Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak uratować młode małżeństwo?
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 07:44   

Hej Jagodowa :)

Wiesz, wielkiego intelektu, ani serca nie potrzeba wcale, zeby przeczytać w języku ojczystym co ktos pisze i pojąc.

Ty napisalas, że miałaś nadzieję, iz chwilowy wyjazd Twój do rodziców skloni męza do refleksji i po to to zrobiłaś, cóz tu do nierozumienia?

Sytuacja jest w zasadzie u Was od poczatku trudna. Mam na mysli brak szczerosci ze strony męza w sprawach finansowych. Mozna powiedzieć, ze w zasadzie Cię oszukał z tymi kredytami i zarobkami.

Teraz być moze ma noż na gardle. Pojawiło ise dziecko, Ty zaczęłaś wymagać wiedzy o finansach, a tu na karku spłaty i moze i kolejne dlugi. Być może stąd nerwowosc meza i agresja.

Jagodowa - jeśli mogę Cię o cos poprosić - to proszę NIGDY NIKOGO NIE BIJ - chyba ,ze serio w obronie wlasnej i masz wyboru.

Spoliczkowanie, nawet niebolesne w sensie fizycznym moze wyzwolić w kims taką zlosc, ze nastepnym razem nie zamierzy sie tylko uderzy. Nie mozesz ise na to narażać.
Dwa, że bicie kogokolwiek współmałzonka, dziecka - to wielkie ponizenie dla tego kogos. Obcych osob nie bijamy, prawda? Czyli da się wyladowac wsciekosc bez rekoczynu.

Pisałaś o tym, ze zaczeląś wymagać od meza i trzymałas się tego. To dobrze, ale musisz zrozumieć, że umiejatnośc bycia odpowiedzialnym u niektórych ludzi jest mocno zaburzona, glownie poprzez nieqwlaściwe wychowanie.

Jesli rodzice wychowuja dziecko tak, że w zasadzie za nic nie ponosi odpowiedzialnosci serio, a najwyżej mu "przyleją" za coś tam, to dziecko się przyzwyczaja to tego, że mozna zrobić cokolwiek i potem znieśc mało dotkliwą karę w postaci lania albo bury i jest ok - zabawa od nowa.

Takie osoby w dorosłym zyciu niezwykle źle znoszą konsekwentne egzekwowanie od nich czegokolwiek, bo nie sa do tego przyzwyczajone.

Z tego co piszesz reakcja Twego meza na Twoją chwilową wyprowadzke z domu jest diametralnie inna niz oczekiwalaś .
Miał się pokajać i poprawić, a tymczasem sprawia wrazenie, jakby mu to było jakby na ręke.

Cóz - moze to oznaczać, ze sytuacja finansowo-rodzinna go przerasta. Przede wszystkim musisz przestać reagować na to co mówi histerycznie - płacz, krzyki, bicie.
Macie małe dziecko i Waszym obowiazkiem jest je chronić przed takimi scenami.

żadnych swoich rzeczy nie zabieraj z domu. Nie wiem, czy teraz mąz pisze, czy dzwoni do Ciebie, ale o ile nie wykazuje chęci dialogu po prostu zamilcz na kilka dni.

Jesli napisze coś w tym stylu- nie odpisuj, jesli zadzwoni i zacznie tak nawijac - rozlącz się. Pod zadnym pozorem nie pozwalaj na dyskusje z mezem Twoim rodzicom. Niech nie bedą ani mediatorami, ani zaostrzycielami konfliktu. Jeśli do nich zadzwoni maja mówić "My sie nie wtracamy, załatwcie to mięzdy soba" .

Pzrez te parę dni być moze Twój maz zrozumie, że to nie pzrelewki i nie wystarczy Ci poakzac, ze ma to gdzieś, ze moze i nie wystarczy kolejny raz przeprosic i zapewnić bez pokrycia.

A Ty tymczasem poszukaj rzeczywiscie poradni małzeńśkiej, rekolekcji. Bądx spokojna i rzeczowa. Wem,z e to niełatwe, bo emocje podpowiadają inne reakcje, ale rozpacz, zlosc - nic tu nie dadzą.
Nie zaogniaj konfliktu na odległośc. Rozmawiaj tylko wwczas, gdy maz bedzie spokojny i chetny do dialogu, a nie kłótni.

Nie czytałam pozycji o uleglej zonie :)
Ale pewnie nie ma tam rad w stylu "gódź sie na wszystko". JAk sie domyslam moze to byc pozycja kazujaca korzysci z "oddania steru" mezowi w zwiazku. Nie ma zdania na temat takiej postawy ani na tak, ani na nie :)

Myslę, ze po pierwsze taka postawa musi komuś odpowiadać, zey mógl być z niej zadowolony, a po drugie - no cóz - mozna oddac ster, mówię to jako sternik jachtowy :) - ale komuś kto ma jakieś pojęcie:) Oddawanie steru (od łodki oczywiscie) kompletnemu gringo ;) nawet atkiemu z zapałęm to raczwej niefrasobliwosc i brak troski o zaloge i jacht.

a całkiem powaznie - jasne, każdy facet chce się zcuc potrzebny i wazny w zwiazku. Nie tylko facet zresztą - kazdy człowiek. A faceci czuja się najlepiej, gdy maja poczucie, ze dbaja o rodzine, ze ona na nichj polega, w sensie takze bytowym. Tyle, ze o ile tak nie jest to takie coś bedzie tylko budowaniem nieprawdziwej wizji.

