Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2008-04-25, 00:51
I mnie to spotkało... a teraz sąd!
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 12:23   

Tomek1 napisał/a:
Nie będę jej utrudniać tego rozwodu jeśli tak ślepo do niego dąży. Teraz wszystko w rękach Boga , ja zrobiłem co mogłem.

no właśnie ślepo
ostatnio odnoszę wrażenie, że zły duch jest po prostu ślepy
ale my nie poruszajmy się po omacku
mamy Boga Żywego i Nie-ślepego
Nasz Bóg jest Wszystkowidzący

Rzeczywiście, Ty nie musisz jej już nic utrudniać,
jeśli wierzysz w moc Różańca Świętego, to odmawiaj Go w tej intencji,
a Ona, Matka Boża, jej utrudni - a własciwie jemu - złemu duchowi-kusicielowi.

Skoro nie masz siły ludzkiej.

To moment zdania się na Matkę Bożą.

Wystarczy moc Różańca Świętego, jeśli wierzysz w Niego.

Niedawno Elzd zamieściła link ze świadectwem kobiety, która wygrała wszystkie rozprawy, właśnie z Różańcem w ręku. Mąż miał adwokatów, ona tylko Różaniec.
 
     
Tomek1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 13:12   

Elżbieto , ona nawet nie chce żadnej rozprawy , po prostu chce mi wysłać papiery rozwodowe , które mam podpisać. Nie chce stawać na sali sądowej osobiście , nie chce mi spojrzeć w oczy. Dziś ściągnąłem obrączkę z palca :-|
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 15:49   

Tomku, ściągnąłeś obrączkę?
To ma pomóc Twojemu małżeństwu?

Pobłogosławiona obrączka jest przypomnieniem dla małżonka, że wszelkie podejmowane decyzje pociągają konsekwencje dla obojga. Nie jest się już kawalerem, panną, żyjącym ze świadomością odpowiedzialności tylko za siebie.

A noszenie obrączki jest także świadectwem i wyznaniem wiary. Jest też przypomnieniem w trudnych chwilach, że nie jest się samemu z problemem, że Jezus jest blisko i nie trzeba popadać w zwątpienie w obliczu sytuacji po ludzku nie do rozwiązania.

Napisłaś Tomku, że:

Cytat:
"Nie będę jej utrudniać tego rozwodu jeśli tak ślepo do niego dąży. Teraz wszystko w rękach Boga , ja zrobiłem co mogłem."


No i jak Tomku zdjąłeś obrączkę i mówisz, że zrobiłeś co mogłeś i teraz zwalasz resztę na Boga?
Myślisz, że okazując taki znak niewierności (zdjęcie obrączki) w takiej sytuacji (łamania przymierza z Jezusem) Bóg ma Ci pomóc?
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 16:16   

Tomek1 napisał/a:
Elżbieto , ona nawet nie chce żadnej rozprawy , po prostu chce mi wysłać papiery rozwodowe , które mam podpisać. Nie chce stawać na sali sądowej osobiście , nie chce mi spojrzeć w oczy. Dziś ściągnąłem obrączkę z palca :-|

Tomku, nie walczysz z żoną.
Poczytaj:
walka, obrona, działanie
Tomku, nie martw się, ja też czasem ściągam obrączkę.
Najdłużej rok po dziecku - nie chciała się zmieścić!
A czasem na jeden dzień.
Dlatego załóż jutro!
Uważaj żeby jakaś inna kobieta nie zobaczyła i pomyślała:
o, ten mężczyzna nie ma obrączki, więc nieżonaty,
i zaświta jej w głowie plan podstępu (a Ty teraz nie potrzebujesz kobiety)
a dalej:
jak w tym walka, obrona, działanie - tam jest o kobiecie, poczytaj siłę złego ducha
św.Ignacy porównuje właśnie do siły, i braku siły, do ucieczki i do nacierania (czyli ataku)
poczytaj
uzbrój swojego ducha i walcz inną bronią - zły duch działa ślepo jak już to wiemy, bośmy wspólnie odkryli tu na forum, a Bóg nie - jest wszystkowidzący, przenika jak miecz obosieczny!
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2007-12-10, 16:23, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Andrea
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 16:20   

Tomek1 napisał/a:
.... Czasem faktycznie odnoszę wrażenie , że ona sama nie wie co jest prawdą. Za każdym razem mówi co innego , jakby nie pamiętała co mówiła wcześniej albo nie chciała pamiętać. Ale ja już nie mam do niej siły. Nie będę jej utrudniać tego rozwodu jeśli tak ślepo do niego dąży. Teraz wszystko w rękach Boga , ja zrobiłem co mogłem.

Tomek współczuję, pozwól, że kilka zdań i ja napiszę:
- zrobileś co mogłeś na dzień dzisiejszy, masz ograniczony zasób "mocy", jednak nie poddając się, korzystając z wszelki rad antyrozwodowych, również tych mających na celu dodadania Ci otuchy, pamietając o milości, która wyraziles "kocham ją nad życie" , dasz radę. I choć nie ma gwarancji na Wasze zejście, proszę abyś zastanowl się nad podpisaniem papierów rozwodowych. Nie tak szybko. Daj sobie czas. Zdążysz jeszcze. Tymczasem zbieraj siły, nie poddawaj się, głowa do góry.
:)

ProNo napisał/a:
Ja wcale nie rezygnuję z walki o moją żonę , nie rezygnuję też z walki o mnie i syna.Bóg jest ze mną i nie boję się żadnej decyzji. Ja nie chcę rozwodu !!!! Ale jeśli man sprzedać mieszkanie i wszystko czego dorobiliśmy się przez okres małżeństwa żeby połowę oddać żonie a potem nie móc zapewnić dziecku dachu nad głową i co gorsze w ostateczności stracić do niego prawo i widywać go tylko w wyznaczone dni to zgodzę się na rozwód!!! Na takich warunkach jakie zaproponowała żona w pozwie rozwodowym ! Nie wierzę ,że Bóg poczyta mi to za grzech ON i tylko On będzie mnie osądzał . ON będzie przy mnie na sali rozpraw i na pewno pomoże podjąć mi dobrą decyzję. O moją żonę będę walczył do końca moich dni , ona się opamięta i wróci do Boga i rozwód mi w tym nie przeszkodzi !!!Przed Bogiem zawszę będzie moją żoną . A ze złym w mojej żonie będę walczył różnymi sposobami ; ludzkimi i Bożymi i w końcu wypędzę z niej złego ducha . Bóg mi pomoże !Jest we mnie dużo wiary czego i wam wszystkim na forum życzę ! Pozdrawiam Piotrek

Wierze, że rozważysz spokojnie sytuacje, także to co Andrzej napisał , mając na uwadze dobro swojego małżeństwa, rodziny w w szerszej perspektywie niż nadchodzące miesiące. Powodzenia.
:)
 
     
Tomek1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-10, 17:24   

Macie rację. Przepraszam. Założyłem znowu obrączkę i już jej nie zdejmę. Kocham ją i jeśli choć w ten sposób mogę to wyrazić , to tak będzie.
 
     
ProNo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-12, 19:58   

Noszę się z zamiarem powiedzenia żonie o naszym forum . Chcę żeby w trakcie świąt przeczytała to co ja na nim pisałem i co pisali inni.27grudnia jest nasza pierwsza rozprawa. Nie wiem czy to dobry pomysł. Czy potem nie będę się bał czegokolwiek na nim napisać . Poradźcie czy warto się ujawniać ! Pozdrawiam Piotrek
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 10:25   

a może ktoś zgadza się na rozwód dla ochrony samego siebie jako dziecka Bożego?

A może ktoś godzi się na rozwód bo po pierwsze nie posiada nadziei na ratowanie a walczyć nie ma sił?

A może ta walko powoduje że obydwoje tracą na szacunku i godności dziecka Bożego?

A może Andrzej nigdy nie wybaczyłeś sobie swojej zgody na rozwód?

A może w pokorze i modlitwie zróbcie to co usłyszycie w sercu z wiarą że jesteście umiłowanymi dziećmi Bożymi i cokolwiek by się nie działo to Najwyższy już dawno wie i zna rozwiązania a dla was chce jak najlepiej?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 16:14   

Agusia. Tych "a może .... " będzie jeszcze więcej, do końca życia będziemy się zastanawiać, co by było gdyby ....
I nie znajdziemy odpowiedzi, teraz nie nie, może kiedyś, w przyszłym życiu.
Ale jesteśmy rozumni, powinniśmy kierować się zarówno sercem jak i rozumem. Niby dlaczego miałabym wyrazić zgodę na rozwód? Przecież ja rozwodu nie chcę, mam więc kłamać że chcę? I nie ważne jest w sądzie czy mam nadzieję, czy jej nie mam. Po prostu nie chcę rozwodu, nie chcę wyrazić zgody, bo tak czuję. Mam mówić, że czarne to białe, bo 'szanownemu' tak pasuje, bo sąd tego oczekuje ode mnie?
Owszem, ostatnio dośc często wyrażam swoje poglądy, czasem mam z tego powodu kłopoty, czasem ktoś się obraża. Ale, jak można myśleć inaczej, a mówić coś zupełnie innego?
Oczywiście, inaczej widzę rodziny w których jest przemoc, wyzwiska, nienawiść. Wtedy trzeba ratować siebie, swoją godność, czasem życie. I swoje i dzieci. Ale to już inna sytuacja i nie wiem jak bym się wtedy zachowała. Na pewno chciałabym tylko spokoju.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 17:14   

Oczywiście, inaczej widzę rodziny w których jest przemoc, wyzwiska, nienawiść. Wtedy trzeba ratować siebie, swoją godność, czasem życie. I swoje i dzieci. Ale to już inna sytuacja i nie wiem jak bym się wtedy zachowała. Na pewno chciałabym tylko spokoju.

Wtedy się separuje od chorego mężą= oprawcy !!

Aguniu , przecież sam ślub w urzędzie i rozwód w Sądzie to symbole....przwdziwa przysięga małżeńska jest przed Bogiem...i nigdy nic nas nie rozdzieli, tylko smierć....więc co nam daje rozwód w Sądzie ?? NIC !! Dla nas to nic...dla drugiej strony, która nalega, widocznie jest to ważne...a to bzdura, bo przed Bogiem rozwód w Sądzie nie ma znaczenia...nadal jesteście mężem i żoną.
Sprzeciwianie się rozwodowi w Sądzie jest jakby naszym wyznaniem wiary...pokazaniem naszej filozofii, wiary w Boga, sprzeciwieniem sie rozpadowi związku, sprzeciwieniem się odejścia, zdrady, poniżaniu nas, odrzucaniu . Mówię NIE....bo przyrzekałam przed Bogiem, że nie opuszczę gdy będzie źle....będę trwać mimo wszystko i nie pozolę Ci frywolnie zmieniać partnerki i przysięgać ileś tam razy....bo przysięga jest jedna !!
Bo tak naprawdę, Aguniu , minie trzy lata i Sąd oglosi rozpad trwały związku i orzecze rozwód . Po co więc nasza walka i sprzeciw ?? Po to, żeby pokazać , że mam honor i jestem wierna zasadom, przysiędze, Bogu i swoim dzieciom, mężowi, Jego rodzinie i sobie samej !! Nie rzucam słów na wiatr !

Aguniu...ja nie byłam w takiej sytuacji i nie wiem jak to boli( te sale sądowe) , nie wiem jak sie walczy, jak się czuje, nie wiem, czy miałabym siłę....ale też myślę, że Pan najpierw daje nam siłę, a potem sie dzieje. On nas wspiera i pomaga. Pomaga mówić NIE obłudnikom, kłamcom , zdradzaczom. Pomaga stanąć z honorem i walczyć o swoje. Nawet, jeżeli Sąd oglosi rozwod....to przed Bogiem nic to nie znaczy...nadal będziesz żoną tego pana !
A TY rób jak uwżasz, jak czujesz i ile masz sił ! Mówiąc NIe , nie robisz nic złego ! Przytulam Cie mocnoooo !! EL.
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 246
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-12-16, 17:19   

Agunia napisał/a:
A może Andrzej nigdy nie wybaczyłeś sobie swojej zgody na rozwód?


Aguniu, nigdy nie wyraziłem swojej zgody na rozwód. Nie wyraziłem jej ani myślą, ani mową, ani uczynkiem! W sądzie rozwodowym w 1997 roku byłem na 2 albo 3 rozprawach z wniosku mojej żony. Przed sądem na pierwszej rozprawie pojednawczej na pytanie pani sędziny, czy wyrażam zgodę na rozwód za tzw. porozumieniem stron - odpowiedziałem, że nie mogę się zgodzić, bo kocham żonę. Na następnej rozprawie przedstawiłem wniosek o odroczenie rozprawy na okres roku w celu naprawienia moich błędów podniesionych we wniosku rozwodowym mojej żony (podjęcie stałej pracy, zerwanie z grą na giełdzie, uregulowanie zadłużeń). Niestety, ani sąd ani żona nie wyrazili zgody na takie rozwiązanie, mimo, że na dzień składania wniosku, miałem i pracę, i spłacone zadłużenie. O nic żonę nie oskarżałem. Nigdy jej nie zdradziłem. I mimo to, bez mojej zgody sąd orzekł rozwód, nie dając nam szans. Nie zgodziłem się na rozwód, bo po prostu kocham swoją żonę i Boga. :)

Agunia napisał/a:
a może ktoś zgadza się na rozwód dla ochrony samego siebie jako dziecka Bożego?

A może ktoś godzi się na rozwód bo po pierwsze nie posiada nadziei na ratowanie a walczyć nie ma sił?

A może ta walko powoduje że obydwoje tracą na szacunku i godności dziecka Bożego?

A może w pokorze i modlitwie zróbcie to co usłyszycie w sercu z wiarą że jesteście umiłowanymi dziećmi Bożymi i cokolwiek by się nie działo to Najwyższy już dawno wie i zna rozwiązania a dla was chce jak najlepiej?


"Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi." (Mt 5,37)

Przysięga małżeńska

Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Czy w tym świętym przymierzu małżonków z Bogiem jest miejsce na zgodę na rozwód?


Znalazłem w internecie piękny tekst o sensie cierpienia, o sensie trwania przy ukrzyżowanym Jezusie, o sensie trwania w wierności do końca, które przecież za trzy dni zaowocuje zmartwychwstaniem!

Oto ten tekst:

Cierpienie towarzyszy człowiekowi od początku. Bóg objawił nam, że jest konsekwencją grzechu pierworodnego i dlatego podlega mu każdy człowiek. Jest to bolesne doświadczenie, którego nikt nie jest w stanie uniknąć. Jest to przestrzeń szczególnie zaciętej walki z szatanem. Ten ma wprost niezliczone sposoby prowadzenia owej walki. Wszystkie cechuje jednak ten sam cel. Będąc oskarżycielem, chce przerwać nić miłości, przyjaźni i zaufania między Bogiem a człowiekiem. W tym dążeniu cierpienie jest dla niego czymś w rodzaju karty przetargowej. Oskarża więc Boga przed człowiekiem, że to On jest sprawcą ludzkiego nieszczęścia. Ileż razy słyszymy bolesne wyznania: Dlaczego Bóg na mnie to zesłał? Jak Bóg mógł do tego dopuścić? Nie wierzę już w Boga, bo mnie skrzywdził! Słyszymy je nie tylko z ust bliskich nam osób. Często możemy odnaleźć je we własnym sercu. Gdy w twierdzy duszy kusiciel zasieje rezygnację, brak zaufania, a nawet bunt przeciw Bogu z powodu doświadczonego cierpienia, odbudowa zerwanej relacji bywa bardzo trudna. Czasami trudna do tego stopnia, że pozostaje nam jedynie modlić się i zawierzać dotkniętych nim ludzi nieskończonemu miłosierdziu Boga.

W obliczu cierpienia człowiek zadaje Bogu fundamentalne pytanie – dlaczego? Znany teolog Karl Rahner dzielił się kiedyś wspomnieniami o śmierci swego bliskiego przyjaciela, którą poprzedziło długie i bolesne cierpienie. Odwiedził go tuż przed jego śmiercią. Zapytał wówczas, z czym udaje się do Boga. W odpowiedzi usłyszał: – Z pytaniem, na które nie znalazłem odpowiedzi. Dlaczego na ziemi jest tak wiele cierpienia?

