Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
straciłam nadzieję
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 22:16   

obwinianie za kryzys ma tylko wtedy sens jesli wyciąga sie z tego nauke na przyszłośc w przeciwnym wypadku sprawia tylko, że czujemy niemoc i dalej zamiast trwac w poprawie zatrzymujemy sie nie robiąc nic i dołujac sie
piszesz...a teraz wychodzi na to jakbyśmy jakiegoś egzaminu nie zdały, nie sprawdziły się, ze jednak to nie my byłysmy tymi połówkami, że tyle lat... jesli juz to druga strona tez nie zdała nawet z jeszcze gorszą notą bo nawet nie przejęła sie wręcz przeciwnie startuje wyżej co z góry wiadome z jaką przewidywana notą
nie da rady wejśc w nowe życie nie patrząc na poprzednie jeśli coś nie grało w jednym związku będzie powielane i w każdym następnym tyle, że z czasem, kiedy minie euforia, przyjda kłopoty proza życia dnia codziennego
chyba, że ktoś dokonał samooceny tego co było złe z jego strony i w nowym związku będzie staranie to eliminował
a uciekinierzy/ odchodzący raczej maja postawe roszczeniowa mi sie nalezy dla mnie wszystko połączoną z postawą oskarżania drugą strone o całe zło
wynik jeden nowy związek na chwile piękny z czasem okazuje sie taki sam

a te wszystkie mądre kobiety w długoletnich związkach albo dlatego maja przy boku męża, bo całkowicie poddały sie mężowi za cene własnego mi
albo ta mniejsza czesc szczęsliwych związków, które po prostu mają mądrych partnerów skłonnych do kompromisów bo przecież małżeńśtwo to nie sielanka w każdym są dni piękne i piękniejsze, każdy sie kłóci

więc to nie ten tok myślenia

czerwona czujesz albo pawer albo dół to cie doprowadza do tego co robisz,
wiem chcesz czuc zawsze pawer ale człowiek nie jest w stanie życ na maxa cały czas
wiem, chcesz tak bo wtedy padasz z nóg i nie myslisz o niczym po prostu zasypiasz ale gdy organizm działa na wysokich obrotach prędzej czy później musi zwolnic wtedy deprecha max bo nie potrafisz sie bronic jestes zbyt zmęczona by realnie oceniac co sie dzieje wokoło dlatego luz jest najlepszy daje siłe by walczyc z deprecha i daje siłe by pokonywac trudności
nie zarżniesz umysłu co najwyżej max obroty swoje serce z tym trzeba po prostu sie pogodzic
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 22:19   

