Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Juz nie mam siły...
Autor Wiadomość
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 09:51   

Małgoos napisał/a:
To tak , jakbym została zaprogramowana ,a teraz w wyniku terapii , przemysleń, pracy nad sobą tworzę nowe oprogramowanie (uczę sie nowego postrzegania siebie, innych, nowych reakcji ,a przede wszystkim tego ,że w końcu coś zalezy ode mnie!!)

Małgosiu... bardzo spodobało mi sie to określenie :-) Powiedz mi jak to robisz? Jak się uczysz byc nową osoba nie tracąc jednocześnie swojej wrażliwości, poczucia tożsamości? Mnie sie nie udaje... choć przeszłam terapie grupową DDA, choć spotykałam sie w zeszłym roku z grupą wsparcia, choc czytam książki na ten temat i staram sie nie zapominać o Pogodzie Ducha. Nie wychodzi i już. Od wielu miesięcy szukam przewodnika duchowego, najlepiej aby był to ksiądz-psycholog (może zakonnik?), ale narazie bez powodzenia. Wiem, że przez net tez można dostać mnóstwo porad, ale jakos na mnie to niezbyt działa... myslę, że może potrzebuje kogoś obok, tak fizycznie, komu mogłabym zaufać, popatrzec w oczy i opowiedziec o tym co mnie boli.
Cholera! (sorry)... kiedys kimś takim był mój mąż... i jakoś buntuje się przeciwko temu, że juz tak nie jest.. chyba nie chcę tego przyjąć do wiadomości, choć juz dawno powinnam....
Małgoos napisał/a:
teraz jako dorosła ak70 MOŻESZ sprawiać ,że będzie normalnie

a co to znaczy NORMALNIE? czy dla mnie normalnie znaczy to co dla innych idealnie? czy normalnie to znaczy ciepły, bezpieczny dom, w którym KAŻDY - bez wzgledu na wiek i płeć - na prawo głosu i w danej chwili zostanie wysłuchany uważnie? czy oznacza to, że ojciec interesuje się dziećmi i są dla niego ważne? że jest w stanie o nie zawalczyć, jeśli trzeba? ze stanie po ich stronie, że ich wysłucha? że przytuli, a nie odepchnie? czy to jest normalne czy idealne? bo dla mnie normalne...
Małgoos napisał/a:
Wczesniej napisałaś "Nie mam praktycznie ŻADNEGO miejsca, w którym czułabym sie spokojnie, bezpiecznie i na miejscu, w którym odpoczywałabym - choć ciut - psychicznie."
Stwórz je sobie ! Na początek niech to będzie choćby fotel ,w którym zasiądziesz z kubkiem herbaty zakupionym na tę okazję właśnie. A może kupisz dwa i zaprosisz męża ?
Dziś jest ku temu okazja. Jeden warunek podczas picia herbaty nie poruszacie "trudnych" tematów :)

Ale my nie pijemy razem herbaty... a trudnych tematów nie poruszamy w ogóle... ba! nie poruszamy żadnych :-(
Rocznica ślubu była zwykłym dniem. Jeszcze w zeszłym roku coś organizowałam: wspólną uroczystą kolację, wysyłałam smsy z życzeniami, jakiś fajny film razem oglądany czy wypad na lody do kawiarni. A mąż łaskawie się zgadzał, nie zawsze tryskając humorem... w tym roku nie zrobiłam nic. Dlaczego? Bo juz nie miałam ochoty, bo chciałabym dostać od niego jakis znak, że mu zależy, że pamięta (zapisane na czerwono w kalendarzu)... bo juz jestem wyczerpana ciągłym dawaniem.
Nie, nie zaproszę męża na herbatę. W sobotę brał prysznic, weszłam do łazienki, zapytałam "umyć ci plecy?" "Nie, sam sobie dam radę".... no comment's.

Dzisiaj poprosiłam rano: "jak będziesz odprowadzał małego do przedszkola to porozmawiaj z panią, żeby zwróciła uwage na ich nowego kolegę, który bije dzieci, a wczoraj uderzył Mateusza pięścią w głowę"... mąż: "a po co? przeciez dzisiaj będziesz na zebraniu to sama powiesz", ja: "ale chodzi o to, żeby dzisiaj znowu małego nie uderzył, żeby na niego zwróciła uwagę", mąż "nie będe z nikim gadać, ty powiesz na zebraniu"... i tyle...
I tak jest ze wszystkim, jeśli chodzi o dzieci, czy o załatwienie czegoś, o co go poproszę. Może byc lepiej? Czy tak wygląda normalny dom? Może ja jestem DDA, osobą upośledzoną psychicznie w jakimś stopniu, która nie wie jak powinna wyglądać normalność.... ale myślę, że wiem dokładnie jak nie chcę, aby wyglądał mój dom... nie chcę, aby moje dzieci i ich samopoczucie było uzależnione od humorów mojego męża... nie chcę, aby mąż wyręczał sie w obowiązkach starszym synem, bo jemu sie nie chce pobawić z własnym dzieckiem... nie chcę po raz kolejny usłyszec od męża "to zadzwoń do swojej mamy" kiedy trzeba pojechać z dzieckiem do szpitalika lub zostać z małym w domu, bo jest chory, a mąż ma akurat spotkanie z klasą... nie chcę, aby dzieci uczyły się tego, że maja cicho siedzieć i nie maja prawa głosu, ze sa nieważne... bo to zostaje na całe życie.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 12:19   

