Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Walczyc o prawdziwa miłosc?
Autor Wiadomość
-Ania-
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-03, 22:13   Walczyc o prawdziwa miłosc?

W pazdzierniku 2007 poznałam Kamila, dzieki forum
crohn.home.pl. Ja jestem tam adminem (-Ania-) a Kamil
uzytkownikiem. Wtedy był w Anglii i "poznawalismy sie" przez
emaile. Spotkalismy sie w grudniu. Kamil - jak mówil - byl we
mnie wtedy bardzo zakochany, i on wyszedl z inicjatywa bysmy
wzieli slub na wiosne, albo w sierpniu. Ja mialam watpliwosci,
ze szybko, ale wkrótce zgodzilam sie. Równiez kochałam go. Na
uwage zasluguje fakt, ze kamil i ja jestesmy chorzy, on ma
epilepsje (z zaburzeniami typu słowna agresja, co wg niego jest
rodzajem napadów) oraz celiakie, ja choruje na chorobe
crohna, prawie ciagle w zaostrzeniu i co pare miesiecy w
szpitalu. Owe choroby niejako nas połączyły.

Wzielismy slub we wrzesniu 2008, za rada rodziców kamila
zamieszkalismy u nich (w zielonej górze). Kamil od poczatku
nie chcial mieszkac z moimi rodzicami, czy wynajmowac
mieszkanie w Jaworznie. rodzice Kamila jeszcze w
narzeczenstwie utrudniali nam kontakt, byli wobec naszych
zamiarów przeciwni, groząc nawet tym, ze nie poblogoslawią
nas, chcieli bysmy "pomieszkali razem" przynajmniej do
stycznia. Widzielismy w tym znak sprzeciwu, próbe
zmanipulowania nas. Jednak wszystko odbylo sie zgodnie z
planem.

Trudno jest mi pisac tak dokladnie, ale nie wiem, co jest bardzo
wazne, a co pominąc.

Sytuacja u Jego rodziców z dnia na dzien stawala sie coraz
gorsza, tesciowa byla i jest wobec mnie bardzo zlosliwa,
przyrzekając sobie i innym w rodzinie, ze "zniszczy to
malzenstwo" i ze "uwolni Kamilka ode mnie". Wytrzymywałam
to (z roznym poparciem meza) przez 5 miesiecy, doprowadzilo
mnie to do zaburzen osobowosci i kilku mocniejszych zaostrzen
choroby. W styczniu po dlugiej chorobie zmarł tata Kamila,
pare dni pozniej uslyszalam od jego mamy, ze mam sie stad
wynosic, a kamilek zostaje... W walentynki powiedzialam
męzowi, ze wyprowadzam sie, ze odchodze od jego mamy, bo
dluzej nie wytrzymam i bo niszczy systematycznie nas... ze w
mieszkaniu razem, widze ratunek dla nas. Kamil dlugo sie zastanawial
czy zostac z mamą, czy iśc ze mna, ale po kłotni z mama
(kłotnie sa nawet 5 razy dziennie) stwierdzil, ze sie wyprowadza.

Od poczatku w malzenstwie byly trudne dni, kłotnie, prawie
zero wspólzycia (zgodnie z NPR), a teraz wszystko to jakby
siegnelo zenitu. Uwazam, ze moj mąż mnie nie kocha, ze chce
sie mnie "pozbyc", ze stalam sie mu niewygodna... Gdy byla
kasa - z wesela - bylo nawet dobrze, a teraz utrzymujemy sie z
mojej renty socjalnej (475zł), i dwóch zasilków pielegnacyjnych
(moj i meza - razem 300zł). Ja jak nie jestem w szpitalu to
dorabiam jako opiekunka do dzieci. Dieta bezglutenowa, która
musi miec mąz jest bardzo droga i juz mamy 1500 zł dlugu o
mamy kamila, plus 300zł z lutego za mieszkanie (dokladamy
sie do czynszu). Ogólnie nie mamy za co zyc, mimo to nie widze
mozlwiosci bym ja tu zostala, bo boje sie ze w koncu zwariuje, ze
popelnie jakies glupstwo. Moi rodzice wspieraja nas, chca
bysmy tam zamieszkali, lub zebym ja wrocila.

Kamil mimo deklaracji - oficjalnych ze od wrzesnia 2008
znajdzie prace, do tej pory tego nie zrobil, nawet nie szuka.
Zaslania sie tym, ze ma depresje, a tak naprawde siedzi przez
komputerem i caly dzien buszuje w interncie, lub rozmawia z
kolezanka, czasem oglada filmy... Nie podejmuje nawet pracy
on-line, a co dopiero pracy w zawodach jakie ma - informatyk,
pedagog, psycholog. Zawsze znajdzie wymówke, gdy podesle
mu jakas oferte pracy, zawsze jest cos nie tak... A potrzeby ma
bardzo duze, stad takie nasze zadluzenie.

Rozwazam coraz powazniej mozliwosc zlozenia wniosku o
stwierdzenie waznosci malzenstwa, ksiadz z kurii powiedzial, ze
"mam duze szanse", ze nie widzi u Kamila "potrzeby" spelniania
obowiazków meza (nie tych łozkowych, ale ogolnie, by umyc po
sobie kubek, posprzatac - ze mną, czy podjac prace). Ksiądz
powiedzial, ze taka osoba jak Kamil to nie jest "mój Krzyz" do
noszenia, ze ta sytuacja jest "chora".

