Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
psuję wszystko... jak przestac????
Autor Wiadomość
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 15:54   

dziekuje kobiety... Elzd... dałas mi ostro po głowie, ale wiesz co, uderzyłas w samo sedno.. chyba w koncu dotarło, mam nadziję ze z drobrym skutkiem;)))) Elzbieto mam nadziję ze dzis uda mi sie znalezc kapłana w konfesjonale... zaczynam zauwazac ze innej drogi nie ma...
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 19:20   

Editf. Ja wcale nie chciałam dawać Ci po głowie, ja napisałam po ludzku :-) , tak jak chciałaś. Ja po prostu opisałam swoje własne doświadczenia i odczucia: w końcu szanowny mąż sobie poszedł, a ja zamiast zająć się sobą, myślę o nim. Więc mechanizm podobny: wyidealizowałam faceta, myślę że jest taki jakim ja chciałabym go widzieć. Czyż nie działamy podobnie?
Powiem Ci coś jeszcze: każdy, kto przeżył kryzys, czy też jeszcze w nim jest, niezależnie od jego zakończenia, miałby Tobie coś mądrego do powiedzenia. Każdy opisuje swoje własne życie, nie jakąś wyimaginowaną historię.
Pozdrawiam.Elzd
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2009-02-01, 20:36   

oj długa droga przede mną... poki co trzymajcie kciuki, jutro czeka mnie spotkanie z męzem... tak strasznie się cieszę!!!!! mam nadzije, ze dojdzie do skutku i go nie odwoła i ze nie zrani mnie znowu...

[ Dodano: 2009-03-14, 22:34 ]
witam po dosc dlugim czasie nieobecnosci... to forum katolickie i to co chce tu napisac zapewne zostanie skrytykowane, nie mniej jednak moze npaisze do mnie ktos kto przezyl cos podobnego, kto pomoze mi zroumiec wlasne zachowanie, kto pomoze wejsc na wlasciwa droge... moja histotre znacie... maz odchodzi, rozwod, sprawa, kolejna sprawa, potem zycie na hustawce emocjonalnej, miedzuy nadzija a rezygnacja... i wtedy pan X i moje zauroczenie nim... raptowanie w zycie wkracza maz i wszystko staje na glowie... pan X przestaje sie liczyc, chociaz nie do konca zoosstae mi obojetny, nie potrafie definitywnie zerwac tej znajosmoci... wszystko jednak zaczyna sie klarowac isc w dobra strone, oboje z mezem dajemy soebie szanse na odbudowanie zwiazku... znowu cwierkaja skowronki... nie jest kolorowoio, ale ja chodze szczesliwa, ciesze sie kazym dniem, zyje nadzija, ze z dnia na dzien bedzie lepiej... przez chiwle jest, ale maz dochodzi do mnieosku ze to pomylka.... znowu zal, gorycz, lzy... bol... i wtedy wyjezdzam na zasluzopny urlop, o ktorym marzylam od roku, jade sama, totalnie sama nikogo nie znam.... juz pierszego dnia poznaje mezyzcne... (nazwijmy go pan Y)... bajka... ktos kto mnie rozumie bez slowa, dojrzaly facet, ktory potrafi sluchac, ktoremu opowiadam historie swojego malzenstwa.. chiwla, doslowanie chwila czasu i caly ten wyjazd spedzamy razem, zachowujemy sie jak para malolatow, oboje zapominamy o calym swiecie i jestesmy tylko my... tak zdradzam meza in to z zonatym mezczzna... wyjazd sie konczy, znasza znajmosc tez wraz z pozegnaniem przy wysiadaniu z autokaru, zostaja jedynie wspomnienia. powiecie to ze okropne, wiem.... ale nie rozumie sama siebie, nie wiem dalczego pozwalalam sie uwiesc zonatemu mezczynbzie i jeszczre uwazam go za ksiecia z bajki, moze po czesci dlatego, ze to on dalej podkereca mnie z rozmowach o dalsza walke o wlasne malzenstwo., a moze dlatego, ze tak bardzo brakowalo mi bliskoci, czulosci ... nie wiem... sama sie nie roozumiem.... nie wiem co dalej... nie wiem czy nie jestem w ciazy, nie wiem juz nic... wiem,ze poplatuje soebie zycie na wlasne zyczenie i nie czuje nic... nie wiem, czy zaluje, nie wiem czy mam wyrzuty ( chyba tylko takie ze moglam skrzwdzic inna kobiete, choc mam nadzije ze ona sie nigdy o ty nie dowie i pan Y zroumie ile tak na prawde znaczy dom, rodzina, dzieci...) nie wiem... a moze chcialam stanac po drugiej stronie barykady... tez chcialam zropbic cos zlego, nie wiem... czy ktos moze mi powiedziec dlaczego ja osoba,ktora tyle czasu walczyla o meza, miala skrupuly do czegokoliwke robi takie swinstwo???? czy ktos mi moze powiedzic co teraz owinnam zrobic, czy powinnam powiedziec o tym mezowi????
 