jak zawsze....bo bez tego ani rusz...

wszystkie nasze problemy emocjonalne, wynikaja z niskiego poczucia własnej wartości...
na to poczucie własnej wartości wpływa jakość opieki rodzicielskiej... u ciebie Ak zawiodła.. niestety dziś jako dorosła musisz sama sobie z tym problemem poradzić, bo nikt za ciebie nie przerobi twoich leków, ani nie potrafi już zmienić przeszłości i błędów wychowawczych jak i traum z dzieciństwa...
Niestety jakość opieki zarówno ze strony ojca jak i matki była zła i niewłaściwa... wręcz naganna i patologiczna, dzis z tego dziecka zaniedbanego wyrosła zagubiona dziewczyna... pragnąca ciepła i opieki, której nie dostała w dzieciństwie...
w kim go szukasz no właśnie w partnerze... a on niestety po latach takiego związku, noszenia cie na barkach sam zaczął odczuwać ciężar i brak chęci pomocy...sam zaczął mieć problemy podobne do ciebie, sam ma niskie poczucie wartości, bo nie sprawdził sie w roli opiekuna, przed tym sie broni, by utrzymac dobre imie o sobie ucieka od problemów, na które nie ma wpływu...
pamiętasz inaczej było na początku..ten chłopak z podwórka chętnie pomagał, chciał pomóc, zaopiekowac sie toba i otoczyć opieką
dziś, po latach bycia ciągłe zamiast partnerem a opiekunem twoim sam zaczął uciekać od tych problemów...
I jeśli nasz partner nie jest do dyspozycji to tak się czujemy jak w dzieciństwie, zagubieni, przerzucamy całą złość na niego,
ale Ak ten problem braku bezpieczeństwa nie zapewni ci mąż, musisz sama zadbać o siebie, nie jesteś juz tym dzieckiem, masz wpływ na siebie i sama możesz wypełnić te braki/pustki, pracując nad sobą ...
Nie problem w mężu, a w tobie Ak, nawet jak go nie będzie to ty nadal będziesz tą samą zagubiona dziewczyną co dziś...w kim wtedy będziesz upatrywać pomocy, w synu?...
Ak mąż nie może być podpora jeśli sama nie czujesz w sobie siły stania na własnych nogach...

Ak to fikcja idealny dom, czuła rodzina, kochająca... jak fikcją jest romantyczna miłość, to tylko w filmie, życie jest pasmem ciągłych wzlotów i upadków, jednak ci którzy mają właściwe podejście do życia nie załamują sie tym iż dziś jest zle, bo wiedzą, że jutro będzie dobrze, nalezy tylko podejmowac właściwe decyzje, kroki, inaczej stoisz w miejscu problemy nierozwiązane sie piętrzą a ty masz uczucie beznadziejności, bezradności i braku wpływu na to zycie jak sie potoczy dalej...


ak wiesz jak nie chcesz, to bardzo dużo,
wielu, nawet tego nie wie...teraz tylko musisz sie tylko nauczyć asertywności...jak wcielić w zycie to czego nie chce, jak zmienić i nauczyć innych respektowania mojego zdania, potrzeb,
Asertywność jest ściśle związana z poczuciem wartości, bo tylko ktoś świadomy siebie może trwać przy swoim zdaniu, racji bo wie co dla niego jest dobre, a nie ktoś inny...
zdrowe myślenie to odmowa szkodzenia samemu sobie, to odmowa na bycie wrogiem dla siebie samej...
asertywność to nie ciągłe mówienie NIE pozwalam, NIE che, NIE zgadzam się, NIE!!!!...
być asertywnym oznacza zdecydowane komunikowanie swoich potrzeb, bez naruszenia prawa i godności innych, by nie czuli sie inni tak samo zle jak ja dzis...
Być asertywnym to bycie świadomym swoich słabych i mocnych stron oraz umiejętności wykorzystania swojego potencjału i pracy nad wadami.

