Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 19:46   

Zupełnie czymś innym są granice stawiane dziecku, i pozwolenie na ponoszenie konsekwencji, a czymś innym tak samo nazwane granice i konsekwencje, pozwalane na ponoszenie dorosłemu człowiekowi.
Mówicie, Panowie, o dwóch różnych sprawach - stąd część niezrozumienia między Wami. Choć część jeno, reszta do skomunikowania się ;-)
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 20:11   

Hej. O tym właśnie pisałem. W procesie socjalizacji, wychowawczym granice stawiane dziecku pełnią zupełnie inne funkcjem mają inny cel niż granice stawiane małżonkom. Mnie nie wychodzi i nie ukrywam tego, że stawinie granic mojej żonie. Na rzie to co pisałem wyżej zakomunikowałem to co zakomunikowałem, robię na razie to co robię, efekty, cóż, na pewno wiele do życzenia, żona... zarażona hehe, płacz, szloch, może depresja, rostrój organizmu no dalej to samo, romansuje. Jak długo nie wiem, powiedziałem że musi się zdecydować. Jeszcse nie wyznaczyłęm terminu.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 21:27   

To trzeba chyba wyznaczyć konkretny termin. Moze się okazać, że kochaś nie jest zainteresowany byciem z Twoją żoną cały czas, może mu odpowiada romans z doskoku i sprawa się skomplikuje, a żona jak tu często mówią musi sięgnąć swojego dna, bo wtedy ma szansę się odbić. Wydaje mi się, że stosujesz za bardzo miękką tą twardą miłość. Czytałeś Dobsona? ( jakoś mi to umknęło). Nie rozczulaj się za bardzo płaczem żony i jej depresją, to są też konsekwencje, a im bardziej boli tym większa szansa na opamiętanie. Dziś był czytany na Mszach św. list, dobrze byłoby go żonie podrzucić do przeczytania.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 21:34   

w.z. napisał/a:
Cierpliwy - kompletne nieporozumienie! Nie potrafię pojąc Twojego toku myślenia, a jak widzę Ty również nie próbowałeś pojąc mojego nim podjąłeś krytykę.
W dyskusji, moim zdaniem warto czasami karkołomnie założyc, że nie zawsze trzeba miec rację.
Dystansu do siebie życzę :).

Ano nieporozumienie

w.z ja mam dystans do siebie.

Czy ja podjąłem krytyke???
Ja to widze raczej jak przedstawienie swojej myśli-mam chyba prawo???

Ale widzisz jak czujesz krytyke,najpierw sam przerób w sobie czy faktycznie jestem krytykowany???

Kolejny raz polecam program 12 k(wszystko przerabiamy w sobie ,a nie w innych).

Nie odpowiadam za twoje odczucia,ale skoro to sorry
i pozdrawiam

[ Dodano: 2009-12-27, 21:58 ]
Cytat:
Mówicie, Panowie, o dwóch różnych sprawach - stąd część niezrozumienia między Wami. Choć część jeno, reszta do skomunikowania się
_________________

dzieki Pani moderator za post wyjasniający.

Wyjasnie tylko co mi chodziło stawiając sie w przyblizonej roli.......

-moja granica zarazem wskazując konsenkwencje.
powiadamiam o sytuacji jaka jest dla mnie nie do przyjecia(poniżająca mnie i mój związek)
-daje alternatywe z wyznaczonym terminem.
-zarazem nie odsuwam sie służąc pomoca wiedząc jak to jest trudne dla drugiej strony
-rozumiem jej zagubienie,rozchwiany stan emocjonalny,i dotychczasowe niezadowolenie z mojej postawy czy zachowań
-wyznaczając własne granice,jestem świadom że i druga strona ma własne granice-jakie chce okreslić.

i najwazniejsze rozumiem że człowiek jest wolny i jego wybór tez jest wolny.

A co mnie dotkneło w poscie w.z .........opis z tym nakryciem kołderką pary....