Ja z jednej strony kocham go, choc coraz mniej, mam jeszcze
sily by choc miesiac, dwa zamieszkac osobno, przekonac sie, czy
na nowym gruncie Kamil sie zmieni. bo jak widze, ze tesciowa
mu usluguje, pierze jego rzeczy, prasuje, gotuje mu ulubione
dania, sama wklada ubrania do szafki, nawet chodzi po "jego"
zakupy, to az mi sie slabo robi... Ja rozumiem że zona tez ma uslugiwac
ale nie ponizac sie.

Wiem, ze ten post jest przydlugawy, ale prosze Was o rade...
odpowiem na wszystkie pytania...

Zaznacze jeszcze, ze mąz nie chce terapii rodzinnej, nie chce
terapii u psychologa swieckiego, nie chce jechac na zadne
rekolekcje, coraz czesciej mówi o rozwodzie.

Ja jestem osoba gleboko wierzaca, 3 lata bylam w zakonie, póki
mnie nie wydalono z powodu przewkleklej choroby, nieustannie
sie modle za nas, ale coraz bardziej jakby otwieram oczy, ze
chyba popelnilam bład.

prosze o pomoc
ania
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-04, 09:14   

Nikt tu bie będzie skłaniał Cię do rozwodu. Przeświadczenie o tym powinnaś poczuć w sobie.
Siebie też musisz zapytać, czy to była prawdziwa miłość. Jeśli tak - nie odpuszczaj! Walcz twardą miłością.
Dla mnie oczywiste jest, że... powinnaś się wyprowadzić od toksycznej teściowej. Mąż będzie musiał się zdecydować. Decyzja może być dla Ciebie niekorzystna. Może wybrać matke, bo ona go utrzymuje. Ale nie masz na to wpływu, to jego życie.
Jak wielu jest na sznureczku mamusi. Nieodpępniony. Zależny finansowo. Zapytaj siebie, czy wyszłaś za męzczyznę, czy za chłopca w krótkich spodenkach.

Co ja bym zrobiła? Spakowałabym się i powiedziała, że czekasz... aż on zrozumie na czym polega rola męża. Z opisu twojej teściowej wynika, że może mieć problem z wzorcami męskimi.
Tyle od 40-letniej kobiety po przejściach. Ale jestem w te klocki tak naprawdę laikiem i znam sytuacje tylko z Twojej perspektywy. Współczuję. Jesteś silną dziewczyną, skoro wytrwałaś w tej sytuacji tak długo. Dbaj o siebie! Koniecznie! Wyjedź do rodziny lub przyjaciół choć na trochę...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-04, 15:33   

Aniu!

Zgadzam się z bozką całkowicie.
Dzielna dziewczyna jesteś, mimo niedogodności starasz się budować małżeństwo, pracujesz.

Teściowa bardzo toksyczna i wyręczająca syna we wszystkim , tak często dzieje się gdy dzieci chorują, łatwo stać się nadopiekuńczą
Taką postawę bardzo trudno to zmienić, znam to ze swojego podwórka. Mój mąż tez pochodzi z takiej rodziny, gdzie kobiety robią wszstko w domu, stopniowo dał się przekonać do pomocy mi, choć było to chwilami trudne. Trzeba konsekwencji i determinacji. Pomyśl, ze wychowywał się w takiej sytuacji wiele lat a teraz nagle musi podolac nowym zadaniom.
To napewno budzi bunt, tak więc cierpliwie trzeba wymagać i doceniać nawet drobne gesty.

Na pewno mieszkanie z teściami nie jest dobre dla Was. Uciekajcie stamtąd.

Kluczem do tego wydaje mi się podjęcie pracy przez męża. Jego wymówki, jak je tu opisujesz są slabe, niepokojący fakt spędzania czasu przy necie. Latwo od tego się uzależnić (wiem po sobie).

Na pewno nie mozna wspierac go w takim maraźmie.
Wierzę, ze w modlitwie dostaniesz odpowiedź co robić.
Na pewno rozmawiac, rozmawiac i jeszcze raz rozmawiac. Dbać o siebie, o zdrowie, wypoczynek, wymagac od męża.
Moze jak radzi bozka odpoczac od męża na chwilę, moze to go otrzeźwi i zrozumie, ze Tobie nie odpowiada takie zycie. Wygląda na to, ze mąż nie wie jaka jest jego rola.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie i zapewniam o modlitwie.
 
     
-Ania-
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-05, 19:45   

Dziekuję Wam za wszystkie wypowiedzi, a przede wszystkim za modlitwę.

bozka - nie oczekuje wcale by mnie ktoś nakłaniał do rozwodu. Jestem osobą praktykująca i nie ma w moim słowniku takiego pojęcia. Za to mój mąż powiedział mi, że z chwilą jak ja pójde do sądu "po" uniewaznienie, to on od razu idzie do sadu cywilnego po rozwód.
Co do prawdziwej miłości - długo sie o nią modliłam i nie jestem pewna, czy taką łaskę otrzymałam od Boga. Na początku "czułam" że tak, ale przeciez łaska to nie uczucie, ale działanie, stan i to sie nie wypala, ale powinnam miec tego pewność...
Wiele osob mi mówiło (po slubie), że Kamil jest niedojrzały, ale że może po slubie dojrzeje. Widocznie sie tak nie stało.
Co do wyprowadzki - nie jest tak łatwo, bowiem mam umowe o prace i musialabym ją złamać, czas wypowiedzenia odczekac w Caritasie - osrodku dla bezdomnych, a nie w mieszkaniu tesciowej. Nie moge tak od razu wrócic na slask do rodziców, bo jestem osoba odpowiedzialną.

Danka 9 - juz w narzeczenstwie ustalilismy wspólnie ze nasz zwiazek bedzie na zasadach partnerskich, ze nie tylko ja pracuje, gotuje, sprzatam, ze ze to ma byc wspólnie. Np jestem po operacji usuniecia czesci jelita i nie moge myc okien i wanny - Kamil zadeklarowal sie, ze to bedzie robic, lecz nie moge od niego tego wyegzekwowac i mamy okna nie myte juz 5 miesiecy, a wanne musze myc sama ryzykujac druga operacje, bo bez sensu dla mnie jest kąpac sie w brudnej.
Co do pracy mojego meza - wlasnie walczy z zus w sądzie o ustalenie prawa do renty, czyli niezdolnośc do pracy. Wg Kamila to wyklucza jakiekolwiek starania sie o pracę. Wg wielu osób mi przychylnych i znajacych sie na prawie, powiedzialo ze Kamil moze pracowac na stanowisku dla osoby niepełnosprawnej. Ale moj mąz nie chce. Jesli chodzi o prace na czarno - np jako koreptetytor - moj maz jest zarejestrowany w UP i boi sie, ze go ktos "wsypie".
Bardzo ciezko rozmawia sie z moim mezem. Po paru zdaniach on zaczyna podstepnie manipulowac, albo mówi, ze jestem DDA, albo ze jestem nieobliczalna i ze on nie chce ze mną byc. Rozmowy albo koncza sie jego fochami, albo moim milczeniem, zeby nie bylo awantury. Mam dosc jego uwag na temat tego jaka jestem, jakie choroby psychiczne u mnie podejrzewa... czuje sie przez niego "gnieciona" psychicznie, nic nie warta i mam ochote sie zabić niz z nim byc. Rozmowy nie sa konstruktywne, bo Kamil zadnej krytyki nie przyjmuje mowiac "nie bedziesz mnie wychowywac" albo ze "nie lubie jak mi sie cos mówi, czy jak o cos mnie prosisz".

Józek - dziekuje Ci bardzo za to, ze sie tu wypowiedziales, za wspomnienia o przeszlosci. Widzisz wszystko wskazuje na to, że źle ulokowałam swe uczucia, ze byla to decyzja zbyt pochopna i na pewno niedojrzała. Co do rozłąki, wlasnie sie zastanawiam nad tym, co bedzie wlasciwe. Niestety, z bólem w sercu musze przyznac Ci racje ze przez ten czas bylam i jestem naiwną i ze daje sie wykorzystywac. Ja trace zdrowie fizyczne i psychiczne, a mój mąz - wydaje sie- dobrze sie bawi i nie ma zadnych szkód, ale osobe, która zaspokaja jego potrzeby finansowe.

Za zgoda mojej przyjaciólki wklejam to co mi napisała:

Cytat:
ania....mysle że ksiądz mial rację poza tym wiem że on się kochał w innych, tzn sama wiesz...jak było na turnusie....mysle że przed tobą było tak samo jak to nieprawda, to po unieważnieniu on wróci....zacznie się leczyć, znajdzie prace...jeśłi mu zalezy
ania młoda jesteś.....
masz już jeden krzyż a może i dwa nie potrzeba ci czegoś takiego
tobie potrzeba faceta który cie dosłownie poniesie na rękach, Ty
bedziesz w domu, a on bedzie pracował, Ty nie MOŻESZ, nie powinnaś

sądzę że Kamil nim nie jest
przeczytalam, co ci inni napisali i sądzę że mają rację. Ale Ty już odczekałaś za dużo. Kamil dostał szans tyle że aż nadmiar.

Mysle że czas podjać decyzję, kroki i się nie meczyc. Szkoda Ciebie. Jego nie zmienisz, bo on tego nie chce.szansaa jedna, szansa druga, praca jedna, druga- oferta ode mnie od kogos...i co? (Kamil nie przyjal oferty od tej osoby, bo mu nie spasowała)
ze mna gadka szmatka we wrzesniu i co? nic.... kłotnie, spory,

miotanie sie? ile tak można?

dobra, to ostatnia szansa: jak sie wyprowadzi z tobą, znajdzie prace- bo sami sie nie utrzymacie z renty i zasiłku w kawalerce, czyli jak pojdzie do roboty i sie wyprowadzi to okej. Ale czas max miesiac. Nie wiecej, ani dnia.


Moja przyjaciółka ma w 100% racje. Szans dla Kamila bylo wiele. Ma tez racje odnosnie naszych chorób - ja w zaostrzeniu wymagam opieki, gdy bylam w szpitalu moj maz odwiedział mnie max godzine dziennie (zasłanial sie tym, ze musi byc przy tacie, bo lezy chory w domu, a z wypowiedzi osob bedacych w tym czasie w domu wynika, ze przewaznie Kamil siedzial na necie). Gdy Kamil byl w szpitalu bylam u niego po 10 godzin, mimo ze zadnej opieki nie potrzebował.

Kochani!
Bardzo proszę Was o rade w swietle tych nowych informacji.

