Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Andrzej
2009-03-13, 11:07
Czeka mnie rozwód...
Autor Wiadomość
Ka...
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-03-13, 08:16   Czeka mnie rozwód...

Jak w temacie...
Mąż jest zdecydowany złożyć pozew o rozwód, jak tylko odłoży na adwokata.
Od dawna nie widzę szans na poprawę sytuacji między nami, kryzys ciągnie się od ok. 6 lat, pierwsze rozmowy o rozwodzie zaczęły się już 4 lata temu, od tamtej pory były 3 nieudane próby poprawienia naszych relacji, zbliżenia się do siebie i ratowania małżeństwa - pomiędzy miesiącami romansów mojego męża. Przez cały ten czas byliśmy mniej lub bardziej na dystans, oddalaliśmy się coraz bardziej. Od kilku miesięcy jest tzw. "rozkład pożycia", od 2 miesięcy mieszkamy oddzielnie i mąż nie widzi możliwości i sensu powrotu, nie widzi możliwości odbudowania więzi między nami. Mówi, że nic do mnie nie czuje, zachęca do znalezienia nowego partnera :-/

Radziłam się w tej sprawie duchownego, jednocześnie specjalisty psychoterapeuty. W jego opinii w takiej sytuacji - kiedy więzi między małżonkami już nie ma, związek się rozpadł, małżonek nie widzi możliwości i nie ma w nim chęci jego odbudowania - niezgoda na rozwód z mojej strony byłaby przejawem agresji wobec odchodzącego partnera i nie ma sensu.
Uważa, że w takiej sytuacji decyzję należy pozostawić jego sumieniu, rozwód cywilny nie ma nic wspólnego ze związkiem sakramentalnym. Każdy ma prawo dokonać wyboru co jest dla niego w życiu ważne, jeśli mąż deklaruje, że nie potrafi być ze mną szczęśliwy i nie widzi możliwości trwania w małżeństwie, wybiera życie w nowym związku, to sakrament i tak trwa, mąż ma tego świadomość, a pozostaje on ważny dla mnie. On sam ponosi odpowiedzialność za swój wybór.

Proszę Was o opinię w tej delikatnej sprawie.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 08:26   

Ka, a jak Ty czujesz? Czy Twoja niezgoda na rozwód byłaby przejawem agresji? Czy czułabyś się agresorem mówiąc "nie"?
W polskim prawie, jeśli Twój mąż się mocno uprze, jeśli rozkład pożycia będzie trwał bardzo długo - to rozwód dostanie. Niezależnie od Twojej zgody czy niezgody na rozwód. Pytanie zasadnicze - jak Ty się będziesz z tym czuła? Z tym, że powiesz w sądzie "Tak, chcę rozwodu" lub "NIe, nie chcę rozwodu". Mąż faktycznie poniesie odpowiedzialność za swój wybór. Ale Ty poniesiesz za swój. Warto teraz wniknąć w siebie "Jak ja się będę z tym czuła?"....
 
     
Ka...
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 08:32   

Nirwana wiem co masz na myśli. Nie chcę rozwodu i to na pewno powiem w sądzie. Ale z drugiej strony ja na prawdę nie mam już siły i nie widzę możliwości odbudowania tego związku. Wiele się wydarzyło, wiele rozmów odbyliśmy. Oboje od miesięcy jesteśmy pod opieką psychoterapeutów. Stanowisko męża jest trwałe. Nasze życie wygląda tak, że to tylko formalność.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 08:41   

Ka.... a byliscie na "spotkaniach małżńskich"?
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 08:42   

Ka, na dzień dzisiejszy nie masz siły, i nie widzisz możliwości odbudowywania małżeństwa. Ale tylko na dzień dzisiejszy. Nie znamy przyszłości, niezależnie od tego jak bardzo prawdopodobna nam się wydaje taka a nie inna przyszłość.
Ka, wygląda na to, że chyba musisz się pogodzić z tym, że na dzień dzisiejszy Wasze małżeństwo "to tylko formalność", że na dzień dzisiejszy stanowiska męża "nie przeskoczysz". I przejść przez sprawy sądowe z jak największym spokojem i godnością, jeśli rzeczywiście Twój mąż będzie chciał je doprowadzić do końca, do rozwodu. Bo wcale nie jest powiedziane, że tak będzie, nie znamy wszak przyszłości. I... żyć dalej, mając męża, ale faktycznie go nie mając. I to jest właśnie najtrudniejsze....
 