No, bo jak polegać na gosciu, ktory zaciaga bez wiezdy zony kolejne kredyty, kreci, a żona musi się martwić z zcego beda zyc?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 09:35   

Piki……… mnie uczono czytać ze zrozumieniem ,więc potrafię czytać bez jak piszesz:” Rzecz w tym, e Ty chyba chcesz się na kims wyżyć i kompletnie nie zcytasz co dziewczyna pisze, tylko masz gotowa teorie - uciekla do rodzicow głupia baba”
wyżywania się.
Ja nie używam takich zwrotów „głupia baba” czy im podobnych ,powstrzymuję się od udzielania rad w stylu co kto powinien zrobić. Staram się zawsze tylko sugerować lub utożsamiać się tym co ktoś pisze, co dla niektórych czytających może być radą.
Aby dawać rady to trzeba pochodzić w butach tej osoby której te rady dotyczą, poznać jej sytuację dogłębnie .Nawet wtedy gdy się jest sternikiem jachtowym.

Jagodowa, jesteśmy na forum, więc czy możesz nie pisać do mnie przez „pan”? Lepiej dla mnie chyba jest używać formy bezpośredniej .Jestem przyzwyczajony do formy „ty”. Ale to też tylko sugestia.
Co do diagnozy…………. Ja jej nie stawiam i stawiał nie będę, nie znam Ciebie, nie znam Twojego męża ,nie znam Waszych domów rodzinnych .
To co pisze to są tylko próby odniesienia się do sprawy opisanej w poście.
Z doświadczenia wiem ,że najczęściej bardzo trudno u siebie dostrzegać zachowania dysfunkcyjne, zakłócające komunikację międzyludzką .Bardzo trudno jest na pewnym etapie samoświadomości rozróżnić ewidentna krzywdę od konsekwencji własnych wyborów. Bardzo trudno jest spojrzeć krytycznie na siebie ,na swoje zachowania ,marzenia i wybory.
Wybory w narzeczeństwie ,w małżeństwie , często są wyborami dokonanymi o własną wyobraźnię, własne chciejstwo ,poprzez egoistyczne widzenie siebie i partnera .
Często kobiety (mężczyźni chyba trochę rzadziej) wychodzą za mąż/ żenią się z wyobrażeniem wybranka/ki a potem ,już po fakcie odkrywają że ten książę jest jednak inny od wyobrażeń……. I zaczyna się ból.
Dobrze jak się otrząsną w pore i zaczną zmieniać swoje widzenie partnera ,zaczną patrzeć realnie i dadzą prawo małżonkowi do bycia jednak sobą, a nie wyobrażeniem małżonka.
Oczywiście ,jest tez tak że przed ślubem ,czy podczas tzw. mieszkania na próbę (o którym pisze Piki) strony się kamuflują. I czy to robią z premedytacją aby lepiej wypaść w oczach drugiej strony, czy po prostu wierzą że tacy chcą być /tacy są to tez jest pewnego rodzaju normą.
Bo inaczej jest wtedy gdy jest się na randce ,a często inaczej gdy się ma świadomość że ta druga strona już jest małżonkiem.
Złe myślenie ,ale jest faktem .Jak już żona/maż to można się przestać starać ,przestać dbać o siebie, przestać zabiegać ,zagłębić nos w gazecie czy uciekać na piwo z kolegami.

Jagodowa,fajnie że podjęłaś wysiłek aby pogłębić swoją wiedzę. Fajnie że chcesz być mądrzejsza,fajnie że zdobyła lektury.
Ja ze swojej strony polecam niezmiennie Jacka Pulikowskiego „Warto być ojcem „ dla męża przede wszystkim,ale i dla Ciebie tez.
Obojgu polecam tez „Warto pokochać teściową” tegoż samego autora.
To na początek
Oczywiście polecam też Spotkania małżeńskie( miejsca i terminy znajdziesz w necie po wpisaniu hasła) ,warsztaty czy rekolekcje.
Jagodowa ,uwierz że nie oceniam Ciebie, nie mam takiego zamiaru by oceniać Twoja osobę ,by –jak pisze Piki- „głupia baba” .
Wiesz…. Ja naprawdę potrafię oddzielać osobę od czynu ,odnosić się do czynu czy treści tego co pisze ,a nie do osoby.
Mogę się nie zgadzać z czynem, mogę nawet go w pewnym stopniu oceniać ,ale nie oceniam z osoby.
Jest pewną ,aczkolwiek znaczącą różnicą powiedzieć :”to było nierozsądne posunięcie” od „jesteś nierozsądna i głupia, dlatego głupio robisz”.

