Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
spojrzenie z dystansu
Autor Wiadomość
bird70
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-01-26, 23:07   spojrzenie z dystansu

Witam, potrzebuję się wygadać i potrzebuję też otrzeźwienia emocjonalnego...
już tłumaczę, o co chodzi... Pisałam wcześniej o niedojrzałości i zdradach mojego męża, o wymuszonej sytuacją decyzji o powrocie do Polski z Anglii, gdzie mieliśmy budować nasze małżeństwo od nowa... W domu, bez jego obecności zaczęłam spoglądać na naszą relację bardziej realistycznie... Uznałam, że nigdy nie zostałam wybrana przez męża naprawdę na życiową partnerkę, że tylko się na mnie "podwiózł", a teraz- kiedy zbudował w Anglii przez rok swój nowy świat- odepchnął mnie jak niepotrzebną rzecz... Że nie mam już siły żyć pod dyktando jego kolejnego nałogu (chora seksualność)... Że nie mogę i nie chcę czuć się ciągle kimś bezwartościowym, nieważnym, nieatrakcyjnym, upokarzanym kolejnymi zdradami...
Ale z drugiej strony serce mi krwawi, kiedy pomyślę o moim długoletnim zaangażowaniu, o niespełnionych marzeniach i nadziejach...
Nie umiem zobojętnieć na niego... Kiedy zadzwoni, potem trzy dni chodzę "do tyłu", bo wracają nadzieje i walczę z myślami...
A w dodatku dziś wydzwaniał do mnie całe popołudnie... nie odbierałam, bo postanowiłam się odciąć... zaczął dzwonić do znajomych, zmusił mnie poniekąd, żebym z nim porozmawiała... Nagle jest zdecydowany, że chce być ze mną, (wracam po ciebie, żono!), na naszych warunkach, nie jego... nie ustępuje mimo, że jasno komunikuję, że nie wierzę w jego słowa, bo zupełnie przeczą czynom... Stawia mnie przed faktem dokonanym, że będzie za tydzień... po mnie...
A ja- serce mi zadrżało... ale przecież to słówka bez pokrycia... Nie wiem, czy stać mnie jeszcze na kolejną próbę, bo nie wierzę w jej powodzenie... w jego zaangażowanie nie wierzę... nie wyobrażam sobie, co byłoby dobre w tej sytuacji, jak powinnam się zachować, żeby nie stracić do siebie szacunku, ale też nie przegapić- być może autentycznej- przemiany...
Proszę, niech ktoś się odezwie... co o tym myślicie?
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 09:05   

Bird, kochana, ja to widzę tak... Módl się o światło Ducha Świętego, o mądrość, siłę i odwagę. Mądrość, aby widzieć tę przemianę u męża, jeśli jest autentyczna. I aby mieć odwagę powiedzieć NIE - jeśli jest to manipulacja Twoją osobą, i mieć siłę by w tym postanowieniu "NIE dla manipulacji" wytrwać.
Wiem, to się tak prosto pisze... Ja sama mam mnóstwo wątpliwości, jeśli chodzi o takie codzienne postępowanie, i dołki psychiczne też przychodzą...
Pomaga modlitwa, i świadomość, że droga rozwoju to nie jest łatwa droga, że nie raz upadnę, popełnię błąd... Ale wiem już, że ten błąd będzie taką kolejną okazją do weryfikacji mego postępowania, i takim kolejnym kamyczkiem milowym w moim rozwoju. A przynajmniej mam nadzieję, że z Bożą pomocą tak będzie :-)
 
     
Eugeniusz
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 13:23   

Do Bird....
Miłość jest jak ogień , rozłąka jest jak wiatr. [b]Wiatr słaby ogień przygasza mocny jeszcze bardziej roznieca.Trochę poetyckie dawno zasłyszane ale bardzo ralne. Skoro dzwoni do Ciebie to napewno kocha , co prawda miłością warunkową i raczej posycaną lękiem że powróci on a z nim to stare co już przerabialiście czyli rywalizacja oto kto ma rządzić.
To jest problem na którym najwięcej malżeństwe się przewiozło . Proponuję Ci odrobinę pokory. A niech rządzi On byle dobrze. Moja siostra tak bardzo lubiła rządzić że szantrzowała rozwodem. Dziś jest po rozwodzie , samotna , smutna , nieszczęsliwa.
Jeszcze próbowała rządzić u jednego brata następnie u drugiego wszyscy się od niej odsuneli. Przykre to bardzo. Więc przemyśl ptaszku jak lecieć z Bogiem by Cię silny wiatr nie porwał. Życzliwy Eugeniusz
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 14:11   

Kochana moja... podpisuje sie pod tym, co napisała Nirwana. Wiem, że chcesz być z nim, że nadal go kochasz, nawet po tych wszystkich świństwach, które Ci zrobił... wiem, bo mam to samo! Bardzo trudno jest przekreślic ot tak po prostu iles lat życia, poświęcenia... bardzo trudno jest przekreślić miłość, która miała byc na całe życie...