Widze przed soba kilka wyjść:
1. wynajmiemy kawalerke i bedziemy w niej mieszkac minimum 6 miesiecy, bo krótszej umowy nie da się. Powiem Kamilowi, ze jesli chce mieszkac ze mną, to stara sie o pracę. Ze bedziemy mieszkac na zasadach partnerskich, w minimum potrzeb, bo na zycie bedziemy miec max 500zł miesiecznie. Moim zdaniem nie wytrzymamy dluzej ze sobą niz miesiac, a potem trzeba bedzie zapłacic za pozostale miesiace czyli 800zł razy 5 - to oznacza mega długi.
2. zrezygnuje z kawalerki i wyprowadze sie z mieszkania tesciowej do Caritasu, a jesli to mozliwe zamieszkam u przyjaciółki. Dam max miesiac memu mezowi na to, by sie zdecydował co robic. Moj maz juz kilkanascie razy zapowiadał, ze jak ja zamieszkam bez niego, to on idzie do sadu o rozwód. Wiec to bedzie sprawdzianem dla jego słow i prawdopodobnie koncem malzenstwa.
3. wróce do rodziców i od razu składam wniosek o ustalenie waznosci malzenstwa. Zrezygnuje z umowy o pracę - powiem prawde pracodawczyni. Jesli bedzie taka potrzeba zamieszkam w Caritasie póki pracodawczyni nie znajdzie innej niani dla dziecka.

Na podjecie decyzji mam czas do soboty, wtedy musze dac znac czy wynajmuje kawalerke.
Bardzo Was prosze o modlitwe, o rade, o pomoc.
Moi rodzice, wiele bliskich mi osób uwaza ze jedynym wyjsciem jest opcja 3.

To naprawde wielki dar dla mnie, ze potraficie poswiecic tyle czasu na czytanie postów i ze odwazacie sie mi pomagac... jestem ogromnie wdzięczna.

shalom
ania
 
     
diagoras
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-05, 21:22   

Ja myślę, że jest jeszcze jedna czwarta opcja, o której nie napisałaś, a której sama na razie nie znasz tzn ani TY ani nikt, lecz jedynie sam Bóg. Jedno jest pewne.. Próba rozwiązania tej trudnej sytuacji nie może być Twoją ucieczką od problemu. Ja wiem, że po ludzku i tak już zostałaś niemało doświadczona (piętno choroby, niezgoda w małżeństwie czy inne przykrości) jednak trzeba w tym wszystkim zapytać się Boga samego jaki w tym widzi sens? Na pewno trzeba działać jednak nie nerwowo, ale spokojnie i rozważać krok po kroku co życie Ci przynosi, bo jak mówi przysłowie: "Co nagle to po diable" i ja bym był bardzo ostrożny w tej niewątpliwie delikatnej sprawie. Najprościej dla Ciebie pewnie byłoby teraz zostawić wszystko i wrócić do rodziców składając wniosek o unieważnienie małżeństwa,ale zapytaj sama siebie czy opcja taka nie będzie ucieczką(?) Czy kiedyś po latach jeśli będzie już po wszystkim, czy Twe sumienie będzie całkowicie spokojne że zrobiłaś wszystko co mogłaś by ratować swoje małżeństwo z którego kiedyś rozliczysz się przed Bogiem samym. Teraz gdy cierpisz i przychodzą myśli samobójcze łatwiej jest uciec - ja wiem, lecz powalcz jeszcze trochę i poczekaj, a może Bóg zlituje się nad WAMI i w końcu zaświeci słońce nad WASZYM dniem. Przemyśl Anno moje słowa. Jesteś osobą wielce rozmodloną o bogatej duchowości więc ufam, że wybierzesz jak najlepiej. Ja na razie jak czytam Twe ostatnie podsumowanie tematu, to niestety stwierdzam, że jest to próba szukania usprawiedliwienia u innych z sytuacji w której jesteś gotowa na pozostawienie tego wszystkiego i pójścia swoją nowo wytyczoną drogą. I wiedz, że jedna czy druga koleżanka może Ci napisać, że dobrze robisz i znajdziesz w tym chwilowe ukojenie i usprawiedliwienie, lecz jeśli Bóg inaczej oczekuje od Ciebie, to nigdy nie będziesz mieć w sercu pokoju a wyrzuty sumienia będą Tobą targać. Kamil jest dla Ciebie darem bez względu na wszystko. Stało się, że zostaliście jednym ciałem i przysięgaliście sobie wspólne życie aż do śmierci i wzajemnie za siebie odpowiadacie. Ucieczka w tej sytuacji jest najgorszym z wyjść i niczego nie rozwiąże, bo choć po ludzku zyskasz tzw. święty spokój to jednak Twe serce nie będzie go miało a przecież właśnie serce to TY. Popatrz co pisał znany Tobie ks. arcybp.Zygmunt Szczęsny Feliński - założyciel Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi... pisał, że gdy brakuje środków ludzkich tam przychodzą boskie. Jeśli jesteś osobą wiary (a przecież taką właśnie jesteś) nie możesz podchodzić do sprawy tylko i wyłącznie w aspekcie ludzkim (materialnym) ale również i duchowym. Człowiek poświęcający się dla Boga i Bóg poświęcający się dla człowieka - oto cała tajemnica Kościoła, tajemnica Miłości zarazem. Czyż nie?? Modlitwa więc, modlitwa i jeszcze raz modlitwa i czekanie co się wydarzy połączone z działaniem opartym na miłości Boga i bliźniego, ale nigdy nie ucieczka!
Rozumiem, że jest Ci ciężko jak nigdy dotąd, ale nie możesz uciekać od problemu.
Pozdrawiam
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-06, 09:54   

