Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
czy mamy jeszcze szansę? Jak prztrwać?
Autor Wiadomość
hanula
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-07-23, 23:32   czy mamy jeszcze szansę? Jak prztrwać?

Witam,
Nie wiem od czego zacząć. Mam burzę mózgu w głowie. Postaram się od początku.
Ja byłam młoda 24 lata, on nieco starszy 33. Ja nieco z obawami i lękami, bo to mój pierwszy poważny związek, on....... mężczyzna doświadczony. Nim zaczęliśmy prowadzać się za ręce dużo ze sobą rozmawialiśmy, opowiadaliśmy o naszym wcześniejszym życiu. Stąd pomimo, że byłam nim oczarowana trochę mnie przerażał. Dlaczego? Wiedziałam, że z domu wyprowadził się szybko, bo przed 20, wyprowadził się do dziewczyny, z którą poznali się jeszcze w szkole. Ich związek trwał chyba 15 lat, albo i dłużej. Chociaż był dziwny (przynajmniej w moim mniemaniu), on w trakcie ich bycia razem chodził na dyskoteki, na inne panny, zdradzał ją w zasadzie od początku. Miał nawet pod koniec ich związku przez 3 lata kochankę, którą poznałam, ale o tym później. W zasadzie mieszkali razem, ale przez długi czas nic ich nie łączyło, jeździli osobno na wakacje, każdy miał swoich znajomych, osobno spędzali czas. On podobno przez ponad 3 lata zastanawiał się jak jej powiedzieć, że odchodzi, ale nigdy nie mógł znaleźć odpowiedniego czasu. Związek, który tak długo trwał w końcu się skończył. W zasadzie pamiętam to, chociaż nigdy nie poznałam tej dziewczyny, ale już znałam Misia ;) Byliśmy wtedy dobrymi kolegami, którzy wszystko sobie mówią. Pamiętam jak jechał jej powiedzieć, że się wyprowadza. Jak to przeżywał.
Kochankę, którą poznałam miał przez 3 lata. Zawsze wiedziałam, że łączył ich seks, bo nie dostawał tego w domu. Ich związek się rozpadł, bo 1. nie myślał nigdy o niej poważnie 2. bo czyniła mu sceny zazdrości o zdrady (ale o jego dziewczynie, z która mieszkał wiedziała i nawet ją poznała i chciała się z nią zaprzyjaźnić). Poznałam ją ponieważ mamy wspólnych znajomych. Ona jest z innego miasta, ale jak tylko dowiedziała się, że Miś kręci się koło nowej dziewczyny (to byłam ja) zaraz zapragnęła być z nim znów. Walczyła przez długi lata, zawsze o sobie przypominając. A to dzwoniąc do niego od błahym pretekstem, np. z życzeniami imieninowymi dla mnie, a to nagle znajdowała się na naszym (tj w moim, Misia i naszych wspólnych znajomych) sylwestrze, a tam zawsze przypadkiem musiała usiąść koło niego, prosić go do tańca i koniecznie chciała się ze mną przyjaźnić. Chociaż wiem, bo sama na własne uszy słyszałam jak bardzo mnie nie lubi, nienawidzi i źle mi życzy. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ona musi być w naszym towarzystwie. Wiem, że mieliśmy wspólnych znajomych, ale przecież nie musieliśmy ich odwiedzać w tym samym czasie. Misiu o tym wiedział, ale jak on zawsze twierdził, przecież jego już nic nie łączy z nią.
Jesteśmy parą od 7 lat. Ponad 5 lat ze sobą mieszkaliśmy na wynajmowanym mieszkaniu. Było cudownie, jak w bajce. Zawsze wspólne tematy, jednakowe podejścia do życia, podobny światopogląd, podobne teorie. Wszystko zawsze robiliśmy razem. Wyjazdy, wspólni znajomi etc. Byliśmy nierozerwalni. W zasadzie przez ten cały czas raz na początku się pokłóciliśmy i nigdy więcej! Co prawda mi często przeszkadzała jedna rzecz, nie rozumiałam i do dzisiejszego dnia nie rozumiem, dlaczego nigdy nie poprosił mnie o rękę. Nie raz poruszałam ten temat, to albo byłam zbyta, albo mówił, że wszystko w swoim czasie.
Lata jednak nam leciały i w życiu każdej kobiety tak i moim przyszła chęć na założenie rodziny. W tym czasie zaczęliśmy budować nasz wspólny dom - wielkie plany i marzenia, że w końcu będziemy na swoim. Jak zawsze marzyłam najpierw o sukni ślubnej a później o dziecku, ale wiedząc, że temat ślubu ciągle jest odkładany (od czasów rozpoczęcia budowy wymówką były pieniądze i że nie można zacząć wszystkiego naraz) pomyślałam sobie może zatem najpierw będzie dzidziuś. Nie powiem, bo delikatne namowy i sugestie na ten temat trwały koło pół roku może roku, aż w końcu zaczęliśmy starania. Po roku czasu zaszłam w ciąże. Do dziś mówię, że córcia jest zesłana przez Boga. Nigdy nie byliśmy bardzo praktykującymi katolikami, ale jak starania o dziecko z miesiąca na miesiąc kończyły się fiaskiem poprosiłam Misia, żebyśmy zaczęli chodzić do Kościoła. I może ktoś mnie wyśmieje, ale zaraz okazało się że jestem w ciąży. Ależ była ogromna nasza radość, choć i moja obawa czy podołam temu odpowiedzialnemu zadaniu. Tym bardziej, że parę miesięcy wcześniej otworzyłam swoją własną firmę.
Początki ciąży znosiłam okropnie. Przez pierwsze 4 miesiące nie wychodziłam z ubikacji. Wymioty 24 godziny na dobę wykańczały mnie psychicznie i fizycznie. I tutaj niestety też skończyła się nasza idylla partnerska. On zupełnie nie rozumiał co się dzieje. Mówił, że wymiotuję specjalnie żeby nie chodzić do pracy, że wcześniej u obcych pracodawców zawsze się starałam i poświęcałam i zostawałam po godzinach a o swoje nie dbam, że są to pieniądze wyrzucone w błoto, że on mi nie może pomóc bo ma swoją firmę. Pamiętam, że ja klęczałam nad ubikacją a on się pytał czy długo jeszcze bo musimy już wychodzić, bo on się spieszy. Nie raz mówiłam mu o moich odczuciach, że mi jest źle, wtedy się zamykał, obrażał i przestawał odzywać. Ile ja łez wypłakałam. Włącznie z tym, że chciałam się wyprowadzić do domu samotnej matki. Przez całą ciążę cierpiałam na okropną bezsenność, nie mogłam spać po nocach. Za to zasypiałam o 6 rano. Wiedział o tej mojej dolegliwości ale zawsze mnie budził, że czas do pracy po 2 godzinach snu. Gdy tylko minął 4 miesiąc poczułam się lepiej. I tutaj pojawił się nowy problem. Podróż służbowa do Azji - związana z moją działalnością. Ponieważ była to moja firma, Misiu twierdził, że ja muszę pojechać, ja natomiast bardzo bałam się podróży która trwała 30 godzin. Po rozmowie z ginekologiem i dla dobrych naszych stosunków podjęłam ten ryzykowny krok i pojechałam. Na szczęście nic złego się dziecku nie stało. Choć byłam podróżą i tam przez dwa tygodnie od rana 8 do 19 wiecznie w drodze na skuterku wykończona. Potem przyjechał towar i też praca od rana do wieczora przy układaniu towaru etc. Wiem, że moja praca nie zawsze była wydajna, że często trzeba było do mnie mówić coś dwa razy. Ale ja byłam w innym świecie, ja myślałam o naszym dziecku. I nie rozumiałam, dlaczego Misiu nie pozwala mi się cieszyć tym wspaniałym okresem bycia w ciąży. On zauważył mnie gdy byłam już w 8 miesiącu. Gdzie było mi bardzo ciężko. Wtedy nosił mój komputer i wybierał się ze mną na większe zakupy i pieścił mój brzuch, przemawiał do dzidziusia. Jednak jego nastroje była różne. Już wtedy wszystko się zmieniło. Mniej ze sobą rozmawialiśmy. Kiedyś będąc w 5 miesiącu, przypadkowo, na jego komputerze zobaczyłam włączony gg z dziewczyną (wiedziałam, że z nią koresponduje, ale wersja dla mnie była, że to ona go zaczepia a on z nią nie lubi rozmawiać - to jakaś jego bardzo stara koleżanka). Nie mam nawyków czytania czyiś wiadomości i chciałam okienko zamknąć, ale wzrok przykuła ostatnia linijka - "buziaczki między nóżki". To była noc a ja myślałam, że ziemia się pode mną zapadnie. Wiem, że źle zrobiłam, ale przeczytałam ich rozmowę od początku. Dowiedziałam się rzeczy dziwnych: 1. że mieszka ze zflustrowaną kobietą w ciąży 2. że chętnie by poszukał kochanki ale nie ma na to czasu 3. czy może ona ma ochotę na ostry seks 4. ponieważ ona jest z gdańska a on się wybiera tam w przyszłym tygodniu na dwudniową delegację to może się spotkają.
Nie muszę chyba mówić co wtedy myślałam. Było mi tak bardzo przykro, poczułam się tak bardzo oszukana, upokorzona ......... i wszystko co najgorsze. Nie wiedziałam czy mam się pakować czy nie. Zaczęłam go obserwować, pytałam czy mnie zdradza, czy ma kogoś, czy może jest coś o czym nie wiem, czy chce mi coś powiedzieć. Zawsze mnie zbywał. Po pewnym czasie ostrzegał żebym uważała bo jego związek z kochanką (tą o której pisałam) właśnie dlatego się skończył i że zachowuję się dokładnie jak ona i że ma tego dosyć.
Narodziła się nasza córeczka. Ja chwilowo zapomniałam o problem, obolała i zachwycona naszym dzieckiem nie myślałam o niczym innym jak tylko o niej. Misiu też był chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przez pierwsze 3 tygodnie praktycznie jak tylko był w domu to chciał sam wszystko koło niej robić. Kąpał ją, przebierał, kochał, całował, przytulał. Podobnie jak i mnie. Byłam taka szczęśliwa, pomyślałam wróciły stare czasy. Jeszcze raz mu powiedziałam co czułam podczas ciąży. że może faktycznie trochę bujałam w obłokach - śmialiśmy się z tego. On oczywiście nie zauważał swojej winy. Machnęłam na to ręką, bo przecież teraz już nic nie jest ważne skoro mamy córcię. Idylla szybko się skończyła, szybko znudził się dzieckiem, kiedy okazało się, że mała ma problemy ze snem, że noce są nieprzespane. Najpierw wyprowadził się do drugiego pokoju, po potem większość czasu spędzał przy komputerze, zasłaniając się, że tego praca. Niestety większość czasu to chodzenie po stronach allegro i forum niekonwencjonalnych wynalazków i wolnej energii i nie wiem czego jeszcze. Małej i mnie poświęcał coraz mniej czasu. Między czasie wprowadziliśmy się do naszego domu - dużego domu, gdzie powierzchni jest 4 razy więcej niż na starym, wynajmowanym mieszkanku. Ale nie cieszy mnie już nic, nie mamy ze sobą kontaktu, nie praktycznie ze sobą nie rozmawiamy - są dni że słowem się do mnie nie odezwie tylko tak, nie i koniec. O cokolwiek zapytam zawsze są to "rzeczy błahe, głupie, nieważne" a jak są już ważne to on jest zmęczony. Córci poświęca czas 15 minut dziennie - resztę siedzi na kompie. On się nią cieszy ale w dziwny sposób, po 10-15 czy 20 minutach nie wie co z nią robić. Nudzi mu się. Nie ma pomysłów na zabawy. Córcia ma już 11 miesięcy a Misiu był z nią 3 razy na spacerze sam i ze 3 razy z nami obiema. Mam wrażenie, że wszystko nas różni, podgląd odnoście wychowania dziecka, wydawania pieniędzy etc. On nigdy nie sprząta, zostawia wszystko na środku i wychodzi, bo ja siedzę w domu to mam czas (firmę prowadzę z domu i tutaj pracuję). Wie, że jest mi ciężko, ale stwierdza, że skoro mam pomoc mamy to o co chodzi. Pranie, sprzątanie, zmywanie, robienie zakupów, opieka nad dzieckiem i firma to mój obowiązek. Nie powiem czasem coś ugotuje - zazwyczaj w niedzielę lub sobotę kiedy moja propozycja jest taka, kto gotuje a kto zajmuje się mała. HM...... chyba średnio to o nim świadczy jako o ojcu, skoro zawsze woli gotować, prawda?
Miesiąc temu dowiedziałam się, że zaczepia dziewczyny na gg. Szuka znajomości nieopodal naszego miejsca zamieszkania, w jakim celu................ Wiem, że rano w niedzielę wysyłał jej muzykę na dobry początek dnia. .... Cóż zostawiam to bez komentarza. Co mogę w tej sytuacji zrobić, jeżeli mi nie ma nic do powiedzenia, jeżeli słyszę porównania, że jestem jak jego była kochanka, że ze mną nie ma o czym rozmawiać, że ma mnie dosyć, żebym zostawiła go w świętym spokoju. Jak z tym walczyć? Często się kłócimy, mało rozmawiamy, on nigdy nie chce. Nie powiedziałam mu o tym, że czytałam jego wiadomość na gg, pytałam się co to miało znaczyć, poczuł się urażony, jak śmie go o to pytać. Jak się godzimy, za każdym razem tłumaczę mu, że nie możemy żyć obok siebie, że już on kiedyś miał taki związek, gdzie żył z kobietą ale obok i nic dobrego z tego nie wyszło. On mówi, że rozumie. Po czym jak proszę o wyjaśnienia różnych sytuacji mówi, że go napastuję. I znów się nie odzywa. Miesiąc temu po wielkiej awanturze, zaproponował poranię rodzinną. Wiem, że jest okres wakacji, ale znalazłam taką do której można byłoby się udać. Niestety jak mu powiedziałam jak sobie on wyobraża poradnię, że tam idzie się rozmawiać a nie patrzeć w oczy to jakby zwątpił i pomysł ucichł. Ja już nie raz podawałam konkretny termin poradni, ale stwierdza, że pójdziemy do innej jak się zacznie rok szkolny. Tylko czy my wytrzymamy ten ponad miesiąc.
Nie wiem co robić, jak się zachowywać. Staram się dążyć do zgody, czy jest źle czy dobrze, staram się robić wspólne posiłki, niestety on kiedy jest głodny nigdy nie zadba o mnie, nigdy nie poczeka aż ja zjem, odchodzi od stołu kiedy się naje, nie mówi dobranoc kiedy idzie spać. Potrafimy pracować czasem w jednym pokoju przez cały dzień i on nie odezwie się nawet słowem. Płakać mi się chce. Chyba nie mam siły walczyć.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale chciałam w miarę dokładnie przedstawić mój problem. Czy ktoś z was był kiedyś w takiej sytuacji? Jak się zachować? Co robić? Czy może ze mną jest coś nie tak?
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 10:28   

hanula,
Cześć ,
na początek życzę ci spokoju, bo przed Tobą bardzo ciężka batalia. Nie wiem jak ci to delikatnie podać, ale prawda czasem jest brutalna. Nie znaczy to jednak,że sytuacja jest beznadziejna. Takich nie ma pod warunkiem,że powierzysz wszystko miłosiernemu Bogu.
Naświetlę ci sytuację.
Wydałaś siebie i swoje dziecko dobrowolnie, choć nie do końca świadomie w ręce Złego Ducha. Nie chroni Cię sakrament małżeństwa. Żyjesz z mężczyzną pod jednym dachem w stanie permanentnego cudzołustwa i śmierci duchowej. Dlatego nie możesz się nim dogadać. Wyobrażasz sobie konwersację denatów?
Wiem,że może być ci przykro to czytać, ale nie ma innej drogi jak wiedza co i jak, aby coś zmienić.
Uświadom sobie jak bardzo kocha Cię Jezus skoro przed związaniem się ze swoim hm partnerem znałaś jego przeszłość. Wiedziałaś jak traktuje swoje kobiety. Czego się spodziewałaś po kowboju w pieluchach? Że niby będzie cud i się dla ciebie zmieni?
Cuda dzieją się na codzień jesli o nie prosisz Boga, a gdzie On jest w Waszym życiu?
Z kąd twój facet miał mieć dla ciebie szacunek skoro bez ślubu z nim mieszkałaś. Skoro nie chciał się żenić i podjąć zobowiązań to skąd pomysł na potomka?
Dziewczyno, zaczęłaś związek z facetem od grzechu nieczystości poprawiłaś przeniesieniem go na dziecko i do tego przypawiłaś go długofalowo. O innych wystepkach wiesz ty i Bóg i niech tak zostanie. A co z dzieckiem jego wychowaniem, chrztem? Co chcesz mu dać jako wyprawkę? Nie masz pojęcia jakie zło wpuściłaś do waszego życia. Wszystko to co się teraz dzieje w twoim życiu po żniwo wcześniejszych decyzji i sposobu życia. Demon wyciąga łapy po swoje i tylko od ciebie zależy czy zaciśnie pazury czy nie.
Pytasz czy z tobą coś nie tak? Owszem i to dużo, ale nic czego nie da się uleczyć składając problemy i siebie z dzieckiem w ranach Chrystusa.
Po ludzku twój facet nie chce podjąć odpowiedzialności za rodzinę i poszuka sobie przygód jeśli wyczuje, że jest od Ciebie silniejszy psychicznie. Dlatego potrzebujesz sesji z psychologiem, ale tylko chrześcijańskim inaczej zło przyciągnie do Ciebie fatalne porady, które tylko bardziej Cię poranią. Wszystko wskazuje na to, że chce sięgnąć po swoje ( uważa Cię za swoją własność przez trwanie w grzechu śmiertelnym)
Kiedy odbędziesz indywidualne sesje będziesz gotowa na terapię rodzinną. Wykorzystaj do tego wakacje i może nie koniecznie od razu afiszuj się z tą decyzją. Musisz bardzo rozważnie wykonywać każdy krok.
Duchowo- z pełną świadomością mówię ci jeśli się nie nawrócisz to po ludzku przegrasz. Będą wzloty i upadki, aż do katastrofy.
Umów się z kapłanem na rozmowę, przedstaw mu swoją sprawę i poproś żeby przygotował cię do spowiedzi. Następnie przystąp do sakramentu pokuty i pojednania. Przyjmij pokutę, ale będziesz musiała podjąć jeszcze pewną decyzję. Nie będziesz mogła żyć ze swoim partnerem jak z mężem. Utrudni wam to wspólny dom, ale to konieczne. Naciskanie na ślub dziś przyniesie ci tylko frustrację i agresję ze strony partnera. Może nawet odejdzie, ale w Bogu zawsze jest nadzieja i jeśli Twoje nawrócenie będzie szczere Pan was uzdrowi i uzdolni do wspólnego i uczciwego życia. Musisz być zdeterminowana i wytrwała. Nie wygrasz w ciągu tygodnia, ale Pan poprowadzi Cię bezpiecznie. Macie dziecko więć Bóg będzie dążył do jedności jeżeli to jego wybrał dla Ciebie. Jeśli nie ,pokaże Ci to wyraźnie i przedstawi twoją prawdziwą połowkę. Wtedy naprawdę zobaczysz co znaczy błosławiony związek dwojga ludzi.
Pozdrawiam i życzę poprawnych wyborów.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-27, 18:07   

hanula

Przyjrzyj się kobicie MARIA MAGDALENA...nie pierwsza i nie ostatnia po śmierci duchowej...
a pierwsza zobaczyła Zmartwychwstałego Chrystusa :)
http://www.tangle.com/vie...70ded05f5a3bf3e

Zwróć uwagę na jeden fragment, pamiętam jak cofałam to ciągle by ten fragment zobaczyć za każdym razem głębiej, POCHYLENIE CHRYSTUSA nad duszą umarłą...pamiętam swoje doświadczenie kiedy odważyłam się nieśmiało oddać Mu dłoń...Pamiętam też , że Pan Jezus słuchał i słuchał, i czułam też ocieranie łez, moich łez, a Jego łzy czułam na swoim sercu coraz bardziej...Pamiętam tez ta ciszę , kiedy Pan Jezus nic nie powiedział , na wszystko znalazł odpowiedni czas...Hanula ...Nikt tak Ciebie nie zrozumie , nikt tak nie pochyli się nad Tobą, nikt tak nie wyważy czasu i słów, gestów miłości jak Jezus Chrystus. Z Nikim nie poznasz siebie PRAWDZIWIE jak TYLKO Z CHRYSTUSEM. To Ktoś :) kto nauczy Ciebie wszystkiego co potrzeba...i da wszystko czego Ci brak...jeśli tylko zechcesz. Czeka na Ciebie w konfesjonale i Eucharystii. Jest coś co możesz Chrystusowi oddać...wszystko co złe, wszystko co odbiera Twój piękny obraz stworzenia Bożego.
Jesteś dla Boga najcenniejsza wszędzie i zawsze taką jaką jesteś, i niema siły KTÓREJ BÓG MIŁOSIERNY NIE PRZEMOŻE dla Ciebie:)
I powiem Ci jeszcze:
"Potem ujrzałem:
a oto wielki tłum,
którego nie mógł nikt policzyć,
z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków,
stojący przed tronem i przed Barankiem.
Odziani są w białe szaty,
a w ręku ich palmy.
10 I głosem donośnym tak wołają:
«Zbawienie u Boga naszego, Zasiadającego na tronie
i u Baranka».
11 A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt,
i na oblicza swe padli przed tronem,
i pokłon oddali Bogu, 12 mówiąc:
«Amen.
Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen».
13 A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami:
«Ci przyodziani w białe szaty
kim są i skąd przybyli?»
14 I powiedziałem do niego:
«Panie, ty wiesz».
I rzekł do mnie:
«To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku
i opłukali swe szaty,
i w krwi Baranka je wybielili6.
15 Dlatego są przed tronem Boga
i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy.

A Zasiadający na tronie rozciągnie namiot nad nimi7.
16 8 Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć,
i nie porazi ich słońce ani żaden upał,
17 bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu,
i poprowadzi ich do źródeł wód życia:
i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu»."



MASZ SZANSE TAM BYĆ ....NIEZGŁĘBIONE JEST MIŁOSIERDZIE BOŻE!
Z całego serca pozdrawiam Ciebie i cieszę się bardzo ,że jesteś ,Niech Pan Błogosławi Tobie i Twoim bliskim, nawet nie wiesz...jakie cuda Cie czekają....:)
Całe Niebo Cię wypatruje....
Modlę się za Ciebie :)
Sprawiłaś mi dziś ....wiele nadziei....pozdrawiam i dziękuję

PS.
PRAGNĘ odmówić z Tobą KORONKĘ DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO ( http://www.sanktuarium.krakow.pl/polski/04d.html ) ODMAWIA SIĘ JA TAK, jeśli to możliwe to o 21: 30 dziś
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-08, 15:48   

Hanula polecam lekturę " Urzekająca " J, S Eldrege
 
     
krzysztof256
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-16, 08:57   

Hanula
Cześć
Na poczatku zycze Tobie spokoju ducha , aby Bóg pomógł znalezc rozwiazanie w Twojej sytuacji . Czytając odpowiedzi róznych osób dotyczące twojej sytuacji jedynie potwierdzę to co zostało wczesniej napisane - brakuje w tym związku fundamentu Boga . Jestem 14 lat po ślubie sakramentalnym ale nie traktowałem wiary i Boga jako fundamentu mojej rodziny , teraz uwazam zbieram tego "owoce" , jesteśmyz żoną w separacji a wszystko chyli sie ku upadkowi. Mówie to jako osoba która traktowała wiare jako tradycje a nie jako częsć naszego codziennego życia . krzysztof
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-16, 11:52   

Hanula, niestety sadzę, że twój partner nie nadaje sie jak na razie i nie nadawał na męża, szukał tylko przygód. Można sie dziwić, że byłaś tak zaślepiona, że tego nie widziałaś lub nie chciałaś zobaczyć. Sądzę, że nadszedł dla Ciebie czas na poważne decyzje. Zdecyduj się na Boga i Jego przykazania, konsekwencją tego będzie uporządkowanie życia, rezygnacja z niesakramentalnego związku, spowiedź z całego życia i ratowanie dziecka i siebie. Czeka Cię również poważna rozmowa z partnerem, on też musi podjąć decyzję i zastanowić się co dla niego jest ważniejsze, może wybierze seks i życie motylka. Nie będziesz na dłuższą metę szczęśliwa w związku bez Boga i w związku, w którym partner bedzie notorycznie Cię zdradzał, nie wspominając o tym, jak tu w takich warunkach wychowywać dziecko.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-16, 16:19   

Kari???czy nie za ostre sądy o mezu Hanuli???
Nie znasz go wcale...........a Misio jest Misio..........a Hanula znała Misia wcześniej.....
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-16, 20:52   

Kari ! Można się przestraszyć .Brrrrr

Kari napisał/a:
Można sie dziwić, że byłaś tak zaślepiona, że tego nie widziałaś lub nie chciałaś zobaczyć. Sądzę


poczułam się oceniana , a co dopiero Hanula.
Ja się nikomu nie dziwie , że postapił tak , czy inaczej .

Każdy z NAS , nawet ty postępował , postępuje i jeszcze nie raz postąpi " DZIWNIE = GRZESZNIE w oczach BOGA.

PANIE DZIĘKI CI ZA TWE WIELKIE MIŁOSIERDZIE. HANULA TRZYMAJ SIĘ

ps. Kari wierzę , że masz dobre intencje , ( przeczytałam twoje wszystkie posty) ale ogólny ton twoich wypowiedzi przywodzi na myśl starotestamentowego Boga - każącego i groźnego.
jednej z rzeczy, której nauczyłam się od sierpnia to Tego ,że od sądzenia jest Bóg.
OBY MIAŁ DLA NAS MIŁOŚIERDZIE - ZMIERZY JE MIARĄ NASZEGO MIŁOSIERDZIA DLA INNYCH LUDZI.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-18, 09:44   

Przepraszam, jeżeli ton moich wypowiedzi kogoś uraził. Hanula nie ma ślubu kościelnego, więc nie ma tu mowy o walce o małżeństwo sakramentalne. A czy walczyć o taki związek to naprawdę mam wątpliwości. Wiem, że jest dziecko, że Hanula wiązała z tym związkiem wielkie nadzieje i wiem, że jest jej ciężko. Ale myślę, że z takim człowiekiem, może być jeszcze ciężej (dopóki sie nie nawróci), a życie w grzechu ciężkim miłością nie jest. Pisząc o "zaślepieniu", nie myślałam o ocenianiu i sądzeniu tyko chciałam uświadomić, że jest to stan normalny dla osób zakochanych, (często sie mówi o różowych okularach), w którym to stanie zakochane osoby nie widzą wad u partnera i bywają naiwne. Ja, patrząc z perspektywy czasu miałam różne sygnały niepokojące od mojego chłopaka, z którym chodziłam wiele lat i który teraz jest moim mężem, ale zawsze miałam wytłumaczenie. Uważałam, że to niemożliwe, że on na pewno taki nie jest, ze po ślubie się zmieni i ustatkuje, a w ogóle to mi się pewnie wydaje itd., a wszyscy wkoło dyplomatycznie milczeli. Teraz widzę, że to wszystko co wtedy widziałam, pokutuje w naszym małżenstwie, oczywiście moje wady też są wielkie i też bardzo przeszkadzają, a małżeństwo okazało się trudną pracą.
Pisząc , że Misio Hanuli nie nadaje się na męża, może rzeczywiście postawiłam siebie w roli proroka, więc wycofuję sie z tego zdania, bo rzeczywiście nie znam go i bazuję na tym, co napisała Hanula. Niemniej Pan Jezus powiedział takie zdanie:"Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi sie urodzili; i sa niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezzenni."( Mt.19,12). Tak naprawdę więc nie każdy nadaje się do założenia rodziny, a kto ma to ocenić? Myślę, że Bóg pewnie to będzie oceniał po śmierci i wielu dzięki temu usprawiedliwi, ale wcześniej powinna starać sie ocenić to osoba, która chce wkroczyć z kimś w związek. Podstawą jest dobry wybór drugiej osoby i wg mnie ważne jest, co kto robil w życiu wcześniej, bo to rzutuje na jego dalsze życie i może sie okazać, że inaczej ten ktoś nie potrafi żyć. Są nawet odpowiednie przysłowia na ten temat: "Czym skorupka za młodu nasiąknie...." i " Czego sie Jaś nie nauczył....." warto czerpać z nich mądrość życiową.
A Hanula opisała tu życie swojego partnera,że mieszkał z dziewczyną około 15 lat, w trakcie tego związku chodził na inne panny zdradzał ją w zasadzie od początku, pod koniec miał kochankę przez trzy lata, z którą łączył go seks. Ich związek rozpadł się, bo nigdy nie myślał o niej poważnie, bo czyniła mu sceny zazdrości o zdrady...O Hanuli też chyba nie myślał poważnie skoro nie myślał o ożenku.Czy bylibyście zachwyceni gdyby wasza córka miała takiego kandydata na ojca swoich dzieci i męża? Czy milczelibyście widząc, jak grzęźnie coraz bardziej?Wiadomo, że zrobiłaby po swojemu, ale ja odbyłabym z nią wiele porządnych rozmów. Hanula teraz zbiera właśnie owoce swoich decyzji i po mojemu nie są one dobre i smaczne, choć znowu ktoś powie, że oceniam. Hanula ma teraz szansę podjąć właściwe decyzje, ale wymagają wiele odwagi i są bardzo trudne pod każdym względem, a Jezus stoi obok i czeka pełen miłości i niepokoju na kogo Hanula sie zdecyduje. Jezus kocha też partnera Hanuli i dziecko i zależy mu na nich najwięcej na świecie, bo wielką cenę za nich zapłacił.
Mirakulum, Bóg jest ten sam w starym testamencie i teraz, nie słyszałam, żeby się zmienił, a postępuje stosownie do ludzi,z którymi ma do czynienia. Uczymy się, że Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze, więc pewnie to prawda, natomiast ja chyba nikogo karą nie straszyłam. Jestem przekonana o wielkim Miłosierdziu Boga, ale warunkiem jest np. skrucha człowieka. Bóg użyje wszelkich możliwości i sposobów, żeby każdego ratować dla Nieba i bedzie walczył o każdego do końca. Człowiek zawsze może powiedzieć : NIE, bo ma wolną wolę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8