Zapytaj go dlaczego tym razem ma byc inaczej niz zwykle? Co zrobi - lub juz zaczął robić - aby nie zmarnować kolejnej szansy, którą - BYĆ MOŻE - mu/wam dasz? Dlaczego po raz kolejny masz mu uwierzyć? Zadaj mu kilka pytań, znasz go na tyle, aby wiedzieć czy to chwilowe czy jakies zmiany na lepsze w nim sie dokonały... i czy zamierza te zmiany utrwalać, pogłębiać. Jaki jest jego stosunek do Ciebie? Czy Cie szanuje, czy liczy się z Twoim zdaniem? Słuchaj swojej intuicji... Głosu Boga w Tobie.. i módl się o światłość Ducha Świetego, aby móc odróżnić prawdę od fałszu w tym, co mówi mąż.
Nie czuję się kompetentna, aby coś Ci poradzić... bo sama mam podobnie. Nie rozumiem rady Eugeniusza "Proponuję Ci odrobine pokory. A niech rządzi On byle dobrze". Z całym szacunkiem, ale to głupota. On juz rządził i gdzie Was to doprowadziło? Poza tym nie rządził dobrze o czym świadczy punkt, do którego doszliście! Nie mówiąc juz o tym, że małżeństwo nie jest polem walki o to, kto ma rządzić... to jakas paranoja. Świadczy o tym, że Eugeniusz kompletnie nie wie nic o Waszej historii.. "Skoro dzwoni do Ciebie to na pewno kocha.." a skąd ta pewność? A może go kolejna pannica wystawiła do wiatru i chce się na chwilę schronić pod ciepłym skrzydłem prawowitej małżonki?

Wsłuchaj sie w siebie... módl się, słuchaj co Bóg do Ciebie powie... i nie słuchaj rad, bo to nie życie innych tylko Twoje własne. Podejmij decyzję na podstawie swoich własnych przemyśleń i uczuć... ale juz nigdy, przenigdy nie daj sobie wmówić, że jestes niewiele warta. To nieprawda! I to jest coś w co masz wierzyć bez dyskusji :)))
Ściskam Cie bardzo mocno i życzę owocnych przemyśleń.
A
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 14:43   

Eugeniusz napisał/a:
Miłość jest jak ogień , rozłąka jest jak wiatr. [b]Wiatr słaby ogień przygasza mocny jeszcze bardziej roznieca.
..ak70...Eugeniuszowi chodziło że rozłąka nieraz zmienia człowieka,pokazuje nam co naprawde w życiu miało wartośc,co naprawdę wiemy o sobie i z kim chcemy byc....ja to tak odczytuję..i to prawda..bo codzienne włażenia sobie w drogę jeszcze bardziej wyniszcza..dystans daje myślenie,daje refleksje..i choć nieraz dystans jest trudny to jest zbawienny..pod warunkiem jak chce sie przyjąć zbawienie..natomiast co do rządzenia ..popieram ciebie...nikt nie rządzi to ma się odbywac na zasadzie wzajemności...choc jest takie stare powiedzenie...głową rodziny jest facet a kobieta szyja...i coś w tym jest czy głowa bez szyji da radę ..nie!!!!!..ak 70...ludzie o własnej niskiej ocenie dadzą sobie wmówic że sa nic nie warci..ktoś kto jest przekonany o własnej wartości nigdy nie podda sie perswazji..a jeżeli tak jest ..to winien pracowac nad sobą gdzie leży problem że słowa sa w stanie tak zdruzgotac swoja własną ocenę.....
 
     
bird70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 22:39   

Dziękuję za odzew, dziewczyny kochane- za zrozumienie... znalazłam w waszych słowach potwierdzenie mojej intuicji... modlę się o światło Ducha Świętego, szukam w sobie głosu Boga, staram się pamiętać o własnej godności...
Trudno mi... bo nie wiem faktycznie, jak długo ta przemiana mojego męża potrwa i czy będzie widoczna bardziej niż teatralne słowa i gesty...
Dziękuję za Wasze wsparcie, to dla mnie ważne.
Przykro mi, Eugeniuszu... ale się nie rozumiemy... Twoje rady zupełnie nie przystają do mojej sytuacji... ale dziękuję ci za dobrą wolę.
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-27, 23:07   

