Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
...taka historia...
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:06   

Olu - masz rację co do spłacania kredytu - toz to żaden wyczyn, acz przyzznję, ze wielu facetów na taki nie -wyczyn sie nie decyduje w Kociej :) sytuacji

Ale tak ogólnie to powiem, że niestety :( czytając wpsiy dochodzę do wniosku, iż nie ma innego wyjścia, tylko ...zabić kolegę Kota.
Ni tak, nie zebym podzefała do morerstwa, ale z tychh wpisów widać, ze dla Kota nie już ratunku, a jest takim zbrodniarzem, że lepeij, by znikął z powierzchni Ziemi.

Wybaczcie, ale tak się to odbiera i czyta.:(

KOT ZROBIL ŹLE !!!! Sam to pisze i nie wiem jaki cel ma uśwaidamianie mu tego w każdym kolejnym poscie.
Kot przyszedł tu po porade, że źle zrobił sam wie.

Skoro opisał tu swa historię to znaczy, że chce moze coś zmienic, ale dowiaduje się, ze nic nie moze juz zmienić, że jest do niczego i ... No własnie i co?

Przepraszam, ale jak na ludzi chcących ratować swoje małzeństwa to dośc dziwnie "ppomagacie" Kot u(Kotowi?:) w ratowaniu jego mazleśńtwa, bo prostą drogą pchacie go do tego, żeby się spakował i pojehał szukac swej ukochanej .. Serio:(

Jest na rozdrożu, szuka jakiegos wyjścia, jakby nie szukał i nie był to olałby zonę, obowiązki, kredyty i dziecko i poehał z tamta kobietą, serio tego nie widzicie?

Pewnie, ze zrobił źle, najpierw nie robiąc ic, zeby się ukladalo w malzeństwie, potem wdając sie w romans - ŹLE!

Ale tearz chyba chciałby cos zmienić i kazuje się, ze nie ma szans, bo zrobił źle. I tak w koło ...

Nie wiem w czym mu to ma pomóc, bo to ...raczej zniecęca do ozywienia, czy wznowienia kontaktów z zoną, skoro i tak audytorium uznaje, ze nic z tego na bank nie wyjdzie.
Ludzie, a moze wyjdzie?

Stan emocjonalny typu zakochanie nie trwa wiecznie. Moze małymi kroczkami uda mu się zblizyć emocjonalnie do zony, jeśli ona tego zechce?
Pewnie, ze póki pielegnuje w sobie uczucie do tamtej kobiety, nic z tego. Ale to osoba silna, stać go było na podjęcie decyzji, ktora dla wielu nie wchodzila w gre. Wiec skąd pewnosc, ze nie bedzie go stać na zapzrestanie pielęgnacji tego uczucia, gdy zobaczy śwaitełko w tunelu swego małzeństwa?
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:22   

Kocie....Ło Matko....dlaczego w swojej zonie nie wzbudzasz motylków ? Aha....bo pewnie czekasz aż Ona....czekasz zamiast dać ?
Zdarzyło Ci sie w zyciu odfrunąć...bo Ty juz wiesz, że zony nie kochasz i nie jesteś kochany .....bo Ty doznałeś namiastkę czegoś co wydaje Ci sie milością.,...i kochasz inna osobę ( tak czujesz ) ale tak naprawdę niewiele z nia przezyłeś...namiastkę.
Każdemu sie tak wydaje....każdemu kto szuka, kto goni....a jak dogoni to staje sie nudne....to powinienies wiedzieć. A Ty czujesz, że sie poświęcasz....straszne. Nic z tego nie będzie....bo Ty nie dogonileś i masz niedosyt...Chłopie...nadal niszczysz a wydaje Ci sie , że cos budujesz. Na piasku ?? Co chesz zbudować ? Budujesz tak, żeby upadło....i nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale tak właśnie jest, tak działasz.