Ak jakie masz mocne strony... niech będą atutem do pracy nad soba, nie upatruj ciągłe w sobie złych...wzmacniaj dobre i na nich buduj nową silną pewną siebie AK...
każdy ma słabe strony... ale i dobre... mocne
jesli nie pielęgnuje dobrych zapomina, ze takie w ogóle ma, a wtedy te dobre same wychodza na plan pierwszy nawet bez myslenia o nich...
a zatem od dzis pielęgnuj dobre strony...złym juz wystarczająco duzo czasu im poświeciłas...
czas na zmiany myslenia o sobie dobrze
pozdrawiam gorąco AK
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 19:24   

Mami , jestem Twoją fanką.
Myślę, że prowadzisz terapie albo jesteś psychologiem po prostu i wspierasz tych , u których widzisz choćby cień szansy , że zrozumieją , że to wszystko trochę inaczej wygląda niż nam , niedojrzałym i pogubionym ludziom, się wydaje.
Wczoraj był piękny film o samotnym ojcu , który tylko swoją wytrwałością i niezłomnym charakterem osiągnął to , czego pragnął. Film był piękny bo pokazywał, że prawdziwe dobro to droga przez cierpienie , czasem wielkie cierpienie i upokorzenie . Za to radość z osiągnięcia celu ( fantastycznie zagrana przez aktora , którego nazwiska zapomniałam )- bez ceny. W ogóle wspaniale pokazane człowieczeństwo , dojrzałość , odpowiedzialność , miłośc do dziecka . Super film nawet jesli tacy faceci występują tylko w filmach.
Moje małżeństwo jest już zamkniętą historią . Teraz uczę się żyć sama . Nie wiedziałam , że będzie aż tak ciężko. Ale to tylko mój problem , że nie potrafię się zlepić z tych wszystkich kawałków , na które się rozsypałam - chociaż tyle wiem , że to tylko mój problem i tylko ja mogę go rozwiązać. Pozdrawiam Cię - chciałabym mieć tyle dojrzałości co wczoraj ten bohater filmu , bo za tą dojrzałością idzie nadzieja , że zawsze warto zaczynać na nowo.
Chciałabym żeby zrozumiały to te wszystkie dziewczyny , które dziś tu piszą i są w tym samym punkcie , w którym byłam rok temu.
p.s Miłość romantyczna jest tylko w filmach - teraz to po prostu wiem. Prawdziwy związek to ciężka praca - dwojga dojrzałych ludzi , którzy zdają sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności. Jeśli zabraknie choćby jednego elementu -moim zdaniem związek nie ma szans.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 21:52   

czerwona napisał/a:
p.s Miłość romantyczna jest tylko w filmach - teraz to po prostu wiem. Prawdziwy związek to ciężka praca - dwojga dojrzałych ludzi , którzy zdają sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności. Jeśli zabraknie choćby jednego elementu -moim zdaniem związek nie ma szans.

Czerwona od pewnego czasu czytam to forum.
Chciałem cos napisac o swoim związku ,o swojej drodze do naprawy.
Wiem jednak że to wymaga własnego wątku,bez podlączania sie do innych.
Dlatego odpuściłem.

Do czego zmierzam???-bardzo trafne okreslenie i sedno tematu.
W mej drodze w trakcie separacji,odkrywałem wiele składników,wiele wyniosłem nauk.


Znalazłem wiele przyczyn tkwiących we mnie,i w niewłasciwym funkcjonowaniu związku.

Przeszedłem wiele etapów tu opisywanych na forum,wkońcu doszedłem do jednego

Aby coś dalej zadziałało,aby coś miało sznse naprawy-trzeba to puścić,pełne zaufanie Bogu.

Zgadza się należy zaufac Bogu,nalezy ufac ze chce dla nas jak najlepiej.


Lecz to zaufanie ,nie ma wcale oznaczać oddaje ,zakładam rece i czekam.
Zaufanie w naprawie małżeństwa,to pojecie tego co oczekuje od nas Bóg.

To to wszystko na co zwraca nam uwagę.
To jest identycznie jak własnie praca nad sobą.

Co wtedy robimy??-czy mówimy jestem,byłem zły oddaję Tobie Panie co złe,i czekam co od Ciebie dostanę???

Czy dzieki zatrzymaniu,czy dzieki otwarciu oczu Bog nam uswiadamia-jesteś zagubiony.

Zmieniaj siebie-by byc dobrym,kochajacym człowiekiem.

Tak samo wyglada naprawa związku.

Nie ucieczka,nie wycofanie,nie założenie rąk,nie słowa tyle zrobiłem-a teraz Panie działaj,a ja poczekam.