     
Pio.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-04-30, 14:12   

/usunięto
Ostatnio zmieniony przez Pio. 2009-04-30, 15:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-04-30, 14:20   

Pio. napisał/a:
Wtedy by się chciało złapać kogoś za rączkę żeby Cię przez życie przeprowadził. Tylko czy ta osoba zaprowadzi Cię tam gdzie chcesz dojść, przecież ona wcale nie wie gdzie ty chcesz iść.

Pio On cały czas stoi koło Ciebie.Poprosiłeś Go???
Zaprosiłes do swojego życia????
powiedziałeś głośno o co Ci chodzi????
Napisałes nie Wie??- gdzie chcesz iść!
Pio Wie!!- wszystko o Tobie wie-i odpowie i poprowadzi tylko zaufaj.

[ Dodano: 2009-04-30, 14:26 ]
editf napisał/a:
choc mam nadzije ze ona sie nigdy o ty nie dowie i pan Y zroumie ile tak na prawde znaczy dom, rodzina, dzieci...) nie wiem... a moze chcialam stanac po drugiej stronie barykady... tez chcialam zropbic cos zlego, nie wiem... czy ktos moze mi powiedziec dlaczego ja osoba,ktora tyle czasu walczyla o meza, miala skrupuly do czegokoliwke robi takie swinstwo???? czy ktos mi moze powiedzic co teraz owinnam zrobic, czy powinnam powiedziec o tym mezowi????

Biedna kobieta szukająca potwierdzenia swej kobiecości w innych męzczyznach-Edif co będzie z Toba jak zagina geny męskie,świat bedzie bez facetów KTO POTWIERDZI TWOJA KOBIECOŚC-problem tkwi w Tobie i wymaga specjalisty!!!
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2009-04-30, 16:42   

editf,
napisałaś ... "nie wiem czy mam wyrzuty ( chyba tylko takie ze moglam skrzwdzic inna kobiete, choc mam nadzije ze ona sie nigdy o ty nie dowie i pan Y zroumie ile tak na prawde znaczy dom, rodzina, dzieci...)".
Myślę, że masz wyrzuty sumienia, bo inaczej nie pisałabyś o tym - to po pierwsze.
Po drugie - editf, wybacz ostre słowa, Ty skrzywdziłaś żonę zdradzacza i to bardzooooo, nie ma wcale znaczenia, czy żona zdradzacza dowie się o zdradzie, czy nie! Czyn się dokonał za Twoim przyzwoleniem i z powodu Ciebie! Czy chciałabyś być na miejscu Tamtej kobiety???!
Życzę Ci, abyś była szczęśliwa .... z mężem! Nie buduj szczęścia na nieśzczęściu innych, to się nigdy nie uda! Więcej samokrytycyzmu i liczenia się z uczuciami innych!
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-04-30, 16:44   

Jesteś słabą kobietą editf. To zycie Cie prowadzi, a nie ty kierujesz nim... zgodnie z własną wolną wolą i dekalogioem od Pana!