Na pytanie: dlaczego?, postawione wobec cierpienia, nie ma odpowiedzi. Nikt z ludzi ci jej nie udzieli. Stajesz tutaj przed wielkim misterium. W tym życiu nie możesz go pojąć, choćby z tego powodu, że śmierć i cierpienie wiążą się nierozerwalnie z tajemnicą wolności stworzeń, z tajemnicą upadku szatana i jego wiecznych losów. To on jest ojcem kłamstwa, śmierci i cierpienia. W podejściu do tajemnicy cierpienia potrzeba wielkiej pokory serca. Nawet gdyby Bóg udzielił ci bezpośredniej odpowiedzi, w obecnym życiu nie byłbyś w stanie jej pojąć. Tajemnicę tę Bóg w pełni objawi każdemu z nas po śmierci, na progu wieczności, kiedy to – jak zapewnił Jezus w czasie mowy pożegnalnej w Wieczerniku – o nic więcej nie będziemy już pytać, bo wszystko zostanie wyjaśnione (J 16, 23).

Bóg jednak nie pozostawia człowieka samego z doświadczeniem cierpienia. Bożą odpowiedzią jest Jezus, który nadał cierpieniu sens. On nie powiedział, dlaczego jest tyle cierpienia, ale wskazał na jego wartość. Swoim życiem pokazał, co możesz z nim zrobić.

Broniąc filaru duchowej świątyni, który nazwaliśmy cierpieniem przeżywanym w ewangeliczny sposób, będziesz atakowany przez szatana wspomnianym pytaniem – dlaczego?. Będzie je w tobie wzbudzał często. Ilekroć upadniesz i uświadomisz sobie własną słabość, usłyszysz w sobie – dlaczego?. Ilekroć doświadczysz fizycznej choroby, dolegliwości czy moralnego cierpienia, powróci jak bumerang słowo – dlaczego?. Zawsze gdy zatrzymasz się na tym pytaniu, próbując je rozgryźć, pojąć, przeniknąć – możesz przegrać walkę. Nie samo pytanie jest niebezpieczne lecz proces drążenia i zawziętość, by znaleźć odpowiedź. Tutaj przeciwnik zbawienia zwykł zastawiać sieci buntu.

Stawianie sobie rozlicznych pytań dotyczących cierpienia jest bardzo ludzkie i Boga wcale nie dziwi. Drążenie w nich jest jednak niebezpieczne, gdyż może mieć dwojaki skutek. Może doprowadzić cię do aktu głębokiej pokory i całkowitego zdania się na Boga, zawierzenia Mu swego cierpienia w obliczu tajemnicy. Ale może także zrodzić słowa buntu wobec Stwórcy i śmiertelne zamknięcie się w kręgu cierpienia. Przykładem takich dwóch różnych postaw są Hiob i jego żona. Widząc cierpienia męża, rozpad rodziny i majątku, żona Hioba wypowiada okrutne słowa: "Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj". Hiob natomiast wyznaje: "Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy" (Hi 2, 9-10). I w tym wszystkim, jak mówi komentator Księgi, Hiob nie zgrzeszył swymi ustami.

Jak zatem roztropnie prowadzić obronę wewnętrznej twierdzy duszy na froncie cierpienia? Zamiast uporczywie zadręczać się pytaniem dlaczego?, podejmuj trud szukania sensu krzyża. Zwracaj swe oczy na Jezusa i pytaj siebie: Co On mówi mi o moim cierpieniu swoim cierpieniem?

Od czasu śmierci Jezusa na krzyżu cierpienie otrzymało nadprzyrodzony sens. Jest sposobem wynagrodzenia za grzech, drogą duchowego wzrostu i środkiem uświęcenia. Jest również bronią, którą człowiek może śmiertelnie ranić szatana. Ulubione zawołanie świętej Teresy z Avila: "Umrzeć albo cierpieć", nie jest jakimś górnolotnym powiedzeniem. Ona doskonale zrozumiała sens cierpienia, jego rolę w walce z szatanem o ludzkie dusze.

Wprowadzając świętą Faustynę w tajemnicę swego krzyża, Jezus ukazał jej pewien wymowny obraz: "Wtedy ujrzałam Pana Jezusa przybitego do krzyża. Kiedy Jezus chwilę na nim wisiał, ujrzałam cały zastęp dusz ukrzyżowanych tak jak Jezus. I ujrzałam trzeci zastęp dusz i drugi zastęp dusz. Drugi zastęp nie był przybity do krzyża, ale dusze trzymały silnie krzyż w ręku; trzeci zaś zastęp dusz nie był ani ukrzyżowany, ani nie trzymał w ręku krzyża silnie, ale wlokły te dusze krzyż za sobą i były niezadowolone. Wtem rzekł mi Jezus: Widzisz – te dusze, które są podobne w cierpieniach i wzgardzie do mnie, te też będą podobne i w chwale do mnie; a te, które mają mniej podobieństwa do mnie w cierpieniu i wzgardzie – te też będą miały i mniej podobieństwa w chwale do mnie".