Piki....tu dopiero jest Ło Matko....
Nie mogę sie połapać w Twoich postach.
Mówisz, że nie cchesz żyć ze zdradzaczem.....hm....Ty wybierałaś, przysięgałaś ? Konsekwencje przysięgi kto poniesie ?
Mój mąż jest zdradzaczem....chorym uzaleznionym czlowiekiem ( jako, że zdrada jest nałogiem!)...mogłam sie sprzeciwić przysiędze i męża pogonić psami. Mogłam zaakceptować Jego słabość i kochac Go z Jego wadami włącznie.
Będąc katoliczką wiem, że kiedys będę rozliczona z milosci !! Z każdego gestu milości wobec każdego najmniejszego ....grzesznika, bylke kogo, drania ,....wobec każdego czlowieka, ktory przewinie sie przez moje zycie. Będę rozliczona z milości !
Piszesz, że aby być szczęśliwym, to jest żyć wg SWOICH ZASAD .
Zycie milościa nie jest moją zasadą....to zasada Boga...tę zasadę przyjęłam i wg niej zyję.
Jestem szczęśliwą kobietą !!
Gdybym zyła wg swoich zasad....po wielu ranach, upadkach, cierpieniach i doświadczeniach juz bym wyladowała w wariatkowie lub na sznurku, lub w rynsztoku.
Zasady ludzki są tak samo zawodne jak sam czlowiek .

My wiemy, że nie mamy wpływu na naszych współmałżonków, na ich decyzje o zdradzie, odejściu....I my staramy sie przyjąć ich decyzje i podejmować swoje o życiu w samotności...godzic sie na samotność. Ale nie godzimy sie na grzech, na odrzucenie, na poniżanie i niszczenie. Z osobą taką ( chorą ) uczymy sie nawet nie rozmawić.....ale oddajemy Go Bogu i Boga prosimy o pomoc i wsaprcie....I On za nas sprawy załatwia. Całkiem dobrze na tym wychodzimy.

Elzd ma rację....Piki....nie ma w Tobie ciszy i spokoju....Nie ma tego w Twoim sercu. Piszesz przez ból i cierpienie....Nie jesteś pogodzona . EL.
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:27   

Ola2 napisał/a:
No masz poczucie poświęcenia rodzinie, ale rodzina tego poświęcenia nie doceni, bo o nim nie ‎wie. Więc po pewnym czasie możesz wyhodować sobie gigant poczucie skrzywdzenia ... przez ‎rodzinę‎


Olu, przestań drażnić Kota, bo jeszcze złapie gorszego doła i zamiast sobie hodować to jej powie o wszystkim! Facet się męczy i poświęca, a ty z niego tak lekko drwisz. ;-)

Mi to się po jego poście taki kolega przypomniał, który po odejściu zony wdał się w nowy związek, zrobił dziewczynie dwójkę dzieci i pewnej bezsennej nocy stwierdził, że właściwie to on siebie i ją okłamuje, że się tak strasznie męczy, że jednak to on jej nie kocha, że to nie jest to.

I tak go olśniło i momentalnie ulżyło, że się rano wyprowadził. A teraz w jakiejś innej zakochany biega... albo i nie biega, bo kontakt utrzymywać przestałem. Też artysta był to. Motylek, k... k.. klawiatura mi się zacięła.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:31   

[quote="EL."]

Nie mogę sie połapać w Twoich postach.
Mówisz, że nie cchesz żyć ze zdradzaczem.....hm....Ty wybierałaś, przysięgałaś ? Konsekwencje przysięgi kto poniesie ?

Ależ mój eksmąz mnie nie zdradzał :) ja zresztą jego też nie ...

A z osobą, ktora mnie zdradziła nie potrafię żyć, - to cos zlego?

Mój mąż jest zdradzaczem....chorym uzaleznionym czlowiekiem ( jako, że zdrada jest nałogiem!)...mogłam sie sprzeciwić przysiędze i męża pogonić psami. Mogłam zaakceptować Jego słabość i kochac Go z Jego wadami włącznie.

Moglaś - a kto Ci powiedzial, ze nie?


Piszesz, że aby być szczęśliwym, to jest żyć wg SWOICH ZASAD .

Tak pisze, bo tak uwazam ...

Zycie milościa nie jest moją zasadą....to zasada Boga...tę zasadę przyjęłam i wg niej zyję.

Przyjęlaś zatem e zasadę za własną, czyli jest ona zgodna z Twoim sumeniem i postrzeganiem świata, a wiec Dla Ciebie boska, ale i własna.

Jestem szczęśliwą kobietą !!