     
Ka...
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 08:46   

nałogu była próba podjęcia terapii małżeńskiej w specjalistycznym ośrodku. Odbyły się 2 rozmowy konsultacyjne (zwykle bywa jedna), po których prowadząca psycholog skonsultowała się z innymi 2 specjalistami (niewidoczni obserwatorzy zza szyby) i uznała, że terapia nie może być kontynuowana ze względu na brak wspólnych celów - różne stanowiska i oczekiwania, z powodu niezdecydowania męża (skłaniał się ku odejściu).
O spotkaniach w poradniach katolickich mąż nawet nie chce słyszeć.

Nirwana ja nie chcę z nim walczyć, nie chcę zatrzymywać na siłę, próbowałam rozmawiać, przekonywać, dałam mu spokój... jeśli będzie chciał wrócić to po rozwodzie też może to zrobić.
Wg księdza ciągłe stawianie oporu może przynieść w niektórych sytuacjach więcej szkody niż pożytku, czasem trzeba pozwolić odejść, żeby móc powrócić, ale z własnej woli, z powodu własnej, niewymuszonej decyzji.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:02   

Ka, ja nie mówię o stawianiu oporu i zatrzymywaniu na siłę, chociaż "Nie" w sądzie może być zrozumiane jako "bierny opór". Ja mówię o tym, że każdy jest odpowiedzialny za własne decyzje, kroki życiowe. Czyli możesz powiedzieć mężowi - "jeśli Ci tak bardzo zależy na rozwodzie to go sobie przeprowadzaj. Mi na tym nie zależy i ręki do tego nie przyłożę." I w ogóle odciąć się od tematu, za wyjątkiem pojawiania się w sądzie na rozprawach.

Ja wiem, że radzę Tobie teraz to, co ja sama zrobiłam. Zrobiłam tak, bo tak czuję, jest we mnie w tym temacie jasność, spójność, zdecydowanie. Ale ja to ja. A Ty to Ty. Różne osoby, różne związki. Dla mnie po prostu "nie dla rozwodu" jest tylko i wyłącznie moją wewnętrzną decyzją, która na rzeczywistość może mieć znikomy wpływ, nie jest zatrzymywaniem męża na siłę.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:07   

Ka..... spotkania małzeńskie nie są terapią.......... tam nic do nikogo sie nie mówi na temat swojego małżeństwa i problemów w nim............ rozmowa jest pomiędzy małżonkami na konkretne tematy

[ Dodano: 2009-03-13, 09:08 ]
Na forum jest świadectwo chyba Kasi.......... o jej przygodach z żądaniem rozwodu... warto przeczytać....naprawde warto...
 
     
Ka...
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:11   

Nirwana napisał/a:
"jeśli Ci tak bardzo zależy na rozwodzie to go sobie przeprowadzaj. Mi na tym nie zależy i ręki do tego nie przyłożę."

Dość dyplomatyczna postawa, takie łagodniejsze "nie" ;-)

Zachęcam męża do zabrania głosu w dyskusji, uważam, że zawsze trzeba wysłuchać obu stron konfliktu, ale on ma opory. Boi się nagonki na swoją osobę z powodu odmienności swoich poglądów.

[ Dodano: 2009-03-13, 09:13 ]
nałogu dziękuję za sugestię, poczytam. Mąż również czyta ten wątek... może zechce nad tym pomyśleć. Ja nie będę naciskać.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:18   

Ka... napisał/a:
Radziłam się w tej sprawie duchownego, jednocześnie specjalisty psychoterapeuty. W jego opinii w takiej sytuacji - kiedy więzi między małżonkami już nie ma, związek się rozpadł, małżonek nie widzi możliwości i nie ma w nim chęci jego odbudowania - niezgoda na rozwód z mojej strony byłaby przejawem agresji wobec odchodzącego partnera i nie ma sensu.
Uważa, że w takiej sytuacji decyzję należy pozostawić jego sumieniu, rozwód cywilny nie ma nic wspólnego ze związkiem sakramentalnym. Każdy ma prawo dokonać wyboru co jest dla niego w życiu ważne, jeśli mąż deklaruje, że nie potrafi być ze mną szczęśliwy i nie widzi możliwości trwania w małżeństwie, wybiera życie w nowym związku, to sakrament i tak trwa, mąż ma tego świadomość, a pozostaje on ważny dla mnie. On sam ponosi odpowiedzialność za swój wybór.