Nie taka droga,nie te oczekiwania-Bóg pewnie od nas wymaga działań.
Otwiera nam oczy,ukazuje błedy,przejaskrawia zło i oczekuje naszej madrości.

A ona wygląda tak!!!
-nie kochałeś-ucz się prawdziwej miłości
-nie szanowałes-ucz sie szacunku
-nie troszczyłes się-naucz sie troszczyć
-nie umiałes sie komunikowac-ucz sie prawdziwej komunikacji
-raniłes-naucz sie troszczyc o te rany
-ktos był ci niepotrzebny-naucz sie troski o ta osobę
-nie szanowałes kogos jako współmałzonka-naucz sie co to znaczy słowo mąz/żona
-gardziłes rodzina,zwiazkiem-naucz sie wartości rodziny i szacunku dla zwiazku.


I tak to wyglada-staniecie w prawdzie ,to tak naprawde wcale nie ocena siebie.
Bo to wiekszośc z nas wie i zna(mimo że zagłuszamy to i przeinaczamy).
Staniecie wprawdzie to tak naprawdę ocena swojego udziału w związku.

Ocena co dawałem,co dostawałem.
To tak jak ocena filmu w kinie ,kiedy jestesmy tylko widzem.
Gdy mamy mozliwośc ocenic kawałek,po kawałku z filmu.

Kryzysy,separacje,wasnie,kłótnie-winna zakończyc własnie taka bezstronna ocena.


Nasz dotychczasowy związek,to własnie film.

Oceniamy go kawałek ,po kawałku.

I wiesz czerwona ,kiedy nadchodzi sukces????

Jezeli tej oceny,chca dokonać dwa ogniwa w związku(mąz i żona).

Wtedy nie ma juz czasu na szukanie kto był winny,kto to rozwalał pierwszy,kogo kroki były gorsze,kto raniący,a kto zraniony.


Wtedy winna nadejśc mądrośc i ocena PRZECIEZ NAWZAJEM JESTESMY PORANIENI.


Zakończmy te ustalania i bierzmy sie do roboty-to sa mądrzy małżonkowie jakich pragnie zobaczyc przed soba Bóg.


Bo własnie takiej mądrości oczekuje Bóg od tych dwóch składników zwanych MĄŻ I ŻONA.


Dlatego tak jak napisałaś-jeden składnik nigdy nie ma szansy!!!
Bo ten wspaniały związek to,współdziałanie-a nie wydzieranie co moje.


Co zatem pozostaje temu samotnemu rycerzowi???


Istotne by tylko szybko jak napisałaś ,pozlepiał siebie z kawałeczków-i stał się silnym
człowiekiem.

To stara prawda CO NAS NIE ZABIJE-TO NAPEWNO WZMOCNI.


Ja przynajmniej juz znam tą prawdę.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 22:48   

cierpliwy,
cierpliwy napisał/a:
Dlatego tak jak napisałaś-jeden składnik nigdy nie ma szansy!!!
Bo ten wspaniały związek to,współdziałanie-a nie wydzieranie co moje.

Witaj,
absolutnie sie nie zgadzam.Takie stwierdzenie odbiera Bogu łaskę cudu uzdrowienia małżeństwa nawet " wbrew" chęciom jednej ze stron. On zna nasze serca lepiej niż my sami i dlatego potrafi zaskoczyć.

cyt.:"(40) Jezus rzekł do niej: Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą? Usunięto więc kamień. (41) Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. (42) Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał."

(Ew. Jana 11:40-42, Biblia Tysiąclecia)

Kamieniem w tym wypadku może być brak wiary, tymi co pomagają-wszyscy, którzy się modlą,a Ty masz tylko wierzyć.
Z Panem Bogiem
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 23:22   

Kingo
Nikt nie ingeruje w moc i działania Boga.
Nikt nie neguje łaski uzdrowienia małżenstwa.

Odnosnia do jednego składnika ,to tak naprawde to ludzka cześć działań.
To chociaz sytuacja opisywana w wiekszości postów.

Niemoc jednej strony,wobec działan i poczynan drugiej strony.

Piszesz wiara.

Tylko dlatego że własnie większośc z forumowiczów posiada własnie ta wiarę,to sa na tym forum,ufaja,modlą się i czekają.

Kingo nie chce nikogo obrazic,niczego pomniejszyć.
Lecz nie zapominaj że nieraz mozna pomóc Bogu,ale nieraz i Mu przeszkadzać.

Jedno jest pewne -że Bóg jest wyrozumiały,łaskawy i cierpliwy.

Lecz my jesteśmy tylko ludzmi.
Jeden w relacji z Bogiem uzna że rozpadajace sie małzenstwo to powstała blizna na sakramencie.
A drugi uzna ze dar wolnosci ,uwolnienia sie od małżenstwa to dar dany przez Boga.