Samotna , znów Cię muszę wyprostować - ale wiem , że to dlatego ,że jesteś na etapie , na którym ja byłam ok. miesiąc temu. To nie nam się nie udało- to im się nie udało , tylko o tym jeszcze nie wiedzą . To , co teraz mają , to tylko ułuda szczęścia - nie mówię, że to oznacza , że kiedyś będą chcieli wrócić, to tylko oznacza , że właściwie ocenią , to zrobili za jakiś czas - może za rok , za dwa albo za 10 . Życie to naprawdę nie skóra , fura i komóra. Tak żyje ktoś , kto udaje życie , to są przyjemności a nie szczęście . Przyjemne nie znaczy dobre. Dobre czasem znaczy - cierpiące. Zrozum , przewartościuj to - oni są ślepcami , którzy nie wiedzą , że dobre małżeństwa nie leżą na ulicy , że po jakimś czasie najważniejsze jest jest czy ma się takie samo poczucie humoru albo czy lubi się podobne filmy albo czy ma się kto tobą zaopiekować w chorobie, zawieźć cię do lekarza , ważne są też wspólne wspomnienia . I to jest właśnie miłość. Wtedy kiedy rezygnujesz z przyjemności dla drugiej osoby bo jesteś za nią odpowiedzialny , bo ją szanujesz , bo jest dla ciebie ważna. Ja rozczarowałam się przede wszystkim tym , że myślałam , że jestem ważna - teraz nie jestem ale co pomyśli za np 5 lat- czy nie pomyśłi , że zmarnował najważniejszą rzecz w życiu i oszukałi zdradził najlepszego przyjaciela . Nie wiem , może obaj będą faktycznie szczęśliwi - może spędzą następne 20 czy 30 lat przy kobiecie , którą będą szczerze kochać - tak też może być - jeśłi tak , to czy mamy prawo protestować . Czy chciałabyś by ktoś protestował przeciwko Twojemu szczęściu z mężem , żeby Cię na siłę od niego odciągał ? Czasem trzeba puścić w świat . Ja już wiele razy pisałam - jeśli coś kochasz wypuść to na wolność , jeśłi wróci to znaczy ,że jest twoje , jeśli jednak nie wróci nigdy twoje nie było. Trzeba się z tym pogodzić . Ja mam dzisiaj taki nastrój , że nie chiałabym by on chciał wrócić , nie chcę się już szarpać , nieodwracalność daje mi pewną stabilność - oto jestem sama i wiem , na czym stoję. Do Ciebie to też przyjdzie za jakiś czas , rozstania mają fazy - ja chyba jestem kroczek za Tobą , bo widzę swoje stare myśli , że mi się nie udało i, że przegrałam. Skąd wiesz , czy w ten sposób nie wygrasz. W życiu nie chodzi o to , by zatzrymać przy sobie mężów, chodzi o to by wybrać takich , którzy sami będą chcieli zostać. Odwagi , tylko trochę odwagi. Nie jest łatwo ale nie jest powiedziane , że w życiu ma być łatwo . Są pewne wartości , dla których warto być wiernym - warto być wiernym samemu sobie . Kiedyś ludzie poświęcali życie dla idei - i nadal tacy istnieją , są też ludzie , którzy poświęcają życie dla innych . czy warto marnować swoje życie dla kogoś , kto Ci nie był wierny -choćby przez to , że odszedł , nie był Ci wierny - a to ślubował , nie jest wierny swoim słowom , żyje tylko dla przyjemności, które myli ze szczęściem. Czas pokaże , kto będzie naprawdę szczęśliwy . Jaka będzie przyszłość nikt nie wie, co Ci da dołowanie się widokiem jego potencjalnego szczęścia i Twojego nieszczęcia , nie myśl o intymnych chwilach - są inne niż z Tobą i nigdy takie nie będą. To już nie Twój mąż - jeśli takie chwile przeżywa , tamten umarł. Ja też myślałam o cm ciała ale po co . To już nie to samo ciało. Czy człowiek , który opuścił i zdradził własną rodzinę i własną młodość , wspomnienia , może być szczęsliwy - jeśli tak - to znaczy , że nie był przyzwoity. Daj mu wolność , niech się nią zachłyśnie - na pewno kiedyś zatęskni za Tobą i domem . Może nigdy się tego nie dowiesz a może powie , że to największy jego błąd. Ja już patrzę na to wszystko z innej perspektywy- chcę zamknąć ten etap , chcę iść do przodu , jeśli będzie chciał mnie dogonić , zrobi to, jeśli nie - to po co mi taki mąż, który mnie nie kocha - to znaczy , że i tak by odszedł.Przewartościuj to - mądrze ułożyć tzn. ułożyć tak by nie być od nikogo zależnym , także emocjonalnie , by pozowlić komuś odejść , jeśli tego chce. Spójrz na to z jego perspektywy . Jesteś uległa i cały czas dołujesz jeśli chodzi o Twoje poczucie wartości. Nie możesz teraz żyć myśląc tylko - jak go odzyskać, musisz myśleć jak dalej żyć jak najlepiej bez niego. Uwierz, za jakiś czas - sama to zrozumiesz. Tylko czas .Przewartościuj to - skoro odszedł to znaczy, że nie jest Ciebie wart ,tylko jeszcze ani Ty ani on tego nie rozumiecie. Swoim zachowaniem spraw by zrozumiał jak najszybciej. Wiem , że łatwo się radzi bo sama , jak pisałam , zaliczyłam dziś wtopę. Wierz mi , w życiu nie chodzi o to by było przyjemnie. To są substytuty szczęścia . Prwadziwe szczęscie jest gdzie indziej. Trzeba trochę przejść by to zrozumieć. Poczytaj Jana Pawła II o cierpieniu - jesteśmy teraz blisko Boga , a gzdie oni są ? Sa ślepcami , naprawdę ale dajmy i m do tego prawo. Niech sami doświadczą - albo ich oświeci albo nie , tutaj nasza rola się kończy. Zadbaj o swoją godność, jeśłi to zrobisz , zobaczysz , jak bardzo to docenisz za miesiąc lub dwa i rób tak , by nie mógł Ci nic zarzucić - to też ważne , docenisz to za jakiś czas , bądź w porządku . Kiedyś sobie powiesz - ważne , że ja nie zrobiłam nic złego. Kobieto ! Będzie dobrze , tak czy siak - tylko trochę odwagi - bądź odważniejsza od niego bo , to co on robi , to tchórzostwo pierwszej klasy.Bądź odważna i z honorem . czy uważasz , że ktokolwiek w dziejach ludzkości na tym przegrał? Ale się rozpisałam , mogłabym pisać kazania. Całusy.

[ Dodano: 2008-10-10, 22:31 ]
Mami , chyba się telepatycznie porozumiałyśmy , teraz mam takie chwile , żę pracuję nad sobą jak górnik na przodku , może się faktycznie przywrócę ale taka praca bardzo hartuje. czasem trzeba przez dłuższy czas pracować maksymalnie . Muszę być twarda, chcę być twarda , małe potyczki mnie nie zniechęcą. Zęby i pazury w ścianę. Czego i tobie Samotna życzę - jest do wykonania , pokaż skarbie , że nie jesteś pipcią , której można nasikać na głowę a ona powie przepraszam. Bo niestety , to oni nam zrobili , to właśnie coś takiego.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 22:42   

no no czerwona jaka siła bije teraz od Ciebie...
Do południa też w sile pisałam, a wieczorkiem przydołowałam, ale dobrze, ze ciągniecie mnie do góry, bo mogłabym nosem drzeć po ziemi.
Myślę, ze moje emocjonalne uzaleznienie od męża powoli przechodzi w uzależnienie od forum, ale co tam z pewnościa przyjdzie taki czas, ze nie będę musiała tak często posiłkować forum, no chyba ,ze w krew wejdzie.
Czerwona,
kurcze piszesz - nie bądź pipeńką, której można nasikać na głowę, bo własnie oni nam to zrobili. No właśnie juz to zrobili, najwazniejsze dla nas osoby, wiec którz jeszcze, chyba nikt, no chyba zeby pilnować się by kolejny raz moczem po oczach nie dostać :-)

[ Dodano: 2008-10-10, 22:54 ]
wiesz mami,
czy oni wejdą w nowe zycie z naleciałościami, czy nie , czy będa powielac błędy czy tez nie, czy będzie euforia lub jej brak, czy przyjdzie refleksja, czy też nie, czy będa nieszczęśliwi, czy szczęśliwi bardziej lub mniej, czy przyjdą wyrzuty sumienia, czy nie, czy będą żałować, czy nie, czy spoykaja prawdziwa miłośc i szczęście czy nie, to tylko czysta analiza.
Nie ukrywajmy, ze chciałbyśmy, zeby kiedyś żałowali, zatesknili, zrobili rachunek sumienia. Powiedzcie, czyż nie, ale cóż ma to za znaczenie. Jest tu i teraz i jeśli wszystko miałoby sie odwrócić do góry nogami na lepsze, to im szybciej tym lepiej, czas działa moim zdaniem na niekorzyśc. Tak jak Norbert napisał, czas moze nam coś dać, ale może zabrać.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 23:10   

Samotna , kurczę znów poprawka ! Nie chodzi o to, żeby drugi raz nie nasikali nam na głowy - bo to fakt , to już zrobili tylko o to, by za to nie przepraszać . Rozumiesz , by się nie dac poniewierać , żeby Twój mąż nie powiedział , że może się kochać z obcą babą na Twoich oczach a Ty mu i tak wybaczysz i powiesz , wiesz kochanie to widać moja wina , że musialeś się z nią kochać bo ja nie potrafiłam cie zatrzymać - spójrz, że Ty tak myślisz. Nikt tu nie pisze o czasie , który ma ci zwrócić męża - tego nikt nie wie, wszyscy piszą o czasie , w którym Ty się uporasz , że tego męża nie ma. Pewnie , że chcemy żeby docenili nas - ale dalej się przed nimi płaszcąc nie osiągniesz tego. Zrozum to , proszę. Czasem mam siłę , czasem mam słabość. Zrozum jeszcze jedno - nie ma w Tobie winy , że Twój mąż odszedł. Nie ma w Tobie winy. Jest słabym psychicznie , niedojrzałym człowiekiem , który nie potrafił przetrwać kryzysu , za który owszem - pewnie oboje odpowiadacie. Dojrzały i mądry człowiek wsadza żonę do samochodu i zawozi na terapię małżeństw , jak nie wyjdzie - mówi zrobiłem wszystko , co mogłem , dalej nie dam rady. Gówniarz wsiada do samochodu a na Twoje miejsce wsadza kochankę i udaje maczo. Zrozum , są na świecie ludzie , którzy siedzą po 30 lat w więzieniu za swoje poglądy - nad ich motywami warto się zastanawiać
. Dlaczego uważasz , że jeśliby wrócił - byłoby na Twoją korzyść , resztę życia spędziłabyś na czekaniu kiedy znów odejdzie? Jeśli ma wrócić - to na Twoich zasadach a nie z łaski. To Ty powinnaś zdecydować czy może wrócić , czy Ty to w końcu zrozumiesz ? Nie on .
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 23:15   

samotna, czerwona

Czego jak dotąd nauczył mnie mój kryzys - tzn. do czego doszedłem sam i poczułem, ze to prawda (nie ze powtarzam bezmyślnie za innymi, ale już sam WIEM)

1. Nauczyłem się pokory. Byłem bardzo pewny siebie - mierzyłem życie w ludzkich kategoriach - dzisiaj śmiać mi się chce z mej "pewności". Słucham teraz czasem rozmów innych "pewnych siebie" osób i nic nie mówię, przypominam sobie tylko, jak mnie sie wydawało, jaka to jestem potęga. Kryzys sprowadził mnie na ziemię.

2. Nauczyłem się oddzielać małżonka od człowieka. Pozwala mi to spoglądać na żonę teraz w ten sposób, ze nadal ją kocham i wierzę, iz warto wybaczać i ocalić małżeństwo, gdyby tylko pojawiła się z tamtej strony wola. Żona to żona. Ale widzę mnóstwo złego, które zostało popełnione przez człowieka. Potrafię to oddzielić.

3. Nauczyłem się ze małżeństwo to ciężki i trudny proces. Nie romantyczna wizja dwóch dusz połączonych na wieki w wiecznej szczęśliwości. To proces rozpoznawania potrzeb jednej i drugiej strony oraz nauka komunikacji - przemawiania językiem miłości zrozumiałym dla drugiej strony

4. Nauczyłem się, ze miarą człowieczeństwa jest godność i honor. A najwyższą próbą jest znieść upokorzenia ze strony najbliższej osoby

5. Nauczyłem się że za kryzys ponoszą wine obie strony (z tym było chyba najtrudniej, a jednak). Zaś jedyne co mogę zrobić to rozpoznać swoją część win i próbować zmienić, co było we mnie złe.

6. Nauczyłem się, ze miłość to wybór, nie przyjemny stan podobny do miłego ciepełka w sercu.

7. Nauczyłem się, ze nic się nie da bez Boga. Poczułem wręcz namacalną jego obecnośc !

bardzo pozdrawiam
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 23:17   

dziewczyny ale po co musicie miec wszystko ustalone? ustalone to na co macie nadzieje, ustalone co jest beznadziejne, ustalone czy mąz wróci i ze nie wróci, po co tak kluczycie, kombinujecie,
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-11, 08:15   

Agnieszko ! To nie chodzi o ustalenie, to chodzi o to , by mieć w głowie cokolwiek choć przez chwilę stałego, sama wiesz jakie to są emocje , cały czas od skrajności do skrajności. Kiedy przez wiele dni powoli godzę się w głowie z wizją , że będę sama , że mąż odszedł, wkrótce będę rozwódką , jakikolwiek promyk nadziei ( tylko pytanie na co ?) niszczy moją ciężką pracę godzenia się z sytuacją , z rzeczywistością . Promyk nadziei jest tylko w mojej głowie bo ja nadal jestem sama a on nadal jest z kochanką . Więc to trzeba przyjąć za rzeczywistość i nie szarpać się , że może być inaczej. Mieć relalny ogląd sprawy. Promyk nadziei budzi we mnie niesmak ponieważ wiem , że , tak jak napisał Ketram miarą człowieczeństwa jest godność i honor . Jeśli chcę to zachować winnam nigdy więcej nie spojrzeć na jego twarz - co nie oznacza , że nie powinnam mu wybaczyć ( powoli głęboko gdzieś ten proces się zaczyna). Powinien poczuć konsekwencje swojego działania - i to nie powinien być jego wybór lecz mój. To ja powinnam powiedzieć ,że nigdy nie będziemy już razem, że po takim zachowaniu nie można nigdy zaufać( bo tak jest niewątpliwie) , że nie można bezkarnie zdradzać i oszukiwać. Powinnam cały czas pamietać , że on jest głupim człowiekim a nie tworzyć sobie znów w głowie jego wyobrażenia.Chcę mieć cokolwiek stabilnego, inaczej zwariowałabym. To nie są kombinacje ani kluczenie - to jest próba radzenia sobie z emocjami, które chca mnie rozszarpać cały czas. Po prostu chcę pozbyć się złudzeń bo one do nieczego dobrego nie prowadzą.

[ Dodano: 2008-10-11, 09:24 ]
U mnie sytuacja jest naprawdę trudna , mam po drugiej stronie bezwzględnego nieczułego faceta , który zdradził wszystko , co było nasze wspólne , wspomnienia , młodość, ważne dla nas sprawy , naszą intymność, zdradził i wykorzystał to dla niej , dla swojej przyjemności , dla osiągnięcia swojego celu , kiedy mi to umyka - myślę o nim z rozrzewnieniem to znaczy , że zapominam o faktach ., kiedy to sobie w pełni uświadamiam - mam jasny ogląd sytuacji - nie żyję mżonkami - jest głupi i bezwzględny i nie kocha mnie , jest sprzedawczykiem .
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-11, 09:38   

czerwona napisał/a:
...Promyk nadziei jest tylko w mojej głowie bo ja nadal jestem sama a on nadal jest z kochanką . Więc to trzeba przyjąć za rzeczywistość i nie szarpać się , że może być inaczej. Mieć relalny ogląd sprawy. Promyk nadziei budzi we mnie niesmak ponieważ wiem , że , tak jak napisał Ketram miarą człowieczeństwa jest godność i honor . Jeśli chcę to zachować winnam nigdy więcej nie spojrzeć na jego twarz - co nie oznacza , że nie powinnam mu wybaczyć ( powoli głęboko gdzieś ten proces się zaczyna). Powinien poczuć konsekwencje swojego działania - i to nie powinien być jego wybór lecz mój. To ja powinnam powiedzieć ,że nigdy nie będziemy już razem, że po takim zachowaniu nie można nigdy zaufać( bo tak jest niewątpliwie) , że nie można bezkarnie zdradzać i oszukiwać. Powinnam cały czas pamietać , że on jest głupim człowiekim a nie tworzyć sobie znów w głowie jego wyobrażenia....


moim zdaniem nie szarpac się oznacza ze przyjmujesz jutro za nieznane, ze nie planujesz jutra, ze nie ustalasz ze jutro nic się nie zmieni a jeśli jestes wierząca to możesz i wierzyc w pomoc Boga-ale skoro Ty za Niego już zdecydowałaś jak będzie...mnie w kryzysie nie dawały nadziei jakies przejawy człowieczenstwa z męża strony ale to co czytałam O Bogu, niektóre teksty które szczególnie postawiały mnie do powiedzmy chwiejnego pionu miałam podrukowane i powkładane w torebkach etc zeby zawsze sie wzmacniac., choćby "Jezu Ty się tym zajmij"-Dolindo
Kiedy mąż Tobą pomiata to ta godność i honor oznacza ze sama nie robisz z siebie wycieraczki, nie błagasz, nie usługujesz, nie jęczysz, co innego jak on wraca i prosi o wybaczenie, przeciez to właśnie wtedy Ty decydujesz czego chcesz-byc czy nie byc z nim, a jesli odgórnie uwazasz ze powinno sie kogos takiego odrzucic bo tak sie ogolnie uważa-to czy Ty to decydujesz? czy inni? czy ogólna opinia? Myślę że wybaczyc oznacza ze nie pragniesz aby krzywdziciel ponosił konsekwencje..czesto mówi sie jak można komus zaufac po czyms takim,jak można zyc bez zaufania-widzisz, ja mężowi ufam, identycznie jak kiedys nie wyobrazam sobie aby ponownie zrobił taki numer i w moim przypadku bardziej powinnam starac się wywołac brak zaufania niz zaufanie-bo naturalnie mu ufam i to nie jest dla mnie bezpieczne

[ Dodano: 2008-10-11, 09:41 ]
u mnie sytuacja tez była trudna...te sytuacje są tak podobne
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-11, 09:47   

czerwona cyt.
Jest słabym psychicznie , niedojrzałym człowiekiem , który nie potrafił przetrwać kryzysu , za który owszem - pewnie oboje odpowiadacie. Dojrzały i mądry człowiek wsadza żonę do samochodu i zawozi na terapię małżeństw , jak nie wyjdzie - mówi zrobiłem wszystko , co mogłem , dalej nie dam rady. Gówniarz wsiada do samochodu a na Twoje miejsce wsadza kochankę i udaje maczo.
Widzisz, jak go znam to słaby psychicznie nie jest, jest silny i wiele potrafi znieść, wg. niego, spróbowaliśmy kilka lat temu ( szkoda,że bez terapii), kiedy mieliśmy kryzys, ale jego zdaniem nie wyszło, wróciła szara rzeczywistośc i tyle, a to co teraz robi to próbuje życ po swojemu, chcąc ułożyć sobie życie. Nie chce żeby reszte życia przeciekło mu przez palce u boku osoby niekochanej, z którą życie jest takie byle jakie. Uznał ze ma prawo zarówno i on jak i ja do szczęścia, do ułozenia sobie wszystkiego od nowa i tyle.
czerwona cyt.
Dlaczego uważasz , że jeśliby wrócił - byłoby na Twoją korzyść , resztę życia spędziłabyś na czekaniu kiedy znów odejdzie? Jeśli ma wrócić - to na Twoich zasadach a nie z łaski. To Ty powinnaś zdecydować czy może wrócić , czy Ty to w końcu zrozumiesz ? Nie on .

czerwona, nie widzę zebym cos takiego napisała, raczej chodziło mi o czas, który raczej działa moim zdaniem na niekorzyść, a co do powrotu, wiadomo nie z łaski, bo jaki tego sens. Przede wszystkim sam musiałby chcieć, a potem terapia, budowa wszystkiego od podstaw, ale teraz to tylko dywagacje.

ketram cyt.
Czego jak dotąd nauczył mnie mój kryzys:
1. Nauczyłem się pokory. - ja pokorna byłam i przed kryzysem, co nie znaczy zawsze i wszędzie, ale nawet mąż mówił, ze moja postawa, mówi często : ze przepraszam, ze żyję.
Pewnie powinnam być bardziej harda.
3. Nauczyłem się ze małżeństwo to ciężki i trudny proces. Nie romantyczna wizja dwóch dusz połączonych na wieki w wiecznej szczęśliwości. To proces rozpoznawania potrzeb jednej i drugiej strony oraz nauka komunikacji - przemawiania językiem miłości zrozumiałym dla drugiej strony - Właśnie, mojemu mężowi tego ponoć brakowało i nazwał brak tego wszystkiego niedopasowaniem, a że to ciężka praca, a mojemu mężowi już się odechciało ciężko pracować, zwłaszcza, że jak się nie kocha to po co sie trudzić. Często nazwane to jest jako wypalenie, pustka.Ty kochasz żonę i ten trud bys poniósł, jeśli byś jej nie kochał to pewnie uznałbyś, ze nie warto.
6. Nauczyłem się, ze miłość to wybór, nie przyjemny stan podobny do miłego ciepełka w sercu. - No tak Ketram, miłość to wybór, wybór bycia razem na dobre i złe, a jeśli wyborem jest odejście (nie mylić z chwilowym zauroczeniem) to nie ma miłości.

Agnieszko78,
wiem, ze samo w sobie kluczenie nic nie daje, bo tylko zapętlamy sie co raz bardziej. Nie mniej jednak tak jak czerwona napisała, że w całej tej niepewności w jakiej się znalazłyśmy z dnia na dzień szukamy odrobiny czegoś pewnego, czegoś stałego. Pewnie ma to nam dać odrobinę bezpieczeństwa, które też nagle utaraciłyśmy. To tak jak przy wspinacze, kiedy sytuacja jest krytyczna,wręcz beznadziejna, szukasz jednego być może jedynego punktu zaczepienia, który być może pozwoli na podjęcie kolejnych ruchów, które pozwolą przeżyć.

czerwona,
i nie łudźmy się, na konsekwencje ich działania, często takie typy na cztery łapy spadają, a to, ze my nawet nie powinnyśmy na nich spojrzeć, to jedno, ale czy dla nich ma to jakiekolwiek znaczenie- wątpię, a dla nas cóż to da odrobina satysfakcji....

[ Dodano: 2008-10-11, 10:00 ]
Agnieszko,
cieszę sie że wam sie udało, zawsze, każdy taki obrót z niemożliwego w możliwe rodzi nadzieję.
Mam ją iskierke na dnie serca schowaną, co zrobi Bóg, nie ma pojęcia. Po ludzku odpuściłam, po ludzku zdałam sobie sprawę, ze to koniec. Stanowcze nie, na chwilę obecną zamyka wszystko. Ciągle pomimo wszystko, choc dociera, to nie dociera. czy rozumiecie coś z tego?

[ Dodano: 2008-10-12, 17:23 ]
Proszę powiedzcie jak to jest, jak Wy to rozumiecie - dla Boga nie ma nic niemożliwego - prawda,
ale wiemy też, ze kazdy człowiek posiada wolna wolę. Jeśli modlimy sie o uzdrowienie duszy współmałżonka, o nawrócenie, zrozumienie, o przemycie oczu i o to, zeby wolna wola męża/ żony pokierowała go w naszym kierunku, to biorąc pod uwagę cud, który mógłby sie stać z woli Boga, to czy nie jest to w jakimś stopniu wpływ Boga właśnie na tą wolna wolę człowieka poprzez doświadczenia, poprzez zrozumienie, nawrócenie .... .
Nie wiem czy dośc jasno zapytałam...
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 08:25   ... tak to prawda, to cała prawda

Boli bardzo ten fakt a może myśl, że się nie sprawdziłyśmy, że ja się nie sprawdziłam
Że przyszedł ktoś lepszy, fajniejszy, ładniejszy , madrzejszy .... itp.
Ja tracę nadzieję, że on wróci... bo powiedział córce , że remontuje juz mieszkanie swoje i tej drugiej ...
poczucie winy mnie zabija, chciałbym przestać istnieć ...
ból przenika mnie do duszy .... on taki swięty, wierzący ...
 
     
agnieszka78
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 09:00   

Samotna, czy rodzimy sie z ukształtowaną wolą co do wszystkiego? mamy juz ustalone w głowce jaka jest nasza wola, co chcemy? nie, prawda? bo naszą wolę kształtuje to co nam się przydarzy, to czego doświadczamy, nie wiem czy ta przypowieśc jest w Ewangelii czy jej źródłem jest objawienie, o tym jak Jezus wraz z uczniami był w gościnie u jakiegoś małżeństwa, mówili mu ze ich syn jak dorosnie bedzie się uczył w mieście etc, że gospodarstwo jakie prowadza pozwoli go wyuczyc, kiedy Jezus opuscił domostwo zesłał na ich gospodarstwo jakąs katastrofe co zniszczyła ich materialnie-zdziwionym uczniom tłumaczył ze syn zepsułby się moralnie w mieście,
czyż wola rodziców nie zmieniła sie pod wpływem sytuacji?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 09:43   

Samotna............. stawiasz pytanie bardzo głęboko dotykające istoty wolnej woli i związanych z tym konsekwencji, bo piszesz:
":" to biorąc pod uwagę cud, który mógłby sie stać z woli Boga, to czy nie jest to w jakimś stopniu wpływ Boga właśnie na tą wolna wolę człowieka poprzez doświadczenia, poprzez zrozumienie, nawrócenie .... .
Nie wiem czy dośc jasno zapytałam..."

Czy jest to cud?? nie wiem....wiem tylko, że są konsekwencje każdego czynu,prawie każdego wypowiedzianego słowa,nawet prawie każdeju mysli.
I czy konsekwencje są ingerencją Boga w człowieczeństwo??Na wolna wolę???? Sądze ,że jest pośrednio poprzez danie możliwośći odczuwania konsekwencji.
Ale czy każdy człowiek chce i jest otwarty na konsekwencje??
Czy te konsekwencje odbiera jako efekt swoich poczynań????
Czy może chce tylko zepchnąc je na kogos innego..............

Samotna............. ja odczytałem tą Twoja myśl jako pytanie o Twojego partnera..........

Z własnego doświdczenia wiem że do pewnego poziomu konsekwencje dają się niwelować,dają się lekcewarzyć,dają się manipulować.
Potem następuje dośc gwałtowny przyrost bólu,sa coraz bardziej przykre.
Ale jest jeszcze jeden aspekt tego............ nie wszyscy tak odczuwaja,albo inaczej...............nie wszyscy tak sa w stanie zinterpretować konsekwencje.
A Bóg pozwala na to, abysmy odczuwali konsekwencje,ból,pozwala nam na widzenie bólu innych w związku z naszymi uczynkami.
Ale czy my zawsze chcemy to widzieć? Czy nasza pycha,nasz egocentryzm nie jest nastawiony na zaspokajanie naszych żądz?naszych instynktów?

Samotna.... utozsamiając sie z postem Ketrama piszesz:
"ja pokorna byłam i przed kryzysem, co nie znaczy zawsze i wszędzie, ale nawet mąż mówił, ze moja postawa, mówi często : ze przepraszam, ze żyję.
Pewnie powinnam być bardziej harda. "

Czy to była na pewno pokora??? Czy może bardziej podświadome manipulowanie?? a może poprostu poczucie winy?może nieadekwatne do rzeczywistości poczucie własnej wartości??
Przepraszanie że zyjesz ma mało wspólnego z pokorą.

Paloma........... przyszedł............. ale czy lepszy??? czy ładniejszy????czy fajnieszy????? czy madrzejszy?????

Dziewczyno..... to tylko chwilowe Twoje oczuwanie,Twoja projekcja.Bo zostałas zraniona w swoim wyobrazeniu,w wyobrazeniu męża.Mąż sam sprofanował swój obraz w Twojej wyobrażni............ Ty tylko poddajesz sie wyobrażeniom.
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 10:54   

Witajcie, mnie bardzo podoba się tekst , który przeczytałam u Chapmana, że póki żyje Twój małżonek będzie i żyć nadzieja. Nie wiemy, co jest nam pisane, ale jeżeli będziemy kroczyć przez nasze życie z Chrystusem to napewno nie zginiemy. Już rozumiem co to znaczy czekać nie czekając.
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 11:01   idealna to ja nie byłam...

Masz rację nałogu... z tymi manipulacjami
człowiek ( tu: ja) manipulowałm mężem ale czy zawsze ? nie ! raz świadomie raz nieświadomie, chciałam tylko żeby mnie kochał tak samo jak na początku
wołałam o miłość, zainteresowanie .... ale było tylko wzruszenie ramionami lub milczenie
to raczej była prowokacja , aby coś powiedział, zareagował , bo obojetność i milczenie doprowadzały mnie do szału...
nie chciał podjać żadnej rozmowy na nasz temat latami ... praca na okragło (kilkanaście godzin dziennie) a potem przytrafiła sie koleżanka z pracy , jego podwładna
dlaczego latami nic nie mówił , ze ma kochankę... wiedziałam że z kimś się spotyka, ale na moje zapytania kto to jest odpowiadał tylko : to moja sprawa. przeciez kochaliśmy sie wtedy jeszcze fizycznie, rozmawiliśmy o córce, zakupach itp.
i jak miałam ratować małżeństwo , jak on sam sie oddalał; żadne zaproszenia za weekendy małżeńskie nie interesowały go, rozmowy ze mną też....
po kilku latach dowiedzieć się że ma kochankę i z nią dziecko prawie roczne
a przecież prowadził kiedyś seminaria odrodzenia zycia chrześcijańskiego, ewangelizował w więzieniu .... przeżył bardzo gwałtowne nawrócenie, oddał życie Jezusowi ... i co ? dlaczego dla niego teraz nie ma to znaczenia... a mozę am tylko nie wiem ... on jedno wytłumaczenie : w domu było piekło, a on chce spokoju ..... w domu nie chciało mu sie remontować , a teraz u kochanki jest pierwszy do tego
na poczatku mówił, ze chce mieszkać osobno aby sie nie kłócić (kłamał), potem , że u kogoś innego, w końcu wyciągnęłam od niego prawdę ( ale czy całą)
nawet nie powiedział: przepraszam
a przecież znaliśmy się przed ślubem 4 lata, to nie mało; 16 lat małżeństwa .... dla niego: "stało się, koniec i kropka. "
kocham Go nadal więc tak to boli aż do głębi duszy
a on proponuje współną wigilię z kochanką, bo P. Saleta tak robi (?) :mrgreen:
czy ja jestem nienormalna czy on sie czuję nie tak???
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-13, 12:18   

Paloma,
czy ktoś ładniejszy, mądrzejszy. lepszy - zadajesz pytanie. Nam poranionym wydaje sie, ze tak skoro zostałyśmy odrzucone(odrzuceni), ale myślę, ze ten ktoś poprostu jest inny, nowy, intrygujący. To ktoś, kto może ich zdaniem dać im to czego myśmy nie byli w stanie dać. To z pewnością boli, ze wspólne lata i te dobre i te złe zostaja przekreślone jedną gruba kreską. Koniec i już.

nałóg,
moze źle porównałam pokorę z przepraszaniem, ale rzeczywiście czuję pokorę w sobie.
Wszelkie doświadczenia życiowe, cierpienie, choroby uwrażliwiają. Podobnie u mnie poprzez pewnego rodzaju chorobę spokorniałam, to cierpienie przez które teraz przechodze myslę, ze jeszcze ją ugruntuje i myśle, też że rzeczywiście ma to też związek z niskim poczuciem wartości.
Jeśli chodzi o manipulowanie mężem to tu bym sie nie zgodziła.

Dziękuję za Twój pogląd odnoście wolnej woli i wpływu Boga na wolna wolę człowieka.
Fakt jeśli następują konsekwencje czynów, słów, myśli - to czy zostaną właściwie zinterpretowane, własciwie odebrane.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8