Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie zamierzałam pisać w świadectwach.....ale za sprawą pewnej osoby....piszę...
No bo cóż.... na zewnątrz wydaje się...bez zmian, nadal kryzys....
Pisałam tu na forum...już dawno o swojej sytuacji....jeszcze wtedy, kiedy nie wiedziałam o zdradzie mojego męża, która trwała dwa lata.
Od tamtego czasu dużo się u mnie zmieniło....tak wewnętrznie....napiszę krótko- cisza i noszę ją w sercu cały czas.... pustynia.....takie porównanie mi przychodzi do głowy.
Czuję, że w końcu odpuściłam i jestem zupełnie "goła" przed Panem.
Jasne, że jeszcze przychodzą różne niepotrzebne myśli, i obawy o przyszłość, i wspomnienia, i oskarżenia, nawet słuszne , ale tylko chwilka, a już cisza wskakuje na ich miejsce.....to takie niezwykłe, że nie da się o tym pisać.....
Czuje, że moje czoło jest gładsze, mniej już spięte....pomalutku robi się takie......słoneczne i jestem pewna, że przyjdzie też ogień i moc...... taka wewnętrzna do działania...
Już się nie szarpię, że coś powinnam a nie robię.....na wszystko przyjdzie czas...i na miłość do męża też....no bo.... jest pragnienie kochania go i na razie tyle musi wystarczyć.
Przeżyłam w minionym tygodniu lekki szok,( no nie taki lekki, bo miałam problemy ze snem) po przeczytaniu jego pamiętnika, z okresu zanim się poznaliśmy i początków naszej znajomości. Oczywiście nie zrobiłam tego wbrew jego woli, bo leżał na widoku i zawsze mówił, że jak chcę to mogę przeczytać, ale......zaznaczył...... nie będzie to miłe dla mnie , bo wiedziałam, że tam pisał listy do swojej byłej dziewczyny, poza tym były tam relację z różnych zdarzeń i jego odczuć....jak to w pamiętniku...
Przez 10 lat nie odważyłam się...ale teraz już tak....
Pierwsza moja myśl.....gdybym wcześniej to przeczytała nie wyszłabym za niego....
Nie chodzi tu o to, że kogoś miał przede mną....ale o jego wartości, których nie miał, o jego stosunek do ludzi, o niskie poczucie swojej wartości....
Była to jeden wielki rozpaczliwy krzyk o miłość....i tę miłość miała mu dać dziewczyna. Gołym okiem było widać, że chciał się od tej dziewczyny uzależnić, czerpać z niej siły, zrobić z niej Boga i ona też musiała się jemu podporządkować.
Nie było tak jakby chciał...pozostały głębokie rany, były jeszcze inne przygody, stał się cyniczny i zamknięty w sobie.
Niestety w tym właśnie momencie go poznałam....czułam, że coś jest u niego nie tak.
Zaprzeczał....i pewnie nawet nie wiedział, że cały czas miał maskę.....udawał, bo tak bardzo chciał, żebym mu nie uciekła...
W tym właśnie okresie był na dnie....a ja cóż....zauroczenie....taki miły.....spokojny i taki inny niż wszyscy.... standard po prostu....
Znowu myślę..... co ja z nim robię.....?????
Za moment jednak inna refleksja..... taki poraniony człowiek.........coś zrozumiałam...
Przeżywam to i jest to moim cierpieniem, że nic nie mogę zrobić dla niego...ale wszystko w rękach Pana przecież
W tej chwili mąż właśnie wkurza się na dzieci...nie chcą jeść jak zwykle, ale czuję, że to przez moje pisanie tak się wkurza, bo widzi, że piszę do kogoś
Jego stosunek do mnie też troszkę się zmienił, coraz mniej jest niemiłych uwag, więcej czasu poświęca dzieciom.....ale zwykle jest cisza między nami, taka właśnie chłodna....
To tyle..... może to moje pisanie komuś się przyda....
pozdrawiam gorąco
a
lena [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-20, 15:32
Atamo....według mnie jesteś kolejnym przykładem na to ,że można.....mimo burz, żalu i tego całego bólu.....można....
Od tamtego czasu dużo się u mnie zmieniło....tak wewnętrznie....napiszę krótko- cisza i noszę ją w sercu cały czas.... pustynia.....takie porównanie mi przychodzi do głowy.
Czuję, że w końcu odpuściłam i jestem zupełnie "goła" przed Panem.