Bird
Obawy sa oczywiscie uzasadnione, ale tak jak mowia dziewczyny - modl sie do Ducha Sw. o dary madrosci i rady.
I wiesz - jesli on tak deklaruje, ze powrot na Twoich warunkach, to ok - marsz na terapie do psychologa katolickiego. Chce - niech wykaze, ze mu zalezy czynami.
Oczywiscie gwoli sprawiedliwosci, dobrze pewnie bedzie, chocby ze wzgledu na Twoje skolatane zdrowie i wiele nerwow oraz fakt, ze w pewnym stopniu pozwolilas mu siebie tak traktowac, zebys tez taka terapie wdrozyla.
Rownolegle przez jakis czas - na poczatku (oczywiscie, jesli dasz mu szanse) mozecie sobie pozwolic na troche wspolnych wizyt u psychologa, zeby na wejscie miec pewne poprawienie komunikacji (w zadnej mierze NIE wolno tego traktowac zamiennie z terapiami indywidualnymi Was obojga, bo sa znacznie wazniejsze, ale to wspomagajaco, zeby zakomunikowac potrzeby).

Sciskam
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 08:13   

bird70 napisał/a:
Trudno mi... bo nie wiem faktycznie, jak długo ta przemiana mojego męża potrwa i czy będzie widoczna bardziej niż teatralne słowa i gesty...
...wiesz bird myslę że poczujesz ..ale ja ci odpowiem...odpowiem bo wiem!!!
kiedy będzie prawdziwy..ale prawdziwy względem siebie..swoich uczuc,smutku,strachu,płaczu ,śmiechu..kiedy to zacznie wychodzic z niego..kiedy poczuje że pragnienie jakie ma w sercu..to coś ważnego...nie będzie w tym sztuczności..właśnie takiej o jakiej napisałaś..pokazać się,zabajerowac ,wcisnąc nowy kit a na twarzy nadal maska ta teatralna...bird..naturalnośc poznasz..poczujesz bo to jest to co zawsze jest na początku każdego związku..brak oporów,brak granic,łatwośc wypowiadania swoich emocji..swoje mocne wnętrze jakie możesz komus podarowac..otwartość na kogoś ..i tak zaczynają sie związki..a potem trzeba to pielęgnowac by nie trafic na to forum!!!!!!!!!!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 09:23   

NORBERT napisał/a:
bird70 napisał/a:
Trudno mi... bo nie wiem faktycznie, jak długo ta przemiana mojego męża potrwa i czy będzie widoczna bardziej niż teatralne słowa i gesty...
...wiesz bird myslę że poczujesz ..ale ja ci odpowiem...odpowiem bo wiem!!!
kiedy będzie prawdziwy..ale prawdziwy względem siebie..swoich uczuc,smutku,strachu,płaczu ,śmiechu..kiedy to zacznie wychodzic z niego..kiedy poczuje że pragnienie jakie ma w sercu..to coś ważnego...nie będzie w tym sztuczności..właśnie takiej o jakiej napisałaś..pokazać się,zabajerowac ,wcisnąc nowy kit a na twarzy nadal maska ta teatralna...bird..naturalnośc poznasz..poczujesz bo to jest to co zawsze jest na początku każdego związku..brak oporów,brak granic,łatwośc wypowiadania swoich emocji..swoje mocne wnętrze jakie możesz komus podarowac..otwartość na kogoś ..i tak zaczynają sie związki..a potem trzeba to pielęgnowac by nie trafic na to forum!!!!!!!!!!

Norbert, wtedy zapraszamy Cię do grupy wsparcia, jak masz siłę od Boga, na którą wreszcie się otworzyłeś!
Żniwo wielkie, ale Robotników wciąż mało.
Potem wracasz na to forum, aby dzielić się i pomagać.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 09:44   

Elżbieta napisał/a:
Potem wracasz na to forum, aby dzielić się i pomagać.
wiem Elu ..i to jest to zadanie jakie człowiek może dostac od Boga...pomagac innym...moja wypowiedz była ku temu by nie trafić znowu na forum jako osoba w kryzysie,krzywdziciel...by to co dostałem ..uszanowac,wypielęgnowac by ..moja nauczka życia..dała efekty ..mojego życia w prawdzie w zgodzie ze sobą w poszanowaniu mnie samego i wszyskich mnie otaczających
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 09:56   

Norbert, to oczywiste.

Dałam Ci do zrozumienia, że jesteś mile widziany w przyszłości do pomocy.
Wierzę, że Wam się uda.
Inaczej, to Agata nie zaglądałby tutaj bez powodu. ;-)
Bądź dobrej myśli i uwierz, że wszystko co się dzieje, to dla naszego dobra, my jedynie a może AŻ TYLE, powinniśmy kochać Boga tak, jak nauczył nas tego Jego Syn - Jezus Chrystus.

Jezus
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 09:59   

Norbert... nie zrozumiałeś mnie. Ja sie zgadzam w całej rozciągłości, że facet powinien być głowa rodziny... ale mieć władzę to nie znaczy rządzić (tak jak robił to mąż bird70), ale służyć. Mieć w sobie miłość i pokorę, pomagać, szanować i wspierać... takiej głowie rodziny sądzę, że każda kobieta z chęcią by się podporządkowała :)

Bird70 pisała, że ma niskie poczucie własnej wartości... i dlatego tak łatwo teraz nia manipulować, co zresztą długo robił jej mąż. Do obojętności na ludzkie przytyki i manipulacje od dołka psychicznego związanego z niskim poczuciem własnego ja (w którym obie z bird teraz jesteśmy) naprawdę daleka i trudna droga... i naprawdę obie z bird70 to wiemy Norbercie...

Bird70... myślę, że martin mądrze napisał. Niech mówią czyny nie słowa. Życzę Ci siły kochana i mądrych decyzji... obserwacji wnikliwej, a potem konkretnych posunięć. Jesteś mądrą i silną kobietą... po prostu wspaniałą... z Bogiem i modlitwą dasz radę!! Ściskam...
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 10:08   

bird70 napisał/a:
w dodatku dziś wydzwaniał do mnie całe popołudnie... nie odbierałam, bo postanowiłam się odciąć... zaczął dzwonić do znajomych, zmusił mnie poniekąd, żebym z nim porozmawiała... Nagle jest zdecydowany, że chce być ze mną, (wracam po ciebie, żono!), na naszych warunkach, nie jego... nie ustępuje mimo, że jasno komunikuję, że nie wierzę w jego słowa, bo zupełnie przeczą czynom... Stawia mnie przed faktem dokonanym, że będzie za tydzień... po mnie...
A ja- serce mi zadrżało... ale przecież to słówka bez pokrycia... Nie wiem, czy stać mnie jeszcze na kolejną próbę, bo nie wierzę w jej powodzenie... w jego zaangażowanie nie wierzę... nie wyobrażam sobie, co byłoby dobre w tej sytuacji, jak powinnam się zachować, żeby nie stracić do siebie szacunku, ale też nie przegapić- być może autentycznej- przemiany...
Proszę, niech ktoś się odezwie... co o tym myślicie?

Bird, nie wiem, czy jesteś już gotowa.
Możesz oddalić jego decyzję przyjazdu, żeby wrócił do Ciebie - aby nie była powodowana lękiem lub zazdrością.
Czas i cierpliwość to dobrzy doradcy.
Miłość prawdziwa jest BEZ LĘKU. To dotyczy obu stron.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 10:17   

Elżbieta napisał/a:
Dałam Ci do zrozumienia, że jesteś mile widziany w przyszłości do pomocy
..jest to dla mnie zaszczyt..tym bardziej że wiesz Elu że byłem ten w mocnym upadku....ze uznawałem innego pana...że moje życie kierowało zło
ak70 napisał/a:
Norbert... nie zrozumiałeś mnie. Ja sie zgadzam w całej rozciągłości, że facet powinien być głowa rodziny... ale mieć władzę to nie znaczy rządzić
..ak70..i ja sie zgadzam...despotyzm jest złem w całym znaczeniu...despotyzm zabija w człowieku..człowieka..ale dlatego napisałem jak istotnym organem jest szyja ..to ona kieruje głową...dlatego ak70 warto spjrzec w siebie..bo co jak głowa do kitu i szyja do kitu???
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-28, 18:31   

Ak,Norbert.............. głowa rodziny to przede wszystkim obowiązki i odpowiedzialność.Obowiązki stanowienia opiekuna,opoki dla tych którymi ma się kierować.Kierowanie i bycie głowa to służba .Brak świadomości tego jest deformowaniem "głowy" i wynaturzeniem naturalnej roli.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8