Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
straciłam nadzieję
Autor Wiadomość
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 13:54   Aby moje działanie było zgodne z wolą Bożą

jak postępować , aby to co chcę zrobić po ludzku było zgodne z wolą Bożą?
czy założyć sprawę o sepracją z orzeczeniem o winie i alimenty dla mnie i córki?
Mąż obiecał córce (!) lat 11, ze jakieś pieniądze będzie przesyłał
co w ogóle mówić cróce o tym co sie dzieje?
ona przecież zna kochankę męża od kilku lat jako jego koleżankę :-)
póki co gadam jak najęta, to co myśle a raczej czuję . okropne!!! :oops: Naprawdę okropne, męczy mnie poczucie winy z tego powodu; córka dalej uwielbai ojca, ale jego kochanki... już nie znosi, choć kiedyś lubiła ...

kurczę, nie wiem jak wybaczyć kilka lat zdrady, kłamstwa i oszustwa ... podwójnego życia ze mną i kochanką
DLACZEGO NIE MA ŻADNEGO PRZEPRASZAM????
Gdzie jest dla niego Pan Bóg i przysięga małżeńska?
przecież cudzołóstwo i podeptanie sakarmentu małżeństwa to nie jakis tam mały grzeszek
to jak zerwanie przymierza z Bogiem
czy Pan Bóg zwierając z nami Przymierze na krzyżu powiedział: o, jak będziesz nie ok, to zostawie cię i znajdę sobie inną osobę którą chcę zbawić; przecież ciągle grzeszymy, a On sie nami nie zniechęca, ale kocha nas tak samo zawsze
a przeciez miłość małżeńska ma wzór w miłości Chrystusa do Kościoła
jest wieczna, dozgonna, silniejsza niż śmierć
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 14:06   

Paloma masz priv --odbierz proszę ;)
Ostatnio zmieniony przez miriam 2008-10-13, 21:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 16:34   

Paloma...mam nadzieje,ze przeczytałaś tekst o wybaczeniu wstawiony przez mami.
Wybaczenie nie jest może prostą sprawą , ale możliwą.

Aby moje działanie było zgodne z wolą Bożą
Co zrobić....jak rozeznać zgodność?
Bog ma plan....zamierzeniem Bożym jest nasze szczęście i to nam gwarantuje dając nam propozycje w formie Pisma Świetego i przykazań.
Jest plan (zamysł Boży)..... jest przepis(przykazania, Słowo Boże)...... i jest wolna wola (Boży dar)....mamy więc wybór.....
Bóg dał nam również rozum i talenty(narzędzia)

"Bądź wola Twoja"
Wola nasza zgodna z wola Bożą przynosi spokój. Objawienie zgodności naszej woli z Bożą jest w naszym sumieniu, pod warunkiem ,że jest ono prawe.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 17:23   

Paloma...wydrukuj tekst wstawiony przez Mami i czytaj............ w końcu doczytasz dlaczego i po co masz wybaczać
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-14, 09:34   

Paloma można kupić na www.odnowa.jezuici.pl książeczkę z modlitwami o przebaczenie naprawdę pomagają. Paloma Bóg jest miłością badź blisko Niego a będziesz czerpać tą nieskończoną miłość, która podpowie Ci jak żyć. Nie jast łatwo nikomu z nas, ale jak wielu z nas doświadczyło tej wielkiej Bożej MIŁOŚCI.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!

[ Dodano: 2008-10-14, 09:44 ]
Trudno zrozumieć zachowanie bliskiej nam osoby, której ofiarowaliśmy swoja miłość. Nie zadręczaj się i przemódl decyzję. Nie wiadomo jak będzie najlepiej może nie separacja, a rozdzielność majątkowa i alimenty, bo przecież musisz mieć z czego żyć to są bardzo trudne.
Trzymaj się.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-14, 10:18   

Małgorzta napisał/a:
może nie separacja, a rozdzielność majątkowa i alimenty, bo przecież musisz mieć z czego żyć


