Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Nowa
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-26, 16:37   Nowa

Witajcie!

Od jakiegoś czasu podczytuję to forum. Dziś się zarejestrowałam i postanowiłam napisać, przywitać się z Wami.
Wiele tu cennych spostrzeżeń, rad odnośnie życia małżeńskiego. Dużo stąd biorę. Uczę się jak kochać Męża miłością dojrzałą, nieegoistyczną.
Zamierzam kupić słynnego Dobsona, którego polecacie.
Jestem w kryzysie od początku małżeństwa, a jesteśmy nim od zaledwie 3 lat. Jak wspominam czas narzeczeński, również wtedy byliśmy, mimo tego zdecydowaliśmy się na sakrament, wierząc, ze praca nad związkiem z Bożą pomocą uda się.

Nie chcę opisywać szczegółowo naszych kłopotów.
Jesteśmy obydwoje z tzw. trudnych domów, mamy skłonności uzależnieniowe (internet).
Od zawsze zakładaliśmy (szczególnie ja), ze będziemy starać się pracować nad sobą, leczyć dawne zranienia.Obydwoje rozpoczęliśmy terapię.
Ja kontynuuję, Mąż przerwał niestety.
W tej chwili mieszkamy razem, staramy się by było jak najlepiej, jednak sił braknie.
Złościmy się na siebie i ciągle kłócimy. Oddalamy od Boga przez te trudności.
Czasem wątpię w wolę Boza co do naszego małżeństwa.
Czy ktoś z was czuł kiedyś podobnie?
Pozdrawiam serdecznie
 
     
rafal41
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-26, 17:00   siły spokoju życzę

witam,kazdy z nas w kryzysie mial jakieś i ma uzależnienia./internet,seks,alkohol...itp/a;e ważne jest żeby z tym walczyć,próbować walczyć.ja jestem w kryzysie,modlę sie,proszę Boga o spokój,często z Jezusem rozmawiam i ...nie daje mi tej sily.dzis na przykład żona spożnila sie z pracy 1.5godz.zadzwoniłem do jej koleżanki i...wyszła 15minut temu a jej nie ma w domu. wrocila po 25minut i pretensje ,klotnia ,że wydzwaniam,nie chce mi dać swojego numeru.chociaż w domu rozmawiamy normalnie..Ona ma czas żeby podjąć decyzje a juz mc sypiamy osobno,pozew w sądzie.ja juz czasami też nie mam siły,upadam i walcze dalej.trzeba walczyć,bitwey moze przegrywam ale liczy sie cała wojna.bede walczyl i Wy też walczcie bo warto.Z Panem Bogiem.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-26, 17:20   

Dziękuje Rafale za odpowiedź. Czytałam Waszą historię, warto walczyć. Być blisko Jezusa, bo tylko z Nim może się udać małżeństwo. Staram się być blisko, jednak trudności sprawiają, że "obrażam sie", oddalam zamiast szukać oparcia i pomocy.
Codziennie (z wielkim lękiem co prawda) oddaję nasze małżeństwo Bogu. Trudne tak pozbyć się kontroli i powiedzieć "bądź wola Twoja".

Jeśli mogę odnieść się do tego co napisałeś o sobie dziś, to powtarzać będę za wieloma mądrymi osobami z tego forum: Skup się na sobie i Bogu. Na waszej przyjaźni. Nie kontroluj Zony, nie rozliczaj, nikt nie lubi być kontrolowany. Chyba, ze zobowiązała sie być o konkretnej godzinie, wtedy myślę, dobrze się upomnieć.
Dobrze, ze rozmawiacie. Pomodlę się za Was. Pokoju Bożego!
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-27, 14:21   

Danka...... są wspólnoty małżeńskie (jezuici,dominikanie,ruch szensztacki,palotyni)sa poradnie małżeńskie przy parafiach.... Szkoda ż emąż zarzucił terapię....ale Ty chodż,zmieniaj się Ty a on może zmieni się pod wpływem Twoich zmian.........
Wyjmij watę z uszu i włóż do ust............ śłuchaj tego co mówi,mów ze zrozumieniem,jasno określaj cele................ bez oceniania męża jako cżłowieka.Odnoś sie do czynów....
Pogody Ducha
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-27, 14:34   

