Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak uratowac związek???
Autor Wiadomość
nesia1905
[Usunięty]

  Wysłany: 2008-12-13, 08:42   Jak uratowac związek???

Witam wszystkich.Błagam o jakies rady dotyczące uratowania związku.Jesteśmy ze sobą 5.5 roku-niestety żyjemy w nieformalnym związku,ponieważ oboje jestesmy po przejsciach i mój partner miał ślub kościelny,a ślubu cywilnego wciąż nie chce wziąc,mamy półrocznego synka,którego bardzo pragnelismy oboje i tak naprawde od chwili gdy Maly sie urodzil wszystko sie zaczelo na dobre juz psuc,to juz trwa pol roku,byly chwile gdy chcielismy sie rozstac,ale jakos na sile ratowali,udawalismy przez moment ze jest dobrze miedzy nami,a za chwile znowu sie wszystko waliło-teraz juz od paru tygodni jest katastrofa,przestal juz kompletnie sie starac,zeby ten kryzys nie zakonczyl sie rozstaniem!!!Mój mężczyzna ma 32 lata i mówi mi w oczy,ze sam nie wie czego on chce,niby twierdzi,ze chce byc z nami i wychowywac synka,ale na jego zasadach i warunkach,a jego zasady i warunki to:moze robic co sobie chce,zyc jak chce,oklamywac mnie i.t.d,jednym slowem zyc z kims,a jednoczesnie byc wciaz wolnym kawalerem bez zobowiazan,o slubie nie ma mowy,nie chce go,bo jak mi to powiedzial w styczniu wyjezdza za granice do pracy i to na bardzo dlugi okres czasu ze zjazdami raz na dwa miesiace na jeden tydzien i nie chce wiazac ani sobie ,ani mi rak,bo nie wie jak tam bedzie!Rece mi juz opadaja jak slucham tych wszystkich slow,jak patrez na jego podejscie do zycia to jakbym otrzymywala raz po raz noz w serce!To jest obraz przyblizony naszego zycia,duzo wiecej zlych rzeczy bedac w naszym zwiazku zrobil,a ja wszystko wybaczalam.Przyznam sie,ze mam ostatnio jakies zalamanie wiary-zawsze gdy bylo zle miedzy nami czulam,ze Bóg nade mna czuwa,ze nam pomaga i ze zawsze jakos sie udawalo,a teraz wszystko idzie ku rozstaniu.Kocham go,nie chce sie rozstawac,ale juz brakuje mi pomyslow jak ratowac to,skoro on sie o nic nie stara,nie chce juz chyba zebysmy byli razem...POMOZCIE!!!
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 09:42   

Witaj nesiu

Co masz na mysli mowiac, ze Cie juz wczesniej krzywdzil w zwiazku? Doszlo do jakichs oszustw? Zdrady?
Czy wiesz z czyjej winy zakonczyl sie jego zwiazek sakramentalny? Pytam, poniewaz od tego zalezy czy np. rani Cie ze wzgledu na stare niezaleczone rany, bo byl kiedys opuszczony, czy tez on zostawil i teraz mysli o zostawieniu Ciebie, bo brak mu odpowiedzialnosci.

Na pewno dla Ciebie przyda sie ksiazka Dobsona "Milosc potrzebuje stanowczosci" - pomoze Ci stawiac zdrowe granice, zeby nie mogl Cie ranic, natomiast dla Twojego Faceta: Jacek Pulikowski "Warto byc ojcem"!! Jesli przeczyta i wdrozy - to macie od razu zwiekszone szanse.
Oprocz tego byc moze dla Was obojga: Martin Padovani Uleczyc zranione uczucia" - dobra opcja jest wspolne przeczytanie takiej ksiazki jak ta i pozaznaczanie przez kazde z Was waznych fragmentow a potem ich wspolne omowienie. Czesto komunikacja damsko-meska zawodzi, a to pomaga otwierac oczy.

Czy jestescie katolikami praktykujacymi? Czy On chodzi do spowiedzi?

Wskazana moze tez byc dla Was na poczatek terapia dla par u psychologa katolickiego, tak, zebyscie wyrazili swoje problemy poprzez neutralnego mediatora. Potem - byc moze terapie indywidualne.

I nie mysli nigdy o samobojstwie, bo to mysli od diabla, a jesli by Ci to uparcie wracalo - przeczytaj Pierre Descouvemont "Wygrac duchowa walke".