Ka...
te słowa są bardzo niepokojące i uważam, że powinnaś powiedzieć o tym natychmiast swojemu księdzu proboszczowi, ponieważ nauka kościoła katolickiego jest inna.
Kościół nasz, katolicki, nie uznaje rozwodów.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:20   

Meżu KA........... a może zechcesz ze mną pogadać? może przybliże Ci tematykę spotkań małżeńskich?
Nie będę Ci moralizował..........
Meżu Ka........???

To że jestem w innym miejscu dziś, to nie znaczy ,że nie byłem w podobnym do tego jak Ty w tej chwili jsteś................. a pogadać zawsze warto.............. nie łam się............ ja jestem alkoholikiem............ znam ból istnienia,wiem co znaczy brak porozumienia.......... czy zrozumienia......
Pogody Ducha mężu Ka............
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:22   

Ka... napisał/a:
Boi się nagonki na swoją osobę z powodu odmienności swoich poglądów.

Mąż nie jest katolikiem?


świadectwo Kasi jest tutaj
 
     
Ka...
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:26   

Elżbieto mąż był katolikiem, ale słabej wiary. Obecnie wygląda na to, że odwrócił się, przestał wierzyć. O mnie mówi "dewotka" :-?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:45   

Ka... napisał/a:
Obecnie wygląda na to, że odwrócił się, przestał wierzyć.

Dość powszechne zjawisko...
wierzę do momentu kiedy mi pasuje...
Cóż Ci radzić?
Wydaje mi się, że mąż ma silną wiarę, tylko ją ukrywa, rozumiesz? :-)
To też powszechne zjawisko.
"Być wierzącym" mężczyźnie kojarzy się ze słabością i zniewieściałością,
dopóki mężczyzna nie przeczyta o Abrahamie.
Polecam! Mężowi, rzecz jasna.
Jeśli czyta ten wątek, to właśnie zwracam uwagę na to - wiara Abrahama !
A co to było takiego?

Warto wrócić do przodków.
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2009-03-13, 09:52, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-13, 09:51   

Ka..
Nie będę Ci nic pisać bo to życiowa decyzja - musi być Twoja i tylko Twoja. Z mojego doświadczenia wiem , że faktycznie osoba żądająca rozwodu odmowę z drugiej strony odbiera jako niezrozumiałe działanie przeciwko sobie. Ja tak usłyszałam kiedy na początku nie chciałam dać rozwodu. On tego nie rozumiał i chciał mnie przejechać z wściekłości walcem , uważał , że złośliwie staję na drodze jego szczęścia . Dlatego odpuściłam , odpuściłam też dla siebie bo przy takim poziomie agresji z drugiej strony walka "o małżeństwo" wykończyła by mnie. Prawda jest taka , że w takiej sytuacji walka o małżeństwo jest jednocześnie walką z kimś, kto już nie chce tego małżeństwa.To ciężkie decyzje - musisz to rozważyć w swoim sumieniu . Ja czasami żałuję , że za szybko odpuściłam a czasami jestem z tego zadowolona - że tego nie przeciągałam bo po drugiej stronie nie widzę żalu z powodu rozpadu małżeństwa . Mnie osobiście obrażało to , że ktoś , kto formalnie jest moim mężem oficjalnie żyje jak mąż z żoną z inną kobietą. Ja nie dałabym dłużej rady . Czułam się tym upokorzona i obrażona.
Wiem jedno - mój początkowy opór został potraktowany jako chęć zniszczenia życia i właśnie akt agresji - całkiem niezrozumiałe było dla niego jak można nie chcieć dać rozwodu w sytuacji kiedy druga strona jasno określiła swój pogląd- że nie chce ze mną być, nigdy nie będzie , że małżeństwo między nami to tylko formalność. Ja miałam swoje granice i zostały one przekroczone ale - to ja , Ty musisz sama - może inną drogą bo tak będziesz czuła i tak będzie lepiej dla Ciebie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9