....mimo myśli, obaw i złych wspomnień......cisza....na wszystko przyjdzie czas.
Pieknie Atamo
Ten pamietnik...tyle czasu leżał na wierzchu, a Ty się nie odważyłaś.....mimo że dawał sygnały (jak chcesz możesz przeczytać). Dlaczego akurat teraz??? Może to wcale nie przypadek?
Przez tyle lat nic ....moze KTOŚ uznał,że przyszedł ten czas, że jesteś gotowa?
Myśle sobie,że gdybyś dorwała go wczesniej....kto wie, może kopłabyś w zadek i z domu wywaliła?
Teraz...Twoja dzisiejsza interpretacja.... taki poraniony człowiek...... jejku aż mi ciarki przeszły.
Własnie.....tak z drugiej strony...... czy to nie było wołanie o pomoc? Jestem taki beznadziejny, niskie poczucie wartosci....niech mnie ktos uratuje,zmieni moje horyzonty, niech mi ktos w końcu powie.... jestes ok.
To jak rozpaczliwy krzyk o miłośc....ciągła ucieczka, szukanie......w końcu dno.
Potwornie bezradny i zagubiony człowiek!.
Atamo....czytałaś pewnie o sensie cierpienia....początkowo ni w ząb, nie dociera, bo jak?, dlaczego?....i dopiero z perspektywy czasu,kiedy juz cisza i spokój dostrzegamy jakiś sens.
Może to własnie ten czas???
Pozdrawiam goraco
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-20, 16:12
A może i tak Atamo....gdy już wreszcie cisza w nas i spokój, dostrzegamy drugiego człowiaka. I jaki On inny od tego , co o Nim myślimy....jaki biedny sie okazuje i bezradny...jaki poraniony! A my widzimy częśto, że to drań i ten który rani .
A rani, bo poraniony ! Biedny, zagubiony człowiek ! Szuka dla siebie ratunku, chce sie wydostać z dna swojej rozpaczy, zagubienia....nie potrafi inaczej....rani innych. Całe Jego życie, to rany do Niego i od Niego !
Atamo, Ty już wiesz co robić ! To Ty w Waszym małżeńswie dostałaś łaske widzenia tego co złe i łaskę i pewnie siłę walki o Was, naprawy związku. Oparłaś sie na Bogu i czekasz.....On Cię poproadzi, postawi ludzi = pomocników. Trwaj w pokoju Pana i On niech Was poprowadzi !! Życzę Ci dużo wiary, nadzei i milości !
Piszesz, że mąż się denerwuje, bo dzieci JAK ZWYKLE nie chcą jesć ! Nie przgap tego faktu !! Co się dzieje z dziećmi, że nie chcą jeść....to ważne !!
Dzieci sa obrazem tego, co dzieje sie w domu...są delegatami problemu...i One wołając o pomoc....pokazują swoim zachowaniem, że cos nie tak . Szukaj pomocy, skonsultuj to ze spacjalistą ! Ten problem niejedzenia...to nie przelewki. Pozdro !! EL.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 08:31
Tak dziewczyny....jest poraniony, wierzy tylko sobie....a wśród przyjaciół, znajomych czy w rodzinie nie ma żadnych autorytetów....przynajmniej nic o tym nie wiem....
Zapytałam jego mamę....czy jest ktoś taki, ona też nie wie.....
Żyje sobie tak i jest "dzielny", wkłada te swoje maski i myśli, że właśnie taki jest.
Mogę się mylić, ale po przeczytaniu tego pamiętnika potwierdziły się moje przypuszczenia, jest w gorszym stanie niż myślałam, gorszym niż 10 lat temu.
Wtedy jeszcze próbował coś zmieniać w sobie, miał marzenia, a że liczył tylko na siebie, nic z tego nie wychodziło, a potem to już tylko równia pochyła w dół.....
Potem jeszcze małżeńskie problemy....tego już nie wytrzymał....
lena napisał/a:
Atamo....czytałaś pewnie o sensie cierpienia....początkowo ni w ząb, nie dociera, bo jak?, dlaczego?....i dopiero z perspektywy czasu,kiedy juz cisza i spokój dostrzegamy jakiś sens.
Może to własnie ten czas???
Lena...właśnie, nawet się cieszę, bo to cierpienie mogę ofiarować w intencji mojego męża, a więc, to już nie samo cierpienie...to już radość i cierpienie
El tak mamy problem z jedzeniem, a przyczyna jest prosta....dzieci były zmuszane przez męża do jedzenia...szczególnie starszy.