Pogody Ducha
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 10:45   

martin napisał/a:
Czy jestescie katolikami praktykujacymi? Czy On chodzi do spowiedzi?


Przepraszam Martinie, ze się wtrącę...moze ja nie jestem na topie, jesli chodzi o nauki Koscioła Rzymsko-Katolickieg, ale mam podejrzenie raniczące z rzekonaniem, ze osoba pozostająca trwale w zwiazku niesakramentalnym typu konkubint, czy zw. cywiklny, a juz szczególnie taka, która zawarla wczesniej wazny zw. sakramenalny nie moze przystepowac do sakramentu pokuty i pojednania, czyli spowiedzi, a także w pełni uczestniczyc w Eucharystii.

taka osoba po prostu nie otrzyma rozgrzeszenia, jako trwajaca świadomie w grzechu smiertlenym, jakim jest cudzołóstwo.
Nie mądrze się tylko po prostu no Twoje pytanie do autorki wątku mnie zdziwilo dśc ekhmm mocno, bo chyba jesteś katolikiem. Dziwne zatem, ze tego nie wiesz.

No, ale moze coś sie zmienilo w Kosciele ostatnio w temacie, jeśli tak - wybacz to zdziwienie
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 12:01   

Piki, nic się nie zmieniło w temacie, osoba żyjąca w cudzołóstwie nie może uczestniczyć we wszystkich sakramentach.
Martin pewnie z rozpędu napisał bez dokładnego przeczytnia, no potrzebę pomagania widocznie odczuł.

Nesia.
A kim był Twój partner zanim zostałaś jego kochanką? Był układnym mężem i ojcem? Wypełniał swoje obowiązki w stosunku do rodziny? Co się dzieje z jego żoną, dziećmi?
I dlaczego jesteście teraz razem, dlaczego nie jest ze swoją rodziną?

Trudno coś doradzić gdy się przeczytało tylko kawałek prawdziwej historii.

[ Dodano: 2008-12-13, 12:04 ]
nesia1905 napisał/a:
Przyznam sie,ze mam ostatnio jakies zalamanie wiary-zawsze gdy bylo zle miedzy nami czulam,ze Bóg nade mna czuwa,ze nam pomaga i ze zawsze jakos sie udawalo,


Załamanie wiary to masz pewnie od dawna, odkąd żyjesz z cudzym mężem.
Bóg owsze, czuwa nad Tobą, ale pewnie ubolewa nad Twoim grzechem.
A pomoc - czy na pewno pochodziła od Boga czy raczej od złego?
Bóg chyba nie pomaga w grzechu. o ile mi wiadomo.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 12:09   

elzd1 napisał/a:
Piki, nic się nie zmieniło w temacie, osoba żyjąca w cudzołóstwie nie może uczestniczyć we wszystkich sakramentach.
Martin pewnie z rozpędu napisał bez dokładnego przeczytnia, no potrzebę pomagania widocznie odczuł. .


No tak myslałam, że się nie zmienilo, totoż oczy mi wyszly ze zdziwienia na to pytanie:)

Potrzebe pomagania rozumiem, ale ... no fajnie byłoby znać nauke wlasnego Kosciola, prawda? Zwlaszcza juz, gdy się chce pomagać za jego posrednictwem.

Takie mam zdanie
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 16:20   

Piki napisał/a:
elzd1 napisał/a:
Piki, nic się nie zmieniło w temacie, osoba żyjąca w cudzołóstwie nie może uczestniczyć we wszystkich sakramentach.
Martin pewnie z rozpędu napisał bez dokładnego przeczytnia, no potrzebę pomagania widocznie odczuł. .


No tak myslałam, że się nie zmienilo, totoż oczy mi wyszly ze zdziwienia na to pytanie:)

Potrzebe pomagania rozumiem, ale ... no fajnie byłoby znać nauke wlasnego Kosciola, prawda? Zwlaszcza juz, gdy się chce pomagać za jego posrednictwem.

Takie mam zdanie


Droga Piki, ekspercie od wszelakich spraw koscielnych, po co ta zlosliwosc? Martin nie doczytal, ze partner autorki watku jest zonaty i tyle. Po co to rozwlekac?..