Cieszę się, ja też :)

Gdybym zyła wg swoich zasad....po wielu ranach, upadkach, cierpieniach i doświadczeniach juz bym wyladowała w wariatkowie lub na sznurku, lub w rynsztoku.
Zasady ludzki są tak samo zawodne jak sam czlowiek .

To zależy od człowieka - tak myślę.

My wiemy, że nie mamy wpływu na naszych współmałżonków, na ich decyzje o zdradzie, odejściu...

Nie jest to prawa, zcasem ma się wpływ, czasem - nie.

.I my staramy sie przyjąć ich decyzje i podejmować swoje o życiu w samotności...godzic sie na samotność. Ale nie godzimy sie na grzech, na odrzucenie, na poniżanie i niszczenie.


No to chyba mamy podobne zdania - tez bym, się nie godzila na niszczenie i ponizanie ...

Z osobą taką ( chorą ) uczymy sie nawet nie rozmawić.....ale oddajemy Go Bogu i Boga prosimy o pomoc i wsaprcie....I On za nas sprawy załatwia. Całkiem dobrze na tym wychodzimy.

To dobrze ...


Elzd ma rację....Piki....nie ma w Tobie ciszy i spokoju....Nie ma tego w Twoim sercu. Piszesz przez ból i cierpienie....Nie jesteś pogodzona .

Pewnie bardzo byś chciala, zeby tak było - ale nie jest:)
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:35   

No, Piki, spoko. Oczywiście, że jest wyjście: przewartościować życie. Nie można życia czy ‎szczęścia opierać tylko i wyłącznie na drugim człowieku (kochance/żonie), bo niestety na takich ‎fundamentach nic się nie zbuduje trwałego.‎

Kolegi Kota nie trzeba zabijać - on już jest martwy. Kolegę Kota należałoby wskrzesić do życia, ‎czyli dać porządnego kopa do działania. Opisał swoją historię, bo nie może ruszyć z miejsca. ‎Wolałam, żeby mój szanowny był z Nią, bo przynajmniej ja mogę ruszyć z miejsca, a nie wywłok ‎trzymać w domu. ‎
Nie problem w tym, że Kot robił źle, bo to się da jakoś wybaczyć, ale on nadal robi źle.‎
Piki, no i jak my tu w jakiś sposób wpłyniemy na jego decyzję odejścia-nieodejścia od rodziny, to ‎zawsze swe sumienie będzie mógł podeprzeć ludźmi z forum katolickiego.‎

Nie przeczytałam w jego postach, żeby oczekiwał jakiejkolwiek porady. Odnoszę wrażenie, że on ‎raczej już się dusił w tych swoich tajemnicach i jak fryzjer króla Midasa, musiał to komuś ‎opowiedzieć.‎
No bo jaką poradę można dać na temat odkochania? Jak by była takowa, to Kot już dawno by ją ‎znalazł, bo z postów wynika, ze inteligentny z niego człek.
Sęk w tym, że tak naprawdę on tylko pozornie chce coś zmienić, bo nic z jego rodziny nie może ‎zastąpić jego wspomnień miłości. On ją pielęgnuje i z czego jak z czego, ale z tych wspomnień nie ‎zamierza zrezygnować. To jak z chorym, który chce być zdrowy, ale już na wstępie rezygnuje z ‎przyjmowania lekarstw.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:42   

Z Kotem to jest tak, że przez całe zycie teraz będzie cierpiał i żalował że nie spróbował, że sie poddał, że nie zaszalał, że sie poświęcił.
Kocie...zniszczysz tym sobie SWOJE zycie !

Zaszalej Kocie....spróbuj....ale wiedz, że za tym zakrętem jest kolejny zakręt.
Sprój.....poparzysz sie spadniesz na d.....wtedy zrozumiesz. Oj...będzie za późno.

I tak mi nie wierzysz.
Kocie....znasz 10 przykazań....ale masz też wolną wolę. Decyzje należą TYLKO DO CIEBIE !! Pozdro ! EL.

P.S. Kocie, kto jest Twoim Panem ?
Tam gdzie jest miłość tam przychodzi zły....musi mieszać, niszczyć, psuć !
Kto Ci szepcze do ucha ?
Co mówi Twoje serce ? Kto mieszka w Twoim sercu ?