Rodzielnośc majątkowa jest na rękę jej mężowi. Będzie wtedy "na swoim" z kochanką. Więc to odpada. Separacja z orzeczeniem winy moim zdaniem jest kompromisem, ale chyba nie jest łatwo bez dobrego adwokata wygrac orzeczenie winy, a takie orzeczenie w jakimś stopniu zabezpiecza przyszły byt, co może byc ważne bo w kryzysach często zaniedbujemy pracę i łatwo ją stracic.

ciekawy cytat z OP J.Salija: "...Ratując małżeństwo, dobrze jest nie mieć w sobie postawy: "ja za wszelką cenę muszę moje małżeństwo uratować, ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego męża"....Chodzi mi o to, żeby w ramach ratowania swojego małżeństwa uniknąć zachowań człowieka tonącego, który swoim panikarskim zachowaniem jeszcze zmniejsza swoje szanse na uratowanie..."
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-14, 13:20   

Rozdzielność majątkowa nie wchodzi w grę , bo nie mam prawie majątku.. no chyba, że lodówka, telewizor, dvd i video ... to też jest jakiś majątek
ale separacja z orzeczeniem o winie ... jak najbardziej, w końcu to mąż odszedł z kochanką w siną dal, nie wiem nawet gdzie mieszka?
tylko nie wiem, dlaczego nawet jak o tym myślę tzn o separacji z orzeczeniem o winie czuję lęk przed mężem, jak pomyślę : sama separacja to jeszcze ok., ale jak z winą , to gorzej. skąd ten strach i lęk?

[ Dodano: 2008-10-14, 13:22 ]
zobaczę co O. Salij doradzi, to podzielę sie na forum, ale to po weekendzie, najwcześniej za tydzień.
 
     
supeł
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-14, 14:34   

Kochana rozdzielność majątkowa, to nie to samo co jego podział. Rozdzielność majątkowa dokonana przez sąd albo przez notariusza ( tutaj potrzebna jest zgoda obu stron - to po prostu rodzaj umowy cywilno-prawnej) oznacza, iż od momentu jej dokonania upada małżeńska wspólność ustawowa. Oznacza to, iż każdy z małżonków rozporządza swoim majątkiem nijako "na własny rachunek". To znaczy, iż zaciągnięcie przez jednego z małżonków zobowiązania ( kredytu, poręczenia ) nie odnosi skutku względem drugiego. Od tego momentu nie odpowiadasz za długi męża zaciągnięte przez niego po dokonaniu rozdzielności. Oczywiście może być tak, że razem z rozdzielnością majątkową dokonuje się podziału majątku dotychczas zgromadzonego. Plusem takiego rozwiązania ( rozdzielności) jest to, że nie martwisz się co też "nawywija" Twoja "połówka", a formalnie pozostajecie małżeństwem.
Pozdrawiam
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-14, 18:11   

Paloma napisał/a:
Rozdzielność majątkowa nie wchodzi w grę , bo nie mam prawie majątku.. no chyba, że lodówka, telewizor, dvd i video ... to też jest jakiś majątek
ale separacja z orzeczeniem o winie ... jak najbardziej, w końcu to mąż odszedł z kochanką w siną dal, nie wiem nawet gdzie mieszka?
tylko nie wiem, dlaczego nawet jak o tym myślę tzn o separacji z orzeczeniem o winie czuję lęk przed mężem, jak pomyślę : sama separacja to jeszcze ok., ale jak z winą , to gorzej. skąd ten strach i lęk?
[ Dodano: 2008-10-14, 13:22 ]
zobaczę co O. Salij doradzi, to podzielę sie na forum, ale to po weekendzie, najwcześniej za tydzień.


Odnośnie zaznaczenia w tekście:
czujesz i myślisz tak bo jesteś uzależniona, wręcz omotana myślą- że jak zrobisz cokolwiek to możesz pogorszyć swoją sytuację.
A tymczasem co zrobisz ma mały wpływ na męża- bo on zrobi co uważa.
Ze strachu, żalu, tęsknoty, miłości itd boisz się.
Podjąc jakiejkolwiek decyzji.
Bo jesteś przestraszona i uważasz- najprawdopodobniej podświadomie że możesz zepsuć.
Tymczasem fakt że się kocha- jak tu pisano i pisze się ciągle- oraz fakt że się nie akceptuje tego co robi kochaNA PRZEZ CIEBIE OSOBA- TO DWA RÓŻNE FAKTY.
tO ŻE GO KOCHASZ NIE UPOWAŻNIA GO DO TEGO ABY CIĘ RAIŁ I CIEBIE NIE UPOWAŻANIA DO TEGO ABYĆ DAwała się ranić i wykorzystwać.
W tym kontekście orzeczenie winy- podczas separacji może podziałaś jako częściowe zadośćuczynienie- w formie otrzymania potwierdzenia winy- którą mąz wypiera.
Pdświadomie piszę-= bo tak to bywa.
A zrobisz jak będziesz hcciała- jak się odważysz- to zrobisz tak jak ci sił zabraknie to zrobisz inaczej.
Starch należy pokonywać- bo inaczej on pokona ciebie i wtedy -= wegetacja.
Podsumowująć:
To twoja decyzja- a ja opisałam prosty mechanizm jaki działa w takiej sytuacji .
Jest on powszechnie znany- jak powiem nie ( przeciwstawię się) to pogorszę sytuację.
Pytanie na które należy sobie odpowiedzieć?
Czy można pogorszyć?
Chyba tylko sobie, pozostając w bezruchu- zdając się na otoczenie.

[ Dodano: 2008-10-14, 18:15 ]
zuza napisał/a:
Paloma napisał/a:
Rozdzielność majątkowa nie wchodzi w grę , bo nie mam prawie majątku.. no chyba, że lodówka, telewizor, dvd i video ... to też jest jakiś majątek
ale separacja z orzeczeniem o winie ... jak najbardziej, w końcu to mąż odszedł z kochanką w siną dal, nie wiem nawet gdzie mieszka?
tylko nie wiem, dlaczego nawet jak o tym myślę tzn o separacji z orzeczeniem o winie czuję lęk przed mężem, jak pomyślę : sama separacja to jeszcze ok., ale jak z winą , to gorzej. skąd ten strach i lęk?
[ Dodano: 2008-10-14, 13:22 ]
zobaczę co O. Salij doradzi, to podzielę sie na forum, ale to po weekendzie, najwcześniej za tydzień.


Odnośnie zaznaczenia w tekście:
czujesz i myślisz tak bo jesteś uzależniona, wręcz omotana myślą- że jak zrobisz cokolwiek to możesz pogorszyć swoją sytuację.
A tymczasem co zrobisz ma mały wpływ na męża- bo on zrobi co uważa.
Ze strachu, żalu, tęsknoty, miłości itd boisz się.
Podjąc jakiejkolwiek decyzji.
Bo jesteś przestraszona i uważasz- najprawdopodobniej podświadomie że możesz zepsuć.
Tymczasem fakt że się kocha- jak tu pisano i pisze się ciągle- oraz fakt że się nie akceptuje tego co robi kochaNA PRZEZ CIEBIE OSOBA- TO DWA RÓŻNE FAKTY.
tO ŻE GO KOCHASZ NIE UPOWAŻNIA GO DO TEGO ABY CIĘ RANIŁ I CIEBIE NIE UPOWAŻANIA DO TEGO ABYŚ dawała się ranić i wykorzystwać.
W tym kontekście orzeczenie winy- podczas separacji może podziałać jako częściowe zadośćuczynienie- w formie otrzymania potwierdzenia winy- którą mąz wypiera.
Dla ciebie- nie meżą- ale uwaga- nie musi.
Decyzja twoja.

A zrobisz jak będziesz chciała- jak się odważysz- to zrobisz tak, jak ci sił zabraknie to zrobisz inaczej.
Strach należy pokonywać- bo inaczej on pokona ciebie i wtedy -= wegetacja.
Podsumowując:
To twoja decyzja- a ja opisałam prosty mechanizm jaki działa w takiej sytuacji .
Jest on powszechnie znany- jak powiem nie ( przeciwstawię się) to pogorszę sytuację.
Pytanie na które należy sobie odpowiedzieć?
Czy można pogorszyć?
Chyba tylko sobie, pozostając w bezruchu- zdając się na otoczenie.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-20, 13:57   

dzisiaj źle rozpoczął sie mój dzień. Weekend przebiegł spokojnie, nawet rozmowy z mężem choc na pobiezne tematy były spokojne. Sobotę poswięciliśmy na porzadki w domu i nawet mąż zaproponował, ze pojedziemy wszyscy na obiad- kolację, po porzadkach w domu. Ponieważ cos w międzyczasie musieliśmy zjeść, przygotowałm cos na szybko. Ostatecznie na ten obiad nie pojechaliśmy. Mąz czuję, choc nie pokazuje tego po sobie w jakims sensie mnie obserwuje, ocenia, bada... .
Dzisiaj rano poniosły mnie emocje, chodziło o syna, co mój mąż nie omieszkał obrócić przeciwko mnie, ze taki sposób załatwiania sprawy to był min. powód dla którego odchodzi ode mnie. Powiedział, ze nie jestem taka jak moja mama ( była bardzo cierpliwa, cicha, wszystkim służyła, była bardziej dla wszystkich niz dla siebie) i ze jak sie nie zmienię, to nie ułoze sobie życia bo zawsze wszystko rozwalę. Wrzucił mnie tym samym w poczucie winy. Jak każdy człowiek miewam lepsze i gorsze dni. To o co poszło dzisiaj rano z synem wynikało właściwie z mojej troski o niego, ale jednak... .
Czuję, ze mój mąż szuka i będzie czuły na wszelkie z mojej strony wahania nastroju, pewne niedociągnięcia, zeby udowodnić mi słuszność swojej decyzji, jaką podjął w stosunku do nas. Sam nie jest bez winy, bo też bywa nerwowy i nie potrafi czasami powstrzymac swoich emocji, z tym ze ja akceptuje, i kocham męża, a w odrotności do mnie mąż moich słabości nie chce już znosić, bo to go jego zdaniem rozwaliło. Źle sie dzisiaj z tym czuje, wiem, ze nie powinnam tak jak EL pisała wpędzić sie w czarną dziurę. Ciągle pracuje nad soba myslałam, ze w duzym stopniu panuje juz nad emocjami, a tu klapa. Czuję
sie jakbym stale była oceniana, a ja chcąc ratować małżeństwo stąpam jak po szkle.
Wiem, ze nie tędy droga, ale jak to wszystko poukładać. Nie mam dowodów na to, ze kogoś ma, więc nie mam argumentów, ze głównym powodem jest osoba trzecia i tym sposobem mój mąz stale rozdaje karty pod każdym względem ( decyzji jaką podjął, finansów, siły charakteru, pewnym sposobem bycia, nawet pod względem emocji ).
Ciężko mi dzisiaj bo odbudowa moich relacji, budowa wizerunku, zmiany jakie w sobie staram sie czynić, panowanie nad emocjami wszystko w oczach męża znowu wzięło w łeb. Wiem, wiem, powinnam ocenić czy w swoich oczach uchybiłam, a nie w oczach męża. Być może rzeczywiście trochę, ale to nie są powody dla których sie odchodzi....
Pomóżcie
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-20, 15:37   

Życzę Ci samotna, aby Twój dzień się dobrze skończył.
Weź różaniec do ręki i przestań kombinować sama poproś Maryję niech Ci pomoże. Nie wiemy, dlaczego bliskie nam osoby tak niszczą życie, dlaczego nie szanują tego daru jakim ono jest.
Twój mąż jest zamkniety na Ciebie i nie będzie teraz nic widział, dlatego nie zwracaj na niego uwagi,wiem że to trudne. Spróbuj pracować nad soba dla siebie i spróbuj żyć tak jak Pan Bóg by tego chciał otwórz się na działanie Ducha Św., a zobaczysz wszystko w innym świetle.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-21, 21:07   

Witaj Samotna ! Mam dla Ciebie propozycję , znajdź w internecie artykuły i porady o nałogowej miłości , myślę,że właśnie masz ten problem ( jak chyba 99% osób tutaj i ja na pewno) . Przeczytaj tylko i zastanów się. Wiem (czuję) , że wszystko co teraz robisz ma na celu przyciągnięcie do Ciebie Twojego męża ale spróbuj poczytać i zastanowić się czy oby tędy droga. On wyczuwa u Ciebie napięcie , spróbuj to odwrócić , naprawdę postaraj się, analizując każdy grymas jego twarzy dojdziesz do ściany. Odwróć sytuację - pomyśl , że Ty jesteś nim a on Tobą - zastanów się , co by Cię przyciągnęło a co odepchnęło. Pozdrawiam , wiem , że się szarpiesz ale , jeśli Ci to pomoże , ja rzucam się po ścianach jak narkoman bez narkotyków - mój własny detoks od toksycznego męża. Czasami to jedyna droga do uzdrowienia, nie małżeństwa - ale siebie. Może jeszcze przyjdzie czas na małżeństwo - to już wola Boga. Daj znać co się dzieje u Ciebie.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-21, 22:22   

czerwona,
dzięki z pewnością poczytam, nawet zaraz.
Co u mnie słychać?
Powtórka z rozrywki. Chyba rzeczywiście odpuszczam, niech sie dzieje wola nieba...
Przy okazji co powiem.

[ Dodano: 2008-10-21, 22:54 ]
w skrócie:
jeśli chodzi o nałogową miłośc to jest tam 25 punktów charakteryzujących nałogową miłośc. z pewnościa nas tutaj to dotyczy.
Wg. książki autorki Pia Mellody " Jak uwolnic sie z toksycznej miłości"
cyt."
Pia Mellody we wprowadzeniu przedstawia cele książki, są nimi: opisanie Nałogowca Kochania i Osoby Unikającej Bliskości, opisanie procesu leczenia z nałogowej miłości, opisanie cech zdrowego związku dwojga osób i nierealistycznych oczekiwań, jakie ludzie często w tym zakresie mają.

Słysząc hasło: toksyczna miłość kojarzymy je automatycznie ze związkami partnerskimi i mimo, że w przeważającej części dotyczy ono właśnie związków damsko-męskich, jest jednak stwierdzeniem błędnym. Przedmiotem uzależnienia nałogowca kochania może być dziecko, przyjaciel, ksiądz, zarówno osoba znana osobiście nałogowcowi jak i nieznana, a nawet nieżyjąca.

Jak rozpoznać Nałogowca Kochania? Są trzy charakterystyczne wyznaczniki jego zachowań: skupia się obsesyjnie na partnerze, poświęca mu nieproporcjonalnie dużą ilość czasu; oczekuje od swego partnera bezwarunkowo pozytywnego stosunku do siebie; przestaje troszczyć się o siebie i wierzyć w swoja wartość.

Natomiast Unikający Bliskości posiadają następujące cechy: unikają intensywnych przeżyć wewnątrz związku poprzez bardzo intensywną aktywność poza związkiem, często są to nałogi; unikają otwarcia się przed partnerem; stosują tzw. techniki utrzymania dystansu przez co unikają bliskiego kontaktu z partnerem.

Po przedstawieniu tych charakterystycznych cech doszłam do wniosku, iż granica pomiędzy zdrowymi relacjami w związku a nadużyciami jest bardzo cienka. Przecież każdy chce jak najwięcej czasu spędzać z ukochana osobą, chce w oczach partnera tworzyć pozytywny obraz własnej osoby oraz chce jak najlepiej dla obiektu swoich uczuć! Czy to oznacza, że każdy kochający kocha nałogowo? Przecież miłość jest właśnie pewnego rodzaju uzależnieniem od siebie! Gdzie więc leży granica pomiędzy kochaniem, a kochaniem nałogowym? Sadzę, że relacje są dopóty zdrowe, dopóki nie naruszamy granic drugiego człowieka i do niczego go nie zmuszamy.

Autorka pisze o ciekawym zjawisku, mianowicie o tym, ze Nałogowcy Kochania często wiążą się z Unikającymi Miłości. Jak działa ten mechanizm? Na zasadzie przyciągania? A może w człowieku spotykającym Nałogowca Miłości tworzy się mechanizm obronny mówiący mu: nie daj się ograniczyć, uwięzić, osaczyć, uciekaj... Jak pisze Pia Mellody, z toksycznej miłości można się wyleczyć. Przecież ona sama jest tego dowodem. Podstawą leczenia jest trafna diagnoza. Jeśli pacjent sam nie zauważy problemu, nikt za niego tego nie zrobi.

Leczenie rozpoczyna się od postawienia trafnej diagnozy mechanizmów jakim podlega pacjent, analizy możliwych strategii zmian w związku oraz dobrania technik pracy nad sobą. Są cztery fazy leczenia:

1. Zwrócić uwagę na wszystkie wyraźne nałogowe zachowania poza związkiem wzajemnego uzależnienia (alkoholizm, problemy z jedzeniem) i zacząć z nimi zrywać.

2. Zerwać z nałogowymi postawami i zachowaniami wewnątrz związku.

3. Poddać się terapii pomagającej wyzwolić się spod wpływu zakodowanych przeżyć z dzieciństwa.

4. Zająć się głęboko ukrytymi symptomami uzależnienia.

Autorka pisze, że przejście tych czterech faz daje szanse na wejście w zdrowe relacje w nowym związku, lub reaktywowania związku przerwanego na czas leczenia. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo uzależnienia wtórnego: seksualnego, alkoholowego, religijnego, objadania się czy narkomanii.

Całkowite leczenie może trwać od trzech do pięciu lat!

Końcową część książki autorka przeznaczyła na opisanie ćwiczeń, które mają pomóc w pokonaniu toksycznej miłości.

Książka "Toksyczna miłość i jak się z niej wyzwolić" przeznaczona jest przede wszystkim dla osób, które wybierając sobie życiowego partnera, najczęściej stawiają na tych, którzy albo nie chcą, albo nie potrafią odwzajemniać ofiarowanej im miłości. Miłość jest pojęciem pięknym, ale też bardzo trudnym do opanowania. Potrafi leczyć, ale i ranić. Lektura tej książki może nam pomóc uporać się z takimi negatywnymi odczuciami i stanąć mocno na nogach, porozumieć się z partnerem.

Przeczytanie tej książki dało mi świadomość, że istnieje pojęcie Nałogowca Kochania i Unikającego Bliskości. Zaobserwowałam w swoim otoczeniu kilka prawdopodobnych przypadków Unikających Bliskości. Rzeczywiście potwierdza się teoria, iż wpływ na taki typ osobowości ma przede wszystkim dzieciństwo, zachowania rodziców i ich oczekiwania wobec dziecka. Wydaje mi się, że Unikający Bliskości pojawiają się nadzwyczaj często w związkach homoseksualnych.


Po analizie książki zaczęłam analizować siebie, zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak wyglądają moje relacje z najbliższymi. Wydaje mi się, że osobę, która nie doświadcza toksycznej miłości książka ta może trochę nastraszyć i zdystansować do własnych związków między ludźmi. Bo przecież granica pomiędzy zdrowym związkiem a toksyczną miłością jest bardzo cienka. Cztery cechy nałogowca miłości pozostaną na długi czas w mojej pamięci, gdyż są one zarazem wyznacznikami miłości. Istotę rozróżnienia miłości od miłości toksycznej stanowi nie cecha, ale jej natężenie.


U mnie zapewnie skrzyżowanie nałogowcw kochania z unikającym bliskości.
Diagnoza wstepna już jest tylko woli do terapii i pracy nad związkiem brak :-(
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-22, 10:12   

Samotna! Znow mnie nie do końca pojęłaś, zrozum - to Ty powinnaś podjąć odpowiednią terapię - to Ty masz mieć wolę do terapii nad sobą - nie nad małżeństwem , to też byłaby praca nad związkiem. Nie chesz tego przyjąć do wiadomości , że dopóki nie zrozumiesz , że możesz bez niego żyć , swoim , godnym życiem dopóty będziesz tkwiła w uzaleznieniu od niego. ja teraz , z perspektywy kilku miesięcy zaczynam rozumiec , co pisali mi na forum inni- trzeba nuczyc się życ samemu żeby przygotować sie na ewentulane życie z mężem. To Ty masz mieć wolę do naprawiania siebie. Wiem , że teraz moze to brzmieć dla ciebie abstrakcyjnie - tak jak dla mnie wczesniej kiedy czytałam doświadczonych forumowiczów i ich porady. Ale teraz powoli zaczynam rozumieć - nie mozna byc bluszczem ani modliszką trzeba zyć swoim życiem . Dlatego , jak napisałam , jestem narkomanem na detoksie - rzuca po ścianach ale wizja uzdrowienia trzyma przy życiu .Chodzi o to by znaleźć w sobie sens życia i nie obarczać tym kogo innego - on po prostu może tego nie wytrzymać. Mój nie wytrzymał , zaczynam go rozumieć . czy ty byś wytrzymała ze sobą będąc Twoim mężem ? Wiem , że bardzo długa i ciężka droga przede mną , posypuje głowę popiołem , dziekuje wszystkim , którzy usiłowali mi to wcześniej wyjasnić - zaczynam rozumiec,lepiej późno niz wcale. Rozumiem tez , że czas daje dystans. W tym stanie , w jakim byłam na początku emocje były zbyt silne - takie jak u Ciebie . Za parę miesięcy zrozumiesz , o czym piszę.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-22, 11:16   

czerwona,
czyli winę widzisz w sobie i zaczynasz rozumieć swojego męża czyż nie tak?
Czyli znowu szukamy winy w sobie???
Czyż w ten sposób nie zawracasz do punktu wyjścia?
Rozumiem, ze nalezy przyjąc stan rzeczy, pogodzić sie znim, nauczyc sie zyć bez męża,
a potem ewentualnie na zycie z mężem, ale zeby wine przypisywać ciągle sobie.
Głupieję, u mnie co bym nie zrobiła, wszystko źle i nie tak. Ciagle jestem oceniana tak czuję.
Dałam wolność, zajęłam sie sobą nie łapię męża za szyję, staram sie o uśmiech, zachowuje dystans, a i tak są ataki na mnie, ze sie nic nie zmieniłam, ze wszystko jest nie tak.
Tu nie tylko moja praca nad soba zostaje niweczona, bo ciągle jestem o coś obwiniana, gdzie są te granice? Odmowa mojemu męzowi załatwienia jakiejś sprawy, którą sam mógł załatwić skończyła się moja winą, ze nic sie nie zmieniłam i ze wszystko z mojej strony to kłamstwo ( miał chyba na mysli moje wcześniejsze deklaracje o miłości i o tym, ze moze na mnie liczyć), bo wg niego moje zmiany i wykonywanie o wszystkiego o co poprosi to ma być ta moja miłość bezwarunkowa. On moze deptać, może mi odmawiać, moze ranić, bo nie kocha, ja natomiast powinnam we wszystkim ulegać, bo zadeklarowałam swoją miłość i chęć walki o nas. O co tu właściwie chodzi?
Mój brat puka sie w czoło, bo widząc, ze jeszcze na tym etapie sie łudzę, to stwierdził, ze nie powinnam zaogniac, układać sie tak, zeby przynajmiej materialnie sie pozabezpieczać.
Stwierdził: wy nigdy nie będziecie normalnie rozmawiać...
Mojego męża zauważyłam drażni i to, ze sobie radzę i to ze sobie nie radzę. Wszystko.
Jak sobie radzę, to trzeba mnie wbić w wieksze poczucie winy, jak sobie nie radzę to czerpie z tego swoją siłę, więc jak?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9