Pytanie o to, jak dźwigasz życiowy krzyż, jest bardzo ważne. Czy przypadkiem nie wleczesz go za sobą? Czy ujmujesz go mocno w swoje dłonie? Czy może pozwalasz przybić się do niego, tak jak Jezus? Nie są to pytania obojętne. Od twojej postawy względem codziennego krzyża zależy stopień chwały i wiecznego szczęścia w niebie.

Cierpienie przyjęte i przeżyte w całkowitym zaufaniu Jezusowi jest śmiertelną bronią, którą możesz ranić szatana. Nie dziw się zatem, że tym, którzy chcą podjąć swój krzyż w ewangeliczny sposób, towarzyszyć będzie pokusa: Zejdź z krzyża! Uderzyła ona również w Jezusowe Serce. Głos takiej pokusy usłyszy każdy, kto na serio bierze zachętę Jezusa: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9, 23). Wołanie: Zejdź z krzyża!, wyrazi się często głosem namiętności, wygody, lenistwa, ambicji, szukaniem własnej chwały. Jednym słowem, będzie to głos świata: "Gdy porzucisz swój krzyż, będziesz życiowy, postępowy, nowoczesny. Będziesz pasował do naszych czasów".

Szatan nienawidzi całą swą mocą każdego człowieka. Jest jednak szczególnie zawzięty na dusze wspaniałomyślne, czyli takie, które coraz mniej obliczają koszta krzyża: ile stracą, a ile zyskają?


Cały tekst na stronie >>>

W małżeństwie sakramentalnym rozwód i zgoda na rozwód od szatana pochodzą.
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Agunia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 19:03   

"W małżeństwie sakramentalnym rozwód i zgoda na rozwód od szatana pochodzą."

"Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy"

przepraszm ale to coś mi się gryzie...

Bóg w swoiej Wielkości i Miłości również czeka na nawrócenie Szatana!

Natomiast Dzieki Bogu nie Ludzie wydadzą sąd ostateczny...tylko Bóg mierząc własną miarą Miłości i sprawiedliwości niezależnie od tych zgód i niezgód

ogromny wielki i trudny rok walczyłam o Separacje ale dziś czuję się bardzo spokojna choć od rozwodu minęł półtorej miesiąca! Dopiero dziś odczuwam bliskość i obecność Boga...dziś czuję

siłę
i p o k ój w secRu, dziś mogę być usmiechniętą mamą..

piszecie trzy lata - przez te trzy lata byłabym strzepkiem człoweika

"wiążą mnie sluby , które ci złozyłam " jak mówi psalmista natoniast jaki to ma wpływ na postępowanie mojego sakramentalnego męża....doskonale znającego (5 lat seminarium) teologie i prawo kościelne - nie wiem....żaden...chciał zabrać dzieci na wigilię
do swojej nowej "rodziny"....natomiast ja mogłam nareszcie bez emocji powiedzieć nie!

Decyzja czy zgodzić się na rozwód czy nie jest przerażająco ciężka, bolesnaitp!
i ujmowanie w taki sposób tej decyzji ..żę jak się zgodzisz to możesz sięczuć prawie jak dziecko szatana bo kościół powiedział....jest zdecydowanie krzywdzące i jednostronne

czy Chrystus wyraził zgodęna rozwód - nie ! nie jestem ZRESZTą biblistą ale w takich rozważaniach warto również wgłębić się w kulturę zydowska... jedno jest pewne
CHRYSTUS NIKOGO NIE POTEPIł
DAł PRAWO WYBORU
WOLNA WOLA
Należe do ludzi słabych ale przede wszystkim jestem matką dwójki małych dzieci a one potrzebują w takiej sytuacji spokoju, mają swoje problemy więc szarpanie ich po RODEkach uznałam za zdecydownie niepotrzebne. Moje dzieci chcą widzieć rodziców spokojny razem czy osbno (najlepiej razem0 ale spokojnych!
Ja uważam, że przede wszystkim w zyciu Dorosłym ponosimy odpowiedzialność za swoje decyzje..wszystko co robimy to sami sobie. Mój mąż zadecydował, wybrał a ja po wielu rozmowach z psychologami i przewodnikiem duchowym wyraziłam na jego czyn zgodę!