Piki, spoko i bez obaw - chcę dla Ciebie i zyczę z całego serca wszystkiego co najlepsze !!
Ostatnio zmieniony przez EL. 2008-11-13, 15:52, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:48   

"i]I nie mysl też, że nie myslałam o tym, by ratować swój związek po zdradzie.

Wszystko to usłyszałam, jak dowiedzialam sie o zdradzie, ale teraz wiem, ze ja to podświadomie czulam, wiedziałam, ze się oddalamy.
CHCIAŁAM, żebysmy znów byli razem i mój partner też tego chciał.
To nie tak, że mnie to nie obeszło :) ja po prostu nie moglam, zwyczajnie nie. Mam nadzieję, że potrafisz mnie zrozumieć[/i]"[/i] - Piki, no to zdradzil w koncu , czy nie. Bo raz piszesz, ze tak, a raz ze nie... moze to akurat malo wazne w tym miejscu..., ale ciekawosc ludzka ;-)
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 15:51   

[quote="Ola2"]No, Piki, spoko. Oczywiście, że jest wyjście: przewartościować życie. Nie można życia czy ‎szczęścia opierać tylko i wyłącznie na drugim człowieku (kochance/żonie), bo niestety na takich ‎fundamentach nic się nie zbuduje trwałego.‎


Olu, ja się zgadzam - toz dlatego starałam się jakaś radę dla Kota znaleźć, zeby sprobował odbudować swe relacje z zona ...


Kolegi Kota nie trzeba zabijać - on już jest martwy. Kolegę Kota należałoby wskrzesić do życia, ‎czyli dać porządnego kopa do działania.


Jak na nieboszczyka jest dośc aktywny :)
Też sie zgadzam, aczkolwiek wydaje mi się, ze ciagle powtarzanie mu, ze nic nie moze zrobć, jest zdiałaniem "antykopnym" na rozpęd ...


Opisał swoją historię, bo nie może ruszyć z miejsca.

No toz samo piszę :)


‎Wolałam, żeby mój szanowny był z Nią, bo przynajmniej ja mogę ruszyć z miejsca, a nie wywłok ‎trzymać w domu. ‎

No wiesz) nie skomentuje, bo moze mi się bardzo dostać:) Dostalo mi się już za to, że nie żyje jak inni, za to, ze nie moglam być z kims kto zdradza - to tearz mogę Ci tylko powiezdieć, ze rozumiem i życze powodzenia.

Nie problem w tym, że Kot robił źle, bo to się da jakoś wybaczyć, ale on nadal robi źle.‎
Piki, no i jak my tu w jakiś sposób wpłyniemy na jego decyzję odejścia-nieodejścia od rodziny, to ‎zawsze swe sumienie będzie mógł podeprzeć ludźmi z forum katolickiego.‎

ale wchodząc na takie forum arczej na logikę liczyl się z tym, ze bedzie się go przekonywać do ratowania malzeństwa, prawda?


No bo jaką poradę można dać na temat odkochania? Jak by była takowa, to Kot już dawno by ją ‎znalazł, bo z postów wynika, ze inteligentny z niego człek.

Hmmm wiesz ... czasem mozna dać poradę.
Taki stan zakocania bywa, jak choroba własnie. Paradoksalnie zcesciej taki stan trwa długo, gdy się z dana osoba nie jest. Po prostu pamieta sie same fajne chwile, a proza się nie pojawia, bo nie ma jak ....

Sęk w tym, że tak naprawdę on tylko pozornie chce coś zmienić, bo nic z jego rodziny nie może ‎zastąpić jego wspomnień miłości. On ją pielęgnuje i z czego jak z czego, ale z tych wspomnień nie ‎zamierza zrezygnować. To jak z chorym, który chce być zdrowy, ale już na wstępie rezygnuje z ‎przyjmowania lekarstw.

No to właśnie dlatego napisałam mu, ze musi pzrestać pielęgnować w sobie to uczucie ... Wiesz, ja uwazam, ze to wykonalne. Nie szybko, nie napewno ale wykonalne.

[ Dodano: 2008-11-13, 15:53 ]
[quote="Justyna1"]"i]I Piki, no to zdradzil w koncu , czy nie. Bo raz piszesz, ze tak, a raz ze nie... moze to akurat malo wazne w tym miejscu..., ale ciekawosc ludzka ;-)

spoko:) zaspokoje ją - mój eksmąz mnie nie zdradził, zdradzil mnie ekspartner - czy zaspokoiłam Twoja ciekawość?:)

Pisalam o tym w watku innym, moze nie zgladałas tam i stąd niezrozumienie :)

[ Dodano: 2008-11-13, 16:03 ]
[quote="EL.]
Piki, spoko i bez obaw - chcę dla Ciebie i zyczę z całego serca wszystkiego co najlepsze !![/quote]

Alez ja się nie obawialam Ciebie El. byc mzoe źle Cie zrozumiałam, albo Ty mnie.

Nie wartosciuje niczyich zasad, ani decyzji.

I też Ci życzę wszystkiego najlepszego.

A co do decyzji wspólnego zycia alszego z kims kto zradzil. Piszesz o tym, ze zasady katolickie są Twoimi zasadami. Rozumiem, ale o ile wiem Kosciół Katolicki zaklada mozliwosc separacji trwalej w przypadklu zdrady, czyli takiej, która niekoniecznie zmusza do podjecia współzycia malzeńskiego ( szeroko pojętego, a nie seksualnie) po ustaniu przyczyny separacji, czyli w tym przypadku zdrady.

Nie jest zatem tak, zeby Koscioł zmuszał osobę zdradzaną, by wiodła wspólne życie z kims kto ja zdradził, nawet jeśli zdradzajacy wyraza skruchę i zapzrestal zdradzania.
Ty to pewnie wiesz, ale forum mogą zcytac rózne osoby, lepiej wiec by była jasnosc co do tego, ze Kosciół nie zmusza do tego, jesli zradzany czuje, ze nie da rady.
 
     
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 16:10   

Nie, ja przecież nie mówię że to wyczyn - spłacanie kredytu - tylko martwię się, że jestem w domu rzadziej niż bym chciał, bo nie stać mnie na pracowanie mniej.

Olu, no więc jest właśnie tak, że praktycznie od drugiego roku małżeństwa nie spaliśmy ze sobą, nie przytulaliśmy się, i w ogóle nic. Ja śpię w innym pokoju. To nie jest łatwo zmienić. I to jest straszne, to jest dramat, w każdym razie dla mnie. No ale w sumie niewiele to zmienia jeśli chodzi o meritum, bo wcale nie czuję się mniej przez to winny.

Piki, nie jest tak źle :-) przecież opinii ludzi z forum internetowego nie potraktuję jak wyroczni ;-) Ale usłyszałem opinie kilku osób, niektóre bardzo wartościowe, i to są jakieś ziarenka do moich przemyśleń :-)

Ano, wystarczy tego dobrego. Nie zadaję już pytań, bo dzięki Waszej pomocy sprawy sobie poukładałem w głowie, przynajmniej z grubsza. Teraz do roboty, więc na mój temat już pisał nie będę, chyba że ktoś bardzo chce pogadać ze mną, albo o mnie :-) No i sam chętnie poczytam, bo widzę, że dyskusja się rozwija - w przypadkowym kierunku, ale za to żywiołowo :-)

Dziękuję Wam wszystkim :-)
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 16:15   Re: ...taka historia...

kot napisał/a:
Co czuję do Żony? Trudno to zdefiniować. Przyjaźń i szacunek na pewno. Miłość cała gdzieś odeszła przez te wszystkie lata. Ona mówi podobnie, że została tylko przyjaźń.
Próbuję zrekonstruować swoje uczucia. Odnaleźć w sobie taki fundament, na którym mógłbym zacząć budować miłość do Niej, a jednocześnie wiem, że nie ma tego fundamentu więc go nie znajdę. Ale próbuję. Wiem, że z... z Nią byłbym szczęśliwy bez reszty, myślę też że Żona byłaby szczęśliwsza beze mnie, za to z kimś kto lepiej odpowiada jej wyobrażeniom, a jednocześnie nie jestem w stanie wyrządzić krzywdy dziecku i nie chcę łamać tego, co ocalało z przysięgi.