witaj Aniu,

bardzo ciezka Twoja historai, jak i wiele innych na tym forum.. chcialam powiedziec, ze taka sytuacja:
-Ania- napisał/a:
Bardzo ciezko rozmawia sie z moim mezem. Po paru zdaniach on zaczyna podstepnie manipulowac, albo mówi, ze jestem DDA, albo ze jestem nieobliczalna i ze on nie chce ze mną byc. Rozmowy albo koncza sie jego fochami, albo moim milczeniem, zeby nie bylo awantury. Mam dosc jego uwag na temat tego jaka jestem, jakie choroby psychiczne u mnie podejrzewa... czuje sie przez niego "gnieciona" psychicznie, nic nie warta i mam ochote sie zabić niz z nim byc. Rozmowy nie sa konstruktywne, bo Kamil zadnej krytyki nie przyjmuje mowiac "nie bedziesz mnie wychowywac" albo ze "nie lubie jak mi sie cos mówi, czy jak o cos mnie prosisz".
ma miejsce w wielu zwiazkach. i jest powodem wielu wielu kryzysow. ja sama tak robilam, bo myslalam, ze jesli juz "dla swietego spokoju" po raz miliardowy ustapie, nie powiem o tym, co mnie dreczy i boli, jesli samotnie bede walczyc o Nas, a kompromisy zastapie wiecznym ustepowaniem - to nie bedziemy sie klocic i zgodnie, spokojnie sobie poradzimy. ale tak sie nie da! tak nie mozna! czlowiek predzej czy pozniej peknie, wszystkie przemilczane, nierozwiazane sprawy zbieraja sie w Tobie i niszcza Cie od srodka. poza tym sytuacja taka mogla wyrobic u Twojego meza nawyk, ze kiedy zona zaczyna mowic cos, co jest dla niego niewygodne, albo wymagac czegos od niego - on zaczyna sie obrazac i wie, ze dasz mu spokoj.
postaw na swoim! jestes silna kobieta, niech wie, ze po katach Cie rozstawiac nie moze! bedzie klotnia? no to bedzie! przed burza zawsze jest ciezka atmosfera, duszno, parno i oddychac sie nie da. przeciagajac taki stan - udusisz sie. daj burzy sie rozpetac, wyrazaj swoje emocje, te zle takze. mow o tym, co Cie boli, martwi, smuci, denerwuje [ale o dobrych rzeczach tez :-) ] - w koncu to TWOJ MAZ - najblizsza Ci osoba na Swiecie!
widzisz - istnieje taka mozliwosc, ze Twoj maz nie wie, jak bardzo jest zle miedzy Wami.. nam sie wydaje, ze jasno komunikujemy i przedstawiamy sytuacje.. ale panowie czesto sa oporni... trzeba pracowac nad komunikacja z obu stron, ale pierwszy krok nalezy do Ciebie. bo to TY jestes swiadoma problemu, bo to TY tu przyszlas, bo to TY dusisz sie w tej calej sytuacji.
nie unikaj konfrontacji.
burza moze sprawic, ze trzasnie piorun - i wszystko sie zawali juz calkiem [ale przeciez i taka ewentualnosc juz sie pojawila w Twojej glowie]. ale burza moze tez sprawic, ze powietrze sie oczysci, brud zostanie zmyty, ze wyjdzie znow slonce dotad schowane pod chmurami.

sytuacja w stanie obecnym - niszczy Cie coraz bardziej. nie mozesz na to pozwolic, nie mozesz dac sie zniszczyc. pokaz mezowi, ze mozliwosc straty Ciebie jest realna. niech nie mysli, ze np o wyprowadzce tak tylko mowilas, ale jak zacznie sie obrazac i manipulowac to i tak zostanie. Kamil musi wiedziec, ze Tobie jest na tyle zle, ze nie dajesz juz sobie z tym rady. niech wybiera miedzy spodnica mamy, a KOBIETA SWOJEGO ZYCIA. jak nie teraz to kiedy???

nie czuje sie kompetentna do udzielania Ci porad, to musi byc Twoja wewnetrzna decyzja. pomodle sie do Ducha Sw. o Jego Swiatlo dla Ciebie.
pewne jest to, ze musisz zrobic COS. nie analizuj mozliwosci pod katem tego, co zrobi maz, bo tego przewidziec sie nie da. poza tym mamy przeciez nadzieje, ze zachowa sie nie jak "standardowy" Kamil, tylko jak Kamil, ktory postawiony w nowej, zmienionej sytuacji zachowa sie jak mezczyzna.
pozdrawiam serdecznie!


PS.
Slowo O. Pio na dzisiaj:
Cytat:
Przede wszystkim czuję się zobowiązany powiedzieć ci, że Jezus potrzebuje takiego człowieka, który wraz z Nim cierpi z powodu ludzkiej bezbożności i dlatego prowadzi cię drogami cierpienia, o czym mi piszesz w twoim liście. Ale niech zawsze będzie wysławiana Jego miłość, która potrafi mieszać słodkie z gorzkim i przemieniać przejściowe cierpienia życia w wieczną nagrodę (Epist. III, s. 413).

