nic nie poradzi, byscie potrafili razem dla dobra dzieci tworzyć jedność choćby w kwestii wychowania... bo sama separacja da tylko fizyczną rozłokę od siebie, ale nie od waszych problemów czy tez konfliktów, one nie znikną tylko dlatego, że bedziecie osobno mieszkac...

pewnie już to wiesz, ale jeśli nadal uważasz, iż jestes gotowa na ten krok to musisz odwazyć sie to zrobić,


separacje, wymaga odwagi... wystarczy w google poszukac sa liczne gotowce...
co do opłat oczywiście możesz być zwolniona, wystarczy złozyć dodatkowe pismo
- WNIOSEKo zwolnienie od kosztów sądowych

do tego sciągnąć z neta
- OŚWIADCZENIE O STANIE RODZINNYM, MAJĄTKU, DOCHODACH
I ŹRÓDŁACH UTRZYMANIA

wysłać na adres sądu okręgowego pozew wraz z wnioskiem i oświadczeniem
tyle....
żadna trudna sprawa, napisać, wysłac,
ale ile odwagi trzeba by ten krok zrobić.... bo przy tym targają takie emocje człowiekiem... czy nie lepiej najpierw sięgnąć po pomoc psychologiczna....


ale ty Ak nie robisz nic, choć wydaje ci sie, że coś robisz...ale to zwykła ściema siebie by sie pokrętnie zmanipulowac, iż pokaże swoje siłe, gdy tak naprawde nie robisz nic, oprócz utrwalania sie w bezradności, bo ty boisz sie zrobić cokolwiek,dlatego uciekasz od wszystkiego, wolisz wciąż czekać i byc ofiara samej siebie.


piszesz o Józefie, on tez sie przestraszył i chciał oddalic Maryje jednak anioł ukazuje mu się we śnie i radzi: "Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki; albowiem z Ducha św. jest to, co się w Niej poczęło"
widzisz można też interpretować to w ten sposób, że tez skorzystał z pomocy, pozwolił sie poprowadzić aniołom, może waszym aniołem strózem jest terapeuta,

bez terapeuty we własnej głowie nie przerobisz waszego problemu,
swojego, męża za długo sie to już dzieje u was i nie ma poprawy, i za wiele trudnej przeszłości by sobie samemu poradzić,
osoba trzecia w waszym związku jako terapeuta może pomóc skierować na właściwe tory wasze rozmowy jakie między sobą toczycie,
może jako osoba pośrodku, między wami pomóc zrozumiec wypowiedzi partnera, które dzis każdy interpretuje poprzez pryzmat własnych pragnień i potrzeb bądź uprzedzeń czy lęków.

ale Ak to twoje zycie i twoje decyzje, nikt nie ma prawa niczego ci narzucać. czy ingerować, sama musisz dojrzeć do tego by chcieć... oby dla waszej rodziny nie było za późno

pozdrawiam cie gorąco i zycze szczęscia
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 21:28   

Ak, otóz to podpisuję się obiema rękami....poczytaj uwaznie to co pisze mami
teraz kręcisz się w kółko i póki coś się nie zwali naprawdę będziez tak dreptać...a szkoda życia, czasu
Wiem bo sama często tak robię ;-)

Ani Ty sie nie udrowisz przed terapię, bo patrzysz i liczysz na męża...
A mąż byc moze liczy na Ciebie i nie zmienia się...

Smutno czytać i nawet czasem złości to, ze nie da się Tobie pomóc, musisz zaliczyć jakies dno, zeby zrozumieć :-(

Piszesz ze maz wscieka sie gdy masz rację, znam to, pewnie jest dumny i ciezko mu to przyznac czasem.
Cytat:
Ale nawet w smsach, które czasem do siebie pisujemy zauważyłam u niego pewną tendencję: uciekania od tematu, w którym mam ewidentna rację i musiałby mi ja przyznać! Zaraz wyciągał coś innego, zaczynał atakować i krzyczeć lub wychodził trzaskając drzwiami ze stwierdzeniem "no jaaasne, ty masz zawsze rację!". To nie są warunki do dialogu, o porozumieniu w ogóle nie ma co marzyć...

oj znam to znam...ale jedyna droga to nie przejmowanie sie tymi jego atakami furii, potraktowaniem tego nie jako zamach na Ciebie a jako okazanie bezsilnosci, slabosci, zdrwaśka za męza i probujesz dalej, nastepnym razem moze sie uda?

Nie ma co sie obrazac, ale lapać dystans do trudnego męza..takiego masz nie innego.
Przeciez jak on tak reaguje to jaki musi byc slaby, poraniony, bez milosci do siebie...nie dokladaj mu wtedy..pomodl sie za niego....to da efekty. Ty bądź ponad to.
fajny pomysł z tym zaprzyjaźnionym małżeństwem :-) musze wyprobować :-) dzięki
Sciskam
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 21:48   

http://efca.pl/urzekajaca/
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 09:00   

Danka 9 napisał/a:
Nie ma co sie obrazac, ale lapać dystans do trudnego męza..takiego masz nie innego.

"Wiśta wio, łatwo powiedzieć"....
mami napisał/a:
piszesz o Józefie, on tez sie przestraszył i chciał oddalic Maryje

to nie tak... on ją chciał oddalić, aby ocalić jej życie... poświęcił dla niej swoje, bo odtąd uważanoby go za podłego człowieka i odsunięto poza margines społeczności... on sie dla niej ofiarował...
Danka 9 napisał/a:
Smutno czytać i nawet czasem złości to, ze nie da się Tobie pomóc, musisz zaliczyć jakies dno, zeby zrozumieć

Być może... choc czasem wydaje mi się, że zaliczyłam niejedno... tyle tylko, że widocznie to nie były te właściwe..
mami napisał/a:
ale ty Ak nie robisz nic, choć wydaje ci sie, że coś robisz...ale to zwykła ściema siebie by sie pokrętnie zmanipulowac, iż pokaże swoje siłe, gdy tak naprawde nie robisz nic, oprócz utrwalania sie w bezradności, bo ty boisz sie zrobić cokolwiek,dlatego uciekasz od wszystkiego, wolisz wciąż czekać i byc ofiara samej siebie.

ostre słowa... ale masz rację mami... nie potrafię sie wyrwać z własnej niemocy. To trudne... czasem wydaje mi się, że juz to zrobiłam, że jest lepiej... ale to tylko złudzenia. Na terapię nie mam szans - brak czasu i możliwości - po ostatnim wyjeździe do Krakowa na spotkanie Sychar (nie było mnie zaledwie parę godzin każdego dnia i jedną noc, w sumie niecałą dobę) moje dzieci, które wtedy zostały z mężem, nie odstępuja mnie na krok, mały płacze, kiedy wychodzę do pracy, nie chce zostawać z mężem sam nawet na chwilę, ucieka wręcz z tego samego pomieszczenia. Nie wiem co się wydarzyło podczas mojej nieobecności, kiedy byłam na spotkaniu dostałam kilka rozpaczliwych smsów od starszego syna "Mały beczy, że chce do mamy. dostaliśmy lanie. wracaj szybko".....
mami napisał/a:
żadna trudna sprawa, napisać, wysłac,
ale ile odwagi trzeba by ten krok zrobić.... bo przy tym targają takie emocje człowiekiem...

to prawda... bo ciagle łudzę się, że jest jeszcze jakaś szansa, jakiś cień nadziei.... on jest raz blizej, a raz dalej... przytula, aby zaraz odepchnąć... zakłada sobie konta na serwisach randkowych i erotycznych.... za chwile pisze "brakuje mi ciebie"... można zwariować od takiej huśtawki!! :cry:

Mari... dzięki za link...
"oświadczając, że nie wiem, co jest na kolację, i że John musi poradzić sobie sam. Poza tym podłoga w kuchni była brudna. Nie zdałam egzaminu."
No właśnie... ciągłe wyrzuty sumienia, że nie jestem idealna... że dzieci są niegrzeczne, ze włosy źle ułożone, że pupa za duża, a biust za mały... że nie wyglądam jak ta sexlaska, na którą on gapi się i ślini... tak wiem, poczucie własnej wartości... i CO Z TEGO, że WIEM??!! Kiedy kompletnie nic nie potrafię poradzić na to, że wydaję się sobie nijaka i bezbarwna, brzydka i głupia??!! NIC!!!

:cry: :cry: :cry:
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 11:46   

ak70 napisał/a:
nie potrafię sie wyrwać z własnej niemocy. To trudne... czasem wydaje mi się, że juz to zrobiłam, że jest lepiej... ale to tylko złudzenia. Na terapię nie mam szans - brak czasu i możliwości - po ostatnim wyjeździe do Krakowa na spotkanie Sychar (nie było mnie zaledwie parę godzin każdego dnia i jedną noc, w sumie niecałą dobę) moje dzieci, które wtedy zostały z mężem, nie odstępuja mnie na krok, mały płacze, kiedy wychodzę do pracy, nie chce zostawać z mężem sam nawet na chwilę, ucieka wręcz z tego samego pomieszczenia. Nie wiem co się wydarzyło podczas mojej nieobecności, kiedy byłam na spotkaniu dostałam kilka rozpaczliwych smsów od starszego syna "Mały beczy, że chce do mamy. dostaliśmy lanie. wracaj szybko".....



pragniesz mieć kontrole nad wszystkim. co jednocześni cie męczy, inny człowiek już dawno by sie załamał...to ponad ludzkie siły, jest wyczerpujące mieć uczucie że wszystko musi być pod kontrola, o wszystkim wiedziec
... Nie wiem co się wydarzyło podczas mojej nieobecności, kiedy byłam na spotkaniu dostałam kilka rozpaczliwych smsów od starszego syna "Mały beczy, że chce do mamy. dostaliśmy lanie. wracaj szybko"..... ....
głos odpowiedzialności podpowiada ci musze, tylka ja to zrobię najlepiej, on tego nie potrafi, robi to źle,
potem złość, że ja to musze, kiedy obowiązki zaczynają przerastac, bo ileż można, jesteś tylko człowiekiem...
potwierdzeniem jest głos ropaczy syna, on juz w to uwikłany jest jak twój mąż, w twoja kontrole by wszystko było jak najlepiej, mąż odpuszacza, przecież zawsze masz racje, mówi, i tak co nie zrobi, ty nie odpuścisz kontroli, nie dlatego, że ktoś robi to źle, czy dobrze, ale dlatego, ze nie potrafisz inaczej działac...syn zas czuje sie strasznie niebezpiecznie jak cie nie ma i wpada w haos, nauczyłsie tylko przy tobie czuć sie bezpiecznie...
ale to tylko wasze odczucia, na które pomóc może tylko psycholog... wiem że są terapeuci rodzinni, bo wam potrzebna jest terapia całej rodziny...

już to komuś pisałam

Nadmierna Kontrola - zasługuje na szacunek i miłosc.Ci, którzy w dziecinstwie nauczyli sie, ze nie mozna ufac rodzicom, maja skłonnosc do polegania wyłacznie na sobie. Zagubili różnice pomiedzyniezależnoscia, a nieufnoscia. Brak zaufania z dzieciecych doswiadczen doprowadza do tego, że w życiu dorosłym, człowiek czuje sie "w obowiazku", bez przerwy dbac o swoje dobro. Takim ludziom trudno uwierzyc w czyjas bezinteresownosc. Czuja, że musza posiadac nad wszystkim bezustanna kontrole i kierowac otaczajacym ich swiatem

potrzeba ta jest tak silna, że kiedy tylko tracimy kontrolę sytuacji staramy się zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Naukowcy zauważyli, że osoby uczestniczące w eksperymencie były w stanie naginać fakty, aby tylko uzyskać poczucie kontroli.