Natomiast w temacie - jesli Twoj partner zostawil dla Ciebie rodzine - moze ma wyrzuty sumienia.. Moze tez byc tak, ze do Ciebie uciekl od obowiazkow, a jak pojawily sie nowe i nowa odpowiedzialnosc, to znow ucieka...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 17:51   

w sensie wiary to tu nie ma czego ratowac w końcu to nie mąż
w sensie ratowania ojcostwa tylko wtedy gdy sam tego bedzie chciał
jak na razie nie przejawia żadnych chęci bycia dojrzałym ani ojcem ani partnerem
twoja rola w tym związku to rola matki opiekunki dbającej o to by chłopczykowi w skórze dorosłego faceta było dobrze
jesli ci ta rola odpowiada możesz przy niej trwac jednak nie mysl, ze sam od siebie cos da lub sie zmieni
jemu w końcu jest dobrze
po co mu zmiany i to jeszcze na jego niekorzysc
popełniłąs błąd wiąząc sie z człowiekiem żonatym teraz możesz
albo trwac w grzechu nadal bez zmian az do całkowitego rozejścia co jest bardzo realne
albo postawic twardy warunek zmiany męża, pewnie to nic nie da bo mu dobrze ale jeśli to coś by dało to nadal życ w grzechu ale bez nerwów
albo jedynie słuszna droga twoja to uwolnic sie od człowieka, który cie rani, przez którego żyjesz w grzechu i samotnie wychowywac dziecko
może ta sytuacja mimo iż wydaje Ci sie najgorsza w późniejszym czasie da Ci najwięcej dobrego
da Ci w przyszłości spokój, szczęście
na dzień dzisiejszy kto żyje w grzechu raczej nie ma szans na szczęście
jesli myślisz, że mąż sie zmieni odszukaj zone twojego partnera i utwierdź sie w przekonaniu z kim mieszkasz i z kim wychowujesz dziecko
i czy warto
ona powie ci jakim partnerem jest zna go przeciez dobrze......
masz trudną decyzje przed soba nie zazdroszcze ci
wymaga wielu mądrych decyzji
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 18:25   

..monika.. napisał/a:
[

Droga Piki, ekspercie od wszelakich spraw koscielnych, po co ta zlosliwosc? Martin nie doczytal, ze partner autorki watku jest zonaty i tyle. Po co to rozwlekac?.....


Ależ miła Moniko :) z całym szacunkiem - taka wiedza w temacie spraw koscielnych nie nalezy chyba do gatunku eksperckiej, a raczej podstawwej.

ale ok - złosliwości nie bylo z mojej strony, po prostu zdziwienie. Przyjmijmy, ze autor pytania, jak sugerujesz - nie doczytal i dlatego ono padło...

Natomiast w temacie - jesli Twoj partner zostawil dla Ciebie rodzine - moze ma wyrzuty sumienia.. Moze tez byc tak, ze do Ciebie uciekl od obowiazkow, a jak pojawily sie nowe i nowa odpowiedzialnosc, to znow ucieka...[/quote]

No wiesz, istnieje jeszcze moziwośc, ze nie zostawił dla autorki wątku rodziny, a zostawil ja, badź sam zostal zostawiony z powodów nam nieznanych, a autorkę poznal póxniej.
Co prawda wiek dziecka i wiek partnera sugeruje, ze musiałby być żeniac się mlody, zeby zdązyc rozstac sie z żona i nie zaraz związać z autorka watku, ale nie aż tak mody by to było niemozliwe.
Tak czy owak - moze przeoczyłam w pierwszym watku takie informacje, a moze ich tam nie ma - póki co nie wiesz , czy zostawił dla niej rodzinę, trudno wiec na tym opierać wypowiedzi do autorki.
Moze poczekajmy co sama powie w temacie?
 
     
nesia1905
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 22:01   

Dziękuje wszystkim za odowiedzi.Napisalam troche powierzchownie,ale sprobuje wszystko wyjasnic.Mój partner nie zostawił dla mnie rodziny,poznalismy sie 2 lata po ich rozstaniu,a ich malzenstwo bylo zawarte w szantazu i w klamstwie i to bardzo okrutnym,matka jego zony nakazala im wziac slub,poniewaz jego zona zaszla w ciazy tylko,ze dziecko ktore nosila pod sercem nie było mojego mezczyzny(robil testy DNA),przed slubem razem nie mieszkali,po slubie rowniez nie,ona u swoich rodzicow,on u swoich ponad 100 km od siebie.Przez trzy lata trwania malzenstwa tylko pol roku mieszkali razem poczym jego zona opuscila go.Czy to,ze nam kiedys w zyciu nie wyszlo to znaczy,ze tacy ludzie jak my nie mamy prawa do szczescia?Obecnie moj partner stara sie o stwierdzenie niewaznosci jego malzenstwa,bo gdy bral slub myslal ze dziecko jest jego,bo tylko dlatego do tego slubu doszlo.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-13, 23:17   

jestes na forum katolickim więc nie dziw sie radom jakie uzyskałas na początku po przeczytaniu twojego postu
dla wielu jestes jedna z wielu dla których mąż odszedł czy żyje i nie pragnie powrotu bo z nową jest lepiej inaczej...
inna sprawą jest to dlaczego mąż do tej pory tego nie zrobił unieważnienia choc przesłanka jest oczywista i pewnie bez problemu dostałby uniewąznienie
każdy ksiądz o tym mówi przed zawarciem i podpisaniem umowy małżeńskiej w kościele
może boi sie by znów ktoś go nie oszukał
przeciez do urodzenia było dobrze... jak piszesz dopiero dziecko sprawiło problem i kryzys
może to powtórka z życia uruchomiła w nim lęk przed zabraniem mu na siłe wolności bez jego zgody na to
i teraz przed tym sie broni
wydaje mi sie iż powinnas porozmawiac z nim o tym iż dla ciebie i dziecka ta sytuacja jest niejasna czujesz sie niebezpiecznie w takim związku dlatego pragniesz by to przemyślał i dla dobra Waszej rodziny jednak poczynił kroki by tą sprawe uregulowac
także dla siebie
inną sprawa tez jest czy cała ta opowiesc jest prawda ojcowie często zaprzeczają swoje ojcostwo
ale jeśli tak to prawda więc dla włąsnego dobra powinien ten temat zamknąc raz na zawsze w końcu jak mówi nie jest prawowitym ojcem dziecka
Twojego jest więc powinien w końcu poczuc sie nim w pełni bez lęków że jest ono zagrożeniem jego wolności tz jego istnienie nie może byc powodem dla którego ma brac ślub
ale juz miłosc do ciebie tak
jesli w ten sposób nakreslisz swoje lęki i je przedstawisz może nie bedzie sie bał ponownie zaufac i wziąc z toba ślub, który dla ciebie jest przeciez wazny
a twoje dobre samopoczucie powinno byc dla niego najważniejsze
no chyba, że twój partner rzeczywiście jest z pokroju wiecznie młodych niedojrzałych któzy nie chcą brac na siebie obowiązku bycia mężem czy ojcem i szuka sobie furtki do odejscia
tak czy siak rozmowa o twoich potrzebach rozwiązania problemu jest nieodzowna i nie możesz sie jej bac
że w ten sposób odejdzie
nierozwiązany problem drązy jak woda powodując że urasta do nierozwiązalnych i do rozejscia
a przeciez w tym wszystkim nie tego chcesz
niech wystapi najpierw o uniewąznienie to na pewno cie uspokoi i sprawi że zmieni sie twoje nastawienie do niego
powinien to odczuc jako pozytywy swojego kroku
chyba ze jak pisze sam tego nie chce
 
     
nesia1905
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-14, 08:27   

Jeśli chodzi o unieważnienie to jest już pozew złożony i dwaj księża z którymi rozmawialiśmy powiedzieli,że są duże szanse w tej sytuacji na unieważnienie,wcześniej nie składał poniewaz nam tłumaczono,że sama "niedojrzałośc" do bycia mężem nie wystarczy zeby stwierdzic taka niewaznosc,złożył go dopiero jak miał testy DNA w ręku i pewnie to jeszcze trochę potrwa zanim sie to (mamy nadzieje) malzenstwo skonczy.Jesli chodzi o jego ojcostwo do tamtego dziecka to badania byly juz robione przy mnie i powiem szczerze,ze ja bez badan była na 100% pewna,ze ten "maluch" nie może byc jego dzieckiem,a badania niestety wykluczyly ojcostwo w 100 %-przykre,ale prawdziwe!Stąd miedzy innymi po tylu latach podjęlismy decyzje o naszym wspolnym dziecku,choc ja 10 miesiecy sie nad tym głęboko zastanawialam,bo mialam duzo obaw,poniewaz miedzy nami tylko przez pierwszy rok bylo cudownie,pozniej zaczelo bywac roznie-raz zle,raz dobrze,ale nie bylo nigdy na tyle tragicznie jak teraz!!!I jak zwykle moj facet zdolal mnie przekonac,UWIERZYLAM,że jak bedziemy miec dziecko to juz nie bedzie moglo byc miedzy nami zle,bo staniemy sie odpowiedzialni za malenka istotke i wydawalo mi sie po jego rozmowach,ze on mysli tak samo-był przeszczesliwy jak sie dowiedzial,ze zostanie tatusiem,a gdy na USG zobaczyl ze to synek to poprostu mial ze szczescie isc ulica i krzyczec ,ze bedzie mial synka i bedac w ciazy zaczelam glosno i wyraznie mowic o slubie,narazie o cywilnym,a w przyszlosci o koscielnym,ale z jego ust padalo NIE z roznego rodzajami wymowkami,wtedy pomyslalam,ze pomimo tego,ze wie iz tego malenstwa jest on prawdziwym ojcem i,ze nigdy nie moglabym tak oszukac to moze wspomnienie i bol sa silniejsze od niego i,ze moze chce poczekac,az sie synek urodzi,chce moze spojrzec w jego oczka,zobaczyc jakis szczegol podobienstwa do siebie,i.t.d...,wiec odpuscilam i poczekal na rozwiazanie,po porodzie znowu podjelam takie rozmowy i znowu slysze ciagle NIE rowniez jest tysiace (dla mnie badzo)glupich i nierealnych wymowek!Tlumaczylam na rozne mozliwe sposoby,by zrozumial i ogarnal swoje mysli na korzysc nas wszystkich,a nie tylko na swoja wygode.Moze zle mi sie wydaje,ze zaczelo sie wszystko sypac od narodzin malenstwa,przyczyna sa moje rozmowy na temat slubu i kiedy zaczelam ostro naciskac i zobaczyl,ze ja juz naprawde chce tego slubu i nie odpuszcze to wtedy dochodzilo do coraz to gorszych klotni,zaczely padac coraz bolesniejsze slowa z jego ust,czasami czulam sie potraktowana jak pies-wiele lez wylalam,bo nie moglam zrozumiec dlaczego po tylu latach,po tym jask mu dziecko urodzilam on jest w stanie miec takie mysli i tak mnie traktowac!Nie potrafie go rozgrysc-na jedno caly czas powtarza,ze nas bardzo kocha ,ze nie chce nas stracic i ,ze nie chce slubu,bo to ,bo tamto...,ale jezeli ja go chce to pojdziemy i zamowimy date(tylko wymawiajac te slowa wchodzi w glos ogromna agresja i niemal wykrzykuje to),a ja pod takim przymusem nie zrobie tego nigdy,nie chce zyc z poczuciem winy,ze on nie chcial,a ja go na sile zaciagnelam,chcialabym,zeby on choc troche zrozumial,ze powinien tak postapic i choc troche poczuc,ze on chce isc wlasnie ze mnia przez cale zycie,a jak do tej pory zyje w strachu ze pewnego dnia stanie przede mna i powie,ze to KONIEC naszej drogi,to jest wegetacja z dnia na dzien-takie obawy nabraly sily,gdy sie urodzil nasz synek,dopiero wtedy zrozumialam,ze nie mam mezczyzny obok siebie tylko nieodpowiedzialnego gówniarza dla ktorego jestem jak matka,a nie jak kobieta-robi co chce,zeje jak chce,uwaza ze moze krzywdzic,ranic,oszukiwac i tysiace innych przykrosci i ,ze wszystko mu wybacze-pokrzycze,poplacze,ale i tak wybacze,bo przeciez matka kocha swoje dziecko bezwarunkowo i to matka zapomina i przebacza swojemu ukochanemu synkowi wszystko-ON wlasnie tak mnie traktuje,jest ze mna,bo jest mu ze mna bardzo wygodnie,dobrze,a ja juz mam dosc troszczyc sie codziennie,poswiecac sie,wkladac cala siebie w pustote i tak naprawde w cos co moze w kazdej chcwili runac jak domek z kart!Kocham Go bardzo,ale juz nie mam sily zyc z dnia na dzien z wciaz badz co badz obcym czlowiekiem u boku!!!Nie ma mowy u niego o tym,zeby poszedl do psychologa,na terapie,ze sprobowal sie odnalesc na tym swiecie,do kosciola tak samo nie chce chodzic,jak juz idzie to z przymusu i nic kompletnie nie wyciaga z kazan ksiedza!!!Nie wiem co dalej robic,jak go przekonac do zmiany nastawienia do swiata,zycia,malzenstwa i choc troche(bo na duze nie licze)zmiany jego w sosunku do Boga?!
 
     
martin
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-14, 18:51   

Faktycznie sie rozpedzilem - dziekuje Moni i elzd1.
Piki - zbedna zlosliwosc.

Natomiast dokladne wyjasnienie przez nesie sytuacji sadze, stawia sprawe nieco inaczej.
Owszem nie wiadomo, czy ten czlowiek jest Jej zgodnie z Wola Boza przeznaczony, ale z ludzkiego punktu widzenia - jesli dojdzie do uniewaznienia tamtego - jak widac (o ile partner Nesi jest szczery) z gruntu niewaznego malzenstwa to uwazam, ze warto podjac chociaz probe pracy nad zwiazkiem. Tym bardziej, ze to nie tylko o nich chodzi, ale tez o dobro dziecka, ktore ma szanse wychowac sie w kompletnej rodzinie.

nesia
To co piszesz jest faktycznie bardzo trudne.
Podtrzymuje propozycje ksiazek dla Was.
Nie wiem, czy Twoj partner zachowuje sie tak ze wzgledu na zranienia, czy niedojrzalosc, ale musicie sie nauczyc dobrej komunikacji. W Tobie slusznie naroslo wielkie zniechecenie i zlosc, ale jak sama widzisz mocniejsze naciskanie na niego rodzi tylko wiekszy opor.
Facet nie lubi, gdy sie go do czegos zmusza. Musisz mu przedstawic, jak wazne to dla Ciebie, ale bez wymuszania. Musi dojrzec do czegos takiego. W jakis sposob bez nacisku powinnas zasugerowac mu lagodnie, ze Ty nie chcesz go zamykac, bo nie tym jest malzenstwo, ale podkreslic, ze sie kochacie i ze nie jestes tamta kobieta. Ze to ma byc prawdziwe.
A jego praca zagraniczna to przymus czy jego dobrowolna decyzja? Bo takie rzeczy niszcza w wiekszosci przypadkow wspolczesne malzenstwa, wiec o ile mozna tego uniknac to warto. Albo oboje tu, albo tam, inaczej to nie ma sensu mimo, ze sie ludziom potem przedstawia jekies bzdurnie piekne perspektywy.
Stawiaj mu granice, spraw, zeby Cie szanowal, ale ze stanowczym spokojem. Widac, ze jest emocjonalnym czlowiekiem z glebokimi zranieniami i mimo, ze takiego zachowania nie mozna tolerowac, to musisz znalezc inna droge do jego wnetrza, widac, ze nacisk nie dziala...
Jestes pewna, ze On nie pojdzie do psychologa? Bo czasem kobieta cos zaklada, a nie spyta. A moze jakims sposobem sie uda? Albo zebyscie poszli razem, bo Ty mu powiesz, ze sie zle z tym czujesz i moze nie przekazujesz mu wszystkiego jak bys chciala i to by Ci bardzo pomoglo. To go moze zmotywowac do pomocy Tobie, a przez to zyskacie oboje.

Powodzenia
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-14, 20:28   

Nesiu ! Trudne to co piszesz. Wydaje mi się, że Twój mężczyzna chcialby samych przyjemności bez odpowiedzialności. On po prostu jest niedojrzaly w dalszym ciągu do malżeństwa. Sakrament małżeństwa musi być zawierany całkowicie dobrowolnie, żeby był ważny. Twój partner zdecydowanie nie chce ślubu, jak piszesz. Nic Ci to zmuszanie nie da, bo nawet jak go zaciągniesz siłą przed ołtarz, to on zaraz po ślubie i tak ucieknie, albo będzie Ci cale życie wypominał, że go zmusiłaś i to na pewno też nie będzie komfortowe. Myślę, że trzeba odpuścić, bo na ten moment ten człowiek po prostu nie nadaje się na męża i pewnie nigdy się nie nadawał. Ta jego szarpanina z żoną też żle o nim świadczy. Może kiedyś dojrzeje, ale nie wiadomo kiedy i nie wiadomo, czy zdecyduje się akurat na Ciebie. Wiem, że to okropnie dołujące, co napisałam, ale tak to widzę.
Myślę, że jest to dla Ciebie szansa na zbliżenie się do Boga, zerwanie z grzechem i rozpoczęcie nowego życia bez partnera. Myślę, że czas skończyć z nim rozmowę na wasze tematy, bo on już wszystko usłyszał. Teraz trzeba podjąć decyzję o rozstaniu. Szanuj siebie samą (przeczytaj Dobsona). Pokaż, że potrafisz żyć bez niego, ale odpowiedzialność i tak musi ponieść, choćby w postaci alimentów. Być może, że to go ocuci. Swoją drogą, jeśli nie chce wziąć ślubu cywilnego, to znaczy, że naprawdę nie chce mieć z wami nic wspólnego i chce mieć furtkę, żeby móc zniknąć w każdej chwili. Nesiu, żle ulokowałaś uczucia. Wiem, że ślub wydaje się czymś bardzo świetlanym, ale w tym momencie to chyba lepiej dla Ciebie, żeby go nie brać. Niemniej postaw jasne granice.
Przepraszam za szczerość, ale naprawdę życie samotnej matki wydaje mi się w tym momencie jedynym rozwiązaniem. A jeśli za jakiś czas zmienią się realia, to będzie czas na nowe decyzje. Porozmawiaj też z rodzina swoją i jego, ze znajomymi, jak oni to widzą.
 
     
bird70
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-14, 22:36   

Cytat:
On po prostu jest niedojrzaly w dalszym ciągu do malżeństwa. Sakrament małżeństwa musi być zawierany całkowicie dobrowolnie, żeby był ważny. Twój partner zdecydowanie nie chce ślubu, jak piszesz. Nic Ci to zmuszanie nie da, bo nawet jak go zaciągniesz siłą przed ołtarz, to on zaraz po ślubie i tak ucieknie, albo będzie Ci cale życie wypominał, że go zmusiłaś i to na pewno też nie będzie komfortowe. Myślę, że trzeba odpuścić, bo na ten moment ten człowiek po prostu nie nadaje się na męża

witaj, Nesiu,
zgadzam się niestety z Kari, bo takie jest moje osobiste doświadczenie... to ja dążyłam do ślubu, to mnie zależało... on dziś twierdzi, że nie był gotowy, że działał pod presją, dziś złożona przysięga jest dla niego balastem, który uwiera i przeszkadza, nawet, jeśli jej od dawna nie dotrzymuje...

Popieram rady Kari...
Cytat:
Myślę, że czas skończyć z nim rozmowę na wasze tematy, bo on już wszystko usłyszał
.
Wybacz, jeśli moja interpretacja sięga za daleko... ale jakoś mi się tak pojawia, że ten twój kochany to próbuje uciec przed wami za granicę... Wyjazd mojego męża niczego między nami nie poprawił, wręcz odwrotnie- mój mąż właśnie teraz zdecydował, że ja do jego nowego życia zupełnie nie pasuję...
Ale oczywiście- ty znasz lepiej swojego partnera...
Poza tym rozstanie teraz nie zamyka przed wami drogi sakramentalnego małżeństwa, może się przecież okazać, że twój partner znajdzie w końcu w sobie tę dojrzałość konieczną do wzięcia odpowiedzialności za rodzinę...
A ty teraz musisz mieć siłę, żeby zająć się swoim maleństwem.
Życzę ci odwagi w podejmowaniu decyzji.
 
     
nesia1905
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-15, 07:08   

Martin,o przeczytaniu książek nie ma mowy(z jego strony)!!!-nieraz juz o tym myślałam,ale on nie ma na to ani ochoty,ani czasu,nawet jak pare razy znalazlam jakis ciekawy artykuł w internecie,ktory chcialam zeby przeczytał to już był dla niego wielki problem!Obawiam sie,ze dobrej komunikacji niegdy juz sie nie nauczymy,poniewaz mój facet wogóle nie potrafi rozmawiac na temat uczuc,nawet jak probuje to i tak skutki sa odwrotne od zamierzonych,poniewaz nie potrafi tego co czuje ubrac w slowa i zawsze powie cos co zamiast sprawic radosc,usmiech to sprawiaja jego slowa bol,bo nie potrafi odpowiednio wytlumaczyc tego co tak naprawde czuje.
Od dawdna namawiam go na wizyte u psychologa,bo mimo wszystkiego jest czlowiekiem bardzo zagubionym,ale nigdy nie potrafi znalezc na to czasu i pieniedzy-choc jak sam twierdzi powinien isc po taka pomoc.
Jak wazne jest zycie dla mnie ,dla dziecka w malzenstwie przedstawialam mu juz "miliardy" i równiez na spokojnie,ale to jest czlowiem okropnie egoistyczny i on patrzy tylko na to co jest DOBRE dla jego "tyłka"i tylko tego sie trzyma,coraz czesciej mam wrazenie,ze to co ja czuje,ze przez niego placze,przez jego wystepki to go kompletnie nie interesuje :!: :!: :!:
Martin to co radzisz jest bardzo dobre,ale ja juz to wszystko daaawno przerobilam i tlumaczenia,ze małżenstwo jest dla mnie bardzo wazne i to nie pod wzgledem jakiegos zabezpieczania sie finansowego tylko pod wzgledem moich uczuc do niego,to ze ja nie jestem tamta kobieta to nic juz w nim nie zmieni,bo on jest ze mna ponad 5 lat,zna mnie doskonale i dobrze wie,ze jestem przeciwienstwem jego zony-ja mu pokazalam swoje dobre serce i on to wykorzystal,ale przeciwko naszemu wspolnemu zyciu...
KARI jesli chodzi o to co Ty napisalas to zgadzam sie z Toba w zupelnosci!!!-ostatnie wydazenia mi udowodnily to,ze jest kompletnie niedojrzaly do małzenstwa,a nawet do partnerstwa mimo,ze ma prawie 32 lata,jest ze mna chyba poprostu z wygody,bo twierdzac,ze nas kocha,ze nie chce nas stracic,ze chce wychowywac razem synka,a jednoczes :oops: ie nie chce dla tego dziecka rodziny normalnej dac to jest moim zdaniem wygoda,bo codziennie wraca do nas,do cieplutkiego,pachnacego obiadkiem domu,ma wyprane,posprzatane,wyprasowane-nic go oprocz zarabianie pieniedzy nie obchodzi,w domu po pracy praktycznie zero obowiazkow i jak sam to wielokrotnie oznajmij-ma poprostu cudowna,bardzo dobra kobiete i,ze juz na calym swiecie nigdy takiej nie znajdzie,a z drugiej strony padaja slowa "nie chce wiazac sobie i Tobie rak,bo nie wiem jak tam,za granica bedzie,jestes atrakcyjna kobieta,nie bedziesz na mnie czekac,znajdziesz sobie tu kogos"-i nic po moich tlumaczeniach,ze ja nie chce nikogo juz,ze jego wybralam,jemu dziecko urodzialam-NIE POTRAFIE ROZSZYFROWAC O CO MU CHODZI TAK NAPRAWDE I TO MI ODBIERA JUZ WSZYSTKIE SILY,PODDAJE SIE!!!
Czasami jak probuje to wszystko ogarnac i pomysle sobie o calym moim zyciu od malego(nie nalezalo do latwych) to mam wrazenie ,ze dzwigam na plecach bardzo ciezki krzyz jak Jezus i moze jest taka wola Boska,że to wlasnie On stanal na mojej drodze...
Zbyt dlugo juz czekalam na niego i to juz jest z mojej strony postanowione,ze jezeli on czegos z naszym zwiazkiem nie zrobi przed wyjazdem za granice to powiedzialam to glosno,ze nie bede czekac na obcego mi wciaz mezczyzne-koniec naszego zwiazku jest w momencie jego wyjazdu!!!A z rodzina juz dawno rozmawiam,ze znajomymi tez i kazdy,poprostu kazdy jest w wielkim SZOKU,ze on tak na sile sobie zycie komplikuje,jego siostra,matka nieraz z nim rozmawialy,tlumaczyly,pytaly co on wyprawia,ze jesli nie mial ochoty na rodzine to mogl isc w swoja strone i komplikowac wszyskiego wtedy gdy nie bylo dziecka,a teraz to ma byc za nas odpowiedzialny,ale do niego nic nie dociera,niczego nie łapie!!!
Jest to dla mnie wszystko chyba zbyt trudne,chyba juz nie mam sily ratowac tego,bo ja poprostu nie wiem co on mysli!-jesli taka jest wola Boza,ze mamy sie rozstac to sie z nia zgadzam,bo juz brakuje mi sil!!!DZIEKUJE wszystkim za pomoc i wsparcie,czuje ulge,ze jest ktos kto probuje mi zrozumiec jego postepowanie!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10