Co starałem sie wskazac TOLERANCJĘ...,
mysle ze teraz wyjasniłem
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 22:40   

cierpliwy napisał/a:
-zarazem nie odsuwam sie służąc pomoca wiedząc jak to jest trudne dla drugiej strony


Czyli Twoim zdaniem należy wspierac osobę, która zdradza małżonka, gdy jej z tym ciężko.
Rozumiem, aczkolwiek nie pochwalam. To moje zdanie i mam do tego prawo. Nie wiem czy mam rację czy nie, ale to moja własna racja i tyle.
Uważam, że nie należy wspierac zdradzacza gdy ten, ma byc może wyrzuty sumienia. Moim zdaniem należy pozwolic mu odczuc konsekwencje zdrady, a nie obwiniac siebie. Nad sobą pracowac - tak, jak najbardziej, ale już się nie obwiniac, bo to niczemu nie służy.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 23:36   

w.z zakończmy bezsensowny dialog.....nic nie popieram.

Jedynie bliższy jestem tolerancji,darowi wybaczenia i widzenia bliżniego nawet we wrogach....

własnie pracowac nad sobą-byc może nadal cos nie przerobione


pozdrawiam i dobranoc

[ Dodano: 2009-12-27, 23:47 ]
czyn oddzielamy od człowieka-po to by nadal kochac człowieka.

I jeszcze to oczywiście nie damy sobie wepchnąc winy.
ale czy jej brak????

Za to odpchnięta wine zamieniamy skrzywdzeniem.
A pielęgnowane skrzywdzenie to tez patologia-jaka zżera od środka i niszczy nadal związek.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 00:08   

zkszacior

uważam że:

1. To co żona Ci opowiada, to żadna depresja itp
2. Jest to tani spektakl i teatr
3. Służy to jedynie do opowiadania "obiektowi" jak to ona cierpi w małżeństwie

objawy są typowe, niestety ...
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 08:00   

Zkszacior zachowanie Twojej żony bardzo, ale to bardzo przypomina mi zachowanie męża.
Odkąd zaczął mnie zdradzać cierpiał na kreyzys egzystencjalny, użalał się nad sobą, czytał o depresji, robił testy na depresję....a ta depresja to się kochanką nazywała. Co mnie zastanawia, nawet wtedy nigdy nie stwierdził, że małżenstwo, ja jestem przyczyną tej depresji. Przeciwnie winne było zachwianie światopglądu religijnego, praca...bo niczego nie osiągnął...a rodzina była jego jedyną pociechą, jak mawiał. Jego stan to były raczej wyrzuty sumienia, że zdradza, a machinę oszustw opanował już do perfekcji....miał dylemat czy zostawić dzieci czy nie. Do dzisiaj nie potrafię rozgryźć jaka była prawda, dlaczego nie mówił, że mu ze mną źle, bo jakoś przy posiadaniu kochanki argumenty, że bał sie mnie stracić wydają mi się śmieszne.

Człowiek jest tajemnicą i czas chyba nad tym przestać się zastanawiać.
Zkszacior Twoja żona na pewno nie ma depresji....nie biegałaby wyszykowana do kochanka! Jej stan to borykanie się z dylematem odejść do niepewnego przecież kochanka i zostawić synka. No ale w tym, swoją postawą "akceptacji" jej działań, na pewno nie pomożesz. Koniecznie radzę Ci ustal termin jej decyzji, dla dobra Was wszystkich.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 12:38   

zkszacior,piszesz:"W procesie socjalizacji, wychowawczym granice stawiane dziecku pełnią zupełnie inne funkcjem mają inny cel niż granice stawiane małżonkom."

Pozwolę sobie nie zgodzić sie z Tobą.
Granice sa granicami....niezaleznie czy stawiane dzieciom czy dorosłym,sobie czy innym.
W procesie socjalizacji istotną sprawą jest ASERTWNOŚĆ.A ta jest niczym innym jak stawianiem granic.
Sobie-swoich i innym aby nie przekraczali ich.
Przywoływany przez Ciebie proces socjalizacji to -wg mnie- zachowania asertywne uwzględniające granice innych ludzi.
często zdarza sie tak ,że asertywność może wydawać sie ranieniem innych.
Tak bywa w kryzysach mw konflikcie.
I często te zranienia są subiektywne bo wynikające z przekroczenia granic innych ludzi np.męza czy żony ,i ich naturalnego prawa do szacunku ,do obrony przed naruszaniem ich dobrego imienia,ich istoty człowieczeństwa,ich prawa do miłości.

