Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak uratować młode małżeństwo?
Autor Wiadomość
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-04, 20:02   Jak uratować młode małżeństwo?

Witam Was wszystkich.

Czytajac forum mam swiadomosc jak madrych i dobrych ludzi moge tu spotkac, jak bardzo doswiadczonych, szukajacych i dajacych rady i wsparcie. Licze i mi bedziecie w stanie pomoc.

Mama dzis rano powiedzila mi ze to wszytsko dlatego, ze moj maz nie kocha ani mnie ani naszej coreczki.
Mimo takich uwag ja nadal wierze ze moj maz kocha tak samo mocno jak ja i ze uda nam sie byc razem. Chce ratowac nasze malzeznstwo ale nie jestem pewna jak. Boje sie popelnic jakiego bledu dlatego przychodze do Was po rade i wsparcie.
Duzo sie modle, nie trace wiary i cierpliwosci. Jednak chcialbym temu jakos pomoc. Moze to ja popelniam jakis blad, moze powinnam cos zmienic w swoim postepowaniu...

Jestesmy malzenstwem rok i dwa miesiace. Mamy 9-cio miesieczna coreczke. Kilka dni temu wyprowadzilam sie do rodzicow, liczac ze moj maz przemysli swoje postepowanie i bedzie o nas walczyc. Niestey nie walczy. Wyslal mi sms z pytaniem kiedy zabiore reszte swoich maneli skoro to koniec. Dokladnie tak sie wyrazil. Ale ja pakujac sie wyraznie mu powiedzilam ze wyprowadzam sie aby mial czas sie zastanowic i podjac decyzje, czy rezygnuje z zycia jakie prowadzil przed slubem, a pozniej oszukujac mnie robil to nadal, czy zalezy mu na nas i chce abysmy nadal byli rodzina.
Przed slubem znaliśmy się pol roku. Dosc krotko, ale nie mialam wątpliwości ze to ten człowiek zostal mi dany na meza i ojca moich dzieci. Zaszlam w ciaze, wzięliśmy slub i pojawily się problemy.
Widzialam jakei zycie prowadzil mój maz przed slubem. Koledzy, koleżanki, szalone imprezy, wydawanie pineiedzy na pokaz. Jednak jak mnie przekonywal miał dosc takiego zycia. Chcial wszystko zmienic, marzyl o domu i rodzinie. Wierzylam mu. Jedna z konsekwencji takiego zycia był kredyt, który musial spłacać. Pomimo dobrej pracy nie starczalo mu na zabawe i sponsorowanie kolegow, wiec pożyczał. Jakos to przegryzalam. Sama tez już pracowalam wiec myślałam ze sobe poradzimy. Niedlugo po slubie zorientowałam się ze z pieniędzmi cos jest nie tak. Sprytnie wykręcał się przed umożliwieniem mi wglądu w konto internetowe, nie mowil ile zarabia, nie wiedziałam ile zostaje. Informowal mnie keidy brakuje już pieniędzy na zycie. Kiedy sugerowałam ze cos mi tutaj nie gra i chyba jest w stosunku do mnie nieszczery obazal się ze mu nie ufam. Z czasem zagmatwal się tak ze nie był w stanie dłużej krecic i musial się przyzac. Okazalo się ze pieniadze których wciąż brakowalo potrzebne były na splate jego kredytow. A tych było dwa razy wiecej niż mi powiedział przed slubem. To dosc powazne kwoty. Okazalo się ze zyjemy właściwe z mojej niewielkiej pensji bo po splacie kredytow i oplaceniu rachunkow niewiele zostaje z jego wyplaty. Był to już czas keidy spodziewaliśmy się dziecka. Balam się jak sobie ebdziemy Radzic finansowo kiedy malenka jzu się urodzi. Ale przede wszystkim zabolało mnie to ze przez tyle czasu potrafil mnie oszukiwać. Były rozmowy, tłumaczenia, wyjaśnienia obietnice…jakoś się z tym pogodziłam. Do czasu narodzin wspaniale się mną opiekował. Dobrze się prowadził, nie wychodził z kolegami, był dla mnie bardzo dobry, troskliwy, czuły.
