Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czytam i zastanawiam się...................
Autor Wiadomość
kot
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 18:46   

Samotna: pewnie jestem kiepskim doradcą, ale jedno wiem: jeśli chcesz, żeby nastąpiły zmiany, to nie tkwij w statycznej sytuacji. Pracujesz tam gdzie mąż? Zmień pracę (tak, wiem, łatwo się mówi a trudniej wykonać, ale jednak). To nie jest dobrze, że dla Niego zmiana w życiu oznacza separowanie się od Ciebie, a nie pogoń za Tobą. Niech Cię nie ma na codzień. Teraz jesteś w dużej mierze od Niego zależna, stań się niezależna. Dokładnie tak, jakbyś miała żyć sama. A jednocześnie bądź dla Niego (w sensie emocjonalnym) kiedy będzie tego potrzebował (chociaż, najlepiej nie zawsze). Tylko nie goń za nim w momentach, kiedy On Cię nie potrzebuje. Kochaj Go, ale bądź całą Kobietą, pełną, z marzeniami, planami na przyszłość, a nie pozostawioną połówką.
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:13   

No i nie jestem w klinice, bo dziecko ma infekcję i operować nie można, następny termin wyznaczą jak wyzdrowieje jak najszybcie, bo p.dr mówi, że nie można tak w nieskończoność czekać więc nas gdzieś wciśnie........ więc pora zabrać się za życie moje i innych przy okazji..... wiecie tak sobie czytam i próbuję to wszystko w jedno posklejać, kochaj ale bądź konsekwentna, kochaj ale nie daj się wykożystywać, kochaj ale nie daj sobą manipulować, kochaj ale mądrze, kochaj ale działaj i wreszcie kochaj ale czekaj i daj szansę powrotu......... Jak to wszystko pogodzić? Jutro idę do sądu z tym pozwem, no góra w piątek bo muszę dobrze to napisać, Bóg jeden wie, jak mi bardzo do tego sądu nie po drodze, bo zawsze myślałam,że inni ale nie my, przecież my mądży ludzie jesteśmy i potrafimy się dogadać....... no nie jesteśmy, uzależniona jestem, wiem o tym, ale już jakoś łatwiej potrafię zaakceptować myśl,że nie razem, że trzeba działać ,że koniec, jeden problem ciągle mam, nie widzę sensu naprawiania tak jak jest, gdyby ze strony mojego męża padł konkretny sygnał,że nie chce nas to ja bym jakoś łatwiej to wszystko poukładała, a ja mam wrażenie ciągle, że on nie chce ale chce............... nie wiem czy ktoś to zrozumie, tutaj dziewczyny piszą,że ich mężowie już nie chcą,że widzą jasno,że to koniec, a u mnie nie chce, ale chce.......... a jednak tak być nie może jak było...... on jednego dnia przysyła mi piosenkę, w której są słowa,że kocha a za chwilę pisze,że to koniec i już. Myślę,że picie przysłoniło mu wszystko, muszę odejść i to ja muszę podjąć tą decyzję, bo on nigdy do końca nie zdecyduje i dlatego tak mi trudno, bo ja nie chce rozpadu mojej rodziny, były piękne chwile i dni i całe miesiące też, nie zawsze tak było......
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:36   

Oli, żal mi Ciebie. On chyba cwanie na Ciebie przerzuca podjęcie ostatecznej decyzji. Nie zdziw się , że potem będzie tak twierdził - że to Ty rozbiłaś rodzinę. Ja, ku memu zdumieniu , też słyszę jakieś brednie , że niby ja kazałam się mojemu mężowi wyprowadzić ( zrobił to pod moją nieobecność). Żal mi Ciebie bo wiem , że to wszystko wina alkoholu , który zabija uczuciowość wyższą - nałogowcy tracą wszystkie hamulce , przekraczają wszystkie granice. Ich sumienie jest utopione w alkoholu. Poczytaj mądre książki - polecam :"Kobiety , które kochają za bardzo". Tytuł brzmi poradnikowo alo to bardzo ciężka książka o nałogach i wszystkich kompikacjach z tym związanych . A nałóg to nie tylko picie , to może być właśnie uzależnienie emocjonalne , to może być wpadanie w romanse , jedzenie słodyczy itd. Kiedy człowiek pojmuje dlaczego to wszystko tak się dzieje łatwiej się z tym pogodzić. Choć i tak ciężko , cały czas bardzo ciężko . Dziś mam nastrój depresyjny. Mój organizm odczuwa prawie fizyczny ból bycia na odwyku. Od mojego nałogu- męża.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:40   

[quote="samotna"]

jasne Piki zwłaszcza jak powiązana jesteś praca z mężem, jak widzisz go codziennie i tą obojętność, jak za wiele wyborów nie ma....

Samotna ... prosto mi sie mówi, bo ja uz to przezyłam i chociaz wiem, jak smakuje, juz poza mną ...

Też widziałam swojego eksa w pracy, ba - ja z nmim mieszkalam czas jakiś po rozstaniu. Dzis jesteśmy znajomymi - spotykamy sie zcasem ... Mozna przeżyć, trzeba chcieć. Dopóki nie zechcesz, nikt za Ciebie tego nie przerobi :(

Prosto mówi sie pogódź, tak jakby to ode mnie zależało, oczywiście pogodze, bo innego wyjścia nie bede miała, ale to nie znaczy, ze będzie mi z tym dobrze.


Jwak wyzej - prosto mi mówic i moge, bom to przezyła. Łatwe nie było, ale to jedyna droga Samotna.

Syndromu porzuconej, niekochanej od lat kobiety nie da sie ot tak wyrzucić jednym cieciem. Wiesz, gdybym nic do tego człowieka nie czuła pewnie było by prostsze.

Jakbys nic nie czuła byloby betka, wiem to skadinąd, bo rozwodzilam się z czlowiekiemdo ktorego nic nie czułam ...

Musisz chcieć pozbyc się syndromu zdradzonej i niekochanej, wóweczas się pozbęzdiesz. Na to nie ma tabletek, ani czarodziejskich psychologów. Trzeba chcieć, samemu uweirzyć, ze tak nie jest.


Zazdroszczę Ci, że masz takie proste podejście , gdybym taka była pewnie inaczej godziłabym sie z tym co zaistniało, ale nie wszyscy jesteśmy jednakowi.

Oj Samotna, latwo ferujesz osady :) Powiadasz ze łatwo ?:)
Farbujesz włosy? Ja - tak:) Miałam maleńki niewidoczny odroscik w dniu iedy odkryłam zdradę, nazajutrz , zapuchnieta pod łez poszłam do pracy .... Moja kolezanka zaopytaa co mi sie stalo z włosami ... tam gdzie mialam odrosty , nieco ciemniej sze niż reszta byly ... biale włosy ....

Wszystko to kosztowało mnie bezsennosc, 12 kilo mniej (a wczesniej już byłam szczupla). Nosiłam rozmiar 34 za luźny dla mnie był . Takie to mam lekkie podejscie ...

Dodam Ci jeszcze, że wówczas w obecnej pracy byłam 5 miesiecy, a w meijscu gdzie mieszkam teraz wówzcas bylam rok, pochodze z odleglego regionu.
Nie mialam tu niemal nikogo z kim moglabym pogadać, wyplakac się. Nadal uwazasz, ze było mi łatwo?


Jestem typem chyba zbyt wrażliwym, bardzo przeżywam wszelkie wyrządzane krzywdy i nie chodzi mi tylko o mnie. często mówiłam, ze chyba nie pasuje do tego zwariowanego świata, bo to sie teraz wyprawia, poprostu mnie załamuje. Nie po drodze mi z kłamstwem, złodziejstwem, oszustwem, oszczerstwem, knowaniami, zdradami, kombinacjami, jadem, złą zazdrością i wieloma wieloma zachowaniami. To tyle.


Mnie też nie po drodze - wiec zostawiłam to poza mna Samotna ... wcale nie bylo szybjo, ani łatwo, ale w penym momencie zobaczyłam, ze ja nie chce tak życ.
Wiesz, ja mam taka pracę, ze widzę sporo ludzkeigo cierpienia. Widzialam dziwczynę umierająca na raka, młodą z dzieckiem, już bez nadziei. Pomysłalam,ze powinnam zawalczyć o siebie o pomóc tej rodzinie. Poniekad w zcesci się udało. i czym było wobec tej tagedii to, ze jakis facet mnie zdradził? niczym, ...

Moze jednak i pomimo pomódl sie za moje małżeństwo, ale tak szczerze, bo ja gotowa byłabym ratować, choć Ty z pewnością nie,

Pomodle sie Samotna- masz moje słowo. To, ze ja nie - nie oznacza, ze Tyu też nie powinnna s tego zeby ratowac chciec. Kazdy jest inny i ja nie oceniam ratowania jako zlego. Po propstu nie przekrweslaj siebie. tyle.


kazdego wolny wybór, mojego męża też i staram sie go zrozumieć, nie proszę, nie błagam, nie robię awantur, nie zycze źle, ale najzwyczajniej jest mi przykro.

wiem, i chyna ty już wiesz, ze ja..naprawde to wiem ...


Trzymaj się ciepło, wierzę, ze bedzie u Ciebie dobrze. U mnie jest, chjoć pewnie nie wybralabyś takiej jak ja drogi.
Ale nie o wybór tej drogi potem chodzi, a o podejscier po tym, jak Ci sie zwali swiat.


Wiesz, ja kiedy ziostalam z tym nagle, sama, w zimowa noc...Nie mialam nikogo blisko, by poplakać, tak mi sie wtedy zdawało.
Nie miałam też sil się modlić juz w penym momencie. Powiedzialam Bogu tak "PAnie, Ty wiesz najlepiejj, że nie dam rady. uczyniles mnie twardzielem, ale nie az takim. Pomóz mi znów. Co ja mam zrobić, by to przezyć" Bylam sama, z kotem :) Mój weirny kocurek otarł się o moja ulunbiona ksiązkę. Sięgnełam po nią, zeby poczuć sie bezpeicznie w siwecie, który znalam od dziecka. "Wszystkie oczy skierowaly sie na Niziolka. Frodo czul, ze od jego slow zalezy wiecznośc środzienia. - Zaniosę piersień do Mordoru, chociaz nie znam drogi - powiedzial, chopć strach zacisnął mu gardło. - Masz mój miecz - stanał przy ni Aragorn. _ i mój łuk - lekki Legolas koczy tuż obok. - I moj topór- masywny kransolud Gimli zblizył się do Froda. Nie był sam..."

To tylko zrecznie napisana ksiązka Tolkiena:) ale posłucjałą, tej rady. Samemu jest xle. Wysząłm do ludzi, uwaznie patrzyłam ...
Kiedyś kolega, tylko kolega, zeby byla jasnosc odprowadzal mnie do domu i powiedzioał. "słuchaj, jakaś jesteś zdołowana, chcesz pogadacć" Poweidzialam, ze chce. Przegadaliśmy pół nocy - powiedziałam, co mi jeast i dlaczego. Nie bylam sama, przestałam zamykac sie w samotnosci. Teraz mam tu wielu znajomycvh, kilkoro przyjaciówl. Bratnie dusze. Już nie niosę tego pierscienai do Mordotu, bo nie było sensu, ale ... nie ejstem sama. Pomysl o tym Samotna.
Mój luk w każdym razie masz. Jeśli potrzebujesz wspracia , pisz.

Będe panmietac o Tobie w modlitwie.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:50   

to właśnie tak działa nie inaczej... Oli to nie gra to walka o przetrwanie

Szklana pułapka półpancerna
Jolanta Białek, Lubomira Szawdyn


Uzależnienie to choroba fazowa. Człowiek się rodzi w jakimś konkretnym środowisku, i ta genetyka jest oczywiście ważna jako potencjalna predyspozycja. Następnie coś tam ćwiczy – jeden picie, drugi hazard, trzeci dragi. Jeden dłużej, inny krócej. W końcu dochodzi do ciągu. Jest ciąg, np. opilczy, potem jest zespół odstawienia, bo musi być.

Potem jest chwila ciszy, potem jest ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy, ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy itd. Chciałam zobaczyć, co się dzieje z uzależnionymi i współuzależnionymi w tych trzech fazach – mówi Lubomira Szawdyn.

"Co ty tu robisz? – spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i baterią butelek pustych.
– Piję – odpowiedział ponuro Pijak. – Dlaczego pijesz? – spytał Mały Książę. – Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak. – O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć. – Aby zapomnieć, że się wstydzę – stwierdził Pijak, schylając głowę. – Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc. – Wstydzę się, że piję – zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu...”

Powyższy cytat z Małego Księcia Antoine’a Saint-Exupéry pokazuje sytuację bez wyjścia, w jaką wpada każdy uzależniony. Ale najpierw jest przyjemność. Wszak kieliszek wina, dobry papieros, drobna wygrana w kasynie czy zakup nowego ciuszka umila nam życie, rozluźnia, pozwala zapomnieć o codzienności i stresie. Dążenie do łagodzenia cierpienia i wywoływania uczucia przyjemności jest jednym z podstawowych mechanizmów rządzących życiem każdego człowieka. Dlatego też tak chętnie sięgamy po substancje zapewniające tę przyjemność. Sięgamy coraz częściej, bo przecież nic niestosownego nie widzimy w tym, aby – choć na moment – doznać uczucia przyjemności. W poszukiwaniu przyjemności nie dostrzegamy granicy, po przekroczeniu której zwykła czynność sprawiająca nam przyjemność staje się uzależnieniem. Nie wiemy zazwyczaj, kiedy i jak to się stało, że kieliszek wina, niewinny, zapewniający relaks, zamienia się w codzienny przymus picia, bez którego obyć się nie sposób, przez który sami cierpimy i cierpią także inni. I – tak jak w przypadku Pijaka z Małego Księcia – pozostaje wstyd i chęć zapomnienia o wstydzie poprzez dalsze picie... Czy z tej pułapki można znaleźć wyjście?

Jolanta Białek: – Wydaje się, że uzależnieni toczą ciągłą grę – z samym sobą, ze swoimi bliskimi, bliscy z nimi. Na czym polegają te gry?
Lubomira Szawdyn: – Rzeczywiście, Eric Berne i Virginia Satir pisali o family games, alcoholic family games. To, co się dzieje w rodzinie alkoholika, na zewnątrz, dla patrzących z boku wygląda jak gra. Natomiast moje badania i doświadczenia życia zawodowego pokazują co innego. To nie jest games. To jest autentyk. Bo co to jest gra? Gra jest wtedy, gdy robię coś, aby wygrać. Wszystko jedno czy w chińczyka, czy w ruletkę, czy manipulując zespołem ludzi, zawsze na końcu jest myśl o wygranej. Coś inwestuję, niekoniecznie muszę stawiać żetony, czasami swoją wiedzę, swój spryt, system manipulacyjny – jak zwał, tak zwał. Ale mam na końcu cel: wygrać. Natomiast w uzależnieniach celem jest przetrwanie. Z pozoru wygląda to jak gra, a tak naprawdę jest to sytuacja bycia razem ze sobą ludzi chorych zamiennie fazowo. Gdy rozpoczynałam pracę z uzależnionymi, nic nie wiedziałam na temat tej choroby. W poradniach przeciwalkoholowych – tak to się wtedy nazywało – przyjmowało się pacjentów, rozpoznawało się morbus alcoholicus, dawało się anticol i mówiło: „Panie Józiu, nie pij pan, bo panu to szkodzi”. I tyle. Fucha po prostu cudowna, bo nic nie trzeba było robić. W związku z tym nikt nie wiedział, czym jest alkoholizm. A ja byłam młoda, miałam misję, chciałam pomagać. No, ale żeby pomagać, musiałam zrozumieć, musiałam poznać tę chorobę. W pokoju nad łóżkiem na słomiance powiesiłam papier pakowy i narysowałam sobie schemat-hipotezę, że być może ta choroba tak wygląda.

– Potwierdziła się Pani ta hipoteza?
– Tak, to jest choroba fazowa. Człowiek się rodzi gdzieś, w jakimś konkretnym środowisku, i ta genetyka jest oczywiście ważna jako potencjalna predyspozycja. Następnie coś tam ćwiczy – jeden picie, drugi hazard, trzeci dragi, czwarty coś innego. Jeden ćwiczy dłużej, inny krócej. W końcu dochodzi do ciągu. Jest ciąg, np. opilczy, potem jest zespół odstawienia, bo musi być, bywa krótszy lub dłuższy. Potem jest chwila ciszy, potem jest ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy, ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy itd. Chciałam zobaczyć, co się dzieje z uzależnionymi i współuzależnionymi w tych trzech fazach. A co mogłam obserwować? Tylko behaviour – zachowania i emocje.

– Ale żeby ten eksperyment miał wartość, to chyba musiała Pani obserwować pacjentów w ich własnych domach, w ich środowisku?
– Oczywiście. Byłam w prawie pięciu tysiącach domów od 1976 roku do stanu wojennego. Po „Dobranocce” kładłam swoje dzieci spać i szłam na Ochotę, w moją dzielnicę. I ile trwał ciąg, to ja tyle dni sępiłam w tych domach, w przedpokoikach, w kuchniach, na taborkach, na podłodze sypiałam, żeby zrozumieć. Bo ja tego nie rozumiałam. O co tam chodzi? W głowie mi się nie mieściło, jak można być bitą i siedzieć w tym biciu, w tym smrodzie i jeszcze trzymać w tym własne dzieci. I zobaczyłam, że tam nie ma games. Jeżeli jest ciąg – jakikolwiek, czyli ktoś jest w szale zakupów, w szale grania, w jakimś tam swoim świecie, to odchodzi od nas, mówi „pa” i wchodzi cały w swój świat uzależnienia, bez kombinowania, które jest podstawą gry.

– Czy to nie jest gra, gdy mąż przychodzi podpity czy pijany i tłumaczy, że były urodziny szefa, albo że tylko jedno piwo, albo że koledze urodziła się córeczka? I opowiada ze szczegółami, i cały spektakl odgrywa?
– Nie rozumiem, jaka tu jest gra? Wszystkie uzależnienia opierają się na kłamstwie, ale są też kradzieże i inne przestępstwa, aż po morderstwo. Ale to kłamstwo jest głównie z tego powodu, żeby się wybielić, wyczyścić, żeby nie było tego gadania itd. Kłamiemy na ogół ze wstydu i z lęku przed odpowiedzialnością, ale ten lęk i wstyd są prawdziwe do bólu, to nie jest gra.

– A gdy żony udają, że nic się nie dzieje, ukrywają przed sąsiadami pijanego męża, pakują walizki, a potem je rozpakowują, to nie jest to gra?
– To też chciałam zobaczyć. Jak ci uchlani wchodzą do domów, co się wtedy dzieje? Bo też słyszałam, że żony tak się wstydzą, że niemal wciągają ich do mieszkań, żeby sąsiedzi nie słyszeli. Od innych słyszałam, że wprost przeciwnie, że wyrzucają walizki, każą spać na klatce. Chciałam to zobaczyć, bo co innego zobaczyć, a co innego tylko o tym słyszeć. No i rzeczywiście było i tak, i tak. Było i tak, że jak zapity mąż zwalił się nad ranem do domu, to żona obierała go z bonów peweksowskich, z dolarów, z zegarka, z obrączki, ze wszystkiego, co miało jakąś wartość. A rano, gdy już wychodziłam, to słyszałam, jak ona jego skacowany łeb uzupełnia jeszcze wiadomościami: „Znowu cię draniu okradli!”. Miałam oczy jak dwa spodki, nie mogłam zrozumieć, dlaczego ona to robi. Następnego dnia przychodziłam jak zwykle, on był dalej w ciągu, a ona mi tłumaczyła: „Ty się nie dziw, ale ja muszę z czegoś dzieci utrzymać. Jak on jest trzeźwy, to nie daje mi pieniędzy, jest skąpy. Za te pieniądze, które mu wyciągnę, żyjemy od ciągu do ciągu”. Czy to jest gra? Tam nie ma gry, tam jest ratowanie życia. Tam każdy próbuje przetrwać zależnie od swoich tradycji rodzinnych, swojego pomyślunku. Stąd wszystkie role, te kozły ofiarne, maskotki, bohaterowie itd., bo każdy ratuje się, jak może, ucieka w swoje predyspozycje, żeby przetrwać, a nie żeby wygrać.

– Powiedziała Pani, że uzależnienie, to sytuacja bycia razem ze sobą ludzi chorych zamiennie fazowo. Co to znaczy?
– Odpowiem na przykładzie alkoholików. Zachowania alkoholików i koalkoholików w kolejnych fazach są odmiennie lustrzane. To, jak się zachowuje alkoholik zależy od wielu czynników. Od tego, jak długo pije, jaką ma tolerancję na alkohol, jak szybko go to odmóżdża, czy te zachowania są agresywne, czy wprost przeciwnie, czy od razu upija się na wiotko z oddaniem kału i moczu. Rodziny również przeżywają ciąg bardzo różnie. Jeżeli jest strach, to się bierze dzieci i się ucieka. Jak jest buta, to gdy on się wreszcie opije, to się bierze wałek i się go wali. Jak jest wstyd, to się zasznurowuje buzię na tysiąc zamków i się mówi mamie, jak jest świetnie, w pracy również się powtarza, jak jest cudownie i dzwoni się do szefa i mówi się, że mąż ma ciężką grypę. W każdym razie, gdy on jest w ciągu, rodzina cierpi, bo albo się boi, albo się wstydzi – ale to można wykorzystać, można ich wtedy zmotywować do leczenia.

– A można coś zrobić z alkoholikiem w ciągu?
– Z pacjentem w ciągu nie można złapać żadnego kontaktu, wszelkie wysiłki spełzną na niczym. Ale ja na początku tego nie wiedziałam. I gdy przyszłam do mojej pierwszej rodziny, to myślałam, że jest to prostsze. Pacjent, pan Jurek, był w ciągu. Czekałam aż przyjdzie. Zwalił się wreszcie około drugiej, według mnie jeszcze w kontakcie. No to ja, bidunia, postanowiłam, że do siódmej – bo wtedy od nich wychodziłam – on ze mną porozmawia, potrzeźwieje, ja z nim pobędę i będzie dobrze. Kocham ludzi, więc on to zrozumie, będzie wiedział, że chcę mu pomóc. A on się pokręcił tak z pół godziny, był bardzo grzeczny, ale później powiedział: „No, doktorka, kto skacze po pół litra – ja czy ty? Nie będziemy tutaj gadać o suchym pysku!”. Zbaraniałam. Ale wtedy zrozumiałam, że nie weszłam na jego poziom. On jest gdzieś w obłokach, w innym świecie, a ja stoję tu na tej glebie, idiotka, i myślę, że może moją empatyczną duszą czy czymś w tym rodzaju nawiążę z nim kontakt. Przecież nie był agresywny. Wiedziałam, że z agresywnym alkoholikiem kontaktu nie można nawiązać, ale z takim spokojnym, który w dodatku nie śpi i chce pogadać? Byłam pewna, że go przegadam, że dwa czy trzy dni tam poprzychodzę i uda mi się go wyciągnąć. Moja naiwność nie miała granic.

– Jeszcze trochę rozsądku Pani zachowała, bo przecież mogła Pani skoczyć po te pół litra, myśląc, że jak się napije, to na pewno się otworzy.
– Nie, tak nigdy nie pomyślałam. Wiedziałam od zawsze, nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to tak nie funkcjonuje. To są mrzonki, że jak ktoś się odmóżdży, to jest prawdziwy, a jak nie, to nie jest prawdziwy. Niektórzy są bardzo szczerzy pod wpływem, niektórzy na trzeźwo. Jeżeli ktoś ściemnia, to będzie ściemniał i na trzeźwo, i po pijanemu. Jeżeli się boi, też będzie łgał i kręcił. I to jest niezależne od substancji chemicznej.

– Kolejna faza, to zespół odstawienia. I co się wtedy dzieje?
– W ciągu następuje stopniowe zatruwanie organizmu lub, u niechemicznych, pojawia się coraz większy lęk. Bo już grunt się pali pod nogami: hazardzista już nie ma skąd pożyczyć, tanorektyczka ma już raka skóry, bulimiczka nie ma czym wymiotować itd. Wtedy następuje na ogół naturalna przerwa. Ale część pacjentów ląduje w więzieniu i tam ma zespół odstawienia, część ląduje w szpitalu i tam ma zespół odstawienia, część ląduje w przypadkowych miejscach pomocy ludzkiej. Jednak ponad 80 procent ląduje w swoim rodzinnym domu. Z tym swoim nieszczęsnym kacem, z tymi długami itd. I co się dzieje? W tym nie ma żadnej gry. To jest przekroczenie Rubikonu, bo uzależniony wraca ze świata ułudy z bagażem strasznych rzeczy, które wydarzyły się w tym czasie. Budzi się na tej glebie, na której rodzina na niego czekała, na tej rzeczywistej ziemi. I następuje konfrontacja rzeczywistości z budzącym się rozumem, który jeszcze jest zakręcony, na przykład u hazardzisty jeszcze w oczach widać, że on te wille buduje na Florydzie. To spotkanie jest szokiem, jest taką traumą, która kończy się ciężką depresją, myślami samobójczymi, bardzo często próbami samobójczymi, bezsennością. Już pomijam ciało, które cierpi, ale psychika jest tutaj w totalnym dole, chorego przytłacza wstyd i lęk. I to jest jedyny moment, w którym specjalista może się dobić, żeby zapytać tego człowieka: czy ty chcesz tak cierpieć?

– Wtedy nie tylko terapeuta, ale przecież rodzina może mu pomóc?
– Rodzina wtedy mu na pewno nie pomoże. Bo gdy uzależniony jest na dnie, jego rodzina jest na górze i teraz ona idzie w złudę. Nie dogadasz się. Oni mają pewność, nadzieję, że życie zaczyna się od nowa, że tata już się wyprostował, że mama przestała pić, że wszystko wróci do normy, długi się jakoś pospłaca, wszystko się jakoś załatwi. Ten leży i, powiedzmy, liże rany, a tu... Podam przykład. Chodziłam do mieszkania Zosi. Dziewięć dni trwał ciąg jej męża, ja chodziłam dziewięć dni pod rząd. Raz uciekłyśmy z dzieciakami do sąsiadów piętro wyżej, a gdy się uspokoił, wróciłyśmy. Po dziewięciu dniach przestał pić, przyszłam normalnie, jak co dzień. Pukam, a Zosia uchyla drzwi i przez łańcuch mówi: „Ciiiiiii, Kaziu śpi”. „No to co, że śpi?” – odpowiadam, a ona: „Już jesteś nam niepotrzebna, bo on już się nie napije”. Ja mówię: „Zosia, on może dzisiaj się nie napije, jutro się nie napije, ale później...”. „Ale on już się nigdy nie napije” – powiedziała z przekonaniem i zamknęła mi drzwi przed nosem. Aż usiadłam na schodach ze zdziwienia. Wtedy nadszedł najstarszy syn, chodził do pierwszej klasy zawodówki, zobaczył mnie i zapytał: „A ty co tu u nas robisz?”. Powiedziałam mu, że mama mnie nie wpuściła, bo tatuś śpi i jest wszystko w porządku. On na to: „No tak!” i usiadł obok mnie. Zaczęłam z nim rozmawiać: „No wiesz, mama jest po tylu nieprzespanych nocach, że może jej się wydawać coś tam. Ale ty? Przecież wiesz, że tato miesiąc temu pił dwa dni, tak?”. „Dwa dni?! Nasz ojciec?! Nie, nasz ojciec jak wali, to dwa tygodnie, potem ma dwa dni przerwy i znowu dwa tygodnie”. Ja mówię: „Nie, teraz pił dziesięć dni. Wiem, bo byłam u was”. Odpowiedział: „No to jeszcze tak średnio było”. Pytałam więc dalej: „A ile razy pił w tym roku?”. „Od stycznia z sześć razy. Ale teraz to on już się chyba naprawdę nie napije” – i widziałam, że absolutnie wierzy w to, co mówi.

– To przecież jest samooszukiwanie. Niemożliwe jest, żeby po tym wszystkim co przeżyli, wierzyli, że on przestanie...
– A jednak wierzą, wierzą prawdziwie. Tu nie ma żadnego samooszukiwania, bo gdyby było, to można by im to wytłumaczyć, zracjonalizować. Ale rozum jest na to za krótki. Nic im nie wytłumaczysz. Ale to nie jest gra, to jest wejście w emocjonalny świat, w inną rzeczywistość. Oni wiedzą, że trzeba mu szybko pomóc i mają pewność, że nadchodzi nowe życie, new age. Tak jest w każdej rodzinie uzależnionej. I wtedy nie ma najmniejszej szansy, żeby się z nimi dogadać. Żona nie ma czasu, syn nie ma czasu – bo jest naprawianie szkód ciągu. Oni są zajęci, zniecierpliwieni. Owszem, mówią o tym, co było, ale tak coraz rzadziej. W miarę upływu czasu gumka myszka w rozumach tych ludzi zaciera wszystko. I gdy rozmawia się z nimi w tym czasie, to okazuje się, że w ogóle nie było problemu. „Jak to? Przecież u was byłam. Czy ja śnię? Przecież on z siekierą latał”. „E tam, z jaką siekierą? No tak, wziął ją tylko do ręki”. „Ale przecież myśmy uciekały na pierwsze piętro pod schody”. „Oj Luba, tak czasami się zdarza”. Po kilku takich rozmowach myślałam, że to ja zwariowałam. Ale potem było wiele, wiele podobnych. Zrozumiałam, że to tak działa. Najpierw jest blednięcie, a potem jest wyparcie – i ona już nie jest żoną alkoholika czy hazardzisty. Oni już popłacili długi, on już wytrzeźwiał, wszystko udało się załatwić, jest w porządku, a więc na jaką terapię mają pójść? Dlatego bardzo ważne jest, żeby w tych momentach bardzo intensywnie pracować z rodzinami, żeby przetrwać ten urojeniowy zespół.

– Gumka myszka wyciera wszystko zarówno uzależnionemu, jak i jego rodzinie?
– Tak, tylko w innych fazach – rodzinie w zespole odstawienia, a uzależnionemu w fazie ciszy. W tej fazie zaczynają się dziać bardzo ciekawe zjawiska. U uzależnionego spada krytycyzm, a u współuzależnionych wzrasta kontrola. Im dalej od znalezienia w kieszeni złotka czy sreberka, czy proszku białego, czy picia, czy czegokolwiek, tym bardziej wszyscy są spokojni. Aż raptem pojawia się jakiś niepokój. Pojawia się wtedy, gdy osoba uzależniona zaczyna chcieć być samodzielna, urywa się. Bo gdy on leczył rany, rodzina dla niego tyle zrobiła i to jest taki łańcuszek, taka smycz. I owszem, można mu trochę popuścić, żeby sobie swobodniej pochodził, ale chcą tę smycz trzymać cały czas w garści. A piątego dnia odstawienia pan Ziutek, już zdrowy, postawi kołnierzyk i mówi: „Zosiu, wychodzę”. To rodzina zostaje z białymi kosteczkami, trzyma się zlewu czy szafy, zęby są już zaciśnięte – bo on nie powiedział dokąd, nie powiedział, kiedy wróci. Na szczycie szaleństwa kontroli ona musi wiedzieć, gdzie on jest, co robi, co mówi, co wydala i co przyjmuje. A on w tym czasie jest na szczycie totalnego braku wglądu, bo gumka myszka już u niego wytarła wszystkie szkody, on już jest zdrowy, ma zdrową wątrobę. Jest już pewien, że nie ma żadnego problemu z niczym. Jest normalnym człowiekiem, któremu jedno piwo czy jedno pójście do maszyny i wrzucenie żetonu nie zaszkodzi.

– No i znowu wpada. A czy nie istnieją jakieś symptomy, jakieś znaki, które mówią, że jego już ciągnie?
– Oczywiście, przed każdą następną wpadką są objawy zwiastunowe. Najogólniej rzecz ujmując, można wyróżnić dwa zespoły prodronalne. Zespół dysforyczny, kiedy człowiek wyolbrzymia pewne sytuacje, staje się drażliwy, niecierpliwy, wybucha z byle powodu, reaguje złością, gniewem, niekiedy agresją. Albo zespół depresyjny, a więc spadek emocji, obniżenie nastroju, kiedy nic się nie chce, bo po co, nic nie warto itp. Jeżeli po względnej równowadze, stabilności emocjonalnej pojawiają się takie prodromy, wtedy już można rozpoznać, że on pójdzie. Rodzina to rozpoznaje i mówi: „Uważaj, popłyniesz”. Ale trzeba być uważnym, trzeba to zobaczyć. Miałam pacjentkę Danusię, która w zespole prodronalnym przestawała się malować. I jej dwunastoletnia córka Beatka dzwoniła do mnie i mówiła, że mama poszła bez makijażu do pracy. Gdy Beatka rano dzwoniła, to ja po południu, gdy nieumalowana Danusia wracała z pracy, szłam do niej z moim synem i robiłam z nią kotlety mielone. Siedziałyśmy i gadałyśmy. To znaczy ona gadała – że nie warto już chodzić do pracy, bo szef uwziął się na nią, bo koleżanka z pracy kręci z tym, co jej się podobał, bo jest drożyzna na świecie, bo rząd jej się nie podoba, bo w ogóle jest beznadziejnie itd. Ja tylko słuchałam, nic jej nie musiałam tłumaczyć. A potem wieczorem do mnie dzwoniła: „Jakbyś dzisiaj do mnie nie przyszła, to chyba bym się opiła. Skąd wiedziałaś?”. „Ja? To twoje dziecko wiedziało, że jak jesteś nieumalowana, to cię nosi”. Poprzednio było tak, że matka w połowie smażenia spadała piętro niżej, bo tam była melina, i się upijała. Ale teraz Beatka mogła zadzwonić do mnie. Bo kiedy jest potrzebny opiekun, terapeuta w takiej rodzinie? Potrzebny jest, żeby zapobiegać temu obłędowi, żeby rodzina była w realu w momencie, gdy on ma zespół odstawienia, i żeby uzależniony był w realu, gdy gumka myszka chce mu wszystko wytrzeć. Fachowa pomoc najpotrzebniejsza jest tuż przed ciągiem, żeby nie wpadł ponownie. Bo wtedy konieczny jest repeat z tego wszystkiego, co było, wizja wstecz, uprzytomnienie, jak to przebiega od wielu lat. I to czasami zupełnie spokojnie pomaga.
– To niezbyt optymistyczne. Bo w takim razie 99 procent uzależnionych nie ma szans, bo przecież nikogo przy nich nie będzie.
– Nieprawda. 99 procent uzależnionych rozpoznaje u siebie ten zespół, jeśli są dobrze leczeni i sami pójdą i poproszą o pomoc. Jeden powie: pobądź ze mną, drugi: nie pobądź ze mną, trzeci pójdzie wcześniej do szpitala zrobić sobie badania, bo akurat i tak jest do niczego, nie nadaje się do pracy, to przy okazji zrobi sobie przegląd całej duszy. Czwarty pójdzie do spowiedzi, piąty pojedzie na rowery z kolegami. Ale tu jest potrzebna wiedza, żeby usłyszeć to: „Mamo, jesteś nieumalowana, uważaj”. I Danka po pewnym czasie nauczyła się reagować na ten sygnał i sama już sobie szukała różnych form pomocy. Owszem, dalej musiała się poużalać, ale nie musiała się napić. Ona miała taki zespół użalania się nad sobą, a ktoś inny ma zespół lania w pysk, dysforii i gniewu, wściekłości i musi umieć znaleźć sobie miejsce i instrumenty, żeby poradzić sobie z tą złością, która nagle się pojawia, jako prodrom. Ale też trzeba sobie umieć poradzić na przykład z niespodziewanym sukcesem. Człowiek leczony prawidłowo zdobędzie taką umiejętność.

– Każdy wymaga więc innego podejścia?
– Byłam wielokrotnie niezrozumiana przez psychologów, którzy by chcieli, żeby to było takie proste. Że jest gra z jednej strony, jest gra z drugiej strony. W tym systemie przetrwania jest wiele momentów, w których aż się prosi, żeby podłożyć takie proste psychologiczne definicje, jak na przykład gra. Ale tak naprawdę cierpienie tych dwóch stron jest niewyobrażalne, nie do ujęcia w schematach. Ktoś powiedział, że największe cierpienie jest wtedy, kiedy nam Pan Bóg rozum odbiera.

– A w uzależnieniach odbiera, tak?
– Odbiera. I z samych zachowań, z tego, co wyrażają bez słów, to widać. Bo gdy kobieta chwyta dziecko i ucieka, to nie musi mówić: „Pani doktor, ja czuję panikę”. Widać przecież, że ona jest przerażona. Albo gdy w indywidualnej terapii kobieta bez przerwy patrzy na zegarek i pyta: „Mogę zadzwonić? Mogę zadzwonić? Muszę się przekonać, czy on już wrócił”. Siedzi i mnie nie słyszy, widzę to – jest tu, ale jej nie ma. Ona jest w matni, a nie w grze. Dopiero jak się dowie, że on jest w domu, usłyszy jego głos, widać, jak powietrze z niej schodzi i wtedy wraca do rzeczywistości, tu i teraz. Ci ludzie tacy są, oni tak naprawdę żyją. Jedynym ich celem jest przetrwanie, nie ma żadnych innych ukrytych celów. Nie ma gry, jest prawdziwy ból. Jestem tego pewna, bo tę wiedzę zdobyłam w bezpośrednim doświadczeniu, ale dzięki temu mogę skutecznie pomagać.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:55   

jeszcze jedno Samotna ...

Przeczytałam odpowiedź Kota tutaj ...
Posluchaj go, bo ma 100 proc. racji a tej mierze.

Niebądź biednym cieniem meza, badź cała kobietą.
Dla SIEBIE. Uwiwerz, ze to dobra droga.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 19:57   

Oli właśnie dlatego go nie rozumiesz

...nie wiem czy ktoś to zrozumie, tutaj dziewczyny piszą,że ich mężowie już nie chcą,że widzą jasno,że to koniec, a u mnie nie chce, ale chce.....
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 20:13   

Oli. weź pod uwage, ze jesli Twój mąz jest faktycznie alkoholikiem, to jest chory i nie mysli racjonalnie - stąd piosenki o miłosci i za 5 min. stwietrdzenie, ze Cie nie kocha.

Jesli jest chory, bo ton choproba, to jasne, ze bardzo nam go zal, ale ... Jego choproba nie moze stoczyć Ciebie i dzieci kobieto!!!

Jak gadalas z ludźmi po tepii AA to wiesz, ze alkoholika w penym momwencie trzeba zostawic, choćby pozornie dla jego dobra, bo kiedy czuje pasy bezpeizceństwa nic go bnie skłania do walki z nalogiem, a w tej chorobie wszystko zalezy od chorego i jego motywacji.


Jeśli chopry nie wejst -też trzeba kolesia zostawić, bo jest psychopatyczny i Cie zniszczy.

Weź sie za swoje sprawy - alimenty, inne rzeczy zwiazanwe z rozsrtaniem. Jasne kiedyś było pięknie, ale juz nie jest. taka prawda. Wspomnieniami nie mozna życ, to nie jest życie.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 20:31   

PIKI! jak długo lizałaś rany? Ja idę Twoją drogą , uwolnienia się , wyjścia z bagna zdrad , oszustw, łgania , znęcania się psychicznego . Chcę wyzdrowieć i nadal wierzyć w ludzi . W mężczyzn , w miłość, w normalną rodzinę , w której liczą się prawdziwe więzy. Jak długo chorowałaś na duszy? Ja mam parę miesięcy za sobą i teraz chyba dopiero zaczyna to do mnie docierać . Strasznie tęsknię za starym ( dziś wiem , że złudnym) życiem.Wszystko boli , doskwiera samotność,utrata marzeń , utrata "my" i zamiana na "ja" . Tylko Ja . Kiedy poczułaś się lepiej?
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 20:50   

Dziewczyny wiecie jak się z wami rozmawia to wszystko bym chciała już załtwić, mam siłę, a potem wstaję rano i myślę sobie może jeszcze nie czas i już nie ma tej siły......... Mami u mnie to dokładnie tak było, mój mąż jest uzależniony tylko,że on tych ciągów nie miał przy mnie wolał znikać, ja nie widziałm go pijanego ,nigdy ale wiem,że alkohlo jest tylko kiedy nie ma czegoś innego to forma zastępcza, mój mąż jest narkomanem, prawie pięć lat był czysty a zaczęło się znowu kiedy wyjechał za granicę i jak wrócił to już dokładnie było tak jak piszesz. Łudziłam się,że damy radę, obiecywał,że będzie się leczył, oczywiście tylko obiecywał no i w końcu spotkał pewnie dobrego duszka, który mu podrzucił co trzeba i zaczoł znowu, a ja dziwiłam się,że wyzywa mnie nagle,że umywlaka nie tak umyta jak on by chciał.............................. biorę się za nas, za siebie i dzieci.................... chcę się wyprowadzić , muszę sprzedać dom, spłacić moje długi i kupić mieszkanie, to jedyne wyjście i to jak najszybciej, tylko nie wiem jak, boję się jeszcze zrobić cokolwiek ale z drugiej strony bardzo chcę, jedynym wyjściem żeby pozbyć się długów jest ta przeprowadzka bo inaczej nie dam sobie rady, a on jeśli kiedyś wyleczy się i zechce nas zawsze może wrócić ale nie teraz.............teraz nie ma sensu.........samotna dasz radę, wyjdź z domu, znajdź kogoś kto cię wysłuch........... ja napewno zawsze jeśli chcesz, czerwona nie cwaniak poprostu chory narkoman, ale mnie tym bardziej trudno, bo o tym wiem, dotarło do końca po poscie mami..................... zostawić chorego ??????? jeśli to jedyne lekarstwo to trzeba................ :cry:
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 20:59   

Czwerwona, nie wiem czy pomogę, bo nie wiem,, czy dla Ciebie fakt, iz ja nie bylam żoną zdrajcy cos dla Ciebie zmienia. ?Dla mnie nie zmieniał, ja mam takie podejscie, ale nie o tym chce pisać.

Pierwsze 3 miesiące myslalam, ze umre, serio.

Osiwialam, schudlam - zwaz nato, ze byłam po rozwodzie i cieżkiej operacji, w obcym miejscu, sama i zawiódla mnie osoba, ktorej najknbardziej ufalam.

żylam jak we snie. A raczej we snie zyłam. Tam było lepiej, jak sie buidzilam koszmar wracał. Tę kobietę z która mnie zdradzał p0- znalam. To była jego kolezaka z pracy. Od poczatkiu znajomosci ze mną. kiedy jeszcze nie było romansu bnarzucala mi sie barzo. nioby z przyjaźnią. Była mezatką (już nie jest).

Pretensje miałam do niego, bo w końcu opd niego oczekiwalam weirnosci, lojalnosci, nie od obcej, choc znajej babki, lae ona nieżlie dala mi w kość.
Wysyłala calą ich korespondencje, dzwonila do koich szefów, ze niby ja oszyukuję w pracy.
Koszmar.
On chciał wracać, ja .. kochalam go, ale nie moglam ... Nie umiała go przytulic jak kobieta, nie mówiąc o zcyms wiecej. TeraZ umiem go objać jak przyjaxiel, jak dawneij, wtedy ani tego, Wstret,zal ... niw eiem co.

U mnie taki stan trwał pół roku. Przy tym pracowałam, usiłowalam egzystować. W dodatku tak wyszło, ze musialam mieszkac w jednym mieszkaniu.

wypalaklam morze łez Czerwona, dlatego - dobrze was rozumiem.
W tym czasie pojecvhalam dodomu. ponad 200 km.

jak mnie 3 tyg. po dowiedzeniu się na dworcu zobaczył mój przyjaciel, który przyjechjal z Rodzicami po mnie, plakal.
Normalnie lzy mu cieluy po twarzy. wygladałam , jak kosciotrup.

Todzice i siostra byli przetrazeni :( Nie jadlam, mialam trudnosci se snem. siedziałam iu nich i chxcialam tylko sluchac muzyki :( Rozpamietywałam wspaniale cudowne chwile. Nie seksu, jak sie niektótrym zdawało, tylko normalnego bycia razem.

Nie przeszlam terapii Czerwona. moja mam jest psychologiem, ale nie :)
Terapię zrobili mi pzryjaciele. Pokazali mi fotki ze studiów. Rozesmiana zdiewczna .. nic.
Wzieli mnie sila niemal na impreze .,. w starym klubie. Wygladalam nedznie, zachudzony biedak, szara buzia, zapadnieta. Ale byli przy mnie. Wróciłam silniejsza. Zazcekla\lam wychozić do luzdi. On wtey sgtrasznie zapargnal wracac, ale l\juz nie chciala,. wiezialm, ze sobie nieporadze ztym, ale kochalam.

Z rok trwało, az okrzepłam na dobre. rwie 2 lata, acz zwiazalam sie z kimś innym,, ale tego wAm z oczywistych powodów nie polecam.
Blo barodzo cieżko, ale da sie.

[ Dodano: 2008-11-12, 21:06 ]
Oi, mam przyjacioela niepijacego alkoholika .. sam mi tompowiedzial - jesli alkoholikm czuje pasy bezpeiczeństwa, nie przestanie. mojemu kumplowi się udało nie pije juz 15 lat, znam go 10. On jesdt nietyopowy pannienek nie było, awantur też, ale ciagi.

Musiasz sprawić, by poczul ze jest bez Ciebie, ze już go nie chronisz i nie napominmasz.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 23:21   

Dzięki Piki ! Nie ma dla mnie znaczenia , że to nie był Twój mąż. Ważne , że tak jak u mnie - osoba , której najbardziej ufałam , też bylam po zabiegu , też schudłam z 10 kilo , nie osiwiałam ale na grzebieniu nadal zostaje pęk włosów . Ważne , że jesteś kolejna osobą, której sie udało . Widać to w Twoich postach , że jesteś zdroworozsądkowa i nie tkwisz w roli zdradzonej kobiety. To dla mnie najważniejsze bo najbardziej boję się czegoś takiego. Tylko błagam : te literówki , ciężko się czyta. Pozdrawiam.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 05:46   

Kurczę:)

Wstałam sobie dzisiaj wcześnie do pracy (dziś tak wyszło), że muszę być barrrdzo wcześnie brrr :( I zamiast ochoczo się szykować, to ja na forum :)

Przepraszam Czerwona ( i nie tylko) za literówki - poprawiam się :)

Wiesz Czerwona - jesteś silną dziewczyna i na najlepszej drodze do wyjścia z tego, w co wpędziła Cię sytuacja, którą przeżyłaś i nadal pewnie jakoś tam przeżywasz.

To nie jest tak szast prast - i już po wszystkim. Odbudowanie siebie po czymś takim trwa, ale najważniejsze, żeby chcieć z tego wyjść - Ty chcesz.

Owego syndromiku kobiety zdradzonej, gorszej i takiej która przegrała trudno się pozbyć. Nawet jeśli z natury swej jest się pewną siebie osobą.

Stres potrafi wyniszczyć i psychicznie i fizycznie. Człowiek się czuje całkiem wypalony. Wiem to po sobie.
Mnie poza przyjaciółmi w tej sytuacji bardzo pomagała praca, ale nie zawsze pomaga zapewne. Moja pozwala oderwać się od swoich problemów choć na chwilę, nie w każdej to możliwe:(

Samotna mi zarzuciła, ze "fajnie mi się pisze" - jak mówię - fajnie, bo mam to za sobą, a nie w sobie. Ja wiem, że kiedy człowiek jest w epicentrum takich wydarzeń, to trudno stosować się do dobrych rad, ba one się zdają gadką z kosmosu :)

Przeważnie człowiekowi zdaje się, że właśnie jest w głębokim, czarnym dole, bez żadnego wyjścia, już tam zostanie i jest mu najgorzej na świecie. wszyscy wokół dołu to szczęśliwi ludzie, na pewno go nie zrozumieją, zwłaszcza, kiedy nie są znani od lat. Ja to tak widziałam.
W takim stanie łatwo przegapić tych, co do dołka zaglądają. A warto ich posłuchać, nie wszyscy są złośliwi i obojętni. Warto posłuchać czasem innych, choć tak bardzo człowiek chciałby wywrzeszczeć, albo wyłkać swój ból, żal ...
Mnóstwo ludzi ma rożne problemy, także podobne do naszych oraz gorsze.

Myślisz, że ja tego nie czułam tak, że oto jest mój koniec? że straciłam wszystko? Czułam się nikim, beznadziejna babą, którą zdradził najwspanialszy facet świata, bo była do .....i nadal jest. Mój eks zresztą nie kryl, ze zdradził mnie, bo nie dawałam mu tyle ciepła, ile oczekiwał :) Prawa- nie dawałam, bo mnie sytuacja przerosła, mógł mi powiedzieć, ze źle się z tym czuje, a nie zaraz pakować się do łóżka koleżance (inna sprawa, ze ona bardzo dawno o to zabiegała, ale to go nie usprawiedliwia, bynajmniej:)

Może trudno Ci będzie to zrozumieć, ale ja mam z moim eksem dziś dobry kontakt :) o ile mu nie odbija i nie chce analizować naszego rozstania :)
Ale wówczas było inaczej - pisaliśmy do siebie dziesiątki niemądrych i nic nie wnoszących maili, z wzajemnym "a Ty mi to..." :) - oczywiście tylko pogłębiało to beznadziejna sytuację, a taka analiza wzbudzała większe poczucie winy i beznadziei.

Pierwsze co, choć to trudne to trzeba zaprzestać powracania do wspomnień. Jak było cudownie, cieplutko i jak mogłoby być, gdyby nie ja, nie on itd. BYŁO, nie jest - taka prawda, choć trudno się z nią pogodzić.
Ważne jest też, żeby zdać sobie sprawę, że nawet jeśli udałoby się coś tam "posklejać" też już nie będzie tak samo.
Kochając po traumie, tak naprawdę kochamy ...wspomnienia, a nie rzeczywistość. Kochamy kogoś, kim kiedyś był nasz partner, a nie kogoś kim teraz jest. Wiem, że to brzmi strasznie, ale tak jest.
Wyobraź sobie, ze Twój mąż jest osoba obca, dotychczas nieznana. Poznajesz go tu i teraz i widzisz, co robi. Pytanie, czy chciałabyś go teraz - kogoś o kim wiesz, że tak postąpił ze swoją żona?

To nie mój patent :) Pewien starszy pan mi go "sprzedał". Zaproponował mi takie spojrzenie na mojego ekspartnera, właśnie po to, żeby nie patrzeć przez różowizny wspomnień li tylko.

Spojrzałam tak :) Zobaczyłam inteligentnego faceta, który jest przy tym wszystkim niezłym klamczuchem i w dodatku nie umiał się oprzeć pierwszej lepszej kobitce, która właśnie nań poleciała. Zapytałam siebie, czy ja bym chciała takiego kogoś za partnera teraz .. No nie...

No, ale kiedyś on był ...Jak zaczęłam mówić o tym „kiedyś” to ten starszy pan :) pokazał mi fotkę przeprzystojnego mężczyzny. Po prostu cudownego. Spytał, czy takiego faceta na pierwszy rzut oka chciałabym... No powiedziałam prawdę. :) I on mnie też: "To ja Piki, 30 lat temu :) chcesz mnie?"
Rozwalił mnie :)

Czerwona - Ty już sie podniosłaś z dołka, bo właśnie usiłujesz z niego wyjść. Najgorzej jest, kiedy człowiek chce siedzieć w dołku, bo .. tak, bo i po co wyłazić. Takie zamykanie się w swoim bólu, bardzo niebezpieczna sytuacja. Ale to już poza Tobą, przynajmniej w części.

Serio popatrz na swojego męża, jakbyś go wcześniej nie znała. Pomaga nabrać dystansu ...

Powodzenia i przepraszam za literówki :)
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 17:19   

Piki , dzięki za słowa wsparcia. Widzę ,że Ty jesteś silna - pewnie dlatego , że wiele przeszłaś. Nie czuję żebym podniosła się z dołka. Wybrałam twardą drogę - walki samej ze sobą i czasami jest tak źle, że w duszy wyję. To są cały czas dwa kroki do przodu a potem trzy do tyłu i wracam do punktu wyjścia. Jak przeczytałam w jednej mądrej książce "pogwizduję w ciemnościach" żeby dodać sobie odwagi i udowodnić samej sobie , że wcale się nie boję ciemności. Ale nadal się ich boję - czasem tak , że aż mnie skręca. Jest tak , jak piszesz -uczucie końca świata , beznadziei , uczucie wstrętu i obrzydzenia do tego człowieka wymieszane z tęsknotą i żalem. Strasznie mi żal tego , co było. Patrzę na inne małżeństwa - naszych znajomych - jak chowają dzieci , budują domy . A mnie ten idiota zafundował wydarzenia rodem z liceum - zdrada , złośliwości , tamtą kocham , ciebie nie, tamta jest cacy , ty jesteś be , teraz wiem , co znaczy prawdziwy związek ( po 4 miesiącach - idiota! ). Generalnie musiałam przyjąć do wiadomości , że mój były mąż jest głupcem , który w ogóle nie rozumie takich pojęć jak małżeństwo , lojalność czy wierność. Ważne , że on spadł na cztery łapy , to się tylko liczy. Moim marzeniem jest - wielkim marzeniem aby zobojętnieć , żeby stał się tylko mglistym wspomnieniem . Moim marzeniem jest zacząć żyć własnym życiem , w którym nie będzie miejsca dla niego . Na razie to nieosiągalne. Posypią się tu gromy ale dla usprawiedliwienia powiem , że on nie czuje żadnej skruchy , nie chce nic ratować ( i nie chciał) ,zniszczył z premedytacją moje małżeństwo i powoli osiągnął swój cel - on chciał wymazać wszystkie dobre lata ze swojej głowy , nie wiem jak u niego , ale u mnie tak właśnie się dzieje - jego wyczyny zakasowały wszystko , co było do tej pory, naprawdę . Piki , nie jestem silna - tak tylko sobie gwiżdżę i udaję , że taka jestem , może z czasem sama w to uwierzę. Pozdrawiam.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-13, 18:24   

Czerwona - ja się bedę upierala :) jesteś silna - silni ludzie też sie boją. Popatrz, jakim trzeba być silnym człowiekiem Czerwona, żeby bojac się ciemnosci jednak przez nia iśc i pogwizdywać sobie dla odwagi:)

Jesteś na właściwej drodze, tylko jest jeszcze trochę ciemno i trochę się boisz, no i jeszcze zcasem wracasz do wspomnień, ale idziesz do przodu.
Juz nie myslisz, że oza byłym nie ma życia, słońca - będzie coraz lepiej - jasniej, mniej strachliwie - zobaczysz.

Powiadasz, ze ja sporo przeszłam ?:)
No, coś tam się przeżyło - ale weirz mi, że sa gorsze rzeczy niż teraz przeżywasz.
Nie chcę tu opisywać co ja przeszlam z bylym mezem, który mnie nie zdradzał - bo to sie nie nadaje dla szerszej publicznosci, tak bardzo tchnie horrorem.
Teraz znam tego przyczyny, ale wowczas ich nie znalam, bylam kompletnie przerażona :(

Czerwona - trzeba wierzyć, że będzie dobrze, ja zawsze wierzylam, inaczej by mnie już chyba nie było ...

trzymaj się ciepło - aha i żeby byla jasnosc - Czerwona ja Cię nie namawiam, zebyś sobie kogoś znalazła. Piszę to, bo padly gosy jakobym propagowała na tym forum wolne zwiazki.

Powodzenia i nie bój się ciemnosci :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8