Widzisz różnicę?????
Myślę ,że jak zobaczysz te róznicę ,to będzie Ci znacznie łatwiej poprawić komunikację w Waszym małżeństwie

Jagodowa, ja mam na swój użytek tak modlitwę ,modlitwę o Pogodę Ducha>
Dedykuję Ci ją …….. do pomedytowania ,do pomyślenia w jej kontekście o s1)óim życiu:

Boże,
Użycz mi pogody ducha
Abym godził się z tym czego zmienić nie mogę
Odwagi
Abym zmieniał to co zmienić mogę
I mądrości
Abym odróżniał jedno od drugiego.

Pogody Ducha
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 09:59   

Nalogu ...

Chodzenie w cudzych butach jest niebezpieczne serio :)

a powaznie - moze i nie udzielasz rad, ale jechales po niej równo, jakby nie wiem co zrobila strasznego.

Chyba sie nieco zagalopowałeś w ocenie, tak sądzę.

A doglebnie nie poznasz nigdy sytuacji czlowieka z forum, masz na ogól tylko jego opinię i oglad sytuacji. Więc rozmawiając z tym człowiekiem zaklądasz, ze mówi on prawdę, przynajmniej taka, jaką sam widzi, bo oboje chyba, jak i wszyscy wiemy, ze to samo moga diametralnie inaczej widzieć rózne osoby, tak to jest z subiektywną oceną.

Jagodowa zwyczajnei przestała sobie radzić z zachowaniem meza. Instykntownie zapewne usunela mu się z oczu, licząc, ze sie facet opamięta, kiedy się zorienmtuje , ze moze stracic rodzine. To miał być dla niego sygnał "Nie daje juz rady".

Byc moze nie dotarl ten sygnal własciwie do jej meza, zgadzam się, ale trudno nazywać wysylanie takiego synału "ucieczką do mamy", czy coś w tym stylu.
Wielu ludzi widząc taki sygnał przytomnieje, pewnei Jagodowa zakłądała, ze jej mąż też tak uczyni.

Nie widzisz Nałogu, ze ona COŚ zrobiła, bo juz nie mogla dluzej zniesc sytuacji? Nie widzisz, że zastanawia sie jak uratować małzeństwo, a nie ardośnie zosdtaje u rodziców?

Wiesz, przeczytalam tu pare postów, w których ludzie piszą, jak to mąż/żona poszli sobie do rodziców. I pewnie przez ten pryzmat oceniają zachowanie Jagodowej. Przez wlasny. Tymczasem nie tylko to sie moze zdarzyć, co sie zdarza nam samym. Sytuacje bywają rózne i rozne są na nie reakcje ludzi.

Uwazasz, ze udzieliłam złej ardy Agodowej? Udziel jej lepszej, zamiast po niej cały czas jechać:) - proste.

Jeśli teraz bez pogodzenia sie jakos z mezem nagle wróci - tylko mu pokaze, że mzona robić wszystko a żona co najwyzej na pare dni poleci do rodziców. Ale jak sie ja postraszy, pokaze, ze ma sie to gdziesik, to zaraz pedem wróci i bezdie robić wszystko, by naprawić swój "bład", a zainteresowany - nadal hulaj dusza.

To mu pokaze najprawdopodobnej to, czego nauczono go pzrez całe życie - rób co chcesz a konsekwencjami sie nie marwt, niech sie martwią inni, najwyzej się ktos popłazce, wqrzy, pokrzyczy, ale i tak zaarz przyleci.

To jest ok przesłanie dla ojca i męża?
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 09:59   

Niestety, mąż zamknął się w sobie na dobre. Wiem, że jest mu z tym ciężko. Całe zło zrzucił obecnej sytuacji zrzucił na mnie. Oskarża mnie, że zabrałam mu dziecko. Od kiedy się wyprowadziłam mąż nie odezwał sie zwyczajnie mówiąc szczerze, że chce abym wróciła do domu razem z córeczką. Nie mówiąc o przeprosinach, czy obietnicach.
Wszelkie rozmowy wynikały z mojej inicjatywy. Mąż wysyłał mi jedynie prowokacyjne sms.
Zapewniam go, że może córeczkę odwiedzać kiedy tylko zechce, ze ja nie będę na niego naciskać na rozmowy i wyjaśnienia jeśli nie jest na nie gotowy. Otwarcie mu mówię, że zależy mi żeby nie tracił kontaktu z naszą córeczką. Zapraszam, ale mąż upiera się, że nie przyjedzie do domu moich rodziców, bo na pewno nastawiłam ich przeciwko niemu, i że on nie ręczy za siebie i swoją reakcję kiedy ktoś mu powie słowo krytyki. Zapewniam, że moi rodzice byliby bezstronni. Otwarcie ich poprosiłam, żeby nie wyrażali swoich opinii i sugestii wobec naszego małżeństwa. Ja chce mu dać szanse odbudowania tego co zostało zniszczone i moi rodzice nie będą nam tego utrudniać.
Jednak, moje zapewnienia nie przekonują męża.
Tęskni za córeczką i tego jestem pewna. Jednak nadal ważniejsza jest dla niego jego męska duma. Stara się wzbudzić we mnie poczucie winy, że nie ma kontaktu z dzieckiem przez mnie.
Według mnie po prostu boi się wziąć odpowiedzialności za swoje zachowanie. No i mam nadzieję, że w duchu czuję sie winny i jest mu wstyd.

