Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę.
Autor Wiadomość
Ewa T.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 11:32   Proszę o radę.

Kochani,
póki co mąż zdecydował, że nie chce rozwodu i nie chce się wyprowadzać (aczkolwiek nie daje gwarancji na przyszłość). Nadal twierdzi, że nie chce się ograniczać i jeśli trafi się okazja (inna kobieta) to skorzysta... Cóż, spróbuję to przetrwać.

Jest jedna sprawa, w której chcę się poradzić. Mąż wie, że jestem wierząca (sam obraził się na Pana Boga - bo nie dostał tego co chciał..) - ostatnio został nawet z dziećmi bym mogła iść na rekolekcje. Przy tej okazji poprosił mnie bym się za niego NIE modliła.
Zatkało mnie - jak głęboko chciałby ingerować w moją duszę, w moje wnętrze, jednocześnie mnie odmawiając prawa do interesowania się swoim życiem, myślami, marzeniami.

Oczywiście, że zrobię to co uważam za słuszne - nadal będę się modlić za naszą rodzinę - a przecież on do niej należy, ale chciałabym wiedzieć co o tym myślicie.

Ewa
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 15:45   

Wiesz Ewo....tak mężowi będzie wygodnie ! NIE módl się za mnie...= daj mi wolność i Bogiem nie obarczaj ....Być może wie, co Bóg może zdziałać !!?? A mąż teraz w bagnie grzechu....kusy Go wspiera, węc wydajeme się mężowi, że to bagienko całkiem przyjemne nawet ! Zabic wyrzuty, uciec, robić co mi się chce...znaleśc inną kobietę, bawić się itp.....Ucieka przed osądem , .....ucieka, czyli coś czuje...wie ?? Że robi źle, że przegina....
ale w blocie Mu dobrze !
Wiesz Ewo, myślę sobie, że mąż teraz albo sam.....nie ma nikogo innego...ale ciągle poszukujący. Wielu teraz takich, a świat na to zezwala....ale Bóg nie ! Więc się od Boga odłączył i wydaje Mu się, że tak lepiej !
Nie masz wyjścia, musisz mężowi pozwolić się sparzyć i upaść nisko !
Módl się nadal gorliwie za męża....niech Mu Bóg błogosławi .....a Bóg już sam będzie wiedział jak męża poprowadzić.
Nie zapomnij o modlitwie za siebie....bo najpierw TY !! Pozdro !! EL.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 15:56   Re: Proszę o radę.

Ewo..
Napiszę inaczej.
Mąż myśli, że jeśli się za niego pomodlisz i Pan Bóg Cię (przypadkiem) wysłucha,
to wtedy mąż będzie musiał się zmienić, a on (mąż) tego by przecież nie chciał...
A jaka rada dla Ciebie?
posłuchaj piosenki
Przemień nas Panie - Wesele w Kanie:
http://www.youtube.com/watch?v=mZifqliKn_k
Niech Bóg Ciebie przemienia nadal. :-)
Daj się Jemu prowadzić Mocą Jego Syna. Z Bogiem.
 
     
Ewa T.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 16:46   

Bardzo dziękuję za odpowiedzi,
jest jeszcze coś - mąż dążąc do "samorealizacji" chce pociągąnąć mnie za sobą. Cały czas sugeruje, że powinnam sobie kogoś znależć i że to pozwoli mi uwolnić się od myślenia o jego zdradzie. Mówi, że jestem zazdrosna o jego przeżycia - nie rozumie, że ja realizowałam się w naszym małżeństwie.
Jest mi bardzo trudno, bo on wraca do tych tematów ciągle, mimochodem - nawet gdy jak ostatnio - w ogóle nie reaguję. Co robić?

Ewa
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 16:56   

Znajdż sobie kogoś.....większość z nas tu na forum to słyszała....od współmałżonków, którzy sa w innym związku !!
Zanjadź sobie kogoś = będziesz równie winna jak ja i będziemy kwita !
Znajdź sobie kogoś = nie obchodzi mnie co robisz , ale i Ty sie mną nie interesuj!
Ot, wszystko na ten temat !
Ewo....modlitwa! Nic innego nie przychodzi mi na myśl .
Rozmowy, prośby.....z kim ? Z człowiekiem, który żyje w innej przestrzeni i mówi innym językiem....Nie przebijesz się. Modlitwa i bycie z Bogiem dla ładowania Twoich akumulatorów, dlatego , by nie czuć się samotnie ale i po to, żeby nabierać sił i przeżywać ze spokojem to co gotuje nam drugi, bliski i ukochany człowiek ! Pozdrawiam ! EL.
 
     
Ewa T.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-26, 17:34   

To fakt - tylko modlitwa...
Ale czasem chwyta taki ból, że ciężko to znieść.

Czuję, że za jego zachowaniem stoi też (mimo wszystko) olbrzymie poczucie winy i zastanawiam się, czy to co odczuwa nie powoduje narastania niechęci do mnie? Przecież jestem dla niego żywym wyrzutem sumienia? Kiedy próbowałam z nim rozmawiać o kryzysie w naszym małżeństwie i kiedy szukałam w sobie współwiny za to co się stało, powiedział: "Przecież ty nic nie zrobiłaś złego. To ja..."

Ja jednak nadal uważam, że coś przegapiłam, zaniedbałam - jeszcze szukam...

Ale czy na tym wszystkim da się jeszcze coś zbudować?

Ewa
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 11:11   

Przecież jestem dla niego żywym wyrzutem sumienia? Kiedy próbowałam z nim rozmawiać o kryzysie w naszym małżeństwie i kiedy szukałam w sobie współwiny za to co się stało, powiedział: "Przecież ty nic nie zrobiłaś złego. To ja..."

Idealnie pasuje do mojej relacji z mężem. Jeden schemat. Jeden mechanizm - oczywiście Kusego.

Też uważam, że nienawidzą nas, bo mają wyrzuty sumienia. Im większe, tym nienawiśc wieksza. Mój maz obarczał mnie jeszcze winą za jego porazkę, za zmarnowane 20 lat życia... Mówi, że może miec pretensję tylko do siebie, ale oni co innego mówia, a co innego maja w sercach. Do końca chyba nawet nie wiedzą co, bo do swojego wnetrza nie zagladają...
Też sobie zadaję pytanie - czy na tym jeszcze da sie coś zbudować???
Teraz wpadłam w straszne osłabienie, totalna niemoc. Może to odpowiedż, że walczac o męza, o jego dusze - nie podołam, że to zadanie dla archanioła, a nie dla zmęczonej, wypalonej kobiety i samotnej matki...

Tylko do czego mam wrócić? Do gniewu, zości? To przerabiałam. Nie słuzy mi. Dziekuję. Może obojętność?
 
     
Ewa T.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 14:50   

Bożko,
dla mnie dużą pociechą jest jednak to, że wszystko przemija. Nie myślę tu nawet o tym, że czas leczy rany - na pewno tak - ale o tym, żeby traktować nasze ziemskie życie jako etap przejściowy. W perspektywie wieczności to co przeżywamy teraz, to tylko chwila. Jasne, że jest we mnie ogromny żal i cierpienie ale ja wierzę, że to przeminie. J jeśli nawet moja miłość do męża została przez niego podeptana to nie stała się przez to gorsza. Moje dobre uczucia mam wciąż w sobie. Oczywiście, że czasem rodzi się bunt, złość, wściekłość - dlaczego ja, my? Ale to też mija - jak wszystko...

I w tym też jest moja nadzieja - nawet jeśli przyszłość ułoży się nie tak jakbym chciała.

Ewa
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 15:01   

bozka napisał/a:
Tylko do czego mam wrócić?

Wróć do Jezusa.

Jezu, cichy i pokornego serca uczyń serca nasze według Serca Twego.
Godzina 15 PIĄTEK - zapraszam:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=55945#55945
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=56050#56050
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2009-03-27, 15:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 15:01   

Ja coś robię nie tak... bo staje sie w tym kryzysie coraz słabsza. Niepokojąco słabsza....
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-03-27, 18:10   

Elżbieta napisał/a:
Mąż myśli, że jeśli się za niego pomodlisz i Pan Bóg Cię (przypadkiem) wysłucha,
to wtedy mąż będzie musiał się zmienić, a on (mąż) tego by przecież nie chciał...

To mi się podoba.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8