Długo z tym walczyłam...i sama tłumaczyłam i nasz pediatra delikatnie sugerował, jego mama.....Nie....nic to nie dało, bo przecież muszą jeść....!!!
Zresztą...temat jedzenia to taki temat zastępczy, wszystko sprowadzało się do tego.
Pewnie też takie reakcje męża spowodowane były naszymi małżeńskimi problemami.
Starszy jest teraz w lepszej sytuacji, bo raczej wszystko mu smakuje, gorzej z młodszym...
Już nie jest tak ostro w tym temacie jak kiedyś....właśnie od czasu, kiedy jesteśmy w ostrym kryzysie.
Pustyni ciąg dalszy....
I wcale nie chcę rezygnować
pozdrawiam gorąco
dobrze, że jesteście...
a
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 09:39
Byc może Atamo, jedzenie czy nie jedzenie dzieci było jedynym tematem, kiedy dzieci widziały, że tato razem z mama a mama razem z tata...byc może tylko wtedy widziały Was razem...a podświadomie dzieci cchą, żeby mama z tata byli razem, rozmawiali itp.
Byc może tez tylko wtedy dzieci dostawały zainteresowanie ojca nimi ????
Albo zainteresowanie obojaga rodziców razem nimi - dziecmi ? Może tylko wtedy byliście zawsze wszyscy razem...gdy pora jedzenia, czy nie jedzenia ? Wtedy też być może...tylko w tym jednym przypadku rodzice współpracowanli ze sobą....i w żadnym innym nie było jedności między Wami ?
To duży problem i zmuszanie dzieci tylko nasili problem ! Ech..Ty to wszystko wiesz !
Atamo...a co do męża...hm..może Mu tę maske ściągnąć ? Powoedziec o maskach, powiedziec jak Ty to widzisz...zaproponowac pomoc ? Wiesz..w takich maskać to traci sie w końcu swoja tożsamość...można oszalec bez tożsamosci ....Kim jest Twój mąż...a kim chce być ...czy Mu to wyjdzie , to chcecnie bycie kim innym nic jest ....
No..masz niełatwy orzech do rozgryzienia....ale Ty juz wiesz...juz Pan Cię prowadzi i niech Cie = Was blogoławi !! EL.
Anuszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 11:51
Atama-pustynia mowisz:))) A prawdopdobnie wtedy silnie dziala Bog. I choc wydawac by sie moglo, ze to zawieszenie, to prawdopodobnie spywaja w tym momencie najwieksze laski na Was. Tak slyszalam- w momencie pustyni trudno to chwycic. A pamietnik Twojego meza jakos tak uzmyslowil mi byc moze problem mojego-choc on pamietnikow nie prowadzi. Szkoda, ze ten moj nie rozroznia tego co czuje, co sie z nim dzieje. Nie potrafi tego nazwac. Po prostu nalog niszczy mu wszystko.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 12:21
El problemu jedzenia czy nie jedzenia dzieci już z mężem od dawna nie poruszam, nie ma sensu, a skutek odwrotny....
Chyba musiałabym użyć jakiś drastycznych środków...a do czego to doprowadzi...?
Zresztą jak pisałam jest już nieco lepiej...
EL. napisał/a:
Atamo...a co do męża...hm..może Mu tę maske ściągnąć ? Powoedziec o maskach, powiedziec jak Ty to widzisz...zaproponowac pomoc ? Wiesz..w takich maskać to traci sie w końcu swoja tożsamość...można oszalec bez tożsamosci ....Kim jest Twój mąż...a kim chce być ...czy Mu to wyjdzie , to chcecnie bycie kim innym nic jest ....
No..masz niełatwy orzech do rozgryzienia....ale Ty juz wiesz...juz Pan Cię prowadzi i niech Cie = Was blogoławi !! EL.
El, mój mąż jest człowiekiem, który potrafi się "przyzwyczaić" i tak sobie wiele rzeczy, przykrych rzeczy tłumaczy...."przyzwyczaiłem się", no bo jest "twardzielem" a to w nim rośnie i rośnie, a potem wybucha z byle powodu w stronę dzieci lub moją...
Myślę.....że jeszcze te wrzaski....chronią go przed szaleństwem.....tyle, że jest ich(tych wrzasków) coraz mniej...
Czasem myślę....może ona go pociesza...? Twierdzi, że się z nią nie spotyka, ale ponieważ z nią pracuje (pracują w innych pokojach tej samej firmy) i łączą ich obowiązki służbowe to zawsze mogą zamienić choćby parę słów. Tym bardziej, że ona rozwiodła się ze swoim mężem po roku małżeństwa z powodu mojego męża i choćby dlatego może walczyć o niego
Masz rację El ściągnięcie tej maski "twardziela" przydałoby się.....a jak to ma wyglądać..?
Czy ja mam go demaskować..? W jaki sposób..? Kiedy? Czy on jest w stanie przyjąć cokolwiek ode mnie, a tym bardziej jakieś moje uwagi co do jego tożsamości....?
Odpowiem NIE WIEM.
Taka myśl jeszcze tłucze mi się po głowie.....musiałabym to robić z WIELKĄ MIŁOŚCIĄ...
ściskam
a
Anuszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 12:26
Atama bardzo mi przykro. Powiedz mi , jezeli mozesz oczywiscie i chcesz.....Ona sie rozwiodla z powodu Twojego meza ze swoim mezem. A czy Twoj maz dazy do rozwodu???? Chce z nia byc, czy mu uklad taki, jaki jest wystarcza, tzn. ona gdzies na boku. Ty w domu....????
Pozdrawiam.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-21, 12:26
Anuszka napisał/a:
Atama-pustynia mowisz:))) A prawdopdobnie wtedy silnie dziala Bog. I choc wydawac by sie moglo, ze to zawieszenie, to prawdopodobnie spywaja w tym momencie najwieksze laski na Was.
Anuszka....... i w Twojej sytuacji ta pustynia ma rację bytu. Łaska płynie niezależnie od uczuć Twojego męża....i mojego i każdego.....
[ Dodano: 2008-04-21, 13:29 ]
Anuszka póżniej napiszę, bo muszę z dziećmi do lekarza
Pisałyśmy równocześnie
[ Dodano: 2008-04-21, 16:52 ]
Tak Anuszka ona rozwiodła się ze swoim mężem z powodu mojego....no niby taka zakochana....
Wiem to od mojego męża, ale nie wiem co ona o tym myśli....bo nie rozmawiałam....
A on był wyrażnie z tego podboju dumny.....
Nawet nie musiał jej nigdzie szukać.....po prostu sama przyszła...no bo w pracy.
Anuszka napisał/a:
A czy Twoj maz dazy do rozwodu????
Chciał odejść jak wszystko wyszło na jaw....ja mówię odejdż jak nie możesz inaczej, ale decyzję pozostawiłam jemu, przy czym powiedziałam, że kocham, ale jestem bardzo poraniona i tej miłości teraz nie widać...i jakby został to nie wiem kiedy mogłoby się coś zmienić między nami...może za następne 10 lat...., więc jak mu się już nie chce.... to niech odchodzi...Największym problemem dla niego okazały się dzieci...nie chciał ich zostawiać....nawet łzy były(obserwowałam pierwszy raz to zjawisko)
Jeżeli chodzi o mnie to już "nie pamięta"co nas łączyło,pomyłka, wypaliło się, nigdy fajnie się nie rozmawiało tak jak z tamtą, brak wspólnych zainteresowań...... normalnie standard.....
I tak się zastanawiał jakiś miesiąc.....no i tak pytałam po raz kolejny jaka jest jego decyzja, a on na to...."nie widzisz, że zostałem"...?
Większości warunków jakie postawiłam, jeżeli chce być z nami...nie spełnił.....a mi nie starczyło odwagi, żeby być konsekwentną ze względu na dzieci...
Jedyne, co zrobił ze swojej strony...to obiecał, że nie będzie się z nią spotykał (w pracy jestem pewna..... widzi się z nią codziennie choćby służbowo)
Tak naprawdę to nie wiem jak to wszystko wygląda i nie mam żadnych podstaw, żeby mu wierzyć....
Jeżeli będzie chciał nadal mnie zdradzać...nawet psychicznie to będzie zdradzał...nie mam możliwości sprawdzić i nawet się nie staram, bo potrafi dobrze się maskować.
Mogłabym wynająć detektywa...ale to chyba duża kasa....i nie myślałam o tym poważnie, a z drugiej strony zależy mi na tej wiedzy...bo nie chcę żyć w zakłamaniu....na to się nie zgadzam!!!!!
Na razie obserwuję jego zachowanie, nie zamykam go w domu, a jak wychodzi to mówi gdzie, a mi pozostaje wierzyć....i chyba wierzę coraz bardziej...
Ma ostatnio problemy z sercem(wada wrodzona, czyli nie przeze mnie ), więc myślę, że choćby to....może go powstrzymywać od podwójnego życia...może być i tak, że ona działa na niego "kojąco"
Acha...do tej pory nie wyraził chęci na odbudowę naszego małżeństwa, twierdzi, że nie wierzy, że ja się zmienię , ale to też norma u zdradzaczy...a może KIEDYŚ zdecyduję się na wspólną terapię, ale teraz nie chce, bo nie będzie się "kłócił przy obcych ludziach"
No mimo wszystko tchnie to trochę optymizmem
No i znów się rozpisałam...
pozdrawiam
a
Anuszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 06:43
Dobrze, ze sie rozpisalas. Mowia, ze faceci sa wygodni, gdyby chcial zwinalby manele i poszedlby do tamtej. Widocznie nie chce. Wiesz co? Ja moge zrozumiec jeszcze uzaleznienie, ze to choroba, ze nie mozna sobie z tym poradzic, caly ten system zaklaman itd. Ale nie pojmuje zdrady ( strony zdradzajacej) i potem zostawania przy zdradzonej partnerce. Poza tym, kiedy uzaleznienie bardzo dokucza czlonkom rodziny, bo uzalezniony jest trudny, zaklamany, pokrecony jak swinski ogon, nigdy nie jest sie pewnym co bedzie za minute, i to wszystko meczy, wykancza. Tak zdrada poniza bardzo zdradzonego-rzuca do parteru. I bardzo sie boje akurat zdrady meza......nie wiem, nie mam pojecia co by bylo gdyby-ja bym chyba wtedy poraniona na maxa, zabrala mala i sie wyprowadzila. Ojciec zdradzal mame.
Trzymaj sie Atama:)))
[ Dodano: 2008-04-22, 07:51 ]
Dodam jeszcze, chcialam to napisac, ale umknelo mi. Obserwuje swojego meza. Do stwierdzen typu, ze zdradzil-nastapil taki fakt, nie mam przeslanek. Nie daje powodow. Dom praca, praca dom.....jezeli wychodzimy to z reguly razem. Ale znowu jezeli chodzi o psychiczna zdrade, emocjonalna, myslna to podejrzewam, ze nie raz cos takiego mialo miejsce. Narkotyki myla pojecia, fakty, wyprowadzaja w las sumienie. I musze sie przyznac, ze ta jego psychiczna ( nie wiem, jak to nazwac- "duchowa" ?- zdrada) meczy mnie. Nazwijmy to tak: nieczystosc jego, mnie meczy.
Pozdrawiam:))))
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 09:00
Anuszka...dlaczego zdradza...?, bo kryzys.......a faceci najczęściej uciekają od problemów.
Jedni w zdradę, inni w narkotyki, alkohol, czy internetowe przygody.....
Czasem narkoman szybciej dozna wstrząsu...sięgnie dna, niż taki porządny obywatel, który zdradza.....Ten co zdradza ma zawsze w zanadrzu tysiąc usprawiedliwień swojej zdrady:
bo żona niedobra...
bo to pomyłka była...
bo nie będzie z nią na siłę...
bo się wypaliło....
a on taki zakochany...
blebleeeee.....
Narkoman czy pijak....jeżeli doświadczy konsekwencji swojego nałogu, to jest szansa, że szybciej się opamięta...ale i tak nie ma żadnej reguły...
Ty musisz odciąć się od jego ćpania...wiem, że to trudne, a Nałóg już wiele razy pisał na ten temat...
Mój mąż też musiał w końcu uznać, że to co mi zrobił to świństwo w czystej postaci ale uznał to dopiero po dwóch latach zdrady (fizycznie rok i pół)
Dużo to go kosztowało(mnie też)....więc jest nadzieja, że nie będzie się bawił w zdrady....
Uznał swój błąd, a teraz jest na etapie...bo....patrz wyżej.
Generalnie jest "twardzielem", nie pali, nie pije, za to lubi oglądać mocne filmy sensacyjne hihihihiii
Ta maska....myślę, że to taka zależność jeszcze z dzieciństwa.."ojciec pił, a ja nigdy nie będę......bo twardziel jestem", a do tego dochodzi póżniej zawiedziona miłość, wrodzona nieśmiałość i wrażliwość, kompleksy, lęk przed samotnością....
