Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: administrator
2008-11-15, 11:54
No to napiszę o tej osobie, moze macie pomysły jak jej pomóc
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 19:37   No to napiszę o tej osobie, moze macie pomysły jak jej pomóc

Chodzi o meżczyznę ...

ddam na wstępie, że moich kochankiem bynajmniej nie jest. W zasadzie znam go dośc krótko, poznalam przy okazji pewnego spotkania dla mnie zawodowego.

ślub wzięli z żoną jakieś 10 lat temu (9 lat i kilka miesiecy, z tego co wiem). Jak sam tem człowiek okreslił - nie było to plomienne, ani mlodzieńcze uczucie. Oboje mieli wówczasdobrze po 20. blizej 30. Spotykali sie 2 lata nim się pobrali.

Istotne jest, że oboje są osobami wierzacymi i praktykującymi w Kosciele Katolickim. Poznali się na rekolekcjach (nie znam tematu) - żadne z nich nie było wczesniej w powazniejszym zwiazku damsko-męskim. Jak mnie poinformował mąż oboje zachowali do slubu czystość, tak przynajmniej twierdzi, a ja nie mam powodów mu nie wierzyć.

Ogólnie malzeństwo zapowiadalo sie dobrze, choc nie było kjakiegoś plomiennego uczucia, nie bylo też braku milosci. Po prostu jak to określil maz pokochali się spokojną miłoscia.

Dodam, ze oboje sa po studiach, kiedy się pobierali oboje pracowali. Maja 2 dzieci w wieku 8 i 5 lat.

W zasadzie do zeszlego roku wszystko się ukladało dobrze, tak sie panu zdawało. Sam to powiedzial, ale ja to też widzę, jest on osobą neiszzcególnie zaradną zyciowo.
Nie to, ze nie chce mu sie praować, ale skupia się bardzo na życiu duchowym, swojej działalnosci w Kosciele (żona też dzialała, teraz ją zdaje sie odsunieto). Jak sam mwi ten meżczyzna, na życie im starczało, ale nie starał sie specjalnie, by polepszyc byt rodziny. Miał prace jaka miał, lepiej płatnej nie szukał - cos w tym rodzaju.

Brzmi to jak jakiś chicot złosliwosci losu, ale podczas owej koscielnej dzialalnosci zona tego męzczyzny i on tez, zapoznali pewnego osobnika. Jest to kawaler, mniej wiecej w ich wieku. On także przychodził na te spotkania (odbywały sie takze w domach wiernych) i udzielal się.

Znajomy moj mial swiadomość, ze jego zna i ten pan się spotykają, jednak ze względu na swaidopoglad żony (ktorą przeciez znał) i tego mezczyzny do głowy mu nie przyszlo, że spotkania te mogą mieć inny niz koleżeński w dodatku polączony z wymiarem boskim charakter.
Niestety, po jakis 4 miesiącach okazało się, ze się mylil. Twierdzi, ze pzrypadkowo korzysła z telefonu zony i odkryl w nim esemesy, który tresc jenoznacznie wskazywała na to, że kontakty z owym panem koleżeśńkie bynajmniej nie są.

Nie wiem na ile mówi prawdę mnie, że skorzystanie z tel. żony bylo pzrypadkiem, przyznaję. W każdym razie owe esemesy odkrył, skopiował je na swój telefon - rzeczywioscie wg mnie - nie budzą watpliwosci, ze piszących łaczy nie tylko czysta przyjaźń.

zona początkowo zaprzeczała, potem się przyznala do tego, ze kocha tamtego męzczyzne i łaczy ich duchowa więź. Dlugo podtrzymywała, że tylko duchowa. Tlumaczyla, ze maz poświeca jej mało zcasu, że mają wieczne problemy finansowe i stąd zauroczyła sie kimś kto ma dla niej czas i nie mowi bez przerwy, ze na nic ich nie stać. Rzeczywiscie ponoc tamten pan jest lepiej sytuowany.

Tak czy owak - maz znim rozmawial, rtamten potwierzdal, ze łączy ich uczucie, ale duchowe, że powalczy z tym. Pojechał nawet na jakieś reklolekcje w zakionie, nie wiem gdzie.
Ale gdy wrócuił było tak samo - nocne esemey, ukrywane wspólne wyjscia. w końcu żona oswiadczyła, ze kocha tamtego, teraz poznala smak prawizdiwego uczuicia i wyprowazda się do niego.

wowczas znajomy ujawnił w obrebie ich znajomych z Kosciola, jaka sytuacja ma miejsce. Po prostu chciał coś zrobić chyba. Początkowo mu nie wierzono, ale w końcu owszem i panią te odsunieto od jakiś szkoleń ktore prowadzila dla małzonkow przyszłych.

Po paru dniah powiedziała, ze sie nie wyprowadzi, bo jest uczciwa, ale nie chce już być żona swego meza- to znaczy maja mieszkac razem, wychowyać dzieci, ale poza tym zyc jak znajomi.

Zgodzil się, jak mowił, dla ratowania zwiazku, nie chciał, zeby poszla do tamtego. Trochę trwał taki uklad, potem się wyprowadzila na kilka tygodni, wrócila, znów się wyprowadzila.
Tamten facet nie chce z nim gadać, grozi, ze jesli on nie przestanioe zdwonić i przychodzic do jego pracy sciągnie mu na glowe policje i poda do sądu. Jej rodzice nic nie wskórali. Znajomy gadal z ksiedzem, ich wspólnym znajomym, podobno rozmawial on i z tą kobietą i z tym facetem, ale oboje ponoć plakali tylko i mówili, ze weizdą, ze to wbrew Bogu jednak sie kochają.

Terazta kobieta jest w ciązy, z tamtym. Powiedziala o tym mezowi, mimo, ze to bardzo powazna podstawa do orzeczenia jej winy pzry rozwodzie. Podala o rozwód. Mąz jej powiedzial, ze moze uznac to dziecko za własne, nie wniesie zaprzeczenia ojcostwa, ale ma wracać do niego , inaczej nie zgodzi sie na rowód. wyśmiala go - faktycznie sad orzecze rozwód ze względu na jej ciaze z innym chociażby. Mąz zagrozil, ze bedzie walczyl o zdieci w sądzie, poqwiedziala, ze jeśli pozostanie dzieci przy nim jest warunkiem rozwodu - to ona sie zgadza.

Nie wiem wszelako, zcy sad mu te dzieci pzryzna, bo gosc ma za sobą nieudana, ale porządną probę samobójczą - zakońzconą leczeniem szpitalnym i obserwacją psychiatryczna.

w tej chwili w opiece nad dziećmi pomagaja mu rodzice i siostra. W zasadzie zcłowiek ten jest skupiony wyłacznie na tym, czy jego ziona odpisała na esemesa, czy nie.
Jak się zachowywał, kiedy odwiedzała dzieci, ile razy na niego spojrzala i jak.

Kompl;etnie nie wiem jak mu pomóc...
Próbowalam mu wytlumaczyć, że musi pogodzić się z obecnym stanem faktycznym, co nie znaczy, ze on bedzie rwal wiecznie i uznac, ze na ten moment jego malzeństwo się rozpadlo. Musi zadbac o dzieci, bo przeżywają traumę. ale do neigo NIC nie trafia.
To zanczy przytkuje mi , a potem dziwi, ze byla i spojrzal;a 7 razy na niego i czy to znaczy, ze bardziej o nim myśli, bo poprzednio patrzyla tylko trzy razy.

Pójśc na terapię nie chce - twierdzi, ze mają one na celu zabijanie miłosci do żony ...
Opadaja mi ręce. Jeśli macie jakieś pomysl - dawajcie.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 20:09   

No cóż - znów niestety klasyka - uzależnienie emocjonalne. Chłop powinien iść na terapię bo to jedyny ratunek . Żonę darzy chorą jakąś emocją - na zasadzie - im bardziej da mi w kość tym bardziej ją będę kochał. Nie wiem jak bardziej można jeszcze kogoś upokorzyć niż rodząc dziecko innemu i zostawiając dwójkę własnych ! Niezła lady. Dzieci szkoda strasznie . Facetowi trzeba wyjaśnić , że nie może wymagać szacunku od żony do siebie skoro on sam siebie nie szanuje. Jest wierzący , dlaczego widzi sens swojego życia w takiej lady ? ( latwo się pisze - sama tak robię ). Dzieci , dzieci i jeszcze raz dzieci - on musi iść do dobrego psychologa , choćby dla nich. A co do miłości do żony - mam wątpliwości czy prawidłowo nazywa swoje uczucia , w prawdziwej miłości pozwalasz drugiej osobie odejść bo pragniesz jej szczęścia , czyż nie ? Przejdzie mu , tylko trzeba dać mu czas , on go może potrzebować w dużej ilości. I koniecznie DOBRY psycholog, taki , który nie uśmiecha się i kiwa główką tylko brutalnie wali między oczy. Otwiera oczy .
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 20:21   

Czerwona - ja mu to wszytsko mowilam :(

Poniekad myslę, ze ons ie zwrocil do mnie z tym, bo malo mnie zna, chyba juz wstydzi się gadać ze znajomymi straszymi stazem o tym, bo kazdy mu mowi tO SAMO co ja i Ty teraz. KSIADZ mu to mowi "Chlopie, módl się i weź w garsc, masz dzieci" - ale on oczekuje cudu, jak go nie ma - switruje z rozpaczy :(

to dziecko, ktorego ta panioczekuje, tez bedzie jej własne, na marginesie. Ona zresztą zadeklarowała chęc iopieki stalej nad tą dwoja maluchow, ale maż odmowil. Nie jest calkiem tak, ze ona je olala, ale faktem jest, ze zgadza sie je zostawić z mezem byle tylko dostac rozwod ( i tak dostanie)

Ostatnio ten gosc byl u nas w domu, na kawie. Cały zvas nawijal, ze teraz już ma jakas modlitwe, która sprawi, ze ozna wroci. Tlumaczylam mu, ze moze sprawi, ale żeby się nie spodziewał, ze zaraz, tera natychmiast, ale NIE TRAFIA.
Caly zcas pytał mojego partnera, zcy jak zona spojzrala wiecej razy iz popzrednio to znazcy, ze uczucie jej wraca. On jest prostlinijny do bólu - powiedzial mu, ze nie, że czasem pzrypadkowo patrzymy na innych, ze bywa iz patrzymy, bo mowią. Zalamalo go to. Uwazal, ze jeśli facet powie mu, ze te wieksze liczby spojrzeń cos znaczą to ma szanse:(
Nie che teraopii, chce cudu. Nie wiem dlaczego wszelako oczekuje ode mnie,że cyba jakoś ten cud sprowokuje. Mzoe szuka jednak glosu rozsądku?
Nie mogę go zostawic z tym problemem, ale nie umiem pomóc:(
 
     
mewa
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 21:57   

Więcej czytam niż daję dobrych rad, ale mogę powiedzieć tylko jedno: Piki - kup mu "Zahir" Paulo Choelho. "Bodaj najbardziej osobista powieść słynnego pisarza opowiada wyjątkową historię miłości, która będzie musiała narodzić się na nowo. Ester, korespondentka wojenna, żona znanego literata, znika bez wieści. Ostatni raz widziano ją z młodym tłumaczem z Kazachstanu. Czy została porwana, zamordowana, czy uciekła z kochankiem? Dlaczego nie daje znaku życia? Jak po dziesięciu latach małżeństwa mogła odejść bez słowa? On próbuje na nowo ułożyć sobie życie, ale Ester staje się jego Zahirem – obsesją, wokół której kręcą się wszystkie jego myśli. Musi ją odnaleźć. Lecz jak? W „Zahirze” Paulo Coelho nie tylko prezentuje urzekającą opowieść, ale też z niezwykłą wnikliwością przygląda się człowiekowi w świecie pełnym możliwości" to recenzja, ale dość trafna. Warto przeczytać.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 22:02   

Tylko i wyłącznie psychoterapia. I to u dobrego psychologa. czułam dokładnie to samo - tak samo analizowałam spojrzenia męża, liczyłam na cud, wynajdywałam modlitwy. pomógł psycholog.
Dzis jest bardzo ciężko - w chwili, gdy "dziewczyna" mego męża lada chwila urodzi dziecko. Gdybym jednak nie przeszła gruntownej terapii, chyba bym "nie wyrobiła".
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 23:23   

Kocie ! Uśmiałam się czytając Twój post - nie zrozum mnie żle ale szczerze mnie rozbawiłeś , w szczególności stwierdzeniem , że i tak z tego nic nie będzie. To straszne , że człowiek , który jest sam w traumie ( czyli ja) śmieje się z cudzego nieszczęścia, ale życzliwie - ja się śmieję życzliwie.
Znów powołam się na fajną książkę "Jak się pogodzić z rozstaniem"- to wyszukiwanie jakiegokolwiek pozytywnego sygnału jest mechanizmem obronnym , który pozwala lżej przeżyć traumę porzucenia. Nie ma sensu z tym walczyć , oczywiście w opisywanym przypadku przybiera to nieco obsesyjną postać. Nie ma też sesnu brutalnie powtarzać temu panu , że nic z tego nie będzie , dajcie mu się połudzić jakiś czas , dla jego zdrowia ( oczywiście nie rozbudzając takich uczuć) . Zgadzam s ię z Kotem - trzeba mu wytłumaczyć ,że jeśli chce by kiedykolwiek cokolwiek jeszcze z tego było musi zaprzestać wszelkich kontaktów z żoną - zęby i pazury w ścianę . To oczywiste , że jeśli coś może na niej zrobić wrażenie - to tylko to. Ale psycholog konieczny- wanbona przecież wie, co pisze.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 07:04   

Masz rację Czerwona - na pewnym etapie takie łudzenie się jest czymś nawet wskazanym. Al;e Kot tez po części ma rację - w przypadku, gdy pojawia się dziecko z nowego związku - sytuacja się komplikuje.

[ Dodano: 2008-11-14, 07:07 ]
A co do sms-ów, maili - to łatwo jest kumus poradzić - "Nie pisz". Gorzej z realizacją. Z uśmiechem zgodzić się na rozwód - parodia. Nie da się w takim momencie udawać. To za duże przeżycie - nawet, gdy człowiek jako tako się trzyma.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 08:51   

Moi drodzy - dzieki za porady ....

Widze, ze jedyne wyjście to jednak skłonić znajomego do teraii - nie wiem jeszcze jak :( Myślalam o podstępie - mam znajomego psychloga, chyba dobry:) moznaby go niby z nim poznac - facet na bank zacznie gadać o swojej sytuacji- o izym innym wszak nie gada- wiec nawiązałaby się jakas gadka w temacie.

Tylko ... no trudno chyba terapię realizowac podstępem , przecież to muszą być systematyczne spotkania, wola ze strony znajomego do terapii.

Rzecz w tym, że on - nie wiem jak to ubrać w słowa- zdaje się chcieć tkwić w czyms takim.
To znaczy - jasne, ze jest mu źle, ale on chyba jedyne co uwaza za sens zycia to zonę, wiec jednoczesnie mu źle, al trzyma sie tego kurczowo, bo chociaz mu źle to jpo prostu on czuje, ze jest. Chyba boi się, ze jeśli ktoś, coś skloni go do trzeźwiejszej oceny sytuacji, to straci jedyny sens jaki miał i jakby pzrestanie istnieć.

Nie wiem czy zrozumieliście co mam na mysli, naprawde trdno to wyrazić slowami, ale mam nadzieję, ze kojarzycie o co chodzi.

Póki co - mam, w planie zadzwonić dzis do niego i umowic się na szybko. Sądzę, ze moze jeśl;i mu uswiadomie, iz jego stan ducha na teraz pzrekreślić moze przy badaniach w osrodku jego szanse na opiekę nad dziećmi - moze wziąc to poduwage. Liczę, ze chociaż przemyśli.
Nie, zebym chciala go straszyć,, ale tak moze być. Jak go zobaczą w takin stanie i zacznie gadac o tych spojzeniach zony - na bank uznają, ze on sie przynajmniej na razie nie nadaje, by opiekowac się dziećmi.
Sam wymaga pomocy. :-(

Tak, czy owak - zdiekuje jeszcze raz.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 10:20   

Piki.
Czego Ty tutaj właściwie szukasz? Bo nie przekonała mnie Twoja bajeczka.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 10:20   

Piki a uważasz ze taka osoba mocno niezrównoważona emocjonalnie nadaje sie do wychowywania... bo ja mam w t ym momencie duże obiekcje,
jemu potrzebny jest nie terapeuta ale psychiatra, próba samobójcza to pierwsze oznaki...
dlatego dla dobra dzieci i taka ewentualnosc trzeba brac pod uwage
i na koniec skoro to wasz znajomy prosze udac sie do koscioła, w którym czynnie bierze udział, pomówcie o jego stanie zdrowotnym, niech sami nakłonia go na terapie kościelnego psychologa na ta powinien sie zgodzic pod róznym pretekstem...
jęsli jest to zaburzenie psychiczne wręcz nalezy zmusic go do tego by sam zdecydował że chce...
dla dobra swojego i dzieci....
depresja, lęki powoduja czasami ogromne spustoszenie w organizmie człowieka, nawet do prób samobójczych, brak chęci do życia, jedzenia, niemozliwosc racjonalnego samodzielnego myslenia i działania
zreszta pisałas kiedys ze twoja mam to psycholog z jej rad skorzystaj bo forum za nikogo nic nie załatwi, jak ktos nie chce to on musi chciec a jesli ma problemy których nie widzi to niestety tylko psychiatra odpowiednimi lekami postawi go na nogi by funkcjonował poprawnie, potem dopiero terapeuta, w zaleznosci jaki jest stan jego umysłu
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 10:43   

Wiesz Mami ...

Prawde mowiac, to ja tz mam takie watpliwosci. Ale jeśli zona zabeirze zdieci to ten zclowiek się zalamie.
Owszem , moja mam jest specjalistą, ale w ..psychologii pracy :) zresztą nie mieszkam tam, gdzie rodzice, wiec nie moglaby pomóc.

Zablazdilam tutaj, bo ten czlowiek jest katolikiem, ja jako osoba spoza tego kregu nie umiem ustosunkowac się do jego postawy duchowej opartej na wierze w cud...

Czytając was widzę, że w takiej sytuacji światopoglad nie ma znaczenia, w tym sensie, że przeżywa się to tak samo.

Probowałam mu mówić,. zeby zaufał Bogu, przyjąl sytuację itede. ale sazde, ze masz rację, on jest w stanie oczeiwania na cud, a cud mozna tylko wypracowac z boska pomoca, nie spadnie nagle.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 12:06   

Piki, daj facetowi namiary na to forum - poczuje się tu jak ryba w wodzie.
Pozdro
 
     
CA
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 13:02   

PIKI napisała:
...Zablazdilam tutaj, bo ten czlowiek jest katolikiem, ja jako osoba spoza tego kregu nie umiem ustosunkowac się do jego postawy duchowej opartej na wierze w cud...

Piszesz ...spoza tego kręgu... Twój wybór, ale w innym wątku, chyba do samotnej napisałaś, że pomodlisz się za nią, do kogo Piki?
Jakieś nie spójne jest to co piszesz Piki .

...Probowałam mu mówić,. zeby zaufał Bogu, przyjąl sytuację itede. ale sazde, ze masz rację, on jest w stanie oczeiwania na cud, a cud mozna tylko wypracowac z boska pomoca, nie spadnie nagle...

Bez komentarza
Dziwi mnie jedno, że mając rozsądnych przyjaciół, co możanby wywnioskować z tego co napisałaś na początku, został pozostawiony sam sobie...
Mami ma rację i chyba po próbie samobójczej jest się, że tak to określę pod stała opieką psychiatry.
 
     
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 14:04   

CA napisał/a:
PIKI napisała:
...Zablazdilam tutaj, bo ten czlowiek jest katolikiem, ja jako osoba spoza tego kregu nie umiem ustosunkowac się do jego postawy duchowej opartej na wierze w cud...

Piszesz ...spoza tego kręgu... Twój wybór, ale w innym wątku, chyba do samotnej napisałaś, że pomodlisz się za nią, do kogo Piki?
Jakieś nie spójne jest to co piszesz Piki .


CA: odchodzę od tematu, ale oprócz katolicyzmu chrześcijaństwo ma wiele innych odcieni, a są też inne religie.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 14:33   

Czemu naskakujecie na PIKI ? To , rozumiem , jest katolickie naskakiwanie?Chce pomóc facetowi , czy to ważne kim jest ona sama ? Czemu ELZD piszesz , że ona opowiada bajki? Pojawił się ktoś , kto odrobinę inaczej pisze i atak , po co ? Jestem wierząca i chodzę do kościoła ale ... Kiedy czytałam historię tego faceta miałam ochotę napisać : najciemniej pod latarnią . Gość ma wiekie problemy , tło i mechanizm taki sam ja u mnie i innych tylko u niego - wesja maksymalna. Uciekanie w cierpiętnictwo też znam , na swój sposób też tak robię - tylko w mniejszym wymiarze,to ucieczka przed wewnętrzną pustką , przed właśnie brakiem sensu życia - człowiek , który sens życia ma w sobie jest najbardziej szczęśliwy , nie musi szukać go w innym człowieku ani w cierpieniu ani w innych uczuciach - np pseudo- miłości. Takie zwijanie się w bólu to też mechanizm obronny , tak jak i sprawdzanie ile razy spojrzała na niego . leki mu sesnu życia nie dadzą . Facetowi potrzebna jest terapia dla uzależnionych . ale to fkat , że sam musi jej chcieć. Piki, nie daj się , wiele przeszłaś , nieważne skąd jesteś - z jakiego "kręgu". Wszyscy jesteśmy tak naprawdę w jednym kręgu .
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9