Mam wrażenie że Twoja żona w tym swoim procesie socjalizacji ciagle przepycha granice,a Ty swoim wycofaniem ,swoją postawą ją do tego zachęcasz.
Bo lubisz być cierpiętnikiem,lubisz się nad sobą poużalać,potaplać się swoim "błotku",bo tak jest fajnie.............. bo znasz już te swoje "błotko",wiesz gdzie jest dno w tym bagienku.
I racjonalizujesz zachowania żony,tłumasz je,przed samym sobą i nami deprechą,rozdwojeniem jażni,płaczem,szlochem...................
A on,ta Twoja żona az sie prosi:CZŁOWIEKU,MĘŻU,WALNIJ W STÓL,ZATRZYMAJ MNIE,JA TONĘ I NIE MOGĘ SIĘ SAMA ZATRZYMAĆ!!!!!!!! POMOCY!!!!!!!!!!
POSTAW MI TWARDE GRANICE

a ty????? WOLISZ TO CO ZNANE, bo to co nie znane(granice postawione żonie) może wywoła ccoś czego nie jesteś w stanie dziś zaakceptować......więc wolisz pozostac ze starymi lękami a nie zmierzyc sie z tym co niewiadome
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 12:46   

Zkszacior, a może Twoja żona i ma tę depresję....bo przeciez nie łatwo Jej żyć na dwóch facetów i na dwa domy !

Skoro mówi, że jest nieszczęśliwa w małżeństwie....to po co masz czekać do końca czy początku lutego ? Po co masz przez miesiąc czy dwa patrzeć jak się męczy, jak płacze w domu i jak wyszykowana wychodzi do kochanka !
Może warto powiedzieć Jej, że ma decyzję podjąć do końca tego roku a od NOwego Roku rozpocząć nowe życie.....i Ona.....i TY !

Tak, myślę, że Twoja żona ma poważny dylemat....
Hm...a kim jest ów kochanek ?? Jest kawalerem, ma mieszkanie, ma pracę itp ??
A może nie tak łatwo jest mu przyjąć kochankę do domu .....zapłakaną i nieszczęśliwą ze zrobiła draństwo mężowi i porzuciała dziecko.

Myślę, że im szybciej postawisz te granice, tym szybciej sprawa się rozwiąże.
Masz codziennie oglądać nieszczęśliwą i zapłakaną żonę.....to raczej prędzej daj Jej wolność i niech będzie szczęśliwa i uśmiechnięta.
Ech życie !!
A Ty zaczniesz od nowa swoje życie .....i będzie pięknie !! Tego życzę z całego serca !! EL.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 20:25   

depresja społeczna....
termin określający zgryzoty spowodowane trudnymi stosunkami z innymi osobami... odtrącenie, obawa przed odtrąceniem jest najpowszechniejsza przyczyną niepokoju powodującą lęki...
Kiedy ta potrzeba jest zachwiana często rodzi u takich ludzi obawy, lęk przed wyłączeniem z grupy, a nade wszystko każdemu zalezy na przynalezności do grupy i bycia w niej akceptowanym... /czytaj rodzina, przyjaciele, praca, znajomi.../
wszystko to wpływa na nas tak emocjonalnie powodując rózne stany nastroju bo świadcza o lęku związanym z utrata czegoś na czym nam zalezy, czyli akceptacji innych, dobrego zdania o sobie...
i niewiadoma poprzez swoje zachowania jakimi możemy sie sami pogrązyc...