Miło, ze tyle osób tu zajrzało. (79!) Chcę wybrać się na Skaryszewską pogadać z ludźmi. Wymienić się doświadczeniami.
To, że napisałam tu o naszym małżeństwie, otwiera mnie i sprawia, ze dużo spostrzeżeń przychodzi mi do głowy.
Widzę wyraźni, że powielamy z Mężem nasze zachowania z domu rodzinnego.
Ja zachowuję się nieco jak kontrolująco i nadmiernie opiekuńczo w stosunku do Męża a on jest wobec mnie dokładnie taki jak mój ojciec. Być może dobraliśmy się na tej zasadzie, niestety. Już wcześniej tacy byliśmy i to nas przyciągało.
Co teraz? Bardzo ranią mnie trudne zachowania Męża, jego krytyka, autorytarność, trudno z nim coś negocjować. Przypomina mi się zaraz dzieciństwa i na powrót otwierają dawne rany, powtarza się scenariusz przed którym uciekłam wyprowadzając się z rodzinnego domu.
A był już tak dobrze.
Nasze małżeństwo staram się odczytywać jako naukę, zmierzenie się z tymi trudnosciami, wyleczenie dawnych urazow, przebaczenie rodzicom i Mężowi.
Psycholog powiedzial mi ze ja moge prowokowac go do takich zachowan.
Być może, nie panuję nad tym, na pewno swiadomie tego nie robię. Staram się pilnować swoich granic, nie dawac sobie wchodzic na glowe.
Jest to trudne dla nas, duzo jest przemocy i agresji w slowach, krzywdzimy siebie i ciezko to zatrzymac.
Zaczelismy post w intencji naszego małżeństwa.Bardzo się z tego cieszę, to inicjatywa Męża.
Pozdrawiam.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-27, 17:45   

Danka 9 napisał/a:
Zaczelismy post w intencji naszego małżeństwa.Bardzo się z tego cieszę, to inicjatywa Męża.

Super. Cieszę się że mąż jest świadom kryzyzu. A już propozycja męża, niesamowita sprawa.
Pozdrawiam Cię.
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-27, 17:57   

Danka 9 napisał/a:
... warto walczyć. Być blisko Jezusa, bo tylko z Nim może się udać małżeństwo.


sama dałaś sobie odpowiedź na swoje wątpliwości

Danka 9 napisał/a:
Nasze małżeństwo staram się odczytywać jako naukę, zmierzenie się z tymi trudnosciami, wyleczenie dawnych urazow


To od Was zależy czy doświadczenia, na pewno czasami bardzo trudne i bolesne, jakie wynieśliście z rodzinnych domów i z małżeństwa uda się Wam wykorzystać do tego aby odmienić swoje życie i spojrzeć na wszystko z całkiem innej perspektywy.
Pamietaj: Dopóki walczysz jesteś zwyciezcą!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-27, 21:09   

Bardzo Wam dziękuję za dobre słowo.
Chcę wierzyć i starać się, żeby wszystko się ułożyło. Ale może to za mało, może trzeba więcej pokory i zawierzenia Bogu.
Czasem myślę, że może on chce inaczej dla nas niż ja. Czemu to tak wszytko mozolnie i ciezko idzie.
Przeciez Bóg nie nakłada na nikogo ciężarów ponad siły. tak tu wyczytałam. ON chce naszego szczęścia, a tu jakoś nie widać go...

Dziś smutne doświadczenie, staram się być z Mężem, zrobiłam obiad dla niego, widziałam od progu, ze jest wściekły (często to się zdarza), starałam nie zagadywać go, pzwolić by ten stan miną.
Po obiedzie, nie wytrzymałam i pochwaliłam się małym krzyżem, który kupiłam do domu.
Ostatnio odkryłam, ze mimo tego, ze jestesmy wierzący nie mamy krzyża w domu!!!
Jest sporo ikon i obrazków ale nie ma wizerunku Pana Jezusa na krzyżu.
Niby niedopatrzenie a jednak, moze nie chcemy w sercu i w domu przyjąć cierpienia. Ze cierpienie jest wpisane w miłość. Uciekamy przed nim a ono i tak nas dopada.
Chcę być w trudnych czasach z Panem.

I tutaj konflikt w zwiazku z tym kupnem krzyza. Mój Mąż jest estetą i nie spodobał mu się krzyż, skrytykował go w ostrych słowach. Rzeczywiście ma gust bardziej wyśrubowany niz ja, ale nie moge pogodzić się z tym, ze tak postąpił.
To miał być symbol dla naszego dmu, mówiłam mu o tym. Przykro mi, ze nie potrafił tego uszanować, jakoś taktowniej wyrazic swojego zdania, w sumie nie musiał się nim zachwycać.
Trudno mi przyjąć go takiego, unioslam się i rożaliłam, urażone serce przeważyło, nie umiałam inaczej, Mąż zamknął w sobie.
Teraz już po kłótni, staram się zrozumieć czemu tak ma i wyciągać wnioski na przyszłość.
Jak nie dać się ranić, jak nie oczekiwać akcetacji i dobrego słowa a przyjmować go takim jaki jest, powoli.
Teraz wiem, ze nie powinnam otwierać się na Męża gdy widzę ze jest wściekly, w taki sposob moge stać się tylko ofiarą. Myslę, że Pan Bóg chce bym chroniła siebie i uczyła się być silna.
Dziękuję za to Forum, modlę się za Was

[ Dodano: 2009-02-28, 08:32 ]
Nie umiem pogodzić się z tym, że Mąż nie panuje nad swoją złością, widzę jak nie radzi sobie z nią.
Staram się być dzielna i omijać go w domu, nie prowokować. Pilnuję się, żeby sama nie wybucnnąć bo ja też mam emocje i jest mi ciężko.
Trudno mi szanować Męża w takiej sytuacji, wspolczuję mu, ze nie radzi sobie, jednak jego duma nie pozwala mu siegnac po jakąkolwiek pomoc. Staram się przy nim być, cieszę się z każdego jego dobrego gestu. Tlumaczę sobie, ze może mu się nasilać zły nastrój bo praca, bo przeziębienie. Wiem, ze głownym powodem jest nasz związek.

Jest mi ogromnie ciężko i samotnie, bo nie mogę swobodnie otwierać się przed Mężem, liczyć na wysłuchanie, pocieszenie, zrozumienie w moich codziennych sprawach,rozmawiam z przyjaciółmi, ale brakuje mi go bardzo.

Myślę, ze jest tak zle, ze Mąż chce odejsc, nie mamy dzieci. Nie umie budowac, jest bezsilny.
Byliśmy rok temu na wspólnej terapii, wtedy Mąż poddał się i przerwał. Zdecydował o rozstaniu.
Zaczęliśmy poważnie nad tym mysleć.
Miesiąc żyliśmy w separacji. Bardzo tęskniliśmy za sobą, a jednocześnie odpoczywaliśmy od codziennych kłótni.
Nie jesteśmy razem szczęśliwi, ja jestem bardzo zmęczona.
Znajomi, widząc jak cierpimy doradzają rozstanie, na początku wspierali moją walkę, teraz dają do zrozumienia, ze to nie ma sensu.
Rodzce moi i Męża też współczują, ale nie zachecaja mnie juz do zajmowania sie zwiazkiem, choc nie potepaja ani mnie ani Męża, jestem im bardz wdzięczna za to, ze nie podburzają żadnego z nas. Rodzice Męża ochłodzili kontakty, rozczarowani brakiem wnuków.
Każdego ranka budzę się z zamiarem, decyzją kochania Męża. Pod koniec dnia okazuje się ze zupełnie nie wychodzi, nie udaje się. Obydwoje jesteśmy nerwowi, ja zaczęłam brać leki przeciedepresyjne, przeciwlękowe.
Modlę się i często po modlitwie mam taką trudniejszą syuację z Mężem, jakos jak na złość.
Mam odczucie, ze gdy jestem w formie, jakos daję radę w codziennosci, nie daję się krytyce, zlosliwostkom, gdy jestem zmeczona czy gorzej się czuję, wszystko się wali.
Nie ufam Mężowi, ze będzie mnie chronił, choć bardzo bym chciała.
Staram się chwalić Męża, doceniać, ale ostatnio ręce mi opadają.

Dziś rano, obudziłam sie z bijącym sercem i pustką, co dalej, myśl o separacji, bo już nie daję rady, zaczynam czuć nienawiść i nie mogę sama się pozbierac.
Wracam do żelaznej zasady najpierw ja i Bóg. Idę do swoich spraw, chciałabym aby Mąż pozbierał się sam. Serce bardzo boli po tej wczorajszej sprzeczce i widzę jak bardzo Męża drażni wszystko co robię, jak duzo ma gniewu.
Czy bycie razem jest ponad nasze siły.
Boże dodaj mi sił.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 08:51   

Może trzeba było iść razem z mężem kupić ten krzyż. Bo mi się wydaje, że skoro sytuacja jest tak zaogniona, to nieważne, jaki byłby ten krzyż i tak bys spotkała się z negacją. A tak, gdybyście razem.....

