Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie (także po rozwodzie i
gdy współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki), którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat  PolczatPolczat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
straciłam nadzieję
Autor Wiadomość
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 00:04   

samotna napisał/a:
Powiedz mi prosze co zrobić, kiedy wkrada się zwątpienie.

Zwątpienie to inaczej brak nadziei.
Odzyskaj Nadzieję w Chrystusie:
"POKŁADAM W PANU UFNOŚĆ MĄ"

Samotna, Ty wciąż masz nadzieję na coś, co wymyślasz sama... i porażka na emocjach..
Spróbuj zanurzyć się w Chrystusowej Nadziei, a ta różni się od ludzkiej.

Posłuchaj rady świętych - popatrz na obraz Jezusa Miłosiernego, a tam jest podpis JEZU, UFAM TOBIE
bo widzisz - słowa "Jezu, ufam Tobie" świadczą
o niczym innym jak o tym, że my ufamy już Jezusowi, a nie że chcemy dopiero tą ufność nabyć.
Jezu, ufam już. Nie modlimy się "Jezu, chcę ufać" lub "Jezu, naucz mnie ufać"
Ten kto się tak modli, to znaczy, że ufa - musi jedynie złapać kontakt ze swoim zaufaniem Chrystusowi.

Złapać kontakt ze swoim zaufaniem do Chrystusa.

Pewnie mnie w tej chwili nie rozumiesz, ale nie szkodzi,
nie musisz rozumieć, aby uwierzyć,
tylko
musisz uwierzyć, aby zrozumieć.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 00:13   

tak Elzbieto,
i znów masz rację. Wiele pracy nade mną i nad moją wiarą.
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-25, 00:26   

O wiarę, o miłość, o wszystko możemy prosić Chrystusa.
Do kogo pójdziemy?

"Panie, do kogóż pójdziemy dziś? U Ciebie jest uzdrowienie"
Znasz tę pieśń?

Jezu, ufam! Tobie.
Nie chcę ufać słabemu człowiekowi, tylko najpierw zaufam - a przecież ufam już - Tobie!
Jezu, ufam Tobie.
Popatrz na Jezusa i idź po plaster miodu do Niego i od Niego dla swojego serca.
Potem dasz mężowi - jak uleczysz - MIŁOŚCIĄ CHRYSTUSA - uleczysz siebie.
Poczytaj też o uzdrowieniu Miriam umiesciła parę dni temu. Poszukaj, wydruj sobie, poczytaj. Ważnie rzeczy.
Poczytaj o przyjaźni - "Przyjaźń jako mur obronny" księdza Dziewieckiego.
Warto walczyć o swoje serce.
O przyjaźń, o wartości, o dobre czyny swoich rąk.

Samotna, jeśli chcesz innym dawać swoje zranione serce, co dla Ciebie zostanie?
Nie dawaj nikomu zranionego serca. Tylko serce NAPEŁNIONE MIŁOŚCIĄ OD JEZUSA.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 17:52   

Elzbieto,
mój mąż wszystko odrzuca.

Dociera do mnie, ze to faktycznie koniec, ze absolutnie nie ma szans ani nadzei na uratowanie nas w naszym małżeństwie. Mój mąż jasno to określił. Odbyła sie rozmowa naszych przyjaciół z moim mężem. Potwierdził, ze drugi raz do tej samej rzeki nie wejdzie. Jest to decyzja kategoryczna i nieodwracalna, ze chciałby ułożyć sobie jeszcze życie i jest otwarty na nowe znajomości, ze chce miec prawdziwą partnerkę, - przyjaciółkę która go będzie rozumiała i że to co było miedzy nami to nie to, bo nie pasujemy do siebie i czuł, ze ja do pewnych zachowań się zmuszłam, obrażałam, a to wszystko co powinno być pomiędzy dwojgiem ludzi to naturalnośc, spontaniczność i wszystko to co łączy, a nie dzieli, to jest to coś, czego między nami nie było. Powiedział, ze zna mnie i siebie i wie, ze ani ja ani on sie nie zmienimy. Ponieważ nie zaznał w domu ciepła rodzinnego, nie ma już rodziców, poszukuje kogoś kto mu da to ciepło, zrozumienie, szczęście.
Swoją decyzję radykalną dobrze przemyślał i nie ma od niej odwrotu i nie chce już na ten temat rozmawiać. Uważa temat za zamknięty. I jeśli będą ze mna rozmawiać, mogą powtórzyć to co powiedział. Nie przyznał sie, że kogoś ma, ale ze jest otwarty na nowe znajomości i tyle. Nie mniej jednak widzę,ze z kimś spędza noce przy komputerze.
Ktoś bliski komu dzisiaj powiedziałam, o trwaniu takim jak my, o naszej wierze, nadziei na ratowanie małżeństwa, popatrzył na mnie z naiwnością w oczach, ze owszem to wybór kazdego z osobna i decyzja o zyciu w celibacie, ale mozna było wyczuć, ze to jest samobiczowanie sie i trwanie w jakiś złudzeniach na powrót osób, które z własnej woli odeszły. Owszem, ze zdarzają się powroty, ale to mały odsetek i jeszcze w sytuacji, kiedy zdarzy sie jakiś amok, zauroczenie chemia, która mija i otwiera się oczy, ale w sytuacji, kiedy coś nie grało już wcześniej i jest to przemyślana decyzja i skoro juz na tym etapie nie czuje straty, to marne szanse i czas działa na nasza niekorzyść. po ludzku ciężko się
z tym niezgodzić, a na mówienie, ze może jeszcze da się uratować moje małżenstwo niemalże pukają sie w czoło i radza czym prędzej odcinać sie emocjonalnie, przyjąc do wiadomości, i próbować układać sobie zycie na nowo, być może jeszcze piękniej i lepieji że po czasie mogę nawet być z tego faktu po ludzku szczęsliwa, moge też jak zostało to powiedziane umartwiać się, ale to mój wybór. Zasugerowano też, ze jakiekolwiek zmiany, które poczyniłabym zarówno pod względem wyglądu, oraz pracę jaką włożyłabym na zmiane sposobu zycia i charakteru, mogą wcale nie wywołać w mężu jakiegokolwiek poruszenia w sercu, bo on na mnie jest juz zamkniety, za to dla kogoś taka jak stoję mogę być osoba, na którą warto zwrócić uwagę. Zreszta w którejś z rozmów mój mąż tak tez dał do zrozumienia, ze cokolwiek bym już nie zrobiła w sensie zmian pozytywnych oczywiście, to i tak nie miałoby dla niego juz znaczenia, bo jest za juz za późno. Koniec.
Przepraszam, ze sie wyżaliłam i wylałam to z siebie, bo targają mną emocje i ciągle nie moge pogodzić się z tym co sie stało. Tak bardzo pomimo wszystko chciałabym uratowąć moje małżeństwo, ale niestety jestem w tym po ludzku sama, bo ze Bóg jest ze mną to wiem, ale też wiem, ze wola Boża moze różnić sie od mojej.
Czytająć archiwum natknełam się na takie o to zdanie (dowcip), na pytanie, której to modlitwy ma wysłuchać Bóg? Wyobraźmy sobie dwie druzyny, które modlą sie o zwycięstwo, której modlitwy wysłucha Bóg, jesli dwóch bedzie remis. Co w naszej sytuacji to nam daje?
Proszę o wsparcie, bo mój mąz to twardza sztuka, silna osobowość i wie czego chce.
Czy wypada w mojej sytuacji miec jeszce iskierkę nadziei?
Czy poprostu nie odpuścić, ale nie tak, ze odpuścić, a w myslach i modlitwie wierzyć w uzdrowienie, ale tak zupełnie dać sobie spokój.
Boże co zrobić z tą miłością?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 18:32   

asmotna...piszesz:"Zasugerowano też, ze jakiekolwiek zmiany, które poczyniłabym zarówno pod względem wyglądu, oraz pracę jaką włożyłabym na zmiane sposobu zycia i charakteru, mogą wcale nie wywołać w mężu jakiegokolwiek poruszenia w sercu, bo on na mnie jest juz zamkniety, za to dla kogoś taka jak stoję mogę być osoba, na którą warto zwrócić uwagę"

A czy nie warto zmienić sie dla siebie???? I te z charakterem ?,i te w wyglądzie?????
Zreszta wszelkie zmiany czynione dla kogoś maja zwykle krótkie nózki.
Bo wyobra zsobie że zmieniasz sie dla meza............ zmieniłaś sie dużo....... i nagle mąż lub ten dla kogo sie zmieniałaś lekceważy Twoje zmiany......... I co wtedy????? Powrót do starycghc zachowań,wygladu,poglądów?????
Samotna................ warto zmieniać sie dla seibie,dla i po to aby pogodniej i lepiej życ,lepiej znosić to co lata i życie niosą..........
Pogody Ducha
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 19:16   

tak nałóg masz racje,
zmian należy dokonywać dla siebie, rzeczywiście stanełam w miejcu tak bylo dobrze, teraz dostałam po głowie i nawet się cofnełam. Powoli muszę dorastać, poukładać wszystko, wiedziec przede wszystkim co chcę zmienić i czego od życia oczekuję. Wszystko jest jeszcze bardzo świeże, bolące. Trudno pozbierać myśli. czas powoli zrobić remanent w sobie - trudne to bedzie, ale konieczne. wiem, ze długa i ciężka droga przede mną.
dzięki za odzew.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 19:27   

Samotna...... każda,nawet najdłuższa podróż zaczyna sie od 1 kroku. Czasami ten 1 krok jest tak cięzko zrobić............. bo boli,bo ciemna przyszłość,bo lęk przed przyszłością............... Ale -jak sama piszesz-"wiem, ze długa i ciężka droga przede mną." ,długa ,pewnie na dziś wydająca sie bardzo wyboista i cierniowa .
Ale juz wiesz że nie ma powrotu do wczoraj,bo juz "wczoraj "odeszło w historię,juz na "wczoraj" nie masz wpływu.Jak możesz to oddaj "wczoraj" historii ,czy Bogu, zaimij sie dziś............ na dziś masz wpływ.Nawet wtedy gdy wydaje się że znikomy.......ale masz....... nie jesteś bezradna.
Weszłaś tu,napisałaś swój post,wyżaliłaś się.
Po to jest to forum.
Wiesz,jest takie powiedzenie,że jak podzielisz się swoim smutkiem czy radością z drugim człowiekiem to tak jakbys połowę ciężaru oddała.
Pogłaskaj siebie dziś ,pogłaskaj po główce dziecko w sobie,siebie.
Pogody Ducha Samotna................... nie jesteś samotna............
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 19:40   

głaszczę i płacze, bo przespałam, bo wielu rzeczy nie zrobiłam. Wiem, czasu nie cofnę i tym wiekszy ból, ze staciłam miłość swojego życia bezpowrotnie, wiem, ze nadzieja umiera ostatnia, a tak bardzo chciałbym uczepić sie chocby rąbka nadziei, ze moze jednak....
i ból, ból, że nie jestem ta osobą po 16 latach w zwiazku, a 18 razem. Ciężko mi tak bardzo, ze dech zapiera, tymbardziej, ze mąż ma szacunek dla mnie i mówi ze wspaniałą jestem kobietą, ale nie dla niego. tak bardzo pragnęłabym zeby otworzył swoje serce dla mnie, a jednocześnie racjonalnie biorąc to co mówi i czuje nie bedzie to możliwe. Ciężko mi bo gdybym tą wiedzę miała kilka miesięcy wcześniej....
gdybym, gdybym....,
i jeszcze wiekszy ból....,
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 21:16   

Samotna ! Wybacz , może będę brutalna ale : po pierwsze - żadne Gdybym , gdybym , nie daj się wpędzić w poczucie winy ! wszystkim już tu pisałam , że ci , co odchodzą zawsze manipulują drugą stroną , żeby uwolnić się od uczucia : jestem wrednym kretynem , który rozbija małżeństwo , nic nie myśl, że gdybyś wcześniej to coś tam..To nie jest prawda , nie ponosisz winy za to , co on robi. A moim niestety zdaniem , za całą sprawą stoi osoba trzecia . wiesz dlaczego - dlatego ,że ja słyszałam identyczne gadki szmatki , identyczne ! Opowieści , że byłam złą żoną , że temat zamknięty , że gdybym się zmuszała do jakichś zmian to byłoby tylko sztuczne a on oczekuje spontaniczności , że to powinno wypływać ze mnie . BREDNIE . Jedyną przyczyną była inna baba , co wyszło prawie natychmiast . Teraz już tych bredni nie powtarza . Oni przy odejściu sami muszą sobie wbijać do głowy , że temat zamknięty itd. bo boją się własnych wątpliwości. To , że siedzi przy komputerze potwierdza mnie w moich przekonaniach - mój robił identycznie , siedział przy komputerze po nocach . powinnaś pokazać mu siłę , nie słabość , nie prośby i płacz , to NAPRAWDĘ działa w drugą stronę , tylko ich odstręcza , siła ich przyciąga . Ale taka autentyczna siła , wypływająca z Twojego przekonania, że dasz sobie radę . Wiem , że go kochasz , wiem to , ale cierpienie czasami jest budzące nas . Mną też cały czas targają sprzeczne uczucia - z uległością walczę strasznie , ze złością - staram się , ale te emocje cały czas są - ozdrowienie przyjdzie , kiedy wygasną ale to będzie długa i katorżnicza droga , kiedy już wymiękam ( pisałam to wcześniej , mówię : Tobie to zawierzam i niech się dzieje wola Twoja , ja tego nie rozumiem ale jakiś sens musi w tym być , może początek dobrego ) Ale cierpię do samych trzewi , na przestrzał , w dzeń i w nocy , kiedy jestem sama i kiedy jestem wśród ludzi . A on nie jest wart nawet jednej minuty tego cierpienia - tylko jak wygrać z samym sobą ?

[ Dodano: 2008-10-09, 21:21 ]
Ach ,i jestem dumna z jednego , że dotychczas chyba tylko dwa razy prosiłam o uzdrowienie małżeństwa - w chwilach największego zwątpienia i słabości . Ja chcę zachować swoją godność a to oznacza : temat zamknięty i dlatego proszę tylko o siłę , by to przetrwać.Jak pisałam - druga strona musiałaby doznać olśnienia . Ja chcę przede wszystkim siły by przetrwać tą traumę. I by się nią wzmocnić. Nie powinnam pisać tego na tym forum - ale takie jest moje podejście , nie idealizujcie drugich stron - spójrzcie na nich oczami innej osoby - co poradzilibyście sami sobie ?Czy z kimś takim chciałbym jeszcze żyć , czy potrafiłbym żyć ?
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 21:22   

czerwona zadzwoniłabym do ciebie, tylko nie podam ci tu nr tel. , a Ty masz ciągle nie aktywne prywatne wiadomości
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 21:25   

Ok, postaram się je uaktywnić . Jak mi się uda - dam Ci znać.

[ Dodano: 2008-10-09, 21:33 ]
Samotna , chyba się udało , czyli czekam na wiadomość?
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 21:38   

czerwona,
pod moim postem wcisnij PW i wtedy będziesz miała mozliwośc - wyślesz mi prywatna wiadomość z nr tel. oddzwonię
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-09, 21:41   

Już wysłałam , czekam
 
     
Małgorzta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 10:47   

Samotna tylko wtedy kiedy cierpienie oddasz Jezusowi to poczumesz, że On je za Ciebie dźwiga.
Ja zostałam strasznie poniżona i po ludzku nie wytrzymała bym tego wierz mi.
I co, ja tego wogóle nie czuje, mnie to nie boli i co najlepsze dalej mam nadziję, że jeszcze będzie mnie nosił na rękach, to jest niesamowite.
Chrystus wlewa nadzieję, w naszę serca, nie po to, aby ją zmarnować zaufaj mu my już nic nie możemy, to tylko Chrystus może wszystko.
Mnie kiedyś siostra męża zapytała i co Ty robisz? Co czekasz na cud? Chodziło o to, że się modlę i co mi to da. Ja jej odpowiedziałam "tak wierzę w cud" i dziś mimo tyle bólu nie boje się mówić "tak wierze w cud", Chrystus po przez modlitwę już uczynił cud w moim życiu, już przemienił moje życie.
A mąż, on, aby usprawiedliwić swoje złe zachowanie, aby zagłuszyć swoje sumienie będzie Cię obrażał. Nie martw się, ofiaruj to Jezusowi, a On Cię poprowadzi On zacznie układać, a Ty wszystko zniesiesz. Polecam lekturę Chapmana www.tolle.pl i www.odnowa.jezuici.pl
Pozdrawiam
JEZU UFAM TOBIE!
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-10-10, 12:25   

Małgorzato,
dziekuję za dobre, pocieszające słowa. oddaje Bogu moje małżenstwo, ale po ludzku zero nadziei. Tak definitywne odrzucenie ciężko dźwigać. Jestem zła, bo te wszystkie zarzuty w moim kierunku, są po to by usprawiedliwić swoje nieodpowiedzialne zachowanie. znudziło sie takie "byle jakie życie", a pod płaszczykiem tego wszystkiego, czuję osobe trzecią, standadrowe teksty i poczucie, ze jest sie okłamywanym, bo na powiedzenie prawdy twadziela na obecna chwilę nie stać, a właściwie może i stać, ale po co, wszystko musi być zrealizowane zgodnie z planem, po cichu, przeciągając w czasie, ze niby nie inna baba jest tego powodem, a tylko to to co zarzucił mi i naszemu małżeństwu, ale cóż gdyby tego sam nie szukał i nie zaakceptował to i panienka nie miałaby szans, a skoro sam tego chce i tak radykalnie sie ode mnie odcina tzn. że tak na prawdę mnie nie kochał. Ktos kto kocha takich rzeczy nie robi. Cóż pragne cudu, ale rozsadek mówi mi ze skoro zrobił taki numer, a kryzys kilka lat wcześniej niczego go nie nauczył to i teraz marne szanse. wszystko chce zrobić zgodnie ze swoim planem. Mnie ma za pipenkę wierna, czekającą, która przyjmnie z otwartymi ramionami choćby nie wiem co by zrobił. czy takie kobiety sie szanuje? Nie, idzie sie do takich z charakterm, co czasami dopiero chwycą za pysk. Nie doceniaja wierności, uczciwości, oddania, dla nich to oznaka słabości. Te drugie potrafią robić to i dać to czego my rzekomo nie chciałyśmy, bądź nie umiałyśmy dać. takie tam niedopasowanie.
Modlę sie o siebie, o siłę, zeby już więcej nie okazać słabości, ale nie z myslą, ze przemyśli i wróci, o nie on juz to dobrze sobie wymyślił i znam męża, choćby sie sto razy sparzył to duma i ambicja nie pozwoli mu na to by chcieć do mnie kiedykolwiek wrócić i to po takich deklaracjach wśród ludzi, ze absolutnie, kategorycznie nigdy juz nie bedziemy małżeństwem. Jestem zła na siebie, ze czasami brakuje mi odwagi, zeby jeśnie wielebnego męża nie urazić i chodze koło niego jak koło rozbitego jajka, a mam ochote wygarnąć, udowodnić, poprosić o jak najszybsza wyprowadzkę, dla mnie, dla siebie, zebym juz nie musiała patrzeć. Nie myśle ze to byłby dal niego jakiś wstrząs, który cokolwiek by zmienił, bo decyzje swoja juz podjął, ale myślę, ze dla siebie, może choc w części poczułabym do siebie odrobine szacunku. wacham sie, ale mysle o tym (dzieki czerwona - dzis troche więcej siły, a nie płaczu - stało sie i trzeba przyjąć stan rzeczy jako fakt, czy odwracalny? Bóg raczy wiedzieć, na obeną chwilę nie.)
Na co w moim przypadku można liczyć? Myslę, ze mój mąż nie zbłądził, to my tutaj to sobie tak tłumaczymy, ze chory - to swiadomy wybór dorosłego człowieka, który postawił wszystko na jedna kartę, by w zyciu jeszcze coś ugrać dla siebie. Owszem ryzyko, a może już nie, ale dobrze wiemy, ze kto nic nie robi ten sie cofa, ten co zmienia, próbuje idzie do przodu. Tak po katolicku to my wiemy, ze źle robi, ze to jest nie w porzadku, ale nie nam sądzić, tylko Bogu, zważywszy, ze Bóg kocha kazdego to i wybaczy w ostateczności zdadzaczom, jeśli chocby na łozu śmierci wyznali grzechy i pojednali sie z Bogiem, bo większy pozytek z jednego nawróconego niewiernego, niż z nas dziesięciu. Czyż sie mylę, jeśli tak to mnie wyprostujcie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9