Więc tak jak to widzę, będę nieszczęśliwy do końca życia, moja Żona będzie nieszczęśliwa choćby z tego powodu że będzie mieć nieszczęśliwego męża, ONA - wiem, że to co czuje do mnie jest równie bezczasowe i wielkie, co tu mówić... No ale dziecko na tym zyska. A może wcale nie. I myślę, że podjąłem fatalną decyzję i wcale nie każde małżeństwo jest warte ratowania. Że małżeństwo nie składa się z samych uniesień i szczęśliwych dni, ale na litość Boską w normalnym wartościowym związku CZASAMI takie bywają! A może też są relacje które są więcej warte od toksycznego małżeństwa. I teraz jedyny wniosek jaki potrafię wyciągnąć, to że sam jestem słabym człowiekiem, niedojrzałym i chyba nawet złym, bo jakakolwiek decyzja byłaby pewnie dobra, a stan taki jaki jest - to jest właśnie złe...

Może jest też tak, że nie potrafię ująć rzeczywistości w karby i stawić jej czoła. Może powinienem poddać się jakiemuś leczeniu, zmienić się na siłę w imię przysięgi i dobra rodziny.

A może też jest tak, że Bóg prowadzi przez życie czasem tak nieprawdopodobnymi ścieżkami i tak doświadcza, że czasem prowadzi do siebie poprzez największe tragedie i wiąże ze sobą ślubem dwoje ludzi tylko (i aż) po to, by mogli rozstać się mądrzejszymi i być lepszymi ludźmi?

Proszę, błagam o pomoc.

Kot, pomieszanie pojęć o miłości.
Przyjaźń jest najwyższą formą miłości.

"zmienić się na siłę w imię przysięgi"
Kto Cię zmuszał do małżeństwa?

Kot, krzywdzisz żonę.
Polecam strony księdza Marka Dziewieckiego o dojrzałości w miłości.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 16:16   

Kocie sprobuj odejśc od kobiety, każdej kobiety,nie w sensie fizycznym ale psychicznym, przestań ich potrzebować, zdobądź sie na niezależność, samowystarczalność, męską siłę
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 16:20   

kot napisał/a:


Piki, nie jest tak źle :-) przecież opinii ludzi z forum internetowego nie potraktuję jak wyroczni ;-) Ale usłyszałem opinie kilku osób, niektóre bardzo wartościowe, i to są jakieś ziarenka do moich przemyśleń :-)
)


Kocie :) powodzenia i przemyśl wszystko spokojnie jeszzce raz :)
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 22:23   

kot napisał/a:
Chmurko: masz dużo racji. Ale będę mimo to polemizował, bo miałem na myśli coś innego niż ideał. Piękno człowieka polega też na omylności, na popełnianiu błędów, wcale nie na byciu perfekcyjnym. Szczerze mówiąc to gdybym spotkał kogoś perfekcyjnego, uciekłbym na drugi kontynent żeby tylko być w miarę daleko. Mówię poważnie: z kimś tak idealnym, że oprze się każdej pokusie i nigdy się nie ubrudzi nie chciałbym mieć nic wspólnego, bo byłby to robot a nie człowiek. A taki błąd o jakim mówimy czai się tuż za zakrętem życia na każdego z nas, wystarczy mieć chwilę słabości i na chwilę opuścić gardę. I chociaż próbujemy kontrolować życie i wmawiamy sobie że to my mamy ster, to w większości wypadków ono nas niesie swoim torem. Nie da się mówić "nigdy" ani "zawsze". I nie wiesz na pewno, czy nie zdarzy się też kiedyś Tobie kiedy w fatalnym momecie spojrzysz w oczy nieznajomemu, pomimo Twoich zdecydowanych zasad. "Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci..." To tak gwoli obrony Jej dobrego imienia :-) bo w zasadzie to masz rację.