Ak tu na forum możesz otrzymac wsparcie, ale nikt nie przerobi z toba tego problemu, za ciężki przypadek, by ktoś sobie poradził, naprowadzić cie na właściwe tory...

zakrywasz sie brakiem czasu, ja rozumię, że masz ograniczenia, ale podawałam ci bezpłatną online możliwość pomocy psychologów, nie skorzystałaś, mysle, że tak naprawde, wstyd przed otwarciem i mówienie o tym dla ciebie jest ogromny...

polecam ci książke TOKSYCZNY WSTYD John Bradshaw

fragment z ksiązki

...

Dziecko uczy się wstydzić zanim jeszcze potrafi mówić. Dlatego bardzo trudno jest określić, czym jest wstyd. Jest on jedną z tych zdrowych, ludzkich mocy, które w pewnych okolicznościach przeradzają się w ciężką chorobę duszy. Możemy więc wyróżnić dwie postacie wstydu: wstyd zdrowy, ożywczy, oraz wstyd toksyczny, niszczący. Wstyd toksyczny jest niezwykle bolesnym przeżyciem wewnętrznym, spowodowanym nieoczekiwanym odsłonię-ciem. Jest głęboką raną wewnętrzną. Izoluje nas od nas samych i od innych ludzi. Pod wpływem toksycznego wstydu wyrzekamy się samych siebie. (...)



Pierwotne mechanizmy obronne ego



W sytuacji poważnego zagrożenia Ja uruchamia się automatyczny proces samoobrony zwany systemem pierwotnych mechanizmów obrony ego. System ten po raz pierwszy nazwał i opisał Freud. Każdy z nas stosuje od czasu do czasu mechanizmy obronne, w które wyposażyła nas natura. Z założenia nie powinny być one stosowane stale, ale tylko w określonych sytuacjach. Dziecko jest istotą bezradną i bezsilną. Z chwilą przyjścia na świat jego Ja jest niezróżnicowane. Każde dziecko musi wytworzyć wokół swego Ja odpowiednie granice. Nabyć określone umiejętności. Mechanizmy obronne bar-dziej są potrzebne dziecku niż dorosłemu. Dopóki dziecko nie wytworzy silnych granic, posługuje się w razie zagrożenia Ja mechanizmami obronnymi. Dziecko, by móc wytworzyć odpowiednie granice, potrzebuje rodziców, którzy sami mają mocne granice. Rodzice, których osobowość ukształtowała się na bazie wstydu, takich granic nie mają. Kiedy człowiek żyje w przekonaniu, że jest z założenia ułomny i niepełnowartościowy, cały świat wydaje mu się ułomny i bezwartościowy. Toksyczny wstyd nie zna granic. A dziecko pozbawione ochronnych granic nie ma szans na przetrwanie. Życie bez granic porównać można do życia w domu pozbawionym drzwi, lub w kraju pozbawionym tak granic, jak i wojska, gotowego tych granic bronić. Natura wyposażyła dzieci nie tylko w egocentryzm, ale i w pierwotne mechanizmy obronne, zastępujące granice. Dzięki mechanizmom obronnym dziecko ma szanse wytrzymać sytuacje, które w przeciwnym razie byłyby nie do wytrzymania.

Zaprzeczanie i tworzenie iluzorycznych więzi



Jednym z najprymitywniejszych mechanizmów obronnych jest zaprzeczenie. W obliczu zagrożenia dziecko zaprzecza temu, co się dzieje, albo zaprzecza, jakoby mu się z tego powodu działa jakakolwiek krzywda, albo zaprzecza, jakoby dana sytuacja miała jakikolwiek wpływ na jego życie. Pojęcie zaprzeczenia, wprowadzone przez Freuda, rozwinął Robert Firestone. Jego zdaniem najprymitywniejszą postacią tego mechanizmu obronnego jest „iluzoryczna więź”. Pod tym pojęciem rozumie on złudne przekonanie zawstydzanego dziecka, że łączy je z rodzicami silna więź. Paradoksalnie, im większa dziecku dzieje się krzywda, tym silniejsze złudzenie więzi. Proces tworzenia silnej więzi dziecka z osobą, która je wykorzystuje, to jeden z najbardziej zdumiewających aspektów mechanizmu indukowania wstydu. Rodzice, którzy krzywdzą swoje dziecko, zwykle robią to w sposób nieprzewidywalny, przypadkowy. Dziecko, któremu dzieje się krzywda, traci poczucie własnej wartości i zaczyna się wstydzić. Im bardziej traci szacunek do samego siebie, tym mniejszą ma możliwość wyboru. Przekonane, że nie ma innej możliwości, dziecko trzyma się kurczowo krzywdziciela. Istotą iluzorycznej więzi (która naprawdę jest niewolą) jest złudne przekonanie, że druga osoba jest do naszej dyspozycji, kocha nas, chroni. Iluzoryczna więź przypomina fatamorganę. Gdy już raz się wytworzy, działa automatycznie i nieświadomie.

Wyparcie



Gdy wydarzy się coś, co przekracza granice tolerancji człowieka, sygnalizują o tym silne emocje. Emocje to rodzaj energii-w-ruchu. Sygnalizują utratę czegoś, zagrożenie, stan nasycenia. Gdy ktoś, kogo kochamy odchodzi, smucimy się. Gdy coś nam zagraża, rzeczywiście lub potencjalnie, złościmy się lub się boimy. Radość sygnalizuje spełnienie, zaspokojenie potrzeb. Ilekroć dziecko jest w taki lub inny sposób porzucane i przez to zawstydzane, złości się, smuci, ma poczucie krzywdy. Owładnięci wstydem rodzice wstydzą się wszelkich emocji, nie tolerują więc żadnych przejawów emocji u dziecka. Kiedy dziecko okazuje emocje, zawstydzają je. Dziecko uczy się wypierać emocje, dzięki czemu przestaje je odczuwać. Nie wiadomo dokładnie, na czym polega mechanizm wyparcia. Z pewnością wiąże się jednak z napinaniem mięśni, zmianą rytmu oddychania, rezygnacją z fantazji. Wyparcie emocji powoduje uczucie odrętwienia. Cały mechanizm unikania emocji przypieczętowany zostaje zanikiem świadomości faktu, że się czegoś unika.




Wymazywanie z pamięci subiektywnych doświadczeń



Kaufmann przypuszcza, że mechanizm obronny wyparcia jest bezpośrednio związany z zawstydzaniem emocji. Zdaniem tego autora, kiedy człowiek jest ciągle zawstydzany za okazywanie emocji, ucieka w świat, w którym wszelkie subiektywne przeżycia ulegają wymazaniu. Wymazywanie doświadczeń równoznaczne jest z ich wypieraniem. Zanim emocja zostanie wyrażona, przeżywana jest wewnętrznie. (...)



Oszustwa emocjonalne



Fragmenty wewnętrznych doświadczeń, które ulęgły odszczepieniu (uczuć, potrzeb, popędów), próbują znaleźć ujście. Przypominają wygłodniale psy, które zamknięto w piwnicy. Trzeba je za wszelką cenę uciszyć. Można to uczynić poprzez tzw. konwersję uczuć. Polega ona na tym, że uczucie zabronione lub wstydliwe zamieniamy na inne, łatwiej dające się zaakceptować lub mniej bolesne. Widzieliśmy już, jak ten mechanizm działa w przypadku uczuć o charakterze seksualnym. Uczucia wstydliwe zastąpić można innymi uczuciami. Podobnie dzieje się ze złością. Złość często ulega wyparciu i zamienia się w uczucie łatwiejsze do tolerowania lub mniej przez rodzinę tępione, np. poczucie krzywdy czy winy. Zamiast odczuwać złość, człowiek odczuwa coś innego, bardziej strawnego.