Jestem oburzona jego zacietrzewieniem.
Posunął się nawet do szantażu stawiając mi warunek, że możemy się spotkać w sobotę żeby porozmawiać o naszych problemach, ale muszę przyjechać z córeczką, inaczej nie mamy o czym rozmawiać.
Nie dość, że narozrabiał to teraz stawia mi jeszcze warunki.
Resztkami sił stara sie udowodnić swoją niezależność.
Grysie i warczy jak zranione zwierze w klatce.



Kiepsko to wszystko brzmi..
Mimo wszystko będę konsekwentna i cierpliwa.
Mąż potrzebuję jeszcze dużo czasu na przemyślenia i wyciszenie.
Będę na niego czekać.

pozdrawiam
J.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 10:09   

Jagodowa............ a czy nie sądzisz że w obecnej sytacji byłoby sensownie spotkać sie na neutralnym gruncie???nap na spacerze z wózkiem i dzieckiem?
Nie lekcewaz męskej dumy,dumy wojownika.
Wiesz........... ja chyba rozumiem Twojego męża i rozumiem że nie chciał się spotykac w tej fazie kryzysu w domu Twoich rodziców.
O ile nie masz obaw co do zaqchowania męża(przemoc) to może rozważ spotkanie sie na neutralnym gruncie.Może warto przy 1 spotkaniu pominac sprawy te wydawało by sie najważniejsze-o Was.Może warto poprostu spróbowa cnajpierw nawiązać komunikację,połączyć te zerwane nici komunikacji które Was jak piszesz napewno łączą......... czyli Wasze dziecko.
Jesteś kobietą ,uwarzasz że masz większa świadomość.......... więc wykorzystaj tę przewagę...............chyba warto poświęcić coś małego by zyskac wiele więcej......naprawę komunikacji.
Nie lekceważył bym męskiej dumy męża(choć ona w tej chwli może być nawet nawet mało rozsądna).
pomyśl Jagodowa............. Pogody Ducha


Piki............. nie będę z Toba polemizował ......dobra czy zła rada............ Jagodowa ma zdecydować o sobie,jej życie,jej owoce...............
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 10:13   

Jagodowa - sytuacja fajna nie jest, ale beznadziejna też nie.

ok. chce pogadać - pogadajcie. "warunkami" sie nie przejmuj, ale zdiecko zabeirz Ty tylko pod warunkiem, ze nie bedzie wrzasków, klotni itp. Otwarcie to powiedz, ze TEGO oczekujesz. Spokoju i rzeczowosci.

Pzreczytalam co pisze Nalog "piętro" wyzej do ciebie i czesciowo się z tym zgadzam. Czasem jest tak, ze obarz współmalzonka przed slubem jest obrazem neprawdziwym nie tylko z powodu jego kamuflazu, ale i także z powodu nierealistycznych wyobrazeń o nim drugiego.

Nie zgadzam sie wszelako z faktem, by oczekiwanie, ze ktoś nie kłamie w sprawach pieniedzy i odnosi sie z szacunkiem, a nie agresywnie oraz spedza zcas z rodziną bylo jakims nie wiadomo jakim oczeiwaniem od ksiecia z bajki.

To sa zwyczajne sprawy - podstawa a nei zadne wyobrazenia. Nienormalnym wyobrazeniem byłoby oczekiwanie, ze współmazlonek bezdie codziennie przynosił kwiaty, nigdy nie bedzie zmeczony itp., bo tak było na randkach.

Ty raczej tego nie oczekujesz chyba, prawda?

Spotkaj się z mezem i postaraj pogadać. Pamietaj o pewnej zasadzie. Macie sie dogadać, a nie sobie nawtykać. Dlatego mów o SOBIE, swoich odczuciach, oczekiwaniach, lękach, nie o tym, co źle robi mąż.
dziwisz sie, ale serio chodzi o zaimki osobowe. "JA nie umiem sie odnaleźć w sytuacji niepenosci finansowej zwiazenej z tymi kredytami, o których nic nie wiem. BOJJE się" , "Jest MI przykro, gdy mnie zostawiasz" a nie "TY bierzesz kredyty i nic mi nie móisz", "Ty wychodzisz i zostawiasz mnie samą" ...

Poćwicz sobie co chcesz powiezdieć. Jesli to możliwe z dzieckiem umówcie sie gdzieś w miejscu publicznym. Moze to ci sie wyda głupie, ale to serio dobre miejsce na rozmowe po slinych spieciach. Wierz, zcy nie, ale w takim iejscu masz i Ty i maz hamulce. Unikniecie kzryków, podniesionych głowów, bo wam bedzie wstyd.
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 10:36   

nałóg i Piki - obojgu wam dziękuję za rady!

Rady mają to do siebie, że są jedynie wskazówkami. Ode mnie zależy jak je wykorzystam.
Dopiero z perspektywy czasu będę mogła ocenić słuszność swoich decyzji.

Tymczasem, według waszej zgodnej o dziwo :-) sugestii spotkam się z mężem w sobotę. Nie będę się zamykać i czekać na spektakularne efekty, że oto stanie w progu domu rodziców skruszony. Nie ma podstaw do strachu, ale istotnie rozumiem że byłoby mu ciężko przegryźć taka wizytę.
Zaproponuję, żebyśmy zabrali córeczkę 'na kulki'. Pobawimy się, zrobimy dzieckowi zdjęcia z pierwszej wizyty w parku rozrywki, zjemy coś wspólnie. Wierzę, że spędzimy ze sobą miło czas. Może teraz właśnie tego nam bardziej potrzeba niż trudnych rozmów. A jeśli uda się rozmawiać to w miejscach publicznych, tak jak mówisz Piki łatwiej będzie nam kontrolować emocje.

a ta modlitwa to bardzo ładna nałóg, prosta a jaka mądra, na prawdę bardzo mi przypadła do serca :-)
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 10:43   

Dobry pomysł Jagodowa:)
szukajcie punktów stycznych :) wspólnych - zabawa z dzieckiem do takich należy.

Ja też, jak i Nałóg nie dziwię się Twojemu mezowi, ze nie chce się spotkac w domu Twoich rodzicow.
Chocby nie wiem, jak byli to ludzie obiektywni i "niewtrącalscy" - to jednak ich dom, a wiec teren nie jest neutralny, a nikt nie lubi być stawiany pod scianą.

Pamietaj o trzymaniu emocji na wodzy, to bedzie łatwiejsze w takim publicznym miejscu na pewno dla Was obojga.
Pamietaj też o celu - chcesz zebyście sie dogadali, wiec wytykanie, wypominki - nie! rzeczowe satwianie problemu, tego jak TY go widzisz - tak!

Mów swoje, ale pozwoł męzowi tez mowic, kiedy tak bedzie - uwazanie słuchaj, a nie szykuj kotrargumenty. Nawet jeśli o co powie o swoim widzeniu waszych relacji zda Ci się cakowicie absurdalne, a nawet krzywdzące dla Ciebie.
Pamietaj - każdy ma prawo do swojego widzenia, a poznanie punktu widzenia drugiej strony jest kluczem do poznania i byc moze przekonania go.
powodzenia :)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-08, 19:59   

Jagodowa........... to nie była rada z mojej strony.......to tylko sugestia .Ty możesz ją wykorzystać w całośći,w części,zmodyfikować,lub wywalić na ten moment całkiem.Bo Ty widzisz co sie dzieje z Tobą,i jak reaguje mąż.
Ale czasami warto coś wziąć od kogoś,sprawdzonego, jak samemu prowadzić doświadczenia na żywym organiżmie.
Nie musisz uczyć sie na własnych błedach .............. wykorzystaj błędy innych.

Możesz jeszcze zrobić jedno doświadczenie na sobie........... wyobraz sobie siebie i Wasza córeczkę na tym spotkaniu z mężem..........na gruncie neutralnym oraz w domu Twoich rodziców........... sprubuj postawić sie mimo wszystko w roli scenarzysty piszącego scenariusz do filmu..........potem jako aktorka w swojej roli i wciel się w rolę męża...... która wersja ma szansę na spokojniejszą rozmowę???
Jak sądzisz???

Pogody Ducha

I pomedytuj sobie wspomagając sie Modlitwa o Pogodę Ducha.
Niech ta modlitwa pomoże Ci w przygotowaniu sie do spotkania i w tym spotkaniu.
I pamiętaj................. masz dwoje uszu a tylko jedne usta.
2x więcej słuchaj jak mów(najlepiej w 1.o.l.p)
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-10, 17:16   

No i po spotkaniu.

Porozmaiwaliśmy, wyjaśnilismy, obiecaliśmy. Wszystko tak jak trzeba. Tyle, że to tylko słowa.
Nadal jestem w domu rodziców. Mąż "oczekuje" mnie jutro w domu z córeczką. A ja czekam aż po nas przyjedzie tutaj. Przyznaję, że oboje jesteśmy uparci. Ale ja kieruję się argumentami istotnymi. Tłumaczę mu, że jesli faktycznie rodzina jest dla niego najważniejsza to niech to udowodni przyjeżdzając po nas i patrząc prosto w oczy moim rodzicom. Jeśli nie jest w stanie się na to zdobyć widać górę bierze jego egoizm.

Prosze przetłumaczcie mi to jakoś! nałóg ja wiem, że męska duma, terytorium i tak dalej ale czy naprawde nie mógły dać mi jakiegoś namacalnego dowodu swojego poświecenia i zaangażowania tak abym mogła znów starać się mu wierzyć, że mu zależy?!.
Jestem tylko zwykła kobietą, która potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i wierze temu co widze, jeśli chodzi o mego męża, za ślepą miłośc już zostałam skrytykowana.
Co mam zrobić? Boje się, że jeśli wrócę to dam mu dowód na to, że mu odpuszczam i robie to co on chce. On pewnie myśli odwrotnie.
Doradźcie kochani jakiś kompromis.

pozdrawiam
J.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-10, 17:36   

Czesc Jagodowa ...

Wiesz co?
Rozumiem, ze oczekujesz, ze mąż po Was przyjedzie - jest zima i trudno, zebys sie tłukla sama z dzieckiem, ale zaparwdę powiadam Ci, nie mogę komopletnie pojac po co miałby patrzec w oczy Twoim rodzicom? Stesknili się za nim?

Jagodowa, chcesz tego, czy nie ale teraz zagrałaś mamina córeczke. Co mają do tego Twoi rodzice? Wytłumacz mi, proszę.
Ok, mialas klopot, przyjechałaś do nich - rozumiem, od tego sa rodzice, żeby miec dokąd isc w kopocie. ale kobieto TY jesteś dorosła, sama juz matka jesteś, a zachowujesz sie, jak mała dziewczynka - on mi buuu tak zrobil, chcesz mnie przeprosić, to popatrz w oczy moim rodziciom. A PO CO?

Twierdzsiz, e rodzice się nie wtracaja, to ich nie wkrecaj - proste. A Ty ich stosujesz jako straszak na meza ...

Jagodowa - przyjazd po Was uzasadniony, zaglądanie komukolwiek poza Tobą w oczy - nie i nie przekona mnie nic.

akie swoją droga "poświecenie" to wiesz .. psu na budę. Inny czowiek mialby gdzieś spojrzenia tesciów, przyjechalby i co? I nic, bo naparwde nie od tego, czy tesciom spojrzy w oczy zalezy co bedzie dalej Jagodowa.

Ty sie skup na tym, zeby przestał z kasą Cie oszukiwać i pzrejawiać agrsję, a nie pzred tesciami gral skruszonego.
Wybacz Jagodowa, nie gniewaj sie, ale to mi zapachnialo dziecinadą trochę.

Ja ci sugeruję taki kompromis: mąż po Was przyjeżdża oczywiscie, ale z rodzicami Twoimi się nie spotyka. Popros ich o zrozumienie i uszanowanie tego. Na pewno zrozumieją.
Co Ty na to?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-10, 17:43   

Jgodowa.......... a może nie stawiaj go na baczność przed rodzicami???? Może warto by jak on przyjedzie po was wyść przed dom?przed furtkę?
Daj mu sznasę na "oswijenie"się z tym co sie stało w kontaktach z Twoimi rodzcami?
Jak masz wrócić do swoejgo domu pierwotnego(tego z mężem i dzieckiem) to może warto ustalić warunki?? Ustalić granice kompromisu?
Nie ma wychodzenia z ko,legami na piwo,nie ma wracania podpitemu do domu z pracy, jest dom,jest żona.Może wspólne wysłuchanie rekolekcji dla małżństw? może wspólne wysłuchanie warsztatów dla małżństw prowadzonych przez Jacka Pulikowskiego???
Służę adresem gdzie (chyba) można jeszcze dostac te warsztaty.......................
Ale granice poczynań bez napastowania za to co już było osób,?mąża przecz Ciebie,i Ciebie przez męża.
Jesteś kobietą ................ a kobiety maja "takie cóś" w sobie ,co pozwala na spory wpływ na mężczyzn.Wykorzystaj to...........
Nie staraj sie na dzis zmusić męża do bezwarunkowej kapitalacji i spojrzenia w oczy twoim rodzicom.
Może to odebrac jako przymus kapitalacji.
Niech patrzy w Twoje,Ciebie wziął na matke swoich dzieci,Ty patrz w jego oczy,jego wybrałaś.
Sądzę że Twoi rodzice zrozumieją że z nim tworzycie swój dom pierwotny dla Waszych dzieci.
Pogody Ducha Jagodowa
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-10, 19:38   

Chyba macie rację, że troche nie ufam sobie i swojej rodzinie. Fakt troche "uciekam do mamusi". Boję się podjąc decyzje o powrocie. Pewnie dlatego, że trudno mi uwierzyć, że tym razem bedziemy sobie radzić z problemami. Niesty biorę pod uwagę, że taka sytacja znów się powtórzy, że mąż znów narozrabia a ja nie mając lepszego argumentu aby sprawę przemyślał po prosu znów się wyniosę. I boje się, że keidy znów stanę w progu domu rodziców powiedzą mi, że kolejny raz sobie nie radzimy, że ja sobie nie radze z małżeństwem, z domem ze swoją rodziną. Przykro mi to przyznać. Prawdy przed sobą samą nie ukryję. Boję się porażki, że rodzicom będzie z tego powodu przykro, że nam się nie udaję. Przecież ze wszystkim tak sobie świetnie w życiu radzę. Szkoła, studia, dyplom renomowanej uczelni, dobra praca. Zawsze dążyłam zeby rodzice byli ze mnie dumni, żeby nie musieli się o mnie martwic. Kiedy jest ciężko zawsze są dla mnie wsparciem, nie robią wyzutów, tymbardziej dodają mi siły do walki.
Chyba czas żebym odeszła z domu. Zaczęła żyć swoim zyciem, nie szukała poklasku ani pocieszenia. Czas być dorosłą? Ale wnikliwa analiza, może troche na wyrost, ale taka jest prawda. Szukam potwierdzenia, że to co robie jest słuszne, bo w razie błędu mam prawo do wsparcia.

[ Dodano: 2009-01-10, 19:51 ]
Czas się pakować wsiadać w auto i wracać do domu. Sama pojechałam to i sama wrócę. Już tyle przegryzę. :-)
Teraz wpólnie z mężem musimy popracować nad naszym małżeństwem. Ważne, że oboje tego chcemy. A jest dużo do zrobienia. Przyjdzie też czas na poprawę relacji z teściami, jednej i drugiej strony.
nałóg bardzo cię prosze o namiary na warsztaty i rekolekcje.

Jestem pełna wiary, że nam się uda.
Dziekuję wam za wsparcie. Zostańcie ze mna na forum.

przesyłam dobre myśli
J.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-11, 08:13   

:)

Jagodowa, widzę, że już przestałaś tkwic w upozre dotyczaczym patrzenia przez meza w oczy :)

Dobrze...ale w sumie jeśli tu zajrzysz, chcialabym , zebys cos wiedziala.

Rodzice są dla większosci doroslych dzieci bardzo waznymi osobami w zyciu. Dziecko pozostaje dzieckiem swojej mamy, swojego taty, takze wówczas, gdy owo zdiecko ma juz 70 lat :) , a rodzice sa po 90.
Na tym polega chyba istota bycia rodzicem, tak mysle i istota bycia dzieckiem.

W ogóle rodzinne relacje czesto tak wyglądają, takze miedzy rodzeństwem. wiesz, moja mlodsza siostra ZAWSZE bedzie dla mnie moją małą siostrzyczką :)choć teraz jest po 30. i oczekuje dziecka, w glębi mojego serca nadal myślę o niej, jak o małej dziewczynce, dla której jestem przyjaciółka, jakims tam autorytetem w sprawach roznych, a także którą powinnam i chcę chronić :)

tak to juz jest i jeśli tkwi własnie w sercu - nic w tym złego a arczej samo dobro z tego. Gorzej, gdy relacja rodzic - dziecko, starsze rodześńtwo - mlodsze rodzeństwo nie ewoluuje z czasem i to zarowno u jednej, jak i drugiej strony.

Rodzice czesto podswiadomie traktują swe dorosle dziecko, jak nastolatka. Bywa to zabwne i mile, gdy dotyczy strofowania typu "założ szalik", ale gdy rozszezra sie na bardziej osobiste niz szalik sfery zycia staje sie groźne.

Jagodowa - sama piszesz o tym, że nie chcesz martwic rodziców swoimi problemami. Nic dziwnego, kto chciałby zmartwić swich rodzicow?
Tyle tylko, że czytając Cie odniosła wrazenie, ze traktujesz rodziców, przy calej do nic milosci i ich milosci, jak arbitrów, kogos kto Cie ocenia, wystawia Ci cenzurkę z zycia. I ta wypadla ostatnio niezadowalająco, bo masz kryzys w malzeństwie, a przecież zawsze bylaś taka niekłopotliwa dla nicvh, tylko powód do dumy.

Jagodowa - nigdy nie jest tak, ze komus absolutnie zawsze i wszystko wychodzi najlepiej i najlepiej się układa. Kazdy miewa gorsze zcasy, gorsze sfery życia, kryzysy.

Jesteście z męzem mlodym małzeństwem z malym dzieckiem - pewnie wiesz, że w mnóstwie młodych małzeństw, nawet i bez takich problemów jak u Ciebie z tymi niepewnymi finansami ze strony meza, bywaja kryzysy.
Twoi rodzice tez to wiedzą. Na pewno nie oceniaja Cię na zasadzie "No ... dotychczas to naszej córce Jagodowej dobrze szło, ale teraz to dwója z zycia".

Na pewno im przykro, że masz problemy, ale nie sazdę, by była to przykrośc na zasadzie Twego złego wypadania w Ich oczach, raczej zwyczajnie martwią się, ze córka ma problemy w malżeństwie - normalka.

