Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
trudna miłosc
Autor Wiadomość
bezimienna^^
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 23:00   trudna miłosc

Witam,
Chciałabym podzielic się swoim kryzysem, mianowicie jesteśmy ponad 10 lat po ślubie, dwoje dzieci.
Od ponad 3 lat zmagam się z odbudową naszego związku po zdradzie meza.
Przeżyłam ten okres bardzo cięzko mając kilku miesięczne wówczs dziecko gdzie mąż bardzo mnie wspierał w okresie ciązy i nawet wspólnego porodu. Mój świat w jednej chwili sie zawalił i miałam nawet myśli samobójcze ( na szczęście tylko myśli). Wraz z rodzina powstrzymałam męża przed odejściem od nas ale teraz z perspektywy czasu nie wie czy była to słuszna decyzja. Od tamtego czasu mąż stał się wybuchowy i agresywny z byle powodu, nie odwzajemnie moich uczuc, unika poważnych rozmów, a nasze rozmowy najcześciej telefonicze typowo przyziemne co kupic, co załatwic. Ja z kolei czekajac z naiwna nadzieją na otwarcie oczu męża, stałam się zgorzkniała, przepełniona niesprawiedliwością i zazdrością na szczęście innych. Nie wiem co mam juz robic żeby nasza rodzina znowu stała się kochającą, szanujacą i w pełni szczęśliwą??
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 23:23   Re: trudna miłosc

bezimienna^^ napisał/a:
Wraz z rodzina powstrzymałam męża przed odejściem od nas ale teraz z perspektywy czasu nie wie czy była to słuszna decyzja. Od tamtego czasu mąż stał się wybuchowy i agresywny z byle powodu, nie odwzajemnie moich uczuc, unika poważnych rozmów, a nasze rozmowy najcześciej telefonicze typowo przyziemne co kupic, co załatwic. Ja z kolei czekajac z naiwna nadzieją na otwarcie oczu męża, stałam się zgorzkniała

Witaj
Troche trudno Ci tak od razu cos pomoc nie majac pelnego obrazu sytuacji.
Mowisz, ze chcialabys powrotu do tego, jaka Wasza rodzina byla przedtem. A jaka byla?
Czy oboje byliscie blisko Pana Boga? Czy np. wspolnie modliliscie sie, chodziliscie na msze? Bo takie wspolne czynnosci bardzo lacza (jesli nie sa udawane, a bywa niestety i tak :-( ).
Widzisz - moim zdaniem popelnilas podstawowy blad, tzn to TY, jako osoba zdradzona i ponizona uprosilas laskawego meza o powrot. I jaki tego efekt? Ze on nawet nie zdolal tzw. wyrznac glowa w dno, ze popelnil najgorsza rzecz w zyciu. Sadze nawet, ze czuje sie usprawiedliwiony, bo przeciez tak sie staralas o niego potem zatem wniosek - to Ty bylas winna, nie on. Wielu z nas tutaj popelnilo ten blad.
Ale nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem. Przede wszystkim, jesli jestescie wierzacy zadbaj o te drobne, wspolne czynnosci religijne. Spowiadajcie sie, czytajcie razem np. ewangelie na dany dzien np. na stronie:
http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03
lub
http://www.katolik.pl/ind...e&typ=komentarz
zawsze mozna tam znalezc cos madrego a zajmuje zaledwie pare minut.
Poza tym napisalas "czekajac z naiwna nadzieją na otwarcie oczu męża" widzisz - nic sie samo nie dzieje. On nie wyrznal w przyslowiowe dno. Nie zostal po zdradzie sam orientujac sie nagle, ze to ON i wlasnie ON jest winien temu strasznemu czynowi. Jego agresywnosc wskazuje tylko na to, ze nadal ceduje on wine na Ciebie, a na to nie wolno pozwalac.
Przede wszystkim, stawiaj na swoj rozwoj!
Zadbaj o siebie, o swoje dobre samopoczucie psychiczne, doceniaj siebie, rozdziel sprawiedliwie obowiazki miedzy Was, zeby maz wiedzial, ze tez ma cos robic.
Poczytaj sobie ksiazke "Urzekajaca" autorstwa Johna i Stasi Eldredge oraz KONIECZNIE "Milosc potrzebuje stanowczosci" Dobsona (tylko dla Ciebie - zeby wiedziec jakie zasady wobec niego stosowac).
Dla Twojego meza z kolei przyda sie "Warto byc ojcem" Jacka Pulikowskiego.
Oprocz tego nie obedzie sie jak sadze co powinno byc priorytetowym celem bez terapii u psychologa (wybieraj katolickiego, bo wiadomo, na czym opiera swoj system wartosci).
Zaproponuj wspolna wizyte mezowi oraz terapie indywidualne dla Was obojga. Dla niego, zeby zrozumial swoja odpowiedzialnosc, dla Ciebie, bys sie nauczyla cenic siebie.
Jesli nie bedzie chcial isc - nie szkodzi, zacznij stosowac zasady z Dobsona, chodz sama na terapie, dbaj o siebie i zapewniaj mu obowiazki. Za pare miesiecy moze sam dojsc do tego, ze tez mu sie przyda, mozna zachecac, ale nie zmuszac.