odtrącenie za złe, moralnie napiętnowane zachowania nasze przez innych sa dla nas hamulcem do zaprzestania czy tez trwania czy dążenia do zrealizowania ich...
odczucie wygnania, potepienia, sprawia, ze nasza potrzeba bycia w stadzie i bycia w nim postrzeganym jako dobrymstaje sie większa od przymusu własnego zaspokojenia jakies potrzeby...
pozwalanie na takie odczuwanie swoich emocji z tym związanych, pozwala na zastanowienie sie i przeanalizowaniu swojego zachowania do czego sam siebie moge doprowadzic... do wygnania i potępienia

dlatego towarzyszy takim odczuciom, przemyśleniom przygnębienie, płacz, smutek
i z powodu takich odczuć wielu ludzi uchroniło sie przed popełnieniem czegoś złego w swoim zyciu...
przygnębiające emocje, nastrój jest jak najbardziej normalną reakcją na swoje zachowanie bo świadczy o ogromnej sile bycia akceptowanym jednak w stadzie, grupie mimo własnego chciejstwa tego co dla mnie dobre, z uwagi na potepienie z tego rezyguje...
jest to walko między soba zwycięstwem dobra nad złem... własnego nad dobrem innych dla któych rezygnuje z czegoś jak i zapłata za takie postepowanie w efekcie miano dobrego człowieka, kochającą matkę, ojca w oczach innych...

dlaczegóż zatem takiej osobie nie pozwolić na takie doznania tylko ją samą jeszcze przed tym chronić, brac na siebie odpowidzialność czyiś kroków, odsuwając od niej moment moralnego zetknięcia sie z takim potepieniem ze strony innych... tu czesto wielu chroni swoich partnerów by świat nie dowiedział sie o ich postępkach... bo nadzwyczajniej nam wstyd za zachowanie partnera, gdzie powinno byc na odwrót to partner powinien sie czuc zawstydzony swoim zachowaniem...

emocje i nastroje z tym związane działają jak busola moralna, smutek, lęk obawa przed zagrożeniem sprawiają, że czujemy wstyd bądz mamy poczucie winy...
raczej powinniśmy wystrzegac sie zawstydzania drugiej osoby jej postepowaniem, pokazywaniem innym tego...bo wtedy druga strona przyjmuje postawe obrona przed potępieniem ze strony innych... lepszym rozwiązaniem jest uświadomienie drugiej stronie niewłaściwości zachowań jego tak by sam empatycznie poczuł wyrzuty sumienia, miał poczucie winy i w ten sposób sam uświadamiając sobie swój naganny uczynek starał sie sam zadośćuczynic krzywdy...
wstyd wywołany poczuciem iż inni sie o czymś złym dowiedzieli sprawia, iż osoba zamiast zadośuczynic krzywdzie stara sie swój moralny uczynek zatuszować czy tez przerzucić wine na kogo innego...

tylko osoby które w zwiazku nadal jeszcze żywia do siebie jakiś uczucia potrafią poczuwać sie do winy, pozostali właśnie dlatego, ze nie sa zbyt emocjonalnie związani ze swoja ofiara nie odczuwaja iż wyrządzaja jej krzywde i cierpienie, czasami wręcz wrogość miedzy nimi sprawia, że cierpienia takiej osoby sa odczuwane jako sprawiedliwe wyrównanie rachunków...
gdyby tylko miedzy nimi na nowo nawiązała sie nić porozumienia, więzi od razu osoby cierpiące otrzymaliby pomoc od swojego partnera, bo ten empatycznie by odczuwał to tak,
jakby cierpienie tyczyło sie jego samego....
... poczucie winy wiąże sie z empatia bo uruchamia sie proces wyrzutów sumienia... bliskiej mi osobie sprawiłem cierpienie...
dlatego tak ważne jest by w zwiazku nie dochodziło do utraty empatii, do zatraty komunikacji, relacji i pozytywnych więzi właśnie dlatego, by wciąz każdy w zwiazku współodczuwał to co czuje druga strona
... wtedy wyrządzenie krzywdy drugiej osobie jest o wiele trudniejsze, druga strona nie jest już tym czyms,
co mnie samego krzywdzi
ale jest kims bliskim, do którego zywimy uczucia, a sprawianie komus cierpienia kogo kochamy wywołuje właśnie w nas tak wielkie poczucie wstydu, żalu...

