Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Czytam i zastanawiam się...................
Autor Wiadomość
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 18:44   

Agato ...
po raz kolejny powtórze to samo - to MOJE zasady, a nie obowiązujace wszystkich. Nie wymagam bynajmniej, by wszyscy mieli takie same. Natomiast osoba, z którą żyję zna te zasady i jesli je złamałaby - musi się liczyć z konsekwencją w postaci mojego odejscia, bez względu na wszystko.
Moje zasady sa czarno-biale w tym względzie. Rozumiem, ze osobie zdradzajacej moze być przykro, moze załowa itp. Nikogo nie potępiam, po prostu dla mnie to koniec nie ze względu na osobe zdradzającego, ale na mnie. Jeśli taka osoba mimo zdrady kochalaby mnie, powinna zrozumiec, ze ja tak nie mogę i pozwolić mi odejść, prawda?

Doprawdy wierzę, że ktoś może się zmienić, że moze wiecej tego nie zrobić - ale mnie już po tym nic. Mam nadzieję, że umiesz to zrozumieć.

Ja nie oceniam ani tego, kto zdradził, ani tego kt wbazcył - to sa Wasze osobiste sprawy i wybory i nnym nic do tego. Po prostu wiem, ze to nie wchodzi u mnie w grę.

A Tobie życzę powodzenia
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 19:34   

Piki ja nie raz słyszałam takie deklaracje, od moich znajomych, że nigdy... zawsze mówiłam nigdy nie mów nigdy... i to sie sprawdza w momencie kryzysu zazwyczaj zachowujemy sie zupełnie odmiennie niz deklarujemy...
na to dlaczego ktos zostaje po zdradzie wpływa wiele powodów, do najważniejszych należa dzieci, cóz zdrada bije w nas dlatego tak emocjonalnie podchodzimy do tematu zdrady i wydaje nam sie ze nie mozna wybaczyc, jak wiadomo pogodzic idzie ze wszystkim
zostaja ze względów materialnych, i zostaja bo pragną ze wszystkich sił sobie udowodnic, ze nie sa złe
zdradzanym zawsze sie wydaje ze ta druga/drugi jest lepszy dlatego porównanie z ta z która nas zdradzono zawsze rodzi pytanie w czym jest lepsza/lepszy ode mnie... obwiniają sie za to ze same to sprowokowały i dlatego zostają by udowodnic ze to nie prawda
coz zdrada to ciężka próba do małżeństwa i te małżęństwa, które z tym sie uporały to naprawde ludzie mocni psychicznie i dojrzalsi
nie mówie o tych którzy żyja w związkach mimo ciągłych zdrad tam tak naprawde nie ma miłości, nie ma granic, nie ma kochania siebie... jest tylko chore uzależnienie od partnera...
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 20:25   

Wiecie, nigdy się nie spotkaliśmy w sensie fizycznym oczywiście, ale mam was za wspaniałych przyjaciół, zastanawiacie się razem ze mną nad sensem tego wszystkiego...... dziś myślę,że już nie ma sensu, bo cóż - wybaczyłam zdradę, nałogi, długi, przyszedł, przepraszał, obiecywał. Mówili niektórzy, że po zdradzie może być lepiej, ja nie wierzyłam, może to moja niewiara doprowadziła poniekąd do tego co jest dzisiaj, a dzisiaj po siedmiu miesiącach od poprzedniej zdrady jest nowa panienka, jest alkohol , jest zupełny brak zainteresowania mną i dziećmi. Dzisiaj urodziny naszej starszej córuni, ma trzy latka, przyjechał po tym jak dzwoniłam przez godzinę żeby przyjechał bo obiecał wczoraj dziecku. No przyjechał, nie przywiózł nic, posiedział chwilkę, dziecko uciekło, a ze strachu zesiusiało się, boi się własnego ojca po tym jak ostatnio mnie i dzieci potraktował. Powiedział,że przyjedzie jutro jak mnie już nie będzie po jakieś rzeczy, połowę nieswoich tylko naszych rzeczy już mi wyniósł, nie zgodziłam się, trzasnoł drzwiami i poszedł, zadzwoniłam, wiecie co mi powiedział,że " jestem wredną suką i miał dla mnie pieniądze na dzieci ale nie da bo nie zasłużyłam", zapytałam co z kredytami? powiedział,że jak sobie wzięłam to mam sobie płacić ( rata miesięczna przekracza moją pensję). Ktoś powiedział mi tutaj,że nawet psa się lepiej traktuje, racja, bo psa się głaszcze a mnie się ciągle kopie. W mniemaniu mojego męża jestem zła, zapytacie dlaczego? bo nie zgadzam się na inne panienki, bo chcę żeby pracował i oddawał pieniądze na życie, kiedyś powiedział mi,że mnie się pieniądze na nic nie należą, mam dawać wszystko co zarobię na życie, a on może sobie zostawiać bo pali to musi mieć, jak nauczę się palić to też będę mogła mieć coś dla siebie. Chciałam żeby czasem coś zrobił w domu i czasem zajął się dziećmi, no i jak wychodzi to żebym mniej więcej wiedziała gdzie i kiedy wróci ale on nie jest niewolnikiem. I pytanie O CO I PO CO JA MAM WALCZYĆ?????????????????????? Czy życie samej nie będzie lepsze????????? Powiedział,że pożąłuję, właściwie nie wiem czego ale czegoś mam pożałować, wie,że bardzo go kocham, ale to bez sensu, bo właściwie to za co ja go kocham, to chore jest! więc może są tacy, którzy się zmieniają, może są tacy, którym warto wybaczać ale mój mąż się do nich nie zalicza, może zdarzają się cuda, modlę się o to ale już nie wierzę,że warto, poprostu nie ma o co walczyć, nie chcę stracić życia dla kogoś kto i tak nie doceni....... bo to prawda ciągle pojawia się pytanie... w czym te panienki, które (wybaczcie) puszczają się na prawo i lewo z żonatymi facetami są ode mnie lepsze????????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! nigdy nawet nie spojrzałam na innego, prałam , sprzątałam, dbałam o niego o dzieci, o siebie żeby się za mnie nie wstydził, spełniałam zachcianki, bo mąż musi być zadowolony,żeby mu się chciało wracać do domu a on woli jakąś lalę, która na prawo i lewo................... więc nie warto, szkoda życia!!!!!!!!!!!! :cry:
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 20:49   