Pogody Ducha
 
     
GregS
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 00:08   

bezimienna^^ napisał/a:
Wraz z rodzina powstrzymałam męża przed odejściem od nas


martin napisał/a:
Widzisz - moim zdaniem popelnilas podstawowy blad, tzn to TY, jako osoba zdradzona i ponizona uprosilas laskawego meza o powrot. I jaki tego efekt? Ze on nawet nie zdolal tzw. wyrznac glowa w dno, ze popelnil najgorsza rzecz w zyciu. Sadze nawet, ze czuje sie usprawiedliwiony, bo przeciez tak sie staralas o niego potem zatem wniosek - to Ty bylas winna, nie on. Wielu z nas tutaj popelnilo ten blad.


Martin ma rację, niestety uczymy się na swoich błędach... ja również popełniłem kilka błędów podczas początkowej fazy kryzysu naszego małżenstwa... ale patrząc z perspektywy tego co przeżyłem w czasie ostatnich 2 lat i nadal przeżywam, to najbardziej żałuję jednego - tego, że kiedykolwiek prosiłem, błagałem żonę aby zmieniła swoje decyzje, aby ode mnie nie odchodziła... w takich sytuacjach, gdzie do głosu dochodzą bardzo często emocje, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że popełniam błąd.
Mówi się, że powinno się pozwolić ukochanej osobie odejść, że nie powinno się jej na siłę zatrzymać - gdy nie wróci - to tak na prawdę nigdy Cię nie kochała.
Oczywiście osoby zdradzajace, opuszczajace rodziny mają na powstałą sytuację sporą ilość argumentów usprawiedliwiających ich postępowanie, np.: coś się wypaliło, miłość się skończyła, wyblakła, mi też się coś z życia należy itd itp żyją jak w amoku. Nic, żadne tłumacznie, prośby... do nich nie docierają
martin napisał/a:
On nie wyrznal w przyslowiowe dno.
niestety czasami jest to jedyna droga do tego aby ktoś zrozumiał, że popełnia błąd, iż jego postępowanie przynosi olbrzymie szkody i ból wszystkim wokoło... współmałżonkowi, dzieciom, rodzicom...
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 11:19   

GregS napisał/a:

ale patrząc z perspektywy tego co przeżyłem w czasie ostatnich 2 lat i nadal przeżywam, to najbardziej żałuję jednego - tego, że kiedykolwiek prosiłem, błagałem żonę aby zmieniła swoje decyzje, aby ode mnie nie odchodziła... w takich sytuacjach, gdzie do głosu dochodzą bardzo często emocje, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że popełniam błąd.


Dokładnie tak. To jest bardzo trudne, być moze dla wielu awykonalne, ale tak jak napisałeś - to straszliwy błąd.
To zdecydowanie pogarsza całą sytuację. Teraz też to wiem - dochodzi się do tego samemu - wcześniej czy później. I wydaje mi się, że potrafię już to wytłumaczyć.

Osoba, która odchodzi traktuje prosby, błagania, próby rozmów w sposób dwojaki:
1. utwierdza się, ze widocznie miała rację - no bo ten pozostawiony mówi, ze się zmieni, bierze winy na siebie itp
2. Całą uwage odchodzący koncentruje na "odbijaniu się" od prób zatrzymania lub przekonywania. Nie ma czasu pomyśleć, co naprawdę zrobił, bo oczekuje w napięciu nowych prób zatrzymania go. I czuję się (paradoks) jak atakowany, więc broni się uciekając jeszcze dalej.

Nawet Św. Paweł wspomina, ze jeśli opuści cię mąż/żona - pozwól odejść.

Tyle, ze do tego dochodzi się samemu. Dobson, porady innych - na nic. Trzeba samemu zrozumieć.

Żeby było jasne - cokolwiek się wydarzy walka nie ustaje. Zaniechanie jakichkolwiek prób to też taktyka.
Po rozwodzie również nic się nie zmienia - mąż to mąż, zona to żona. A że współczesny świat naigrywa się z rodziny i małżeństwa, to nie zwalnia nikogo od złamania zasad.

Wymagajcie od siebie, choćby inni nie wymagali - powiedział JPII. Mądre słowa
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9