Piszesz, że staracie sie odbudowac związek - Twoje starania są, a jak wygladają starania męza? Skąd w nim tyle złości? Może ma jakieś inne problemy? W pracy na przyklad?

Wydaje mi się też, że Ty na siłę chcesz zmieniać sytuację, zamiast zająć się sobą. Chyba za bardzo osaczasz męża. masz jakieś pasje? Może choć na jakiś czas zajmij się tym, co lubisz robić. To wyglada tak, jakby Twoim jedynym teraz celem w życiu i działaniem była naprawa związku, jakbyś miała klapki na oczach.

Może zbyt wnikliwie nie czytałam Twoich wypowiedzi, ale takie właśnie uwagi mi się nasunęły.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 11:21   

Bardzo dziękuję za odpowiedź, to cenne, co ktoś z boku może zobaczyć w tym co napisałam.

Też tak myślę, ze cokolwiek bym teraz nie zrobiła Mąż zareaguje złością, a wspólne zakupy są nie do przejścia teraz. za dużo się nawarstwiło bólu i dokuczania sobie.
Też mam wrażenie, ze osaczam Męża, wiem ze mogę miec takie skłonnosci. na przekór potrzebie bycia z nim blisko, tym bardziej, ze on wcale teraz nie chce staram się wychodzić jak najwięcej z domu, każdy dzień mam zorganizowany, spotkania z kolezankami, dodatkowa praca, studia zaoczne.
Mąz robi mi wyrzuty o ten czas poza domem, ze za malo zajmuję sie domem. Ja mam nieco inne zdanie, ale śtaram się dbac o porządek no i jemy razem wieczorem gdy wraca z pracy.
Uwazalam to za wazny rytual, teraz gdy jest taki podminowany, dobrze chyba sie odsunac.

PO wczoraj mam ból głowy, Mąż wyjechal na weekend do rodziny, moze dobrze nam zrobi ten oddech od siebie.
To prawda ze wszystko kreci sie wokol naszego malzenstwa.Chociaz staram sie zajmować innymi waznymi rzeczami to i tak to jest numer 1.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 12:47   

Jesteś mądrą kobietą Danusiu. Przyjemnie się ciebie czyta... Pozdrawiam.

Ja odniosłam wrażenie, że oboje się szanoczecie. I też zastanowiło mnie, skąd takie nastroje u Twojego męża. Jak długo jesteście po ślubie, ile macie lat. Może to krysys wieku sredniego u Twojego małżonka, może choroba, o której nie mówi, albo która sam odsuwa od siebie. Nie ma bólu bez przyczyny. Z jakiegoś powodu charakter mu sie wypaczył (sory, ale po tym co piszesz, to nie jest to chyba za mocne słowo). A może jest "ta trzecia? A może mąz tęskni za dziećmi?
Może potrzebujecie dłuższej kwarantanny niż 1 miesiąc. Jednak nie sadzę, aby to coś dało...
Może mąż mysli, że chcesz go zatrzymać z lęku, może ma dośc neurotycznych zachowań. Męzczyźni są mniej wytrwali niż kobiety, szybciej się irytują... i odpuszczają.
Chyba na dziś nie znajdziemy recepty. Odpuść, zajmij się sobą. Nie goń za koniem, który ucieka ze stajni. Jak bedzie chciał, to sam wróci. Zaufaj Bogu. Połączył cię z człowiekiem, na pewno wiedział co robi... ale ten człowiek to nie constans. On się zmienia, podejmuje decyzje, wybory, które zbliżają go do złego lub dobrego... Czasem Bóg i aniołowie oraz jasne siły tracą wpływ na człowieka... bo słucha on podszeptów złego, zawierza ciemnym aniołom.
Wtedy cóż??? Modlitwa, pokora i pogodzenie się...
Gdy z miom meżem stało się tak, że ranił mnie na każdym kroku, był nieobecny duchem w domu, w ogóle się nie starał. Powiedziałam, aby przestał mieszkać z nami.
Nie jestesmy już ze sobą od sierpnia. Gdy jestem w dołku, myślę, że to może było pochopne z mojej strony. Cała jego rodzina wzięła mi to za złe.
Ale sie otrząsam. Nie zxrobiłam nic złego, po prostu nie pozwoliłam czynić sobie zła. ochroniłam siebie. Jest mi źle, tęsknię, martwie się o meża, ale mam spokój.
Tego spokoju i Tobie życzę. Zasługujecie na niego. I ty i twój mąż też.
Pomodlę sie za Was.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 15:31   

Witaj bozko! dziękuję za dobre słowo i Twoją odpowiedź.