[ Dodano: 2009-04-30, 16:46 ]
Pozdrawiam Cię i zycze wyprostowania ścieżki. dobrze, że zastanawiasz sie choc po fakcie, że szukasz...
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-08, 13:48   

editf napisał/a:

...wtedy wyjezdzam na zasluzopny urlop, o ktorym marzylam od roku, jade sama, totalnie sama nikogo nie znam.... juz pierszego dnia poznaje mezyzcne... (nazwijmy go pan Y)... bajka... ktos kto mnie rozumie bez slowa, dojrzaly facet, ktory potrafi sluchac, ktoremu opowiadam historie swojego malzenstwa.. chiwla, doslowanie chwila czasu i caly ten wyjazd spedzamy razem, zachowujemy sie jak para malolatow, oboje zapominamy o calym swiecie i jestesmy tylko my... tak zdradzam meza in to z zonatym mezczzna...


Bardzo to smutne co napisałaś editf
Wiesz, mój mąż ma kochankę i dwoje dzieci z nią.
Wiem jak bardzo boli zdrada.
Proszę nie rób tego kolejnej kobiecie.
Pozdrawiam.
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 23:53   

Editf, Twoja historia jest dla mnie znakiem ostrzegawczym. Niedawno w moim życiu pojawił się niespodziewanie tzw. Pan od kawy, mężczyzna, dla którego nie przeszkadzała moja obrączka na palcu, który chciał być kimś więcej niż kolegą. Mógłby w pewnych aspektach wypełnić tę lukę, która powstała po odejściu męża... Na szczęście dzięki prowadzeniu przez stałego spowiednika i dzięki mądrym radom przyjaciół (Kasiu, bardzo Ci dziękuję :mrgreen: ) postanowiłam nie chodzić z tym Panem na kawę. Cieszę się z tego, bo widzę jak łatwo w takiej sytuacji przekroczyć granicę... Poza tym kocham mojego męża i to z nim chcę przeżyć życie, to z nim chcę iść ku Nieskończonej Miłości.
Jak sobie radzisz, Editf? Co dalej?
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-19, 19:09   

dawno, bardzo dawno tu nie zagladalam... ale widze, ze kilka osob chetnie poznaloby caig dalszy mojej historii, a moze i mi bedzie latwiej jak sie rozwine i napisze kilka slow... nie jestem szczeslliwa, nie jest dobrze, choc przez jakis mieiac czy poltora nawet znowu czulam sie kobieta... no ale moze zaczne od pocztalku... a wiec tak ... pana Y sobie odpuscilam zupelnie, zostanie jedynie wspomnnieniem... pan X... tu jest gorzej zakrecone...wiec tak, bylo kolezenstwo, nawet wiecej niz koleznstwo, fajan zanjaomosc, w ktora sie wkrecilam, ale on nie chcial ostatecznie chyba niczego wiecej... pojawil sie wiec pan Z... ( poomysliscie, ze jest ich na peczki, ale to czysty przypadek)... znowu chwilowe zaureocznie i totalna klapa, bo jak sie domyslacie teraz to ja mialam juz metlik w glowie i nie wiedzialm czego chce... poranlam tym wszystkim siebie i pana X najbardziej... no ale coz... jest jeszcze w tym wszystkim maz... i tu zadnych zniam na lepsze... jakis czas temu dstalam kolejny pozew z sadu... tym raem wersja trzecia.. dalej obstaje przy swoim, dalej zada rozwodu... a ja nie wiem do konca co zrobic... walczyc nie ma juz o co, jest tylko gowtow mnie znienawidzic, zreszta sama po tym wszyskim co nawyczynialam nie czje sie wcale lepsza od niego, mam wyrzuty i tyle. i tak wyglada moja histora... nie wiem co jeszcze mogalabym dodac... no moze tylko tyle, ze myslalam ze moze uda mi sie jakos ulozyc soebie zycie, ale nic... nie potrafie zbudowac czegos na nowo, zbyt duzo powrownan, zbyt duzo wyrzutow sumiania, zbyt wiele wszystkiego...
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-19, 22:06   