MOżE TO BRZMI JAK USPRAWIEDLIWANIE NATOMIAST DZIś UZNAJę żE SZKODA SIł I RESZTEK PRZYJAźNI NA UPIERANIE SIę POD HASłAMI ROZWó CZY SEPARACJA!

....jak siebie samego...a pytanie powinno brzmieć-czego naprawde pragniesz i jak możesz to osiągnąć...!Ja pragnełam SPOKOJU i dziś wiem że wszystko zależy od mojej decyzji!

(tak! wiem to puszka Pandory)!
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 19:34   

Agusia:
"SZKODA SIł I RESZTEK PRZYJAźNI NA UPIERANIE SIę POD HASłAMI ROZWó CZY SEPARACJA!"
Zgadzam się częściowo, szkoda sił, czasem już tej siły w nas nie ma.
A przyjaźń? Czy można mówić o przyjaźni z człowiekiem który odepchnął, poniżył, obrazał, zdradził? Przecież przyjaźn, jak i miłość, to zaufanie, wzajemna pomoc, szacunek i uczciwość w stosunku do tej drugiej strony. Ja nie widzę możliwości, bym miała się przyjaźnić z kimś, kto w stosunku do mnie okazał się nieuczciwy i świadomie mnie ranił. Mogłabym ew. przystać na poprawne stosunki - o ile nie byłoby to dla mnie kolejnym poniżaniem.
O tak - mój 'szanowny' gotów był przyjaźnić się ze mną, gdybym tak jeszcze polubiła jego kochankę, znalazła sobie kogoś, moglibyśmy być przyjaciółmi - według niego. A ja sobie tego nie wyobrażam. Wiem że kiedyś przyjdzie ten czas wzajewmnych kontaktów, gdy córka założy własną rodzinę, nie wiem jak to będzie, ale nie wyobrażam sobie na spotkaniach w domu córki widywać tamtą kobietę.
 
     
basia_priv
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 20:29   

Tak Aguniu masz rację, Chrystus nikogo nie potępił, bo Bóg jest samym Dobrem. To my sami możemy się poptępić odrzucając w pełni Boga (negując Go), a każdy zły wybór, czy zgoda na zło oddala nas od Niego.
Tak więc nawet zgoda na rozwód jest złem, bo przyzwalamy współmałżonkowi aby żył w grzechu – godzimy się na to. To jest fakt i nawet nie mogą usprawiedliwiać tego takie czy inne odczucia.
A dlaczego masz się czuć jak „dziecko szatana” - tego to już zupełnie nie mogę pojąć. Dlaczego przypisujesz komuś, że tak o Tobie myśli albo co gorsza tak Cię ocenia? Ja bynajmniej na tym forum - ani w tym wątku ani też w żadnym innym - czegoś takiego nie zauważyłam.
Nie rozumiem też dlaczego powiedzenie tej prawdy wzbudza tak wiele emocji? Dlaczego ocenia się to jako potępianie kogokolwiek? Czy Prawda, która jest bolesna ma być fałszowana lub podawana w sposób taki, że trzeba byłoby się jej domyślać? Przecież tylko Prawda może przynieść wyzwolenie z zakłamania, z szukania półśrodków, które pozornie dałyby ukojenie.
 
     
ProNo
[Usunięty]

Wysłany: 2007-12-16, 20:52   

Moja żona chce się rozstać w zgodzie i chce żebyśmy zostali przyjaciółmi. Tylko o jaką zgodę chodzi?........... zgodę na to co Ona robi mi i dziecku ......... tej zgodzie mówię NIE .... zgodę na złamanie przysięgi małżeńskiej ........ mówię Nie , ................ Przyjaźń ???? Ja sobie nie wyobrażam przyjaźni z człowiekiem, który zawiódł moje zaufanie , przez którego zostałem zdradzony , który kłamie , oszukuje , który nie dał szansy swojej rodzinie dla którego największym dobrem jest on sam. Po 27 grudnia moja żona straci we mnie przyjaciela!!!!!!! Pozdrawiam .Piotrek
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9