czasami takiego, że sami sobie po takim postępku nie umiemy wybaczyc... jak mogliśmy wyrządzić komuś tyle cierpienia czy krzywdy...
czesto tez dochodzimy do takich refleksji po ozywieniu sie relacji między partnerami.... którzy przedtem sprawiali sobie cierpienie ale jak tylko ich wzajemne stosunki uległy poprawie, ociepliły sie sprawianie komuś wtedy krzywdy, zdrady staje sie niemożliwe ze względu na poczucie winy i wstydu wyrządzanej krzywdy...jak i emocjonalnej więzi z ta osoba, która broni i chroni przed wyrządzaniem jej krzywdy

dlatego tak ważne sa pozytywne relacje miedzy partnerami... jak i odcięcie sie od emocjonalnego wpływania na nas drugiej osoby jeśli nas nas krzywdzi, a my nie mamy wyboru i mozliwości obrony przed tym...
nie branie na siebie odpwiedzialnmości za jej czyny,
a pozwalanie tej osobie doświadczać podejmowania własnych kroków z jego konsekwencjami,
jak i stawianie granic nie tej osobie a sobie...
my często chcemy brac na siebie odpowiedzialność za kogos bo mamy w tym własny interes... teraz ja sie toba zajme wiem co dla ciebie dobre.. a dobre jest to co u mnie nie sprawia lęków i poczucia odrzucenia...
tak mocno sie nakęcamy,
że zaczynamy sterowac życiem drugiej osoby pod własne dyktando własnych naszych potrzeb, że potrzeby drugiej strony przestają byc dla nas ważne, lub wogóle stwierdzamy ze ma takie same jak my...
bo to co dla nas dobre jest dobre i dla tej osoby...

a jesli ktoś nas krzywdzi uczmy sie stawiac granice nie tej osobie ale najpierw sobie... uczmy sie sami postrzegac kto nas krzywdzi i jak sie przed tym bronic, uczmy sie mówić NIE! tym osobom a nie z racji lęku przed porzuceniem robimy wszystko by ta osobe zatrzymać przy sobie kosztem własnego szacunku, tłumienia gniewu na jawnie okazywaną pogarde nam i brak szacunku... bo przeciez nikt nam nie wiejdzie do ogródka przez płot jak sami mu na to nie pozwolimy by tak siedział i sie panoszył....
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 22:55   

Witam. dawno się nie odzywałem i dzięki za wasze odpiwedzi jak zwykle niezwykle cenne. Nie pisałem m.in. dlatego ze zaraz po swietach moja zona postanowila, poniewaz padl nam komputer, zabrac go do swojego lubego zeby go naprawil. Oczywiscie powiedzialem ze ja tez to moge zorganizowac-moj kuzyn jest informatykiem. Ale jak wrocilem wieczorem do domu komputer byl juz spakowany a zona w progu. postanowilem ze nie tkne tego komputera i zaczalem dzwonic czy ktos nie ma do sprzedania uzywanego starego laptopa. dalej szukam ale jak widac przelamalem sie i pisze i uzywam tego kompa. nie ma nigdzei juz kafejek internetowych, a potrzebuje komputera m.in do poszukiwania pracy.