:-)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-06, 10:20   

I znowu konsekwencje określonych decyzji z przed lat...........
Ania?znasz ksiązkę Jacka Pulikowskiego "Warto pokochać teściową"?
Może ona pomogła by Ci nawiazać lepszy kontakt z tesciowa ....a i mąż jak by przeczytał to też by mu się bardzo przydało............ Teściowa tez bez uszczerbku dla siebie by mogła przeczytać................

Wiesz..... mam wrażenie że potrzebna jest tez Ci refleksja................. za kogo wychodziałaś za mąż???? za męża z krwi i kości czy za wyobrażenie męza i męzczyzny z którym wiązałaś się,z którym pewnie w założeniu widziałaś ojca swoich dzieci.................
Bo dziś widzisz po jego sytronie dużą spraczość tego co jest między wami,negatywnej komunikacji...........

Piszesz o 3 wyjściu....czyli powrocie do rodziców i poddaniu sie procesowi zbadania ważności zawartego małżeństwa ........... Jak czytam,to uważasz że ta nieważność mogła być ze strony męża............... a Ty?jak to z Twojej strony wygląda?
Czy Ty byłaś dojrzała emocjonalnie do zawarcia związku małżeńskiego?
Teoretyzowanie Twojego przyjaciela Diagorasa -wg mnie- wcale Ci nie ułatwia podjęcia decyzji........... bo zakładam że Ty to wszystko wiesz........... szukasz tylko potwierdzenia dla swojej decyzji.....obojetnie jaka podejmiesz....
Konsekwencje zawsze będą Twoje i męza.............
Pogody Ducha
 
     
doro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-06, 11:40   

Nałogu czy mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie w moim wątku???:)

Aniu, a tobie życzę dużo światła Ducha Św.... ja miałam czas zwatpienia, juz mi sie nie chciało zabiegac o moje małżeństwo, ale teraz to sie zmieniło.
Myslę, że sednem sprawy jest odpowiedx na pytanie czy ty kochasz swojego męża? jesli brzmi ona pozytywnie to znajdziesz sposób i siły by tej milosci nie stracić. Osobiście uwazam, ze wyprowadzenie sie od tesciowej (was obojga) pozwoliloby wam zafunkcjonowac jako RODZINA pomimo jak piszesz trudnej sytuacji finansowej. I dbaj o siebie, nie rób tego co cie niszczy. Pozdrawiam cieplo i pamietam w modlitwie.
 
     
-Ania-
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-06, 18:13   

Rozmawiałam z moim męzem. Powiedziałam mu o tym, co sie dzieje. Rozwazalismy
mozliwosc ratowania zwiazku przez wspólne zamieszkanie w kawalerce. Jednak
nasze, a raczej moje dochody nie pozwalaja na to bym mogla mojemu mezowi
zapewnic taki standard jaki ma u mamy, czyli szybki internet i średni pakiet tv. Z
obliczen wynika, ze w ogole nas nie bedzie stac na internet. Wiec moj maz
powiedzial, ze on z niego nie moze zrezygnowac i w zwiazku z tym zostaje w domu.
Dokladnie: "Nie ide do kawalerki bo nie ma neta". Mąz nie chce tez podjac zadnej
pracy, nie chce zarobic na chociazby taki standard. Nie chce pozyczac od mojej
rodziny, a od jego mamy pozyczylismy 1500 zł i ja tu powiedzialam dość, no bo ileż
mozna. Powiedzial mi, ze jesli bedziemy mieszkac osobno, to on w pn idzie do sądu
cywilnego zlozyc pozew o rozwód. Ja odpowiedzialam, ze sama nie wynajme
kawalerki, ale bede prawdopodobnie miesiac w Zielonej Gorze po to by dac jemu
czas na przemyslenie decyzji. Ponadto tyle trwałoby wypowiedzenie z pracy. Gdy
wydawało sie, ze to koniec rozmów, pojawił sie na nowo pomysł rozpoczecia
dzialalnosci gospodarczej. Jako osoby niepelnosprawne mamy tu ulgi i wysokie
dofinansowanie. Moj maz oswiadczył, ze pozyczymy na zycie 3000 zł (od mojej
chrzestnej) , wynajmiemy kawalerke i podejmiemy kroki w celu rozpoczecia
dzialalnosci gospodarczej, ale jezeli nam sie nie uda to on po max 3 miesiacach wróci
do mamy. Ja stwierdzilam, ze mozemy pozyczyc 3000zł od chrzesntej, ale tylko
wtedy, gdy on podejmie pracę, bo inaczej wpadniemy w kolejne długi, oraz ze nie
zgadzam sie na to, ze zostawi mnie samą w kawalerce i ze ja bede musiala ją sama
oplacic do zakonczenia trwania umowy o wynajem (jego juz to nie bedzie
interesowało). Uwazam ponadto, ze dalej musimy zyc oszczednie a nie zeby z
miesiaca na miesiac miec wieksze długi. Mamy czas do niedzieli by sie zastanawic
nad tym co zrobimy. Nie moge tutaj byc ulegla, bo internet, który chce mój maz
miec kosztowałby okolo 80zł, a telewizja około 50zł. My na zycie bedziemy miec
200 zł... Kamil chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, ze pozyczone pieniadze trzeba
kiedys oddac, dla niego najwazniejsze jest by byl komputer i internet, stawia go
wyzej niz mieszkanie ze mną. Jest to jasny dla mnie dowód, ze nie moge byc ulegla.
Z drugiej strony mówie mu, ze jesli chce miec internet to niech na niego "zarobi" a
nie wymaga ode mnie warunków do mieszkania/zycia, które ja siłą rzeczy spełnic
nie moge.