Oli napisał/a:
miał dla mnie pieniądze na dzieci ale nie da bo nie zasłużyłam


Oli a założyłaś tę sprawę o alimenty? To dosyć szybko się odbywa i czy się to tatusiowi podoba czy nie, to płacić na dzieci MUSI. A to co jest między wami nie ma nic do tego, jak sam tego nie rozumie to mu w sądzie raz dwa wytłumaczą. Sprawa o alimenty nie wyklucza tez późniejszego sądowego uregulowania innych spraw - np. separacji czy podziału majątku.

Oli napisał/a:
za co ja go kocham, to chore jest


Pewnie nie kochasz za coś, raczej mimo tego co się stało i dzieje. Jeśli coś jest chore to może to, że na tyle mu pozwoliłaś, że tak dałaś sobie wejść na głowę. Ale ja się w tych sprawach nie wypowiadam - bo ja to trochę z drugiej strony 'przećwiczyłem' i teraz próbuję jakoś rozplątać, jeśli się da jeszcze. U mnie dopiero stanowcze 'nie' (=pozew o rozwód) ze strony mojej żony dało impuls do zmiany.
 
     
Oli
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 21:05   

Wiesz Maciuś mie założyłąm tej sprawy bo myślałm,że może się opamięta przed tą operacja małej, a kiedy ostatnio już chciałam koniecznie to nie mam zaświadczenia o zarobkach, a dostanę dopiero jak wrócę do pracy po przerwie szpitalnej, a tak wogóle to dziękuję za pomoc, jak wrócę to biorę się już za wszystko chyba,że mnie nie zostawią w szpitalu to załatwię to jeszcze w tym tygodniu, u nas czeka się około trzech tygodni czyli w miarę szybko, przed świętami będzie napewno załatwione i muszę się wyprowadzić bo inaczej będzie mnie tu nachodził całe życie, ostatnio groził,że pożałuję,że spali mi dom, a potem przysyła jakieś pioseneczki i prosi żebym się nie gniewała, i pytam sama siebie to ja jestem wriatką? - bo tak twierdzi, czy on jest chory?????????????????????
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 21:37   