A tak poza tym to oprocz uzuc i emocji ktore sie pojawiaja czuje PUSTKE!
Tak moja zona nie ma chyba zadnej depresji, stroi sie i wychodzi. Co zrobilem do tej pory. Stanowczo poinformowalem zeby zastanowila sie gdzei jest jej dom, gdzie i z kim chce mieszkac. Powiedzialem ze ja sie z naszego mieszkania nie wyprowadze, bo to jest nasz dom, naszej trojki, ktory takim wysilkiem i trudem zbudowalismy. zona powiedziala ze gdyby nasza sytuacja finansowa byla inna to problem by sie rozwiazal a tak jestesmy zmuszeni do takiej sytuacji. Odpowiedzialem ze to nie jest sprawa pieniedzy pomimo ze fakt ja sam nie bylbym w stanie tego udzwignąc.
Rozmawialiśmy tez cos o podziale obowiazkow opiece nad dzieckiem, powiedzialem zonie ze nie ma jej nie raz dwa trzy dni w tygodniu ze nei ma jej dla dziecka, ze bez skrupulów, wyrzutow wychodzi z domu, ze to dla mnie wyglada tak jakby po prostu wybierala po miedzy juz nie tylko mna a tym drugim tylko nim a dzieckiem. zona powiedziala ze to nie ja bede ja rozliczal z tego jaka jest matka zrobi to syn.
Zona chciala ustalic zrobic grafik kto kiedy wychodzi, powiedzialem ze w domu jest grafik mojej pracy ja nie potrzebuje tego ustalac jesli bede chcial sie od czasu do czasu z kims spotkac to jej to powiem, ale z nia nie bede ustalał zadnych jej wyjsc, bo to tak jakbym sie na to zgadzal, wyrazal zgode. wyraznie powiedzialem ze ja do tego reki nie przxyloze ze nie moze mnie mnie deo tego zmuszac, jak chce wyjsc to niech wychodzi to jej wybor, jest wolnym czlowiekiem i kazde z nas odpowiada za swoje wybory i ponosi odpowiedzialnosc. jesli chce wychodzic to niech mnie o tym nie informuje nawet.
Zona nawet cos powiedziala jesli chodzi o opieke nad dzieckiem ze bedzie go ze soba zabierac, ale powiedizla to jakos niepewnie a ja stanowczo powiedzialem ze nie ma takiej mozliwosci i przypomnialem jej jej wlasne slowa ze dziecko to nie RZECZ(to powiedziala ze nie zabierze mi dziecka bo to nie przedmiot), nie da sie dziecka tak po prostu zabrac i postawic w nowym miejscu jak jakis mebel, przedmiot.
Jesli chodzi o sylwestra. To dzien wczesniej powiedzialem ze wroce z pracy poxniej bo chce sie z kims spotkac, no żona nie byal zadowolona delikatnie mowieac, powiedzial ze to swinstwo i wogole ze zachowuja sie jka... jakos sie nie zdenerwowalem. Powiedzialem ze co ma jedno wspolne z drugim, ja i tak jje nie zabronie wyjsc. Dodatkowym faktem bylo to ze dzsiaj zaczalem prace od 7.00 wiec zona musiala wrocic wczesniej. Prze łzy prawie wukrzyczala mi ze to mi nic nie pomoze. Szkoda gadac.
Upadam co chwile na pysk i czuje PUSTKE.
A odpowiadajac na wasze pytania to jest tak. Ten jej facet ma mieszkanie na duzym siedlu blokowisko same wiezeowce, pracuje i studiuje, ma samochód, jest kawalerem i jest młodszy od zony jakies 6-7 lat. Zona ma 30. Zreszta ja tez jestem od zony mlodszy rocznikowo wychodzi 2 lata. Dziwne zawsze uwazala mnie za starszego ze Ona wogole nie odczuwa tej ronicy wieku pomiedzy nami, ze to nawet ja jestem starszy od niej.
Poza faktem ajk ja sie z tym czuje a raczej czulem bo dla mnie to gowniarz ktoremu powinienem dokladnie i powoli obic buzke, to wyglada to naprwde przedziwnie.
Dalej jesli chodzi o ksiazki to czekam na Dobsona i na "Dzikie serce". Moze jeszce cos zamowie. Ksiażki zamowilem w tajemnicy przed żona, nawet nie przyjda na nasz adres.
Mam do Was pytanie, bo tak jak juz wczesniej pisalem jestem glupi.
"NAŁÓG" pisales ze zona wola o pomoc zebym walnal w stol, zatrzymal ja, postawil granice. nie wiem czy tak jest ale zarono ty jak i inni piszecie o tym. A ja sie Was pytam konkretnie JAK TO ZROBIC? JAK TO PRZERWAC? JAK ZATRZYMAC MOJA ŻONĘ?