Kocie, nie pisałam o ideale kobiety. Pisałam o kobiecie dobrej, głębokiej, o pięknej duszy. A takie kobiety naprawdę istnieją. Dla mnie człowiek dobry, głęboki, o pięknej duszy ma głębokie życie wewnętrzne, świadomość tego, że istnieją pewne wartości obiektywne, świadomość tego co dobre, a co złe. Dla mnie w życiu kobiety dobrej, głębokiej i o pięknej duszy nie ma miejsca na spotykanie się z żonatym mężczyzną, na sypianie z nim. Taka kobieta nie jest dobra, bo krzywdzi i nie ma na pewno pięknej duszy.
Dla mnie piękno człowieka nie polega na popełnianiu takich błędów jak zdrada, jak romans z żonatym mężczyzną, jak niszczenie małżeństwa. TO NIE JEST PIĘKNO, to jest oznaka wielkiej słabości. Owszem, słabość jest już wpisana w naturę człowieka. Jesteśmy ułomni, upadamy, popełniamy błędy. Ale to od nas zależy co zrobimy dalej: czy będziemy tkwić w tych słabościach i jeszcze je usprawiedliwiać przed samym sobą i innymi czy będziemy chcieli wyjść ze słabości, grzechu, ponieść się i wzrastać. Z tego co pisałeś to ty zakończyłeś romans, ta kobieta chciała być z Tobą na dobre i złe. Ta kobieta więc chyba nawet nie miała świadomości, że źle postępuje. A może nie miało to dla niej znaczenia.

Piszesz "I nie wiesz na pewno, czy nie zdarzy się też kiedyś Tobie kiedy w fatalnym momencie spojrzysz w oczy nieznajomemu, pomimo Twoich zdecydowanych zasad". I co miałoby być dalej? Zakocham się? Bo spojrzałam nieznajomemu w oczu? Musiałabym więc zakochiwać się codziennie ;-) Przydarzyła mi się raz podobna historia... Ale miałam wtedy 15 lat. Nie zakochałam się co prawda po spojrzeniu w oczy, ale po spędzeniu kilku godzin z tym chłopakiem, a właściwie po wyidealizowaniu tych kilku godzin i tego chłopaka... Ale wtedy byłam bardzo młodą dziewczyną z bardzo romantyczną i niedojrzałą wizją miłości. Dziś mogę z całą pewnością powiedzieć, że taka sytuacja, o której piszesz nie zdarzy mi się. I ta pewność nie jest wyrazem mojej pychy, ale świadomości siebie, swoich wartości i głębokiego zakorzenienia w BOGU. Wiem czego chcę, a czego nie. Wiem czym jest dla mnie miłość, a właściwie teraz dopiero się tego uczę, a czym nie jest. Wiem co jest dla mnie ważne, najważniejsze. Pomimo nieobecności mojego męża w moim obecnym życiu, nie ma w tym życiu miejsca dla innego mężczyzny.

Cieszę się, że bierzesz się do roboty :-D Mam nadzieję, że już wkrótce pojawią się pierwsze owoce...
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 11:56   

Kocie , piszesz....nie śpimy ze sobą, nie przytyulamy się.....Wy....a TY ?
Przypomnij sobie jak to było kiedyś...w narzeczeństwie ? Fajnie było, co ?
A nie mogło by to wrócić ?
Myślę, że najgorsze jest takie zacietrzewienie sie .....zatwardziałość.....takie zbutowanie muru.
Kocie , a gdybyś Ty tak spróbował....tak powoli i małymi kroczkami...i gdybys sie tak nie zraził, gdy odepchnie, gdzy dziwnie się zachowa. Byc może Twoja zona tez cierpi z tego powodu....też chce...i tez boi sie. Trzeba te lody powoli roztapiać.

Kocie, bardzo mi milo, że tu jestes z nami, fajnie z Tobą wymienic zdania.
Dużo cierpliwosci !! Cmooook !! EL.
 
     
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-14, 13:28   

Piki: dzięki :-) Jeśli za rok będę w tym samym punkcie co teraz albo gorzej - to nie ma co. Ale przez ten rok zamierzam się NAPRAWDĘ postarać. Tylko muszę znaleźć klucz do serca mojej żony, bo na razie nic nie chce pasować ;-) No i, naturalnie, do własnego...

chmurka: jak to jest z kochankami? jak uwierzy mężczyźnie, że małżeństwo faktycznie nie istnieje i nie ma czego rozbijać, to dylematów moralnych nie ma. Upraszczam oczywiście. A mężczyzna czasem okłamuje w tym względzie, ale czasem też mówi prawdę, a nawet jak kłamie to zwyczajnie święcie wierzy w to co mówi. Ja wtedy twierdziłem tak z absolutną pewnością, dopiero później zacząłem mieć wątpliwości że może jeszcze warto spróbować, choćby po raz ostatni.