Trzyletni Jaś jest wściekły, bo mama obiecała mu, że go zaprowadzi do centrum zabawy, ale teraz próbuje się z tej obietnicy wykręcić. Chłopczyk wrzeszczy i tupie nóżkami (jak to jest w zwyczaju u trzylatków), oznajmia mamie, że ją nienawidzi. Ale mama jest osobą współuzależnioną i dogłębnie zawstydzoną. Panicznie boi się złości, u siebie i u innych. Kiedy Jaś się złości, uruchamia w matce złość wobec własnych rodziców. A ponieważ emocja ta wyzwala w niej wstyd i poczucie winy, próbuje się z tym uporać zawstydzając syna. Wyjaśnia mu zatem, że gniewając się na nią, sprawia jej wielką przykrość. A ponieważ jeszcze jako mała dziewczynka nauczyła się złość przekształcać w smutek, zaczyna płakać. Kobiety często płaczą, kiedy się gniewają.

A oto scenka z dzieciństwa mamy: tata się na nią gniewa, bo zamiast iść spać, ciągle się bawi w swoim pokoju. Tata zaczyna krzyczeć, ona w bek. Tacie robi się głupio, więc bierze córeczkę na ręce i ją przytula. Przynosi szklankę soku i kołysze ją do snu. Już jako mała dziewczynka mama Jasia zrozumiała, że rodzice smutek akceptują, więc nauczyła się przekupywać ich smutkiem. Złością niczego nie mogła zwojować. Więc gdy Jaś krzyczy, że ją nienawidzi, rozpłakuje się i mówi, że może się kiedyś tak zdarzyć, że on będzie jej potrzebował, a jej nie będzie. Może mu nawet zagrozić, że pójdzie sobie i umrze! Biednemu Jasiowi grunt się usuwa spod nóg. Czuje się porzucony, jest przerażony, boi się, że mama go zostawi. Biegnie do niej pełen poczucia winy. Świadomość gniewu znika, ustępując miejsca poczuciu winy. Ja sam przez większość życia ze strachu tłumiłem złość. Ilekroć zdarzyło mi się na kogoś rozgniewać, natychmiast zaczynałem się bać. Byłem wręcz przerażony. Nawet jeżeli nikt mi nie zabraniał wyrażania gniewu, usta mi drgały, głos mi się załamywał, cały się trząsłem.

Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej, nazwał ten rodzaj odczucia „procesem konwersji”. Ja to nazywam oszustwem przemiany. Emocjonalne oszustwo to usankcjonowane przez rodzinę uczucie, którym zastępuje się uczucie nieakceptowane, wstydliwe....




Ak jestes mi ogromnie żal, że tak cierpisz, że cierpi twoja rodzina, ale nie pomożesz sobie sama z tym, musisz sobie pozwolić na pomoc, przełamać sie, możesz skorzystac tez z pomocy psychologów z NFZ tylko musisz pokonac wstyd, który nie powinien byc udziałem twoich emocji, tu kto inny powinien sie wstydzic za to co dziś przezywasz...

pozdrawiam ciepło AK walcz o siebie i swoją rodzine, z pomoca dasz rade....
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 21:34   

ak 70 wspieram modlitwą

komuś tutaj nałóg napisał, ze jak sie nie wezmie za konkretna pomoc sobie to padnie i dopiero wtedy przyjdzie czas na prace u psychologa...jak juz bedzie bardzo zle to i dziecmi nie mozna sie opiekowac..
nie chce Cie straszyc takimi obrazami, ale zmotywowac
maz nie jest jedyna pomoca, mozesz zawsze zostawic dzieci z dziadkami na troche
na terapie musi byc czas
zwlekanie oznacza ze jest to zbyt trudne dla Ciebie, ale namawiam, warto :-)

ja nie wiem co bym bez terapii zrobiła...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 5