Jakze trudno zdać się na wolę Bożą. mnie nieraz przesladuje myśl, ze jak to zrobię stracę Męża.
Jest za tym wielki lęk, czasem myślę ze większy niż miłość. Potrafię kochać tylko tak jak się tego nauczyłam w domu rodzinnym, dbać, opiekować się w razie choroby, dawać wsparcie gdy kłopoty, to juz cos, ale nie potrafię dawać wolności... Godzić się z lekkim sercem na oddzielne spedzanie czasu, a wiem ze Mąż tego potrzebuje jak powietrza, oczywiscie tak sie dzieje, ale gdzies w srodku mam to żal.
Rózne sa potrzeby i ucze sie dawać Mężowi wolność, nie wchodzić mu na głowę. Chcialabym aby i maz zrobil krok w moim kierunku i spedzal troche czasu ze mna. Latem dobrze gralo nam sie w badmintona, czy jeździlo na rowerach, moze ten czas wroci?

Mamy już po trzydziestce obydwoje, więc panika, ze nie ma dzieci. Znów : bądź wola Twoja.
Mężowi bardzo to doskwiera, mi tez ciezko ale nie pokazuje tego po sobie, przykro mi ze nie mogę teraz miec dziecka. Mysle, ze powodem jest stres i niepokój w malzenstwie naszym. Zdrowie na szczescie ok.
Jestesmy 3 lata po slubie.
dziś dotarło do mnie jak cięzkim muszę być partnerem, ile błędow popełniam, mimo tych wszystkich starań, analiz i terapii.Wciąż tkwię w uzaleznieniu emocjonalnym i tak mi wygodnie, choć cierpię i Mąż cierpi.

Widzę ze on jak to tutaj piszecie dosięga do tzw dna i szuka pomocy. Zainteresowal sie lekami andtydepresyjnymi, ktore biorę. Mam co do nich mieszane uczucia, ale poprawiają mi sen i apetyt.
Coś mi się widzi, ze on tez zgłosi się po pomoc.Oby tak było.

bozko, ja ciągle o sobie, podziwiam Twoja odwagę co do decyzji, ja nie mialaym chyba dosc sily.
Od sierpnia to juz trochę czasu, cieszę się ze osiągnięłaś spokój. Upmnialas się o szacunek dla twojej rodziny i zaznaczylas, ze takich zachowań nie akceptujesz. To duza siła!
Teraz Ty i córka się liczycie, mąż wcześniej czy później zrozumie błąd.
Odwzajemniam Twoją modlitwę. Z serca dziękuję.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 16:08   

Jesteście młodymi ludźmi, bez kłopotów życiowych. Skąd depresyjne zmiany, które zakłócają wasz spokój???
W Wąwolnicy pod Nałęczowem w każdą czwartą sobotę miesiąca odbywa się msza o uzdrowienie ciała i duszy. Może pojedziecie tam za miesiąc, z pielgrzymką. Trzeba być w sanktuarium po 15.00, aby zająć wolne miejsce. Po 16.00 zaczyna się czytanie intencji. Składa się je na kartkach w zakrystii. Wszystkie (!!!!) intencje złozone przez pielgrzymów są odczytane przez księdza. Mszę prowadzi egzorcysta diecezjalny, długoletni były proboszcz tej parafii Jan Pędich. Przybywaja tam tłumy, głównie z okolic Lublina. Intencje kieruje się do Matki Boskiej Kębelskiej. Słynie ona z cudów. Jeżdżąc tam słyszałam wiele swiadecyw i podziękowań za potomstwo.
Gorąco polecam Wam Wąwolnicę.
Sanktuarium ma swoją stronę internetową. Znajdziesz tam tekst modlitw o uwolnienie od złych sił i uzdrowienie ciała i duszy.
Zróbcie sobie wycieczkę, odiwiedzając przy okazji Nałęczów.

[ Dodano: 2009-02-28, 16:18 ]
Oto treść modlitwy o odrodzenie małżenstwa, którą znalazłam dziś w necie.

Kochany Ojcze!
Po okresie ludzkiej niemocy i egoizmu, posłałeś na świat swego Syna Jezusa Chrystusa, aby przywrócił nam dar miłości. Odtąd małżonkowie mają moc do realizowania miłości małżeńskiej.
Proszę Ciebie, Jezu Chryste, aby moje małżeństwo obdarowane było cudem przemiany. Przemieniaj urazy w przebaczenie, oziębłość w żar miłości ofiarnej, szorstkość w delikatność, słowa przykre w pełne czułości, oddalenie w bliskość, smutek w radość, obojętność w pragnienie bycia razem. Oby w tym małżeństwie objawiła się Twoja Boska miłość i Twoja chwała. Niech małżonkowie i ich dzieci - ciągle na nowo - Tobie i Twojej Matce zawierzają szczęście małżeńskie i rodzinne. Amen.

[ Dodano: 2009-02-28, 16:53 ]
A to cytat wywiadu z Jackiem Pulikowskim:

Zadbanie o uczucia ułatwia naprawę miłości. Miłość jest czymś fundamentalnym. Nie wolno zapomnieć, że obiecałem przed Bogiem żonie, że będę ją kochał dozgonnie. Małżeństwo jest zadaniem. Jeżeli jest trudno, to po to, bym się rozwijał, a nie po to, bym uciekał. Ten trud opłaca się. Pokonywanie przeszkód decyduje o pogłębionej więzi. Ludzie uciekają od trudności, tymczasem miłość trzeba sobie czasem narzucić, jeśli podjęło się takie zobowiązanie. Odbudowa miłości małżeńskiej zawsze jest możliwa. Istnieje jeden warunek - trzeba zainwestować w swoją osobistą dojrzałość, bowiem skrajny egoista nie będzie zdolny do miłości i przegra nawet najlepiej zapowiadające się małżeństwo.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-28, 23:36   

bozko! Bardzo mi miło, ze odpisujesz, ważne rzeczy dla mnie piszesz, być może wybierzemy si do sanktuarium, choc z czasem w wweekendy kruch, gdyż studiuję zaocznie.
Męża pewnie ciężko będzie namówić, nie jest chętny też na wyjazd na rekolekcje dla małżenstw, wydaje mi się ze unika sytuacji gdzie będzie musial opowiadac sobie innym. Myśle ze to dla wiekszosci malzenstw krępujące, choc niekoniecznie, moglby nie zabierac glosu, jesli nie ma na to ochoty.... Ale póki co ma opor przed taką pracą nad sobą.

Dziękuję za modlitwę, niestety razem tez nie udaje nam sie modlic choc ja bardzo chciałam.
Będę sama się modlić.

Mimo tego, ze jestesmy dość ;) modzi to jak pisałam z problemami, z trudnych rodzin, dobraliśmy się jakoś tak, pokochaliśmy, choć decyzja o małżeństwie była dla mnie trudna, chyba przeczuwałam, co nas czeka i nastawialam sie na ciezką pracę. Wierzyłam i nadal wierzę ze z Bożą pomocą uda się.
teraz gdy mąż wyjechal na weekend mam szanse przyjrzec sie nam z boku i widze jak duzo jest mojego nagatywnego wpływu na nasze małżeństwo.
Dużo we mnie egoizmu, który tak wytykam Mężowi. Duzo urazen i przewrazliwienia. Widze jak atakuje Męża zarzucajac mu rozne rzezcy, jak podkopuję jego pewność siebie, jak wymagam za dużo. Przytlaczam go swoimi wymaganiami a nie umiem kochać takiego jakim jest.

Widze tez lekką pępowinę z moją matką, teraz to do mnie doszło, po lekturze forum.
Nie powinnam narzekac na męża, to niedpuszczalne!
Ten wyjazd jego bardzo dobrze na mnie wplywa, czuję się bardzo dobrze, lekko i spokojnie.
Pozdrawiam.

[ Dodano: 2009-03-02, 06:51 ]
Niestety po powrocie Męża znów konflikty, łatwo daję się sprowokować i dalej jak lawina to się toczy. Mówimy soie przykre rzeczy. Dzis rano obudzilam się z myślą o separacji. Ciężko tak się żyje, brakuje wsparcia i ciepła. Ale też nikt nie obiecywał, ze będzie łatwo...
Wpadlam na pomysł, ze by żalić się Bogu na Męża, to będzie w porządku.Od razu lżej.
Z Panem Bogiem
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-02, 09:21   

Napisałem sporo ..........i mi poprostu "wcieło"
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9