Józek - ja wcale nie chce uciekać. Gdyby tak było nie próbowalabym walczyc, nie napisalabym swego problemu tu. Wasze rady dodaja mi sił, pomagaja wybrac, odnaleźc sie w tym, postapic jak Dziecko Boże, a nie egoistycznie. Cały czas jestem otwarta na wole Boga, chce postapic tak, jakby Bóg tego chciał. Szukam Jego woli, co jak wiesz nie jest łatwe. Dziekuje Ci za zacytowanie słow abp Felińskiego.

..monika.. - zgadzam sie z toba w tym, co napisalas o kompromisach. Ja na poczatku zwiazku walczylam o to, co ustalalismy, o partnerstwo, ale jak widzisz sama nie potrafie jakby wyegzekwowac to, do czego moj maz sie delkarował, chyba ze kłotnią. A dla swietego spokoju zrobie sama, po to by maz na mnie nie krzyczał. Po pewnym czasie czulam sie jak jego sluzaca, a nie jak zona, i to okdrycie takiej relacji mna wstrzasneło i mówie mu - Kamil mamy byc partnerami, ta relacja jest chora. On jednak tego nie rozumiał i chyba dalej nie rozumie. Dzieki Twoim radom, moja rozmowa z mezem byla dzis jakby dojrzalsza, staralm sie nie doprowadzac do sytuacji, w której by mna manipulował, czy mnie analizował.

nałóg - moim zdaniem lepszy kontakt z tesciowa to brak kontaktu. Jak ostatnio powiedziala mi, ze jestem dla niej obca osobą to tak jakby sama zerwała ostania nic łaczacą ją ze mną. Refleksji dokonałam i prawdopodobnie bylo to moje wyobrazenie mezczyzny...
Co do uniewaznienia - jesli dojdzie podam powód u mega meza i u siebie. Poszukam u siebie argumentów przemawiajacych za tym, ze nie bylam dojrzała do sakramentu malzenstwa. Wiem, ze nie ma tak, ze wina lezy po jednej stronie.

doro - dziekuje za Twoje slowa. O milosci juz tu pisalam. Nie umiem nazwac tego, co mnie laczy z mezem miłoscią pełna prawdziwa. Wierze ze ta milosc jest, jestem gotowa podjac trud okdrycia jej na nowo.

ania
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-09, 08:16   

Aniu,
bardzo sie ciesze z Twoje rozmowy z mezem i z nowych mozliwosci, jakie sie pojawily.
widac, ze Kamil nadal sie asekuruje [mozliwoscia powrotu do domu], ale zauwazyl przynajmniej, ze tak byc nie moze, ze istnieje mozliwosc, ze Cie straci i, ze nie rzucasz slow na wiatr - mysle, ze dalo mu to do myslenia.
jaka decyzje podjeliscie w zwiazku z mieszkaniem?
 
     
-Ania-
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-09, 20:14   

Witam

Całą sobotę rozmawialiśmy na temat naszego małzeństwa. Rozmowa "ruszyła" po tym, jak zapowiedziałam mezowi, ze sie wyprowadzam (nie powiedzialam mu gdzie) i ze moge sie z nim spotkac w niedziele na polu neutralnym. Mój mąż "zdębiał". I zaczeło się ustalanie tego, co napisze w punktach:
- mąż (po dlugich pertraktacjach) przyznał sie świadomie do tego, że zona jest dla niego wazniejsza od internetu, że cofie to, co powiedział, a na znak tego przez 14 dni od wprowadzenia sie do kawalerki nie bedzie w domu internetu a on tak. Mąz bedzie mogl korzystac z neta w mieszkaniu tesciowej podczas gdy zona bedzie w pracy.
- mąz bedzie płacil połowę ceny wynajmu
- bedziemy budowac na nowo wzajemne zaufanie
- mąz szuka pracy zgodnie ze swoimi oczekiwaniami i z sytuacja, w jakiej sie znajduje, zona wspiera i pomaga mu w tym
- związek na zasadach partnerskich, bez rządzenia i manipulacji
- rozmowy, odnoszenie sie do siebie pełne kultury i szacunku
- wspólzycie oparte tylko na metodach NPR
- cały mój zasilek i cały zasilek pielegnacyjny meza idzie na zycie (a nie jak wczesniej mąz mowil, ze musi go oddawac swej mamie za to, ze go nie wymelduje ze swego mieszkania)
- zyjemy w mysl zasady: nie wydawaj wiecej niz masz, dopuszcza sie jednak sytuacje wyjatkowe, gdzie mozemy zaciagnac dlugi. Sprawami finansowymi zajmuje sie maz, zona ma glos doradczy. Gdy sie sprzeciwie kupnie czegos, a maz to "potrzebuje" to maz kupuje sobie "ze swoich".
- popoludnia i wieczory spedzamy ze soba, a nie obok siebie w zaleznosci od naszych potrzeb i od dnia
- w przypadku kryzysu i separacji dalej dzielimy sie kosztami oplaty za kawalerke pól na pół (mimo ze mieszkamy oddzielnie)
- ustalona temperatura w mieszkaniu to +23*C, zobowiązujemy sie do wietrzenia pokoju minimum 2x dziennie (mi jest caly czas gorąco, dobrze sie czuje w max +18, a mezowi caly czas zimno, lubi co najmniej minimum +25*C...)
- wspólne sprzatanie domu raz w tygodniu, czestsze wg indywidualnych potrzeb danej osoby, mąz wie że myje okna (zapowiedzial się, ze max 2x w roku) i wanne (raz w tygodniu)
- mąz rozwaza mozliwosc terapii w przypadku kolejnego kryzysu, a nie od razu straszenie rozwodem
- nie zakładamy działalności gospodarczej

Dajemy sobie druga szanse. Widze, ze mezowi bardzo zalezy, ze wiele daje, widzialam, jak trudno mu bylo poswiecic sie, gdy byla mowa o internecie, jednak w tej sprawie bylam nieugieta. Dalo sie zaobserwowac to, ze maz był zaskoczony moim "postawieniem sprawy". Ja ze swej strony obiecałam mezowi, ze nie bede mówila ze szczegolami moim rodzicom, co sie u nas dzieje.

Dziekuje Wam za to, ze jestescie ze mną. Za to ze wspieracie nas modlitwa, dobrym slowem, dobrymi radami.

Jesli Ktoś z Was wie, albo ma kawalerke, lub małe mieszkanie do wynajecie w Zielonej Górze, to bede wdzieczna.... wiecie, ze z kasa ciezko, takze na wynajem - całośc mozemy dac max 900zł...

Dziekuje raz jeszcze
ania
 
     
tadeusz55
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-09, 21:08   

Brawo wam wrescie cos sie dzieje -tak jak by jakies odrodzenie było -moze tego wam było potrzeba . życze powodzenia w dalszym zwiazku--tadeusz
 
     
diagoras
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-10, 09:36   

Anno!
Bardzo się cieszę, że podjęliście na nowo trud budowania ogniska domowego. Mam jedynie uwagi do jednego z założonych przez WAS punktów, a mianowicie... korzystanie przez męża z internetu. Może ktoś powie, że przesadzam, ale być może Twój mąż już w tej chwili jest uzależniony od internetu, a jak każdy wie z nałogiem to nie jest taka prosta sprawa żeby po prostu od tak go odstawić w kąt beż żadnych konsekwencji. Może pojawić się u Niego nerwowość, próba okłamywania Cię by za wszelka cenę korzystać z neta i to pod Twoją nieobecność i niewiedzę. Internet już "rozbił" niejedno małżeństwo i jeśli ktoś przekroczy tę granicę umiaru w korzystaniu z niego, to jest to już sprawa bardzo poważna. Zauważ jedno.. nie wiesz po jakich serwisach serfuje mąż pod Twoją nieobecność. Może to być np. jakiś serwis randkowy, czateria czy inne erotyczne strony, a wiedz, że mało kto jest na tyle silny by potrafił zapalić zapałkę przy stogu siana w taki sposób by całe siano nie spłonęło. Lepiej dmuchać na zimne więc ja tylko pragnę Cię przestrzec przed tym co może kiedyś mieć miejsce w WASZYM małżeństwie, bo wiem , że taka sytuacja często sprzyja rozpadowi małżeństw. Mąż upadnie i to nawet nie będzie wiedział kiedy , a Ty wówczas będziesz mieć żal do samej siebie, że wiedziałaś o tej możliwości (bo inni Ci pisali) ale nie zrobiłaś nic w tej sprawie. Jeśli więc możesz dąż do tego by KAMIL póki co nie przesiadywał w ogóle w internecie pod Twoja nieobecność. Zresztą teraz po tej próbie "odrodzenia" winien się skupić na tym co naprawdę ważne w WASZYCH stosunkach a nie na przesiadywaniu w sieci. Uważam więc, że jeśli jego intencja odbudowy Waszego małżeństwa jest szczera, to on doskonale sobie zdaje sprawę, że jest masę innych spraw do naprawienia a internet na pewno może poczekać. Pozdrawiam
 
     
Małgosia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-10, 11:03   

Anno - brawo, jesteś dzielną kobietą. Oby tak dalej
Obiecuje modlitwe za was :-)
 
     
-Ania-
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-10, 16:18   

Miło mi czytac Wasze pochwały, trudno mi jednak "sobie" dziekowac, bo to Łaska Boża działa ze mną i Bóg daje mi siłe do kolejnej próby. Jednak jak czytam, że jestem dzielna, przypominaja mi sie slowa ze ST "Niewiaste dzielną któz znajdzie..." o ile dobrze pamietam jest to cytat z Ksiegi Przysłów.

Co do internetu - widze co mój maz przeglada, bo siedzi obok mnie, czasami tez i ja korzystam z jego komputera. Bede to miec na oku. Nie czuje w sobie "zezwolenia" na sprawdzwanie no i tu ufam memu mezowi. Kamil jest uzalezniony od neta i zdaje sobie z tego sprawe i nie bedzie sie leczyc. Stad tez bedzie korzystac z internetu w mieszkaniu tesciowej przez te 14 dni, a potem bedziemy miec internet na kartę.

Mysle ze spór o uzaleznienie rozwiazcie sami - miedzy sobą

Dziekuje raz jeszcze
ania
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8