15 lat mówisz? Każdy jest inny, ale często wiek nie ma tu znaczenia. Mam znajomą, nieprawdopodobnie inteligentną kobietę, trzydzieści lat, która wyjechała z mężem na trzydniowy wyjazd, tam spotkali kogoś a w nią jakby piorun strzelił. Wrócili już oddzielnie, tzn. mąż do pustego domu, a oni razem. No, raczej nie jest to fajne, ale zdarza się nawet osobom które wydawałoby się kontrolują swoje emocje - bo przed tym zdarzeniem miałem ją za wzór takiej kontroli nad sobą.

agnieszka: no, ja taki właśnie jestem. Nie potrzebuję ani jednej ani drugiej. Samowystarczalny to moje drugie imię :-) i tak mi się coś widzi, że to też jest problem a nie zaleta, bo u mnie to jest posunięte o wiele za daleko. W tym sensie, że mozna mnie zrzucić w samolotu w obcym mieście, w obcym kraju a ja tam sobie szybko dam radę i nie będę tęsknił za bliskimi, bylebym wiedział że nic im nie brakuje. Czasem myślę, że w tym sensie mogę zwyczajnie nie nadawać się do małżeństwa - ale to takie myśli już zupełnie czarne.

EL: masz rację, ale to nie jest proste. Przez pierwsze lata był to dla mnie dramat, a potem, po zdradzie, ja odczuwam przerażenie na myśl o fizycznym kontakcie. To jest jakaś pokrętna i wypaczona pochodna monogamii, to znaczy jak już psychicznie przeszedłem gdzie indziej, to już tam tkwię i teraz pójście do łóżka z żoną jest dla mnie jak zdrada.

Czytałem inne, starsze wątki na forum. Jakie to wszystko podobne i schematyczne w sumie... a każdemu z nas, którzyśmy zdradzili, wydaje się, że stało się coś wyjątkowego...

Ale może by z tego schematu wyciągnąć jakieś wnioski w końcu. No bo sakrament sakramentem, przysięga przysięgą, ale nie utrudniajmy sobie nawzajem jej dotrzymania. Coś tam od siebie napiszę, z własnego podwórka, z mojego kociego punktu widzenia :-) a może ktoś uzupełni męskie sposoby na zniszczenie związku? mam na myśli takie nieświadome, ukrytre.

Najstraszniejsze jest chyba, kiedy kobieta staje się "do bólu praktyczną", by użyć słów które padły kiedyś w innym podobnym wątku, taką idealną gospodynią domową. Pozornie nic nie można jej zarzucić, a jednak... Tą odrobinkę tajemniczości i nieprzewidywalności i nawet lekkiego szaleństwa to jednak warto w sobie pielęgnować - kiedyś czytałem różne takie analizy i teorie, np. że miłość składa się z przyjaźni, szacunku i pasji (namiętności), więc tak jak to widzę, to takie codzienne budowanie miłości obejmuje również ten aspekt. To znaczy: to, że życie pisze się prozą, nie znaczy że nie ma co wplatać do niego poezji wychodząc z założenia że nie na tym ono polega. Bo na tym polega też.

Dla mnie kobieta musi mieć własną pracę, znajomych z którymi się widuje, zainteresowania, fascynacje i w ogóle chcieć czegoś dla samej siebie. Bo inaczej, trudno miłość ukierunkować, bo w pewnym momencie facet szuka, szuka i nie może znaleźć w domu drugiej osoby.

Straszne jest też dla faceta, kiedy żona stale nie zauważa w nim mężczyzny, czy to traktując jak dziecko, czy okazując brak zainteresowania w sensie fizycznym. Facet, jak jest silny, to jakoś da radę, ale dla słabszych duchem to jest jak zaproszenie do zdrady. Bo człowiek się zastanawia w pewnym momencie, czy aby jest jeszcze w ogóle atrakcyjny dla płci przeciwnej, że może coś z nim jest nie tak...
Ostatnio zmieniony przez kot 2008-11-14, 14:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8