Anuszko...Twój lęk przed zdradą...?
Tylko czy narkoman może kochać...?
Tego to ja nie wiem....
Tym bardziej, że tak zwany trzeżwy też myli motylki w brzuchu z miłością.....
Wszystko i wszyscy podlegamy różnym wpływom, poprzez naszą przeszłość, zranienia, a nawet to, co przeżyła nasza babcia.....nigdy nie mieliśmy czystego konta, stąd nasze trudności w byciu w małżeństwie i w ogóle grzech.....no i stąd moja
pustynia
i wielkie pragnienie....MIłOŚCI
i ciągła zależność jedynie od takiej.....MIŁOŚCI
chcę być w ciągu.......
Pozdrawiam cieplutko
a
Ostatnio zmieniony przez atama 2008-04-22, 11:43, w całości zmieniany 1 raz
Anuszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 10:41
Moj, czy mnie kocha???? Coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze nie. Na pewno nie kocha. Nie jest dla mnie oparciem, wsparciem. On sie boi tylko byc sam, ze soba. Wiec gdyby mnie zabraklo, kto wie szukal by kogos kto by przy nim byl.
atama [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 11:42
Anuszko nie myśl już o tym czy kocha czy nie, bo to znów powoduje, że Twoje myśli krążą wokół niego i to te niedobre jak sądzę, ale to z własnego doświadczenia....
Też mam mocne podstawy, żeby twierdzić, że mój mąż mnie nie kocha....mało tego, sama zastanawiam się czy kocham własnego męża...., ale te myśli już nie budzą we mnie popłochu....
Wiem, że to trudne i te myśli będą jeszcze wracać...a mogą być to straszne myśli, wiem coś o tym.....
Mogę Ci jedynie powiedzieć jak było u mnie....po prostu się poddałam....całkowicie oddałam swoją własną nędze..... i mam taki zakątek gdzieś na dnie.....gdzie jest cisza......... i ON, choć wiele rzeczy się dzieje wokół mnie i przeżywam zwykłe codzienne sprawy, i dobre i złe emocje.....to miejsce, ta pustynia ciągle trwa.....
Anuszko jesteśmy zbudowani z pragnień...nasza tożsamość to pragnienia...
Sama nie wiem czemu o tym piszę..............może dlatego, że wielkie pragnienie zaprowadziło mnie na pustynie??
Wiesz co??? Było też tak, że już NIC nie chciałam...i od siebie i od nikogo, ale to też potrzebne było...
Może warto zadać takie pytanie....czego tak naprawdę pragnę, na samym dnie swojej duszy.....
Pozdrawiam
a
[ Dodano: 2008-04-22, 12:54 ]
Dodam coś jeszcze....bo do tej pory mam ubaw....
Otóż miałam sen.....szczegółów nie pamiętam...
Mąż w roli głównej, jesteśmy jeszcze przed ślubem i ma miejsce jakiś przekręt ze strony mojego przyszłego męża.....
Podchodzi jakiś "napakowany" facet ( mój sprzymierzeniec, przyjaciel) i pięścią przywala mu w twarz, w prawy policzek, bardzo mocno i bardzo słusznie
Ciekawe jest to, że moment przywalania pamiętam bardzo dobrze...
Wyszło moje prawdziwe ja.....???
ekola [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 13:23
Atama, dziękuje Ci że to napisałaś...
Bo okazało się, ze te myśli, ta "nędza" - to się zdarza, to trzeba przejść i zaakceptować jako część siebie... A ja właśnie teraz przechodzę.
Więc jakbym zyskała taką malutką nadzieję, że nie jestem jeszcze taka zła, że ten zły czas, czas najczarniejszych myśli jest do czegoś potrzebny. I że Pan i tak ze mną tam będzie. Tylko ON... i ja.
Tylko przy tej huśtawce myśli - która "ja" jest prawdziwa? No i własnie - czego ta "ja" tak naprawdę pragnie?
Pozdrawiam
Anuszka [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-22, 13:29
Ja sie pragne nie bac:))))) I dobrze, bo sobie na pytanie odpowiedzialam dotyczace milosci. Napisalam, ze mnie moj maz nie kocha i poszlo....bo tak jest przeciez. Ktos uzalezniony kocha to co mu zaspokojenie daje, jego skolatanej psyche....a mu to daje narkotyk.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum