Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
...taka historia...
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:12   

[quote="agnieszka78"]a mnie do tego wszystko Piki bo ja jako katolik wyznaję inne zasady niż Ty w stylu niech każdy sobie rzepke skrobie


Ale czy ja Ci sugeruje, byś wyznawała moje zasady? :) nie :)
Wyznawaj swoje, co mi do tego Agnieszko.



mówię Tobie że przeinaczasz zasady-taki jest fakt a nie moja subiektyna opinia ponoc nawet zgryźliwa wg Ciebiie

Nie wobec mnie:) ale nieistotne.. Nie pzrinazcam niczyich zasad, a co dla mnie kluczowe, takze własnych.

Nie wiem o co Tobie chodzi? Atakujesz kazdego, kto nie jest taki jak Ty?

Skoro Ty widzisz jakies inne wyjscie dla czlowieka opuszczonego efinitywnie pzrez współpartnera, niż pogodzenie sie z tym faktem i odbudowę swojego życia (nie wkiem - np. przywiązanie do siebie odchodzącego współmałzonka) to widzisz. Ja nie widzę innej drogi dla kogoś, z kim współłzonek nie chce juz być.

Trzeba się pogodzić, przestać rozpamietywać i żyć dalej. Pewnie, że można zagnebić sie na smierć, albo żyć płonna nadzieją, ze powróci, zgorzknieć i wegetować czekając na jakiś znak - mozna, ale ja tego nie polecilabym.

I nie mysl sobie, że pogodzenie sie z faktem czyjegos odejscia i odbudowanie swego życia to musi być nowy zwiazek :) W odróznieniu od Ciebie ja potrafię zrozumeić, że dla kogoś moze być wazne coś innego niż dla mnie.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:23   

kot

Piszesz, że posunąłem się w formie za daleko odpowiadając na Twoje wątpliwości. Sprawa, o której piszesz od początku jest obrzydliwa - mam Cię głaskać po główce, relatywizować, rozcieńczać, zastanawiać się nad meandrami uczuć, ...? Nie. Sprawa jest jasna jak słońce. Zdradziłeś żonę z kochanką, oszukiwałeś ją, wybielasz się przed sobą, manipulujesz wciągając w to Pana Boga.

Rozumiem, ze wszedłeś na forum bo gryzą Cie wyrzuty sumienia, a nie dla tego, ze chcesz znaleźć rozgrzeszenie za swe czyny.

Jedyne co możesz zrobić to zobaczyć, że postępowałeś źle, że jeszcze masz szanse na naprawę tego co popsułeś.

Piki

Wybacz, Twoje rady dotyczące tego jak podnieść się z depresji na pewno są cenne - sama przeszłaś przez to piekło - ale mądrości przekazywane przez Ciebie dotyczące życia po rozstaniu wydają mi się usprawiedliwianiem przed samą sobą.
Rozumiem, że niewykluczasz, że w razie ewentualnych kłopotów pojawi się kolejny "związek" i kolejny i kolejny? A męża masz jednego - i co nie napiszesz tak pozostanie.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:30   

‎„Drugi dzień człowiek jest na tym forum, a ty go już z dymem puszczasz...”‎

Ja go z dymem nie puszczam, on się sam puścił...‎ :mrgreen:

A propos czarnych scenariuszy – obejrzyj Kocie film „Plac Zbawiciela”.‎

Nie znajdziesz drogi z mniejszymi stratami. Bo to co dla Ciebie będzie mniejszą stratą, dla ‎kogoś może być olbrzymią. Prawdopodobnie podświadomie czekasz aż ktoś zadecyduje za ‎Ciebie. Ten Twój „powrót” do żony też jakiś dziwny. Prawdopodobnie kobieta DOBRA, ‎GŁĘBOKA, O PIĘKNEJ DUSZY nie walczy o swą miłość tylko się wycofała. Być może ją kiedyś ‎skrzywdzono, jak Ty teraz krzywdzisz. Faceci kobiet DOBRych, GŁĘBOkich, O PIĘKNEJ DUSZY nie ‎pozostawiają. Dla nich potrafią bez większych skrupułów zniszczyć rodzinę. Oj, coś mi się ‎wydaje, że baba przestraszyła się konsekwencji. A może znalazła kogoś bardziej atrakcyjnego ‎niż Ty i teraz mydli oczy o swej szlachetności i poświęceniu dla twej rodziny.‎

Kot napisał: „Chcę być dobrym mężem i ojcem, względnie dobrym byłym mężem i ojcem, a to ‎zależy od tego, czy znajdziemy dla siebie szanse czy nie.”‎

Małe szanse na pierwsze, bo naprawę rozpoczyna się żalem za grzechy i skruchą, a tego u ‎Ciebie nie ma. Marne szanse na drugie – no chyba że żona znajdzie pocieszyciela, ale wtedy ‎Twe dzieci będą mówiły na obcego faceta „tato”.‎

Kot napisał: „W dużej mierze dzięki tym "motylom", o których wszyscy wiemy, że nie są ‎najważniejsze, a przecież jak bardzo potrzebne. Raz na jakiś czas. I co? jeśli przez osiem lat ‎ich nie ma, ani z jednej ani z drugiej strony to dobrze?”‎

Wiwat motyle! Fruwajmy!!!! Fruuuu! W dupie miejmy obowiązki, dzieci, rodzinę. Motyle świata – ‎łączcie się potajemnie przynajmniej raz w roku – to takie romantyczne i ubarwiające życie.‎ :mrgreen:

Kot napisał: „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci..." To tak gwoli obrony Jej dobrego imienia ‎ bo w zasadzie to masz rację.”‎

Ufff, doczekałam się jednego z ulubionych cytatów zdradzaczy. Kochany, Kocie, uprzejmie ‎informuję, że oprócz słów: „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci...", Jezus powiedział do ‎grzesznicy: „Przebaczam Ci, idź i nie grzesz więcej”. Ale ta grzesznica w obliczu konsekwencji ‎swych czynów (ukamieniowania) ukorzyła się przed ... Bogiem.‎
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:30   

[quote="ketram"]

Piki

Wybacz, Twoje rady dotyczące tego jak podnieść się z depresji na pewno są cenne - sama przeszłaś przez to piekło - ale mądrości przekazywane przez Ciebie dotyczące życia po rozstaniu wydają mi się usprawiedliwianiem przed samą sobą.


A mozesz wskazać jakie to sa mądrosci rzekomo świadczace o usprawiedliwianiu się przed sobą, ale tak konkretnie?:)



Rozumiem, że niewykluczasz, że w razie ewentualnych kłopotów pojawi się kolejny "związek" i kolejny i kolejny? A męża masz jednego - i co nie napiszesz tak pozostanie...

Ależ ja nie zaprzeczam, że tak jest - dokonalam wyboru i wolno mi :)

Nie przypominam soie wszelako, zeym komuś tu udzieliła rady, zeby wszedł w kolejny zwiazek - mzoesz zacytować taką moja wypowiedź?

Nie napiszę tutaj dlaczego doszlo do mojego rozstania z eksmezem - ale mozesz mi wierzyć, ze nie było to "kłopoty" a prawdziwe kłopoty o kalibrze, jaki się anwet na tym forum nie pojawia. No nie czytałam wszystich historii i postow, ale z tych co czyutałam to nie opisał nikt takiego czegos. I cieszy mnie to, bo naprawdę nie ma nic do pozazdroszczenia.

Zdrada natomiast dla mnie jest "kłopotem" z mojej strony wykluczającym dalszy zwiazek i chyba mam prawo do swojego zdania, zwłąszzca, ze odnoszę je do swojej osoby, a nie do ogółu?

Czekam na cytaty z "madrosciami"

[ Dodano: 2008-11-13, 09:42 ]
Olu2:) masz rację , cytat z kamieniem jest ulubiony u każdego, kto zdradził ...

Ja nie zdradziłam - jestem bez winy ale rzucała, mimo zachęty nie będę.

Wiesz, to jest troche tak, że ten Kot to szczery jest i za to zbiera baty.
Piszemy w necie i Kot mógłby napisać cokolwiek, albio nic, a jak cokolwiek to np. że naprawdę załuje i teraz bardzo kocha zone.

Dostałby gratulacje i od groma rad, jak zone naklonic do wybaczenia, lekką reprymende, że zdradził, no, ale załuje ...

Pechowo - Kot napisal prawdę. No tak się teraz czuje - ma kłamac, ze czuje się inaczej? Jeśli mialby klamac nas to moze od razu lepiej klamać znów żonę?

Stan na teraz u Kota jest jaki jest - zważ, ze potrafi go ocnić, szuka jakis rozwiązań. Za prawdę dostal w koci łebek :)

Powiedz, jaki sens miałoby, żeby klamal?
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:45   

Piki, nie wiem skąd nagle w Tobie tyle zlości. Nikt Ciebie nie atakuje, przypominamy tylko, iż to forum nie jest dla propagowania kolejnych cywilnych związków.
Zobacz jak na Ciebie działają takie przypomnienia: czujesz się atakowana, bronisz się i stajesz się agresywna.
Zło działa bardzo subtelnie, uspakaja sumienie swoimi "mądrościami", wskazuje świeckie rozwiązania i teoretycznie spokój sumienia.

Piki napisał/a:
Nie przypominam soie wszelako, zeym komuś tu udzieliła rady, zeby wszedł w kolejny zwiazek - mzoesz zacytować taką moja wypowiedź?

Nie do mnie co prawda, ale się wypowiem.
Wszystkie Twoje mądrości są jedynie propagowaniem konkubinatu, jako lekarstwa na kłopoty małżeńskie. Ja to tak odbieram, wskazujesz właśnie siebie, jako tę, która sobie poradziła, bo znalazła lekarstwo czyli kochanka. To jest zła droga i to pragniemy Ci przekazać: nie kochanek, nie kolejny związek, ale wierność małżonkowi i złożonej przysiędze. Wielu z nas nie doczeka się uzdrowienia swojego małżeńśtwa. Ale wielu z nas wytrwa do końca bez sprzeniewierzenia się Bogu. I o to chodzi na tym forum.

Piki napisał/a:
Czekam na cytaty z "madrosciami"

Zobacz jak działasz, gdy ktoś Ci wskaże niewłaściwość Twojego postępowania: agresja i złośliwość z Ciebie wychodzi.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:45   

Piki napisał/a:

Ale co obie o tego?:)
Moa przysiega, oje życie, moja sprawa:)
Bog mnie z tego będziie sązdił, a nie Ty. :)

Poniekąd wkrótce pewnie sie oakze, ze .. nie obowiazuje mnie, ale to nieważne dla mnie.
Nie zrozumiesz tego, bo jesteś jedna z tych osb, którym z trudem przychodzi pojmowanie, ze bliźni maja prawo róznic się od nas samych, a mimo to pozostaja bliźnimi.


Choćby taka mądrość
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 10:08   

[quote="elzd1"]Piki, nie wiem skąd nagle w Tobie tyle zlości. Nikt Ciebie nie atakuje, przypominamy tylko, iż to forum nie jest dla propagowania kolejnych cywilnych związków.


Elzd - jakiej złosci ?:)

Po prostu pytam o co Agnieszce chodzi. Czy mogłabyś wskazać cytat, w ktorym kja "propaguję kolejne cywilne zwiazki"?

Nie mogłabyś bo nie ma takiej mojej wypowiedzi :)

Zobacz jak na Ciebie działają takie przypomnienia: czujesz się atakowana, bronisz się i stajesz się agresywna.

Wskaz, gdzie ja jestem agresywna?:)
Elzd - jesi mi ktoś zarzuca, że ja kogoś namaiam do czegos, do zcego nikogo nie namawiam, tylko dlatego, że nie ejstem taka sama, jak ta osoba, to naturalne, że bedę temu zaprzezcac:)



Zło działa bardzo subtelnie, uspakaja sumienie swoimi "mądrościami", wskazuje świeckie rozwiązania i teoretycznie spokój sumienia.

Nie ma świeckich i nieświeckich rozwiazań Elzd - naprawde niech Ci się nie wydaje, ze tylko osoba mojego pokrojku, zeby się podniesc z deopresji po zdradzie musi fakt odejscia partnera (ewentualnie swoja decyzję o rozstaniu) zaakceptować i starać się odnaleźć w nowej sytuacji.

Nie chodzi o to, żeby się odnaleźć w taki, czy inny sposob - nie ma recept na to typu: znajdź sobie nowego faceta.
Człowiek tylko wówczas będzie spełniony, jesli bęzdie żyl zgodnie ze swoimi zasadami, a jesli te zasady wykluzcaja np. takie rozwiązanie to nikt przy zdrowych zmysłach nie radzilby komuś tego.

co wg Ciebie ejst dobrym rozwiazaniem niesweickim?
życie wspomnieniami o zonie/męzu kilkadzisiat lat i dreczenie sie, czy też zaakceptowaie faktu, ze współmałzonek odszedł i moze już nigdy nie wrócić?
Zaakceptowanie takiego faktu nie oznacza, że się ma znaleźć sobie kogoś innego - oznacza przyjecie tego do wiadomosci i takie kierowanie swoim życiem po rozstaniu, żeby przestać byc zdradzona, skrzywdzona osobą czekajacą w oknie na powrót współmałzonka.
Trzeba się nauczyć życ bez niego, bo inaczej się zwariuje. a jeśli wróci?
To wowczas się podejmie decyzję zgodną ze swym sumieniem - tyle.


Nie do mnie co prawda, ale się wypowiem.
Wszystkie Twoje mądrości są jedynie propagowaniem konkubinatu, jako lekarstwa na kłopoty małżeńskie. Ja to tak odbieram, wskazujesz właśnie siebie, jako tę, która sobie poradziła, bo znalazła lekarstwo czyli kochanka.

Ty chyba masz problem ze zrozumieniem tego, co ktos pisze Elzd.

Nie ejstes wstanie, jak każdy inny zresztą - znaleźć jakiejkolwiek mej wypowiedzi w tym tonie.
Ja sobie poradziłam, bo zaakceptowałam sytuację, podjęłam decyzję i trzymalam się jej.
Mojego partnera wówczas wcale nie znałam, poznałam kiedy juz mocno okrzepłam po zdradzie i nie miał nic wspólnego z moim poradzeniem sobie z sytuacja. Z taka sytuacja człowiek musi sobie poradzić sam, w sensie ludzkim na marginesie, mogą mu pomóc przyjaciele, rodzina, ale nikt nie zmieni mu psychiki , póki sam nie zechce zmienic swego stosunku do siebie i tego co się wydarzyło.


To jest zła droga i to pragniemy Ci przekazać: nie kochanek, nie kolejny związek, ale wierność małżonkowi i złożonej przysiędze.

A umiesz czytac? To pozcytaj co napisałam: ze mozna pozostac wiernym, malzonkowi, który odszedl, ale uniezaleznic się od niego.
Jestes uprzedzona do ludzi zyjących inaczej niż Ty i doszukujesz się zcegoś, czego w moich wypowiedziach NIE MA.

Moze chciałabys, zeby było - wówczas mogabyś otwarcie mi cos zarzucić:)
ale nie ma - odbudowanie psychiki po zdradzie moja droga nie polega na nowym związku. Osobiscie odradzałabym każdemu leczenie sie ze zdrady "klinem" - nie napisze dlaczego, bo nie dotyczy to z oczywistych przyczyn ludzi tutaj. Ale wierz mi, że to jest kiepski pomysl.


Wielu z nas nie doczeka się uzdrowienia swojego małżeńśtwa. Ale wielu z nas wytrwa do końca bez sprzeniewierzenia się Bogu. I o to chodzi na tym forum.

ależ życzę każdemu by trwał w swoich idealach, natomiast stanowczo odradzam trwanie w ukladzie pan i wladca i sluga. Nie umeisz tego zrozumieć?
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 10:09   

Witam na forum katolickim!

Piki napisał/a:
nie pisalam o sobie, bo ja się nie uwazam za katoliczkę, nie żyje wg tych zzasad i naprawdę musialabym być skrajnym hipokrytą, zeby próbowac cos dopasowac - iałam na mysli katolika, takiego nieudawanego, tylko prawdziwie żyjącego wg zasad,


Droga Piki--skoro za katoliczkę się nie uważasz i nie żyjesz wg zasad Kościoła , bo jak widać sama zdradzasz nadal swojego sakramentalnego małżonka i jeszcze się tym afiszujesz , to wybacz, ale kto Ci dał prawo wypowiadania się jako znawca w tej dziedzinie?
Piki napisał/a:
Poczytaj moze o tym, co na na ten temat do powiedzienia Kosciół, z tego co ja wiem, zclowiek zdradzony moze dmagac się separacji, nawet gdy zdradzający prosi o przebaczenie, ale on w sercu tego przebaczenia nie czuje póki co i nie umie życ z kims kto zdradził.

To jest prawdą --jedyna formą rozstania z małżonkiem sakramentalnym z moralnego punktu widzenia ,którą może zaakceptować katolik ,jest separacja .
A czemu Ty Piki o separację nie wystąpiłaś? A czy wiesz , że najbardziej się przyczynia do rozbicia małżeństwa ten akurat , kto nie wyciąga ręki do zgody ,albo tę wyciągniętą rękę odrzuca ?
Pozwól ,że jeszcze raz przytoczę ten fragment Ewangelii , który elzd1 niedawno przypomniała równiez :Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: żałuję tego, przebacz mu.(Łk 17,1-6)


Czy uważasz nas za hipokrytów , którzy na siłę dopasowywują zasady do swoich potrzeb? Bo tak to jakoś zabrzmiało ... My nie tylko je znamy i szanujemy , ale również stramy się żyć wg tych zasad . Nie wybieramy spośród nich, tylko tego co nam pasuje .
Wiara katolicka jest trudna i wymagająca , ale wymaga tylko ten , kto najbardziej kocha . Wymaga także od siebie , bo miłość jest pragnieniem dobra dla tej drugiej osoby . Zmysły i uczucia temu sprzyjają ,ale najważniejsza jest wola --ja chcę być wierna aż do konca , bo tak przysięgałam , że nie opuszczę az do śmierci .
Nie sztuka jest kochać , jak wszystko jest dobrze .Prawda?

Agnieszka jest jak najbardziej obiektywna . Skoro Twoje życie i Twoja przysięga , to czemu nas oceniasz , że nasze postepowanie jest złe , bo trwamy wiernie , bo kochamy prawdziwie ?
I bardzo proszę Cię na przyszłość o zmianę tonu . Nie każdy tak jak Ty czuje się już cały w skowronkach i nie można samemu się rozgrzeszać.
A Ty żyjesz w grzechu , tylko moim zdaniem nie chcesz tej prawdy uznać za fakt . I tu jest problem .

Nie oczekuję odpowiedzi i proszę o przestrzeganie regulaminu --jeśli wchodzisz do cudzego domu , to należy gospodarzom okazać szacunek .

Pozdrawiam . Miłego dnia życzę.
Miriam.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 10:13   

‎„Pechowo - Kot napisal prawdę. No tak się teraz czuje - ma kłamac, ze czuje się inaczej? Jeśli ‎mialby klamac nas to moze od razu lepiej klamać znów żonę?”‎

Ależ on żonę okłamuje pernamentnie – od co najmniej 3 lat. Gdyby ten jego ideał chciał go z całym ‎dobrodziejstwem inwentarza, to on nie miałby żadnych wątpliwości, co zrobić i w 5 min ‎opuściłby rodzinę. Ale cosik ta pancia niewyrywna, żeby robić sobie kłopot w postaci prozy życia ‎z facetem, który zdradził i porzucił rodzinę. Wzięła sobie z życia trochę motyli i fruu, odfrunęła. ‎Pewnie jeszcze coś pochrzaniła o przyjaźni i jest wg niej wszystko git.‎

A rozterki Kota są typu: jak tu zjeść ciacho i mieć ciacho. Kombinuje facet, czy się da zjeść np. ‎kawałek ciacha, bo może właściciel ciacha nie zauważy lub zrezygnuje z nadgryzionego ciacha. ‎

Prawdę powiedziawszy ogromnie współczuję i Kotowi, i jego rodzinie. No bo jak można radzić ‎komuś, jak ma się odkochać. Na razie tylko mi przychodzi do głowy metoda: klin klinem, ale tym ‎klinem musiałaby zostać .... żona, a on nie ma najmniejszej ochoty zakochiwać się w żonie. ‎
A przecież żona nieświadoma, że ma wzbudzać w Kocie jakieś tam motyle. Nic dziwnego, jak on ‎romansował na boku, w domu pewnie był potulny jak baranek, milutki, bo jakoś przecież ślady ‎zdrady musiał zacierać, żeby się żonka nie kapnęła.‎
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 10:19   

Droga Miriam - oczekujesz czy nie - odpowiem ...

Przezcytalam regulamin i nie widzę, bym go złamala:) Jeśli mozesz wszelako wskazać mi konketnie, z ctatem postu mego, gdzie to się stało, bardzo proszę - zrób to...

Agnieszka nie była obiektywna. Rozumiem, że mogło ją zdenerwowac to, co napisalam do Kota o kobiecym sposobie szukania wiinnego, a raczej winnej zdrady w osobie trzeciej li tylko, zamiast w swoim małzonku.

Nie przypominam sobie jednak, żebym nazwała kogos hipokrytą. Nie wiem, gdzisz to tak zabrzmiało.

Napisałam natomiast, że JA musialabym być skrajnym hipokryta, zeby zroić to, co zarzucała mi Agnieszka - twierdzić, ze żyję wg zasad, wg których nie żyję, bo sobie je ponaginalam.

Nie żyje i niczgo nie nainam - skoro juz o mnie mowa:)

Nikogo nie namawiam do zycia wg swoich zasad - chyba z 10 x bedąc tak krótko tutaj to napisałam. :)
Jeśli naprawde uwazasz, ze porazdeie komuś, by się podniósl, racjonalnie ocenil swoją sytuację i przestał się zadręczać jest łamaniem regulaminu, to widocznie no tak uważasz.

Postaraj sie byc obiektywna jednak.

[ Dodano: 2008-11-13, 10:28 ]
[quote="Ola2"]‎„
Ależ on żonę okłamuje pernamentnie – od co najmniej 3 lat.

eee no o ja os źle zrozumialam wobec tego. Bo ja zrozumiałam, ze rozstali się z żoną (nieformalnie rzecz jasna). Dla mnie ewidentne było, że wie o jeo zdradzie, musialam cosik przegapić.

‎Pewnie jeszcze coś pochrzaniła o przyjaźni i jest wg niej wszystko git.‎

Kto wie, jak było, pewnie Kot

A rozterki Kota są typu: jak tu zjeść ciacho i mieć ciacho. Kombinuje facet, czy się da zjeść np. ‎kawałek ciacha, bo może właściciel ciacha nie zauważy lub zrezygnuje z nadgryzionego ciacha. ‎


Nie, no ja dczytałam, ze się z tą kobitka rozstał .. Teraz to już niczego z tej histori nie rozumiem, przyznaję...

No bo jak można radzić ‎komuś, jak ma się odkochać. Na razie tylko mi przychodzi do głowy metoda: klin klinem, ale tym ‎klinem musiałaby zostać .... żona, a on nie ma najmniejszej ochoty zakochiwać się w żonie. ‎


Zabawne, własnie pare minut temu napisalam do ogos, ze klin klinem to kiepski pomysł i podtrzymuję:)

Nie da sie "klinować" milosci - próba wkręcenia kogś w charakter klina, a juz zwłaszcza osoby, ktorej na klinujacym zależy to wielka krzywda.
Moim zdaniem trzeba najpierw uporzadowac swe uczucia, a potem myśleć o odbudowaniu związku.
Ale jak mówię, musialam cos przeoczyć, bo byłam przekonana, ze Kot z żona się rozstali - tearz wychodzi, ze o niczym kobieta nie wie.?

[ Dodano: 2008-11-13, 10:34 ]
ketram napisał/a:
Piki napisał/a:

Ale co obie o tego?:)
Moa przysiega, oje życie, moja sprawa:)
Bog mnie z tego będziie sązdił, a nie Ty. :)

Poniekąd wkrótce pewnie sie oakze, ze .. nie obowiazuje mnie, ale to nieważne dla mnie.
Nie zrozumiesz tego, bo jesteś jedna z tych osb, którym z trudem przychodzi pojmowanie, ze bliźni maja prawo róznic się od nas samych, a mimo to pozostaja bliźnimi.


Choćby taka mądrość


a pzrepraszam Ketram - co tu jest nieprawdą?

Nie Bog bezdie mnie sadzil na sądzie ostatecznym? No przecież Bóg ...

Jeśli ktos jest w trakcie stwierdzania nieważnosci małzeńśtwa, zapoznał się z aktami i porozmawial z duchownymi w temacie oraz otrzymal odp., ze sąś powazne przeslanki do stw. nieważnosci to chyba ma prawo przypuszczać, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iz owa niewaznosc zostanie orzeczona?
 
     
Justyna1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 12:30   

A no niedokladnie przeczytalas, Piki: "Cóż... nie wie tylko o zdradzie i mam nadzieję że się nigdy nie dowie. " To cytat z wypowiedzi Kota. I tyle, co do szczerosci Kota wzgledem zony...

Drogi Kocie, piszesz jedno zdanie i juz w nastepnym je usprawiedliwiasz. Zyjesz w jakiejs bajce o dobrej wrozce z PIEKNA i GLEBOKA dusza. I jakos nie chcesz sie obudzic! To byla i jest bajka. Twoja zona nie ma najmniejszych szans stac sie chociaz w polowie taka wrozka, bo jej nie dajesz szansy: Ty i tak bedziesz zawsze kochal tamta!

I jeszcze slowo o nas, uzaleznionych kobietach, wynoszacych naszych facetow na piedestal ;-) Mowie tu za siebie, ale wiem, ze nie tylko ja mam takie zdanie. A wiec: moj maz zdradzil - JEGO wina! Zakochal sie w innej - JEGO wina! Odszedl do innej - JEGO wina. Nasze malzenstwo bylo i jest w kryzysie - NASZA wina. Owszem, ta pani nie powinna sie brac za zonatego faceta. Ale to MOJ MAZ MIAL SIE NIE OGALADAC ZA INNYMI!!!!!!!!! To on chcial! To on jej opowiadal, jak to mu przy zonie zle (przeciez, jakby opowiadal, jaka to ma cudowna zone, to by go kochanica nie chciala). Wiec ja winie za to mojego meza, a nie ja. Nie znam jej i nie chce poznac i tyle. Ale: to, ze jego uczucie wzgledem mnie oslablo/wygaslo(?), to ze szukal czegos innego (a nie powinien), to sie nie wzielo tak niewiadomo skad! Ja wiem, co zrobilam zle, wiem, jakie bledy popelnilam (co w zadnym stopniu nie usprawiedliwia jego skoku w bok!). Bo na kryzys zawsze "zapracowuja" sobie dwie osoby. Ale to objawienie nie nadeszlo u mnie od razu :lol: , potrzeba bylo czasu. Najpierw bylo tez tylko "Jak mogl!!!!", "Po tym, co dla niego robilam!" I takie tam. Dopiero jak mi powiedzial, co mu przez wiele lat przeszkadzalo, otwarly mi sie oczy. Ja idealna zonka, nagle zrozumialam, ze to, co robilam w dobrej wierze, bylo odbierane calkiem inaczej, niz to byl moj zamiar. ALe co najwazniejsze: zrozumialam, ze mnie tez wcale z tym wszytskim nie jest dobrze. No wiec trzeba cos zmienic - dla siebie (bo jego juz przy mnie nie bylo). A to nie nastepuje z dnia na dzien. I tak, bylam bluszczem, jak wiele z nas tutaj. Ale nie da sie przestac byc bluszczem z dnia na dzien. Jak ktos tego nie przezyl, to nie wie, jak trudno "popuscic". Mnie sie w jakims stopniu juz udalo, ale do perfekcji jeszcze dluuuga droga :-D
Pozdrawiam
Justyna
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 13:00   

[quote="Justyna1"]A no niedokladnie przeczytalas, Piki: "Cóż... nie wie tylko o zdradzie i mam nadzieję że się nigdy nie dowie. " To cytat z wypowiedzi Kota. I tyle, co do szczerosci Kota wzgledem zony...

no faktycznie - nie doczytalam ....
Pamiętalam, ze było cos o rozstaniou, chodziło o tamtą kobietę, ale jakoś i się skokjarzyło nie tak i wyszło mi, że Kot się z zoną rozstal ....

W tym, co napisałas dalej do Kota - masz sporo racji. Sama zresztą to pisałam, zę on kocha i chce kochac tamta kobietę. W tej sytuacji nie ma najmniejszych szans na ponowny, faktyczny związek z zona.

I jeszcze slowo o nas, uzaleznionych kobietach, wynoszacych naszych facetow na piedestal ;-) Mowie tu za siebie, ale wiem, ze nie tylko ja mam takie zdanie.

Justyno, przykro mi, jesli poczulaś się dotknieta tym co napisałam. Nie kaZda osoba, która chce ratowac swój zwiazek (niekoniecznie po zdradzie, w ogóle) jest uzależniona od współpartnera. Niemniej - tak tez bywa i to jest przyznasz sytuacja bardzo niebezpieczna, bo wówczas nie mysli się logicznie i racjonalnie, nie chroni siebie.

ie uwazam też, byś kogos stawiala na piedestale - po prostu widzę, jak kobiety reagują czsto na zdrade i kogo za nia w pierwszej kolejnosci obwiniają. Jak widze, ty masz całkiem inne podejscie.

A wiec: moj maz zdradzil - JEGO wina! Zakochal sie w innej - JEGO wina! Odszedl do innej - JEGO wina. Nasze malzenstwo bylo i jest w kryzysie - NASZA wina. Owszem, ta pani nie powinna sie brac za zonatego faceta. Ale to MOJ MAZ MIAL SIE NIE OGALADAC ZA INNYMI!!!!!!!!! To on chcial! To on jej opowiadal, jak to mu przy zonie zle (przeciez, jakby opowiadal, jaka to ma cudowna zone, to by go kochanica nie chciala)

ee no jakby się tylko ogladal to pół biedy :) Trudno tez powiezdieć co naopowiadal, ale obstawiam, ze mzasz rację ...

I tak, bylam bluszczem, jak wiele z nas tutaj. Ale nie da sie przestac byc bluszczem z dnia na dzien. Jak ktos tego nie przezyl, to nie wie, jak trudno "popuscic". Mnie sie w jakims stopniu juz udalo, ale do perfekcji jeszcze dluuuga droga :-D

No widzisz - Twoja wgrana polega na tym, że zdałaś sobie sprawe z tego, ze owym bluszczem byłas i przepracowałaś to sama z sobą, dla siebie. Zgodzisz się ze mną, ze dopóki to się nie stanie, nie ma szans na zmiany?

Przeciez Tobie udalo się własnie dlatego, że dostrzeglaś problemy zaczełas pracować - najpierw, jak sama piszesz nad sobą, potem nad waszym związkiem. Sądzisz, że gdybyś tkwila w punkcie wyjścia udołoby Ci się to? Ja uwazam, że nie i dop tego zmierzam, cały czas. że trzeba się odnaleźć w zaistniałej sytuacji i wziąć w garsc, a nie czekać, aż się meżowi/zonie odmieni i wroci.

I nie mysl też, że nie myslałam o tym, by ratować swój związek po zdradzie. Myslalam!
Wiedzialam, jakie blędy popełnilam i byłam gotowa je wyeliminować. Ja akrat przginalam w druga strone - jestem bardzo niezależna, byłam za bardzo :) W dodatku zaczęłam nową wówczas prace i byłam na niej skupiona - wszystko to prawda.

Wszystko to usłyszałam, jak dowiedzialam sie o zdradzie, ale teraz wiem, ze ja to podświadomie czulam, wiedziałam, ze się oddalamy.
CHCIAŁAM, żebysmy znów byli razem i mój partner też tego chciał.
To nie tak, że mnie to nie obeszło :) ja po prostu nie moglam, zwyczajnie nie. Mam nadzieję, że potrafisz mnie zrozumieć
 
     
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 13:06   

Ola, Piki: wyjaśniam, bo coś tu faktycznie uciekło. To ja się rozstałem dawno temu z kochanką. Była to moja i tylko moja decyzja. Ona chciała mnie na dobre i na złe i była tego pewna. A ja czuję się do dziś podle z powodu tej decyzji, bo naprawdę ja też tego chciałem, ale nie byłem w stanie, w pewnym momecie zobaczyłem, że faktyczne opuszczenie dziecka i żony (w sensie bycia na miejscu i codziennego wsparcia), wyjechanie do innego miasta jest dla mnie nie do zrobienia. Nawet jeśli żona jest niekochana i nie kocha, a nawet gdyby stała się wrogiem (a nie jest). Przyznaję, że mam o wiele większego doła związanego z tym, że zawiodłem Ją niż rodzinę, chociaż powinno być odwrotnie. Mówisz, że facet mając zapewnione "bezpieczne lądowanie" w 5 minut opuściłby rodzinę? Nie. Nie opuściłby. Może zależy jaki facet. A że mam poczucie poświęcenia się? No mam. Bo wiem, że mogłoby nie wyjść i często nie wychodzą takie drugie związki, ale równie dobrze mogła to być szansa dla dwojga ludzi na normalny, prawdziwy związek - tylko trzeba było być jeszcze większym egoistą niż jestem - no i pozostaje taki cierń który przypomina o tym, że poświęciłem siebie, poświęciłem Ją, w imię małżeństwa którego w zasadzie nie ma.

Ola ma poniekąd rację, że rodzinne kłamstwo trwa, w tym sensie, że o zdradzie nigdy nie powiedziałem i nie zamierzam. Po co obracać nóż który i tak już jest wbity? Piki, jeśli z moich wypowiedzi można było wywnioskować inaczej, to zaprzeczam - Żona nie wie o zdradzie. Co do rozstania, to mieszkamy co prawda w tym samym mieszkaniu, ale emocjonalnie - nie ma nic, ani z jednej strony ani z drugiej. Chyba to rozstanie, bo jak to inaczej nazwać? Związku tu nie ma, dbamy o siebie nawzajem bo usiłujemy być dobrymi ludźmi i zachować do siebie nawzajem szacunek.

Ola: pisząc "Fruwajmy!!!! Fruuuu! W dupie miejmy obowiązki, dzieci, rodzinę" wkładasz mi w usta słowa których nie wypowiedziałem i oceniasz niezgodnie z prawdą. No bo za co należą mi się baty to należą, ale akurat nie za to. To, że pozwoliłem na poplątanie sobie życia nie znaczy, że obowiązki rodzinne olewam. Wydaje mi się (chociaż pewnie każdemu się tak wydaje) że raczej bliższe prawdy będzie określenie, że ja dla rodziny zap... bardzo się staram, chociaż wolałbym więcej robić w domu, a mniej w firmie (ale tylko ja pracuję więc nie mam wyboru, a do spłacenia kredyt). Motyle - to sprawa zupełnie odrębna od codziennych obowiązków i one TEŻ mają swoje miejsce. Wiedzą ci, którzy są od lat w szczęśliwych małżeństwach, a znam takich sporo i zazdroszczę.

Piki, Agnieszko i pozostali: obserwuję Waszą dyskusję, no i tak mi się wydaje, że wytykanie sobie nawzajem cytatów i łapanie za słówka nie ma sensu, a tymczasem Agnieszka niepotrzebnie atakuje, a Ty, Piki, dajesz się sprowokować :-) No przecież tak nie można. Dziwię się ludziom, którzy mają tak silne poczucie zasad, że doskonale wiedzą, co dla kogoś będzie lepiej i jak postępować należy. Wydaje mi się, i podejrzewam że wywołam tym burzę, że jednak predestynacja nie istnieje i to człowiek swoimi decyzjami świadczy, z jakiego materiału jest zrobiony i z tymi decyzjami jest jednak zostawiony sam sobie, z nielicznymi tylko wskazówkami. A o niezłomych zasadach mogą mówić tylko ludzie, którzy jeszcze nie zetknęli się z naprawdę trudnymi sytuacjami, bo zasadami łatwo usprawiedliwić się za błędne lub złe decyzje. Ale cóż, ciągnąc dalej wchodzimy w kwestie czy istnieje coś takiego jak mniejsze zło, czy Pismo należy traktować literalnie, komu pozwalamy je interpretować, i zaraz dojdziemy do schizmy na forum :-) A doradzanie i ocenianie to bardzo niebezpieczna sprawa. Ze względu na odpowiedzialność i to jest właśnie to, o czym pisze Agnieszka. Ja nie znam sytuacji Piki, ale widać, że odnalazła swoje miejsce pomimo trudności i z tego się cieszę, uważam że świat jest przez to lepszy niż był. Chociaż według Pisma powinna by się była poświęcić jako męczennica. Jakoś nie wydaje mi się żeby w tym było dobro.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 13:24   

Kocie ....

Ok wyjasnłeś, przepraszam za nieuważne czytanie i pokrecenie faktów.

Z tego co piszesz - podjales bardzo trudna, ale i bardzo dojrzałą decyzję, zrywając kontakt z tamta kobietą w imię pozostania, nawet tylko fizycznie z rodziną.

Domyślam się, że czujesz sie teraz sfrustrowany. Ale popatrz na to tak: podjąłeś taką decyzję, choć bylo Ci trudno, dlaczego nie spróbować pójśc krok dalej?

Mówisz, ze tamtą osobę kochasz - weirze, ale przecież Twoja żona nie jest Ci całkiem obojetna. Postaraj się znaleźć coś co poza dzieckiem i mieszkaniem macie wspólnego. Może zainteresowania na przyklad? spróbuj ja troche "wciagnać" do swojego zycia, bo teraz to żyjecie tak jakby obok siebie. :(

Nie udawaj zaraz wielkiej miłosci tylko postaraj się zwyczajnie z zoną zaprzjaźnić. Mów i suchaj, nawet o glupotach, czy jakis codziennych takich sprawach.

Jeśli chcesz, zeby twoja dobra decyzja nie poszła na marne to przestań pielegnować w sobie uczucie do tamtej kobiety. Nie zaarz - młotkiem zabijesz je, tylko przestań podlewać wspomnieniami. Sązdę, ze wiesz o co mi chodzi.

Skoro tu jesteś i chcesz o tym gadać, to znaczy, że chcesz jakiejs zmiany w relacji z zoną - czyli nie wszystko stracone, mimo tamtego uczucia.

Napisaleś, żeby nie radzić :) wiem, w innym kontekście, ale ja Ci porazde jednak. Niczego nie rób na siłę, buduj z cegiełek, a nie stawia z wielkich płyt :)

Masz fajny nick Kocie:) Nie wiem, czy jesteś miłosnikiem tych zwierzaków, ale, nie smiej się, obserwacja kota :) pozwala na dowiedzeniu się wiele o relacjach miedzy ludźmi. żeby pokochać kota, trzeba zakaceptowac, że jest indywidualistą, ma swoje sekrety, kocie zamyslenia i przemyslenia :) nie ma też dwóch takich samych kotów ...
Dokladnie tak samo jest z ludźmi - zaakceptuj zonę, jej indywiduialnośc i to, że nie musi mysleć to samo, co Ty.
Nie oczekuj - pokaż, powiedz - czego bys chciał ...

Co do mnie i dyskusji w tym wątku - masz racje :)
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 14:15   

Widzisz, Kocie, najczęściej ludzie odzywają się w wątku, który w pewnym sensie podobny jest ‎do ich przeżyć. Jaki aspekt mnie dotyczy? Ano ten, w którym facet-zdradzacz mieszka cieleśnie ‎z rodziną, a emocjonalnie wyparował. I drugi aspekt – prowadzenia podwójnego życia przez ‎męża.‎
Pamiętam, jak się czułam, gdy dowiedziałam się o zdradzie męża. Reakcja organizmu ‎natychmiastowa: wymioty przez parę dni (to odnośnie współżycia z mężem, który współżył ‎również z inną kobietą) i zaburzenia snu (to odnośnie bycia jego ciała w domu i odlotów ‎myślowych z błogim uśmiechem). Nie wyobrażałam sobie życia z facetem, który kocha inną. To ‎byłoby jak piekło na ziemi.‎

Nie bardzo chce mi się wierzyć, że przez te wszystkie lata nie współżyłeś ze swoją żoną. Czyli ‎używasz jej jako przedmiot do celów gospodarczych i cielesnych, a nie jesteś z nią. Twe ‎poświęcenie na nic się zda, sam w to nie wierzysz, że może się udać.‎

To co przeżywasz i tak byś przeżywał, gdybyś odszedł od żony, która po Twym odejściu np. ‎zachowywałaby się z klasą. Dlatego napisałam Ci, że cokolwiek byś zrobił i tak będziesz ‎żałować, bo nie można w życiu mieć dwóch osób wykluczających się nawzajem. To tak jakbyś ‎chciał połączyć ogień z wodą. ‎

Piszesz, że masz doła, bo Ją zawiodłeś. Skąd wiesz, czy wasze rozstanie nie wyszło jej na ‎dobre. A jeśli cierpi tak samo jak Ty.... Bez względu na to i tak będziesz cierpiał.‎

Napisałeś: „Mówisz, że facet mając zapewnione "bezpieczne lądowanie" w 5 minut opuściłby ‎rodzinę? Nie. Nie opuściłby. Może zależy jaki facet.”‎

Oczywiście, że tak – w 99%. Zawsze znajdzie się jakiś jeden procent działających inaczej. Ty ‎np. raczej wyglądasz na to, że wtedy się mocno wystraszyłeś konsekwencjami. ‎

No masz poczucie poświęcenia rodzinie, ale rodzina tego poświęcenia nie doceni, bo o nim nie ‎wie. Więc po pewnym czasie możesz wyhodować sobie gigant poczucie skrzywdzenia ... przez ‎rodzinę.‎

Napisałeś: „No i pozostaje taki cierń który przypomina o tym, że poświęciłem siebie, ‎poświęciłem Ją, w imię małżeństwa którego w zasadzie nie ma”. ‎

Nie ma i nie będzie tego małżeństwa, bo Ty nie pozwalasz na to, żeby było, karmiąc się ‎wspomnieniami.

‎„Ola: pisząc "Fruwajmy!!!! Fruuuu! W dupie miejmy obowiązki, dzieci, rodzinę" wkładasz mi w ‎usta słowa których nie wypowiedziałem i oceniasz niezgodnie z prawdą. No bo za co należą mi ‎się baty to należą, ale akurat nie za to.”‎

Ola sobie pogeneralizowała troszeczkę za mocno. Zbytnio uogólniłeś z tymi motylkami, więc ja ‎też się pokusiłam o takowe.‎ :mrgreen:

Ty obowiązków rodzinnych nie olewasz, ale odfajkowujesz, czyli nie wkładasz do tego serca.‎
Starania typu „spłacanie kredytu” to zwykły obowiązek. Braliście? No to kto ma spłacać? ‎Sąsiad?‎
‎ ‎
‎ „Wiedzą ci, którzy są od lat w szczęśliwych małżeństwach, a znam takich sporo i zazdroszczę.”‎

No wyobraź sobie, że i tacy tu bywają – zdradzeni po 20 latach, 30 latach ponoć szczęśliwego ‎małżeństwa. Motyle to nie jest sprawa odrębna. Myślisz, że Twoja żona nie potrzebuje tych ‎motyli?‎
Zdziwiłbyś się, ile wspólnych rzeczy potrzebujecie do szczęścia.‎
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 9