Dlatego kingo nie zgadzam się!!!

Mądrzy małzonkowie to idący razem z Bogiem i budujący związek w nauce Boga.
Wszyscy wespół.

Łaska uzrowienia ,nadal jest powiązana z nami i usłyszeniem słów Boga.
Choc jest i cud-ale według mnie nie jest to takie PSTRYK.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 10:19   

Serdecznie Witam Cie cierpliwy :)

Po przeczytaniu kilku postów wyżej mam wrażenie ,że się krąży...wokół Kogoś tak niezwykle CUDOWNEGO.
Taka scena w mojej wyobraźni , taki obraz....Poranek Dnia Trzeciego...ODSUNIĘTY KAMIEŃ, pomimo ,ze był ZASUNIETY...Objawiło się życie...pomimo przeszkody zamkniecia...To jest dla mnie niewyobrażalny cud... I myślę sobie ,że dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych nawet kiedy człowiek jest ZAMKNIETY może dokonac przez swoja łaskę ZMARTWYCHWASTANIE. Ale jest coś co mnie bardzo ujmuje w Naszym Ojcu...tak kocha nas ,że nie chce dokonywać cudów sam, to jak z Trójcą Swiętą...nie chce działac sam...Ta płodność Chrystusowa chce dotykac człowieka w człowieku z człowiekiem, przez Chrystusa i z Chrystusem...to jest niezwykłe...taka wspólnota...

http://www.youtube.com/watch?v=4fRrp75Ds7A

Cierpliwy ...wiesz przecież....to wszystko
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim :-)
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 13:39   

mami napisał/a:
jak wcielić w zycie to czego nie chce, jak zmienić i nauczyć innych respektowania mojego zdania, potrzeb,

Dobre pytanie.. JAK? Jak nauczyc kogoś, komu mówi się stanowczo, że nie chcę, aby dzieci były uczone złym przykładem pewnych zachowań, kto ma to gdzieś i nic sobie z tego nie robi? Jak to wyegzekwować? Bo ja juz chyba próbowałam wszystkiego...
mami napisał/a:
być asertywnym oznacza zdecydowane komunikowanie swoich potrzeb, bez naruszenia prawa i godności innych, by nie czuli sie inni tak samo zle jak ja dzis...

tłumaczę mężowi "jeśli ty nie interesujesz sie tym co mówi do ciebie twoje dziecko, nie przychodzisz od razu, kiedy cię woła lub nie reagujesz na wołanie - nie dziw się i nie wściekaj jak dziecko reaguje na twoje mówienie i wołanie tak samo. to ty go uczysz pewnych zachowań dając przykład" - czy da się taktowniej? czy tak jest asertywnie? bo już nie wiem... i szczerze mówiąc mam juz czasem serdecznie dość obchodzenia się z nim jak z jajkiem: ostrożnie, bo jak się potłucze!! :-(

Dużo pewnie prawdy jest mami - jak zwykle!! - w tym, co napisałaś. Tylko ja, kiedy poprosiłam męża o 2 szansę dla nas, nawet juz po tym jak mnie zdradził, zrobiłam to, o czym napisał cierpliwy: stanęłam w prawdzie. Spojrzałam (i codziennie patrzę) na siebie, na swoje wady, na swoje zachowania, na które - o czym się dopiero wtedy dowiedziałam - tak wielki wpływ miała moja przeszłość. I nie chcę bynajmniej się usprawiedliwiać i rozkładać bezradnie rąk, próbowałam i próbuję coś z tym robić (terapia DDA, grupa wsparcia, książki, porady w necie).
Chodzi tylko o to, co napisała czerwona:
czerwona napisał/a:
Prawdziwy związek to ciężka praca - dwojga dojrzałych ludzi , którzy zdają sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności. Jeśli zabraknie choćby jednego elementu -moim zdaniem związek nie ma szans.

DWOJGA!!! i tu jest "pies pogrzebany". Ja rozumiem, że mąż może czuć sie wypalony, zmęczony "dźwiganiem mnie". Ale tak naprawdę to juz od długiego czasu tego nie robi!! :cry: Radze sobie sama, coraz lepiej z każdym dniem i coraz lepiej czuję sie we własnym towarzystwie. Nie dźwiga mnie, więc powinno byc mu lżej... a jednocześnie też nie robi nic, aby mnie przekonać, że mu zależy (wręcz przeciwnie), że chce powalczyć. On i ja to już nie MY to wspólny adres zamieszkania... :cry:
A ja juz tak nie chcę... pomimo tego, że słowa kingi:
kinga2kinga2 napisał/a:
Takie stwierdzenie odbiera Bogu łaskę cudu uzdrowienia małżeństwa nawet " wbrew" chęciom jednej ze stron. On zna nasze serca lepiej niż my sami i dlatego potrafi zaskoczyć.

poruszyły we mnie nadzieję.

Tylko juz jestem zmęczona czekaniem na cud i borykaniem się z codziennością.. bo niestety, mieszkanie pod jednym dachem z człowiekiem totalnie niereformowalnym i jednoczesnie zakochanym w sobie i zablokowanym na jakąkolwiek komunikację - po prostu wyczerpuje mnie psychicznie. No i wpływ na dzieci ma niemały... a ja chcę, aby oni wyrośli na wrażliwych, troskliwych i opiekuńczych facetów, którzy kiedyś czule zajmą się swoimi dziećmi i wesprą swoje żony w budowaniu rodziny, którzy będą potrafili rozwiązywać problemy przez słuchanie, rozmowę i wspólne działanie, a nie przez krzyk, poniżenie, negowanie wartości drugiej osoby lub stawianie na swoim i nie liczenie się z uczuciami drugiej strony. A tego właśnie teraz się uczą patrząc na nasze małżeństwo...

To trudne... kochać kogoś kto odpycha, kto cię nie chce, nie słucha, nie liczy się z Tobą.. trudno kochać i trudno się za niego modlić... trudno wciąż czekać na cud, kiedy jest się coraz dalej od siebie...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 15:01   

ak70,
Witaj,
rozumiem Twoje zmęczenie. Ja zawsze wtedy, gdy mnie dopada proszę Niepokalaną Matkę naszą o wsparcie i modlę sie do Ducha Świętego. Mam tym razem dla Ciebie jeszcze inną pomoc.
Podaję link do Świątyni w Annaya do św.Charbela, który był miły Bogu poprzez święte życie monastyczne. Zostaw mu swoją intencję. On zrozumie Twoją samotność w małżeństwie i szepnie za Tobą, aby mąż "wyszedł" ze swojej samotni wewnętrznej i stał się dla Ciebie oparciem:

http://www.saintcharbel-a...andeprieres.php

O tym świetym mężu pisało już Miłujcie się i inne pisma katolickie.
http://adonai.pl/cuda/?id=29&skad=80

Proszę nie martw się. Skoro można uprosić cud dla ciała to o ile ważniejszy jest cud uzdrowienia duchowego. Każde małżeństwo aby zaczęło funkcjonować na płaszczyźnie materianej musi być uzdrowione duchowo.

Kochana to co napisał cierpliwy:
cierpliwy napisał/a:
Lecz nie zapominaj że nieraz mozna pomóc Bogu,ale nieraz i Mu przeszkadzać

nie jest prawdą gdyż Bóg działa jak chce .
Napisze Ci jak ja to widzę i doświadczam.
cyt.:"(3) Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. [...] (6) Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić. (7) Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo. (8) Szaweł podniósł się z ziemi, a kiedy otworzył oczy, nic nie widział. Wprowadzili go więc do Damaszku, trzymając za ręce. (9) Przez trzy dni nic nie widział i ani nie jadł, ani nie pił.(10) W Damaszku znajdował się pewien uczeń, imieniem Ananiasz. Ananiaszu! - przemówił do niego Pan w widzeniu. A on odrzekł: Jestem, Panie! (11) A Pan do niego: Idź na ulicę Prostą i zapytaj w domu Judy o Szawła z Tarsu, bo właśnie się modli.[...] (15) Idź - odpowiedział mu Pan - bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. [...] (17) Wtedy Ananiasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym. (18) Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony. (19) A gdy go nakarmiono, odzyskał siły. "
(Dzieje Apost. 9:(w)3-19, Biblia Tysiąclecia)

Jeśli człowiek wybrany przez Pana( ochrzczony) niebezpiecznie zbliża się do momentu, gdy skrzywdzi innych " wybranych" Bóg potrafi powalić go jak Pawła. ( daje np. kryzys małżeński), aby nie pogłębiał jakiegoś problemu lub grzechu , który popycha lub utwierdza go w duchowej śmierci.
Kiedy już leżymy w samym środku problemu i nie widzimy wyjścia. Jezus w sakramencie pojednania i pokuty mówi wstań. A skoro ślepi jesteśmy, bo spotkanie miłości doskonałej zawsze oślepia ( popatrz dłużej na słońce), to zawsze da nam Jezus przewodnika, aby sie do Niego zbliżyć. ( MB Bolesną ,świętych, aniołów, kapłanów, świeckich). Oni prowadzą dopóki nie zaczniesz się szczerze modlić sercem.
Często też nasza postawa-zmiana wewnętrzna jest swoistym szokiem dla naszego otoczenia- reakcje są różne, ale są.
Tu podany jest sposób w który "błyskawicznie " docieramy do Boga z naszą potrzebą.
POST. Dobrze wypełniony post jest odzwierciedleniem wielu wezwań Maryi do pokuty i nawrócenia. Kiedy już podejmiemy ten post, a w wielu przypadkach tylko decyzję o nim. Bóg zaczyna działać i podaje nam wszystkie możliwe i potrzebne środki do realizacji naszej potrzeby jednocześnie ukierunkowując ją zgodnie ze swoją wolą. I to jest odpowiedź Nieba na słowa Jezusa, że otrzymamy wszystko o co na modlitwie z wiara prosić będziemy.
Aby otrzymać to czego nam trzeba- zgodnie z tym co napisano w Piśmie Świętym potrzeba:
-ufnej modlitwy ( dać sie prowadzić pomimo ślepoty)
-uczniowie pańscy- wspólnota, kapłan?
-post- który przynosi wiele zrozumiemia co do drogi jaka nam wyznaczył Bóg
-uzdrowienie duchowe
-napełnienie Duchem Świętym
-głod eucharystii
Otrzymujemy cud o który prosiliśmy.
I dopiero wtedy zaprzęgamy sie do codziennej starannej pracy wznoszenia domu na skale wsparci tym cudem, który Bóg nam podarował.
Ja jestem na etapie gdzieś pomiędzy uzdrowieniem , a napełnieniem i pełnym zrozumieniem eucharystii.
Z Panem Bogiem
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 15:44   

Ak - widać, że jesteś już bardzo zmeczona.
Rzuć to wszystko, nie walcz, nie próbuj niczego mężowi tłumaczyć!!!
Zacznij od modlitwy "Jezy Ty sie tym zajmij" ze strony głownej.
Twój mąż jest chory, jest dysfunkcyjny - nie oczekuj od niego niczego, bo on nic nie jest w stanie ci dać!!! Oczekując - tylko ranisz siebie!
Nic mu nie tłumacz, bo on nic nie zrozumie!
Nie mów mu o waznych rzeczach, bo on każde twoje słowo traktuje jak atak na siebie!!!
Tak po prostu jest!
Nie ma sensu sie buntować przeciw temu, bo tak jest. Zobacz to!
Sama dzwigasz na barkach funkcjonowanie całej rodziny!
I dajesz radę!
Więc teraz czas, żebyś w końcu zadbała o siebie.
piszesz, że byłaś na terapii DDA - ale czy ją skonczyłaś?
Wydaje mi się, że bardzo przydałaby ci się grupa wsparcia, w której mogłabys pracowac nad sobą, w której mogłabys pogadać - w takich trudnych sytuacja czytanie książek to za mało - potrzebni są ludzie, z ktorymi można pogadac, w których można sie prejrzec, na których mozna sie oprzeć...
I modlitwa
Bez niej nie ruszysz z miejsca.
pozdrawiam Cię
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 17:10   

Ak
zastanowiło mnie to, co napisałaś: "...ja ...poprosiłam męża o drugą szansę dla nas, już po tym jak mnie zdradził..."
Ak, piszesz, że to TY poprosiłaś. Czyli Ty widziałaś swoje błędy, to że jesteś DDA i jeszcze coś tam z przeszłości Ci doskwierało.
A czy mąż widział to, co on Ci zrobił ? Czy on Cię przeprosił za zdradę ? Czy poprosił Cię o drugą szansę i odbudowę małżeństwa ?

Mam wrażenie, AK, że Ty - tak jak i większość zdradzonych - nie tylko prosi o szansę odbudowy małżeństwa, ale niemalże przeprasza męża za to...że zdradził.
Tak czujemy się winne za wszystko, co mówią nasi mężowie-zdradzacze, że same prosimy, błagamy, same się zmieniamy byle tylko ratować małżeństwo.
I nie ma z tego działania ( w większości) pozytywnych rezultatów.
Dlaczego?
Bo naszym działaniem, czyli tym błaganiem, znoszeniem złych humorów, itp zdejmujemy z nich poczucie winy za kryzys i rozpad związku i za zdradę. Zdradzacze czują się dobrze widząc, jak żona się zmieniła, jest milsza, lepsza, nie robi wymówek...
I siedzą sobie wygodnie przed swoimi komputerami, a żonka niech się dalej stara...
Ak
myślę, że sedno sprawy jest w tym, że to zdradzacz musi uświadomić sobie to, co zrobił, czyli że zdradził i jest tylko on wyłącznie odpowiedzialny za zdradę. Dopóki sobie tego nie uświadomi i sam nie zacznie się starać, to nasze działania nic nie dadzą.
Ty, AK będziesz na głowie stawać, modlić się, wpadniesz w depresję i nic nie wskórasz.
Czytam twoje posty AK od samego początku, gdy trafiłam tu na forum w kwietniu i nie widzę poprawy w Twoim małżeństwie. Tylko Ty jesteś w gorszym stanie. I trudno się dziwić skoro Ty się tylko starasz, a mąż to olewa.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:25   

kinga2kinga2 napisał/a:
nie jest prawdą gdyż Bóg działa jak chce .

