Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
...taka historia...
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 21:36   

dzięki :) moze faktycznie troche chaotycznie pisalam. Wybacz.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 22:05   

kot

Nie wiem czy apelowanie do męskiej ambicji w Twoim przypadku ma sens. Odpowiadasz, że nie działa - słusznie, być może nie.

Ale wiem, co się z Tobą stanie, kiedy przejdziesz ze stanu "nie widzieć, że sie nie widzi" do stanu "zobaczyć, że się nie widziało".

Przeżyjesz koszmar jakiego w tej chwili nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić.

Twoje męki egzystencjonalne a'la przyciąganie dusz, dwie nieszczęśliwe połówki, itp. wobec okrutnej prozy zycia - wydadzą Ci się wtedy bredzeniem pijanego. Zapomnisz w ułamku sekundy o swoich obecnych "rozterkach"

Dobrze, że tu zajrzałeś. Sporo tu osób, które wiedzą o tym, czego Ty jeszcze nawet nie podejrzewasz - co Cie czeka, jeśli w porę się nie opamietasz.

Piszę w ostrym tonie, wiem, ale życzę Waszemu małżeństwu - jak każdemu - aby ocalało. Obudź się !
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 22:34   Re: ...taka historia...

kot napisał/a:
I poznałem Ją. Nawet nie miałem pojęcia, że można być kimś takim, tak w pełni człowiekiem. Takim mądrym, dobrym, głębokim. Ona przeszła przez wszystko co może spotkać człowieka i zachowała duszę tak piękną, że miałem ochotę przed Nią klękać.


Jedną refleksją chcę się podzielić. Kobieta DOBRA, GŁĘBOKA, O PIĘKNEJ DUSZY nie wiąże się z żonatym mężczyzną. Kobieta dobra nie krzywdzi innych, a angażując się w związek z żonatym facetem krzywdzi siebie, tego mężczyznę i jego rodzinę. Kobieta głęboka pragnie głębokich, dojrzałych relacji z dojrzałym mężczyzną, a jak głębokie i dojrzałe relacje może zbudować z mężczyzną, który już ŚWIADOMIE, DOBROWOLNIE I SAMODZIELNIE wybrał sobie inną kobietę na żonę, ŚLUBOWAŁ JEJ MIŁOŚĆ, WIERNOŚĆ I UCZCIWOŚĆ MAŁŻEŃSKĄ ORAZ ŻE JEJ NIE OPUŚCI AŻ DO ŚMIERCI. Ślubował w dodatku przed Bogiem. Kobieta o pięknej duszy pragnie mężczyzny o pięknej duszy, a jak piękną duszę ma mężczyzna, zdradzający żonę, uciekający do innej kobiety, gdy małżeństwo nie jest takie jakim je sobie wyobrażał. Kobieta DOBRA, GŁĘBOKA, O PIĘKNEJ DUSZY potrafi wycofać się z koleżeńskiej relacji z żonatym mężczyzną, gdy widzi, że ta relacja mogłaby przerodzić się w coś innego...
Kocie, proponuję zdjąć różowe okulary. Zrobiłeś sobie z tej kobiety bożka. A klękać najlepiej przed Bogiem, a nie przed człowiekiem.
 
     
samotna
[Usunięty]

  Wysłany: 2008-11-12, 23:23   

Chmurko,
cud malina napisałaś ....[/quote]
 
     
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 03:45   

Ketram: wiele osób na tym forum było o wiele ostrzejszych w ocenie od Ciebie, ale nie uciekali się w tym celu do manipulacji moim ego, tylko opieprzali wprost, rzeczowo i konkretnie. Twoje wypowiedzi odbieram jako dość agresywne w stosunku do mnie i chociaż jestem wdzięczny za ich treść, to w formie posunąłeś się trochę za daleko. Proszę abyś tą agresję stonował, nie dałem Ci do niej powodu.

Chmurko: masz dużo racji. Ale będę mimo to polemizował, bo miałem na myśli coś innego niż ideał. Piękno człowieka polega też na omylności, na popełnianiu błędów, wcale nie na byciu perfekcyjnym. Szczerze mówiąc to gdybym spotkał kogoś perfekcyjnego, uciekłbym na drugi kontynent żeby tylko być w miarę daleko. Mówię poważnie: z kimś tak idealnym, że oprze się każdej pokusie i nigdy się nie ubrudzi nie chciałbym mieć nic wspólnego, bo byłby to robot a nie człowiek. A taki błąd o jakim mówimy czai się tuż za zakrętem życia na każdego z nas, wystarczy mieć chwilę słabości i na chwilę opuścić gardę. I chociaż próbujemy kontrolować życie i wmawiamy sobie że to my mamy ster, to w większości wypadków ono nas niesie swoim torem. Nie da się mówić "nigdy" ani "zawsze". I nie wiesz na pewno, czy nie zdarzy się też kiedyś Tobie kiedy w fatalnym momecie spojrzysz w oczy nieznajomemu, pomimo Twoich zdecydowanych zasad. "Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci..." To tak gwoli obrony Jej dobrego imienia :-) bo w zasadzie to masz rację.

Piki: tego o zajmowaniu czasu i serwera chyba nie pisałaś poważnie? Nie mogę mówić za innych, ale Twój głos dla mnie bardzo się liczy, właśnie dlatego że jest spoza obecnego tu kręgu. Szkoda by było. A ciekawe rzeczy napisałaś o Twojej kumpeli. To jest mój wymarzony model: oboje pracują, oboje sprzątają, gotują, zajmują się dzieckiem. I wtedy mają też i czas dla siebie i o czym w tym czasie rozmawiać. Jak ja bym chciał żeby tak było i u nas...

Mami: jak zwykle trafnie i jak zwykle nie bardzo jest jak odpowiedzieć, bo właściwie to zawarłaś tu wszystko. Może nie było dokładnie tak jak piszesz, bo ja akurat bardzo chciałem zajmować się dzieckiem i domem a zostałem od tego odsunięty do roli skarbonki, ale to nieważne. A z tą artystyczną duszą która może mi pomóc też masz rację i to jest cenna wskazówka. Tylko że zawsze najtrudniej być prorokiem we własnym kraju, a twórczym we własnym domu :-) Aha, pisząc poprzednią notkę w żadnym razie nie chciałem zasugerować że Ty tego piękna nie widzisz, bo jak przeczytałem to mogłaś odnieść takie wrażenie - pisałem tak ogólnie.

Czerwona: co powiedzieć? no nie zgodzę się żadną miarą z tezą, że nie jest to miłość tylko romans. Cóż, udowadniać tego nie mam jak. Gdyby to tylko był romans, to pal go licho, romans się zaczyna i kończy, a to to już do końca zostaje. A to, że nie kontaktujemy się ze sobą, to prawda, ale niepełna. Mamy wspólnych znajomych, pracujemy w tej samej branży, a to niewielki światek. Ona jest w innym mieście, ale wiem, co się u Niej dzieje, ze dwa razy udało mi się niepostrzeżenie pchnąć ważne dla Niej sprawy w lepszym kierunku. Zresztą podejrzewam Ją o to samo. Cieszę się, że sobie radzi, na ogół. Cóż, tak ja rozumiem miłość, że kiedy miałbym skrzywdzić to odchodzę i mnie nie ma, nawet jeśli naprawdę wolałbym być blisko. A może wolisz to nazwać przyjaźnią? Proszę, róża pod inną nazwą...

Późno już - a raczej wcześnie - odezwę się jutro, ale jednak choć przez kilka godzin muszę się przespać :-/
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 06:25   

Kocie :)

Miło, że Ci miło ze mną porozmawiać. Ja Cię rozumiem, ale postaraj się też zrozumieć dziewczyny…

One w kobiecie, która zakochała się w żonatym mężczyźnie widzą tę, która im rozbiła małżeństwa. Trudno im darzyć taką osobę sympatią, czy szacunkiem.

Widzisz, z kobietami to jest trochę inaczej niż z facetami w takich sytuacjach, na ogół 
Zdradzany facet po pierwsze ma pretensje do swojej partnerki, że go zdradziła, do jej kochanka – w kolejności dalszej, o ile.

Kobiety często za zdradę swego partnera obwiniają nie jego, ale kobietę, z którą to zrobił. Tak jest po prostu .. no jakby łatwiej  Łatwiej pielęgnować wspomnienia o partnerze, wybaczać mu i usprawiedliwiać, bo: „jakby jej nie było…” Na ogół zdanie to można dokończyć „to byłaby inna”, ale kobiety rzadko je tak kończą, bo musiałyby przyznać, że to jednak maż/partner je zawiódł z własnej i nieprzymuszonej woli, a nie sam biedulka został na manowce zwiedziony, a wszystko „przez te wiedźmę”.

Teraz upraszczam i pewnie mi się dostanie, ale pokazuję tylko pewien model.
Zrozum Kocie, że piszącym tu zdradzonym kobietom trudno potraktować osobę, z która byłeś miło, trudniej niż potraktować miło Ciebie.

Po prostu patrzą na to z perspektywy własnych doświadczeń, bardzo trudnych i trudno się dziwić, ze tak to widzą. Ja, choć mam raczej męski sposób patrzenia na sprawy zdrady – to znaczy uważam, ze od swojego partnera oczekuję lojalności, od obcych kobitek to mniej  też nie popieram romansowania z żonatym facetem …Ale mam już trochę lat i doświadczenia, to i wiem, że sytuacje są różniste.

Wszelako nie o Twoim wcześniejszym postępowaniu chciałbyś pewnie rozmawiać, a o przyszłości. Niestety Kocie, ty podobnie jak wiele kobiet tutaj, czepiasz się wspomnień, a to w żadnej sytuacji nie prowadzi do dobrego.


Pielęgnując uczucie do tej kobiety, żyjesz życiem już przeżytym. Rozstaliście się, ale Ty nadal wisisz w próżni. Wiem, historie o zakochanych, którzy się poświecili dla innych, ale całe życie się kochali, choć nie mogli być razem, są takie romantyczne. , ale tylko dla widza w kinie.

Tak naprawdę takie życie jest okropne. To tak, jakbyś był w jakimś Matrixie. Jest realny świat i jest świat marzeń. Twoje ciało jest w realnym, dusza – w marzeniach. Tak się nie da przeżyć całego życia i pozostać normalnym człowiekiem.
Nie składamy się tylko z tego co robimy, ale także z tego, co wypełnia nasze myśli i serca. Ty przestałeś spotykać się z kobietą, którą kochasz, ale nadal ją kochasz i chcesz ją kochać. Działasz dokładnie tak samo, jak te kobiety stąd, które zostały opuszczone przez mężów, ale nie chcą przestać żyć nimi 

W tej chwili Kocie, powiem bardzo brutalnie, nie jesteś absolutnie gotowy na powrót do żony. Wiem, pewnie oberwę za to, ale tak jest. Wg mnie nie pomoże Ci w tej chwili żadna terapia małżeńska, ewentualnie – indywidualna. Musisz przyjrzeć się swoim uczuciom, zaakceptować sytuację. Bo na teraz jest tak, że rozstaliście się, ale Ty wcale tego nie akceptujesz. Cos za coś ”Odszedłem od niej, ale teraz będę ja kochał mocniej” – w tym stanie wszelkie próby powrotu do żony skończą się fiaskiem, w dodatku najprawdopodobniej zrobisz jej ogromna krzywdę.
Wiem, teraz tego nie przyjmiesz do wiadomości – ale twoje gorące uczucie, może z czasem zamienić się w sentyment li tylko i to będzie moment, by pomyśleć nad ewentualnym odbudowaniem związku z żoną. Nie da się stworzyć takowego, gdy kochasz kogoś innego. Związek nie oprze się na samym poczuciu obowiązku i miłości do dziecka. No chyba, ze myślisz o czystym układzie: mieszkamy razem, wychowujemy dziecko, ale poniekąd żyjemy osobno.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 06:57   

Piki, a Ty taką kobietą nie jesteś? pisujesz o nas jakbys stała z boku i patrzyła na nas jak małe dzieci...cóż sama masz za sobą rozbite małżeństwo, potem kolejne niesakramentalne związki, w jednym byłaś zdradzana w drugim zyjesz teraz jesli dobrze zrozumiałam, jak dla mnie i pewnie tez tego forum - to pocharatana historia nie godna na przykład...mówisz że zrozumiałas naszą perspektywę,,że my tutaj złe jestesmy na kochanki...usilnie się trzymamy chłopów mimo ze nas zdradzają...Piki-naszą w więksozści forumowiczów perspektywą jest Bóg a nie mąż a nie kochanka...
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 07:38   

[quote="agnieszka78"]Piki, a Ty taką kobietą nie jesteś?

Nie ...

pisujesz o nas jakbys stała z boku i patrzyła na nas jak małe dzieci...

Wcale nie - pisze, jak piszę bo przez zdradę akurat przeszlam i wiem, jak to boli. Poza tym nie żyję na opustyni i widzę własnie takei podejscie kobiet do zdrady, jak napisałam do Kota.

Dopóki jest szansa usprawiedliwiania partnera i zwalania na te "trzecia" to zwalaja. Taka kobieta nie jest bez winy - bez dwóch zdań.
Ale wyobraż sobie sytuację, że okrada Cie wspólnie - wlasny brat (siostra, matka, ojciec, dziecko) wespół z obcą osobą. Do kogo masz wiekszy zal? Do takiej bliskiej osoby, czy do tego obcego?

Dopóki się nei popatrzy trzeźwo i nie stwierdzi, ze na miejscu obcego/obcej mógłby byc kazdy, a na miejscu bliskiej osoby jest ona - nie ma szans na parwidlowa ocene sytuacji. Wiem to :)


cóż sama masz za sobą rozbite małżeństwo, potem kolejne niesakramentalne związki, w jednym byłaś zdradzana w drugim zyjesz teraz jesli dobrze zrozumiałam,

Dobrze zrozumiałas :)

jak dla mnie i pewnie tez tego forum - to pocharatana historia

owszem - jako i inne historie z tegoz forum :(

nie godna na przykład.

a ja się komuś stawiam za przyklad?


..mówisz że zrozumiałas naszą perspektywę,,że my tutaj złe jestesmy na kochanki...

Pewnie, ze zrozumiałam. a co ? Ktoraś z was lubi te panią ? Nie i to zrozumiale calkowicie dla mnie


usilnie się trzymamy chłopów mimo ze nas zdradzają...Piki-naszą w więksozści forumowiczów perspektywą jest Bóg a nie mąż a nie kochanka

Niestety Agnieszko - nawet taki nedzny rbaczek, bedący nikim w czach szlachetnych jak Ty forumowiczów widzi, ze jesteście ludźmi:) Tak samo, jak ja.

Choćby to uniemozliwia i mnie i Wam boskie sporzenie na swoje i cudze życie.

Poniekąd da się przecież rozstać z malzonkiem i pozostać nie jak ja w niesakramentalnym zwiazku, ale wiernym mu do śmierci.
Cos jednak sprawia, ze czesc ludzi nie przyjmuje tego do wiadomosci jakby i faktycznie na silę chce "ratować" coś, co nie istnieje w sensie ludzkim (bo w boskim, jako sakrament - jak najbardziej). Dlaczego? ano dlatego, ze po ludzku kocha, po ludzku jest uzaleznionymi od żon/ męzów.

Czy to jest dobre - kazdy moze sobie odpowiedzieć sam Agnieszko.
Tak to jest, że czlowiek który stoi z boku, czesto widzi w naszym życiu to, czego nie dostrzegamy.
Przykro mi, ze tak odebralas moje posty. Nikogo nie uwazam za małe dziecko. Po prostu doswiadczeniwe i dystans pozwala mi na inna perspektywę niż temu, kto stoi w srodku aktualnej burzy.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 07:47   

większy żal mam do osoby bliskiej bo to ona mnie zdradziła, zraniła a nie obca osoba,


to cos o sprawia ze osoby pozstaja w związku to zrozumienie małżeństwa, uszanowanie sakramentu,
wg Ciebie brak zgody na powrót małżonka i życie samotne jest zachowaniem przysięgi? a co ona mowi ta przysięga?
a ja już nie jestem w burzy a wg mnie Ty w niej jestes...
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 08:13   

[quote="agnieszka78"]większy żal mam do osoby bliskiej bo to ona mnie zdradziła, zraniła a nie obca osoba,

zatem masz prawidłowa ocenę sytuacji :)


to cos o sprawia ze osoby pozstaja w związku to zrozumienie małżeństwa, uszanowanie sakramentu,
wg Ciebie brak zgody na powrót małżonka i życie samotne jest zachowaniem przysięgi?

Wg mnie Agnieszko - Bóg w takim przypadku nie wymaga od człowieka wiecej niźli ten czlowiek jest w stanie znieść.

Jeśli ktos naprawdę czuje, ze nie potrafi wybaczyć zdrady w sensie pozostania w normalnym związku ( z jego także cielesnymi i emocjonalnymi konsekwencjami) - to nie potrafi i nie przypuszczam by Bóg chciał człowieka zmusić do tego.

Ale poza tym, to my nie mówimy o braku zgody na powrót, a o braku takiej chęci z drugiej strony.
To, że ktoś chce pztryjac z powrotem współmazonka np. po zdradzie to jest jego osobista sprawa. Jak pisałam juz - nie oceniam tego. Moge napisać od siebie, ze mnie na to nie stac, ale to nie znaczy, ze jeśli kogoś stać to robi źle. Jest inny i tyle.
Ale sadze, ze jest inny w sensie emocjonalnym, a nie swiatpogladowym koniecznie.

Natmiast w sytuacji, gdy druga strona nie deklaruje wcale chęci powrotu - przeciwnie wręcz, nie ma sensu żyć wspomnienami i złudzeniami. Tak uważam. Jasne, mozna sobei myślec, ze "moze, kiedyś wróci", ale nie mzona temu jak ktos spojrzal, jakiego smysa wyslał itp. podporzadkowac zycia.

Mozna natomiast pozostać wiernym swoim ideałom. to iałam na myśli pisząc, ze mozna sie rozstać i pozostać wiernym. Na silę się kogoś nie zatrzyma.


a co ona mowi ta przysięga?

wiem co mówi, ale ją skadaja dwie osoby :) jak jedna zechce ja złamac i pójśc sobie - domkaloryfera nie przywiiażesz, ale mozna dalej żyć, prawda? Zamiast sie mezczyć i życ nadakl wspomnieniami.


a ja już nie jestem w burzy

Agnieszko, ksobnie zinterpretowałas moją wypowiedź:) ja powiedzialam ogólnie, a nie o Tobie (nie znam nawet Twej historii), ze ktos kto stoi z boku lepiej widzi nczasem od tego, kto stoi pośrodku burzy. Nie było tto o kims konkretnym - ogólnie.


a wg mnie Ty w niej jestes...

Ciekawa teoria, ale pewnie masz rację :) każdy jest w jakiejś mnmiejszej czy wiekszej burzy, bo zyjemy wszyscy. Po burzach są nieboszczycy :)

NA szczescie obecnie w moim zyciu osobistym gra.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 08:28   

Piki Bóg już nam wszystkim określił równo czego od nas wymaga, poczytaj może, zobaczysz ze nie musisz tego przeinaczac dopasowując do swojej sytuacji
bo w ten sposób wszystko można pod Boga podpasować, nawet zdrade,
pisalas "Poniekąd da się przecież rozstać z malzonkiem i pozostać nie jak ja w niesakramentalnym zwiazku, ale wiernym mu do śmierci.
Cos jednak sprawia, ze czesc ludzi nie przyjmuje tego do wiadomosci jakby i faktycznie na silę chce "ratować" coś, co nie istnieje w sensie ludzkim (bo w boskim, jako sakrament - jak najbardziej). Dlaczego? ano dlatego, ze po ludzku kocha, po ludzku jest uzaleznionymi od żon/ męzów"
....dokonałas tu oceny...do niej się odniosłam...tak-przysięge składają dwie osoby-ona Ciebie nadal obowiązuje...
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 08:55   

[quote="agnieszka78"]Piki Bóg już nam wszystkim określił równo czego od nas wymaga, poczytaj może, zobaczysz ze nie musisz tego przeinaczac dopasowując do swojej sytuacji


Agnieszko, czy Ty umiesz być obiektywna, czy tez zawsze jesteś taka zgryżliwa?:) serio pytam :)

Ja NICZEGO nie dopasowuję do swojej sytuacji - pisząc o tym, że ktos moze nie móc przebaczyć zrady - nie pisalam o sobie, bo ja się nie uwazam za katoliczkę, nie żyje wg tych zzasad i naprawdę musialabym być skrajnym hipokrytą, zeby próbowac cos dopasowac - iałam na mysli katolika, takiego nieudawanego, tylko prawdziwie żyjącego wg zasad, które głosi Kościół, a ten ktos je przyjał.
Poczytaj moze o tym, co na na ten temat do powiedzienia Kosciół, z tego co ja wiem, zclowiek zdradzony moze dmagac się separacji, nawet gdy zdradzający prosi o przebaczenie, ale on w sercu tego przebaczenia nie czuje póki co i nie umie życ z kims kto zdradził.
Moze się cos zmieniło, ale tak w kazdym razie Kosciół jezscze niedawno uznawał.


bo w ten sposób wszystko można pod Boga podpasować, nawet zdrade,
pisalas "Poniekąd da się przecież rozstać z malzonkiem i pozostać nie jak ja w niesakramentalnym zwiazku, ale wiernym mu do śmierci.


a nie da się?


....dokonałas tu oceny...do niej się odniosłam...tak-przysięge składają dwie osoby-ona Ciebie nadal obowiązuje...

Ale co obie o tego?:)
Moa przysiega, oje życie, moja sprawa:)
Bog mnie z tego będziie sązdił, a nie Ty. :)

Poniekąd wkrótce pewnie sie oakze, ze .. nie obowiazuje mnie, ale to nieważne dla mnie.
Nie zrozumiesz tego, bo jesteś jedna z tych osb, którym z trudem przychodzi pojmowanie, ze bliźni maja prawo róznic się od nas samych, a mimo to pozostaja bliźnimi.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 08:59   

Piki napisał/a:
NA szczescie obecnie w moim zyciu osobistym gra.

W osobistym może i tak. A w duchowym?
Uważasz, że nowy, cywilny związek to jest rozwiązanie na zabliźnienie ran? Bo mam wrażenie, że cały czas bardzo subtelnie i delikatnie, chcesz nam przekazać tę właśnie fałszywą i szkodliwą prawdę. A to mi się nie podoba, nie to miejsce, nie to forum do propagowania konkubinatów. I wcale nie jestem zachwycona Twoimi "życiowymi" radami.
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:04   

a mnie do tego wszystko Piki bo ja jako katolik wyznaję inne zasady niż Ty w stylu niech każdy sobie rzepke skrobie, wg Pisma:
« Jeśli do występnego powiem: „Występny musi umrzeć”, a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę».

mówię Tobie że przeinaczasz zasady-taki jest fakt a nie moja subiektyna opinia ponoc nawet zgryźliwa wg Ciebie
 
     
kamyk07
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 09:08   

piki tu nie znajdziesz usprawiedliwienia dla siebie:)bo nikt nie przyłozy ręki do zła :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8