Jak sobie z tym wszystkim radzisz, editf? Jak funkcjonujesz wpracy, po pracy, w nocy... Snujesz plany na przyszłość? Wypierasz czy też przepracowujesz wyrzuty sumienia...
Chciałabym zrozumiec osoby takie jak ty, tak lekko podchodzace do życia i innych....
 
     
editf
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-19, 23:24   

nie radzę sobie, nazwyczajniej w swiecie soebie nie radze,,, kochalam meza ponad zycie, byalam gotowa zrobic wszysztko dla niego, byle by tylko wrocil,,,, cale zyciematrzylam by miec dom, by byc kochana ( moja mama byla alkoholiczka i w domu rodzinym zawsze brakowalo mi milosci, normalnosci i poczucia bezpiecznstw), a gdy to wszystko dostalam bylam w koncu szczzsliwa... kochalam meza na zaboj, chyba zbyt mocno,,, liczyl sie tylko on, ale chcialam ta swoja mislosc gdzies przelac...chcialam by i on mnie kochal,... odszedl, rozwod, bak nadziei, szansy, zdeptanie nas,... walczylam poki mialam sile... a potem nic innego jak tulko chce zbudowani rodziny z kims innym, jak chce poczucia sie bezpiecznie, poczycaia sie kochana , chce zycia dla kogos, a nie dla siebie samej... sami nieodpowiedni faceci...nie chce byc sama, nie potrafie... to za trudne dla mnie... nie o tyn marzylam cale zycie...co ja takiego zrobilam ze kochalam zbyt mocno,.... a jak funcjonuje... stara m sie zabic mysli, zajac czyms, ale nie wychodzi,... mysli wracja jak bumerang...
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-19, 23:50   

Editf, bierz się za siebie. Za swoje życie. Do pracy!!! Panom powiedz stop, bo niedługo zabraknie literek w alfabecie ;-) Nikt nie przeżyje życia ze Ciebie i nikt Ciebie nie uszczęśliwi. Zapomnij o facetach i zacznij pracę nad sobą. Nie wieszaj się na facetach. Masz żyć dla siebie, masz sama siebie kochać, sama sobie zapewniać bezpieczeństwo, dbać o siebie. Prawdziwa i mądra miłość do siebie samej jest podstawą.
Moim zdaniem potrzebujesz terapii, mądrego psychoterapeuty.
Do tego mądra lektura i modlitwa, spowiedź... I dużo możesz czerpać z forum.
Pomyśl o tym. Czas działać inaczej niż do tej pory.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-20, 00:27   

Przytulam editf!
Zwyczajnie przytulam! Zadbaj o siebie! Chmurka ma rację!
Bądź na forum. Zawsze Cię wesprę! I inni dołączą! Zastanów się, czy nie jestes uzalezniona od miłości. To taki rodzaj dysfunkcji. Jest stowarzyszenie, które pomaga tami osobom, jak Ty. W połowie czerwca organizuje warztaty, bodajże w Zakroczymiu.
Jak sie odezwiesz, to dam Ci linka!
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-21, 12:01   

Editf... witaj w Klubie DDA :-(

Pewnie masz podobnie jak ja czy Paloma - kochasz za bardzo. A jak obiekt Twojej miłości znajduje sobie kogoś: brakuje Ci tlenu. I czasem z tego niedotlenienia robisz różne głupoty (pan X, Y, Z)...

To juz za Tobą. Poczytaj książki o DDA, zapytaj o terapię: www.dda.pl. Zacznij od siebie.

Trzymam kciuki i pamiętam w modlitwie.
Pogody Ducha
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8