Jak proste sa oceny nas smiertelników
-mysli innych ludzi
-ocen działan Boga


Ja kingo jestem umiarkowany i w jednym i w drugim.
Nie neguję mocy czuwających nad nami,ale tez nie upraszczam i sprowadzam do jednego.


Czemu zbytnie wypaczenie ,moze stac sie fanatyzmem.
Jaka była myśl-otóz prosta.

Kiedy pomagamy Bogu???

wierni jego łasce,otwarci na właściwa drogę,czysci w sercu.

Kiedy przeszkadzamy ???

odwróceni od Boga,słuchający własnego głosu,pomniejszający obecnośc Boska w naszym życiu.

Odpowiedz kingo -jak usłyszy i zrozumie Boga ten który
-nie pragnie go słyszeć
-nie potrzebuje jego obecności


Ten problem jest widoczny u większości ,zagubionych,modlących sie o łaske
o uzdrowienie,otworzenie oczu swoim zagubionym współmałzonkom.

Działamy wspólnie z Bogiem,pokładamy serce i miłośc w moc.
Lecz nadal zagubiony -musi sam chciec sie odszukać.


I jeszcze jedno .

Jako ludzie mamy zdolności do bładzenia,do wypaczania,do przeinaczania.

Nie pamietam juz jaki to wątek,ale czytałem tu na forum.
Wypowiedzi zagubionego,zrozpaczonego męża.

Modlącego się o zatrzymanie i zrozumienie działan zony,pozostał sam z dziećmi.
Do tego z problemem wiecznego ranienia go przez żonę.

Nagle zapragneła zycia,świata,zdradzała go z kolejnymi partnerami-do tego z wielka radościa w sercu o tym mu mówiła wprost w oczy.

I wiesz kingo co mnie w tym wszystkim uderzyło.????

Że powiedziała meżowi wprost w oczy że Bóg wyznaczył jej taką drogę,że obrał dla niej taka forme zadośćuczynienia za krzywdy jakich doznała od męża.


Dlatego kingo ja przychylam sie do słów Mireli
Mirela napisał/a:
Cierpliwy ...wiesz przecież....to wszystko
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim


Gdy nie ma juz szans czynnik ludzki,gdy brak zrozumienia.
Zostaje kingo w Bogu nadzieja -własnie na ten cud.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:32   

cierpliwy napisał/a:
Kiedy przeszkadzamy ???

odwróceni od Boga,słuchający własnego głosu,pomniejszający obecnośc Boska w naszym życiu.



Bóg jest wszechmocny. Jak ktokolwiek (człowiek) może Mu w czymś przeszkodzić?

[ Dodano: 2009-09-11, 00:37 ]
No właśnie umniejszasz w ten sposób obecność Boga. Chcesz powiedzieć, że pogubiony współmałżonek jest silniejszy od Pana Boga? Że nie pozwoli na działanie Boże, zanim sam tego nie zechce? Co Ty mówisz?

Bóg może WSZYSTKO. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.

Ja wierzę w Boga Wszechmogącego....
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:44   

cierpliwy napisał/a:

Odpowiedz kingo -jak usłyszy i zrozumie Boga ten który
-nie pragnie go słyszeć
-nie potrzebuje jego obecności.


cierpliwy, :-D przeczytaj sobie historię o Szawle, to już będziesz wiedział, jak Bóg sprawia, że taki ktoś zaczyna słyszeć i to jaaak, a że przez ślepotę... no cóż ;-)

przepraszam Cię, oczekiwałeś odpowiedzi od Kingi ale akurat Św.Paweł przyszedł mi do głowy
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:44   

Katarzyna74 napisał/a:
Bóg jest wszechmocny. Jak ktokolwiek (człowiek) może Mu w czymś przeszkodzić?

Tak katarzyno jest wszechmocny!!!
Tylko może własnie niestety???
Człowiek został obdarzony rozumem-i dano mu prawo wyboru jak zapewne wiesz.

I aby znowu nie upraszczać-wniosek jest jeden.

Jeżeli głuchy wybiera że chce pozostać głuchy do konca życia-to taki pozostanie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4