Nie chcesie tlumaczyc. szuakm pytam. W tym tygodniou zaczynam psychoterapie, postaralem sie o przewodnictwo i wsparcei duchowe, zamowilem ksiazki, wiem , wiem wszystko ZA POZNO, ale staram sie robic co moge. Nie zrozumcie mnie zle, ale chcialbym jesli to mozliwe oczywiscei z waszej strony skorzyatc z waszej wiedzy i waszego doswiadczenia, tak jak kiedys pisalem dzieje sie to w pracy grupowej, ze jedzie sie na cudzych doswiadczeniach. Niektorzy z was pewnie wiedza o czym mowie.
Zreszta bede wdzieczny za kazde Wasze slowo.
Pozdrawiam.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 23:47   

zkszacior, pliiz, nic "za późno" TERAZ jest ten czas. Ja nie odpowiem Ci dokładnie na Twoje pytania, ale chcę tylko tak napisać, że Twoja żona ujrzy w Tobie mężczyznę, którego w sobie zazcynasz wypracowywać. Zobaczy na kim tak na prawdę może się oprzeć i gdzie jest bezpieczna. No gdzie??? Przy swoim rycerzu zkszaciorze oczywista :-)
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-02, 09:52   

Zkszacior dobrze, ze masz plany....bez tego ani rusz! Widzę wielki postęp w Twoim postępowaniu- masz swoje konkretne zdanie i zaczynasz je bronić....bo przecież nie podoba Ci się co wyprawia żona. Trzymam za Ciebie kciuki. Cokolwiek się nie wydarzy musi być dobrze, bo Bóg z nami!
Ja już wiele dobrego dla siebie widzę w odejsciu męża. Odkrywam siebie, przedtem mnie nie było...czułam się jak jednostka w państwie totalitarnym...na własne życzenie!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-02, 10:17   

Hej

Sama jestem teraz w sporych tarapatach ale pomądrzę się ;-)
Czytam Ciecie i widzę
Cytat:
Ale jak wrocilem wieczorem do domu komputer byl juz spakowany a zona w progu. postanowilem ze nie tkne tego komputera

Hm ja bym nie darowała ...nie bylo Twojej zgody na to, zona zrobila co chciala, uwazam ze nie powinienes tego odpuszczac...bo dajesz zonie sygnał, ze nie musi liczyć sie z Tobą...

Ni ebyo zgody, nie zgadzam sie bys wynosila NASZ komp...czy to powazne traktowanie Ciebie, waszych ustaleń?

mam wrazenie ze zamiiast walczyc, strzealiles (sorry) focha..obraziles się...ale to nic nie zmienia w stosunku zony do Ciebie
zona być moze widzi faceta, ktory nie za bardzo umie zawalczyć o swoje, jest urazony i obraża się...tak ja to widzę
Cytat:
Stanowczo poinformowalem zeby zastanowila sie gdzei jest jej dom, gdzie i z kim chce mieszkac. Powiedzialem ze ja sie z naszego mieszkania nie wyprowadze, bo to jest nasz dom, naszej trojki, ktory takim wysilkiem i trudem zbudowalismy.


super :-)
Cytat:
Rozmawialiśmy tez cos o podziale obowiazkow opiece nad dzieckiem, powiedzialem zonie ze nie ma jej nie raz dwa trzy dni w tygodniu ze nei ma jej dla dziecka, ze bez skrupulów, wyrzutow wychodzi z domu, ze to dla mnie wyglada tak jakby po prostu wybierala po miedzy juz nie tylko mna a tym drugim tylko nim a dzieckiem. zona powiedziala ze to nie ja bede ja rozliczal z tego jaka jest matka zrobi to syn.
Zona chciala ustalic zrobic grafik kto kiedy wychodzi, powiedzialem ze w domu jest grafik mojej pracy ja nie potrzebuje tego ustalac jesli bede chcial sie od czasu do czasu z kims spotkac to jej to powiem, ale z nia nie bede ustalał zadnych jej wyjsc, bo to tak jakbym sie na to zgadzal, wyrazal zgode. wyraznie powiedzialem ze ja do tego reki nie przxyloze ze nie moze mnie mnie deo tego zmuszac, jak chce wyjsc to niech wychodzi to jej wybor, jest wolnym czlowiekiem i kazde z nas odpowiada za swoje wybory i ponosi odpowiedzialnosc. jesli chce wychodzic to niech mnie o tym nie informuje nawet.

