Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2008-12-08, 15:32
kryzys w małżenstwie
Autor Wiadomość
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-09, 15:24   

ketram napisał/a:
Ja analizuje swój przypadek - i z całą pewnością jednym z podstawowych powodów dramatu była u nas komunikacja. Nawet teraz, kiedy czasem - bardzo rzadko wraca temat Nas (kłótnia gotowa, agresja ze strony żony natychmiast), na moje - dlaczego mi nie mówiłaś, ze wg Ciebie jest tak źle !! Powinieneś się był domyślić - słyszę w odpowiedzi! Dawałam Ci sygnały.

Żona odeszła. I ona nadal nie rozumie - jak wiele kobiet - że faceci są bardzo prości. Nie domyslą się. Za Chiny.

Zapytałem - dlaczego, nie powiedziałaś mi, ze jest tak źle, iż myślisz o odejściu ?!
- To takie rzeczy, Ci trzeba mówić, żebyś coś zrozumiał?

Większości "nieprzeszkolonym" facetom trzeba tak powiedzieć. Kobieta uważa, że się stara, walczy, niuanse, zagrywki - a on ślepy.

Żonom, którym zależy na małżeństwie doradzam - napiscie list do swego męża. Krótki !! Maksymalnie 3, 4 zdania. Wręczcie mu go i wyjdźcie na długi spacer.


Ketram... napisałam... niejeden... mówiłam wprost czego chcę, oczekuję... nie łudziłam się, że sam "załapie".. nie wysyłałam sygnałó, po prostu nazywałam rzeczy po imieniu!
a w odpowiedzi słyszałam "tobie ciągle źle! co bym nie zrobil i tak będziesz niezadowolona!"
(no ale jak miałam być zadowolona kiedy nie miałam męża i ojca tylko domownika?)...
Myślę, że w takich przypadkach otwartość na drugiego człowieka jest kluczem... ja nieraz zaciskałam zęby, kiedy przez pół dnia w sobote gotowałam jego ulubione potrawy, a on po powrocie siadał, zjadał z nosem wlepionym w tv, bekał i odchodził od stolu...
No comment's... :(((
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-09, 15:35   

ak70

Zniknij na kilka dni. Zostaw krótki list. Nie odbiraj telefonu przez ten czas. Inaczej będzie uważał, ze wciąż fochy i histeria. Może to podziała?

I jeszcze jedna refleksja. Sporo na forum (wśród nich ja) mężów/żon, którzy przejrzeli na oczy dopiero po. Nasuwa się zatem dosyć prosty wniosek. Może czasem - dla dobra rodziny, małżeństwa - zrobić symulację kryzysu dla tego "ślepego" małżonka. Rozegrać spektakl. Żeby druga strona myślała, ze to naprawdę. Terapia wstrząsowa.
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-09, 16:34   

mami napisał/a:
Moniko owszem... tylko Piotr widzi swoje błedy i nieporozumieniem by było gdyby teraz nie starał sie tego naprawic tylko za wszystko teraz obwiniał żone...
dlatego to jest teraz ich CZAS na ratowanie a że Piotr widzi do czego to moze doprowadzic niech na początku sam walczy o rodzine by tym samym, swoja zmiana postawy, siebie i zone zarazic
to jak postąpią zalezy jednak tylko od nich


mami, nie zrozumialysmy sie :-) ja wlasnie mialam na mysli to, zeby skoro zauwazyl, co robi zle - zaczal to naprawiac. Zeby wyciagnal wnioski i dzialal. Nawet przez mysl mi nie przeszla postawa biernego czekania na zmiane w zonie.

Odnosnie pokretnych sygnalow od kobiet - sama prawda.. Ja przez pol roku walczylam o Nas i wydawalo mi sie, ze daje takie jasne sygnaly.. Ale tylko..Wydawalo mi sie.
 
     
piotr30
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 08:39   

własnie wstałem, w czoraj zrobiłem ta kolacje nawet było miło,później przeszlismy na gorsze tematy takie jak by sie nie udało tego uratowac,czyli najważniejszy temat to dziecko które ja chciałbym zatrzymac przy sobie a ona przy sobie i wyszło ze bedziemy onie jak cos walczyc.ale tez usłyszałem ze ona niewie co domnie czuje niewie czy to da sie uratowac niby cos vzuje ale niewie co,niechce ratowac tego wszystkiego tylko dla dziecka,zeby ono było karta przetargowa do tego wszystkiego ale ja mowie ze niemozna tego robic tak jakby jego nie było.przytuliła sie dała mi buzi dlamnie to bardzo wiele ale dlaniej chyba nie.czekam strasznie mocno na ta wizyte w poradni mam nadzieje ze ktos jej uswiadomi ze trzeba to wsystko uratowac dla nas ze nieliczy sie tylko jej egoizm ze bedziemy tworzyc szczesliwa rodzine i ze ona tez jako kobieta bedzie w niej szczesliwa.powiedziała mi takie zdanie-ze to ona zdecyduje sama o ym wszystkim bo jakby miała słuchac głosów innych(rodzina,znajomi,i tego kim sie zauroczyła)to odp.była by jedna i wiadomo jaka.wieze ze czuje cos do mnie i że mnie pokocha
 
     
Nirwana
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 08:42   

Mężczyźni też potrafią to stosować (pokrętne sygnały) - ja się od swego Męża dowiedziałam, że przecież mi mówił...., że dwa lub trzy razy powiedział, że kiedyś go nie będzie.... :shock:
Cóż - nie pamiętam tego. Prawdopodobnie były takie słowa, ale nie zostały przeze mnie odczytane jako sygnał. Pamiętam tylko jedną taką sytuację - kiedy słuchając jakiegoś reportażu w radiu o sytuacji kobiet w jakimś kraju arabskim, skomentował "Szkoda że u nas tak nie można: zwrócić upierdliwą żonę do ojca wraz z posagiem" :shock: Ja to wówczas potraktowałam jako żart, nie sygnał.
Mężczyźni też potrafią stosować "kobiecy" sposób porozumiewania się. A kobiety też bywają BARDZO PROSTE, do takich trzeba mówić WPROST, a nie mikro-sygnałami.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 08:52   

Nirwana..... bo żebu zacząć słuchac to najpierw musi najczęściej mocno zaboleć .Zabolec by wyjąc wate z uszu i włożyc do ust.
"kusy" tak manipuluje "MNIE" delikwenta - niezależnie od płci -że nie docierają słowa,nawet bardzo wyrazne słowa.Bo nie dociera do strony kryzysu ,że może ktoś drugi coś chcieć innego jak delikwent(ka),bo wygórowane "MNIE" nie słyszy
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 09:39   

nałóg napisał/a:
Nirwana..... bo żebu zacząć słuchac to najpierw musi najczęściej mocno zaboleć .Zabolec by wyjąc wate z uszu i włożyc do ust.
"kusy" tak manipuluje "MNIE" delikwenta - niezależnie od płci -że nie docierają słowa,nawet bardzo wyrazne słowa.Bo nie dociera do strony kryzysu ,że może ktoś drugi coś chcieć innego jak delikwent(ka),bo wygórowane "MNIE" nie słyszy

oj, to prawda.. czasami nawet kiedy komunikowalam cos jasno, to informacja "ginela po drodze" i odebrana byla inaczej. dlatego bardzo wazna jest praca obu stron nad komunikacja, zeby nie zostawiac kusemu takiego duzego pola do dzialania..

Piotrze,
piotr30 napisał/a:
własnie wstałem, w czoraj zrobiłem ta kolacje nawet było miło,później przeszlismy na gorsze tematy takie jak by sie nie udało tego uratowac,czyli najważniejszy temat to dziecko które ja chciałbym zatrzymac przy sobie a ona przy sobie i wyszło ze bedziemy onie jak cos walczyc.

to oczywiste, ze w razie rozpadu bedziecie walczyc o dziecko, moim zdaniem... ale na razie nie tworz scenariuszy i nie mysl o najgorszym..
piotr30 napisał/a:
ale tez usłyszałem ze ona niewie co domnie czuje niewie czy to da sie uratowac niby cos vzuje ale niewie co,niechce ratowac tego wszystkiego tylko dla dziecka,zeby ono było karta przetargowa do tego wszystkiego ale ja mowie ze niemozna tego robic tak jakby jego nie było.

dziecko nie moze byc karta przetargowa, to prawda! zobacz - Twoja zona mowi, ze NIE WIE co czuje. to znaczy, ze nie ma w sobie zlych uczuc.. tylko gdzies zagubily sie te dobre. tylko Ty mozesz pomoc je odbudowac. i to nie klotniami, wyrzutami, planami, kto po rozwodzie zajmie sie dzieckiem.. pokaz jej jakim mezczyzna sie stajesz! daj jej poznac siebie na nowo.
piotr30 napisał/a:
przytuliła sie dała mi buzi dlamnie to bardzo wiele ale dlaniej chyba nie.

a czy Ty jej powiedziales jak wielkie mialo to dla Ciebie znaczenie?
piotr30 napisał/a:
czekam strasznie mocno na ta wizyte w poradni mam nadzieje ze ktos jej uswiadomi ze trzeba to wsystko uratowac dla nas ze nieliczy sie tylko jej egoizm ze bedziemy tworzyc szczesliwa rodzine i ze ona tez jako kobieta bedzie w niej szczesliwa.

to dobrze, ze wybieracie sie do poradni.. ale chcialam Cie uprzedzic, zebys nie oczekiwal za duzo. nie zrozum mnie zle - porada psychologa jest bardzo wazna, czesto niezbedna! ale czesto, z tego co widze, ludzie licza na to, ze juz po 1 wizycie bedzie super i kiedy tak nie jest bardzo sie zniechecaja. a wizyta u psychologa to nie jest jak u lekarza rodzinnego, ktory da lekarstwo i od razu poprawa. to jest jak rehablitacja. odbywa sie powoli, stopniowo, malymi krokami. z poczatku wydaje sie, ze nie ma zmian ALE TRZEBA CHODZIC DALEJ. i po jakims czasie, tygodniach, miesiacach, takiego pozornego stania w miejscu mozna sie odwrocic i zobaczyc jak wielkie postepy osiagnelo sie od punktu wyjscia.
wizyta u psychologa nie bedzie wygladala tak, ze on nakrzyczy na Twoja zone, ze jest egoistka i ma sie opamietac, a ona powie "a, to przepraszam, nie wiedzialam" i wrocicie do domu szczesliwi ;-) chodzi o to, zebyscie mogli sobie WZAJEMNIE powiedziec co Wam na sercach lezy i dostac wskazowki co z tym faktem zrobic.
powodzenia.
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 09:48   

Ketram... dzięki za rady... ale nie stac mnie na to, aby zostawić z nim dzieci na kilka dni. Może im w tym czasie zrobić krzywdę psychiczna nie do odrobienia.. nie mogę tak zaryzykować. Poza tym moje uczucia do niego są na granicy nienawiści i obojętności, staram sie skupiać na sobie i dzieciach, w zasadzie marzę, aby zniknął...
Tu juz nie ma co ratować... terapia wstrząsowa tez działa na tych co myślą i czują... na tych co mają serce zamiast kawałka lodu...
Niemniej jednak dziękuje za troskę. Fakt, że ktoś myśli o mnie pozytywnie choc przez chwilę jest dla mnie jak balsam. Że są jeszcze ludzie, ktorym nie jest obojętny inny człowiek..
Dzięki! :)
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 10:14   

ak70 napisał/a:
Tu juz nie ma co ratować... terapia wstrząsowa tez działa na tych co myślą i czują... na tych co mają serce zamiast kawałka lodu...

jest co ratowac. Ciebie przede wszystkim na poczatku i Twoje poczucie wartosci. odbudowe zwiazku zostaw Panu Bogu. lod ma to do siebie, ze moze sie stopic. ale zwykle jego stopienie przez czlowieka to walka z wiatrakami.. natomiast Pan Bog topic potrafi, tylko, ze On sam wie, kiedy jest na to czas.
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 10:23   

Dzięki Moniko za te słowa... tak właśnie próbuje robić. Chcę też wierzyć, że Bóg potrafi rozdzielić mnie z mężem, jeśli uzna, że to jest dla nas wszystkich najlepsze... lub przemówic do niego tak, jak tylko On potrafi.
Moje poczucie własnej wartości jest zerowe... pokutuje dzieciństwo i "terapia" mojego męża. Ale staram się i nie poddaję... mam dla kogo żyć :)
 
     
SzpiegSzoguna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 12:27   

Witam. Trafiłam na to forum, ponieważ od dłuższego czasu przechodzę kryzys w moim małżeństwie.

Przeczytałam Wasze posty i muszę stwierdzić, że doradzanie w tak poważnych kwestiach nie jest wcale sprawą łatwą i trzeba mieć świadomość ingerencji w czyjeś życie.

Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem przepełniona złością, goryczą, czuję się bezradna, zawiodłam się srodze i czuję się winna.

Trudno jest czasem ubrać w słowa emocje jakie w nas drzemią. Bynajmniej ja tego nie potrafię. Nie raz próbowałam rozmawiać z moją mamą na temat mojego małżeństwa, tego co się dzieje, czego oczekuję a co dostaję i jakichkolwiek słów bym nie użyła nigdy w pełni nie oddawały tego co czuję.

Teraz pewnie również, mimo szczerych chęci, nie będę potrafiła przedstawić całej sytuacji tak, aby była zrozumiana.

Jestem w małżeństwie prawie 11 lat. Od samego początku nie podążamy właściwą drogą. Wiem to, ale dopiero z perspektywy wielu lat pożycia i wielu moich analiz.
Różnimy się diametralnie od siebie. Ja jestem głośna, emocjonalna, otwarta, szczera mąż wręcz przeciwnie: cichy, małomówny, czy zamknięty w sobie? być może.

Mój mąż jest dobrym człowiekiem co nie znaczy, że ja jestem złym. Prawdą jest, że postawa mojego męża rani mnie, denerwuje. Mąż nie zaspokaja moich potrzeb emocjonalnych z tej przyczyny, iż mamy różne temperamenty, jak już wspomniałam.
Nie przytula, nie pociesza, nie stanowi podpory, nie staje w mojej obronie, jest nieobecny w najważniejszych chwilach mojego życia, zawodzi łamiąc notorycznie obietnice, nie spędzamy razem czasu, nie rozmawiamy, nie pyta o zdanie samemu podejmując decyzje, jeśli już się zdarzy, że zabieram głos w jakiejś sprawie i tak nie bierze tego pod uwagę.

Wygląda na to, że mam same pretensje do mojego męża. Jest tego znacznie więcej.
Mam żal to prawda. Wychodząc za mąż wyprowadziłam się z rodzinnego miasta pozostawiając tam całe moje dotychczasowe życie.
Mówiłam mężowi, że nie daję tak rady, że też mam prawo do własnego życia, do szczęścia. Musiałam zrezygnować z chodzenia do pracy ze względu na dzieci. Obecnie pracuję w domu godząc pracę zawodową z obowiązkami co wcale wbrew pozorom nie jest prostą sprawą. Co z tego wynika? Nie wychodzę do ludzi, czuję się jak zamknięta w czterech ścianach, nie mam z kim rozmawiać, śmiać się, żartować, omawiać ważnych kwestii. Mam wrażenie, że moje życie to same obowiązki. Mam trójkę małych dzieci. Kocham je, ale czasem mam ochotę wyjść tak jak stoję i iść gdzie mnie oczy poniosą.
Nie mam ani jednego dnia dla siebie, z dala od dzieci, domu, zgiełku i hałasu. Kiedy i gdzie mam wypocząć? nabrać sił i energii? Ta wieczna walka o wszystko, kłótnie.

Nikt tego nie zrozumie. Żona Piotra mówi, że nie wie co czuje-rozumiem to, ja również nie wiem co czuję. Moje uczucia zostały wyparte przez wszystkie przykre rzeczy. Gdzieś się zapodziały. Ehhh.

To jest we mnie. Rozmowa z Bogiem? ileż to razy rozmawiałam z Bogiem, żeby pomógł, żeby dał siły do kolejnego dnia i pewnie daje, bo nadal tkwię w tym, ale nadziei już nie mam. Mam świadomość, że nigdy nie zaznam takiej prawdziwej czułości, troski, opieki i wsparcia ze strony męża, ponieważ jest on ubogi emocjonalnie. Wiem też, że nie zmienię męża, że nie potrafię wyzbyć się swoich potrzeb, pragnień bo i tak dają o sobie znać i to coraz częściej.

Mój mąż jest dobrym człowiekiem co nie znaczy, że ja jestem złym.

Więc tkwię.
 
     
piotr30
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-10, 12:54   

wiem ze jedna wiyta w poradni nic moze nie zmienic ale mam malutka nadzieje ze chociaz w malutenkim stopniu pokieruje moja zone oraz mnie co zrobic jak zrobic by było lepiej.ze jednak czlowiek moze sie zmienic i nietrwa to tylko na krótko bo ja wiem ze jest sila we mnie do zmiany i do lepszego,wiem czas jest tu najlepszym terapia tylko oby nikt tego czasu nam nie zabrał aby ona zobaczyla jak pieknie moze byc i ze to nie jest sztuczne ale z głebi serca.w pewnym momecie zatraciłem wiare w Boga i ona tez,ona po smierci ojca a jak po cierpieniu jakie przeszła nasza córeczka,zaraz po wyjsciu ze szpitala dostała zapalenia płuc jak z tego wyszła to niedługo trwało nasze szczescie bo okazało sie ze ma padaczke i leczy sie caly czas,pytałem Boga dlaczego ona dlaczego taka mała istotka która sam zesłał na swiat musi tak cierpiec pytałem cemu ja niemoge zachorowac za nia,czemu ja niemoge tak cierpiec zeby ona była zdrowa, ale teraz jeszcze raz prosze Boga daj nam szanse która wykorzystamy na lepsze jutro i lepsza przyszłość.Boze pomóż boś ty jest wielki.

[ Dodano: 2008-12-11, 08:18 ]
dzisiaj z rana zapytałem sie zony czy chociaz troszeczke sie zmieniło we niej w stosunku do mnie powiedziała ze chyba widac ja tez to zauważyłem bo zaczeła sie tulic do mnie i dawac buzi,mam nadzieje ze to sa te małe kroczki do wielkiego szczescia
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-11, 10:25   

"Serce roście patrząc na.." takich mężczyzn...
Życzę Ci Piotrze, abyś otrzymał to, o co prosisz... aby szczęście Wasze i córeczki juz na zawsze zagościło w Waszym domu... aby szczera rozmowa i ciepło miłości pomagały Wam rozwiązywać problemy, które niesie życie... aby wspólna modlitwa dawała Wam siłę w przezwyciężaniu trudności lub godzeniu się z nieuniknionym...
Pozdrawiam :))
 
     
markow
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-11, 17:09   

SzpiegSzoguna napisał/a:

Więc tkwię.


Nieprawda.
Dużo już zrobiłaś. Znasz swoje potrzeby. Potrafisz ocenić swoją sytuację.
I może narażę Ci się, ale wydaje mi się, że wciąż kochasz męża.
Kolejny krok w swoją stronę, żeby ukochać samą siebie nie raniąc innych.

Marcin
 
     
Ericc
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-11, 21:12   

Piotrze... powiem Ci ze jak czytalem Twoje posty to strasznie mi sie przykro zrobilo.
Twoj przypadek wygląda prawie dokladnie tak samo jak u mnie tylko że o co innego poszło w moim przypadku. Wspomnienia wrocily.
Przykro mi sie to czyta bo w tym momencie nie mieszkam juz z żoną. Mieszka sama. Jest niezależna. Wiem ze w jej sercu jest juz ktos inny. A początkowo tez byly jej watpliwosci co do mnie czuje. Plakala gdy sobie cos przypominala albo gdy leciala w radiu piosenka z naszego pierwszego tanca na weselu. A w tym momencie ona chce rozwodu no i oczywiście dziecka. Nie mówie ze tak musi byc w Twoim przypadku. Mysle ze jakby moja zona nie miala mozliwosci spotykania sie z tym innym mezczyzna bylibysmy w dalszym ciagu rodziną. Niestety pracowala z nim i codziennie sie z nim widywała i było coraz gorzej. W weekendy kiedy tylko ja sie z nia widywalem nie potrafilem nadrobic tego co uciekalo w ciagu tygodnia. Niestety. Tobie zyczę powodznia i wytrwalosci niezaleznie od tego jak sie zycie ulozy. Jesli sie Wam uda to nie zchrzań tego juz. Wiesz co bylo zle i pracujcie nad soba. Codziennie modlę się żeby Bóg dał mi jeszcze taką szansę. Jedną małą iskierkę.

Jeśli chodzi o dziecko to walka o Nie nie ma sensu. Traci tylko na tym bezbronne dziecko. Ja juz odpuscilem. Bylem u adwokata. W polskim sadownictwie niewiele jest sprawiedliwosci jesli chodzi o mezczyzn. Ja juz sie z tym pogodzilem. Poki co nawet sie dogadujemy jesli chodzi o to gdzie nasza corka ma spedzac weekendy lub swieta (oczywiscie wiele zgrzytow bylo ale ogolnie jest ok).

Napiszę Ci ze ciezko jest cokolwiek poradzic. Wazne jest to zebys nie stracil szacunku do samego siebie. Rob tylko to z czym sie bedziesz pozniej czul dobrze jako TY. Mam na mysli tu przede wszystkim to zebys sie przed zona nie kajał, nie płakał itp. Strasznie to pozniej doluje jak Twoja ukochana sie z tego nabija.
Polecam ksiazki Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości", "Warto być ojcem" Jacka Pulikowskiego i modlitwę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9