Kiedy urodziła się córeczka zaczęła się rewolucja. Obojgu nam było ciężko poradzić sobie w nowej roli rodziców. Kłótnie pojawiały się coraz częściej. O obowiązki, o zmęczenie, o pieniądze. Dziecko pochłaniało cały nas czas. Z czasem córeczka podbiła do reszty nasze serca, zorganizowaliśmy sobie od nowa życie domowe, ja wróciłam do pracy. I mogłoby się wydawać, że będzie coraz lepiej tymczasem było owrotnie. Ja maiłam wrażenie, że mąż czuje się obciążony żoną i dzieckiem. Sama byłamń, praca dom dziec i tak w kółko. Dziadków mamy pod ręką więc probowaliśmy spędzać wiecej czasu we dwoje. Mamy wielu znajomych którzy również mają małe dzieci ale jakoś wciąż mój mąz wywawało mi się że nie jest szczęsliwy. Dużo rozmawialiśmy ale te rozmowy nic nie wyjaśniały. Prosiłam żeby był szczery. Coraz więcej zaczął pracować, po pracy piwko z kolegami. W domu kłótnie i krzyki. Mąż zaczął być bardzo wulgarny. Nie hamował się nawet przy dziecku. Kiedy któregoś dnia tak mnie wystraszył krzykami i wyzwiskami w końcu go spoliczkowałam, wtedy zamierzył się na mnie pięścią kiedy na rękach trzymałam naszą córeczkę. Opisuję wszystkie te chwile tak dokładnie bo naprawdę bolało. Jestem silną osobą, jednak takie kolejne ciosy podcinały mi skrzydła. Zaczęłam wątpić, nie przestawałam wymagać. Wspólnie uznaliśmy, że skorzystamy z rekolekcji dla małżeństw. Ale rekolekcji takich niestety nie było, a z czasem mój mąż zupełnie odwrócił się od Kościoła. Zasmuciło mnie to że stracił już wszelkie autorytety, a jego zachowanie stawało się coraz bardziej przykre. Kiedy protestowałam, płakałam, prosiłam mówił, że „jeśli mi się nie podoba to wypad”. Kiedy kolejny raz kazał mi się wyprowadzać pojechałam do rodziców. Wtedy spawa rozegrała się w kilku czułych smsach i wyznaniach że bez siebie żyć nie potrafimy.
Wciąż pracujemy, zajmujemy się dzieckiem, domem, odwiedzamy rodzinę, mamy dobry kontakt ze sobą i często rozmawialiśmy. Niestety z rozmów i obietnic niewiele wynikało. W Wigielie, tuż przed wyjazdem do teściów odebrałam telefon z życzeniami od przyjaciółki w czasie kiedy mąz znosił do samochodu rzeczy, spytał czemu dziecko jeszcze nie ubrane a ja sobie gadam. Tak go to rozwścieczyło że kiedy prosiłam żeby się uspokoił kazał mi „s..” . Popłakałam się powiedziałam, że ejsli tak to proszę zwieść mnie do rodziców. Po drodze powiedział, że ja mogę zostać ale ona zabiera córkę do teściów chyba że jadę z nim. Przepłakałam całą wigilie. Było mi bardzo przykro, że takie świeta..w końcu się pogodziliśmy. Ale tuż po świętach w sobotę kiedy to mieliśmy spędzić wieczór spokojnie w domu i odpocząć po świętach i tych nerwach zadzwonił domofon. Kolega. Mąż chciał z nim wyjść tylko na jedno piwo, góra dwie godzinki. Był mi przykro ale nie chcąc kolejnej awantury i jego fochów zgodziłam się. Czekałam na niego zapłakana i wystraszona do 3 w nocy. Kiedy dzwoniłam odrzucał połączenia, wyłączał telefon. Wrócił kompletnie pijany, bez słowa. Byłam wściekła że tak się zachował, zazdrosna i podejrzliwa. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego. Wykrzyczałam, obraził się, ja się w końcu wyprowadziłam.
A teraz cisza. Chciałam mu dać czas żeby przemyślał. Ale nie wyniknęło z tej rozłąki nic czego bym chciała.
Wierzę, że nas kocha, tęskni i chce żebyśmy byli razem. Ale on tego wcale nie potwierdza. Może cieszy się wolnością i na rękę mu to że ja się wyprowadziłam i nie musi siebie obwiniać, bo to w końcu była moja decyzja.
Ja płacze, modlę się, załamuję się i wzrastam w siłę i wiarę. Wciąż czekam. Nie dzwonię, nie upominam się . Wysłałam jedynie noworoczne życzenia i zapewniłam że bardzo go kocham, sms bo wyłączył telefon. Tęsknię, wątpię, cierpię. Załamuję się coraz bardziej i trudno mi zajmować się córeczką, cała radość ze mnie uleciała.

Dotrwał ktoś do końca mej opowieści? :)

Proszę kochani pomóżcie mi!
Czekam na rady i wsparcie.
Jak mam dalej postępować aby uratować nasze małżeństwo? Czy uda nam sie wyjśc na prostą? Chce walczyć o moją rodzine!
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-04, 22:42   

Droga Jagodo

W jakim jestescie wieku?
Po wieku Waszego dziecka widze, ze najpierw zaszliscie w ciaze, a dopiero potem byl slub. Jak jednak napisalas bylas bardzo przekonana, ze to wlasnie ON ma byc TYM jedynym.
Nie przecze takim odczuciom, jednak bardzo szybko zdecydowaliscie sie na wspolne zycie bez przygotowania sie do tego.

Pomysl z rekolekcjami jest bardzo dobry. Jesli tylko uda sie Wam nawiazac kontakt to jest to jedna z lepszych rzeczy jakie mozecie zrobic. Jesli mieszkacie w wiekszej miejscowosci, nie powinien to byc problem.

Kolejna sprawa to alkohol u meza. Tutaj bardziej autorytatywnie moze sie wypowiedziec nalog, ale powiedz prosze, czy Twoj maz nie mial wczesniej problemow z alkoholizmem lub czy nie jest tzw. DDA (czyli Doroslym Dzieckiem Alkoholika). To jest ogromne obciazenie mentalne i jesli tak jest najlepiej polecic mu jakies grupy wsparcia i psychologa (niemniej temat drazliwy, wiec to pewnie w drugiej kolejnosc po zalagodzeniu Waszych konfliktow).

Co do Waszego malzenstwa - przeczytaj ksiazke:
Dobson "Milosc potrzebuje stanowczosci" chociaz jak widac starasz sie stawiac mezowi pewne granice, ktorych on nie ma przekraczac, co jest bardzo dobre. Niemniej dziwi mnie, ze wspomnialas, iz mimo wielu rozmow nie udalo sie Wam do niczego dojsc. Jesli jest dobra komunikacja w malzenstwie to jest to jedna z podstaw. Sadze, ze w obecnej chwili proba kontaktu na sile z Nim moze nie byc dobra, tym bardziej, ze jak widac zamknal sie na Ciebie.

Druga ksiazka jest dla Niego: Pulikowski "Warto byc ojcem" - lektura o odpowiedzialnosci - przyda mu sie. Ale podarowana z wyczuciem...

Kolejna sprawa - kwestia fundamentalna czyli Wiary. Jestescie dopiero co po slubie a zdazyliscie sie juz poklocic, miec pomysl na naprawe z rekolekcjami a potem maz odszedl od Wiary. Jaka wiec byla jego Wiara przed Waszym slubem? Czy staral sie byc praktykujacy tylko dla Ciebie? I co na temat Waszego kryzysu mowi Jego Rodzina? To jest wielki test dojrzalosci dla Nich, bo jesli bezkrytycznie beda popierac dobro "syneczka" to nie ma co szukac tam pomocy, ale jesli sa ludzmi dojrzalymi, moga do Niego jakos przemowic.

Jagodo, mam nadzieje, ze jesli wytrwasz jeszcze troche i zgodnie z wlasnym sercem bedziesz Twojego meza kochac ale w sposob stanowczy i wymagajacy, mozesz sprawic, ze bedzie wzrastal i uda sie Wam przezwyciezyc problemy.

I oczywiscie codziennie modl sie za Was.

Polecam Ci tez:
http://pierzchalski.eccle...e=15&id=15&t=86
i w ogole cala ta strone, bardzo wartosciowa.

Powodzenia
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-04, 23:24   

Każde trudne małżeństwo jest do uratowania!!
Gdybym na początku mojego małżeństwa wszedł na drogę autentycznej wiary, nie straciłbym kilkunastu lat, nie musiałbym ratować dzisiaj swojego małżeństwa. Ty masz szansę na to niemal od początku.
Oczywiście doradzam "twardą miłość" - możesz przeczytać o niej w Dobsonie. warto.
Ja nie miałbym złudzeń, że Twój mąż będzie chciał "wyszumieć" się, będzie chciał być "wolny", ale także od Ciebie zależy kiedy będzie miał tego wszystkiego dosyć. Jeśli chcesz odzyskać małżonka nie zabraniaj mu jego "wolności" - na siłę nic nie zrobisz, branie na litość tez wywołuje skutek odwrotny. Ja bym radził odsunąć się, zachować "życzliwy" dystans. On sam musi odczuć konsekwencje swojego postępowania. Pewnie musisz przejść długą i ciężką drogę, ale patrząc na świadectwa Sycharowiczów - to jedyny skuteczny sposób.
Nie myśl też, że to wszystko przez to, że on was nie kocha - to chyba nie tak, pewien ksiądz powiedział mi że sam P. Bóg wybrał dla mnie i pobłogosławił współmałżonkę, masz najlepszego na świecie, a że zagubiony......trzeba go odnaleźć.

więc tak jak pisze nałóg - Pogody ducha ! będzie ciężko, ale będzie dobrze - oby tylko z P. Bogiem
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-05, 13:22   

Moja żona też mi oznajmiła, składając pozew, że chce być wolna, musi zadbać o siebie, chce się bawić, nie tłumaczyć się nikomu z kim wychodzi i kiedy wróci...
Nie mieszkamy razem już jakiś czas, ale jej widocznie dobrze. Na brak pieniędzy nie narzeka. Alimenty ode mnie otrzymuje niemałe, zaniżyła swoje dochody, bo wiem że ma taką możliwość, do tego MOPS dopłaca do wyżywienia córek w przedszkolu i szkole, dopłaca do podręczników, ZUS płaci rodzinne. a dzieci więcej czasu spędzają ze mną niż z żoną, chociaż mieszkają z nią. Z tego wynika, że w tym kraju, lepiej być samotną matką, niż tworzyć pełną rodzinę, oczywiście jeśli ktoś lubi wyciągać rękę po darmochę.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-05, 13:47   

...
Ostatnio zmieniony przez bajka 2009-04-18, 09:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-05, 23:45   

Szczerze dziekuje za wasze wypowiedzi !

Dzieki waszym uwagom i spostrzezeniom dało mi się spojrzeć na sparwę pod innym kątem. Oprocz popadania w otchań rozpaczy i wyplakiwania sie pod byle pretekstem, zaczełam mysleć. A to z pewnością jest własciwa droga. :-)

Dziekuję Wam za wsparcie i inspirację do ciężkiej walki jak mnie niewatpliwie czeka. Dziekuje również za brak ogrudek i nazywanie rzeczy po imieniu. Ta świadomośc nie pozwoli mi stracić czujności.

I oczywiście juz się zaopatruję we właściwą lekture. Bede się zbroić.

W sobote mamy sie spotkać i porozmawiać. Jestem nieufna, bo mąż zastrzegł, że ejśli przyjadę bez dziecka nie bedzie żadnej rozmowy. Obawiam się, że jest w tym jakis podstęp, dlatego spokojnie zaproponuje, żeby to on nas odwiedził u moich rodziców. To najbezpieczniejsze rozwiązanie. Dzis wstąpiłam do mieskznaia po kilka rzeczy, co oczywiście było dobrym preteskstem żeby sie spotkać. Nie chciał rozmawiać. Wyszedł wczesniej do pracy. Jak zatrzasnęły się drzwi napisał mi sms że dopóki nie wróce do domu z dzieckiem nie bedzie ze mna rozmawiać. Ze spokojem odpisałam, że mamy o czym rozmaiwać, bo mamy poważne kłopoty i wróce razem z córeczką dopiero keidy dojdziemy do porozumienia. Dodałam, że będę cierpliwe czekac aż to rozważy i oczywiscie że wierze i niezmiennie go kocham. Może to brzmi nawiwnie, ale tak czuję i zamierza w tym wytrwać. Zaproponował spotkanie w sobote, tłumacząc się brakiem czasu w tym tygodniu, na wspomnianych wyżej warunkach. Dobre i to.

Będąc w mieszkaniu natknęłam się na wizytę księdza z koledą. Po rozmowie z ministrantami upewniłam się, że nas też odwiedzą. Tak się ucieszyłam, myślałam, że to będzie doskonała możliwośc zeby sie zbliżyć podczas wspólnej rozmowy z księdzem. Choć przynam, że było mi również niezrecznie. Niestety kiedy ministranci zapukali do naszych drzwi mąż pwoiedział, że zaraz wychodzi i nie przyjmie księdza. Bardzo mi było przykro, że tak to rozegrał. To było tak czytelna pomoc do nas skierowana... Znów odmówił. Ale wiem, że Bóg i tak znajdzie droge do jego serca. Modlę się o to.

pozdrawiam serdecznie

martin> mamy po 28 lat
Problemy z alkoholem zaniepokoiły mnie już wczeniej. Jednak w tej kwesti swego czasu doszliśmy do porzumienia. Początkową mąż obraził się "że robię z niego alkoholika" ale po moich usilnych i bardzo delikatnych tłumaczeniach w koncu przyznał mi rację, że sporwadza go to na zła droge. Zrezygnował z notorycznego "tylko piwa po pracy z kolegami". Jednak ostatnio znów wrocił do starych przyzwyczajeń, niestety w jeszcze gorszym wydaniu. Nie mam złudzeń, że jest problem.
Jego rodzice nie mają problemu z alkoholem. Sprawiają wrażenia bardzo zgodnego małżeństwa. Ja nie widze tam jednak dialogu ani miłości. To typowa polska katolicka świeconka i pasterka dla lepszego trawienia albo i nie jak sen moży a filmy dobre w tv. Od poczatku im nie ufałam. Fałszywa życzliwość, obślizgłe czułości i deklaracje o rodzinnym cieple. O takich rzeczach się nawet nie mówi po prostu się to czuję. To co naturalne jest jedynie prawdziwe. Jestem zadsadniczą i surowa w ocenach, co nie wyklucza życzliwości i otwartości na innych. Po prostu trzymam spory dystans do czasu kiedy nie nabiorę do kogoś zaufania.

chris> Wierzę, że miłośc do córeczek bedzie silniejsza niż ból jaki sprawiła Ci żona. Nie poddawaj sie, bądz najlepszym świadectwem dla swoich dziewczyn.
Życzę Ci wytrwałości i dużo miłości!

bajka> ostro ale bardzo trafnie..niestety.
Mam nadzieje, że przebrnę przez to i wyciągne z tego mojego gałgana na prostą :-)

marek12b7> będę pracować nad tym "życzliwym dystansem" Ale o zgrozo ile mnie kosztuje, żeby opanować swoje złe emocje.
I z tym pobłogosławionym wybranym też się zgadzam. I ponoć Bóg nie uwzględnia reklamacji ale gwarantuje niezawodny serwis :-)


Z Bogiem!
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-06, 11:45   

Jagodowa........... czytam ten Twój post i nie wiem czy płakac czy śmiac się.........
A wiesz z czego?????
A Ciebie.
Bo piszesz:"Przed slubem znaliśmy się pol roku. Dosc krotko, ale nie mialam wątpliwości ze to ten człowiek zostal mi dany na meza i ojca moich dzieci"

nie miałas wątpliwości,więc dlaczego masz je teraz?Dlaczego wyprowadzasz sie z Waszego domu?
Piszesz:"Kilka dni temu wyprowadzilam sie do rodzicow" .Wyprowadziłąś sie od faceta co do którego nie miałaś wątpliwości że jest odpowiedzialnym,mądrym mężem i ojcem Twoich dzieci?

To przed pójściem z nim do łóżka nie miałas wątpliwości a teraz je masz?Wtedy był inny?
To przy Tobie tak zgłupiał?Ty na niego tak podziałałaś?

Wiesz co chyba bym zrobił na miejscu Twoich rodziców???? Nie przyjął bym Cię z powrotem w domu.A wiesz dlaczego???
Bo to jest ułatwianie rozbicia ,pogłębianie kryzysu.Kryzysu młodego małżeństwa.
Bo nałatwiej ,jak przychodzi trud to uciec pod skrzydła mamusi..............
Jesteś dorosła???? masz 28 lat.................. wydaje sie że tak............ i co??? jak ciężko to fruuuuuuuuuuuuu............... do mamusi??? Miejsce żony jest przy mężu(wyjątki potwierdzają regułę),wziełaś za męża(byłaś przekonana o właściwym wyborze) faceta z całym dobrodziejstwem inwentarza,z długami,z nawykami,z jego rodziną,z jego przyzwyczajeniami,z jego sytemem wartości wyniesionymi z domu rodzinnego.A teraz "dajesz w długą"???
Nie znałaś jego rodziny przed ślubem???
Nie widziałąś ich "Ja nie widze tam jednak dialogu ani miłości" wcześniej?
Wiesz,jest ułuda myślenie że wychodząc za mąż nie wychodzisz za teściów.Bespośrednio nie ,ale pośrednio tak ,poprzez wzorce domu pierwotnego Twojego męza.Za nich bezpośredni nie,ale za ich tradycje,za ich zachowania,przyzwyczajenia,realcje,komunikację.
I albo akceptujesz te wzorce i realcje ,albo naraża sie na konflikt z mężem.W twoją stronę działa identycznie,Ty masz takie same zachowania wynoszone z domu ,które musi zaakceptowac Twój mąż .Trzeba czasu i ogromnego wyczucia aby wpływać na małżonka w sferze jego rodziny,jego domu rodzinnego.

A Ty piszesz:"Od poczatku im nie ufałam."

To jak mogłaś zaufać ich synowi????????On jest/był godny zaufania??? wychowany przez rodziców którym Ty,jako synowa nie ufasz????

I jeszcze pewnie nie raz ten brak zaufania wyartykułowaś mężowi??? może jeszcze w kłótni?
Kobieto.......... to nie oni wchodzą do rodziny ,a to Ty tam wchodzisz,to Ty powinnas zadabać o to by Cie polubili i zaakceptowali.
A Ty piszesz że ich oceniasz i trzymasz dystans:"Jestem zadsadniczą i surowa w ocenach, co nie wyklucza życzliwości i otwartości na innych. Po prostu trzymam spory dystans do czasu kiedy nie nabiorę do kogoś zaufania."

Piszesz:"Problemy z alkoholem zaniepokoiły mnie już wczeniej"
Kiedy??????? gdy był jeszcze tylko chłopakiem?narzeczonym? czy juz ojcem poczętego dziecka?a może już po ślubie zaczął pić???????
Wiesz.......... Jacek Pulikowski postawił taką tezę że spora cześć mężów staje sie alkoholikami pod wpływem żon.Ja osobicie(będąc alkoholikiem) nie w pełni sie z tym zgadzam,choć coś w tym jest.

Jagodowa............ z Twojego postu wynika ,że całym złem w Waszym małżństwie jest Twój mąż............... a gdzie Twoja rola?Osoba?
Jaki maszz worzec ojca-męża z domu rodzinnego????Jaki jest Twój ojciec??

Na koniec...............
Pewnie wyobrażałaś sobie innego męza?????
Innego wymarzyłaś???? a inngo masz................
A czy Ty nie wyszłaś za mąż za marzenia??? za wyobraznię???Nie widziałąś jego nagannych (dziś) zachowań przed ślubem? przed pójściem z nim do łóżka?
Napiszesz że był inny......że oszukał,że udawał,że grał...............

A może by tak wziąc na siebie konsekwencje własnych wyborów? nie uciekać do mamusi?może by tak do pradni małżeńskiej?może na spotkania małżeńskie?warsztaty dla młodych małżeństw?może terapeuta małżeński ??

Czy może najłatwiej mimo 28 lat uciec do mamusi???????????Niech mamusia ponosi tez konsekwencje decyzji córki o podjęciu współżycia i poczęcia dziecka a potem jakby troszkę wymuszonego ślubu????????????????

Wiesz Jagodowa.....??? pewnie to odczytasz jako ostre ,jako dołujące,ale to ma Ci otworzyc oczy.
tylko nie uciekaj,nie obrażaj się na forum............. od głaskania po główce sa inni na tym forum....ja nie....
Pogody Ducha......mimo wszystko
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-06, 22:20   

nałóg napisał/a:
Wiesz co chyba bym zrobił na miejscu Twoich rodziców???? Nie przyjął bym Cię z powrotem w domu.A wiesz dlaczego???
Bo to jest ułatwianie rozbicia ,pogłębianie kryzysu.Kryzysu młodego małżeństwa.


Zgadzam się w 100% - mój mąż uciekał tak trzy razy - a rodzice go zawsze przyjmowali, dogadzali jak mogli - bo to ich synuś:)
 
     
chris
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-06, 22:43   

moja żona też usłyszała od swojej matki, jak ci źle to się rozwiedź, będzie ci lepiej, po co naprawiać. Lepiej wszystko zacząć od nowa. A my ci pomożemy...
No i "pomagają"
 
     
Nusia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 11:53   

Gdy przeżywałam kryzys małżeński zupełnie przypadkowo wpadła mi w ręce książka "Uległa żona" ( myślałam, że to powieść i wypożyczyłam z wieloma książkami z biblioteki). Gdy zaczęłam ją czytać najpierw "ubawiło "mnie to co zaczęłam czytać - jest to rodzaj poradnika jak zostać ulkegłą żoną. Stwierdziłam, że ja tak często czułam się tłamszona w naszym małżeństwie, że to głupota itd. Jednak przeczytałam tę książkę i naprawdę się zmieniłam. Prawie zawsze wydawało mi się, że ja jestem taka mądra, świetna ale jak się doczytałam w tej książce byłam nadopiekuńcza i np. chciałam kierować życiem mojego męża, zakładałam często, że to ja mam rację, że on nie da sobie beze mnie rady. Czasem robiłam to słownie, czasem niezadowoloną miną...
Zmieniłam się - ufam, że on jest dorosły i że też może mieć rację. O dziwo on też zaczął się starać i chociaż ciężko mu zmienić swój sposób postępowania, czasami potrafi okazać mi swoją miłość, troskę.Często mówię mu, że go potrzebuję. Myślę, że jest to ważne. Spróbuj pokazać mężowi, że jest dla Was ważny, że go potrzebujecie. Wysyłałam mojemu mężowi sms-y czasem dowcipne, czasem mądre sentencje, czasem "randkowe" i on to lubi do dzisiaj. Moje małżeństwo przetrwało i chociaż przeżywamy czasem trudne chwile razem myślimy o przyszłości.
Życzę powodzenia
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 15:12   

Wiesz co Nałogu?

Przeczytalam "Cię" w tym wątku i nie wiem, czy się śmiac czy płakać, czyli "mam" z Toba dokladnei tak, jak Ty z Jagodową ...

żeby była jasnośc, nie popieram, "ucieczek" do rodzinnego domu z powodu byle konfliktu w małzeństwie, w ogóle nie popiram meszkania z rodzicami malzeństw, a nawet ludzi doroslych w pewnym juz wieku, bo to jest zwyczajnie niezdrowe.

Niemniej jednak - no wiesz, Twoja argumentacja do Jagodowej momentami mnie przynajmniej powala.

Otoż dowiedz się drogi Nałogu, że owszem ludzie się bywa przed slubem świadomie, albo nie kamuflują.

Jest to tym łatwiejsze, gdy znajomosc jest krótka i przyszli małzonkowie nie mieszkaja przed slubem z soba (czego zapewne nikt na tym forum raczej nie popiera).
Dośc łatwo widzieć kogos jako wspaniałego i bez wad niemal, gdy sie z nim spotykasz na luzie, bez obciązenia zwyczajnymi obowiazkami, słowem - na randce, czy nawet weekendowym wypadzie.

Rodzice? Rodzina ? przyszłego malzonka? W fazie tzw. "chodzenia" niewiele ma do wtrącania, a jeśli to jego dziecku łatwo to ukryć ograniczajac kontakty z nimi do minimum pod byle pretekstem.

W dzisiejszych czasach, gdy młodzi ludzie czesto studiuja w miejscu odleglym od miejsca zamieszkania rodziców, czy pracuja i poznaja w nowym miejscu kogos, czesto bywa tak, że do rodziców jedzie sie przedstawić przyszłą zonę/meża.
Nie jest wiec tak, ze sie na beiżaco "obserwuje" rodzine w kazdym razie - niekoniecznie.

Nie pisze teraz o Jagofowej konkretnie - tylko OGÓLNIE.
Owszem, calkiem niezradko bywa, ze ktoś się po slubiezmienia - bywa, ze na gorsze. A bywa, ze sie nie zmienia, tylko podczas wspólnego życia ujawniaja sie wady, które zawsze mial, tyle, ze podzcas "chjodzenia" takich nie widać. Przykladowo popijanie, skrajne skapstwo, bałaganiastwo, skłonnośc do dominacji. Czasem też ludzie przestaja dbac o siebie bo "juz nie muszę", a ty się dziwisz, ze Jagodowa nie zauwazyła wczesniej ...

No przestań ...
MOGŁA nie wiedzieć o niektórychj sprawach, kiedy jak to piszesz "poszła do łózka", a nawet wyszła za mąz (swoją droga mocne strywializowanie, bo o się bardziej liczy teraz? sakrament, czy to, ze przed nim poszla do łozka?)

Najlepszym przykladem na taka niewiedzę jestem ja sama, która znałam mojego bylego meza znacznie dlużej niz pół roku, a nie wiedziałam o naprawde kluczowych sprawach z jego życiorysu.

A MOGLO byc i tak, ze sam malzonek Jagodowej nie wiedział, ze sytuacja bycia ojcem go przerosnie. Ileż to opowieści kobiet, ze do urodzenia ziecka bylo ok, a po mą z ucieka z domu, bo nie chce zajmować się maluchem, dziecko go meczy itd. Ilez opowiesci panów, ze po urodzeniu dziecka zona pzrestala sie nimi interesować, skupia sie na dziecku, a oni sa bo są ?

Oceniasz Jagodową wg mnie zbyt syurowo, a podejscie masz nieskończenie pryncypialne.

Jasne, w jej przypadku "ucieczka" do rodzicow to gruba przesada, ale jak sama dziewczyna pisze - nie szło jej o te ucieczke, a o czas do namysłu , refleksji u męza. Tymzcasem tej refleksji chyba nie ma i w tym jest problem. Nie twierdx wiec, ze nawiala. Po prostu zeszła mu z oczu, zeby się zastanowil i jak rozumiem z jej relacji O TO JEJ szło.
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 15:27   

no no Panie nałóg, nie ostre ale jadowite wręcz treści Pana wypowiedzi.

Opisując swoje sprawy na tym forum godzę się na pewnego rodzaju ekshibicjonizm emocjonalny. Jednak nie zamierzam przyjmować na siebie takich oskarżeń i ocen.
A już wyrażanie swoich opinii w słowach " Jagodowa...czytam ten Twój post i nie wiem czy płakać czy śmiać się........A wiesz z czego????? A Ciebie." jest po prostu niegrzeczne.

Nie wymaga chyba wielkiego wysiłku analitycznego uznanie, że skoro podejmuje walkę o uratowanie mojego małżeństwa to mi na nim zależy. Tym samym konsekwentnie odpowiadam za swoją decyzję i przysięgę małżeńska. Ja nie mam wątpliwości, że kocham swojego męża i trwam przy nim.

Uznałam, że mój mąż potrzebuje czasu na otrzeźwienie i przemyślenie swojego zachowania, które rujnuje nasze małżeństwo. Wyraźnie dawał mi odczuć, że obowiązki wynikające z bycia ojcem i mężem nadto go obciążają i ograniczają jego swobodę. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastko.

Zdecydowałam, że wyjadę na jakiś czas do rodziców. Jestem im wdzięczna za cierpliwość i wsparcie. W stosunku do swojego dziecka postąpiłabym podobnie.
To nie tak że trzymają nade mną parasol. Potrafią być obiektywni i sprawiedliwi.

Nie mogę karać siebie za błędy męża.

pozdrawiam
J.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 18:27   

No.......... i wcale sie nie rozczarowałem.
"Głaskaczka" jest.......... głaskaj Piki,głaskaj.


Teraz Jagodowa........... nie mam żadnego interesu w tym by być jadowity.....ostry czasami w wypowiedziach tak .. jadowity ????? nie.To Twój odbiór.
Co do ugrzecznienia............ nie mam zam iaru na tym etapie byc ugrzecznionym,popierającym Ciebie i Twoje działania poprzez wieszanie psów na Twoim mężu.A wiesz dlaczego??????? Bo jego tu nie ma........... i nic nie da że poużalam sie nad Tobą.Od tego (jak widać) jest Piki.
Jagodowa......... prawda ,a w tym wypadku może być nawet tylko powierzchowna i cześciowa ,bywa często przykra i gorzka jak lekarstwo.
Lekarstwo choc gorzkie i niesmaczne to jednak leczy.Prawda leczy duszę.

Piszesz:"Jednak nie zamierzam przyjmować na siebie takich oskarżeń i ocen"

Ja nie jestem prokuratorem,nie jestem komisja egzaminacyjna do oceniania.
Ja tylko utozsamiam sie z tym co napisałaś,z treścią,moge być ewentualnie tylko albo aż lustrem.
Czy właściwym lustrem??? Czy takie swoje odbicie chciałas widzieć?
Z powyższego postu widać że nie.
Jagodowa..... wszelkie zmiany zaczynaj od siebie.Bo na siebie masz wpływ,na to co zrobisz.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 19:15   

"Głaskaczka" to akurat ze mnie kiepska Nałóg:)

Rzecz w tym, e Ty chyba chcesz się na kims wyżyć i kompletnie nie zcytasz co dziewczyna pisze, tylko masz gotowa teorie - uciekla do rodzicow głupia baba.
 
     
jagodowa
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-07, 22:02   

Panie nałóg, jesli Pana założeniem faktycznie jest utożsamianie sie z treścią mojego wątku to proponuje abyś przeczytał ją jeszcze raz, ze zrozumieniem.
Jak zauwazysz temat brzmi: Jak uratować młode małżeństwo? a nie zgodnie z Twoja interpretacja : Wieszajmy psy na moim mężu!


Przed podaniem lekarstwa warto wystawić właściwą diagnoze.
A aby ją ustalić czasem wystczy zwyczjanie porozmawiać.

Zapraszam więc do dyskusji.
Z pewnoscią przez swoje doświadczenie i szeroki punkt widzenia potrafisz zwrócić mi uwagę na sprawy, których nie zauważam.

A Piki dziekuję za zrozumienie :-)

[ Dodano: 2009-01-07, 22:09 ]
nałóg> Od jutra zaczynam pracę nad sobą!
1.Poszukam w parafiach w naszym mieście rekolekcji małzeńskich.
2.Zdobyłam lekture i zabieram się za czytanie Miłość potrzebuje stanowczosci. A tuz za nią pewnie bedzie Żona uległa - sugerując się tytułem, pewnie bardziej przez ciebie zalecana pozycja co? ;-)

pozdrawiam
J.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8