Hm, mi to nie wyglada na rzeczowa rozmowę ale wybacz na OBWINIANIE żony..zona ma racje, to nie czas na rozliczanie żony...ale na przekazanie konkretnych propozycji
mniej pretensji i żalu....wylewaj go tam gdzie sie da...ale nie przed żoną...bo tylko sie zamknie w sbie i nic nie ustalisz
Cytat:
jesli chce wychodzic to niech mnie o tym nie informuje nawet.
[/quote]
wyobrazam sobie ze to raniące dla Ciebie jest
ale jak chcesz ustalic podział obowiazkow gdy nie bedziesz wiedział kiedy żona jest w domu, przeciez ona moze wyjsc do fryzjera czy do biblioteki...

Mam wrazenie ze wchodzisz tez nieco w rolę męczennika i ofiary, wybacz ze tak prosto z mostu, ale mi rowniez sa znane takie zachowania...
A wychodz jak najwiecej z domu...co Ci szkodzi....nawet samotnie do kina...z kolega na piwo...nie siedz w domu, widac z twoimch postow ze jestes wspanialym ojcem dla Jasienicy :-) a synek potrzebuje ojca na luzie, zadowolonego...moze takie wyjscie pozwoli ci sie zrelaksować.

Moze nadmierna obowiazkowoscia swoja zdjąes odpowiedzialnosc z zony?
Tak to czasem działa...ja n za bardzo sie staralam o malzenstwo, maz czuł sie zwolniony z tego.
Ludzie sie uskrajniają czasem. MOze u was tak jest?
Zachecam Cie do tych wyjsc, nalezy Ci sie relaks...nawet gdy na poczatku bys musiał siebie przymusic do takiej aktywnosci...mi bardzo ciezko to idzie czasem..ale jak juz wyjde to swietnie jest, a maz był zaintrygowany i zaciekawiony...

Bo tak zona ma idealna sytuacje do rozwoju romansu...wyręczasz ją w domu

piszesz
Cytat:
Dodatkowym faktem bylo to ze dzsiaj zaczalem prace od 7.00 wiec zona musiala wrocic wczesniej. Prze łzy prawie wukrzyczala mi ze to mi nic nie pomoze.

to normalne ze zona sie złosci, zaczyna odczuwac bolesne konsekwencje, sprobuj lapac do tego dystans....wyciagasz jej poduchy a ona sie obija..niestety nie da sie inaczej...mozesz sie modlic za nią i nadal byc konsekwentnym

pytasz?
Cytat:
"NAŁÓG" pisales ze zona wola o pomoc zebym walnal w stol, zatrzymal ja, postawil granice. nie wiem czy tak jest ale zarono ty jak i inni piszecie o tym. A ja sie Was pytam konkretnie JAK TO ZROBIC? JAK TO PRZERWAC? JAK ZATRZYMAC MOJA ŻONĘ?


Dla mnie chocby zatrzymanie jej w progu z tym kompem...
granice, juz to robisz powoli
podzial obowiazkow sprawiedliwy, bez Twojego męczennicttwa!
zajecie sie sobą bez ogladania na żonę, swoim zyciem, im bardziej trzymasz sie zony tym bardziej ona che uciekac...
daj jej przestrzeń...na sile nie da sie zatrzymać, wolność ale zaznaczasz przeciez wyraznie ze to co robi nie jest w porzadku...
konsekwencje to tez szlaban wg mnie na wspolne spedzanie czasu, zwierzanie sie Tobie
jestes mezem swojej zony i to w Tobie winna miec oparcie...jaki komunikat jej dajesz gdy ma oparcie i w tobie i w kochanku?
Wie ze czekasz na nią i to jest bardz duzo...ale dopoki zdradza...nie ocieralabym żonie łez...pozwol jej odczuc to co traci...
A traci bardzo wiele oddanego męza i ojca swojego dziecka

wlasnie czy żona czuje ze cos traci???
Dwie sroczki za ogon ;-) i kochanek i troskliwy, pomocny mąż zyc nie umierać
Jak stawiasz veto pokazujesz zonie, ze traci kogos waznego dla niej...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9