Oli Alibea tez tak myślałą, i wiele innych przed nią i po niej że mąż sie opamięta, że jak to zrobią to juz przegrane, ze sąd im nic nie da bo tak im mąż w głowie przewrócił, że same juz nie myślą realnie
prawda jest taka, że jak złożysz sprawe o alimenty szybko zmienisz zdanie o mężu i o wymiarze sprawiedliwości
sąd juz mu powie co moze a czego nie moze, co musi bez łaski dla dzieci robic
wystarczy sie przekonac Oli zobaczysz jak mały będzie w sądzie... ci wszyscy silni faceci, jakich ich widzicie wtedy są mali nie potrafią nawet sie wysłowic a ty widzac ich bezsilnosc czujesz wtedy skad miał tyle siły by mnie w taki sposób traktowac i jak udało mu sie mnie do tego myślenia zmusic
na to pytanie sobie odpowiedz Oli jak moze tak dzielna dziewczyne jak ty ktos taki bez zasad tak ponizac i tak zniewolic... ty jestes wielka tylko uwierz w siebie
pokochaj siebie tak mocno jak kochasz wyobrazenia o męzu
bo pytasz za cos go pokochałam... za swoje wyobrażenie o nim wszystko czego pragnełas w nim pokładałas a teraz trudno powiedziec przed soba on nie jest taki to ja go sobie stworzyłam, by życie moje było takie o jakim marzyłam
czar prysnął Oli twoj maz nie jest taki jakim chciałabys by był, czy może byc to juz inna bajka
bo to zależy od niego czy chce sie zmienic, na dzien dzisiejszy jest z siebie zadowolony niczego mu nie brak wiec nie ma szans na zmiane, tylko jakas zyciowa klęska jego może mu zburzyc ten jego świat pełen złudzen i kłamstw ale nie ty Oli
ty nie mozesz nic, ale mozesz wiele dla siebie i dzieci
to niewybaczalne by dziecko tak sie zachowywało na widok ojca ja bym zamiast dzwonic do niego by przyjechał dziekowałabym Bogu ze go nie ma przy mnie bo dobro dzieci jest najważniejsze
trzymaj sie życze zdrówka dla maluszków i dużo spokoju w waszej rodzinie bo tego wam najbardziej potrzeba spokoju i równowagi psychicznej
 
     
Macius
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-11, 21:58   

Oli napisał/a:
ostatnio groził,że pożałuję,że spali mi dom,


To brzmi bardzo poważnie i kwalifikuje się do zgłoszenia na Policję, bo takie grożenie jest w Polsce przestępstwem z art. 190 Kodeksu Karnego:
"Art. 190. § 1. Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego."

Na Policji składasz po prostu zeznanie i oni go wzywają w celu wyjaśnienia i prawdopodobnie skończy sie czymś w rodzaju pouczenia - ale od tej pory będzie wiedział że jego pogróżki są gdzieś zgłaszane i odnotowywane i że Ty nie jesteś taką bezbronną ofiarą.

Z tego co piszesz to on się do niczego nie poczuwa, uważa że jest całkowicie bezkarny i nie ma żadnych obowiązków ani nie musi respektować żadnych norm. Dla własnego dobra i dla dzieci - powiedz mu NIE. Niech ma konsekwencje jakieś tego co robił i robi. To z twojej strony nic złego.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 08:28   

[quote="mami"]Piki ja nie raz słyszałam takie deklaracje, od moich znajomych, że nigdy... zawsze mówiłam nigdy nie mów nigdy... i to sie sprawdza w momencie kryzysu zazwyczaj zachowujemy sie zupełnie odmiennie niz deklarujemy...

Mami :) a co powiesz, jesli powiem Ci, że ...to nie ejst deklaracja tylko doświadczenie?:)

No tak:) choć nie w małzeństwie, wiec moze Wam sie zdawać, acz niekoniecznie mze, że taka zdrada nie boli.
Przeczytałam to, co piszecie i wiem co pzrezywacie - z doświadczena, tylko że moje nie dobneło tak daleko.

Owszem, była próba "ratowania wszystkiego" ze strony zdrazdającego. A ja go kochałam - serio.
Naprawde się ta osoba starala, wiem to. Ale ja nie moglam juz z nia być, zrozum - fizycznie i psychicznie nie mogłam.
Nie wiem czy to rozumiesz.... i nie wioem co to za instynkt był, pewnie samozachowawczy.
Przeczytałam co sie dzieje w tych próbach "ratowania" m.in. tutaj i dziekuję Bogu, ze nie ratowalam., że dał mi te blokadę i już.

Jeszcze raz podkreślam - nie oceniam nikogo kto wybacza zdradę, ani nie wartosciuje przyczyn dla których to robi. Skoro tak chce - ok. Ja piszę wyłacznie ze swojego punktu widzienia i doswiadczenia.

[ Dodano: 2008-11-12, 08:40 ]
Oli!!!!!!!

Jestem głeboko poruszona Twoją historią:(

Dziewczyno, ratuj się!
Z tego co piszesz, wczesniej cale życie podporządkowalaś mezowi, nawet o siebie dbalaś, zeby ON się za Ciebie nie wstydził??? Ocknij się. W tej chwili Twój mąz Toba manipuluje, a Ty mu na to pozwalasz, bo prawdopodobnie nie tylko go kochasz, ale jesteś od niego calkowicie uzależniona, emocjonanie przede wszystkim. To jest coś o czym pisze Mami - chore uzależnienie od partnera.

On o tym wie i dlatego tak robi, jak robi. Są typy ludzi, ktorzy psychopatycznie lubią dręczyć kogoś, kto jest od nich zależny, bawi ich to. Niestety mam wrażenie, ze Twój mąż należy to takich @@#@#$$%.

Nie jesteś wariatka, ani nie jesteś winna. Starałaś sie jak moglaś, nie wyszło. To nie mąz stanowi o Twojej wartości Oli, TY jesteś wartościową, madrą i dobrą osobą.

Dajesz sie tylko zmanilpulować i dopóki bedziesz dawac - tak wszystko bedzie wygladalo.
Moze mąz sie posunie jeszcze do tego, że "sie zastanowi" z kim chjce być, kogo kocha. Widzialam taką sytuację - facet 5 dni zapewniał zonę, ze kocha, po tych pieciu dniach wyprowadzał się, bo "kocha tamtą" i tak w kółko. Kobieta omal nie zwariowała. Nie pomagało nic - tłumaczenia, ze nia manipuluje, że dioprowadzi do wariactwa.
W końcu brat kolezani i ja poszliśmy pogadać z facetem, zeby jej dal spokój - niech idzie i nie wraca. O dziwo - posluchał.. pewnie go zabawa znudzila.

Podaj go o alimety, nie odbieraj telefonów, nie kontaktuj się - wierz mi - przezyjesz. To, co robisz teraz to prosta droga naprawdę do wariatkowa.

Pzremyśl to co napisalam, wiem, ze nie masz sil, ale proszę Cię.
3maj sie dziewczyno
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 10:50   

Dołączam do dyskusji . Moim zdaniem każde z Was ma po trochę racji. Mozna życ z człowiekiem , który kiedyś zdradził i odszedł - ciężko pewnie ale myślę, że można. Jeste jednak pewien warunek - to ten zdradzjący musi chcieć , to on musi dokonac naprawy , czuć zło, które wyrządził. Tu , na forum , niestety często jest inaczej - piszący to głównie emocjonalnie uzaleznieni od swoich oprawców, którzy faktycznie drwią z małżeństwa . Niewiele ma to wspólnego z prawdziwą miłością - z jednej i drugiej strony. Ci uzależnieni boja się samotności i pustki , którą wypełniał oprawca . Dlatego nie potrafią życ swoim życiem - jednoosobowym , dlatego cały czas sprawdzają , co powiedział on/ona ,co zrobił on/ona , gdzie teraz jest on/ona . Unikają pytania - co ja chcę , co ja czuję , co ja czuję do niego/niej. Nie ma tu prawdziwej miłości z jednej i drugiej strony , sa toksyczne układy , w którycvh jedno karmi sie życiem drugiego , drugie karmi swoja próżność chorym przywiązaniem męża/żony. Wiem , co piszę , bo ja tkwiłam i nadal tkwię w czymś takim. Wiem , że to forum katolickie i małżeństwo skaramentalne jest jedno ale zawsze trzeba dwojga do tanga. W mojej sytuacji , mimo, że jestem uzalezniona emocjonalnie od mojego oprawcy , powoli zaczynam rozumieć, że powrotu nie ma , że to byłoby dla mnie stracone życie z kimś , kto mnie nie kocha , nie szanuje , nie rozumie , co znaczy byc mężem i ewentualnie ojcem. Myslenie, że on sie zmieni , jest , podobno, kolejnym projektowaniem iluzji. Kolejnym przykładem , że żyję i żyłam w nierealnym świecie , z kimś , kogo sobie wymyśliłam a nie chciałam poznac tego prawdziwego ( bo musiałabym odejśc pierwsza , przyjmujac wreszcie do wiadomości , że on nie chce mieć dzieci). To samo wyczytuję w większości postów- nic innego jak emocjonalne uzależnienie od osób , które nas nie chcą - nie kochają , nie szanują , stosują często przemoc psychiczną, ranią itd. Prawdziwa miłośc nie rani . Ale mają też rację ci , którzy dali szansę - jeśli druga strona naprawdę chce poprawy , czyni starania , robi to z miłości a nie dlatego , że kochanka /kochanek okazali się głupi albo wyrzucili ich z domu. Albo pieniądze sie skończyły. Wtedy tak - warto sprobować ale tylko wtedy .

[ Dodano: 2008-11-12, 11:04 ]
Oli! Zgadzam się z Piki! Jesteś uzalezniona emocjonalnie. Coś tam sobie załatwiasz , jakies swoje emocje , może z dzieciństwa, tym przywiązaniem do faceta, który Cię niszczy. Paradoksalnie Ty podświadomie pewnie chcesz tego niszczenia, coś chcesz sobie udowodnić . Ale prawda jest taka , że to wszystko faktycznie jest chore. Twoja droga do uzdrowienia - znaleźć bardzo dobrego psychologa i zacząć z tego wychodzić. Poczytaj o nałogowej miłości. Życzę Ci powodzenia - ja wiem tylko co to znaczy przemoc psychiczna - celowo wbijane szpilki w najczulsze miejsca. Mysłę, że jestem współodpowiedzialna za to , co się wydarzyło - w końcu ja tez wychodziłam za mąż świadomie i myslę, że miałam wiele sygnałów ostrzegawczych. My też w coś tam gramy szukając takich własnie facetów. Ważne żeby to dostrzec.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 11:12   

czerwona napisał/a:
Dołączam do dyskusji . Moim zdaniem każde z Was ma po trochę racji. Mozna życ z człowiekiem , który kiedyś zdradził i odszedł - ciężko pewnie ale myślę, że można. Jeste jednak pewien warunek - to ten zdradzjący musi chcieć , to on musi dokonac naprawy , czuć zło, które wyrządził. Tu , na forum , niestety często jest inaczej - piszący to głównie emocjonalnie uzaleznieni od swoich oprawców, którzy faktycznie drwią z małżeństwa . Niewiele ma to wspólnego z prawdziwą miłością - z jednej i drugiej strony. Ci uzależnieni boja się samotności i pustki , którą wypełniał oprawca . Dlatego nie potrafią życ swoim życiem - jednoosobowym , dlatego cały czas sprawdzają , co powiedział on/ona ,co zrobił on/ona , gdzie teraz jest on/ona . Unikają pytania - co ja chcę , co ja czuję , co ja czuję do niego/niej. Nie ma tu prawdziwej miłości z jednej i drugiej strony , sa toksyczne układy , w którycvh jedno karmi sie życiem drugiego , drugie karmi swoja próżność chorym przywiązaniem męża/żony. Wiem , co piszę , bo ja tkwiłam i nadal tkwię w czymś takim. Wiem , że to forum katolickie i małżeństwo skaramentalne jest jedno ale zawsze trzeba dwojga do tanga. W mojej sytuacji , mimo, że jestem uzalezniona emocjonalnie od mojego oprawcy , powoli zaczynam rozumieć, że powrotu nie ma , że to byłoby dla mnie stracone życie z kimś , kto mnie nie kocha , nie szanuje , nie rozumie , co znaczy byc mężem i ewentualnie ojcem. Myslenie, że on sie zmieni , jest , podobno, kolejnym projektowaniem iluzji. Kolejnym przykładem , że żyję i żyłam w nierealnym świecie , z kimś , kogo sobie wymyśliłam a nie chciałam poznac tego prawdziwego ( bo musiałabym odejśc pierwsza , przyjmujac wreszcie do wiadomości , że on nie chce mieć dzieci). To samo wyczytuję w większości postów- nic innego jak emocjonalne uzależnienie od osób , które nas nie chcą - nie kochają , nie szanują , stosują często przemoc psychiczną, ranią itd. Prawdziwa miłośc nie rani . Ale mają też rację ci , którzy dali szansę - jeśli druga strona naprawdę chce poprawy , czyni starania , robi to z miłości a nie dlatego , że kochanka /kochanek okazali się głupi albo wyrzucili ich z domu. Albo pieniądze sie skończyły. Wtedy tak - warto sprobować ale tylko wtedy .

To, co napisałaś przeczy z "teorią" miłości Pisma Świętego zawartą w przypowieści o synu marnotrawnym.

On wrócił do ojca, bo ...

Dlaczego wrócił?

Przeczytaj:


Mąż marnotrawny (Łk 15, 13)


Ten znany tekst, zapisa­ny przez św. Łukasza, stanowi ciągle zachętę do zastanawiania się nad swoim życiem, nad stanem wewnętrznym. Niewątpliwie bar­dzo dużo wskazań znajdują w nim rodzice i wychowawcy. Jednak okazuje się, że także małżonkowie mogą w tym opowiadaniu od­naleźć treści ułatwiające rozwiązanie wielu problemów swojego stanu. Zatrzymajmy się najpierw na krótkim fragmencie:

«Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie.» (Łk 15, 13)

Z tekstu tego i dalszych stwierdzeń dowiadujemy się, że ów młodszy syn, po pewnym czasie przebywania poza domem, po­padł w stan wielkiego upadku moralnego, który ojciec po powro­cie nazwał jednoznacznie: "był umarły, zaginął" (Łk 15, 32). Dziś możemy powiedzieć, że żył on w stanie grzechu śmiertelnego, po­zbawiony możliwości zbawienia. W bardzo podobnej sytuacji znaj­duje się każdy współmałżonek po zdradzie, po odejściu z inną osobą, zwracając się w stronę grzechu, nałogu, innych wartości niż zapisa­ne w Ewangelii. Owo odejście niekoniecznie musi być fizycznym opuszczeniem domu. Może to być wyjście ze świata wartości i życie w świecie bez Jezusa, wejście w ciemność grzechu. (...) Żyjąc w stanie duchowego i fizycznego upadku, zagubiony syn wzbudza w sobie głęboką refleksję: .

«Zabiorę się i pójdę do mego ojca i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie.» (Łk 15, 18)

Był to moment całkowitego wewnętrznego przeobrażenia, od którego zaczęła się droga fizycznego powrotu. Istotnym warun­kiem takiej decyzji w świadomości młodzieńca była pewność, że ojciec ciągle na niego czeka! Syn tylko dlatego mógł pomyśleć, że wyruszy w drogę powrotną, gdyż wiedział, że jest gdzieś tam da­leko dom rodzinny, miejsce, do którego może powrócić, a w nim czekająca na niego osoba. Być może ojciec w jakiś sposób potwier­dzał gotowość przyjęcia syna pod dach domu rodzinnego. Możli­we, iż wysyłał służbę z zapewnieniami, że tęskni i czeka. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, iż w czasie pożegnania ojciec powiedział odchodzącemu synowi to bardzo ważne stwierdzenie: "Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić, będziemy na ciebie czekać, cokolwiek zrobisz będziemy cię kochać i tęsknić za tobą, będziemy się za ciebie modlić". Zapewne ta świadomość i pamięć wypowie­dzianych słów ułatwiły podjęcie decyzji o powrocie. Nie można zlek­ceważyć także ewentualności, że ojciec wiele czasu poświęcał na modlitwę, prosząc Dobrego Boga o wpłynięcie na postawę syna, o jego nawrócenie, powstanie z upadku, powrót.
Podobnie sytuacja może wyglądać w małżeństwie. Współmałżonek, od którego odeszła ukochana osoba (odeszła fizycznie lub duchowo, np. w grzech, nałóg) musi się nieustannie modlić o powrót, ale także zapewniać, że ten zagubiony zawsze może wrócić, że jest kochany i oczekiwany. Zapewnienia, w miarę możliwości, powinny być kierowane słownie, ale także przez stworzenie w domu atmosfery oczekiwania, nie odepchnięcia. Konieczne jest także zapewnianie o wybaczeniu, gotowości pomocy w powstaniu. Wów­czas, jeżeli w świadomości osoby, która odeszła pojawi się delikat­ne odczucie chęci zmiany sytuacji, powstania, "zabrania się i pójścia", będzie ono potęgowane myślą, że są osoby, które czekają, że istnieje miejsce, do którego można wrócić.
Jakże często interpretujemy tę przypowieść w odniesieniu do dziecka, osoby wychodzącej ze wspólnoty, zdradzającej jakieś war­tości, rzadko dostrzegając w niej zachętę do przyjęcia właściwej postawy wobec zagubionego współmałżonka. Syn marnotrawny może być typem odchodzącego męża, zamieszkującego z inną ko­bietą, trwoniącego pieniądze, ale i mozolnie gromadzony majątek duchowy, zamieniającego w ruinę wewnętrzne bogactwo żony, dzieci i całej rodziny, niszczącego sobie i najbliższym opinię w śro­dowisku, stając się powodem zgorszenia. Natomiast ojciec może być wzorem żony, bardzo zranionej, ale czekającej, bezwarunkowo wybaczającej, nie czyniącej wyrzutów, modlącej się i zapewniającej o gotowości przyjęcia małżonka pod dach. Zagubiony współmałżo­nek często dopuszcza do siebie nieśmiałą myśl o powrocie, ale nie znajduje motywacji, słysząc wyrzuty, wiedząc o zamkniętych przed nim drzwiach, a być może o zajęciu jego miejsca przez inną osobę. Niestety, postawa czynienia wyrzutów współmałżonkowi, odrzu­canie go, kierowanie pod jego adresem złości, jest postawą starsze­go syna z przypowieści. A adresatem wyrzutów jest w istocie sam Bóg, który przebacza największemu grzesznikowi, jeżeli ten uznaje swoją winę i wyraża chęć powrotu na drogę Przykazań. To właśnie Ojciec Niebieski zachęca skrzywdzonego współmałżonka do przy­jęcia z otwartymi ramionami powracającego krzywdziciela, do przy­wrócenia do wcześniejszej godności, włożenia na palec obrączki, wyeksponowania zdjęcia ślubnego. Zachęca do rozpoczęcia wszyst­kiego od nowa, radowania się z powrotu, do wyprawienia uczty. Może ona mieć wymiar ponownej uczty weselnej z zaproszeniem gości, aby radość z nawrócenia nabrała wymiaru publicznego, jako zademonstrowanie na zewnątrz radości węwnętrznej, ale i formą zadośćuczynienia po dokonaniu publicznego zgorszenia. Taka uczta jest też zachętą dla środowiska do podobnego postępowania, do wybaczania, wyczekiwania, traktowania osoby zdradzającej, jako wartościowej i kochanej. Jest też wyrażeniem radości z powodu ponownych narodzin już nie tylko dla domu, dla rodziny, dla mał­żeństwa, ale przede wszystkim narodzin dla nieba:

«Był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się.» (Łk 15, 24)

Nie może być większego powodu do radości i ucztowania, jak powrót człowieka do życia z Jezusem, powrót do życia sakramen­talnego i "zmartwychwstanie" małżeństwa.
Cała przypowieść, a szczególnie postawa ojca, jest zachętą dla, zranionego współmałżonka do wybaczenia, czekania, wytrwałości, zachętą do zapewniania o miłości, stwarzania w domu atmosfery wyczekiwania. Jest zachętą do informowania tej zagubionej osoby o czekaniu, miłości, wybaczeniu, tęsknocie. Można tu także odna­leźć wzór postawy, jaką trzeba przyjąć po powrocie: nie czynić wy­rzutów, nie oczekiwać rekompensaty, zapomnieć o krzywdach i wielce się radować.
Taka postawa nie jest łatwa. W przypadku zdrady i odejścia jawi się wręcz jako niemożliwa do osiągnięcia. Jednak małżeń­stwo sakramentalne zawsze ma w bezpośredniej bliskości Jezusa, gotowego pomagać, dodającego nadziei, ukazującego możliwość wyjścia nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji. Po odejściu współ­małżonka Jezus pozostaje i można prosić Go o powrót, nawrócenie, przejrzenie, ale także o umiejętność pełnego wybaczenia, o pomoc w zapomnieniu krzywd, pokochaniu na nowo. Z Jezusem jest to moż­liwe. Wówczas będzie On wyraźnie obecny w kolejnej Kanie Galilejskiej, wraz ze swoją Matką i uczniami, którymi w takiej sytuacji stają się sami małżonkowie."

(...) Bóg chcąc uratować człowieka od potępienia, działa przez drugą osobę. W takiej postawie najmocniej objawia się współodpowiedzial­ność małżonków za swoje zbawienie, ale także jest to najwyższy poziom realizacji słów przysięgi: "oraz że cię nie opuszczę" aż do śmierci", zatem że: "nie dopuszczę do twojej śmierci duchowej, kie­dy wejdziesz na drogę grzechu". Niełatwo się o tym pisze i mówi, ale być może uciekanie od cierpienia w małżeństwie poprzez odejście, porzucenie - mowa o odejściu osoby krzywdzonej - jest najmocniejszym sposobem łamania przysięgi małżeńskiej.


Źródło: Mieczysław Guzewicz "Małżeństwo - tajemnica wielka", Poznań 2005
http://www.sychar.alleluj...er=19520#ksiega
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 11:26   

Wiesz Elzbieto, moze i przeczy, ale wg mnie Czerwona ma racje.
To znaczy - ja nadal jestem przy swoim - nie żyłabym dalej z kims kto mnie zdradził, ale ogólnie rozumiem jej motywację.

Bóg nakazal człowiekowi chronić siebie! Swoje zdrowie - także psychiczne.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 13:14   

Tak Elzbieto,
gdyby jeszcze ta druga strona chciał chcieć.... .
Sama sie zastanawiam co ja tu robie, czy to nie kolejna forma uzależienia. Chce ratować, tylko co, skoro mąż tego małzeństwa nie chce. Wynika z tego, ze trzeba to zostawić, pomimo okropnego bólu i jednak ciągłej styczności na codzień - podwójny ból.
Mój mąż wie co mówi, w związku z tym co usłyszałam nie powinnam sie łudzić, bo decyzja podjęta i przemyślana. Moze tak jak pisał w poscie kot, pewnie zgodziłby sie z nim mój mąż, ze budując tylko checiami wyjmowaliśmy cegiełki. Tak trudno pogodzić sie z faktami, ze to już koniec...,
a tak wogóle witaj czerwona, bardzo Cie pozdrawiam- ta uzależniona emocjonalnie, co u siebie w miejscowości, w której mieszkam nie od urodzenia - nie mam nawet pójśc z kims na kawę..., bo caaly mój świat kręcił sie wokół męża, firmy i domu, a wolny czas spędzalimy razem.
U mnie tylko prawdziwy cud, mógłby to zmienić.
Proszę pomimo wszystko o modlitwe za nas.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 13:51   

Witaj Samotna! Jeśli choć trochę pocieszy to wszystkich cierpiących dziś i od paru dni czuję sie strasznie , poczucie beznadziei jest wszechogarniające . Nie widzę żadnego jasnego punktu w tunelu. Mój narkotyk z daleka ode mnie , brak jakiegokolwiek kontaktu . Trzeba żyć tylko swoim życiem.To tym bardziej utwierdza mnie w przekonaniu jak bardzo zawierzyłam drugiemu człowiekowi i jak wielki to był błąd. Miał mi zapewnić sens życia. Odszedł - straciłam ten sens. To okropna choroba. Jest zimno , pusto i ciemo, czuję się źle nawet fizycznie . Ale wiem , że to jedyna droga. Moim marzeniem była rodzina - gwarna , z dziećmi , zwierzętami. A wracam do pustego i głuchego mieszkania. Taka wola Boga.
Samotna , cały czas kręcisz swój film : mąż to , mąż tamto, gdyby mąż chciał , gdyby nie chciał . Jesteś klasycznym przykładem uzależnienia.Mimo wszystko życzę Ci wyjścia z kryzysu i powrotu do dobrego ale przede wszystkim Z D R O W E G O małżeństwa.
 
     
Piki
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 14:10   

Samotna ...

Nie czekaj na cud, bo nie tylko cud moze cos zmienić w twoim zyciu. TY mozesz!!! I zmień!!!

Nie deklaruj - pogódź się naprawdę z tym, że to koniec twojego małzeńśtwa i przestań żyć przeszłoscią i tym, co się kreciło wokół meza. NIECH SIE tearz KRECI wokół CIEBIE!
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-12, 14:15   

czuje podobnie jak Ty czerwona, długi weekend, a ja sprzatałam, przekładałam papiery, ileż można, potem tylko inernet, forum i czytanie książek. Tyłek juz od siedzenia mnie boli, bo ileż mozna siedzieć zamknieta sama w pokoju, po to by uniknąć patrzenia na męża jak oddaje sie w całości kontaktom internetowym. Praktycznie nie ma do kogo ust otworzyć. Taki dom i nie dom. Chciałam wyjśc z domu, ale bujanie sie bezelowe samemu, jak przecież nawet nic nie cieszy. Sama na spacer, sama do kina. Mysle, ze gdybym mieszkała tam skąd pochodzę, blizej rodziny i znajomych byłoby nieco inaczej. Teraz widze swój dramat - dramat samotności. Tak przyznaje wszystko kręciło sie wokół syna,męża, pracy i domu. Nie zadbałam o nowe kontakty, a właściwie to sie nie chcę obwiniać, bo przecież kilka lat temu próbowałam. miałam " przyjaciółkę" nową tu na miejscu, ale zawód na niej sprawił, ze wtedy straciłam zaufanie do ludzi, koleżanek i pseudo przyjaźni. Powiedziałam koniec koleżaneczek, bo dostałam tak po tyłku, ze czkawką odbija sie do dziś, a teraz i to.
Ileż mozna kopniaków dostawać ??????? Jak ufać ludziom, najbliższym????
Jak z takim bagażem i doświadczeniami wchodzić w jakiekolwiek relacje???????
Do czego zdolni sa ludzie?????

[ Dodano: 2008-11-12, 14:32 ]
jasne Piki zwłaszcza jak powiązana jesteś praca z mężem, jak widzisz go codziennie i tą obojętność, jak za wiele wyborów nie ma....
Prosto mówi sie pogódź, tak jakby to ode mnie zależało, oczywiście pogodze, bo innego wyjścia nie bede miała, ale to nie znaczy, ze będzie mi z tym dobrze.
Syndromu porzuconej, niekochanej od lat kobiety nie da sie ot tak wyrzucić jednym cieciem. Wiesz, gdybym nic do tego człowieka nie czuła pewnie było by prostsze.
Sygnałów ze strony męża nie miałam, ba były plany wspólnej przyszłości, starości i wogóle, aż nagle...,
Zazdroszczę Ci, że masz takie proste podejście , gdybym taka była pewnie inaczej godziłabym sie z tym co zaistniało, ale nie wszyscy jesteśmy jednakowi. Jestem typem chyba zbyt wrażliwym, bardzo przeżywam wszelkie wyrządzane krzywdy i nie chodzi mi tylko o mnie. często mówiłam, ze chyba nie pasuje do tego zwariowanego świata, bo to sie teraz wyprawia, poprostu mnie załamuje. Nie po drodze mi z kłamstwem, złodziejstwem, oszustwem, oszczerstwem, knowaniami, zdradami, kombinacjami, jadem, złą zazdrością i wieloma wieloma zachowaniami. To tyle.
Moze jednak i pomimo pomódl sie za moje małżeństwo, ale tak szczerze, bo ja gotowa byłabym ratować, choć Ty z pewnością nie, kazdego wolny wybór, mojego męża też i staram sie go zrozumieć, nie proszę, nie błagam, nie robię awantur, nie zycze źle, ale najzwyczajniej jest mi przykro. Mam świadomość, ze nikogo siłą nie zatrzymam i tym bardziej boli fakt, ze aż do tego doszło, ze pomimo tylu lat nic już męża przy mnie nie trzyma. Pewnie, boli ze inna kobieta to robi, choć namacalnych dowodów zdrady nie mam.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8