Niepokoi mnie jeszcze cos u Ciebie - piszesz, że nie ejsteś pewna, jak sie teraz bedzie z mezem ukladalo i jakby co, to znw "uciekniesz" do rodziców.

Sama widzisz Jagodowa, ze to NIE JEST zadne rozwiazanie. No tearz ucieklaś i wracasz,a nadal nie jesteś pewna co dalej. Jak bedziesz cały czas tak robić, mąż, jak każdy czlowiek, do każdej powtarzajacej sie sytuacji się przyzwyczai.

Utrwali mu się schemat: cos sie zdieje nie tak, narozrabiam, Jagodowa ucieknie do rodziców, pare dni się "poszrapiemy" telefonicznie, potem pogadamy, ona wróci i tak do ...natepnego razu.

To nemądre i dziecinne. Co to da? Nic.

Postaraj się rozmawiac z mezem spokojnie. Pamietajcie oboje, ze macie maleńkie dziecko Jagodowa.
na pewno nie chcesz ani Ty, ani mąż wychowywać go w atmosferze wrzasków i klotni.

Spokojnym i rzeczowym tonem, przyjaźnie popros meza o przedstawienie prawdy co do Waszych finansów. Masz atkie prawo, macie bowiem wspólnote majatkową, wspólnie prowadzicie gospodarstwo, macie dziecko, jesteście rodziną.

Powiedz mu wprost, że sytuiacja, w której nie wiesz co jest grane z kredytami CIE meczy i obawiasz sie co bedzie dalej, a nie jesteście już sami dla siebie, jest dziecko.
Wszsytko co mówisz mów spokojnie, nie krzycz i nie placz, bo to nic nie da, a pogorszy relacje i postawi Cię w pozycji osoby słabej, ktorej brak argumentow i sil, dlatego wrzeszczy, pacze a w skrajnym pzrypadku ucieka do mamy.
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-11, 14:41   

Wszystko to o czym piszesz Piki w sprawie relacji z moimi rodzicami mam na uwadze. Dla mnie to świadome i zdrowe relacje, a bliskośc z rodzicami nie wyklucza mojego samodzielnego, dorosłego zycia i nie wpływa destrukcyjnie na moją rodzinę. Nalezy jednak wspomieć o tym, że mój mąż równiez ma rodziców. I ten tak trafnie przez ciebie opisany brak ewolucji w relacjach rodzinnych mojego męza jest bardzo odczuwalny. Decyzję o powrocie podjełam biorąc równiez to pod uwagę. Przez ten czas keidy nie bylismy razem rodzice bardzo na niego wpłyneli, odczułam to podczas wczorajszej rozmowy. Mąz mówł o sparwach które otwarcie naswietlili mu jego rodzice. Powieeidział, że ojciec nakreślił mu scenariusz że keidy sie rozwiedziemy ja będę mu utrudniać kontakt z dzieckiem. Jest to absolutną nieprawdą i bardzo mnie to zabolało. Mąż przestał myśleć samodzielnie, zupełnie nie wziął pod uwagę, że od keidy jestem u rodziców wielookrotnie zachecałam go do odwiedzenia córeczki, żeby np. nie przegapił jak zaczeła robić papa i nunu. Zasugerował się ślepo "radami" ojca. Ja rozumiem, że kiedy został sam szukał wsparcia i oni mu je dali. Ale jak można mysleć że dobrem syna będzie zabezpieczenie jego interesów w kwesti wizyt u dziecka, była też mowa o spacie kredytów. To przykre, że keirują sie takimi kategoriami. Zupełnie nie wzięli pod uwagę zeby pomóc nam się pogodzić, żeby wzmocnić jego poczucie bycia mężem i ojcem. Mam do nich bardzo duży żal. Teraz zupełnie im już nie ufam. Po części jest mi narękę że mąż nie chciał po mnie tutaj przyjechać bo mi to wymówkę żeby nie spotykać się z jego rodzicami.
Trudno jest mi sobie wyobrazić w jaki sposób mamy dojśc do porozumienia z teściami z obydwu stron, w stopniu wystarczającym na poczucie że nie zagrażają naszemu małżeństwu. Według mnie kluczem jest zrozumienie, że my jako małżeńswto jesteśmy na pierwszym miejscu. Co z tego ze recepta wydaję się prosta skoro przy pierwszych kłopotach uciekamy do rodziców, oboje. Tyle, że moi rodzice chcą żebyśmy żyli ze sobą zgodnie a teściowie są wrogo nastawieni do mnie i nie wspierają męża w walce o żonę i dziecko wręcz przeciwnie.
Na razie skupię sie na relacji z mężem. postaram się z nim porozmawiać również o teściach i moich rodzicach, ale to delikatny temat, musze być ostrożna.
Liczę, że wskarzecie mi jak mogłabym podejśc do tej sprawy.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9