Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mimo wszystko myślę, że jednak rozwód cywilny i unieważnienie małżeństwa przez trybunałem metropolitalnym będzie jedynym i słusznym rozwiązaniem. Wyjeżdżając na wycieczkę otworzyłam drzwi klatki mojemu męzowi. Skorzystał z tego i uciekł. Do innej kobiety. Po raz drugi. Nie sądzę żeby były jakiekolwiek szanse na nasze pogodzenie się, na powrót. Dwa lata małżeństwa, dwa lata doświadczeń. Głównie negatywnych. Dwa lata walki o normalność, o szacunek. On teraz niczym się nie interesuje. Ja także do niego nie dzwonię, bo nie chcę mu się narzucać. On chce jak najszybciej rozwodu, bo przecież chcial już go jak minęły dwa tygodnie od ślubu... Powiedział, że weźmie całą winę na siebie. Powoli przyzwyczajam się do jego nieobecności, porządkuję rzeczy. Uczę na nowo uśmiechąc się i wychodzić do ludzi. I tak jeszcze przede mną to co najgorsze. Rozprawa w sądzie, kiedy będę patrzyła w oczy czlowiekowi któremu składałam przysięgę małżeńską przed Bogiem, również patrząc mu w oczy... Ten sam człowiek który był mi najbliższy, stanie się zupełnie obcy....
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 14:28
Kasiu, przytulam najmocniej !! EL.
agnkan [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 15:21
Jestem z Tobą. Mam i przeżywam to samo- zaraz po slubie usłyszałam - nie chciałem tego ślubu. A teraz od miesiąca absolutna cisza. Ani jednego słowa, ani choć cienia zainteresowania. I nie wiem co robić- dzwonic czy czekać. Nie chcę się narzucać. Ale to też dla mnie wygodne bo nic nie muszę. Nie muszę się starać. I dalej nie wiem....
Nie wiem co będzie dalej-rozwód?- ale wiesz, sama się sobie czasem dziwię- jestem spokojna, codziennie wstaję i mówię sobie - będzie dobrze, może nie dziś- ale jutro? I jakoś mi się chce żyć. I cały czas mam wrażenie i uczucie jakieś w głębi że On mnie nie zostawi. On nie. Gdyby ktoś mi to powiedział jeszcze rok temu spojrzałabym jak na wariata- że można to czuć! Wiem że jestem współodpowiedzialna za to co się stało między mna a mężem. Jeszcze nie potrafię do końca przyznać się do własnych konkretnych błędów- częściowo odrzucam mysli że to ja też spaprałam to małżeństwo. Ale walczę z sobą.
Nie mogę Ci radzić- za słaba w tym jestem. Ale chcę żebyś wiedziała że nie jesteś sama.
doro [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 15:39
Kasiek, pamiętam o tobie w modlitwie. Życzę ci dużo światła Ducha św. na wszelkie decyzje które teraz będziesz podejmować....od siebie dodam, ze lepiej chyba trochę "ochłonąć " z pierwszych emocji żeby pomyśleć racjonalnie, wyciszyć się.
Też mocno cie przytulam!
Kasiek [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 17:50
Moje Drogie Koleżanki,
dziękuję za wsparcie, za słowa otuchy, za modlitwę. Tego ostatniego najbardziej potrzebuję. Sama też modlę się za siebie. Zwłaszcza proszę w modlitwie o łaskę dla mojego małżeństwa. Codziennie. Od dwóch lat. O to, by mój mąż przejrzał na oczy, by zrozumiał słowa przysięgi którą mi składał, powagę znaku że jestem jego żoną. W modlitwie odnajduję spokój, dlatego nie ma we mnie złości. Jest za to wielki ból i ta myśl, że on ofiarowuje siebie, swoje ciało, innej kobiecie, która jest świadoma tego, że on ma żonę. Ta myśl nie daje mi spokoju...
Kocham Go nadal i tęsknię, ale nie mogę już dłużej dawać się poniżać...
Stąd decyzja, że rozwód, choć sprzeczny z nauką Kościoła i moimi zasadami, a potem staranie się o unieważnienie małżeństwa, są jedynym słusznym rozwiązaniem... Dla nas nie ma już ratunku...
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 17:56
Kasiek, nie wiem co Ci pisać...
Dobry spowiednik, terapeuta
decyzja jaka cchesz podjac jest bardzo powazna
ja tez bylam blisko niej
Maz tez podjal decyzje o rozwodzie
bylam juz w sadzie koscielnym
dzieki Bogu, dobrym ludziom i wytrwalosci jestesmy dzis razem i z kazdym dniem jest lepiej i dojrzalej..trzy lata pracy
a jeden krok dzielil nas przed rozstaniem
nawet terapeutka katolicka powiedziała pas...zalatwiajcie formalnosci...
ja bylam uparta
nie bylo zdrady u nas..ale wierz mi nasze relacje byly w oplakanym stanie, ja rowniez
dobrze rozwaz w sercu czy Ty nie chcesz po prostu uciekac...
Milosc to ciezka praca dzien po dniu, zmiana siebie, otwieranie sie na Boga
Wiem ze Cie trudno, sciskam i modle sie
Nie daj się lękowi, to zly doradca
Kasiek [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 18:03
Mąż już nie chce być ze mną, sam uciekł jak tylko nadarzyła się okazja. Na siłę go nie zatrzymam, nie przyciągnę do siebie. On: dwukrotna zdrada, psychiczne znęcanie się nade mną, brak więzi fizycznej, brak emocjonalnej.... to nie wszystko. Czy jest sens dalej to ciągnąć?
Przechodzę obok okna, wyglądam w nadziei że przed bramą zobaczę jego auto. A tam pusto...
Chmurka [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 19:01
Kasiek napisał/a:
Zwłaszcza proszę w modlitwie o łaskę dla mojego małżeństwa. Codziennie. Od dwóch lat. O to, by mój mąż przejrzał na oczy, by zrozumiał słowa przysięgi którą mi składał, powagę znaku że jestem jego żoną. (...)
Kocham Go nadal i tęsknię, ale nie mogę już dłużej dawać się poniżać...
Stąd decyzja, że rozwód, choć sprzeczny z nauką Kościoła i moimi zasadami, a potem staranie się o unieważnienie małżeństwa, są jedynym słusznym rozwiązaniem...
Dla nas nie ma już ratunku...
Kasiek,
skoro uważasz, że dla Was nie ma już ratunku, dlaczego, jak sama piszesz, nadal modlisz się o łaskę dla Waszego małżeństwa, o to, aby Twój mąż przejrzał na oczy? Zastanów się.
Gdy miałam kiedyś w sercu podobne wątpliwości do Twoich i zastanawiałam się co dalej, mój spowiednik powiedział mi: "To nie jest tak, że albo mąż wraca do Ciebie albo występujesz o stwierdzenie nieważności małżeństwa". Rzeczywiście, są jeszcze inne drogi. Najważniejsze dla mnie jest to, że daję Bogu czas na działanie w moim życiu, w życiu mojego męża, w naszym małżeństwie. Każdego dnia mówię Bogu "tak" na to, co teraz dzieje się w moim życiu, choć tyle marzeń legło w gruzach... Staram się cieszyć z tego, co spotyka mnie na co dzień, choć są chwile zwątpienia, smutku, nostalgii... I choć ja i mój mąż już prawie 10 miesięcy mieszkamy oddzielnie, to ja i mąż podtrzymujemy kontakt między sobą, a ja staram się traktować męża z miłością, gdy spędzamy czas razem, choć oczywiście nie są to spotkania zbyt częste. Nie wiem natomiast czy chciałabym mieć kontakt z mężem, gdybym wiedziała, że spotyka się z inną kobietą. Wtedy chyba nie.
Kasiek, piszesz, że kochasz męża, ale nie możesz już dłużej dawać się poniżać... Ale czy jedynie rozwód i stwierdzanie nieważności małżeństwa jest dla Ciebie niezgodą na poniżanie? Czy nie można swojego sprzeciwu wobec zachowania męża wyrazić inaczej???
Pozdrawiam Cię serdecznie
Kasiek [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 19:21
Prosiłam codziennie o łaskę. Teraz modlę się, ale inaczej.
Rozmawiałam z księdzem który udzielał nam ślubu. Powiedział, że na moim miejscu nie czekałby z rozwodem.
doro [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 19:33
Kasiek, ale on(ksiadz) nie jest na twoim miejscu...on nie udzielał ci ślubu(!) on tylko BŁOGOSŁAWIŁ.TO TY I MĄZ UDZIELALIŚCIE SOBIE ŚLUBU.....
Hasło które mnie przyciagnęło na to forum" każde sakramentalne małżeństwo można uzdrowić" do mnie bardzo przemówiło....życzę ci wiary w to....
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 19:40
Kasiu....chyba źle zrozumiałaś księza...ponieważ ksiądz raczej nie może udzielić rady o rozwodzie.
Nie rób tego....
.....czy chcesz mężowi ułatwić Jego bycie w grzechu.....??
Zostaw. Żyj la siebie. Żyj pełnią życia, trzymaj się Boga....On Cię wyprowadzi z tego kłopotu . Pozdrawiam ! EL.
Kasiek [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 19:45
Bardzo dobrze zrozumiałam księdza, bo takie były jego słowa. Dokładnie.
Mąż powiedział, że jeśli ja nie złożę pozwu, to on to zrobi.
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 20:01
kasiek
chmurka pisze
Cytat:
. Ale czy jedynie rozwód i stwierdzanie nieważności małżeństwa jest dla Ciebie niezgodą na poniżanie? Czy nie można swojego sprzeciwu wobec zachowania męża wyrazić inaczej???
wlasnie
ja rozumiem ze Ci baardzo ciezko
ale czy nie jest tak, ze nie wychodzi i biore nogi za pas?
czy Ty kochasz meza?
Czy zranienie przeslania Ci miłość?
Czy jestes gotowa trwać przy nim na dobre i zle?
Teraz jest zle...
Czy szukasz potwierdzenia u ksiedza i innych osob, ze juz mozesz uciekac teraz?
Rozumiem tez ze sytuacja wydaje Ci sie beznadziejna
Jednak sa osoby na forum ktore wyszly z trudnosc
poczytaj El
Ale to wymaga pracy zmiany siebie, zajrzenia w siebie
widze, ze na razie widzisz jedno rozwiazanie
Pan Bog prowadzi nas roznymi drogami
mi tez duchownie doradzali rozstanie ( pisalam juz o tym)
a jesli ktos mowil o walczeniu dalej o nas, bylam zla
wyliczasz "grzeszki"męża, a jaki jest Twoj udział w malzenstwie?
NIkt nie jest bez winy, piszac tak o mezu, widzisz wine po jego stronie..znam to
Znecanie sie..hm...jak jestes silna to nie ma mowy o znecaniu sie psychicznym, nic Cie nie ruszy bo na to nie pozwolisz..
Kasiek [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 20:17
No fakt, ja jestem najgorsza, prawda? Skoro mąż ode mnie uciekł i wcześniej szukał pocieszenia u byłej dziewczyny, to znaczy że to moja wina. Gdybym była dobrą żoną, pewnie by był ze mną. Znaczy się powinnam błagać go na kolanach żeby wrócił.
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2009-05-13, 20:38
E tam, wcale nie tak..przeczytaj jeszcze raz na spokojnie :)
Nie jestes winna, ale czy nie masz udzialu w kryzysie?
I nie blagac, skad.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum